Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

1
Pokonanie całego szlaku zajęłoby konnicy 6 dni jazdy. Trakt jak każdy inny. Spora ścieżka niczym wstęga wiła się znikając to za horyzontem, to za pagórkiem. Wokół malowały się rozległe łąki, pola uprawne, czasami pojawiało się niewielkie jezioro lub staw wielkości brodzika. Całość ozdabiały liczne pojedyncze lub zebrane w niewielkie zbiorowiska drzewa, rosnące przy drodze lub w głębi terenu.
Zwierząt również nie brakowało. Raz na jakiś czas przemykała z boku ruda lisica lub kuna. Można było spotkać też wilczą watahę czy stado dzików poszukujących jedzenia pod ziemią. Nie można również nie wspomnieć o zwinnych wiewiórkach, które spośród wszystkich wyżej wymienionych radziły sobie najlepiej. Zamieszkiwały dziuple w drzewach czy też niewielkie nory pośród korzeni. Zapasów miały sporo, bo zbierały cały rok. Wśród wysokich gałęzi zlatywało się róznorakie ptactwo, począwszy od wróbli, aż po orły i jastrzębie.



Powóz wiozący Danarima, Iscara oraz Mordreda miał zatrzymać się przy rozwidleniu rzeki Śnieżki, co zapowiadało przyjazd na miejsce kolejnego dnia o poranku - jeśli grupa nie miałaby zamiaru zatrzymywać się na spoczynek w nocy.
Po wyjeździe z placu przy zachodniej bramie, droga była spokojna i bez zbędnych utrudnień, jednak w połowie wyprawy rozpętała się śnieżyca. Gęsta zawieja utrudniała widok, a po chwili zdezorientowała podróżników. Widoczność sięgała zaledwie kilkunastu stóp, a wokół nie było żadnego punktu odniesienia, gdyż droga w większości prowadziła przez równiny oraz ubite ścieżki pokryte dookoła wysokimi trawami. W dodatku temperatura znacznie spadła i dała się we znaki zwłaszcza Iscarowi, który siedział na dachu. Zaczęło się ściemniać. A pruszący w oczy puch nie pozwalał otworzyć szeroko oczu. Cała sytuacja wyglądała beznadziejnie, a zadanie do wykonania czekało...

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

2
Siedział spokojnie na powozie i spoglądał przed siebie. Droga była dosyć prosta, ale drewniane koła i tak podskakiwały.
Kątem oka zobaczył, że elf stoi na powozie. -Jeśli wpadniemy w jakąś pułapkę, to nafaszerują go jak kaczkę. - Pomyślał i strzelił jeszcze raz lejcami, aby konie trochę przyspieszyły.
-Nazywam się Danarim jeśli musisz wiedzieć, ale jak słusznie zauważyłeś, dla ciebie Kapitan. - Powiedział to dosyć oziębłym tonem. Cały czas spoglądał prosto na drogę i rozważał wszystkie możliwości jakie mogą ich spotkać, podczas wykonywania tego zlecenia.
Nie przepadał za pracą z nieznajomymi, dodatkowo Ci nieznajomi byli jeszcze dziwni.
-Skąd pochodzisz, pierwszy raz widzę elfa z taką skórą. -Przynajmniej będę wiedział gdzie odesłać ciało, jeżeli ktoś przełamie mu ten kijek, którym rzekomo tak sprawnie wywija. - Dodał w myślach.
Pogoda z początku wydawała się dobra. Mała warstwa śniegu na trakcie nie utrudniała podróży.
Jednak późnej zaczęła się zamieć, śnieg szalał coraz bardziej i utrudniał widoczność. Temperatura była coraz niższa i robiło się zimniej. Płaszcz co prawda był ciepły, ale gwardzista czuł, że zima jeszcze nie odeszła.
Danarim zaczął rozglądać się za jakimś schronieniem, szukał małego zagajnika czy innego miejsca, które chociaż trochę osłoniłoby ich przed śniegiem. Mimo małej widoczność próbował coś wypatrzyć.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

