Podgrodzie Twierdzy

1
Obrazek

Pośród szczytów i wzniesień pasm górskich, z dala od reszty świata, w chłodzie i nadziei na lepsze jutro znajduje się osada barbarzyńców Uratai. Gigantyczne pale iglastych drzew stanowią fundament tejże mieściny. Po raz pierwszy, wyznaczają całkowity areał, po raz drugi, odgradzają Twierdzę od dolnego miasta. Po trzecie, surowiec drzew iglastych służy do budowy domostw, wież obserwacyjnych, bram, zamku i wszystkiego, co z tym związane.
Dolne miasto - czyli podgrodzie, to ziemie zamieszkane przez barbarzyńców niższej kategorii. Jak wynika z doniesień, w Twierdzy żyją najstarsi i najzdolniejsi wojownicy wraz z rodzinami, szamani i bogate rody. Najoględniej mówiąc, elita zajęła wnętrze twierdzy, podczas gdy pospólstwo egzystuje dookoła. Pełno tu drewnianych chatek, pracowni rzemieślniczych, punktów wymiany handlowej i tym podobnych.



Jedna z drewnianych chat w podgrodziu.

Smród palonego mięsa wszedł do dziurki od nosa i intensywnie łechcze jego wnętrze. Cały mechanizm rusza do boju. Pierw leci przełknięcie śliny, a potem oblizanie warg. Kierując się także innymi mechanizmami, przychodzi czas na otworzenie oczu. Widok zadziwia, brązowa chata z ogniskiem w środku. Na ognisku ruszt i okręcany z nim kawał różowej masy. Za uchwyt ciągnie doraźnej postury mężczyzna- odziany w grube szmaty, futra oraz utwardzone elementy na łokciach i kolanach wraz z naramiennikami. Ma tez śmieszne, grube buty. Twarz blada, bez wyrazu z namalowanymi na niej wzorami. Połowę malowideł przykrywają opuszczone na twarz, blond włosy. Nie brakuje także ryżego zarostu.
Jesteś ciekaw kim jest ten koleżka. Zmysły mówią Ci, że spoczywasz w łożu. Zatem naturalnie próbujesz powstać, by uzyskać wyjaśnienia odnośnie swojego miejsca pobytu. Nagle niewyobrażalny ból nawiedza prawą stronę. Wszystko nabiera sensu, to miejsce utraty kończyny; miejsce napaści spuścizny szatana. Nie da się powstrzymać od krzyku, po prostu boli.
A zważając na wydany przez tego dźwięk, do życia wraca zahipnotyzowany płomieniem ogniska mężczyzna. - Arrrr! W końcu się budzisz, chłopie. Siedemnaście nocy tu leżysz i byliśmy pewni, że nie przeżyjesz. Czcigodny Hildarak zna się na rzeczy.
Próbujesz zadać jakieś pytanie, wzrok żąda odpowiedzi, lecz ledwo połykasz ślinę. Gigant rozumie twój ból, sam przechodzi do wyjaśnień.
- Jesteś na północy, w Thirongadzie. Znalazłem cię jak leżałeś nieprzytomny, bez ręki... Ten... Yyy, przyniosłem tu i oddałem w ręce znachora. Zrobił co w jego mocy.
Wtedy odsłaniasz okrycie, widzisz że część kończyny jest przyszyta do ramienia. Nie utraciłeś jej, grube nici i zasklepiająca się rana przytrzymują kawał ręki. Patrzysz dalej, tylko że od łokcia w dół nie ma już ręki. Jest tam coś na wzór zatopionego w kości ostrza o rozczłonkowanym końcu.
- Czcigodny Hildarak przyszył ci łapę, ale część była już martwa. Nie martw się, nie jesteś pierwszy z takim cackiem, a z maścią i ziołami znachora szybko wstaniesz na nogi. Nauczymy cię walczyć i będziesz mógł się odpłacić Uratai. Mąż wstał od ognia, odciął kawał przyrządzanego mięcha i podał je na tacce. W drugiej ręce trzymał zaś uwarzone wcześniej zioła, te same, które mają przyspieszyć gojenie się ran.


[ Przybył z http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=11&t=1831&start=30 ]

Re: Podgrodzie Twierdzy

2
Cisza.

Ciemność.

Nieobecność.

Czystość.

Perfekcja.

Spokój.

I nade wszystko wyzwolenie.

Stan najbardziej zbliżony do doskonałego, do Pierwszej i Prawdziwej Śmierci. Do jej oczekiwanego tchnienia kruszącego w pył kajdany, przerywającej błędne żarna fatum mielącego dusze w nieustannym cyklu udręki.

Ulga nie trwa długo, wybudzony z letargu mężczyzna powraca do żywych wydarty z objęć niebytu. Towarzyszą mu krzyk i cierpienie. Czuje się zupełnie tak jak gdyby przyszło mu narodzić się ponownie. Próbuje się unieść z trudem odgarniając opatulające go jak całun skóry posłania ale kotwica bólu i osłabienia cumuje go u brzegu jego możliwości. Statek o trupiej banderze nie wypłynie dziś na otwarte wody. Arrrr!- rozlega się czyiś głos na moment zwracając uwagę. Wojownik koncentruje ją bo to obecnie jedyny wysiłek na jaki może się zebrać. Nie kiwa głową, nie porusza się. Zaciska zęby wpatrując się w przemawiającego człowieka ignorując ból który domaga się audiencji na wyłączność. Poszukuje zrozumienia ale coś się nie zgadza nie dając mu spokoju. Podejmuje próbę walki z okryciem i odkrywa, że już nie jedną ręką znajduje się w grobie a wyłącznie jej połową. Spogląda na grube nici i na wystające z kości ostrze bez głębszego szoku i zastanowienia zupełnie jak na kawałek mięsa obracający się na ruszcie. Jego ciało od dawna było bronią, choć ten zabieg mógł zdecydowanie zmniejszyć dyskomfort związany z utratą zasięgu w jednym ramieniu i otwierając nowe możliwości. O tak, będzie musiał nauczyć się walczyć...

