Re: Podgrodzie Twierdzy

16
- Przepraszam, gdzie tutaj znajdę medyka?
- Mika? - zapytał drżący starzec. - Mika to w tej komórce urzęduje.
Falowany kij z czarnego dębu pofolgował przed twarzą Mordreda, jednocześnie wskazując kierunek, w którym winien podążyć. Zanim naszła go wola dopytania, laska trzasnęła o bruk, zaś zgarbiony dziadek zniknął pośród ruchliwego tłumu. Przy takowym obiegu sytuacji, Mordredowi nie pozostało nic innego, jak tylko udać się do wskazanego przez tubylca miejsca.

Droga nie trwała długo, lecz przepychanie się przez wrzeszczące baby z koszami wypełnionymi świeżym mięchem mogło wywołać sporo bólu w urażonej kończynie. To któraś machnęła koszem, to inna szturchnęła barkiem - fatum. Mąż zaciskał zęby wraz z każdą kolejną porcją wrażeń, a nie należały one do najprzyjemniejszych.
No i w końcu trafił na ganek, skąd od dawna nie usuwano śniegu. Prowizoryczne podwórko zasypane było w całej swej okazałości. Wysoki puch otaczał drewnianą chatkę z krzywym wylotem na zewnątrz, z którego buchał równie biały co śnieg dym. Nie dumał długo, wartko podjął kroki przez lepkie zaspy i stał u spróchniałych drzwi. Próbował zapukać, ale obijająca się o namoczone drewno kostka w ogóle nie wydawała dźwięków - głuche pukanie. To też ktoś zawołał z wewnątrz.
Ochocze - Wejść!- rozlega się, po czym lekko pchnięte drzwiczki pozwalają uciec przed chłodnym południem.

- Jak krowa wchodzi do obory, to kopyta czepie! - żarliwie rzucono prośbę o wytrzepanie butów. - Ha ha ha! Siadaj i gadaj, co cię sprowadza?
Śmiała się białogłowa w kwiecie wieku, choć żart był leciwy. Przypominała typową kobietę z tutejszych stron. Grubo odziana w niedźwiedzie skóry, może nieco przesadnie, zwłaszcza że mieszanka futer przyozdabiała ją od stóp do głów. Białe, brązowe i bordowe futra zszyte w jeden kapok. Naburmuszona siedziała przy kominku, skąd popijała trunk z dziwnego, dotąd niespotykanego naczynia. Przypominało ono kubek, ale w kształcie litery „s” i z równie zakręconym wylotem w postaci słomki. Przykładała go co chwila do ust, siorbiąc niemiłosiernie.
Mordred miewał problemy z zazdrością Mandy, tym razem nie musiał się niczego obawiać, ponieważ właścicielka rudery była dosyć szpetna. Krótkie, przetłuszczone włosy koloru nijakiego, bo ni on czarny, ni kasztanowy. Kilka blizn na twarzy, jakoby po pryszczach lub przebytej ospie. Nie zapominając o spiczastym i długachnym nochalu, przez który pociągała niekulturalnie.

Mordred siadł zgodnie z poleceniem Miki, bo przecież tak nazwał ją napotkany chwilę temu staruszek. A kiedy on siadł, to ona wstała. Przeleciała wzrokiem po jego zbroi, zaś wzrok utknął na chwilkę, niezauważalną chwilę, na prowizorycznie opatrzonej ręce.
- Napij się tego - wycedziła stanowczo. - No napij się, a nie krzywi ryj jak kot przy kupci.
Mordred sięgnął po egzotyczne naczynie, z którego piła Mika. Zaczerpnął głęboki oddech i wziął pokaźny łyk. Ciarki przeszły mu po plecach, a przełyk palił. Był to grzany alkohol ze stertą ziół.
W tym samym czasie kobieta chwyciła jego chorą rękę za paliczki oraz położyła stopę pod pachą mężczyzny. Nie minęła kolejna sekunda, gdy lokalna znachorka szarpnęła za kończynę, zapierając się nogą. Mordred nic nie poczuł, ohydny napój na tyle zawrócił mu w głowie, iż nastawianie ręki odbyło się bez krzty uwagi.
- No, to teraz uważaj tylko na nią - dodała, obwiązując pancerz suchymi korzeniami. Dolne partie roślin były bardzo elastyczne i doskonale oplatały luźny pancerz, który po zabiegu spełniał rolę profesjonalnie wykonanego usztywnienia.
- Pij dużo mleka owczego, a zobaczysz, że nie minie kilka dni, zanim kości spoi zdrowa maź - powiedziała i siadła na swój fotel.
- To co, panie? Coś jeszcze chce, czy od razu się rozliczamy? Jesteś nietutejszy, wyglądasz na takiego, co może potrzebuje przepowiedni - rzekła dumnie. - Znam się na tym. A może potrzebuje wartościowych informacji lub drobnych pomocy? - Oczy zamigotały od niemoralnej propozycji, zaś sama mówczyni uchyliła nieco kożucha, pod którym skrywała rozmaite eliksiry różnych kolorów, prawdopodobnie trucizny.

Re: Podgrodzie Twierdzy

17
- No cóż... - westchnął, spoglądając w tłum, gdzie zniknął starzec. - Zawsze to jakaś wskazówka.

