Obyczaje i obrzędy ludów Herbii

1
„OBYCZAJE I OBRZĘDY LUDÓW HERBII” - co ciekawsze fragmenty księgi autorstwa znanego podróżnika i wieloletniego profesora Uniwersytetu w Oros, Biltuareza Iliadira.

WSTĘP

Całe moje długie życie spędziłem w podróży. Zjechałem, przewędrowałem i przepłynąłem niemal całą Herbię i doprawdy niewiele pozostało zakątków, w które jeszcze nie dotarłem, chyba tylko lodowate ziemie Turonu i krainy barbarzyńców z Północy... Jednak przecież nie o tym chcę mówić, czego nie widziałem, lecz właśnie o rzeczach, które zobaczyć, zapamiętać i zbadać mi przyszło.

Dla pożytku, nauki i rozrywki współczesnych mi, jak i następnych pokoleń, ja, Biltuaez Iliadir z Oros, spisałem te słowa.

Od zawsze płonie we mnie gorąca pasja poznania tego, co dalekie, obce i piękne, jak również przybliżenia owych spraw każdemu, kto tylko o to poprosi. Bo nieznane, mój drogi czytelniku, łatwo wzbudzi budzi lęk i nienawiść w nieuczonych umysłach, poznanie zaś jest kluczem do porozumienia.

Ty, który nienawidzisz tego, co obce Twym oczom - zatrzymaj się na chwilę nad tym zakurzonym tomem, który wpadł w Twoje ręce, być może zaczniesz patrzeć inaczej.

Ty, który pragniesz dalekich, zamorskich podróży - zważ na me słowa, może spisane tu doświadczenia uczynią Twoje wojaże owocnymi i bezpiecznymi.

I Ty, który chcesz jedynie zrozumieć, kim są istoty, które spoglądają na to samo niebo z innych krain, jak kochają, żyją, umierają i śnią - i dla Ciebie, a może właśnie przede wszystkim dla Ciebie, pisałem przez lat bez mała czterdzieści właśnie tę książkę.

Biltuaez Iliadir z Oros, rok 50 III ery


CIEKAWE OBYCZAJE POGRZEBOWE I RODZAJE POCHÓWKU

- Leśne Elfy:


Zmarły Elf Leśny chowany jest pod młodym drzewem z rodzaju nand'caleen (szybko rosnące drzewa o smukłych pniach, dużych, wielobarwnych kwiatach i jadalnych owocach podobnych do mango - przyp. tłumacza).

Nagi, bez ozdób, klejnotów czy innych bogactw, zawinięty jedynie w cienką materię, uplecioną z jego własnych włosów, pajęczych nitek i źdźbeł cieniutkiej trawy, Elf spoczywa bezpośrednio w ziemi, bez trumny, bez sarkofagu. I nigdy tak naprawdę nie umiera, bo drzewo posila się jego ciałem, krwią i duszą, które pozostaną w nim już na zawsze. Martwy Elf staje się jednością ze swoim drzewem-grobem, a zarazem z całą naturą. Obieg energii życia pozostaje zamknięty.

Obyczaj lamentowania i płaczu nad zmarłymi jest Elfom raczej nieznany (szczególnie w społecznościach mocno odizolowanych od Ludzi), być może ze względu na ich długowieczność śmierć nie wydaje się im aż taką tragedią. Krewni i przyjaciele Elfa z radością spożywają owoce z jego drzewa, a kwiatami ozdabiają domy, wierząc, że w ten sposób nigdy nie rozstają się całkowicie ze swoim drogim zmarłym.

Warto jeszcze wspomnieć, iż drzewa nand’caleen, jeśli chodzi o rodzime ziemie Leśnych Elfów, a więc Fenisteę, rozmieszczone są równomiernie na terenie całej puszczy - to jest, można spotkać je wszędzie, nie ma wydzielonych miejsc na „cmentarzyska". Inaczej rzecz się ma w miastach, gdzie także żyje dziś część leśnej braci. Tam utworzono tak zwane „gaje umarłych" - albo większe, położone na obrzeżach miast, albo małe, złożone z paru pojedynczych drzewek bezpośrednio przy Elfich domostwach.