-Pić.- Chrypi przez wysuszone gardło z trudem układając spierzchnięte wargi w krótki wyraz.

Re: Podgrodzie Twierdzy

3
Kierowana dobrem gościa ręka, zaopatrzona w kubek z zieloną mieszaniną rożnych ziół i przypraw wartko trafia do ust jegomościa. Dalej na skutek równi pochyłej płyn ucieka do gardła, tym samym zwilżając spierzchnięte usta. Niesmak po nim pozostaje, jednakże każda kropla trunku jakby przywracała siły. Ogólnie nie można stwierdzić czym jest ten napój, pewne jest, że kipi mistyką już z daleka.
Jak wynika z pobieżnych informacji, gość nie lubi rozmów wstępnych. Jako praktyk woli rozmawiać o konkretnych przypadkach, to też specyfika trunku zsyła na niego nikczemnego ducha snu. Ducha, którego słuchają umarli, który narusza spokój gwiazd, który rządzi żywiołami. Wola zdobycia informacji musi uchylić czoła opadającym powieką. Znowu zasypiasz...
Na podwórku świata snów słyszysz żarliwy śpiew i stukot wybudzeń, podczas których ktoś poi i karmi twe ciało. Mija dzień mija nocka, jutro mieni się od barw. Na tej ziemi pod tym niebem, życie nasze toczy się. Dzień jak co dzień, dzień po dniu wciąż się dzieje życia cud. Stało się, odrodzenie nadchodzi! Pewnego dnia, któregoś z kolei bo w amoku śpiączki ciężko było cokolwiek liczyć, życie samo powraca na właściwe tory. O poranku jak nakazują zwyczaje, oczy otwarte na oścież z rykiem najstarszego koguta. Wewnętrzna siła do przenoszenia gór na karku i chęć wstania, wydostania się z przeklętego łoża. Ale pierw ciekawość, ta paskudna cecha wyznacza tor ruchu gałki ocznej. Zważając na uraz, naturalnie nakręca na prawe ramie. O dziwo brak szwów, po których zostały wyłącznie sine ślady, brak też ran. Co najwyżej poprzebijana bliznami kończyna z ostrzem, zdaje się być sprawna; mobilna w ruchu. Nowe ramie w nowym miejscu to też nowy początek, przynajmniej pozostała pamiątka po lekceważącym zachowaniu. Niech ona będzie nauczką na przyszłość dla Tego!
Tym razem do nozdrzy tego nie trafiał zapach palonego mięsa, czuł on nieposkromioną wilgoć w chacie. Spojrzawszy w kierunku domowego ogniska, dostrzegł wiadro z grzaną wodą. Na stoliku obok ogniska leżały jakieś rośliny, to pewnie były saponiny spełniające rolę kosmetyku do mycia oraz pielęgnacji. Niedaleko znalazła się także brzytwa. No cóż, najwyraźniej ten musiał już dostatecznie brzydko pachnąć po długim kotłowaniu się w łożu, a i zarósł meszkiem na brodzie, głowie. W chacie był sam, gospodarz przepadł.

Re: Podgrodzie Twierdzy

4
Cud życia czy może raczej jego ponura parodia na padole łez i znoju wraca na właściwe tory. Odradzający się Ten wygrzebuje się z posłania jak z mogiły, równie przytomny i pachnący co świeżo powstały trup. Mężczyzna staje na nogi wspierany nie tylko siłą żelaznej woli ale również stalą własnych mięśni domagających się hartu po przedłużającym się zastoju. Ciekawość, pierwszy stopień do piekła nie jest straszna dla kogoś kto stąpał już pozostałymi, ulegający jej wzrok podąża szlakiem blizn przecinających okaleczone ramię i prześlizguje się po wieńczącym je ostrzu. Mężczyzna porusza barkiem, ostrożnie napina ocalałe mięśnie, wykonuje kilka powolnych ruchów. Mimo, że nieobyty z ostrzami, wojownik szybko oswaja się z nowym nabytkiem, bądź co bądź to nadal jego ręka choć brak chwytnej dłoni oraz sztywność dają mu się we znaki. Nie roni jednak słowa skargi ni słowem ni myślą, klinga jest teraz jego nowym trofeum i dumą. Przypomnieniem o pysze, najwspanialszym z grzechów. Oczyma swojej duszy widzi jak widmowe ramię zaciska się na szyi Usala, plugawego boga-uzurpatora i wszelkie jego dalsze wątpliwości umykają jak stado spłoszonych kruków.
Spoglądając na zasłonę otaczającego go świata materialnego bada wzrokiem pomieszczenie w którym się znajduje a szepty umysłu podpowiadają mu odległe wspomnienia minionych snów lub wybudzeń łączących się w jakiś sposób z Uratai i olbrzymim człowiekiem o pomalowanej twarzy.
Szczegóły jego wyglądu oraz wnętrze chaty zostają szybko skojarzone ze słowem "Thirongad" wypowiadanym przez jakby znajomy głos. Miasto zapomniane przez nowych bogów. Jego nowy azyl.

Posiłek nie został podany do łóżka a obsługa gdzieś zniknęła, Ten jako człowiek nawykły do samotności i niewygód nawet na chwilę nie poczuł się zdeprymowany. Zwłaszcza, że wysoki standard usług pozostał zachowany poprzez przygotowanie ciepłej kąpieli. Dokładnie przemywając twarz i porastającą głowę ciemną szczecinę roztworem wody i znalezionych ziół mężczyzna chwyta się brzytwy i zaczyna robić porządek z odrastającymi włosami i zarostem. Skończywszy z goleniem obmywa resztę ciała i rozgląda się po domostwie w poszukiwaniu swojego płaszcza i kostura.