Droga przez ludzką ciżbę nie należała do najprzyjemniejszych, ponieważ Mordred odniósł wrażenie, że nieświadomy tłum uraził jego rękę bardziej, niż potyczka z harpią. Gdyby nie irytujący ból, mógłby to uznać nawet za zabawne.
Wreszcie wydostając się z ludzkiej fali, dotarł do szukanej chałupy. Przynajmniej miał taką nadzieję. Zwały śniegu mogłyby wskazywać, że nikt tędy nie przechodził i dom jest opustoszały. No, ale skoro już tu doszedł, to głupio byłoby nie zapukać. Na jego szczęście (chyba) ktoś zaprosił go do środka. A potem opieprzył za nie wytarcie nóg. Cóż, prawo gospodarza...

Jego wzrok szybko przesunął się po małej izbie. Bardziej z przyzwyczajenia do zapoznania się z potencjalnie wrogim otoczeniem, niż z ciekawości. Wreszcie jego oczy spoczęły na Mice (w każdym razie, przypuszczał, że to ona). Kobieta stanowiła niemal książkowy obrazek czarownicy, brakowało jej tylko brodawki i czarnego kota. Gdyby Mordred był mniej taktowny (I gdyby nie zależało mu na medycznej pomocy), pewnie zacząłby chichotać pod nosem na to porównanie. W tej jednak sytuacji, zachował milczenie i prawdę mówiąc, nieco speszony jej bezpośrednim podejściem wykonywał instrukcje znachorki.

Trudno powiedzieć, co bardziej wstrząsnęło Mordredem: ziołowy alkohol, czy fakt, że przed chwilą ustnik naczynia znajdował się w dość nieatrakcyjnej paszczy. W każdym razie, prowizoryczne znieczulenie spełniło swoją rolę i najemnik nawet nie poczuł nastawiania ręki. Wkrótce też kończyna została należycie opatrzona. Szpetna czy nie, Mika znała się na swojej robocie, a to Mordred mógł uszanować. Mika dość szybko przeszła też do podsumowania i dodatkowych ofert. Przez ułamek sekundy Mordred ścierpł gdy zaczęła rozchylać kożuch i niezauważalnie odetchnął z ulgą, gdy zorientował się, że to tylko oferta mikstur. Niemniej, zarówno jego preferencje, jak i sposób walki nie znajdowały zastosowania dla trucizn, więc te ofertę odrzucił w myślach dość szybko. Ale co do reszty...

- Wróżby nie potrzebuję - oznajmił. - Ale trochę informacji przydatnych dla obcego chętnie bym wysłuchał. Na przykład, gdzie tu się można odświeżyć i posilić. Oraz co to za zgiełk na zewnątrz. Ale zanim do tego przejdziemy, jaką formę zapłaty pani woli? Istotnie, jestem nie tutejszy i wolę wiedzieć, na czym stoję, zanim zadłużę się po szyję.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

18
Fragment rudego futra przeleciał przed nosem Mordreda, gdyż gospodyni błyskawicznie ukryła eksponowane jeszcze chwilę temu mikstury. Jakby nieco zagubiona, marszczy brwi i parska lekceważąco, nie rozumiejąc dlaczego odrzucono jej ofertę, wszakże każdy napotyka takie bariery, którym sprostać mogą wyłącznie trucizny. Jednakże, negacja jednej nie stawia kropki nad interesem, kruczowłosy odmieniec potrzebuje informacji, toteż biznes toczyć się będzie swoim tempem.

- A więc przybyłeś zasięgnąć języka . - Odwróciła ku niemu twarz, a puste ślepia zalało samozadowolenie. - Uchylę ci rąbka tajemnicy.
Wtedy Mika ponownie objęła zdrową dłoń Mordreda. Dotyk był bardzo zimny, w pokoju zrobiło się dziwnie cicho. Niski głos wybrzmiał z wąskiego gardła kobiety.
- Coś się jarzy w sercu Twierdzy, coś, co umknęło twej uwadze, ale wielka istota to dostrzegła. Nawet teraz rośnie w siłę, by dopiąć swego.
Ręka wróciła na swoje miejsce i wszystko objęło pierwotny stan rzeczy. Mika ponownie piała wysokim jazgotem, zaś pokój wypełniły szmery strzelającego z kominka drewna.

- Poruszenie, o które pytasz - zaczęła normalnie, jakoby tamtejszy niuans w ogóle nie miał miejsca - związane jest z naszymi wierzeniami. Wierz lub nie, ale my, Uratai, nie wierzymy w bogów przypisanych do konkretnych dziedzin, patronów czegoś. Od zawsze żyliśmy w zgodzie z prawami świata i do nich się stosujemy, dlatego jedyne, w co wierzymy, to wszystko, co nas otacza - żywioły.
- Są namacalne - kontynuowała - i wiąże się z nimi wiele legend. Mądrości spisują i głoszą nam szamani. Najwyżsi erudyci północy. O historii świata nie będę ci opowiadać - rzuciła dla rozluźnienia.
- W twierdzy znajduje się historyczny relikt, czarna skała. Wierzymy, że zesłały go żywioły. Wiele jest opowieści z nim związanych, a jedna z nich głosi, że któregoś dnia z rozbitej skały przyjdzie Pan. Pan, jako uosobienie miłości, namacalny niczym żywioły. Najprawdziwszy pasterz, który poprowadzi wiernych na wzgórza wieczności. Szamani sprzeczali się, co do interpretacji starych welinów, ale jeden z nich uważa, iż właśnie nastał czas na przybycie Pana. A zwiastuje to odnaleziony przybysz, taki jak ty. Legenda rzecze o łysym odmieńcu ze stalą zamiast ręki.
Stąd całe poruszenie. Wieści o jego przybyciu rozeszły się jak zamieć. Uratai okolicznych wiosek zjeżdżają się, aby zobaczyć wybrańca. Wszyscy czekają na przyjście Pana.
Tyle głoszą legendy, a my przejdźmy do dalszej części interesów
. - Zatarła ręce. -Gospodę z noclegiem znajdziesz na końcu szlaku, nieopodal kuźni. To niewielka chata z piętrem. Nie licz na przysmaki z pierwszej ręki, ciężkie mamy czas, oj, ciężkie.
- Długi? - zaśmiała się tak, że resztki śliny poleciały na twarz Mordreda. - Wiedziałam, komu pomagam, od razu widać, żeś bidak. Co możesz mi dać za pomoc? Bo zapłata się należy, a brać mogę wszystko, co wartościowe na swój sposób jest.

