Droga na Wschód

1
WCZEŚNIEJSZA CZĘŚĆ HISTORII TU Nazywanie tego czegoś "drogą" to i tak dość duże nadużycie. Jest to jedynie pewna umowna trasa, którą podążają karawany i wszyscy podróżnicy kroczący pomiędzy Wschodem i Zachodem Urk-hun. Biegnie ona szlakiem oaz znajdujących się na tej bezlitosnej pustyni skwierczących piasków. Nie jest to wcale trasa najkrótsza, ale z całą pewnością najbezpieczniejsza. Przebiega wzdłuż Rzeki Bólu i omijając Czarne Mury skręca na wschód, zmierzając do górniczej osady Wushoh będącej ostatnim miejscem, gdzie można przygotować się do podróży przez spaloną słońcem pustynię. Na wytrwałych jednak czeka nagroda: Karlgard bowiem warty jest jest tej całej męki... [opis skonstruowany na podstawie mapy.]

Właśnie w podróż do tego Klejnotu Pustyni wybierają się kupiec Rashudi wraz z całym swym dobytkiem, oraz jego przewodnik - ork Bruudz'th.

Re: Droga na Wschód

2
Bruudz'th kroczył żwawo, ciesząc się w duchu z opuszczenia zatłoczonego miasta. Maszerował lekko i sprawnie za nic mając skwar lejacy się z nieba. Cieszył się że znów jest w drodze, nie czując nawet pustynnego pyłu, który pchany podmuchami wciskał się do oczu, ust i nosa.
Droga prowadziła wzdłuż Rzeki Bólu. Ork miał nadzieję załapać się wraz z kupcem w pobliskiej przystani na rejs lokalnych przewoźników. Ich płaskodenne łodzie znakomicie dawały sobie radę nawet płynąc pod prąd rzeki. Kosztowało to zawsze kilka monet, ale przewoźnicy płyną nawet w nocy pokonując drogę pod Czarne Mury szybciej niż tutejsze oddziały konnych. Fantastyczny układ, ty dajesz odpocząć stopom, a wędrówka obywa się sama.
W tej części wyprawy Bruudz'th mógł sobie jeszcze pozwolić na rozkoszowanie się okolicznościami. Na szlaku widać sporo kupców, handlarzy, wszechobecnych pielgrzymów i żebraków. Ciężej robiło się z dala od miast na otwartej pustyni, gdzie o rabusiów już nietrudno, a sporadyczne kontakty z innymi podróżnikami budziły tylko zaniepokojenie i nieufność.
Ork spojrzal na Rashudiego. Co on tam w ogóle za toboły wiezie?
- Jakie sprawy masz do załatwienia w Karlgardzie? - zapytał Bruudz'th

Re: Droga na Wschód

3
Na znak orka, Rashudi zapakował towar na grzbiet swojego osła i wyruszył w drogę. Przez dłuższy czas nic się nie odzywał. Szedł skulony, nie chciał bowiem patrzeć w słońce ciągle znajdując się w stanie, w którym uciekał z niego alkohol. Próbował sobie za wszelką cenę przypomnieć coś więcej z wczorajszego wieczoru, nic mu jednak nie przychodziło do pękającej z bólu głowy.

Wyszli z miasta i, podążając wyznaczonym szlakiem, szli razem z wieloma innymi wędrowcami w kierunku Czarnych Murów. Nie było tu już takiego tłoku jak w Everam, choć do pustki i osamotnienia też było daleko.
- Zioła z Archipelagu wiozę. Cenny towar, zwłaszcza w tych stronach, gdzie nawet kartofle nie urosną - odpowiedział na pytanie orka. - Tylko trzymaj swoje brudne, zielone łapska z daleka, i tak wystarczająco dużo ci zapłaciłem, żebyś jeszcze okradać mnie miał!

W końcu dotarli do przystani. Rashudi zdjął pakunki i odesłał powoźnika z osłem z powrotem do Everam, toboły zaś sam zaczął za sobą taszczyć. Kolejka była wystarczająco długa, przynajmniej na godzinę czekania. Żeby jednak ją skrócić, pomiędzy petentami chodziły niziołki i wypisywały numerki, aby klienci mogli odejść i rozkoszować się istnym jarmarkiem, jaki tu się wytworzył: połykacze ognia, żonglerzy, tancerki i wszystko inne, czego tylko można w podobnym miejscu uświadczyć i na czym można zarobić. Akurat ten gnom, który podszedł do Bruudz'tha i Rashudiego wyglądał na wyjątkowego gbura.
- Numer 3982 - powiedział grubym głosem i rzucił im wypisany wcześniej numer na tabliczkach. - Życzę przyjemnego obcowania z kulturą, obywatele - powiedział, po czym odszedł drapiąc się po tyłku i wypisując kolejne tabliczki.

