Targ w Saran Dun

1
Wielki plac, na którym kupcy z całego Saran Dun i okolic rozstawiają swe kramy. Co tydzień jest tutaj dzień targowy, na którym można zobaczyć towary z całego Keronu, a przy odrobinie szczęścia trochę egzotycznych dóbr. Jednak większość tychże dóbr trafia od razu do domów bogaczy. Co rusz jakiś biedak zatrzymuje przechodnia, prosząc o jałmużnę. W dni targowe przed tłumy ludzi wozy muszą jechać z nie większą prędkością, niż przechodnie idą - inaczej by ich stratowały. Często słychać tu gwar rozmów, głównie plotek. Na Targu Saran Dun można znaleźć wszystko. Jeśli wiedzieć, gdzie szukać. Niektórzy handlarze trzymają w swych wozach nielegalne towary, czekają tylko na hasło, by je ujawnić. W kilku krańcach targu można usłyszeć śpiew i grę barda. Jeśli nie uważa się na sakiewkę, łatwo można ją w tłumie stracić. Niektórzy kupcy mają herby na swych kramach, a na niewielu mniej niż połowie tychże herbów widać ciemnofioletowe tło z czarnym jak noc krukiem. Na innych wozach widać inne, rzadziej powtarzające się herby. Dookoła placu, w zaułkach można spotkać ludzi uważających się za wróżbitów. Co dziwniejsze, można znaleźć ludzi płacących im za swe usługi.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

2
Gwar handlu jest dla madamme de Vor jedną z najprymitywniejszych rzeczy, z którymi przychodzi jej obcować. Ludzie walczą, niczym zwierzęta o choćby najmniejszą błahostkę, przy czym brak w tym krzty kulturalnej rywalizacji tudzież sparingu. Liczy się wyłącznie krętactwo i bluźnienie, podkradanie okazji sprzed nosa i tym podobne. Takie zachowania są dla Virienne szczytem absurdu, ona nigdy nie zniżyłaby się do prostackiej przepychanki. Przeto Alicja robi wszelkie zakupy, Virienne nie odwiedza sklepów z "normalnym" towarem. Gości na salonach, gdzie dokonuje transakcji lub to najlepsi handlowcy osobiście prezentują przed nią swoje towary.
Jednakże tym razem, Virienne jest tutaj w innym niżeli handel, celu. Kobieta musi odszukać napastnika, dowiedzieć się dlaczego czyha na jej życie. W tym celu, z Alicją u boku, zmierza pod największy stragan z herbem na fioletowym tle. Tam, udając zamożniejszą niż jest próbuje wzbudzić zainteresowanie sprzedającego. Rozgląda się za towarem najwyższej klasy, aż w końcu zaczyna kaprysić.
- Nie macie niczego lepszego, mój panie? Jakieś specjalne towary byłyby mile widziane, tym można zaspokoić plebs, nie arystokrację.

Re: Targ w Saran Dun

3
- Oczywiście, moja pani. Mamy tu najlepsze towary, ale chowamy je dla najlepszych - Mówiąc to, handlarz wyciąga zza pazuchy kilka flakoników - Najlepsze perfumy importowane prosto z Archipelagu!
Handlarz widząc brak Twojego zainteresowania jego towarem stara się wychwalić go jak umie. Powiada, że wyprodukowały go elfy z najdalszych okolic świata, drugiego takiego nie ma na świecie. Stara się mówić wychowanie, ale nie wychodzi mu to. Kątem oka zauważasz jak przez ulicę przejeżdża postać odziana w czarny płaszcz i zbroję. Głowę nie zdobi ani jeden włos. Brutalna twarz czterdziestolatka, której nie sposób zapomnieć. To Dar Malangis wjeżdża na targ, zapewne by sprawdzić jak idą interesy jego kupcom. A może ma inne sprawy do załatwienia? Jest wiele powodów, dla którego ktoś taki jak on może odwiedzić to miejsce.
Ostatnio zmieniony 21 mar 2015, 11:21 przez Saito, łącznie zmieniany 1 raz.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

4
Virienne nie mogła pokazać po sobie, że perfumy ją zadowalają. Prawdę powiedziawszy i tak by ich nie kupiła, ona perfum nie kupuje, dostaje je na bankietach jako upominki, a są to zapachy najrzadsze. Tak czy siak, musi być zainteresowana kupnem. Nie była handlowcem, ale nie jest też tu by handlować, a logicznie rozegrać partię by spotkać się z przewodniczącym tej handlowej bandy.