Re: Podgrodzie Twierdzy

5
Ciepłe krople wody oczyszczają zapuszczone przestrzenie naskórka. Brzytwa ścina niepożądane włosie, a zioła wystarczająco zmiękczają i orzeźwiają skórę. Naturalnie prowizoryczna barbarzyńska brzytwa nie umożliwia idealnego ostrzyżenia, ale mniej więcej osiąga się zadowalający efekt. Czaszka świeci się jak psu jajca, podczas gdy na brodzie idzie dostrzec delikatne pozostałości czarnego włoska. Jednakże jest ich niewiele i na pierwszy rzut oka Ten prezentuje się godnie, jak na niego oczywiście. Godnie z twarzy, wszak paraduje nago po chałupie. Pomarszczony członek wraz z jądrami dynda od chłodnych wiatrów, które wnikają przez szczeliny pomiędzy palami tej drewnianej komórki.
Wizualny niesmak pozostaje do czasu, kiedy ekshibicjonista nie znajdzie swoich szat. Leżały one nieopodal łoża, więc bezproblemowo mógł się do nich dostać. Nieco czasu zajmuje odzianie się, gdy zamiast prawej dłoni dzierżysz ostrze. Przeto Ten kotłuje się w gamach brązowej szmaty, zanim to finalnie nie okryje swego nagiego cielska. Zważając na kalectwo, należy przyznać, iż wartko uporał się z ubraniem. Teraz czas odszukać kostur, którym wymierzał sprawiedliwość- w swoich oczach.
Kij oparty jest nieopodal wejścia do gospody. Pozyskanie go wymaga zatem krótkiego spacerku. A jak tylko wyruszysz po swą broń, w drzwiach pojawia się znana sylwetka. Tęgi chłop z toporem na plecach i w skórzanej zbroi rozwiniętej o żeliwne elementy. Od razu widać, iż nie jest w dobrym nastroju, coś musiało go ostro podkurwić.

- Wstałeś już, w końcu! Łapaj za kij!- Barbarzyńca chwycił drewniany kołek i rzucił nim w kierunku łysola. Znając specyfikę Tego, złapie broń wolną ręką. - Chodź na zewnątrz.
Z wyjściem wiązało się nie tylko zaczerpnięcie świeżego powietrza, lecz także poznanie nowej cywilizacji. Kolebka kultury północy, wszystko z drewna i w prymitywnym tonie. Ludziska poubierane od stóp do głów w grube futra i tym podobne, wielu rzemieślników. Dookoła hałas, zgrzyt i wiejski gwar. Nie zapominając o kupie dymów z pobliskich pieców kowali.
- Musisz nauczyć się manewrować ręką. Jakoś dług spłacić trzeba, hrryyh- splunął na ziemię.
Przed domem stał duży pal, który pewnie miałeś zmasakrować nową bronią. Później Uratai pocznie rzucać w twoim kierunku mniejsze składy drewna, z tymi należy sobie poradzić najprościej jak się da. Na sam koniec, blondyn sięga po przypiętą do pasa maczugę i jak tylko skończysz rozprawiać się z deszczem kostek drewna, spróbuje zaatakować cię nią zamaszystym ruchem od góry.
W trakcie pierwszego sprawdzianu próbuję cię lepiej poznać. - Jestem Tarus Miodobrody. Ciebie jak zwą? Skąd przybywasz?

Spoiler:

Re: Podgrodzie Twierdzy

6
Ten przesunął dłonią po twarzy, ukłucia zarostu na były już na niej na tyle rzadkie by móc uznać poranną toaletę za zakończoną. Powiedzenie, że nie szata nie zdobi człowieka objawiało właśnie swoją akuratność, żadna szata nie zdobiła w tym momencie grzbietu apostaty. Widok obnażonego męskiego ciała wśród wojowników o zdrowych upodobaniach nie był żadną ekscytującą sensacją, natomiast wcale często wśród dziewek i zwolenników szorstkiej, męskiej przyjaźni gotowych uznawać to jako zjawisko warte dokładnego opisania. Na szczęście nie było tutaj żadnego z tych ostatnich, wyłącznie on sam.

Podłoga zajęczała pod jego stopami jak zaspana kochanka gdy pogwizdując, z gołym tyłkiem przedefilował przez chałupę czując na jajach oddech boga wiatru. Skrzywił się unosząc brązową szatę znajdującą się niedaleko łoża. Nie pamiętał żeby nosił okrycie podobnego koloru chociaż to może kwestia niespranej krwi i półmroku panującego wewnątrz małego domostwa. Mimo wizualnego niesmaku mężczyzna wciąga na siebie łachman starając się nie wyciąć w nim kolejnej dziury. W najbliższym czasie nie spodziewał się przyrostu dodatkowych kończyn. Jego wierny kostur, pozostałość po dawnym przyjacielu z wojska będzie musiał mu bardziej niż zazwyczaj służyć za przedłużenie ręki. Przez krótką chwilę żałuje, że zamiast ostrza nie przyprawili mu eleganckiej piły, wtedy mógłby przynajmniej skrócić go sobie podług woli. Albo urżnąć drugą grabę, do pary.

Niedorzeczne rozmyślania wywołane niedawnym przebudzeniem przerywa stający w drzwiach gospodarz. Ten bez słowa stosuje się do jego poleceń i nie zadaje pytań. Przynajmniej tyle zostało mu z bycia żołnierzem choć między bogami a Śmiercią to jest posłuszny wyłącznie własnej ciekawości a nie rozkazom. Oczywiście łapie kostur wolną ręką, wychodzi mu to świetnie jak zawsze.

Cieszy się powietrzem na ile może z przerwami na wdychanie dymu ze wszechobecnych pieców.
Prymitywny ton, wiejski gwar, ludzie w futrach, właśnie tak mniej więcej wyobrażał sobie cywilizację. Trudno go za to winić, młodość spędził w więzieniu. Mężczyzna zatrzymuje się przed domostwem słuchając przemawiającego doń wybawiciela mówiącego coś o długu i sprawdzianie. Rozumiejąc czego barbarzyńca od niego oczekuje Ten stwierdza, że w ramach wdzięczności szybciej byłoby poprosić go o porąbanie drewna na opał, uzyskaliby ten sam efekt. Przed przystąpieniem do ćwiczenia odrzucił swój kij, który obecnie mógł mu wyłącznie zawadzać.