Re: Podgrodzie Twierdzy

19
Mordred powinien był przynajmniej drgnąć. Albo przynajmniej rozszerzyć oczy i rozdziawić japę, gdy znachorka znalazła się blisko niego i przemówiła co najmniej jak do kapłana w konfesjonale. Ale ze wszystkim, co ostatnio mu się przytrafiło, Morded zdecydował uznać, że Mika może mieć takie spontaniczne napady wieszczenia co trzy miesiące, w każdy wtorek o trzynastej dwadzieścia trzy, czy jak tam, kurwa, oni liczyli czas.

Niemniej, informacje przyjął i zachował do późniejszego przemyślenia. Tutaj nie bardzo miał czas siedzieć i dumać nad niepokojącymi słowami. Tym bardziej, że Mika przeszła do bardziej przyziemnych zagadnień i zdawała się nawet nie pamiętać swojego nietypowego (a może dla niej typowego?) zachowania. W sumie, wspominała, że potrafi wróżyć i najwyraźniej mówiła prawdę.
Tym razem słuchając jej, Mordred potakiwał, jak wypadałoby dać znać, że istotnie się słucha, a nie przepuszcza wszystkiego przez łeb jak rozwodnione wińsko Sporusa przez gardło - bez rezultatu.

Po chwili też miał jako takie pojęcie o sytuacji i ważniejszych miejscach. Szkoda tylko, że nie był ani o krok bliżej samej twierdzy. No, ale gdyby Mika miała dostęp do wyższych sfer, pewnie nie mieszkałaby w takiej norze. A przynajmniej stać by ją było na odnowienie. No, ale na szczęście dla Mordreda, kobieta nie była wybredna w zapłacie. To mu dawało pewną swobodę, bo miał już koncept co zaproponować.

Zdrową ręka zaczął grzebać w swojej torbie. Była tam już taka graciarnia, że przez moment pomyślał, czy zmieściłaby się tam sześciokratkowa zbroja z tendencja do wyskakiwania dwa metry w górę przy próbie wyjęcia. A zaraz potem pomyślał, co mu się ujebało i zwalił to na podejrzany alkohol od Miki.

Wreszcie wydobył kilka przedmiotów, których szukał.
- Dziękuję za informacje i za rękę. Istotnie, pod względem zapłaty mam dość ograniczone możliwości, dlatego mam nadzieję, że coś z tego się nada.

„Coś z tego" składało się z wyłożonych na blat: "włochatego" pierścienia, mikstury miłosnej i jednego z mniejszych kamieni tworzących magiczną barierę, które pozbierał, gdy Danarim rozbroił to dziadostwo.

Prawdę mówiąc, dla pierścienia nie widział zastosowania (i za chuj nie zamierzał go zakładać. Kto wie, że to były chociaż żeńskie włosy) ale komuś z okolicy może przypaść do gustu, a i może znachorka i wróżbitka znajdzie dla niego użytek. Podobnie z eliksirem. Miłość na chemicznym wspomaganiu jest bardzo złym pomysłem. Tristan i Izolda słabo na tym wyszli. Mordred nie zamierzał aplikować podobnej kuracji ani sobie, ani innym. Nikomu nie życzył podobnie wymuszonej miłości. Ale Mice która nieźle zna się na eliksirach, może się przydać do zbadania i może odtworzenia czy zmienienia receptury... W każdym razie, Magistri by tak zrobił i pewnie z eliksiru miłosnego zrobiłby coś, co zamieni odbiorcę w sukuba... Albo w ośmiornicę w ciapki. Zaś kamień z bariery... W sumie, wyglądał jak błyskotka i może miał jakieś pozostałe magiczne właściwości, które ktoś doświadczony umie zebrać i wyzyskać. Mordred tachał je ze sobą na wypadek, gdyby jakiś mag mógł użyć ich, by oddzielić demonicznego pasożyta od Mandy. Ale potem trzymał je już tylko na takie przypadki, jak teraz.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

20
Dywergentny ruch gałek ocznych po nagrodach zdawał się rozbijać zwartą postawę Mordreda, albowiem kobieta skakała z nagrody na nagrodę, niczym goniona przez bociana żaba. Hops, hops. Patrzę na pierścień oraz patrzę na kamień, a i flakonika nie ominę. Z góry widać było, że wpływają na nią różne argumenty, każdy opowiadający się za jakąś z trzech rekompensat.