- Mój drogi, mówiąc "towar specjalny" mam na myśli TOWAR SPECJALNY. Rzekła z akcentem na specjalny.
- Lepiej powiedz mi, gdzie znajdę Diuka, bo to z nim wolałabym pertraktować.

Re: Targ w Saran Dun

5
- Diuk zajmuje się swoimi sprawami. W dni targowe go nie widujemy. Jeśli chcesz go zaleźć, powinnaś udać się do jego domostwa w górnej części miasta.
Malangis przejeżdża przez plac i zatrzymuje swój wzrok na Tobie. Po chwili jedzie dalej, zatrzymuje się przy jednym z wielu tutejszych kramarzy. Rozmawiają.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

6
Los chciał, że Diuk trafił w to samo miejsce, w tym samym czasie, gdzie właśnie przebywała dama maginów, Virienne de Vor. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, zatem należy sytuację wykorzystać, jak tylko się da. Co do suchej nitki.
Najlepszym sposobem zbliżenia zdaje się być prostolinijna ignorancja lub inaczej, udawanie głupiej. Malangis i Madamme de Vor znają się z kilku bankietów, na które niegdyś wprosił się handlowiec. Kojarzą swoje twarze, także pretekstów do rozpoczęcia konwersacji jest wiele.
Oczywiście nie ma sensu nachodzić go w tej chwili, by zrzucić chłodny prysznic prawdy. Jakby to wyglądało? "Witaj, dlaczego chcesz mnie uśmiercić?"- pomyślała Virienne.
Kości zostały rzucone, a gra się toczy. Należy rozplanować posunięcia w taki sposób, ażeby ugrać jak najwięcej. Przeto mag bojowy, z Alicją u boku, niewinnym krokiem zbliża się do rozmawiającej dwójki. Virienne dobrze idzie udawanie otumanionej miejską gwarą oraz licznymi drobiazgami ze straganów. W pewnym momencie przechodzi obok Diuka, wtedy wie, że musi skorzystać z podstępu.

- Dar Malangis? Ohhh Mój drogi, lata Cię nie widziałam
. Powiedziała z entuzjazmem w głosie, po czym uprzejmie wymieniła trzy całusy w policzek.
- Ostatnio nie pojawiasz się na naszych bankietach, czyżby coś się stało?

Re: Targ w Saran Dun

7
- Witaj, moja miła. Ostatnio niestety nie mam wiele czasu, by balować. Utrzymanie handlowego imperium wymaga mnóstwo pracy. A co ty tutaj robisz? Nigdy nie widziałem cię na targach, a zaglądam tu często.
Na twarzy diuka malowało się lekkie zdziwienie. Najwyraźniej zapomniał o swym dotychczasowym rozmówcy, który wrócił do handlu. Targował się z jednym z przechodniów. Nie omieszkał przy tym nabluzgać na towar innych kramarzy. W końcu przystał na lekko obniżoną cenę.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

8
Virienne konsekwentnie odgrywała rolę naiwnej damy.
- Próżny człek nie otwiera się na inne podłoża. Być może jestem profesorem, który mieszka w górnym mieście i gości na salonach. Czy to nie pozwala mi obcować z prostymi ludźmi? Poza tym, spotkałam Ciebie, mój panie. A to nie lada szczęście, także jak widzisz, same pozytywy zsyłają bóstwa z tej przechadzki.
Uśmiech nie znikał z jej rumieniących się na zimnie policzków.
- Może byłbyś chętny udać się ze mną na łyk ciepłej herbaty? Opowiesz mi o handlu i wszystkich interesach, toż to takie fascynujące.
Rzekła, po czym doszło do niej, iż nie sprecyzowała miejsca. Nie chodzi do tutejszych lokali, nie wie czy Diuk nie przyjmie tego jako zaproszenie do domostwa de Vor lub sam zaprosi ją do swojej siedziby.