3
Wyciągnął swój dziennik z torby przy pasie wraz z węglem i zapisał w języku ludzi informację dla potomnych. Litery były pochyłe i postrzępione, lecz pisane lekką ręką. ~Danarim, sztywny i oziębły bardziej niż ryba z Salu.~ podyktował sobie w myślach zapisek, po czym szybko rzucił okiem na drugiego towarzysza i schował dziennik. Nie mógł go oceniać przez pryzmat wypitego alkoholu, mógł się w końcu okazać kimś zupełnie innym, niż Iscar go posądzał, że był. Póki co, oczywiście.
Dosyć szybko i sprawnie wyjechali z placu mijając zachodnią bramę. O ile wewnątrz miasta było mniej śniegu i mogło by się zdawać, że przekłada się to na temperaturę, to za bramami miasta śniegu było jeszcze całkiem sporo. Śnieg pokrywał pola a wiatr smagał ciało elfa wprawiając je w drżenie. W takich warunkach nie dało się zbytnio pisać, na dodatek wóz podskakiwał na kamieniach.
-Moja rodzina pochodzi z Nowego Hollar, lecz ja jestem w pewnym sensie bezdomny. - rzucił pocierając dłońmi skórę na odsłoniętych ramionach - Dużo czasu spędziłem w Salu, lecz reszta świata też mi nie obca. - śnieg sypnął w oczy Iscara a ostry wiatr wdarł się pod materiał odzieży. Pożałował, że nie zakupił płaszcza lub kożucha lecz na to było już za późno. Nie czekając wiele, położył się na dachu i przytrzymując się, otworzył drzwi powozu. Nieprzerwanie się trzymając, ostrożnie przerzucił nogę i wykorzystując swą zręczność oraz małą wagę, powyginał się i wszedł do powozu po czym usadowił się wygodnie na siedzisku.
-A co do mojej skóry, nie krępuj się nazywać rzeczy po imieniu. - krzyknął ze środka - Wiem jak wyglądam. - mówił głośno przekrzykując wiatr i stukanie kół o kamienie - Jestem wysokim elfem a jednak urodziłem się taki. - dodał wciągając kij do wnętrza i zatrzaskując drewniane drzwiczki. W środku też nie było za ciepło, lecz wiatr i śnieg już nie dawał się tak we znaki.
Ostatnio zmieniony 09 lip 2014, 18:39 przez Iscar, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

4
- Danarim - Powtórzył w myślach. Teraz miał już imię na którym mógłby wieszać psy, jeśli dostanie ku temu powód. Imienia elfa nadal nie usłyszał, ale na to miał jeszcze czas a że sam też się nie przedstawił, byli kwita.

Droga mijała im łatwo choć głównie w ciszy... A potem przyszła zamieć i jego w miarę dobry nastrój diabli wzięli. Nie cierpiał śnieżyc. Właściwie nie cierpiał też burz piaskowych, ulew, mgieł, gradobić i budzenia się z workiem na głowie. Właściwie nie cierpiał gdy ograniczano mu widoczność. Zimno nie przeszkadzało mu zbytnio, gdyż zbroja skutecznie chroniła go przed uderzeniami wiatru i śniegu a sam mróz był nie gorszy niż w Turonie. No i miał też inne zabezpieczenie. Martwiło go jednak co innego.
- Jeśli tak dalej pójdzie, to śnieg podniesie się na tyle, że koła ugrzęzną! - Warknął na tyle głośno by przekrzyczeć zamieć. Nie żeby stwierdzenie oczywistości miało pomóc w ich sytuacji, ale potrzebował jakoś ulżyć własnej frustracji a warunki atmosferyczne miały tą nieuczciwą przewagę, że nie można było dać im w mordę. Co gorsza nie mogli po prostu porzucić wozu i jechać na koniach, bo warunki zlecenia nakazywały dostarczenie nim towaru. Jeśli zamieć wkrótce nie ustanie, to nie tylko zgubią trasę ale czeka ich jeszcze użeranie się kibitką, co zamiast ułatwić i skrócić drogę, jeszcze bardziej ją utrudni.
Mordred zaczynał mieć wrażenie, że ktoś na górze go nie lubi. Gdyby był w domu to wiedziałby nawet kto.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