Czcigodny Hildarak może i znał się na leczeniu ale na patent zastępowania ramion rozdwojonymi, jednosiecznymi ostrzami wpadł chyba opiwszy się miodu. Rozwiązanie to, sprawdzające się być może u pozbawionego dłoni tarczownika walczącego na bliskim dystansie dla Tego było z początku wyłącznie utrudnieniem. Żeby w ogóle wyprowadzić coś co można było uznać za cięcie i nie zajmowało przy tym całego dnia musiał odwracać pozycję zamieniając zakroczną na wykroczną. Utwardzony mrozem pal przyjął na siebie pięć płytkich cięć wyprowadzonych na wysokości barku mężczyzny, uderzenia zadane naprzemiennie z lewa i prawa prostopadle do pieńka miały na celu głównie oswojenie się z nowym nabytkiem i sprawdzenie tego na ile bezbolesne będzie używanie go biorąc pod uwagę, że metal osadzony był w jego własnej kości. Zachęcony wstępnym rozpoznaniem zdecydował się na bardziej śmiałe posunięcie uderzając z doskoku i pod kątem w miejsca zbliżone do podstawy pnia, na ugiętych nogach z wykorzystaniem ciężaru swojego ciała.
Powtórzył manewr dwukrotnie a kiedy nacięcie było odpowiednio głębokie obszedł pieniek i w zrywie do przodu wywalił weń frontalnym kopnięciem odpychając się jednocześnie od celu mającego przewrócić się w przeciwnym kierunku niczym świeżo nadpiłowane drzewo.

Wypraktykowana, odruchowa reakcja kazała mu się uchylić przed pierwszym z pocisków, odskokiem bez łączenia nóg zszedł z toru jego lotu, przed drugim zasłonił się ostrzem a trzem kolejnym sam wyszedł na spotkanie starając się je trafić w locie przy pomocy przedłużonego stalą ramienia, krótkimi, powracającymi do gardy ruchami przypominającymi zbijanie prostych przeciwnika.

Widząc sygnalizowany przez Tarusa ruch uderza płazem z dołu w górę chcąc zatrzymać atak przeciwnika w jego początkowej fazie. Wykonawszy zasłonę, nie czeka aż przeciwnik złapie równowagę i ocalałą dłonią przystępuje do chwycenia barbarzyńcy za nadgarstek. Wykorzystując impet półobrotu wchodzi pod jego prawą pachę zarzucając go sobie na plecy. Skręt bioder połączony z nagłym pochyleniem i podrzutem prawego barku mają zapewnić jego sparingpartnerowi atrakcję w postaci lotu nad jego głową i lądowanie w znajdującym się w dole śniegu.

Re: Podgrodzie Twierdzy

7
Drewniane kołki sunęły po podwórku. Odpychane to w lewo, to w prawo. Przed siebie i za siebie. Ciskane w przestworza niczym mocz, kiedy postanawiasz odcedzić kartofelki, a podmuchy nieogarniętego żywiołu wiatru uniemożliwiają łagodne wydalenie płynu. W taki oto sposób niejaki bezimienny traktuje pierwszą falę brzozowych pocisków.
Druga próba bazowała na przyspieszeniu i zarazem zwiększeniu ilości nadciągających kostek drewna. Teraz zwykłe odrzucania chowały się, należało wykorzystać inne, nowe atuty. Naturalnie przedsięwzięcie było dokładnie zaplanowane przez ówczesnego antagonistę. Niemalże wytrawiony bliznami barbarzyńca, wiedział jak sprawdzać adeptów. Barbarzyńcy słyną zaś z wielkiego serca i wielkich czynów, głównie przekładających się na polu bitwy. Reasumując, w domu anioł, w boju nieposkromiony ogar. Silnym ramieniem dorzucał to coraz większych ilości klocków. Zmuszony zasięgnąć po zmodyfikowane ramie, łysy mąż sieka kołki na kawałki. Pozorny kawałek metalu jest siekającą najgrubsze kawały brzytwą. Taka dobra do ogolenia, jak i rozczłonowania zwierzyny. Aż kusi zapytać z jakiego tworzywa wykonano ostrze. Najprawdopodobniej zasięgnęli je z dóbr krasnoludzkich, lecz roztwarzanie się nad tą myślą przyniesie zgubę, albowiem kolejne pociski nadciągają.
Te, tak samo jak poprzednie, rozpłatane na wiór.
Taki performens zbiera okolicznych mieszkańców, którzy zaciekawieni przypatrują się treningowi. Po pewnym czasie jest ich tyle, że przy ogrodzeniu dostrzeżesz kilka rzędów mieszczuchów.
W tym samym momencie, szarżujący Tarus próbował cię powalić. Daremno. Wyszkolenie w zakresie bójki umożliwia raptowne przechwycenie atakującego i dalsze wykorzystanie jego prędkości na swą korzyść. To też trzaska dupskiem o zmarzniętą ziemię, pokrytą niewielką warstwą zbitego śniegu.
Zebrani widzowie, aż zabuczeli. Nie często oglądali takowe widowisko.
Jednakże Tarus nie przejmował się nimi, wstał błyskawicznie, lecz bardzo agresywnie. Para buchnęła z nosa, a oczy przefiltrowały twoją duszę. Jego ręką objęła ramię, tak mocno, że poczułeś silne kucie w guzku większym stawu barkowego.
- O rzesz mnie! Hultaju! Nie wiem gdzieś szkolony, ale te babskie wygibasy - klepnął cię w plecy, na tyle mocno, że posunąłeś się kilka kroków do przodu- robią wrażenie. Zrobimy z ciebie jeszcze byka. Ludzie rozeszli się, plotkując między sobą.
- Tylko zmężnieć musisz, bo taka szkapa to w zwarciu długo nie pociągnie. Chętnie bym cię wziął na polowanie, ale Czcigodny Hildarak ma chyba inne plany. - dodał nieco zasmucony, jakby opuścił skarb do rzeki.