Leśne Elfy wierzą, że dopóki ich drzewa nand'caleen żyją, zielenią się, kwitną i owocują, dopóty Ojciec długouchej rasy, dobry Sulon, otacza ich swą opieką i miłością.


- Wysokie Elfy

Za czasów świetności tej rasy wykształcił się zupełnie niezwykły, nieznany innym istotom sposób obchodzenia się ze zwłokami. Dziś już o nim prawie całkiem zapomniano, choć można nadal natrafić na jego ślady.

W ukrytych pośród niedostępnych gór katakumbach można znaleźć dziesiątki pionowo poustawianych trumien z bladoróżowego szkła, gdzie spoczywają elfie ciała - piękne jak za życia, odziane w najlepsze szaty i różane wieńce, zastygłe w swych tęsknych uśmiechach. Trwałość zapewnia im jakaś przejrzysta substancja, którą zostały zalane. Zatopiono w niej ponadto płatki kwiatów - także i one wyglądają równie świeżo i uroczo, jak setki lat temu, w dniu pogrzebu.

Wielu ludzkich alchemików pragnęłoby poznać sekret owej substancji, zwanej potocznie po prostu „żywicą” (zwróć uwagę, czytelniku, na skojarzenie z drzewami, bliskimi wszak każdemu Elfowi, jak i nieprzypadkowe podobieństwo do słowa „życie"), jednak elfickie grobowce pilnie strzegą swych tajemnic. Wraz z elfimi bogaczami nierzadko chowano również ich skarby - a że od początku zwabiały one rabusiów, pozbawionych szacunku dla majestatu śmierci, to katakumby usiane są pułapkami. Zapewne nie wszystkie z nich oparły się niszczycielskiej sile czasu, ale zważywszy na kunszt Wysokich Elfów... część na pewno jeszcze jest śmiertelnie niebezpieczna.

Grozę może budzić fakt, iż najzamożniejsi z Wysokich Elfów chowani byli razem ze swą - żyjącą jeszcze - ludzką służbą i niewolnikami. Stąd właśnie posadzki katakumb zasłane setkami ludzkich szkieletów. Przy pogrzebie byli oni otępiani kojącymi lęk i ból substancjami, rozpuszczonymi w winie i palonymi w kadzielnicach, z których sączył się wonny dym, wypełniający wreszcie całą komorę grobowca. Dzięki temu ceremonia mogła odbyć się spokojnie i bez zakłóceń.

Wielu z żyjących jeszcze dziś Wysokich Elfów, z którymi rozmawiałem, mówiło o kompleksie grobowym gdzieś wewnątrz Gór Daugon (wszak miasto Zaavral, jak wiemy, Ludzie zbudowali na ruinach elfiego miasta). Ponoć pochowane tam Elfy w wieńcach z wonnego jaśminu spoglądają zza różanych szybek tak żywo, tak czule, że nikt, kto je ujrzy, nie potrafi uwierzyć w ich martwotę. Nieszczęśliwy wędrowiec, który by się tam zaplątał, pragnąłby oswobodzić ich ze szklanych „więzień" i postradałby zapewne zmysły w bezsensownym wysiłku. Doprawdy, potworne to musi być złudzenie, potworne w swym pięknie, i potworna próba dla ludzkiego rozsądku.


- Elfy Wschodnie

Wśród elfiej braci z Archipelagu praktykuje się następujące obyczaje pogrzebowe: umarłego rozbiera się do naga, w jego włosy wplata się najprzeróżniejsze ozdoby, a więc szklane i drewniane koraliki, muszelki, pióra, niciane warkoczyki, a wszystko to obowiązkowo białe. Ciało zmarłego, podobnie jak u leśnych kuzynów, spowija się w materię utkaną z włosów, tu z dodatkiem morskiej trawy i włókna kokosowego.

Ciało konserwowane jest przy pomocy morskiej soli - w znany tylko dzieciom Archipelagu sposób sprawia się, iż sól pokrywa i przesyca wszystkie tkanki, a przez solny osad martwy wygląda nieco jak oszroniony. Kryształki osiadają na jego skórze, włosach, rzęsach, ustach... Upiorne i piękne zarazem.