- Cóż za wspaniałe bibeloty- rzuciła uradowana, ocierając rączką o rączkę- Ciekawa jestem pochodzenia tych przedmiotów, pewnie historie z nimi związane są niesamowite- jedna z rąk powędrowała między uda kobiety, zaś wyraz twarzy przybrał bardzo wulgarny, nawet zabawny wydźwięk.
- Zawżdy wyciągam z podróżnych manele co do cna, ale jakoś nie mam ochoty robić tego tobie. Nie wiem czemu- przystopowała na chwilę, aby po aktorskiej ciszy dalej kontynuować wywód- budzisz we mnie pozytywne odczucia. Czuję, że odegrałeś i odegrasz jeszcze ważną rolę w tym lub innym świecie, czasie, żywocie. Ale!- krzyknęła- interes jest interes. Powinnam wziąć od ciebie tenże klejnot, bo takiego nigdy wcześniej żem nie widziała i na ryneczku zakupić za niego można wiele rarytasów.
Ręka wypadła z obszaru między udami, jak strzała. Ochoczo poleciała na stół, tym samym zabierając owłosiony pierścionek.
- Biorę to, panie! Za klejnot w gospodzie na końcu alejki dostaniesz żarło i nocleg na minimum trzy dóbska. Zabieraj manele i won mi stąd zanim się rozmyślę.


Jak gospodyni rudery chciała, tak się stało. Raptownie udał się do wyjścia, a zanim trzasnęły drzwi. Ponownie zrobiło się zimno, bo chłodne sztylety boga wiatru poczęły uderzać z wzmożoną siłą. Ostre szpikulce wbijały się w bladą skórę twarzy, jednocześnie rozwiewając suche i słabe włosy. Tak, Mordred już łysiał. Jego fryzura przerzedziła się, natomiast pod niegdyś czarną czupryną pojawiły się nieliczne wyleniałe płaty. Wiatr odsłonił ich kilka, gdyby Mandy to widziała z pewnością nie omieszkałaby rzucić komentarzem. Srogi podmuch pcha Mordreda wzdłuż alejki, dlatego, mimo że przynosi zimno, także przyspiesza translokację, bo w mgnieniu oka trafia pod wspomnianą przez wieszczkę gospodę. Duży, drewniany budynek, tak samo jak wiele innych- typowy dla tej architektury. Drzwi uchyliły się same, zanim Mordred zdążył chwycić za uchwyt, a to dlatego, że jakiś pijany grubas z ogolonym łbem wyskoczył na kopach, kolejno rzygając u stóp kruczowłosego. Fortunnie żadna wydzielina nie trafiła w obuwie wojownika. Ciepły podmuch i opary ważonej strawy powiały z wnętrza, łagodnie zachęcając do infiltracji.

Re: Podgrodzie Twierdzy

21
Szczęśliwie, Mordred nie odkrył ubytków w swojej czuprynie, gdyż jak wiemy jest to straszny cios dla męskiego ego i Mordred gotów byłby popaść w melancholię i zacząć pisać rzewne wiersze, patosem i tragedią wywołujące skurcz żołądka. Dlatego dla dobra świata literackiego lepiej, żeby nie zauważył tych braków, przynajmniej dopóki nie wróci w rodzinne strony...

Póki co jednak, Mordred szczerze wdzięczny był Mice za rady których mu udzieliła względem wartości kamieni. Gdy znalazł się na dworze szybko doszedł do wniosku, że powinien poszukać jakiegoś pasera tudzież jubilera i sprzedać kamienie lub choćby jeden. Z kamienia reszty nie dostanie i trzeba go w pełni wyzyskać. Nie zawsze się to opłaca.
Kierunek jego rozmyślań dość szybko uległ zmianie gdy dotarł do drzwi gospody i niemal zderzył się z otyłym jegomościem, który zaraz potem puścił pawia. Lub mówiąc językiem ludzi prostych, zrzygał się jak tłusta świnia tuż pod jego buty.

- No proszę... - Pomyślał gdy wydzielina wylądowała u jego stóp. - Powitanie z czerwonym dywanem.

Upewniając się, że nikt więcej nie wyleci na niego, ostrożnie przestąpił nad wymiocinami i wkroczył do środka. Natychmiast odsunął się od drzwi co by nie tarasować wlotu i wylotu i rozejrzał się po izbie.
Spoiler:
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

22
Mordred umiejętnie wyminął lokalnego brodacza, który najwyraźniej przeholował z ilością spożytych trunków. Wiesz lub nie, ale barbarzyńcy nie są mistrzami picia. Tęgie chłopy często rozgrzewają się gorzałką, co ma na celu ochronę przed zimnem, lecz nadmierna ilość podana w stosunkowo krótkim czasie powala większość pospólstwa. Są dziećmi północy i alkohol stał się nieodłącznym elementem tejże kultury, chociaż daleko im do krasnoludów, to odpowiednie ilości niczego im nie robią.

W środku panował zaduch i gwar. Opary alkoholu wypełniały przestrzeń przez co w pewien sposób neutralizowały odór niedomytych gości. Mordred oparł się o ladę, nasłuchując dziwnego podniecenia grupki chłopów spod ściany. Sądząc po raptownym natężeniu głosu i przekleństw chodziło o zbliżające się obrzędy religijne. Mówiono coś o zbawicielu, czarnej skale i powiązanych z tym nazwach, których kruczowłosy nie dosłyszał lub nie rozumiał. W tym samym czasie barman wycierający żeliwny półmisek zagadał.
- Co trzeba?
Wydawał się spokojnym, ale konkretnym człowiekiem. Podniesiona brew wskazywała na szybkie udzielenie odpowiedzi.

Re: Podgrodzie Twierdzy

23
Gospoda w sumie nie różniła się od innych. Była tylko nieco tłoczna ale to też nic nadzwyczajnego biorąc pod uwagę podniecenie w mieście.

No dobrze... Barman okazał się rzeczowy więc najwyższy czas uzupełnić braki jedzenia i snu... Oraz higieny.