Re: Droga na Wschód

4
- Zioła, sroła - skwitował cierpko ork biorąc od gnoma tabliczkę w rękę. - Jakbym okradał klientów to kto by Ci mnie polecił, hm? - kontynuował, dalej patrząc w numerek z niedowierzaniem.
Bruudz'th po chwili rozejrzał się. Dookoła jarmark pełną gębą. Tam blond petarda wachlując biodrami roznosi piwo pomiedzy byle jak skleconymi stołami. Dalej jakąś stara baba chce powróżyć. Jeszcze gdzie indziej jakiś wyrostek z gilem do pasa drze się w niebogłosy bo sprzedaje sznurki i rzemyki. Ork ciężko westchnął. Kilka lat temu była tu jedynie przystań i licha buda będąca schronieniem dla czekających. A tu proszę, postęp. Czy Ci się to podoba czy nie.
- Czekaj tu chwilę, a ja się rozejrzę. Może znam tu kogoś, kto załatwi nam szybsze wejście - powiedział ork odpędzając od siebie kopnieciem męską ladacznicę

Re: Droga na Wschód

5
Ktokolwiek wpadł na pomysł rozkręcenia tu biznesu, trzeba mu przyznać że miał nosa... Istne kokosy szło zarobić na tutejszych podróżnikach, którzy oczekiwali na swoją kolej aby popłynąć wzdłuż rzeki i aż dziw bierze, że Everam przy tym wszystkim nie upadło z powodu zbyt silnej konkurencji. Im głębiej wchodziło się w przystań, tym głośniej i tłoczniej się robiło. Wszędzie dookoła różnego rodzaju oszuści uważający że potrafią odczytać przyszłość, tu znowu jakiś handlarz talizmanami wystruganymi na gorąco z lokalnego drewna... A ludzie (i nie tylko) się na to nabierali! Jakim cudem? Któż to wie...

Ork udał się do głównego budynku przystani, tego który kiedyś był chatą, w której podróżnicy oczekiwali na swoją kolej. Dziś wyglądała ona zupełnie inaczej. Wtedy była zbutwiałą lepianką, walącą się pod własnym ciężarem, dziś została pomurowana. Miała dwie kondygnacje z okiennicami przyozdobionymi kwiatami, cała pomalowana na biało z czerwonym, opadającym dachem. Przy wejściu stał krasnolud-strażnik, lecz nie zamierzał zatrzymywać orka, nie zwrócił uwagi na niego, gdy ten wchodził. Wewnątrz na tym piętrze budynek miał tylko jedno pomieszczenie. Był to duży hol ze schodami jako centralną jego częścią, całym mnóstwem strażników i czterema biurkami, za którymi siedziały gnomy pełniące tu najwidoczniej funkcję urzędników. Przychodzili tu głównie kapitanowie łodzi, rejestrując opłaty od kolejnych podróżnych. Było też kilku tych kanciarzy z jarmarku, którzy musieli opłacić podatek albo wykupić jakąś zgodę. Cóż, aparat biurokratyczny lepszy niż w ZUSie...

Re: Droga na Wschód

6
Ork przewodnik rozejrzał się po holu idąc jeszcze do jego centralnej części.
Gnomy tu pracujące miały przywdziany jedyny słuszny wyraz twarzy pasujący do urzędu. Czyli dawaj kasę petencie i wypad mi stąd. Bruudz'th nie musiał być dedektywem żeby wiedzieć że nic u nich nie załatwi. Schludny wygląd pomieszczenia nadawał powagi urzędowi, jednak jako budynek z kwiatkami na parapetach pasował na pustyni - jego zdaniem - jak pięść do nosa.
Ale to nie wnętrze holu przykuły uwagę orka, a czyjeś znajomo wyglądające plecy.
Bruudz'th podszedł do ogonka stojącego przed jednym z biurek i zgodnie z tutejszymi zwyczajami ze znajomym kapitanem przywitał się uprzejmie:
- Jak takie gówno jak ty jeszcze nie utonęło, skoro najlepsze co wyszło spomiędzy nóg Twojej matki przy porodzie, spłynęło po jej udach i wsiąkło w brudne prześcieradło, ty stary pierdzielu? - rzucił z usmiechem.

