[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

1
Jeszcze nie tak dawno wyspa bez imienia i przypuszczalnie ostatnia z bezpiecznych przystani na wschodzie – dziś z kolei inspiracja niejednego klechdarza, skupisko wschodnich elfów i rozrastające się sanktuarium, do którego pielgrzymi lgną, jak ćma w płomień. Wyspę Drzewa nazwano, jak łatwo się domyślić, po zjawiskowej roślinie, która znienacka rozsadziła lokalną świątynię Sulona. Od tej pamiętnej chwili sielanka i rutyna ustąpiły pola zgiełkowi, kotłowisku, ale przede wszystkim nowym twarzom. Na wyspę zmierzają teraz nie tylko pątnicy, a co raz częściej nowi osadnicy elfiej krwi, pragnący zamieszkać na poświęconej ziemi, z dala od typowych problemów dręczących całą Herbię. To z kolei sprawia, że rdzenna ludność musi zmierzyć się z nowymi utrapieniami, jak choćby zapewnienie wszystkim wystarczającej ilości żywności, by nikt nie musiał zasypiać z pustym brzuchem. Za problemami naturalnie podążają w parze brak harmonii z szeroko pojętym rozbratem, jednak aura tego niezwykłego miejsca zdaje się gasić wszelkie konflikty w zarodku. Życie nadal toczy się tutaj powoli, niemniej i ten stan rzeczy rychło może ulec zmianie...
*** — Poyly, zbudź się już, pora na śniadanie — z pokoju trzyletniej dziewczynki do uszu każdego z domowników dobiegł łagodny (choć stanowczy) głos Oy'lei. Jak na komendę, w ramach sprzeciwu podążyło za nim niezmierne rozżalenie i płacz malutkiej elfki, upierającej się, że nawet najsmaczniejszy posiłek nigdy nie będzie ważniejszy od dobrej drzemki. — Yatt, zostaw to pranie i pomóż mi z nią! — kolejne nawoływanie, jednakowoż tym razem adresatem wydawała się właścicielka najbardziej fantazyjnych tatuaży w okolicy. Nie mając wyboru, zdecydowała się odstawić na chwilę kosz z wilgotnymi portkami i halkami, by pomóc przyjaciółce z niesforną Poyly.

Ku zaskoczeniu elfek, ich wychowanka okazała się mieć niepohamowany apetyt, bo nie dość, że w trymiga pochłonęła swoją porcję, to jeszcze Oy'lea musiała oddać połowę własnej, by usatysfakcjonować głód swojej pociechy. Cała trójka posilała się w towarzystwie kilku najemców, którzy ochoczo dzielili się opowieściami z Keronu i Fenistei. Po śniadaniu domownicy zajęli się swoimi sprawami. Yattmur, zdeterminowana by rozprawić się w końcu z rozwieszaniem mokrych ubrań, znowu musiała odłożyć to zadanie na potem, ponieważ odwiedził ją Ure, sąsiad i kolega z dzieciństwa. Był całkowicie zziajany, włosy miał potargane na wszystkie strony, a mimo tego wciąż posiadał na tyle siły, by chwycić białowłosą adeptkę wielu branż za rękę i wybiec w kierunku plaży. Po drodze udało mu się wyregulować oddech na tyle, by wybełkotać zapewnienie, że uprowadzona elfka "po prostu musi to zobaczyć", nie precyzując niestety co dokładnie ma na myśli.

Jak na ironię, "to" było chyba najlepszym określeniem na znalezisko Ure. Piaszczysty brzeg zaserwował oczom Yamttur karykaturalnie powyginany zewłok istoty niezarejestrowanej przez elfkę ani w żadnych opowieściach, ani nawet bajkach. Pod względem gabarytów truchło mieściło się w rozmiarze, jaki osiąga przeciętny, dorosły człowiek. Cztery, zdawałoby się, bezkostne kończyny, podobnie do reszty ciała, pokryte były cieniutką i oślizgłą w dotyku błoną. Martwe stworzenie cechowało się ogólną szkaradnością, a z bardziej niepokojących wyróżników należałoby wymienić między innymi puste oczodoły, nieproporcjonalnie wielkie zębiska i ludzkie w kształcie dłonie, zakończone długimi, oblepionymi zaschniętą krwią pazurami.

— Ja... nie wiedziałem komu mam o tym powiedzieć. Przyszedłem tu o świcie, żeby sprawdzić sieci. Zamiast nich, znalazłem... — Ure urwał nagle, orientując się, że wciąż trzyma Yattmur za nadgarstek. Speszył się i nim ktokolwiek zdążyłby powiedzieć "O, Sulonie!", już stał o krok dalej, zakłopotany.

A trup jak leżał, tak leży.
Ostatnio zmieniony 01 wrz 2017, 20:40 przez Hrabia Wąs, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

2
Niespodziewana wizyta przyjaciela uradowała – i uratowała – Yattmur. Uratowała przed rozwieszaniem prania, które, oględnie mówiąc, nie należało do jej ulubionych czynności. Może któraś z pozostałych domowniczek zlituje się nad koszem z mokrymi ciuchami? Oby!

— Co, co, co, Ure, o co ci choooodzi? — jęknęła wesoło Yatt, ciągnięta przez po piachu przez swojego upartego kupla. Aż wreszcie się dowiedziała. I śmiech zamarł jej w gardle.

No nie był to piękny skur... stwór.

— Co to za diabelstwo? — rzuciła sama do siebie, kręcąc głową w zadumie pomieszanej z odrazą. — Ure! Przestań się peszyć i czerwienić, głupku — fuknęła zniecierpliwiona — mamy tu poważniejsze sprawy niż twoje młodzieńcze zauroczenia, dobra?

