Re: Cukiernia "Słodkie Bułeczki"
16Codzienne wędrówki Dibby'ego w celu zdobycia prowiantu dla wybrednej kotki są w "Słodkich Bułeczkach" już znaną tradycją. Wesołek zjawia się wieczorami w kuchni, w której czekają na niego już naszykowane resztki. Okruchy różnej wielkości zgarnia w kolorową szmatkę, a mleko nabiera w metalowy kubek. Zazwyczaj udaje mu się wcześniej zdobyć skrawki mięsa, bądź kilka łyżek gęstego sosu, które lądują na płaskim talerzu. Kucharze przygotowują specjalnie obiady dla Mamy Jipke i pracowników. Dibby'emu wystarczy cienka zupa i kilka kromek ciemnego chleba, które zjada w samotności przesiadując na parapecie lub w pobliżu gorącego pieca.Jak zwykle szedł pogrążony w zagmatwanych myślach. Nic dziwnego zatem, że drzwi wzięły go z zaskoczenia. Na szczęście udało mu się ocalić zarówno kocią kolację, jak i uchronić twarz przed mocnym uderzeniem. Niespodziewane zajście podsumował krótkim och, spoglądając na zakłopotaną Arryn. Pachniała świeżością. Mięta w przyjemny sposób podrażniła nozdrza Wesołka, a szałwia i lawenda przypomniały mu życie na wsi. I siny skalp, na którym zaciśnięta była silna męska dłoń. Dibby kiedyś rozmawiał z elfką. A właściwie skomplementował jej zgrabne uszy. Pamiętał, że na początku była oburzona, czym bardzo go przeraziła, ale później wesoło się roześmiała, stwierdzając, że takiego komplementu jeszcze nie doświadczyła. Teraz jej uśmiech był inny, na szyi widać było kilka wilgotnych kropelek, a jej oczy szukały już wyjścia.— Nic się nie stało. Ładnie pachniesz — powiedział, spoglądając to na elfkę to na mleko, po którym rozchodziły się malutkie kręgi.Arryn uśmiechnęła się i wyminęła Wesołka, zmierzając niespiesznie ku wyjściu. Dibby uspokoił rozedrgane dłonie, spojrzał po raz ostatni na oddalającą się dziewczynę i poszedł zaserwować wyczekiwaną kolację. Demetii nie było na poddaszu. Chłopak ustawił naczynia w zwyczajowym miejscu, żeby następnie położyć się wygodnie i oddać rozmyślaniom. O szałwii i lawendzie. Sen był równie niespodziewany, jak otwierające się drzwi. Teraz Dibby błądził wśród kwiecistych łąk. W oddali widział skrzące się jezioro, które raz po raz zmieniało swoje położenie. Na niebie widać było zarówno słońce, jak i księżyc w towarzystwie gwiazd. Zmęczony i zdezorientowany położył się wśród wysokich traw. I szkła. Wbijało się w jego plecy, właziło głębiej, tnąc mięśnie, drążąc kości. Ostre drobiny były niczym wygłodniałe zwierzę chcące dobrać się do najsmaczniejszych organów. Jednak nie było bólu, towarzyszył mu wyłącznie strach i niespodziewanie utracony oddech. Ktoś wyrwał powietrze z jego płuc. Ruszał ustami niczym ryba wyrzucona na brzeg. Nad nim stał jakiś cień. Dziwna zjawa ubrana w ludzką skórę. Cień miał usta, poruszał nimi, jednak zamiast słów słychać było tylko pobrzękiwanie metalu... Obudził się. Spojrzał na swoją kotkę, która siedziała obok przewróconego kubka. Dibby uśmiechnął się, podrapał czubek głowy i postanowił zebrać brudne naczynia. Nie miał najmniejszego zamiaru podpaść kucharzom.Idąc słabo oświetlonymi korytarzami, Dibby rozmyślał o swoim śnie. Nie zauważał mijanych przedmiotów, nie zwracał uwagi na skrzypiącą podłogę. W porę wyłapał ruch przed sobą. Szczęście mu dzisiaj sprzyjało. Arryn, tym razem bez zapowiedzi w postaci szarżujących drzwi, pojawiła się w towarzystwie nieznanego Wesołkowi mężczyzny. Przypominał mu czarnego drapieżnego ptaka, który zdołał ukraść jakiejś bogatej damie szykowane złota. Nie spodobał się Dibby'emu. Chłopak zatrzymał się z zamiarem wycofania. Do kuchni prowadziła jeszcze inna droga, a Wesołek nie miał w zwyczaju przeszkadzać dziewczętom. Mama Jipke nie lubiła, gdy ktoś wałęsał się, podczas gdy pracownice "Słodkich Bułeczek" zajęte były przyjmowaniem wieczornych oraz nocnych bywalców cukierni. Jednakże słowa tajemniczego jegomościa wybrzmiały w ciekawym dla chłopaka tonie. Znać w nich było upór i ukryty nakaz, może i gniew podsycany strachem. Każdy wiedział, że lęk bywa iskrą, mogącą przerodzić się w płonące stosy. Obrócił głowę, widząc jak mężczyzna wyciąga rękę. Dibby zgrzytnął zębami, kiedy mężczyzna złapał chcącą odejść Arryn. Wydawało się, że nie przywykł do sprzeciwów. Wesołek nie miał pojęcia, o czym rozmawiali. Proroctwo, porwania, skorupka i motylek? Gdy nieznajomy odszedł a Arryn spojrzała przed siebie, jej wzrok napotkał spojrzenie Wesołka. Było ciemno, a jego oczy przysłaniały włosy, jednak nie miała wątpliwości, że dostrzega w nich troskę. Podszedł do niej powoli i niepewnie.— Gdybyś była dla niego motylkiem to by tak mocno nie złapał — powiedział cicho Dibby, wskazując na rękę elfki.Powstrzymał swoją ciekawską magię, która już próbowała zapuścić wici i dowiedzieć się jakie tajemnice skrywa dziewczyna oraz co łączy ją i tego drapieżnego pana. Mama Jipke nadal mawia mu, że czasami lepiej nie zaglądać do obcych głów, skoro nawet w swojej ma się pewne znaczące niejasności. Spojrzał na niesione w rękach naczynia, zastanawiając się, co powinien powiedzieć. W końcu przełamał się i zapytał:— Pomóc ci w czymś?Zazwyczaj słowa Wesołka były wypowiadane spokojnie, cicho, niczym od niechcenia. Tym razem słychać było w nich pewność i zdecydowanie. W końcu Dibby lubił pomagać.