Re: Podgrodzie Twierdzy

8
Pchnięty do przodu po gratulacyjnym kuksańcu łapie równowagę i podnosi na partnera spojrzenie swoich oczu, zwierciadeł tego co kiedyś było jego duszą. - Zastój osłabił ciało. Ale mięśnie pamiętają.- Odzywa się przerywając długie pasmo milczenia trwające między nimi od czasu bardziej świadomych wybudzeń z maligny. Rozgrzebując śnieg obcasem, wraca po swój kostur, szczelniej opatulając się szatą. - Zatem niech Ten i Tarus nie każą Czcigodnemu Hildarakowi czekać skoro to faktycznie tak istotne. Chyba, że życzeniem Tarusa jest aby jego gość towarzyszył mu dłużej.- Skinął gospodarzowi w oczekiwaniu na jego postanowienie gotów uszanować jego decyzję. - Ten byłby również Tarusowi wdzięczny za oprowadzenie. Ten pochodzi z Salu i nigdy wcześniej nie dane było mu bywać w Thirongadzie.- Dodaje śledząc bieg powracającego do domostw i obowiązków zbiegowiska.

Re: Podgrodzie Twierdzy

9
Hildarak wzniósł swą prawą brew, po czym raptownie splunął na ziemię. Wielce się owo podejście Tego podobało jego przełożonemu.
Ruszajmy— dodał, kolejno pokonując na wskroś usytuowaną bramkę w prowizorycznym podwórku. Jego śladami poszedł nasz bohater.

Wydeptana przez tysiące barbarzyńskich stóp droga przypominała idealnie zagospodarowany trakt handlowy. Wzdłuż krawędzi, niemalże wszędzie, stały jakieś stoiska lub drewniane chatki z szyldami w nieznanym języku. Ba! Przy zakręcie stał mężczyzna z podkowami oraz ciężkim orężem: topory, młoty, maczugi. Opatulony w gruby niedźwiedzi kapok, namawiał ludzi do zakupu swoich towarów. Wszystkie rozłożone na solidnym, drewnianym stole. Wystawiony pod wiatą, której protoplastą jest kamienny budynek. Zabawne, że ma formę kolistą. Ten widział tutaj chałupy o fundamentach okręgu, ale były one drewniane, gdyż łatwo takowe zbudować — w przeciwieństwie do skalistego odpowiednika. Być może to sprawiło, że ten jak i jego towarzysz zatrzymali się na chwilę przed skupem białej śmierci.
To kuźnia Hordika— rzucił beznamiętnie barbarzyńca — znajdziesz tutaj najlepszy oręż w podgrodziu. Lepsze są już tylko wewnątrz twierdzy.

Sądząc po raptownym natężeniu uśmiechów i błysku w oku handlarza, myślał on, że właśnie obcuje z potencjalnym kupcem. Niestety omylne założenie, bowiem Ten wartko uciekł od, bądź co bądź pięknych tworów. Spowodowane było to oddalającym się pośród rzeszy tłumów barbarzyńcą.
Zmuszony podążać za nim cwałuje na złamanie karku. Rozpycha się między tłumem, który i tak w większości ustępował z drogi. Jak gdyby wiedzieli o Nim coś, czego On sam nie wie. A może spowodowane było to ostrzem wszczepionym w łokieć. Kto wie...

W końcu dotarł do opiekuna, który w gruncie rzeczy nie zauważył jego braku obecności. Przez bieg nie zwrócił uwagi na radykalną zmianę położenia. Nie byli już bowiem w centrum, a nieco na obrzeżach. Ścieżka wciąż idealnie wydeptana, prowadzi do wysokiego budynku o kamiennych ścianach i drewnianym dachu. Nad wejściem wiszą przeróżne znaki, jakby symbole.
No, to jesteśmy blisko. — rzucił, poruszając spierzchniętymi wargami — w kaplicy czeka na ciebie Czcigodny Hildarak. Dobry z niego człowiek, chociaż czasem raptus. Dużo wie. Według mnie to najmądrzejszy z naszych znachorów, ale nie najważniejszy. Chyba jako jedyny szaman więcej czasu spędza w podgrodziu niżeli wewnątrz twierdzy.

Podróż umilały opowiastki tęgiego blondyna, lecz byli już pod wrotami świętego miejsca, a to obligowało do zwiedzenia wnętrza.
W środku było, mówiąc najoględniej, przytulnie. Długi hol z kamiennym parkietem. Z kolei na ścianach wisiały skóry niedźwiedzi oraz nieznane przybyszowi rysunki. Jedyny, który znał, a on dominował wszędzie, był miecz. Po dłuższym przyglądaniu się doszedł jednak do wniosku, iż na ścianach nie widnieją miecze, lecz są to krzyże. Te, na których okrutni władcy wieszali swych przeciwników. Z lewej strony, niemalże na jedną trzecią ściany rozciąga się ogromne palenisko. Naturalnie z odprowadzającym kominem, stąd wewnątrz było ciepło, a i nie trąci sadzą.
Brakowało ławek lub tym podobnym siedzisk, najwyraźniej wszystkie spotkania odbywały się na stojąco, co w gruncie rzeczy pasowałoby do tej cywilizacji. Na samym przodzie, pod witrażem jest przyozdobiona białym futrem łatwa. Stoją na niej rozmaite kielichy, świeczniki i inne liturgiczne przedmioty.