Dziewczyna pomału uklękła obok potwora i dźgnęła go delikatnie patykiem, żeby się upewnić, jak bardzo martwy z niego trup. Była spięta i gotowa się zasłonić albo odskoczyć w razie gdyby znienacka ożył... ale chwilę później to uczucie ustąpiło czemuś zupełnie innemu. Kimkolwiek by ten stwór by nie był, nagle zrobiło jej się go po prostu szkoda. Odrzuciła patyk i, przemagając w sobie odruch obrzydzenia, pogładziła istotę po twarzy. Później po ramieniu. Oślizgła powłoka przywodziła jej na myśl nieodparte skojarzenie z błonami płodowymi.

— Ciekawe, co mu się stało. Umarł, bo wyrzuciło go na brzeg, a nie może oddychać na powierzchni? No ale ta krew... walczył z czymś pewnie. Myślisz, że to może być przemieniony jakąś magią elf albo człowiek? Ktoś próbował zmienić się w rybę i mu nie wyszło, hę? Czy raczej jakaś nieznana bestia z morza? Albo... demon? Pierwszy raz w życiu widzę coś podobnego... — Oczywiście stary "Robak" Ruihi, czarownik ze świątyni Ula, na pewno by wiedział. Ale z nim Yattmur za żadne skarby nie zamierzała rozmawiać. Nigdy w życiu. — ...ale to nic! Trafiłeś z tym do odpowiedniej osoby. Dowiemy się.

Przecież morze musiało wiedzieć, co się stało. Wystarczyłoby zapytać. A tak się szczęśliwie składało, że z wodą Yattmur potrafiła się dogadać równie dobrze co z najlepszymi przyjaciółkami. Morze widziało, morze słyszało. Zaraz wszystko wyśpiewa.

— Słuchaj, przynieś mi tu szybko sznur, najdłuższy jaki znajdziesz, i do tego trochę kamieni — zarządziła wreszcie. — Takich sporych, porządnych kamieni. Ja też tu zaraz ich poszukam. Obciążymy nimi sznurek i wydzielimy nim w wodzie taki obszar... — Yatt zakreśliła ramieniem spory łuk. — Aha, końce tego sznura przywiążę sobie do kostek. A później wejdę i zobaczę, co się tam stało. Będę stać i patrzeć aż się dowiem, rozumiesz? A ty do mnie wtedy nie gadaj, nawet jeśli to będzie trwało bardzo długo, bo mnie rozproszysz i nici z tego. Jak coś mi się pokaże, to skinę na ciebie i podasz mi wtedy rękę, może też będziesz mógł zobaczyć. Tylko bez gadania, pamiętaj. Jasne? Leć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

3
Dość szybko przytomniejąc, Ure wysilił się i uporał z rumieńcami na buzi, skupiając uwagę na martwym stworze, chociaż ubodły go nieco słowa Yattmur. Nie mógł się jednak dąsać zbyt długo, kiedy elfka przystąpiła do oględzin. Po jego minie widać było, że nie podziela tych samych uczuć wobec trupa, co jego przyjaciółka. Choć wśród rówieśników uchodził za względnie odważną osobę, zdechlak wzbudzał w nim odrazę i w pewnym sensie także niepokój.

Obdukcja przyniosła niewiele logicznych wniosków. Stworzenie zdecydowanie nie żyło, w dodatku od dłuższego czasu. Śliska błona okazała się w kontakcie z dłonią Yattmur bardzo lepka, pozostawiając na jej ciemnej skórze ledwo zauważalne, na obecną chwilę nieszkodliwe krostki. Ure odgarnął włosy z czoła, westchnął przeciągle i przewrócił paszczura na plecy. Tatuażystka z Wyspy Drzewa nie mogła oprzeć się wrażeniu, że pomimo licznych deformacji, fizys badanego osobnika alarmująco przypomina twarz człowieka.

— A skąd niby mam to wszystko wiedzieć?! — bombardowany retorycznymi pytaniami Ure warknął w odpowiedzi do swojej towarzyszki, ale widząc jej spokój i opanowanie zganił się w myślach za ten wybuch i obdarzył długouchą przepraszającym spojrzeniem. By się zrehabilitować, skinął dłonią na klatkę piersiową maszkary, wskazując na medalik w kształcie dysku słonecznego (zawieszony na sfatygowanym rzemieniu) i sugerując bliższą inspekcję. Początkowo nie wiedział, jak ma zareagować na prośbę Yatt, nie mniej bez zbędnych indagacji ruszył po wymienione przedmioty. Wrócił przed upływem kwadransa, a po uzupełnieniu zapasu kamieni, oboje mogli zabrać się za przygotowania do rytuału.
* — B-będziesz... czarować? — wydukał, próbując ukryć zakłopotanie intensywnie drapiąc się po nosie. Elfka wiedziała, że z całej familii Ure to właśnie on był najbardziej sceptycznie nastawiony do kwestii metafizycznych i nadnaturalnych. Potrzebował odrobinę otuchy i jakiegoś zapewnienia, że nic im nie grozi, aczkolwiek nawet bez tego gotowy był wspomóc Yattmur. Wspólnie rozłożyli kamienie i sznur. Nie pozostało nic innego, jak zabrać się za najcięższą kwestię. Zgodnie z obietnicą, kooperant przestał się odzywać. Dalej przyszła kolej na inkantację, kilka gestów, aż wreszcie wytatuowane symbole rozbłysły astralnym błękitem, a świadomość rzucającej zaklęcie złączyła się z wodą.