- Potrzebuje noclegu, czegoś do jedzenia i picia oraz kąpieli. Co do posiłku nie jestem zbyt wybredny ale wolałbym zjeść w pokoju. Płacę tym - Oznajmił kładąc przed barmanem cenny kamień.

Nachylając się nieco bliżej półgłosem dodał - Chciałbym też się dowiedzieć gdzie tu mogę sprzedać więcej takich - rzekł trącając kamień palcem. Nieznacznie rzucił tez oczami na lewo i prawo. Niedobrze afiszować się z bogactwem. Nawet jeżeli przybytek jest uczciwy to nie każdy patron także...

Czekając na odpowiedź barmana, sięgnął telepatyczną więzią w stronę Mandy.

- Też wziąć ci porcję, czy nie jesteś głodna? Chyba, że w ogóle wolisz zostać w mieczu? Przy okazji... Co myślisz o całym tym poruszeniu?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

24
Barman spojrzał na mężczyznę spode łba, jak tylko klejnot pojawił się na ladzie. Powietrze w środku było coraz gęstsze, a sprzedawca najwyraźniej nie zamierzał go rozrzedzić. Ochoczo nachylił się nad ladą, przypatrzył się dokładniej minerałowi i począł szeptać.
- Klejnot to nie jest, ale montowany zgrabnie kamyk. Daj połowę tego co masz, a dostaniesz pokój, misę i strawę.

Biznes jest biznes, więc rządzi się żelaznymi prawami. Lepiej obeznani rzucają wycenę i od nich zależy cena rozprowadzanego towaru. Teraz można sobie w brodę pluć, że za młodu nie dzierżył liczydła, poszerzając wiedzę z zakresu szeroko pojętej ekonomii, czyli finansów z elementami matematyki. Wóz albo przewóz, barman wyraził się jasno. Oddaje połowę kamieni lub zawija manele w poszukiwaniu lepszej gospody, o ile takowa istnieje.

Chwilę trwało nim Mandy wykonała jakikolwiek sygnał zwrotny. Pierwotnie mruczała coś, jakby w ogóle nie chciała rozmawiać. Ni to burczenie ni warczenie, babskie kaprysy. W końcu zebrała się na konkretną odpowiedź, która stanowczo negowała przyjęcie posiłku. Kto trafi za demonami. Czy one w ogóle jedzą? Tak czy owak udzieliła jeszcze krótkiego komentarza.
- Porozmawiamy sami, w izbie.

Re: Podgrodzie Twierdzy

25
Według Miki, jeden kamień, powinien mu wystarczyć na trzy dni wyżywienia i kwatery.

Niestety nie wszyscy tak uważali... Mordred zaczynał rozumieć dlaczego jego matka darzy rodzaj ludzki niechęcią...
Licząc w myślach do dziesięciu, powstrzymał fantazje o powtórce pożaru z Ujścia i koncepty podsunięcia miłosnej mikstury barmanowi gdy znajdzie się w towarzystwie włochatego klienta.

Z niezauważalnym zmarszczeniem nosa, chcąc nie chcąc sięgnął do torby i wyjął z niej jeszcze dwa kamienie. To zostawiało mu jeszcze dwa takie i ten największy centralny, o którym na szczęście nie wspomniał już nikomu.

- To będzie połowa - mruknął. - Nie znajduje się takich rzeczy przy drodze.

- Danarima kosztowały rękę. - Pomyślał. Nie powiedział jednak tego na głos. Jeszcze tylko brakuje by ktoś uznał, że warte są przelania krwi.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

26
Chciwość to jednak potężna cecha ludzkiego charakteru, gdyż wyłożone kamienie nie przebywały na utytłanym miodem pitnym blacie więcej niż ułamek sekundy. Barman machnął rękawem, zaś matowe struktury krystaliczne zniknęły razem z chowającą się za ladą ręką, która następnie zawędrowała gdzieś w okolice genitaliów. Jedno stało się jasne, kryształy stracone, umowa podjęta, zatem czas zrealizować jej postulaty.

- Pokój jest twój na - położył rękę na stół i zaczął liczyć każdy palec po kolei - na pięć dób! Przysługują 3 gorące kąpiele, codzienne śniadanie i obiadokolacja.
Do lady podszedł chuderlawy wymoczek, w ogóle nie przypominający tutejszych mężów. Ewidentnie odbiegał od wizerunku tęgiego barbarzyńcy, nawet łachy miał jakieś nietutejsze.
- To jest Vacek, zaprowadzi cię do izby.
Vacek pochylił głowę na znak pokory i bez słowa ruszył na koniec sali, skąd biegły schody na piętro. Mordred poszedł za nim, w końcu był jego przewodnikiem. Tuż po pokonaniu rozpadających się schodów, ujrzał długi korytarz. Trzecie drzwi na prawo od końca, tam właśnie zniknął Vacek.

Pokoik był dosyć duży, przynajmniej wystarczający dla dwóch osób. Na środku stało łóżko, a pod ścianą przy oknie było biurko z krzesłem. W izbie, nieopodal drzwi wejściowych stał stół naznaczony wycinkami myśliwskich ostrzy. Kwadrat miał też prowizoryczną łazienkę, wbite w podłogę pale, owinięte materiałem robiły za areał intymności, gdzie leżała drewniana misa z wodą. Mordred nie zdążył się obejrzeć, a Vacek opuścił izbę. Już miał wywołać Mandy, jednak ktoś zapukał do drzwi. Bez zgody na otwarcie, chwycił za żelazny szpikulec. Całe szczęście, że to znowu Vacek, tym razem z miską nakrytą talerzem z ugotowanym mięsem. Jakiś rodzaj potrawki z nie wiadomo czego. Vacek położył talerz na stole, a potem miskę z zupą. Zupa najwyraźniej z kości po daniu głównym. Zza pazuchy wyciągnął butelkę mleka, ją także ustawiwszy na stoliku.
- Przygotować wodę na kąpiel?