Zbliżaliście się własnie do ołtarza, kiedy to zza jednej z kolumn wyłonił się starszy mąż. Odziany był w szarą togę z rozmaitymi dodatkami jak np. naramienniki z niedźwiedziej skóry, złote broszki, pióra, rzemyki i wiele, wiele więcej.
Czemu tak długo? — spytał drżącymi wargami.
Wybacz, panie. — rzucił z głosem pełnym pokory, co nie było do niego podobne.
Przyprowadzam ci młodzieńca, o którym wspominałeś.
Tak, tak, widzę. Zaczekaj na zewnątrz, chciałbym z nim porozmawiać na osobności.
Jak Hildarak powiedział, tak też uczynił barbarzyńca. Przebył całą salę, po chwili znikając za wrotami kaplicy.

Hildarak miał pod ręką pewną księgę, którą ochoczo rozłożył na ołtarzu. Przewertował kilka stron, a gdy dotarł do odpowiedniej, gestem ręki zawołał Tego. Bez żadnego słowa wskazał palcem na zawartość lektury. Na pierwszy rzut oka uwagę przykuwa malunek lewej kartki. Przedstawia on łysego mężczyznę na kolanach. Klęczy on przed wielkim, czarnym głazem, jednocześnie mierząc w niego zmodyfikowanym ramieniem. Ramieniem bardzo podobnym do tego, jakie dzierży Ten.
Druga strona to spisane proroctwo, jednakowoż w obcym dla bohatera języku.

Re: Podgrodzie Twierdzy

10
Było odpuścić sobie regularne golenie. Było nosić długie włosy jak Tarus i hodować brodę jak większość tutejszych. Było dać sobie urwać coś innego niż ramię.
Pochylający się nad księgą Ten, prostuje się zaczynając rozumieć. Przyglądająca mu się podczas sprawdzianu, a rozstępująca się później podczas jego wędrówki tutaj ciżba, powodowana była czymś więcej niż rezerwą i ciekawością wobec przybysza. Szczególnie takiego, który zjawił się u w stanie mocno sugerującym, że jego udręczony duch znajdował się w połowie drogi między splugawionym lodowym pustkowiem a portem Piekło, a o którym, na dobrą sprawę nie wiedzieli niczego, nawet tego czy dożyje następnego tygodnia.
„Szybko poszło”, pomyślałby sobie gdyby nie fakt, że spędził ich tu już kilka, z czego większość będąc kompletnie pozbawionym świadomości, znajdując siły wyłącznie na to by móc samodzielnie oddychać. I niewiele ponad to.


- Co stoi w księdze?- pyta spokojnie, powoli podnosząc wzrok znad ilustracji przedstawiającej kogoś bardzo do niego podobnego. W tym samym momencie sięga zdrową dłonią do wewnętrznej kieszeni szaty by odnaleźć w niej swój talizman. Zawieszony na srebrnym łańcuszku amulet o kształcie identycznym z tym, które miały pokrywające ściany rysunki. Przede wszystkim jednak dlatego, żeby ukryć jej drżenie.

Re: Podgrodzie Twierdzy

11
Drobne wężyki pulsowały w śnieżnobiałych gałkach mędrca, kiedy Ten wzniósł się na odwagę infiltracji jego zwierciadła duszy. Głębokie od doświadczeń, oznaczone karminowymi żyłami oczy, tak spokojne, że szło się w nich utopić. Do nich wędruje niewerbalny sygnał popędzający pytanie. I szło by tonąć w oczodole, gdyby nie porowaty zgrzyt. Odgłos odrywanego od oskrzeli kaszlu powoli wypełnił salę. Dłoń podeszła pod usta, wycierając kąciki spierzchniętej skóry. Mogło to zwiastować wyłącznie nadchodzące udzielenie odpowiedzi.


Zmoczona wydzieliną z jamy ustnej dłoń, ochoczo wędruje na areał malowidła z księgozbioru. Ostro zaznaczony palec odciska swój majestat na stronie, nieopodal wizerunku mężczyzny z żeliwnym tworem zamiast dłoni.
- To jesteś Ty - wycedził czcigodny Hildarak, dalej popuszczając języka - Ty, Κυριάκου. Co w starożytnej mowie żywiołów oznacza...
Znikąd nastała cisza, tak jakby dalsze tłumaczenie mijało się z celem.
- Księga na ołtarzu wiąże legendy oraz wierzenia tutejszych plemion. Żywioły stworzyły świat, a niegodni przypisali je pomiędzy zmyślne istoty - przerwał na chwilę, tylko po to, ażeby zaczerpnąć głębszego wdechu w swe postrzępione wiekiem płuca- Bogowie, tak, zwane Bóstwami.
- Jest jedna siła, jedna moc, jedna energia, jaka napędza koło świata. Żyje w wietrze i każdej żywej istocie. - ton zmienił koloryt na ponury i pełen żalu - także zapomniana...

Na trącące wilgocią strony skapnęła kropla cieczy. Jasnej i przejrzystej niczym woda, była to łza.
Ale tylko jedna taka się ulatnia, tylko ona jedyna wsiąka między wersami. Kaszlnięcie, chrząknięcie, mlask.
- Zaś legenda, na którą patrzysz rzecze jasno. Pojawi się klucz, a za jego sprawą otwarte zostaną wrota z czarnej skały. - ton ponownie nabrał ciepłej dla ucha barwy.
Ruch, szmer, tony kurzu. Księgę zamknięto.

Re: Podgrodzie Twierdzy

12
Ja?— zadaje pytanie, szybko i odruchowo, zapominając o zwyczajowej formie trzeciej osoby, której zwykł używać w odniesieniu do siebie samego. Chce protestować, od samego początku, od pierwszej chwili, w której dostrzegł rycinę był zdecydowany bronić się i wypierać. Dowodzić przypadkowej zbieżności i bezsensu przepowiedni. Wszystkich, bez wątpienia fałszywych, proroctw, które prawdziwymi okazywały się wyłącznie za sprawą interpretacji i wiecznie podążającej z nią w parze koincydencji. Jedyną prawdą, jedynym przeznaczeniem żywej istoty była Śmierć. Czekająca na końcu każdej z dróg, która...
Która nie zastała go jednak. Która wyminęła go i poszła dalej, pozwalając by na przekór wszystkiemu, dotarł właśnie tutaj.