Pierwsza godzina minęła bezowocnie. Wizja potwierdziła wersję Ure – przybył na plażę o świcie, prawdopodobnie by sprawdzić sieci, lecz gdy dojrzał monstrum, zamarł w bezruchu, a potem odwrócił się na pięcie i pędem pobiegł tam, skąd przyszedł. Widma zaczynały blaknąć i przekształcać się, serwując Yattmur rozpraszającą falę bólu. Stan ten przeciągał się w nieskończoność, a cały obrządek stanął pod znakiem zapytania, kiedy problemy z koncentracją osiągnęły apogeum. Wtedy jednak sytuacja nagle się poprawiła, a nieprzyjemne symptomy zniknęły, jak ręką odjął. Interwencja w retrokognicję musiała mieć charakter magiczny, czego szpiczastoucha była niemal pewna. Szczęśliwie, atak zaburzył cały proces na tyle, że przeniósł ją do kulminacyjnego momentu. Yatt ujrzała chowający się za horyzontem pomarańczowy okrąg, ostatnimi promieniami ogrzewający wyłaniającą się z morza kreaturę, która po przejściu kilku kroków wydała z siebie ostatni dech i przewróciła się na piasek...

Wyłącznie od uczennicy Ruihiego zależało teraz czy zdecyduje się kontynuować rytuał, czy ze względów bezpieczeństwa postanowi nie zaspokajać do końca ciekawości...
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

4
— Nie, Ure, smażyć placki. — Yattmur przewróciła oczami, po czym skupiła wzrok na medaliku, przez chwilę usiłując połączyć go z czymkolwiek, co byłoby jej znane. — Tak, wyobraź sobie, że będę czarować.

Szybkie spojrzenie na ewidentnie wymiękającego towarzysza sprawiło, że dziewczynie zrobiło się go trochę szkoda. Wyczarowała więc na swojej twarzy szeroki i krzepiący uśmiech, dodając:

— No nie bój się, daj spokój. Nie będzie strasznie. Przecież wiesz, że moje czary nigdy nie są straszne.

* — Grev’yre ilphas qi ilbryn u’r’ijor
Aalas fadan e’stelar reycaryn
Y’rlissa holacynne enleth y
Paery’ss amerya kuornos y kos


Ulewa jest mą siostrą, strumień bratem. Siostro, powiedz, co widziałaś. Pokaż mi. Braciszku, i ty powiedz, powiedz mi wszystko. Morze, kochane morze, co zakłóciło twój spokój? Opowiedz od początku.
* Wizja trwała. Yattmur stała w morzu na trzęsących się nogach, z białkami i tęczówkami zmienionymi w wodę, i bardzo, bardzo chciała zobaczyć więcej, jednocześnie czując, że jest już okropnie zmęczona i traci skupienie. Że coraz większa część jej uwagi odbiega w stronę łaskoczących ją w nogi rybek. Że echo tego bólu powróci do niej prędzej czy później, może za chwilę, może dziś w nocy. Że oczy ją swędzą i nieprzyjemnie łzawią. Rozsądnie byłoby to teraz zakończyć... Ale ona nie byłaby sobą, gdyby coś tak prozaicznego jak rozsądek przeszkodziło jej w rozwikłaniu tajemnicy. Dlatego postanowiła twardo kontynuować trans, przynajmniej do momentu, w którym jego dalsze utrzymanie stanie się naprawdę niebezpieczne...

A może kilka chwil dłużej. Odrobinkę.

Póki jeszcze cokolwiek było widać, zgodnie z obietnicą machnęła na Ure, żeby podał jej dłoń. Trochę z lenistwa, żeby nie musieć mu później wszystkiego opowiadać, a trochę jednak z przekonania, że co dwie głowy i dwie pary oczu, to nie jedna.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

5
Pamiętając o wcześniejszych słowach towarzyszki, Ure delikatnie chwycił Yattmur za wyciągniętą rękę, zamykając po chwili oczy z kącikami ust uniesionymi do góry. Wizerunek najbardziej postawnego i najwyższego elfa z czwórki rodzeństwa dość komicznie kontrastował z nieśmiałością, której nie potrafił kontrolować, ale taki już był jego urok.

Kontynuacja wgłębiania się w wizję z początku mogła wydawać się nierozsądnym posunięciem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że coś wybitnie starało się zakłócić długouchej dostęp do morskich wspomnień, jednak po długim czasie, okupionym do reszty zdrętwiałymi nogami i mrowieniem w dosłownie każdej części ciała, wreszcie zaczynały dziać się ciekawe rzeczy. Tak jak było dane zobaczyć elfom stwora wynurzającego się z wody, tak i ujrzeli, jak poprzedniego poranka ktoś do niej wchodzi. Tylko jedna kwestia była w tym momencie zagadkowa: co łączy trupa na plaży z ludzkim mężczyzną w samych portkach, który wyraźnie zadowolony pędzi do, zdawałoby się, anielsko pięknej wybranki swojego serca, zanurzonej po szyję w wodzie?