Chłopak opuścił lokal, zamykając za sobą drzwi. W tej samej chwili z klingi wyleciało jasne światło, folgowało po pokoju, aż spoczęło na krześle. To była Mandy.
- Dziwi mnie to poruszenie - rzuciła raptownie - bo zjazd wszystkich klanów o czymś świadczy.
Coś tutaj śmierdzi - powiedziała ciągnąc nosem - O fuuj! Ty śmierdzielu, zjebałeś się!
Mandy wpadła w niesmak, kiedy Mordred poczęstował ją cichaczem, fortunnie niesmak przerodził się w głupkowaty śmiech, po którym wrócili na pierwotny tor dyskusji.
- Wszystko dzieję się bardzo szybko. Proroctwo, przybycie mężczyzny zwiastującego nadejście pana, obrzędy. Jakaś mistyczna siła popycha cały ten galimatias. Coś dodaje im chyżości. A jakie jest twoje zdanie? Masz jakiś pomysł?

Re: Podgrodzie Twierdzy

27
Po dobitym targu, Mordred skinął barmanowi głową. Stwierdzenie, że "interesy z tobą to przyjemność" jakoś nie przeszło mu przez gardło...
Jednak wobec perspektywy kwatery, kąpieli i pożywienia, humor Mordreda nieznacznie się poprawił.

Nieznacznie.

Nadal czuł się orżnięty na transakcji ale przynajmniej nie grozi mu głodówka i bezdomność w najbliższych dniach. To pozwalało skupić się na głównym celu. Na razie jednak podążył za posługaczem, obejrzał pokój i potwierdził aby przygotować wodę. Na ten moment był całkiem zadowolony. Wkrótce też gdy za Vackiem zamknęły się drzwi, zjawiła się jego towarzyszka. Po krótkiej dozie zwykłych docinek, Mandy wypowiedziała się wobec jego wcześniejszego pytania.

Mordred zastanawiając się nad sytuacją, rozebrał się z pancerza, zostając tylko w swoim szarym ubiorze jaki nosił pod zbroją.

- Vacek wkrótce wróci z wodą więc może będziemy musieli przerwać rozmowę. - mruknął siadając na drugim krześle przy stole.
- Oczekują tu przybycia jakiegoś wybrańca czy mesjasza. Jakiś łysy osobnik jaki się tu zaplątał najwyraźniej uznany został za omen... Jeżeli to możliwe wypadałoby zamienić z nim dwa słowa. Jeżeli jest taki ważny, może pomoże nam dostać się do twierdzy... - Pomyślał na głos, wspierając twarz na dłoni. - Swoja drogą... Przybyłem tu w sumie tylko by spełnić dobry uczynek... Ale jak się tak zastanowić, czy to przypadek, że Ate potrzebowała córki szamana w okresie gdy ma tu nastąpić jakieś zstąpienie? Coraz mniej mi się to podoba. - Wycedził.

Po chwili namysłu znów się odezwał. - Wspomniałaś, że zjeżdżają tu wszystkie klany. A zatem zapewne także ich przywódcy... Dla zainteresowanych osób, to niezła okazja by urwać łby wielu wężom naraz. Ale nie znam się na tutejszej polityce dość by stwierdzić, czy ma to jakieś praktyczne zastosowanie. Czy da się przejąc kontrolę nad klanem zabijając jego wodza? A może chodzi o chaos...
No i kim jest ta "wielka istota" o której mówiła Mika? Czy chodzi o naszego Magistri czy też któregoś z tutejszych bogów? Czy to właśnie ta istota rośnie w siłę, czy coś w sercu twierdzy co ma przyjść pod postacią wybrańca?

- Arh! Zaczyna mnie boleć łeb od tego. Tyle możliwych problemów a nawet nie wiemy z której strony pierdolnie i czym. - warknął.

Wreszcie Mordred wyciągnął się na krześle, jakby uszło z niego powietrze. - Może po prostu powinniśmy trzymać się z dala od tego syfu. Pogadać z łysym, możliwie dostać się do zamku lub poprosić by przekazał ostrzeżenie i ulotnić się. Obowiązek spełniony a jeżeli coś ma się tu zacząć sypać, to lepiej być daleko.

Na koniec, jakby zbłąkaną myśl, powiedział jeszcze - Mika niby wspominała, że ten czarny kamień z którego ma wyjść ten ich zbawca czy coś podobny zesłały im żywioły. Nie wiem ile masz wspólnego ze starożytną Salamandrą i jej rodzeństwem, ale jesteś najbliższym wcieleniem żywiołu z jakim mam kontakt. Jeżeli więc nagle odkryjesz w sobie jakąś zakopaną wiedzę na ten temat, to daj znać, dobrze? - zakończył z lekkim uśmiechem.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

28
Chłopak pokornie potaknął wysuszonym łbem koloru metaliczny blond, dając do zrozumienia, iż co rychlej powróci z grzaną wodą. W tym czasie z klingi ulotniła się Mandy, podejmująca dyskusję ze swym ukochanym. Pierw ona wypowiedziała swoje zdanie, zaś po chwili, Mordred skontrował je własnym punktem odniesienia. I warto przyznać, iż proponowane rozwiązania trzymały się ładu, jak i składu. W każdym było coś wartościowego, w jednym więcej a w drugim mniej. Być może, któraś z idei w całym swym majestacie okazała się słuszna. Mieli to przedyskutować, kiedy przerwało im pukanie do drzwi.