5
Śnieżyca dalej robiła swoje, warstwa puchu na ziemi wciąż rosła, tworząc coraz to grubszą pierzynę okrywającą zmarzłą ziemię. Robiło się coraz ciemniej, więc śnieg zaczął coraz bardziej upodabniać się do szarego popiołu.
Po chwili poszukiwań schronienia, lekko na prawo od drogi, można było ujrzeć niewielki, budynek całkowicie zbudowany z drewnianych pali oraz desek. Porośnięty był dookoła suchymi krzakami. Zaś za owymi, zmarzniętymi kupami poplątanych gałęzi znajdowała się chata z kamiennymi fundamentami oraz słomianym dachem. Po podjechaniu bliżej, można było stwierdzić, że pierwsza zauważona budowla, jest to stodoła. Miała lekko uchylone drzwi. W domu z tyłu, można było zauważyć nikłe światło bijące z okna.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

6
Gdy Mordred zwrócił uwagę, że koła mogą ugrzęznąć w śniegu, Danarim zrobił skwaszoną minę, ale nie obracał się w jego kierunku. -Błyskotliwość najniższych lotów, zaraz odkryje, że jest zima. - Skwitował w myślach.
Śnieżyca cały czas nasilała się. Koła wozu powoli zapadały się głębiej w śniegu. Widoczność była strasznie słaba.
Danarim pomimo posiadania dosyć ciepłego ubrania, powoli zaczynał odczuwać zimno śnieżycy. Nie przepadał za zimą, a ta była wyjątkowo uporczywa.
W zamieci zauważył jakieś zabudowanie, z daleka wyglądało jak opuszczona rudera. Jednak gdy zaczęli się zbliżać można było zauważyć, że to stodoła. Za nią znajdował się jakiś budynek z kamienia. Gwardziście wydawało się, że w środku pali się światło, jednak nie miał pewności.
Szarpnął wodze, a konie skręciły w prawo i ruszyły w kierunku zabudowań. -Może to być dobre miejsce na przeczekanie zamieci. - Pomyślał, gdy wóz pokonywał coraz to głębsze zaspy na drodze.
-Elfie, otworzysz stodołę i wprowadzisz do niej wóz. Ja pójdę powiadomić gospodarza, że zatrzymamy się tutaj na noc i może przyniosę coś do jedzenia.
Gdy wóz dojechał już do stajni, Danarim zszedł z niego i ruszył w kierunku kamiennego budynku. Nogi zapadały się mu głęboko w śniegu, a do stóp szybko dotarło przenikliwe zimno.
Podszedł do drzwi, po czym uderzył w nie mocno kilkukrotnie i czekał, aż ktoś je otworzy. Starał się zrobić na tyle uprzejmą minę na ile może. Wiedział, że gospodarz nie ma wyboru, ale nie chciał być nieuprzejmy dla obywateli.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

7
Śnieg sypał coraz bardziej, do tego stopnia, że ledwo dało się coś wypatrzyć. Iscar zastanawiał się, jak konie sobie radzą w głębszym śniegu. Roztarł ponownie ramiona i zaczął złorzeczyć na Bogów odpowiedzialnych za zimno, wiatry i śnieg. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że może to tylko pogorszyć ich sprawę. ~Obiecuje złożyć jakąś skromną ofiarę gdy tylko znajdziemy się w mieście, tylko niech przestanie tak padać.~ skierował swe myśli do eteru, lecz jak przypuszczał, odpowiedzi nie dostał a śnieg jak sypał tak sypał. Westchnął i wyjrzał na zewnątrz, po chwili wypatrywania poczuł szarpnięcie. Konie skręciły. Wytężył wzrok i ujrzał zarys zabudowań do których zmierzali. Nie mógł być to ich cel podróży, jechali stanowczo za krótko.
-Zapewne Kapitan Obślizgła Ryba szuka schronienia. - mruknął do siebie pod nosem, tak by nikt nie usłyszał i wychylił głowę przez okienko by lepiej usłyszeć co człowiek do niego mówi po czym kiwnął głową na znak, że rozumie.
Gdy się zatrzymali, wyskoczył z wozu i od razu tego pożałował. Nogi zapadły mu się po kostki w śniegu. Cienkie skórzane obuwie nie mogło skutecznie ochronić przed zimnem więc szybko podskakując dopadł do drzwi stodoły i po chwili mocowania się z zasuwami przemarzniętymi palcami otworzył bramę na oścież. Wrócił do szybko do wozu i poganiając konie delikatnie lejcami, wprowadził je, wraz z wozem do stodoły a po wszystkim zamknął drzwi.
-Przeklęta zima, co ja wogóle tu robię. Powinienem dawno być już w Hollar. - marudził siedząc na drewnianym pniaku i strzepując z siebie śnieg.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