ODEJDŹ — piskliwy krzyk rozdarł uszy Yatt, niemalże całkowicie wytrącając ją z równowagi. Tułów tatuażystki machinalnie zgięło się w pół pod naporem magicznej energii, próbującej pokonać mentalne bariery jej umysłu i prawdopodobnie zaszkodzić także w jakiś inny sposób. Gdyby nie szybka reakcja Ure, leżałaby teraz pewnie a quasi-katatonicznym stanie, umorusana w piasku. Zanim obraz dnia poprzedniego uleciał jej z głowy, Yattmur dostrzegła coś, co mogło wprawić ją w zaniepokojenie – medalik na klatce piersiowej człowieka z iluzyjnej ewokacji był łudząco podobny, o ile nie identyczny, do tego, który znalazła przy martwej maszkarze...
* Odzyskując świadomość, elfka impulsywnie spróbowała poderwać się do pionu. Jakież było jej zdziwienie, gdy poczuła, jak bardzo ograniczone stały się jej ruchy. Nie był to co prawda całkowity paraliż, aczkolwiek gdyby przebywała na plaży samotnie, zapewne przez parę najbliższych godzin byłaby skazana na totalny bezruch. Tuż po otwarciu, oczom Yattmur ukazała się buzia zafrasowanego Ure. Ten ostatni coś tam mówił czy pokrzykiwał, ale zmysł słuchu powracał do jego przyjaciółki w wybitnie wolnym tempie. Usłyszała jedynie, że zamierza ją zabrać do siebie i sprowadzić kogoś, kto jej pomoże. Pochwyciwszy ciemnoskórą kobietę, delikatnie uniósł zwiotczałe ciało, z wolna ruszając w kierunku wioski...
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

6
— Łoł, to było szalone — rzuciła Yattmur z niejakim uznaniem dla nieznanych wrogich sił.

Cóż, może właściwie "rzuciła" to niezupełnie trafione określenie, bo niezupełnie oddaje tę cholerną trudność, jaką sprawiało jej poruszanie niemal kompletnie sparaliżowanymi ustami i podobnym do kłody językiem. Ale z jakiegoś powodu, pomimo niedogodności, nasuwała jej się myśl, że warto było, i właściwie zamiast strachu czuła wewnątrz coś w rodzaju rozbawienia. Rozbawienia, które wręcz łaskotało ją gdzieś w brzuchu i które być może wybuchłoby w nagłym ataku śmiechu, gdyby mięśnie nie odmawiały kobiecie posłuszeństwa. Podobnie się czuła, kiedy pogryzł ją kiedyś pies. Zresztą wtedy to też Ure pospieszył jej z pomocą. Dobry chłopak był z niego, trzeba przyznać.

— C-sooo? Soo tam gadasz, Ureee? Nie słyszę, chyba mam piasek w uszach... Wiesz? Wiesz co? Słuchaj, ja już wiem, o co tu chodzi. — Tak, miała już hipotezę, którą musiała się z chłopakiem podzielić absolutnie natychmiast, nie zważając na to, że ledwo mówi i nie może ruszyć ręką ani nogą. Takie rzeczy nie mogą czekać. — Ten, co tam leży, kochał się w syrence, szedł do niej, a ona go zmieniła w potwora. Tak było. Może to zrobiła po to, żeby mógł z nią żyć pod wodą? A może za karę? Może go zauroczyła, a on chciał się wyrwać i jej uciec, dlatego teraz leży na plaży? Leży? LEŻY TAM DALEJ? Co z nim, Ure? Zostawiliśmy go tam?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

7
— Majaczysz, Yatt. Postaraj się nic nie mówić. Za ch... — Tyle mniej więcej zdążyła zarejestrować elfka, nim kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością. Trzeba było przyznać, że choć wytrzymałości i krzepy jej nie brakowało, to nieokreślone perturbacje magiczne, które wystąpiły chwilę temu, mocno nią wstrząsnęły. Ambicjom tatuażystki nie dorównywała jednakże siła woli, która ugięła się pod sugestiami organizmu, błagającymi umysł, by zamknął oczy. Tak właśnie się stało. Bezwładne ciało Yattmur, smagane rześkim, morskim zefirkiem, udawało się w międzyczasie (dzięki kurtuazji Ure) w bezpieczne miejsce.
* — Braciszku, odpocznij trochę. Siedzisz przy niej już połowę wieczoru. Słyszałeś przecież, co powiedziała ta stara...
— Ostrzegam cię, chłystku, że mam świetny słuch...
— Słuchaj no...!
— Taye, zasznuruj jadaczkę, bo ci zaraz w tym pomogę!

* Subtelne i nieregularne pochrapywanie, dobiegające Yatt od przynajmniej kilkunastu minut, skłoniło ją wreszcie do obrócenia się na bok i zbadania otoczenia zmysłem wzroku. Tylko jedna osoba, jaką znała, pogwizdywała podczas snu. Długoucha pamiętała, jakby to było wczoraj, gdy Ure kompletnie wyprowadził ją z równowagi, za co ucierpiał nos tego drugiego, iście zawodowo rozkwaszony. Tuż obok trzcinowego posłania, na którym znajdowała się Yattmur, spał słodko oparty barkiem o taboret właściciel krzywej przegrody. Taye, jego bliźniak zajmujący znaczną przestrzeń na podłodze, skryty pod wełnianym pledem, bacznie czuwał nad wszystkim, wtulony w łydkę brata.

— No nareszcie! Śpiąca królewna wróciła do żywych! — karcący głos A'huaiti sprawił, że poławiaczka pereł natychmiast zapragnęła raz jeszcze utracić przytomność. Wdowa płynnym ruchem wstała od stołu, gdzie ziołowym naparem raczył się najmłodszy z kolegów Yattmur, Saalewanga, by po paru krokach przykucnąć przy siostrzenicy. — Smarkacz nie odstępował cię na krok — machnęła na towarzyszącego elfce śpiocha — a ten drugi chyba się do niego przykleił. Nawet Ruihi się zmartwił, jak cię zobaczył — wywróciła oczami, zerkając na skonsternowaną uczennicę, z dezaprobatą kręcąc głową, kwitując w ten sposób jej obecny stan.