Donośny huk bitych trzewików o drewniane dechy mógł zwiastować powrót Vacka. Zgodnie z instrukcjami, tuż po pierwszym dźwięku, Mandy zdematerializowała się, tym samym znikając w klindze miecza. Vacek nie czekał długo, by wparować z dzbanem pełnym gorącej wody. Trzymał go dwiema rękoma, dlatego do izby wkroczył dosyć pokracznie, otwierając drzwi prawą nogą. Bez zbędnego gawędzenia, schował się za materiałową kurtyną, gdzie opróżnił dzban na rzecz drewnianej misy. Zza zasłon aż buchnęła para. Chłopak wyszedł wtedy, zatrzymując się bezpośrednio przed wyjściem.
- Eeemm... Jeśli będzie potrzeba, proszę po mnie wołać, do usług - wycedził wstydliwie chłopak - Do widzenia Państwu.
Opuścił izbę.

Znowuż zaświeciło światło w stalowej tafli, skacząc po pokoju, finalnie padło na jego środek . Roztrzepana istota pomijała wiele detali, które ów czas mógł zauważyć tylko mężczyzna. Pamiętała jednak temat głównej debaty, stąd powrót do dyskusji.
- Może ta cała Ate czekała właśnie na ten moment. Obrzędy religijne, wielkie kulty są często dobrym źródłem magii. Wiara ludzka to coś, czego my demony nie potrafimy zrozumieć. W istotach tych drzemie wewnętrzna siła, o której nie mają pojęcia. To dlatego jednym daje ona skrzydła, innych powala na ziemie.
Przerwała na chwile, żeby rozejrzeć się po pokoju. W tym samym czasie zbliżyła się także do okna, w celu zasłonięcia zasłony.
- Ale skoro nie zgodziłeś się jej pomóc, nie powinna tutaj niczego szukać. Który demon właziłby w mrowisko pełne ortodoksyjnych barbarzyńców? Gdyby nie miecz, na pewno bym tutaj nie weszła, o nie! - rozwodziła się w dosyć komiczny sposób. Wtedy Mordred wspomniał o wodzach klanów.
- Nie sądzę, żeby była to zagrywka polityczna - zmarszczyła czoło - to zebranie wiernych z całej wschodniej części północy, a nie jakieś tam obrady dowódców. Rządzi tutaj Rada Starszych, której członkami są tylko osoby silne i doświadczone, weterani plemiennych waśni - „siła Rady to siła ludu”, jak mawiają. W jej skład wchodzą zawsze trzy osoby, z których każda musi należeć do innego plemiona. Mika nie wspominała o ich przybyciu. W końcu ten lud nie jest zbyt religijny. Widziałeś tutaj świątynie? Oni po prostu wierzą. Jedni mocniej, inni mniej, a niektórzy wcale.
Obrzęd ten wywołał pielgrzymkę prostych ludzi, dlatego sprawa musi coś znaczyć.

Mandy spojrzała na Mordreda, gdy zapytano o starożytną salamandrę.
- Głupku - skontrowała - jestem tworem czarnoksiężnika, co ja tam wiem o prastarych duchach żywiołów. Nie mam bladego pojęcia na temat potomków, jak i tego ich zbawiciela. O ile on w ogóle istnieje. Co za kretyni wierzą w boga wychodzącego z czarnej skały?
Polemizowała, jakby sama była lepsza. Na temat opuszczających prastary relikt bogów ma coś do powiedzenia, ale opuszczanie przez nią miecza jest zupełnie czymś innym - cała Mandy.
- Do wybrańca się nie dostaniemy. Ci fanatycy trzymają go już pewnie w twierdzy, więc nie widzę możliwości na spotkanie z nim. Chyba że znajdziemy kogoś innego, kto wprowadziłby nas do wnętrza, hmm...
Mandy dotknęła woskowych świec na stole, żeby rozświetlić pokój.

Nadeszła noc.

Re: Podgrodzie Twierdzy

29
Gdyby Mordred był koniem, tudzież innym przedstawicielem kopytnej części królestwa zwierząt, pewnie zastrzygłby uszami na ostatnie słowa Vacka.
Jego granicząca z paranoją ostrożność, natychmiast skupiła się w jednym punkcie niczym słoneczna wiązka pod soczewką.
- Państwu? - Pomyślał. Dlaczego użył liczby mnogiej? Czy to forma grzeczności, czy też... Usłyszał ich oboje mimo ostrożności...
Marszcząc brwi wpatrywał się w zamknięte za chłopakiem drzwi, jakby miały mu odpowiedzieć pod groźnym spojrzeniem.

Rozmyślania w tym kierunku przerwała mu ponowna materializacja jego partnerki.
Mandy mimowolnie odciągnęła jego uwagę od doboru słów użytych przez Vacka i skierowała z powrotem na sprawę obrzędów jakie mają nastąpić.