Re: Targ w Saran Dun

9
-Moja miła, dzisiaj niestety nie mam tyle czasu. Jeśli byłabyś skora porozmawiać, to mógłbym znaleźć chwilę czasu jutro. O poranku powinienem mieć czas. Już i tak na mnie czas, interesy wzywają.
Diuk ucałował Ci dłoń i poszedł w swoją stronę. Oddalał się dumnym, szybkim krokiem. Czasem zaczepił którego handlarza i zamienił z nim słówko. Jednak szybko znika w tłumie, mimo, że jest od każdego o co najmniej głowę wyższy. Jakiś dzieciak zaczepił się i poprosił o jałmużnę. Widzisz, jak kolejny wóz należący do Malangisa wyjeżdża zza białego budynku sądu. Na przeciw sądu stoi katedra, gdzie każdy może wejść i pomodlić się do swego bóstwa. Popycha Cię jakiś prostak, ale znika w tłumie, zanim zdążysz zobaczyć, kto to. Dobrze by było jak najszybciej się stąd zabrać. Gdzie jest Alicja? Oglądasz się dookoła w poszukiwaniu dziewczyny, ale nigdzie jej nie możesz znaleźć. Właściwie ciężko by było dostrzec o jej posturze w takiej masie ludzi. Może coś jej się stało?
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

10
- To będzie przyjemność móc się z Tobą zobaczyć Dar Malangis. Skoro jesteśmy umówieni na jutro, nie zajmuję więcej czasu i udaję się na dalsze konszachty handlowe. Żegnaj mój miły.

Ukłoniła się Virienne, wciąż utrzymując sztuczny uśmiech na twarzy. Ten gbur jest równie dobrym aktorem co ona, więc rozgryzienie zaistniałego incydentu nie będzie łatwe.
Kiedy pożegnanie dobiegło końca, należało zająć się swoimi sprawami, jednakże w tym przeszkadza pewien młody człowiek. Umorusane po uszy dziecko prosi de Vor o pożyczkę. Kobieta jest przerażona niespotykaną(dla niej) prośbą. Nie wie w jaki sposób należy się zachować, gdy brudny młodzieniec żąda pomocy, pomocy materialnej. Nigdy wcześniej nie przyszło jej obcować z proletariatem.

- Aaa, eee, yyy... Biedne dziecko, powinieneś wiedzieć, że chwilowa jałmużna nie zmieni twojego stylu życia. Każdy rodzi się po coś i takie życie wiedzie, jak na to zapracował.

W tym momencie niewiadomy osobnik traktuje Virienne silnym łomotem w plecy. Popchnięta ledwo zatrzymuje się przed biednym chłopczykiem. Z pomocą przyszedł kostur, który posłużył za podporę a zarazem blokadę przed upadkiem. Jeszcze bardziej rozgniewana, wartko chwyta dziecko za fraki, dalej opuszczając tłum. Twardo stąpa po ziemi, ciągnąc młodzieńca za sobą i nie patrząc na to, o co obija się jego wychudzone ciałko. Jak tylko opuszczą zagęszczony areał, tzn. znajdują się pod katedrą, wtedy nadchodzi kolejne zaniepokojenie. W tłumie zgubiła się Alicja, teraz kiedy jest najbardziej potrzeba do pomocy z dzieckiem. Miliony myśli przeskakują między neuronami, frustracja powoli osiąga apogeum, lecz kontrola oraz opanowanie finalnie tłamszą emocje.

- Nie dostaniesz żądnych pieniędzy. Zabiorę Cię do domu, gdzie wejdziesz do łaźni i Alicja zedrze z Ciebie warstwę brudu. Ohh mój Sakirze, gdzie jest Alicja? Dziecko, widziałeś służkę, która stała przy mnie? Niska, ruda dziewczyna. Widziałeś ją? Odpowiadaj prędko!


Zapytała malca, ciągle kontrolując go poprzez dłoń na ramieniu.

Re: Targ w Saran Dun

11
Pożegnałaś się z Darem i postanowiłaś zająć się swoimi sprawami. Jednak za suknię pociągnęło Cię małe stworzenie niezwykle brudną rączką. Bytem tym okazał się mały chłopczyk o nieokreślonej cerze. Twarz przykrywała całkiem spora, jak na Twoje mniemanie, warstwa brudu. Właściwie czyste, jakimś cudem, były tylko butki dziecka. Oczy ma koloru letniego nieba, które ostatnio widziałaś ponad półtora roku temu. Spod warstwy błota możesz dostrzec blond włosy karzełka. Kiedy dziecko zauważyło, że zwróciłaś na niego swą uwagę rzekło piskliwym głosikiem:

- Przepraszam, pani, mogłaby pani uraczyć mnie datkiem?

