W portowej części Ujścia w jednym z murowanych budynków miała swoje miejsce tawerna o dosyć dziwnej jak na przybytek tego rodzaju nazwie: "Cech". Nazwa jednak szybko przestawała być tajemnicza, gdy poznawało się dosyć krótką historię tego miejsca. Jak przystało na Ujście, to nie Cechy miały najwięcej do powiedzenia – w tym przypadku to cech żaglomistrzy miał tutaj najmniej do gadania, szczególnie jeśli chodziło o rosnący czynsz i brak środków do jego zapłaty. Tak więc, jako, że własność budynku leżała w rękach prywatnych, co wcale nie znaczy, że czystych, natychmiast znalazł się chętny na prowadzenie bardziej dochodowego biznesu. Tawerna nie bije rekordów popularności, ale nie brakuje w jej progach różnorodnej klienteli. Umiejscowienie i brak konkretnego profilu przyciągało wielu wędrowców i żeglarzy, poza tym dzięki prywatnej... ochronie, przybytek był godny zaufania. Sam budynek posiada trzy kondygnacje oparte na drewnianej wewnętrznej konstrukcji. Na parterze znajduje się właściwa tawerna, oddzielona od małej stajni dla wierzchowców klientów, pierwsze piętro zajmuje część mieszkalna, a drugie piętro i piwnice nie są do wglądu odwiedzających.
W czasach okupacji zielonych tawerna jakby zyskała na znaczeniu, a w każdym razie – w przeciwieństwie do wielu innych, nie została przejęta przez orków. Co więcej, to tutaj mogą spotykać się ludzie i nieludzie bez obawy, że złapie ich orcza straż. Przeważnie, bowiem zdarza się, że wpadają tutaj na piwo i przy okazji łapią jakiegoś rzezimieszka czy okupanta. Zdarzenia takie są jednakże tak rzadkie, że "Cech" zyskał reputację w półświatku opozycji jako knajpa, gdzie można na chwilę odetchnąć od cuchnących kanałów. Nikt nie wie, jak właściciel to osiągnął, a on sam nie chce za wiele mówić. Podejrzewa się, że wszedł w jakieś szemrane interesy z wyżej postawionymi goblinami, które pozwalają mu zatrzymać względną autonomię... jednakże ostatnio orcze patrole coraz częściej zaglądają, ku jego niezadowoleniu. Klientela zaś nieco się przerzedziła, choć reputacja baru wciąż nie zanika, jedynie... nieco się zaniżyła.
Oto syn Rekha siedział niedaleko głównej lady, przy pustym małym stoliku. Nie lubił gdy dystans od miejsca w którym można uzupełnić kufel, był zbyt długi, nie miał też interesu chować się w kącie. Odwiedzał to miejsce za każdym razem w którym przebywał w Ujściu, a w ciągu kilku ostatnich lat zdarzało mu się to kilkunastokrotnie, więc nawet niemrawo bo niemrawo, ale gospodarz go rozpoznał, zabezpieczył nawet lepsze miejsce w stajni dla Pimpusia. Krasnolud nie sprawiał problemów (prócz kilku utarczek) i zawsze płacił, poza tym miał solidne rachunki. Oto ledwo widoczny spośród oparów swojej fajki dumał nad następnym celem wędrówki, co jakiś czas gładził swój plecak jak gdyby upewniając się czy dalej tam jest, i zmieniał fajkę na kufel piwa...
Tawerna „Cech"
1
Ostatnio zmieniony 18 sty 2013, 2:06 przez Oto syn Rekha, łącznie zmieniany 1 raz.
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."