8
Jako że Danarim wydał polecenie tylko elfowi, Mordred został sam z decyzją co zrobić. Mógł wprawdzie iść razem z kapitanem ale nie widział takiej potrzeby. Danarim jako przedstawiciel władzy, powinien mieć dość autorytetu nad gospodarzem nawet bez podejrzanego, opancerzonego typa, zaglądającego mu przez ramię.

To zostawiało go z elfem, a że nie miał na tyle oziębłego sumienia by zostawiać cienko ubranego towarzysza samego z wozem, gdy tylko elf zaczął mocować się z drzwiami stodoły, Mordred ześlizgnął się ze swojego siedziska i zaczął powoli prowadzić konie wraz z wozem w stronę budynku. Gdy jego blady kompan ponownie wskoczył na wóz i sam zajął się końmi, Mordred złapał kibitką z boku i lekko pchając pomagał kołom przebrnąć przez śnieg, gdy elf kierował pojazdem do stodoły.

Gdy wreszcie znaleźli się schronieni przed wiatrem i znacząco przed chłodem, Mordred strzepał śnieg z włosów, zanim ten staje i zamoczy mu łeb, po czym z brzękiem metalu usiadł na innym kawałku drewna. Początkowo ignorował marudzenie elfa, bo sam nieraz potrzebował postrzępić język na zrzędzenie, ale gdy długouchy wspomniał, że powinien być w Hollar, Mordred zaciekawił się, jako że Hollar było im zupełnie nie po drodze.
- Hollar? Skoro powinieneś tam jechać to istotnie, co robisz tutaj? - Spytał, zwracając wzrok na towarzysza.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

9
Nie odzywał się zbytnio do człowieka gdy pomagał mu wprowadzić wóz do stajni. Było na to zbyt zimno a śnieg był za głęboki na luźną pogawędkę przy pracy. Czarnowłosy nie wyglądał, żeby si zbytnio zimnem przejmował. Zapewne miał pod zbroją coś, co go ocieplało.
Gdy strzepał z siebie cały śnieg, zaczął zaczął skręcać swoje długie włosy by wycisnąć z nich wodę i nadtopiony śnieg który zebrał się tam w stanowczo za dużej ilości. Splatając sobie dosyć postrzępiony i przemoczony warkocz rzucił okiem w stronę Mordreda i odpowiedział.
- Sam zadaje sobie to pytanie, może reszta pieniędzy by mi wystarczyła na dojście do Hollar. A może nie. - skręcał warkocz i upychał go w kapturze by mu zbytnio nie przeszkadzał - A ten cały Danarim miał na sobie symbol miasta, wykonamy prostą robótkę i wrócimy do miasta bogatsi o kilka sztuk złota. - wstał i zaczął przechadzać się po stajni rozglądając się wokoło.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

10
Mordred mruknął potwierdzenie, że zrozumiał i zaczął bezcelowo wodzić wzrokiem po stodole, zastanawiając się jak zająć czas do powrotu Danarima. W tej chwili nie mógł sobie przypomnieć by miał jeszcze jakieś pytania do elfa, a nie chciało mu się wymuszać czczej gadaniny. Mógłby poćwiczyć szermierkę, ale jakoś niezręcznie się czuł, wymachując mieczem w towarzystwie obcych i ledwo poznanych osób.

Z westchnięciem odpiął miecz od pasa nie wyjmując go z pochwy i stukając kilka razy w zimna glebę by ją nieco zmiękczyć, osadził go czubkiem w ziemi przed sobą a następnie kładąc dłonie na rękojeści, uzyskał jako taką podpórkę na której położył czoło i przymknął oczy. Jeśli nie będzie się za bardzo wiercił, może uda mu się do powrotu Danarima, zdrzemnąć kilka minut, nie upadając przy tym na pysk.

zzzaazaadługouchemuzzaprzydazaałabyzzaazasięzzaaaopaleniznazazaa...