Wszelkie próby porozmawiania z ciotką spełzły na niczym. Yatt nie miała na tyle energii, by w odpowiednio krótkim czasie sformułować logiczne zdanie, nie wyczerpując zasobów cierpliwości opiekunki, która nakazała jej się oszczędzać. Dowiedziała się za to, że Poyly zdążyła się już stęsknić, a czarownik zwany Robakiem nadal się na nią dąsa, co nie przeszkodziło mu jednak pospieszyć z pomocą.

— Jutro powinnaś już być na nogach. Zjaw się u mnie po południu. Obiecałam komuś, że przyprowadzę cię na następne spotkanie — A'huaiti oznajmiła na odchodne, nim drzwi od domu zaskrzypiały lekko, tymczasowo uwalniając od mistrzyni tatuażu ciut mniej przymuloną, acz wciąż skonaną Yattmur. Pożegnał ją także Saalewanga, gasząc w pomieszczeniu pozostałe źródła światła i doradzając dalszą rekonwalescencję.
* Nazajutrz, ptasie trele zbudziły mieszkankę Wyspy Drzewa wcześniej od gospodarzy domostwa. Czuła się wypoczęta, lecz jej ciało stale odczuwało wczorajszy rytuał. Wszystko wskazywało na to, że następną pobudkę zaliczą bliźniacy. Jeżeli elfka nie chciała zamienić z nimi żadnego słowa, miała dosłownie moment, by czmychnąć stąd do domu, udać się na plażę, bądź zrobić cokolwiek innego.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

8
Yattmur z zadowoleniem przyjęła fakt, iż przyszło jej się obudzić jako pierwszej. Nie miała bowiem siły wdawać się w rozmowy z każdym z kolejno budzących się braci na temat tego, czy dobrze się czuje, czy nic jej nie boli i czy nie jest głodna. Czuła się znośnie, żaden ból przesadnie jej nie dokuczał, a w ramach śniadania buchnęła ze stołu garść orzechów, planując zjeść je w drodze na plażę.

Usiłując wymknąć się niezauważalnie z domu przyjaciół dziewczyna przypominała sobie wyraźnie te wszystkie chwile, w których usilne próby zachowania ciszy kończyły się najgorszym na świecie rabanem. Najbardziej spektakularna była chyba historia sprzed jakichś trzynastu lat, kiedy po wesołej nocy w towarzystwie trzech butelek palmowego wina i bardzo przystojnego w tamtych czasach Saalewangi Yattmur chciała o brzasku zwiać po cichutku przez okno, by nie obudzić nikogo z jego rodziny, a pechowo wylądowała na stercie blaszanych garnków, którymi handlowała wówczas jego matka... Całkiem możliwe, że ten nieludzki hałas wyrwał wtedy ze snu nawet samego króla Fehmiego – a trzeba nadmienić, że odwiedzał on akurat Akademię Sztuk Magicznych w dalekim Oros.

Oby dzisiaj nie było powtórki! Po cichutku! Najpierw na plażę. Później do ciotki, gdy słońce stanie w zenicie. Jeszcze później do domu, zobaczyć, jak się mają dziewczyny. Ale na plażę, to najważniejsze. Zobaczyć, co ze stworem. Nadal tam leży? Można było poczekać, aż Ure się obudzi i spróbować z nim o tym pogadać, posłuchać wyjaśnień, ale kto miał na to czas... Zresztą ten Ure taki biedny, lękliwy, niewinny, nie ma co. To już i tak było dla niego za dużo wrażeń, za dużo niesamowitości. A więc na plażę, migiem! A jeśli stwór tam jest? Jeśli rzeczywiście tam nadal jest? Co wtedy? A gdyby... Usalu, nie słuchaj tych myśli! Gdyby odprawić mu elfi pogrzeb, a później jego odwróconą wersję, by przez jedną noc móc twarzą w twarz rozmawiać ze zmarłym i dowiedzieć się wreszcie wszystkiego? Straszna myśl, straszny pomysł! Ale gdyby... Gdyby tak... Dowiedzieć się wszystkiego, przecież tylko o to chodzi!

Stopy Yattmur zanurzały się w chłodnym jeszcze po nocy piasku, kiedy biegła boso nad brzeg morza, dokładnie w to samo miejsce, gdzie wczoraj zaprowadził ją przyjaciel. W miarę jak się zbliżała, gdzieś w trzewiach narastało jej męczące uczucie niepokoju. A może to był tylko głód? Bo zapomniała o tych orzechach i ciągle ściskała je w garści.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

9
Poranki na Wyspie Drzewa były w zależności od pogody albo bardzo leniwe (zwłaszcza, kiedy w okolicy rozrabiał jakiś tajfun), albo motywujące do pracy. Dzisiejszy uplasował się gdzieś pomiędzy, bo pomimo zjawiskowo bezchmurnego nieba, większość rannych ptaszków nie zdążyła wygramolić się spod swych pierzyn. W drodze na plażę Yattmur zdołała przywitać zaledwie dwie znajome buzie, przez większość czasu wspominając wygłupy z elfim rodzeństwem.