Re: Droga na Wschód

7
Facet na dźwięk głosu orka najpierw podskoczył, a potem odwrócił się. Był to niezbyt już młody mężczyzna, ot taki typowy marynarz: siwy, łysy, kulawy, bezzębny i śmierdzący. Standard.
- Ja za to się zastanawiam, stary chuju, jakim cudem ty jeszcze masz wszystkie kończyny, skoro twój ojciec kulał, jak cię robił... - marynarz tylko popatrzył dziwnie na orka, po czym splunął na ziemię i odwrócił się z powrotem do biurka, mamrocząc coś pod nosem o niewychowanych dzikusach, których nie powinno się tu wpuszczać.
- A co tu się za ferment wyprawia? - dobiegł orka skrzekliwy głos zza jego pleców. Stał za nim sięgający mu do pasa goblin. Skórę miał jeszcze bardziej zieloną niż Bruudz'th, palce długie i chude, podobnie jak uszy sterczące mu pod kątem prostym w stosunku do głowy. Był łysy, ale miał niewielką siwą bródkę. Nosił czerwoną szatę, złoty diadem, a na każdym palcu miał błyszczący pierścień. - Czego tu szukasz, orku? To mój teren, więc jeśli nie masz nic konkretnego do załatwienia, to daruj, ale...

Re: Droga na Wschód

8
Marynarz może nie poznał orka, albo ten egzemplarz był niezwykle podobny do jego znajomego. Nie miało to teraz i tak większego znaczenia bo raz, że i tak nie uda się na szybko obejść kolejki, a dwa bo jakiś goblin wielkości gnomiej fujary chciał mu zepsuć krew swoim wygladem.
- Nie z Tobą rozmawiałem i rozmawiać też mi się nie chce - odparł Bruudz'th, po czym okręcił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Siwowłose kutafony myslał zarówno o marynarzu jak i goblinie. Wolał wyjść z hali niż nawet na niego patrzeć gdyż kombinacja tego gatunku z wysokim statutem społecznym budziła w orku alergiczną wręcz niechęć.
Bruudz'th dotarł do Rashudiego.
- Musimy jednak czekać na swoją kolej - rzekł ork i oparł się o pobliski płot. Grzebiąc paznokciem w zębach przyglądał się przechodniom mając nadzieję spotkać kogoś zaprzyjaźnionego.

Re: Droga na Wschód

9
- Trudno, spróbuję wystawić towar na jarmarku, może ktoś... - powiedział, ale nagle urwał, patrząc w dal. - Khalil? Debros? Tutaj! - zawołał, najwidoczniej zauważywszy kogoś znajomego. Pomachał, a za moment na ten jego gest odpowiedziało dwóch mężczyzn. Pierwszy, dość wysoki i gruby, całkowicie łysy, jednak z gęstą brodą w większości siwą, choć gdzieniegdzie można było dostrzec jeszcze ślady dawnego brązowego koloru. Ubrany był w ciemnoniebieską szatę sięgającą mu do kostek, na nogach miał sandały. W ręku trzymał długi kostur zwieńczony jakimś tajemniczym klejnotem, przepasany zaś był czarnym pasem z jakimś dziwnym pozłacanym symbolem na końcówce. Wszystko wskazywało na to, że był magiem. Wyglądał dość majestatycznie, w przeciwieństwie do tego drugiego. Nie wyróżniał się on niczym szczególnym, był tak zwyczajny, że w tłumie trudno byłoby go zauważyć. Ubrany był jak większość tutejszych mieszkańców: luźna biała koszula, szerokie spodnie, sztylet przy boku. Był też dość chudy, średniego wzrostu o mysich włosach i króciutkiej bródce. Na plecach niósł swój tobołek. Podeszli oni do niego, a mag zawołał:
- Rashudi, stary łobuzie! Jak dobrze cię znów spotkać! - i przywitali się serdecznie, podobnie jak z tym drugim. - Co sprowadza cię w te strony?
- Interesy w Karlgardzie... A was? Co was wywiało tak daleko od Oros?
- W Karlgardzie powiadasz? Zatem zmierzamy w tym samym kierunku! Otrzymałem zadanie przebadania Wielkich Wydm, a Debros obiecał robić mi za przewodnika. W końcu tu mieszka, nie?
- W takim razie... Może zabierzemy się razem, co? - zaproponował Rashudi, najwidoczniej oddychając z ulgą, że nie będzie musiał być sam w towarzystwie "tego czegoś". - Orku, nie masz nic przeciwko, prawda?