Wojownik zamilknął. Żadną miarą nie potrafił zakwestionować tego co mówił do niego starzec. Zapomnianych i mądrych rzeczy o ukrytym w Naturze, pierwotnym i nieskalanym boską uzurpacją pięknie. Wsłuchany w brzmienie imienia, którego nie słyszał nigdy wcześniej, a mimo to, które był w stanie zrozumieć. Ale nie umysłem. Wyłącznie ukrytą w duszy, żyjącą jedną siłą i energią. Także zapomnianą. Oczy, w których szło się utopić naraz zaczęły same napełniać się i grozić wylaniem, tak, że kolejna łza dołączyła do jednej, już uronionej. Zaciśnięta na schowanym pod płaszczem krzyżu dłoń, wyjęła go i powoli, niezgrabnie zawiesiła na szyi. Symbol Kruczej Wyżerki, pogardy dla fałszywych bogów i fałszywej śmierci, zdobił jego szyję podobnie jak bliźniacze znaki — otaczające ich ściany.

Moja Śmierci. Moja miłości i przeznaczenie. Wskazałaś mi drogę, jestem w domu. Pomiędzy ostatnim prawdziwie wolnym ludem, nie posiadającym ojczyma ani macochy na żadnym z boskich lądów, pośród sierot, których się wyrzekli.

Ocalała dłoń ląduje na ramieniu starca. Usta poruszają się powoli, niczym zszyte, nim stłumiony wzruszeniem chwili, wydobywa się z nich jakikolwiek dźwięk.

Jeżeli w to wierzycie. Jeżeli wierzycie w to prawdziwie i szczerze, to jest to również i moją wiarą. Chcę zostać pośród was. Chcę tu być, tu żyć i tu pozostać. Do samego końca. Jako jeden z prawdziwie wolnych. Służący całkowicie dobrowolnie.

Mężczyzna pochylił głowę, w pozbawionym czołobitności ukłonie, jedynym godnym wojownika. Nie wiedział co powiedzieć. Słowa, wydobyły się z niego bez udziału świadomości.

Nauczaj mnie. Wskaż mi drogę, bym to ja mógł wskazać ją wam.

Re: Podgrodzie Twierdzy

13
Soczyste i niezmącone spojrzenie gości na twarzy czcigodnego Hildaraka, niczym wyszlifowany diament roztapiając się pod wpływem wypowiedzianych słów. To jakby zimny, a zarazem ożywczy powiew świeżości zmącił jego siwą czuprynę. Κυριάκου rzucił te słowa celowo lub naprawdę wierząc w przesłanie lokalnego szamana. Prawdę mówiąc, nie lada problem- jednoznacznie określić czyja prawda jest kluczem do zrozumienia genezy świata. Ilu bogów - tylu wiernych, a ilu wiernych - tylu bogów. Każdy obiera swoją ścieżkę, zgodną z wewnętrznym sumieniem.

- Wybrańcze - rzekł cicho szaman - nie ja będę cię uczyć, bo nie mnie do tego powołałeś.
Zagadkowy ton mógł wzbudzić lekki niepokój, chociaż nic nie wskazywało na niemiłe zaskoczenie ze strony przyjaznego starca.
- Pan uknuł plan krok po kroku, byśmy się spotkali. Nigdy wcześniej nie czułeś, że czegoś ci brak? Nie miewałeś snów, wizji? - pytał, jednocześnie znając odpowiedzi, o czym świadczył jego przenikliwy wzrok.
- A może przybycie tutaj jest przypadkiem? Nie bądź niedowiarkiem - rzekł chłodno, po czym zaczerpnął powietrza.
- Wielu niewiernych kroczy po świecie tylko po to, aby być. Dlatego karmią się fikcyjnymi bóstwami, żyją w kłamstwie. I naszym zadaniem jest pokazać im drugą stronę, stronę nieograniczonej i nieskończonej łaski pańskiej.
Szaman zabrał księgę, którą jeszcze chwilę temu okazywał przybyszowi. Z stertą papieru pod pachą kieruje się w kierunku prowizorycznej biblioteczki, skąd przynosi kolejny materiał źródłowy. Nieco mniejszy i wydawałoby się, że młodszy. Gruba okładka nie nasiąknęła wilgocią, przez co zdaje się być świeża. Stronice wewnątrz są białe, bez nieestetycznych pożółknień, jakie namalował czas.
- To historie mego ludu. - Księga powędrowała do zdrowej ręki Bezimiennego. - Ponownie przepisane i odświeżone przez kronikarzy.
- Zapoznaj się z nią w wolnej chwili, bo teraz udamy się do wnętrza Twierdzy. Pan za długo czekał, żeby zbawić swój lud.

[link do nowej lokacji]

Re: Podgrodzie Twierdzy

14
MORDRED
http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=9&t=2143&start=15

1.
Minęło sporo czasu zanim kruczowłosy z gadziopodobną towarzyszką wyszli na stosunkowo prostą ścieżkę. A i ta nie należała do najłatwiejszych w pokonaniu. Mimo że prosta i pozbawiona wzniesień, to wciąż uciążliwa. Tony mokrego śniegu utrudniały każdy krok, gdyż niczym krasnoludzki klej przywierają do podeszwy, obciążając ją niesamowicie. Każde kolejne podniesienie stopy zdaje się być trudniejsze od poprzedniego. Kiszki marsza grają, a poza wszechobecnym śniegiem Mordred nie ma czym napełnić bebechów. Nawet Mandy poczęła narzekać na trudy związane z translokacją. Pomimo przywołania, posiada pewne trudności z raptownym materializowaniem się i powrotem do świata ułudy, dlatego ochoczo napawa się towarzystwem powierzchownie ludzkiego kochanka.