Nie tylko Saalewanga w ciągu swego życia uległ wdziękom długouchej, jednak od epizodu z garnkami relacje między obojgiem nie wybiegały raczej poza sferę przyjaźni. Saale, najmłodszy z braci i jednocześnie rówieśnik Yatt, cechował się najbardziej przenikliwym umysłem, a także erudycją godną kerońskich dyplomatów. Ure natomiast nie był tak oczytany, ale nigdy nie bał się fizycznej pracy, a i zawsze najlepiej dogadywał się z innymi, będąc przy tym osobą skromną. Prawdopodobnie nadal podkochuje się w białowłosej, czego nie może znieść jego bliźniak Taye, złączony z nim bardzo trudną do opisania, ontologiczną więzią. Pakując się w kłopoty przy każdej lepszej okazji oraz systematycznie szukając guza poprzez wdawanie się w pyskówki z losowymi mieszkańcami Wyspy, czy też robienie psikusów wszystkim, którym zazdrościł, nierzadko ciągnął za sobą właśnie Ure. Za nim zaś podążali następni i tak też kręciła się ta karuzela.

Piasek rzeczywiście nie zdążył się jeszcze zbyt mocno rozgrzać, nim tatuażystka dotarła do rytualnej strefy z poprzedniego dnia. Wręcz przeciwnie, biło od niego nienaturalne zimno, raz po raz kłujące ciekawską Yattmur w stopy. Stwór z kolei zniknął. Wciągnęło go morze, natknął się na niego któryś z pielgrzymów, wyparował – pozostało już tylko gdybać. W miejscu, gdzie odcisnęło się cielsko potwora, drobinki szczerku zdawały się absurdalnie wręcz lodowate. W powietrzu czaił się jakiś złowrogi, niematerialny afryt…

— ODEJDŹ — bębenki Yatt spenetrowała błyskawica magicznych wibracji, powodując krótkotrwały, lecz nieznośny ból. Cokolwiek było źródłem tego wrzasku, unosiło się teraz gniewem. Quasi-werbalny przekaz nie pozostawiał wątpliwości – elfka nie była tu mile widziana…
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

10
Nie było go. A niech to. Oczywiście, że ta historia nie mogła potoczyć się tak prosto. Eh, trzeba było jednak obudzić tego pieruńskiego Ure i się z nim rozmówić. Tak samo jak wtedy, gdy miał iść polować na rekina, a ostatecznie okazało się, że ten głupek... no nieważne, to opowieść na inną okazję.

— Ani mi się śni, u siebie jestem! — prychnęła Yattmur do niewidzialnej istoty. Zaczepnie, ale nie wrogo. Raczej tak po koleżeńsku. Sugerując, że obie są tu na równych prawach.

Na potwierdzenie swoich słów – i dla odcięcia się od kłującego chłodem piasku – rozsiadła się ze skrzyżowanymi nogami na kawałku wyrzuconej przez morze kłody. Ignorowała wymierzoną w siebie wrogość, a raczej zamierzała ją zdecydowanie odeprzeć, bo na wiele mogła się zgodzić, ale nie na to, żeby ktoś był dla niej bez powodu niemiły, i to bez bliższego poznania. Wpatrzona w bezkres wód z niewzruszonym spokojem i pogodą rzuciła więc:

— Ty sobie idź, jak ci się coś nie podoba. I nie rób mi więcej tak jak przed chwilą, bo to bolało. Po co? Przecież nie ma potrzeby. Jestem przyjaciółką. Nie chcę ci wejść w paradę, tylko dowiedzieć się kilku rzeczy. Ktoś ty? Co tu robisz? A ten, co tu leżał? Czym zawinił i gdzie teraz jest? Ciekawa jestem.

Umysł Yattmur był otwarty na oścież, jasny, spokojny i przejrzysty. Na znak pokoju i szczerych intencji.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

11
Rozmowa z Ure faktycznie mogła wspomóc Yattmur dodatkową porcją informacji. Być może zaniepokojony całą sytuacją elf pominął jakieś szczegóły, albo ukrywał pewne niuanse, w obawie przed czymś lub kimś. Jest już za późno, by naprawić ten błąd (o ile samodzielne udanie się na plażę nim było).

Gracka postawa długouchej spotęgowała rozsierdzenie atakującego ją głosu. Uczucie chłodu wzmogło się, tym razem szczypiąc samotną tatuażystkę po udach. Dopiero jej dalsze, nieco cieplejsze słowa i zapewnienia o szczerych intencjach uwolniły okolicę od magicznego zimniska. Yatt towarzyszyły tylko fale rozbijające się o brzeg w nieregularnych interwałach, odległy trel wszelakiego ptactwa oraz złociste promyczki wschodzącego słońca.

Zamyślona kobieta wnet otrzeźwiała, gdy jej plecy ochlapała spora ilość morskiej wody, powodując dreszcze w kontakcie z nagą skórą, a tam, gdzie była ona czymś zakryta, apreturując odzienie. Machinalnie odwracając głowę w kierunku morza, oczom Yattmur ukazał się znajomy widok – na tafli głębokiej toni wyrosła znikąd piękna buzia młodego dziewczęcia z wizji. Trudno opisać, jak atrakcyjna w rzeczywistości była, choć niejeden mężczyzna (a zapewne także wiele kobiet) ujrzałoby w tej twarzy lico samej Osureli.

— Nie chciałam cię skrzywdzić, a jedynie nastraszyć. Nazywam się Neritea. — pływająca głowa przedstawiła się, choć jej usta przez cały czas pozostawały zamknięte. Elfka znowu słyszała w swojej głowie głos, jednak teraz brzmiał on niczym dźwięk boskiej liry, jak rajska melodia, bądź śpiew najbardziej utalentowanego psalmisty na Herbii. Neritea postanowiła niekulturalnie nie odpowiadać na pozostałe pytania, wpatrując się we współrozmówczynię badawczym spojrzeniem, co jakiś czas rozglądając się dookoła, szukając oznak zasadzki i zdradzając zestresowanie.
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

12
— Cześć — odpowiedziała z ociąganiem, jak gdyby uroda morskiego dziewczęcia wcale jej nie onieśmielała, a głos wcale nie przeszywał jej dreszczem. Jak gdyby złocące się niebo i kołujące po nim mewy zdawały jej się odrobinę bardziej czarujące. Jak gdyby właśnie wcale mimowolnie nie westchnęła. — Na mnie mówią Yattmur. Dlaczego chciałaś mnie nastraszyć?