Zamożniejszym Elfom na ustach kładzie się perłę, tym biedniejszym - płatek białego kwiatu. To symbol milczenia, jakie mają teraz już na zawsze zachować. Wschodnie Elfy bowiem, najbardziej podobne do Ludzi, najbardziej spośród długouchej braci lękają się śmierci. Wierzą, że zaświaty są pełne potwornych bestii i demonów - gdyby zmarły wyjawił im swe imię, byłby zgubiony. Gdyby zaś wezwał na pomoc kogoś z żyjących krewnych, także i jego spotkałby straszny koniec.

Ciało umarłego otacza się przedmiotami, których używał za życia. Jednak wszystkie te sprzęty wedle tradycji należy... uszkodzić. Tak więc naczynia domowe należy rozbić czy chociaż nadtłuc, szablę wyszczerbić i wygiąć, strzały połamać, pisma potrzeć w strzępy. Ów ciekawy obyczaj bierze się z przekonania, jakoby jedynie uszkodzone, nienadające się do użytku przedmioty były dla zmarłego niegroźne i nie zakłócały jego pośmiertnego spokoju.

Ostatecznie ciało Elfa kładzie się do odświętnie udekorowanej łódki, a tę w ciszy wysyła się o zmierzchu na nieskończony przestwór oceanu.


NARODZINY


- w Karlgardzie

Nasi bracia z Karlgardu i ziem okolicznych bardzo mocno wierzą w proroctwa i wróżby, przywiązują do nich wielką wagę, co czasami sięga granic rozsądku - lecz to wszak nie miejsce na krytykę i oceny, drogi mój czytelniku...

Jeszcze w łonie matki młody mieszkaniec Karlgardu jest otaczany, w miarę możliwości, opieką jakiejś wróżbitki lub kapłanki, która na rosnącym, matczynym brzuchu co dzień wymalowuje specjalne znaki przeciwko demonom i złym duchom. Używa się zresztą do tego dokładnie tej samej substancji, czarnej, lśniącej i smolistej, którą w tym samym celu - w więc dla odgonienia złych sił - tamtejsze kobiety malują sobie oczy.

Podczas narodzin potomka matkę otacza krąg życzliwych jej kobiet, a jęki rodzącej zagłuszane są przez ich gardłowy śpiew, który nie ma prawa ustać nawet na sekundę (zważywszy na fakt, iż poród może trwać wiele godzin, jest to bardzo trudne, wyczerpujące i odpowiedzialne zadanie). Celem tego zabiegu jest stworzenie „ściany dźwięku", a więc swego rodzaju zapory, przez którą nie przedostanie się żadne zło, szczególnie w takiej chwili czyhające i na matkę, i na dziecko. Wszelkie źródła wskazują, iż zwyczaj pochodzi z kultury Orków, gdzie praktykuje się go w praktycznie identycznej formie od niepamiętnych czasów.

W drugą noc po narodzinach gromadzą się wszyscy domownicy, by usłyszeć wróżbę odnośnie losu nowo narodzonego potomka, a także poznać imię, jakie postanowiła mu nadać matka lub, bardzo często, opiekująca się nią wróżbitka, która prowadzi tę ceremonię. Imię to bardzo ważna sprawa, która może zaważyć na całym życiu dziecka. W Karlgardzie bowiem imiona zawsze coś znaczą, a znaczenie to ma potężną magiczną moc. „Gdyby król zwał się inaczej, nie byłby królem”, poucza nas tamtejsze przysłowie.

Od „narodzinowej wróżby" zależy zaskakująco wiele, szczególnie w zamożnych, szanowanych rodzinach - w tym nawet to, czy potomek nie zostanie aby utopiony przed ukończeniem dwóch miesięcy, czy też to, czy będzie miał szansę na odziedziczenie rodzinnej fortuny. Trzeba dodać, że wobec tego wszystkiego osoba wróżbitki czy też kapłanki często nie jest wolna od różnego rodzaju nacisków, sugestii i pogróżek ze strony rodziny, pragnącej wpasować nowo narodzonego potomka w realizowane przez siebie interesy. Zaprzecza to jednak pierwotnej idei tego obyczaju i jest jego przykrym wypaczeniem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia i Kultura”