- Urrh... Nie teraz... - Wymamrotał sennie, zapadając wkrótce w płytką drzemkę.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

11
Danarim

Drzwi otworzył podstarzały mężczyzna z krótką siwą brodą i niewielkim wąsem tego samego koloru. Czubek głowy miał łysy, zaś resztę jego czerepu, zdobiły średniej długości, lekko poplątane i odstające na boki włosy.
- Witaj... przybyszu - zaśmiał się miło. Na pierwsze spojrzenia, w jego oczach można było ujrzeć wiele pozytywnych cech.
- Widziałem, jak twoi towarzysze wprowadzają wóz do stodoły. Nie obawiajcie się, możecie zatrzymać się tu na noc - uśmiechnął się i po chwili wskazał ręką na wnętrze domu. - Zapraszam was do środka. Ogrzejecie się przy kominku, zjecie coś pożywnego. Koniom możecie podrzucić trochę siana. Moje zwierzęta wywieziono stąd kilka dni temu, a paszy zostało dużo.

Iscar i Mordred

Stodoła była pełna siana, równo pociętych palów oraz drobniejszych patyków. Przez niektóre szpary w ścianach przedostawało się do środka zimne powietrze, jednak było tam znacznie cieplej niż na zewnątrz.
Konie były spokojne. Stały w miejscu, czasami uderzały lekko kopytami o ubitą ziemię. Zdarzało im się głośno parsknąć. Wierzchowce zauważywszy sporo suchych traw oraz równo ułożonych snopów zboża, podeszły doń i zaczęły je powoli skubać.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

12
Drzwi otworzyły się, a ze środka można było poczuć ciepło. Zza drzwi wyłonił się starszy i łysy człowiek. Wyglądał przyjaźnie, ale mogą to być równie dobrze pozory, każdy wygląda przyjaźnie gdy spotka straż miejską.
Zastanawiał się, czy jego towarzysze nie wykorzystali chwili nieobecności i nie zwali z powozem. Nie ufał nieznajomym, a nawet bliżej poznanym osobą do końca nie ufał.
-Dziękuje dobry człowieku. -Powiedział, po czym sięgnął do sakwy i wyjął z niej dwadzieścia monet, a następnie podał je starcowi. Wiedział, że ta suma nie jest zbyt duża, ale zima trzyma się twardo, a brak plonów i zwierząt pewnie odbił się na budżecie starca. Wola też zapłacić mu teraz, gdy jego kompani nie widzą, że ma przy sobie złoto.
-Zawołam resztę, jednak z góry uprzedzam, że moi towarzysze są nieco dziwni. -Rzekłszy to, ruszył w kierunku stodoły. Chciał jak najszybciej znaleźć się przy kominku i ogrzać swoje nogi. Pogoda była straszna, a zamieć nadal nie ustępowała.
Otworzył drzwi od stodoły i spojrzał na towarzyszy, zauważył, że człowiek sobie drzemie, a elf kręci się po stajni.
-Pewnie patrzy czy można tu coś ukraść, pieprzone elfy. -Powiedział do siebie w myślach.
Sprawdził czy żaden z koni nie ma żadnych odmrożeń, zobaczył też czy wóz nie uszkodził się podczas podróży. Obejrzał dokładnie koła i podwozie, oraz wnętrze wozu.
-Gospodarz zaprasza nas na posiłek, zjemy coś ciepłego i gdy zamieć się skończy ruszymy w dalszą drogę.
Gdy już skończył przeglądać wóz, wyszedł ze stodoły i wolnym krokiem ruszył w kierunku kamiennej chatki.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

13
Spoiler:
Rytmiczny szum fal uderzających o brzeg był jedynym dźwiękiem niesionym przez lodowaty, trujący wiatr, wraz z trudnym do opisania fetorem zgnilizny, tak wszechobecnym i nieustępliwym, że zdawał się przesiąkać ciało i kości chłopca stojącego na plaży. Szeroko otwarte oczy dziecka chłonęły obraz będący źródłem fetoru - niekończący się wał zwłok piętrzących się na brzegu, usypanych w sterty tak wielkie, że przypominały pagórki. W lewo i prawo jak okiem sięgnąć, stosy ciał ciągnęły się po szarym piasku plaży, aż po horyzont, gdzie zlodowaciała ziemia, stykała się z wiecznie zasnutym czernią niebem, które ledwie przepuszczało chorowite promienie słońca.