Dopiero teraz elfka zauważyła cały ten niepokój Neritei i te nerwowo rzucane przez nią spojrzenia. Póki co zdecydowała więc dać sobie spokój z wypominaniem jej nieuprzejmości i obiecała sobie zadać wszystkie ważne pytania ponownie, kiedy nowa znajoma trochę się uspokoi. Z najwyższą ostrożnością, by tylko nie spłoszyć pięknej syreny, wstała z miejsca i pomału weszła do wody. Ręce cały czas trzymała w widocznym miejscu, przeczesując nimi łagodnie białe pieniste grzywy fal.

— Hej, nie masz się czego bać. Naprawdę. Nikt cię tu nie skrzywdzi, słowo daję. Pogadajmy. Podpłynę do ciebie, dobra?

Elfka wciąż starała się utrzymywać swój umysł otwarty i jasny jak niebo, by tamta widziała wyraźnie jej szczere intencje. Tylko myśli o tym, jak cholernie piękne z niej stworzenie, usiłowała gdzieś upchnąć poza marginesem świadomości, no bo to przecież w ogóle nie powinno być w tej chwili ważne. Nie o to tu chodziło, prawda? A cisnące się na usta teksty w rodzaju "Hej, czy my się już nie widziałyśmy?", "Często tu bywasz?" albo "Czy nie jesteś przypadkiem dziewczyną z moich snów?", choć cisnęły się na usta i w tej sytuacji miały nawet poniekąd odrobinę sensu, były też strasznie głupie, to wiedziała nawet Yattmur.

Przynajmniej dziś, w wieku trzydziestu lat, wiedziała. No ale lepiej późno niż wcale.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

13
Piękno Neritei było niezaprzeczalne, zwłaszcza z bliska. Nie ufała elfce i początkowo oddaliła się od niej, gdy ta ostatnia próbowała do niej podpłynąć. Wciąż rozglądała się na boki, oczekując jakiegoś rybackiego oszczepu, który znienacka wbije się w nią, bądź sieci, w którą obcy spróbują ją pochwycić. Zawziętość Yattmur pewnie kiedyś będzie ją słono kosztować, dziś jednak płochliwa syrena postanowiła zaufać nieznajomej.

Tatuażystka szybko przyzwyczaiła się do temperatury oceanu, który z oczywistych względów nie przestygł przez noc i nadal była ciepławy. Zresztą, nawet gdyby musiała wykąpać się w wodach okalających Salu, najprawdopodobniej i tak by to zrobiła, choćby ze względu na hipnotyzującą urodę nowo poznanego, wodnego stworzenia. Wszelkie wątpliwości co do rasy Neritei prędko się rozwiały, gdy Yatt dostrzegła zamiast nóg pokryty łuskami ogon, zakończony płetwą. Długie i wilgotne włosy dziewczęcia zakrywały prawdopodobnie jedyny fragment jej ciała, mogący zostać uznany za szpetny – skrzela.

— Nie rozumiesz. Boję się o ciebie. Nie powinnaś tu przebywać — piękny głos ponownie dotarł do długouchej, pozwalając jej otrzeźwieć i wyrwać się z podziwu dla charme Neritei. Syrena ujęła twarz Yattmur w dłonie i pogłaskała jedną z nich policzek elfki. W tym samym momencie gdzieś w okolicy rozbrzmiał dźwięk rogu. Co ciekawe, był bardzo przytłumiony i nie przypominał żadnego instrumentu, który wyszedłby spod ręki jakiegokolwiek stworzenia z powierzchni. Jego źródło zdawało się być... pod wodą? — Wróć do mnie jutro. — Neritea zanurkowała bez pożegnania i szybko zniknęła w morskiej toni. Yatt spostrzegła, że zrobiło się chłodniej. Mogła potraktować to jako przestrogę, albo porzucić rozsądek i zignorować ostrzeżenie, próbując swojego szczęścia tam, gdzie nawet najlepsi dyplomaci pozostają bezradni, nie mogąc wykrztusić z siebie ani jednego słowa – w głębinach...
Obrazek

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

14
Pierwszy odruch kazał Yattmur zmieść na bok wszelkie obawy i wbrew wszystkiemu zanurkować w ślad za Neriteą. Ale choć dawanie posłuchu ostrzeżeniom nie leżało zwykle w charakterze owej śmiałej wyspiarki, tym razem, sama się trochę sobie dziwiąc, zdecydowała się wycofać i nie brnąć tam, gdzie jej nie proszą. Nie ze strachu. Ten nauczyła się już całkiem skutecznie ignorować. Nie z rozsądku. Z nim było podobnie. Raczej z szacunku. Bo nadużycie tej z trudem nawiązanej nici porozumienia z syreną było ostatnią w świecie rzeczą, jaką Yattmur chciałaby teraz zrobić.

— Wrócę! — przyrzekła krótko i szczerze, po czym bez oglądania się za siebie wypłynęła na brzeg, a potem dzikim biegiem opuściła plażę.