Gdy pociągnęłaś chłopczyka za sobą, próbował zaprotestować, jednak najwyraźniej było zbyt słabe, aby oprzeć się Twojej wątpliwej sile. Na jego twarzyczce malowało się przerażenie, a w oczętach błyszczały łzy. O mało co nie przewróciło się, potknąwszy o kamień wystający z bruku targowiska. Wychodząc z tłumu spostrzegłaś mignięcie rudych włosów należących do Alicji, jednak zniknęły one tak szybko jak się pojawiły, czyli w ułamku sekundy. Nie ma szans, żebyś znalazła ją w tym chaosie. Kiedy wreszcie znaleźliście się pod katedrą, zwróciło swoje lico ku Tobie i odpowiedziało na zadane pytanie:

- Nie, pani.

Zaniepokojenie dziecka wzrosło na skutek Twojego tonu i szybkiej mowy. Wygląda, jakby nie wiedziało, że chcesz umyć go, żeby wyglądał jak człowiek. Twe myśli znów powędrowały do Alicji, jednak szybko je uspokoiłaś. W końcu nie raz wychodziła na targ, pewnie kiedy skończy, wróci do domu. Dziecko stoi cichutko, co jakiś czas jedynie szlochając.
Okręt mój płynie dalej, gdzieś tam...

Re: Targ w Saran Dun

12
Virienne czuła się strasznie pośród tego plebsu. Nie potrafiąc się odnaleźć w miejskiej rzeczywistości, aż dostała ataku migreny. Z bólem głowy na karku żadna wieść z otaczającego ją świata nie mogła mieć jakiegokolwiek znaczenia. Teraz liczyła się szybka ucieczka do cichego, bogatego domostwa. Tak też pozostawiając służkę na Targu, Virienne ruszyła do alei, gdzie ulokowany jest jej dom. Już na obrzeżach posesji dostrzegła znany jej mundur- był to strażnik.
- Madamme, mam dla Pani list od Generała.
Po zapoznaniu się z treścią pisma, madamme de Vor zrozumiała, iż wzywa ją ważna misja. W końcu miała możliwość opuszczenia zacisznego stołka profesora i praktycznego zastosowania magii bojowej. Szczerze powiedziawszy, obawiała się tego, ale lubiła wyzwania. Zaopatrzona w najpotrzebniejsze rzeczy udaje się do generała, skąd po zapoznaniu z treścią zadania, migruję na północ.


[z/t]

Re: Targ w Saran Dun

13
Sporawa przestrzeń placu targowego rozciągała się w tej części Saran Dun, w której ruch gawiedzi wzmagał się wraz z ogromem zawieszonego na niebie słońca. Z rana panowała tu nierozbudzona cisza, w południe gwar docierał do stanu niszczącego słuch apogeum, a wieczorami cała wrzawa uspokajała się jak banda szczekających psów na widok draba z postronkiem. Nocą natomiast wracała poranna cisza, która w blasku gwiazd czekała ponownie rodzącego się brzasku. Gilles wmaszerował na bazarek w celu dokonania naocznego rekonesansu i zbadania tego terenu. Prawie kwadratowe pole - zbudowane z bruku oraz ciosanego na płasko kamienia - oddzielało targowisko od drogi biegnącej dookoła tegoż geometrycznego placu. Bazarek otaczał mur zabudowań. Ucieczkę z tego zatłoczonego dniami miejsca zapewniały dwie naprzeciwległe odnogi wspomnianej zawczasu drogi lub przejście przez któreś ze sterczących dookoła mieszkań i składów towarowych. Zakonnik mógł spodziewać się, że to, co widzi teraz, za paręnaście godzin zmieni się nie do poznania. Z rana pustka zostanie po brzegi napchana straganami, wozami i osobami różnego zamiarowania, pochodzenia społecznego i rasowego. Obecnie na bazarze nie dało się dostrzec żadnego handlarza. No, może poza jegomościem, którego ogolona czaszka zbierała właśnie na sobie światło pochodni. Facet stał przed stertą paczek z ramionami na biodrach i miarowo stukał obutą stopą o kamienie na ziemi. Pewnie na kogoś czekał.