- Co to jest? - Chłopiec zwrócił się do stojącej obok matki, patrząc na nią rozwartymi oczami zdumienia i niezrozumienia.

- Nasz koniec i początek. - Kobieta nie odwróciła się nawet by spojrzeć na swojego syna, trzymając wzrok utkwiony gdzieś plątaninie ciał. - Powód dla którego istniejemy... - Jej głos był cichy i zdawał się równie chłodny co wiatr, który na chwilę rozwiał jej białe włosy, odsłaniając czarny poziomy zygzak na czole. - ...dla którego nienawidzimy... -

Nim chłopiec zdołał zastanowić się nad znaczeniem jej słów, fala przeraźliwie zimnego wichru uderzyła go w twarz jak gniewny policzek i zmusiła do zasłonięcia oczu które zabolały z zimna jakby miały zamarznąć. Chłopiec mrugnął kilka razy ale makabryczny widok został zastapiony przez wnętrze...

... stod
oły?

- Sen? - Mordred pomyślał rozglądając się jakby dopiero co się tu znalazł. Wkrótce uzmysłowił sobie, że szum fal był tak naprawdę dźwiękiem drzwi stodoły stukających w zawiasach pod uderzeniami wiatru. Nieprzyjemny zapach był po prostu naturalną wonią wiejskiego budynku a ostatni lodowaty podmuch musiał nastąpić gdy Danarim otworzył drzwi. Skoro mowa o Danarimie, ich pracodawca najwyraźniej załatwił im nocleg i pożywienie. Sprawiał wrażenie jakby za nimi nie przepadał, ale był przynajmniej na tyle uczciwy by zapewnić im schronienie. Dobre i to w tej sytuacji. Szybki rzut oka na konie uświadomił mu, że nawet nie pomyślał by je nakarmić. Dobrze, że poradziły sobie same, ale Mordred i tak zżymał się na siebie za to niedopatrzenie. Jako że nie miał własnego wierzchowca, nigdy nie wyrobił w sobie nawyku oporządzania tych zwierząt, co zawsze go irytowało gdy to sobie uświadamiał. Kapitan jednak sprawiał wrażenie, jakby mimo wszystko konie i wóz były w dobrym stanie. A przynajmniej nie wyrażał głośno żadnych niekorzystnych uwag. Wobec tego, Mordred zebrał się ze swego siedziska i przypinając miecz z powrotem, ruszył za gwardzistą.
Ostatnio zmieniony 15 lip 2014, 15:01 przez Mordred, łącznie zmieniany 2 razy.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

15
Stodoła jak stodoła. Iscar widział już kilka takich zabudowań w życiu i to niczym szczególnym się nie wyróżniało; siano, zeschła trawa, kilka desek, zwłoki. ~TRUP!~ spiął się i już miał zerwać się do skoku ku swojej broni i drzemiącemu Mordredowi lecz usłyszał kroki i skierował wzrok w tamtą stronę.
Ich chlebodawca, Kapitan Obślizgła Ryba Danarim wszedł i oznajmił im, że załatwił im posiłek.
Iscar wysilił się na uśmiech słysząc te słowa i szybko wrócił wzrokiem do zwłok. Owy "trup" okazał się wyjątkowo niefortunnie skręconą słomą która w półmroku wyglądała co najmniej dziwnie. W połączeniu z nienaturalną ostrożnością i lekką manią prześladowczą Iscara dało to mocniejszy efekt.
Westchnął widząc, że to jednak nic groźnego. Przyglądał się chwilę jak kapitan straży sprawdza konie i wóz. Is podszedł szybko do swojego kija i zgarnął blisko siebie. Zastanawiał się też, czy nie przyłożyć w miecz Mordreda na którym się opierał, tak by czarnowłosy poleciał na twarz, lecz nie zdążył wcielić tej misji w życie. Zbrojny obudził się i otrząsnął ze snu po czym ruszył w ślad za Danarimem. Elf nie wiedząc zbytnio co ma ze sobą zrobić podreptał za towarzyszami w milczeniu stukając co chwile końcem swojego kija o podłożę.

Wróć do „Saran Dun”