- Może i masz słuszność względem Ate... - Odparł rozbierając się do kąpieli, kompletnie już nawykły do obecności Mandy bez względu na stan ubioru.
Nawet podczas obmycia kontynuował jednak dyskusję, od czasu do czasu wtrącając pod nosem przekleństwo, gdy opatrzona ręka utrudniała mu jakąś czynność.
- Ale jednak ciebie przemyciliśmy do miasta a Ate potrafi posługiwać się iluzją... No ale chyba faktycznie nie ma sensu na siłę doszukiwać się jej schematów we wszystkim. Po prostu po staremu miejmy się na baczności. - Westchnął. Potem jednak wzruszył ramionami i dodał - Zresztą, jeżeli nawet na nią trafimy, teraz mam już ciebie by wyrównać szanse.

- Jeżeli odpadnie nam aspekt zamachów politycznych, tym lepiej. - Rzekł odnośnie drugiego wątku. - Mniej kierunków w których musielibyśmy rozdrabniać naszą uwagę... Którą będziemy chyba musieli skupić na znalezieniu kogoś, kto popchnie nas dalej. - westchnął.
- Może Vacek udzieli mi kilku odpowiedzi jeżeli jest tak przenikliwy za jakiego go mam - pomyślał.

Gdy wreszcie skończył się myć, owinięty w biodrach ręcznikiem, mógł zasiąść do przestygniętego już nieco posiłku. Nie żeby mu to robiło różnicę, bo pochłonął go z szybciej niż straż miejska bierze łapówkę. Dopiero po pierwszym łyku zorientował się, jaki był głodny. Zastały żołądek przywykł już do pustego status quo i dopiero porcja strawy przypomniała mu, że czegoś tam brakuje. Nareszcie więc mógł uzupełnić niedostatki, zanim złudzenie normalności powaliłoby go na ziemię.

- Powinienem przy okazji zapytać Vacka o możliwość przepierki. - Mruknął mimochodem.

- Dobra. To na dzisiaj chyba wszystko. - Stwierdził. Po czym spojrzał na swoją towarzyszkę. - Chętnie nadrobiłbym nasze braki w intymności, ale raz, nie ręczę za grubość ścian w tym przybytku. Dwa, ta cholerna ręka będzie przeszkadzać i trzy... Po prawdzie jestem tak zjechany ostatnimi dniami, że pewnie będę nieprzytomny jak tylko się położę. - Zakończył z nieco zmieszanym śmiechem.
- Ale zawsze możesz przespać się ze mną jeżeli chcesz. - Dodał jeszcze, kierując się wreszcie do łóżka.
Spoiler:
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

30
I nawet jeśli stawiasz krok wprzód, coś cofa cię dwukrotnie.

Okazało się, że sytuacja, w której znaleźli się kochankowie jest, najoględniej rzecz ujmując, beznadzieja. Przybyli w konkretnym celu, lecz ortodoksyjnym barbarzyńcom ni w głowie wpuszczać obcego na areał twierdzy. Wiele wydarzeń, niepokojących wypadków ma miejsce w Thirongadzie. Właśnie teraz, gdy demony polują na bezbronnych.

Mandy, uważnie wysłuchała wywodu swojego mężczyzny. Bez sprzeciwu, czy też zbędnych komentarzy, kiwała głową po każdym wypowiedzianym zdaniu. Coś w tym było, wszak Mordred składał kawałki układanki w potencjalnie logiczną całość. Aż nastała chwila zwrotu. Nieprzemyślenie rzucone słowo - intymności - sprawiło, że ognista salamandra wyprzedza czarnowłosego, tym samym zajmując łoże, jako pierwsza. Leżąc na boku z podpartą o rękę głową, kusząco spogląda w kierunku nadciągającego samca. Jej oczy błyskają, nucąc arię pożądania.

Chodź tu kochanie
Niech już nie czekam
Jeszcze jedna noc bez ciebie
A stracę rozum

Nie ma nikogo innego, nikogo prócz ciebie
Żadna inna miłość nie zastąpi mi twojej
i nie zrówna się z twojej twarzy pięknem i urodą
I będę śpiewać aż tą melodią aż cię omotam
Po noc gdy cię nią uwiodę
Aż cię tą miłosną piosenką zniewolę

Mordred powoli siadł na skrawku łoża, skąd porwały go cieplutkie i lepkie paluszki. Jeden zestaw ogarnął zdrowy bark, podczas gdy inny skupił się na szyi. Synergistycznie pociągnęły nim w dół, topiąc w studni miłości.
Szepty tak słodkie
Czujesz mego serca bicie?
Chcę cię poczuć w sobie
Bo potrzebuję cię tak blisko

I sprawili, że żadna gwiazda nie zasnęła tej nocy.

Porywisty taniec nadciągającej wichury śnieżnej zastukał w okno, budząc zamiast bajkowych promieni słońca. Chociaż ból w kończynie ustąpił, Mordred czuł, że dokuczają mu wszystkie części ciała, a to za sprawą nocnych wybryków. Jednakże, medykamenty lokalnej znachorki okazały się złotym środkiem, bowiem nic nie przeszkodziło im w oddawaniu się pokusie - zerwo powściąga. Wyłącznie ostre, wyuzdane rżnięcie. Aż żal było otwierać oczy na pustą poduszkę obok. Mandy, ulotniła się o poranku. Nic dziwnego, w końcu ktoś dobijał się do izby.

W drzwiach stoi Vacek. W rękach dzierży tacę z dwoma półmiskami. Powoli acz komicznie, rozkłada je na spróchniałym stole. Na deser dokłada łychy, jedną dużą z nalotem rdzy i drugą mniejszą, drewnianą. Wynurzony zza pierzyny łeb, lekko dezorientuje chłopaka.
- Panie, czego państwo sobie życzą do picia? Na dole jest kozie mleko lub kompot, nie wiem z czego - zapytał, spuszczając głowę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”