Re: Targ w Saran Dun

14
Gilles wszedł na targ spokojnym krokiem, chcąc wyglądać bardziej na zwykłego włóczęgę nie mającego co robić po nocach niż przyszłego sakirowca. Właściwie nie spieszyło mu się. Idąc w stronę targu dziesiątki myśli przyprawiały go o ból głowy. Zagadka haseł pozostawała na razie poza jego zasięgiem, nie przywykł do aż tak intensywnego używania mięśnia znajdującego się w jego czaszce, a wizja, że w przyszłości ulegnie to zmianie, już teraz przerażała go do szpiku kości. Gdyby nie fakt, iż bardziej mroziło mu krew w żyłach to, w co się wpakował, zastosowałby swój ulubiony plan taktycznego odwrotu, a więc znalazł się w jakiejś karczmie, upił, a następnego dnia z ogromnym kacem i pustym mieszkiem wyruszył do kolejnego miasta. I tak w kółko.
Wewnętrzne tchórzostwo nakazało mu wejść na targ, udać, że nikogo nie ma i wrócić do komandorii. Stoczył sam ze sobą trudną walkę, którą z trudem wygrał. Przyjrzał się nieznajomej postaci, a jednak tak bardzo podobnej do mężczyzny, którego poszukiwał. Łysina się zgadzała, a co z całą resztą? Będąc jeszcze poza zasięgiem komunikacji, Gilles przełknął ślinę, wziął głęboki oddech i splunął na chodnik. Rozbudził w sobie delikatny płomyk wewnętrznego ognia, karmiąc się pocieszającymi myślami. Bo przecież, czego się właściwie bał? Na polu bitwy szarżował na przeciwników większych i silniejszych od niego, trwał w murze tarcz niemal całe potyczki. Jeden człowiek nie stanowi dla niego przeszkody. A cała organizacja? Pewnie posłałby do piachu sporą część z nich, gdyby stanęli mu na drodze. Tak, był silny. Miał mięśnie. Miał miecz. Miał też mózg, którego postanowił użyć w tej chwili, na resztę jego atutów powołując się w razie konieczności.
Powolnym ruchem, sugerującym absolutny brak złych zamiarów, ma zamiar podejść do nieznajomego na targu. Twarz ma zasłoniętą, choć oczami stara się czujnie, w miarę możliwości dyskretnie, rozglądać na boki w poszukiwaniu innych ludzi. Dokładnie mierzy tego, do którego podchodzi.
- Witajcie, dobry człowieku, pomóc może? - powie, kiedy znajdzie się blisko i nic nie wydarzy się w międzyczasie. - Pracy szukam, trzeźwy jestem, póki co, i silny. Wyglądacie na szukających pomocy. Ponieść coś? Obić ryj sąsiadowi stukającemu żonkę? Przytrzymać w ciemnej uliczce jakąś dziewkę? Lesgil jestem, do waszej dyspozycji za parę drobnych, a i na dłuższy kontrakt mogę się pisać.

Re: Targ w Saran Dun

15
Od paczek strasznie śmierdziało. Gilles nie znał tego ostrego swądu. Zapach roztaczał się szeroko po bazarze. Za jakiś czas zastąpią go inne - woń spoconej gawiedzi oraz towarów różnego rodzaju. Zwłaszcza wodnego stworzenia. Nieświeżość okonia abo amura zawsze da się znaleźć w targowym powietrzu. To jak z drzewami w lesie - one po prostu tam są. Puszcza bez obrośniętych korą baszt to nie puszcza, podobnie wenta bez aromatu patroszonego karasia nie jest wcale wentą. Uwagę naszego wiarusa posiadało wszak coś ciekawszego. Od smrodu bardziej zajmowała go bowiem postać stercząca chmurze fetoru. Zakonnik słusznie poniechał więc odwrotu i przemaszerował po bruku na spotkanie z garbarzem. Powierzone samemu sobie oraz własnemu orężu zaufanie zaowocowało znaczną pewnością siebie. Choć Gilles odczuwał pewien rodzaj zdenerwowania, to przez targowisko przedarł się krokiem człowieka nieustraszonego. Takiego, co to trwał w murze tarcz w czasie bitew. Takiego, co to z mieczem rzucał się na wrogów. Takiego, co doświadczał stresu częściej nawet niż relaksu. Przed kodżakiem stanął w pozie dumnego bohatera, choć jego poparzona twarz psuła dobre wrażenie. Potem nie miało miejsca nic niespodziewanego. Garbarz posłał przeżutą machorkę na ziemię i odpowiedział na słowa pretendenta do miana Sakirowca.

- Ale kurwa co jest? Gdzie Omar? Dostał pewnie kosę od szefa? Wiedziałem, że taki będzie koniec tego kutasa. Nie powinien okradać Jeroma. Mam rozumieć, że jesteś za niego w zastępstwie? Dobra, na pewno się nadasz. Robota jest prosta. Bierz tamte dwie, a ja wezmę te - facet wskazał na stertę paczek. Po podniesieniu ich Gilles zanotował brzdęk czegoś szklanego. Choć nie mógł teraz olewać paskudnego smrodu, to jednak musiał go jakoś przetrwać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”