Swoje kroki elfka bez większego zastanowienia skierowała do domu ciotki, którą miała wszak dziś odwiedzić. Wydało jej się to najrozsądniejszym wyborem. Nie była pewna, czy to już czas, pewnie było trochę za wcześnie, w końcu był dopiero ranek, ale to nic. Najwyżej obudzi staruchę i nazwie ją śpiącą królewną, skoro to według niej takie zabawne.

Próbowała zastanowić się, po co właściwie A'huaiti mogła ją do siebie wezwać, próbowała też zrozumieć, co takiego mogłoby jej zagrażać na plaży, przed czym ostrzegała ją Neritea, ale myśli nie pozwalały jej się zebrać, wciąż uciekały jej z głowy jak spłoszone ptactwo i zgodną gromadą frunęły ku morzu. Yattmur nie mogła zapomnieć widoku syreny i tej elektryzującej chwili, kiedy tamta dotknęła jej policzka. Właściwie to odtwarzała w głowie sobie ten moment w kółko i w kółko, niczym głupio zauroczona nastolatka. Skarciła się za to w myśli tylko raz, potem dała sobie spokój.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

15
Yattmur skierowała swe kroki w kierunku domu cioci, z którą miała się tego dnia spotkać. Nie wiedziała, czy coś się stało, czy może A'huaiti brakowało po prostu towarzystwa. Nie była jednak w stanie skupić się na tych myślach, ponieważ cały czas wracała wspomnieniami do dotyku Neritei. Elfa była świadoma tego, że zachowywała się jak zauroczona nastolatka, ale to było silniejsze od niej i nic w tym dziwnego. Każdy człowiek morza słyszał opowieści o tych cudacznych stworzeniach i ich niesamowitej urodzie. I chociaż ta część zawsze się ze sobą zgadzała, to dalsza opowieść mogła się znacznie różnić. Jedni uważali, że to magia i służy do tego, aby zwabiać marynarzy do wody, gdzie mogą je pożreć. Inni natomiast głoszą, że tym, którzy zostali przez syrenę pocałowani, wyrosły skrzela i sami teraz podróżują po głębinach. Jest jednak też trzecia wersja. Najgorsza i najstraszniejsza, ale tak samo niepotwierdzona, jak inne, ale łączy obie poprzednie w jedno. Syreny są brzydkie i obrzydliwe, przez co korzystają z magii, aby zauroczyć marynarzy. Ci wskakują do wody, aby móc już zawsze z nimi być, ale wtedy magia pryska i widza, jakie są szkaradne. Próbują uciec, wrócić na statek, ale już za późno. Silne dłonie łapią ich za dłonie i ciągnął na samo dno. Mężczyzna wtedy żegna się z bliskimi, myśli o tym, co jest po drugiej stronie, ale wtedy zauważa, że może oddychać, a w jego zasięgu wzroku pojawia się niesamowite miasto. Jednak oni nie mają tam wstępu, ponieważ stają się niewolnikami. Do końca swych dni są zmuszani do ciężkich pracy i niewielu przeżywa dłużej niż dziesięć lat. Jednak są to tylko opowieści, o których opowiada się dzieciom, aby te był grzeczne, tylko czy na pewno tak musi być? W końcu w każdej opowieści istnieje ziarnko prawdy.

Yattmur będąc dzieckiem, także słyszała te opowieści, a i teraz w portach często o nich można usłyszeć. Tylko czemu akurat teraz sobie o tym przypomina? Czy może to być jakiś znak? I czy na pewno nie ma nikogo, kto zna prawdę o tym podwodnym świecie? Z takimi myślami dotarła do domu swojej cioci, która notabene stała przy drzwiach i czekała. Jej palec rytmicznie stukał o ramię, jakby coś odliczała. I chociaż oczy miała zamknięte, to nadal była czujna. Gdy tylko młoda elfka znalazła się w pobliżu, ciocia spojrzała na nią badawczym wzrokiem.

— Mamy problem Yattmur. — Była poważna i nie było trzeba jej znać, aby móc to dostrzec. Powoli zbliżyła się do jednego z dwóch fotelów przy ścianie i usiadła na jednym, dając znać dziewczynie, aby zajęła drugie. Nic nie mówiła, a po prostu czekała, a może próbowała ubrać swoje myśli w słowa? Temat musiał być ciężki i możliwie trudny do zrozumienia.

— Zniknęło już trzech rybaków. Podobno wypływali rano na połów i więcej już nie wracali. Kolejne trzy osoby zniknęły po tym, jak wyszły wieczorem z domu. Ludzie zaczynają się obawiać wychodzenia z domu. Rybacy przestali wypływać na wody. Oprócz tego starego zgreda. — dodała z niesmakiem, po czym ciężko westchnęła. — Nie wiadomo co się dzieje. Nie ma żadnych ciał, a przecież w okolicy nie powinno być niczego co nie pozostawia nawet kostki po swoim posiłku. — Widać było, że ją to gryzło. Nie chciała, aby to miejsce znowu opustoszało, albo – co gorsza – wyginęło przez jakieś nieznane jej siły. Mogła zrobić tylko jedną rzecz, ale nie chciała tego. Cały czas odpychała od siebie myśl, aby zaryzykować czyjeś życie, ale po prostu nie dano jej innej możliwości. — Chciałam cię poprosić, abyś ty spróbowała coś z tym zrobić dzięki swojemu talentowi do magii. — Jej ostatnią deską ratunku okazała się przybrana córka. Dlatego nie pozwalała sobie nawet o tym myśleć, ale była w kropce. Ostatecznie, jeśli nic nie zrobi to możliwe, że i tak wszyscy wyginą.
Ostatnio zmieniony 21 cze 2018, 0:38 przez Brun Rodor, łącznie zmieniany 1 raz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”