Re: Droga na Wschód

10
- Mi tam nie przeszkadza. To ty decydujesz o tym jak i z kim chcesz podróżować - odparł po krótkiej pauzie ork.
Przyglądał się towarzyszom Rashudiego. Magowie cieszyli się poważaniem u orków, a ich zachowania, rytuały, pobudki i decyzje zawsze musiały być zaopatrzone w dodatkowy margines tajemniczości dla pozostałych "normalnych" obywateli, stąd nie wnikał za bardzo w analizę tego wyższego. Za to ten niski... Uwagę Bruudzt'ha przykuły dwie rzeczy. Po pierwsze ta cała nijakość jego wyglądu, ta niezauważalność w tłumie po dłuższym rzucie okiem powodowała, że ork podświadomie chciał się chwytać za sakiewkę. Ale coś mu i tak nie grało. Miał być przewodnikiem, tak? Skoro tu mieszka, to wie że na traktach grasują bandyci. Pomijając tobołek na plecach, to wygląda tak jakby szedł na przechadzkę po miescie, a nie na wyprawę.
Tak czy siak, nie miał teraz humoru wnikać w to głębiej. Kurduplowaty goblin zepsuł mu go dziś doszczętnie.
- A co jest nie tak z Wielkimi Wydmami, że wysyłają aż maga na spotkanie z górami piachu? - zapytał przybysza Bruudz'th

Re: Droga na Wschód

11
- O, tu nie o góry piachu chodzi, ale to co może znajdować się pod nimi, albo gdziekolwiek w tamtej okolicy. Szukamy od lat czegoś, co zabrała pustynia - odpowiedział dość tajemniczo mag. Usiadł gdzieś na uciętym pniu i wyciągnął nogi do przodu odpoczywając, a drugi człowiek wyjął z kieszeni paczkę fajek i odpalił sobie jedną.
- Z Różą Urkońską, ma ktoś jeszcze ochotę? - zapytał i wyciągnął paczkę w stronę orka, maga i Rashudiego.
- Chętnie spróbuję... - Rashudi wyjął jednego i odpalił, Khalil jednak odmówił i spojrzał trochę przestraszony na kupca.
- To my może się przejdziemy... - powiedział mag, zanim jeszcze Bruudz'th zdążył odpowiedzieć i pociągnął go za sobą. - Jestem ciekawy co te strony mają do zaoferowania.

Re: Droga na Wschód

12
- Jarmarczny humor i plebejskie zabawy - powiedział ork idąc z nowo poznanym magiem. Spojrzał na niego, wciągnął przez nos aromat wielbłądziego łajna zmieszanym z fruwającym w powietrzu pyłem pustynnym i zapytał - i co, będziesz się z nim szwędać od wydmy do wydmy? Macie ze sobą łopatki? Czeka was nieco kopania... Fajne macie pomysly, nie ma co - zagadał ork.
Odwrócił glowę i rzucił okiem na Debrosa. Ten najzwyczajniej w świecie przycupnął i rozglądał się po okolicznych straganach.
- Ufasz mu? Długo go znasz? - zapytał maga Bruudz'th

Re: Droga na Wschód

13
- Och, mój drogi, istotnie mało wiesz o magach i naszych badaniach... - roześmiał się Khalil i poklepał orka po łokciu, bo tylko tam mógł mu dosięgnąć. - Nie jesteśmy archeologami-amatorami błądzącymi jak dziecko we mgle, mamy swoje sposoby...

Mag oglądał wszystko, co działo się na jarmarku i za wszelką cenę usiłował skupić na tym uwagę Bruudz'tha. Ciągle pokazywał mu jakichś połykaczy ognia czy żonglerów i zachwycał się nimi jak małe dziecko.
- Komu? Rashudiemu? Pewnie! Może i brak mu ogłady i dyplomatą to on nie będzie, ale jest dobrym kupcem i ostatecznie też dobrym człowiekiem. Przebiegły, ale nadzwyczaj uczciwy.

Re: Droga na Wschód

14
- Nie, nie Rashudiemu. Jest krzykliwy, ale raczej w porządku. Chodzi mi o Debrosa. Wygląda jakby szedł na spacer, a nie przeczesywać pustkowia - sprostował ork że znudzeniem przygladając się kolejnemu kuglarzowi prezentowanego przez maga z ochami i achami.

Re: Droga na Wschód

15
- No bo to nie on ma przeczesywać pustkowia... - zaśmiał się Khalil. Nie dało się jednak nie odnieść wrażenia, że ciągle odwraca wzrok i spogląda na parę Debros-Rashudi, którzy ciągle zaciągali się fajkami plotąc androny, dość nerwowo. - Domyślam się, że znasz dobrze tę pustynię, tak? Powiedz mi więc, przyjacielu, jakich niekoniecznie miłych niespodzianek należałoby się tutaj spodziewać?

Dookoła słychać było cały czas te same krzyki. Grupa krasnoludzich strażników wynosiła z magazynu kolejne łodzie. Najwidoczniej ktoś uznał, że dobrze by było skrócić kolejkę...

Wróć do „Zachodnia baronia”