Żeby wypełnić dyskomfort, Mandy wraca do tematu rogatej wywłoki. Demon ma nadzieję, że przy skwarnej dyskusji czas przeleci im przez palce, przez co szybciej trafią do stolicy barbarzyńców.
- To jak było z tą wywłoką? - zapytała z przekąsem, jakoby zazdrość przepełniła pytajnik. - Szukałeś sobie innej!?
Mina salamandry była niewzruszona, lecz głos mówił coś zupełnie innego.

2.
Potok słów sprawił, że zza horyzontu wyłoniły się ludzkie osady. Liczne drewniane chaty z kłębiącymi się nad nimi stertami dymów. Rozproszone domki, domostwa i nawet większe posesje z areałem gospodarza. To wszystko dookoła solidnej twierdzy o drewnianych murach. Odgrodzona lasem pali, leży na wzniesieniu niczym klejnot korony. Nikt z nizin społecznych nie wejdzie tam bez przyzwolenia. Tylko najmożniejsi mogą trafić do wnętrza twierdzy. Reszta musi zadowolić się Podgrodziem, które i tak ma wiele do zaoferowania. Różnorodne minerały, błyskotki i inne wyroby własnoręcznego rzemiosła. Dużo tutaj kowali, co swój towar trzymają przed kuźnią. Stare szwaczki nawołują do kupna ich tkanin, a dzieci biegają z koszami pełnymi białych królików. Taki wizerunek mógł dostrzec Mordred, gdy zbliżał się do osady.

Zanim zdążył obrócić wzrok, Mandy zniknęła. Demon musiał speszyć się obecnością obcych, dlatego raptownie wstąpił do klingi. Nigdy nie wiadomo, jak prostaki zareagowałyby na zdeformowanego jaszczura w damskiej odsłonie.
Z ukrytą Mandy nic nie stoi na przeszkodzie, ażeby wstąpić na obszar słynnych barbarzyńców. Pierwsze kroki pośród ludzi były dla mężczyzny nie lada nowością. Od bardzo dawna nie egzystował społecznie. W dodatku, ludność była jakoś dziwnie podniecona. Tłumy maszerowały między sobą, przepychali się jeden o drugiego. Babinki szeptały o przybyszu, którego zesłał sam zbawiciel. Rzekomo wybraniec stanowi klucz do zstąpienia istoty boskiej, która odwróci bieg historii, a przede wszystkim, swych wiernych.

Re: Podgrodzie Twierdzy

15
1.
Mimo wyczerpującej wędrówki i kolejnej głodówki, kąciki warg Mordreda drgnęły ku górze, słysząc zazdrosny ton kochanki. Jednak postanowił darować sobie droczenie się tym razem. Pogoda i zmęczenie nie sprzyjały żartobliwej sprzeczce. No, ale zabić czas pogawędką zawsze można.

- Cóż... Nie powiem, żebym miło wspominał to spotkanie - stwierdził, kręcąc głową. - Byłem wraz z Hunmarem w drodze w Turońskie góry. Każdy z nas z innego powodu. Ja chciałem znaleźć bramę, która otworzy mi drogę do Avastu. Chciałem prosić Magistri o pomoc w odzyskaniu ciebie... - westchnął.
Dziwne. Spodziewał się, że wspomnienie będzie dla niego bardziej bolesne, a jednak teraz, gdy odzyskał partnerkę, jej brak wydawał się być niezwykle odległym ciosem. Widocznie radość z powrotu szybko zagoiła rany zadane przez jej stratę, teraz już niepotrzebne, by pchać go na przód.

- To Ate - bo tak się przedstawiła - dodał - przyszła do nas. Pojawiła się wraz z całym cyrkiem mgieł, iluzji i złudzeń. Próbowała nawet podawać się za ciebie. - nadmienił, przewracając oczami z zażenowaniem.
- Jednak to ostatnie poszło jej z marnym skutkiem. - W tym momencie nie zdołał powstrzymać się przed drobna uszczypliwością, gdy zwracał się do towarzyski. - Ty masz bardziej cięty język i jesteś bardziej złośliwa. - powiedział z szerokim, ale szelmowskim uśmiechem.

- No, ale wracając do sprawy... - podjął przerwany wątek. - Ate wreszcie zrzuciła iluzję i pokazała się w całej rogatej okazałości. Nadmienię, że i tak była bardziej odziana niż ty - dorzucił średniej jakości dowcip. - W każdym razie - kontynuował - zaoferowała nam spełnienie naszych prywatnych celów, jeżeli zawrzemy z nią pakt i się wywiążemy. Fakt, że wiedziała, czego pragniemy, świadczy, że albo czyta w myślach, albo w uczuciach. Ani jedno ani drugie mi się nie podoba - oznajmił ponuro.
- Ale to akurat nie jej inwazja w naszą prywatność nas poróżniła. Naszym zadaniem miało być dostarczenie jej córki szamana z twierdzy, do której właśnie idziemy. Z jej słów wynikało, że to jeszcze dziecko, które ona chciała poświęcić, jak mniemam, by stać się silniejszą - mruknął.
- Ale są pewne granice, do których nawet żołnierz czy najemnik nie powinni się zniżać. Nie mógłbym przehandlować dzieciaka, nawet gdybym miał gwarancję, że dostanę to, czego chcę - warknął zgrzytając zębami.

Tyrada nie przeciągnęła się dłużej, gdyż jeden głęboki oddech wystarczył, by emocje wróciły do normy.
- W każdym razie, odmówiliśmy. Ate się wściekła i zostawiła nas samych... Ale kilka godzin później zrzuciła na nas lawinę - prychnął gniewnie.
- Nie wiem, czy zdołałbym walczyć z kimś, kto włada takim zakresem iluzji oraz wglądu w nasze myśli i serca, ale jeżeli lokalny szaman może jej przeciwdziałać, to bardzo chętnie ostrzegę go i utrudnię jej życie. Może przy okazji zrobię coś dobrego, co nie wymaga upuszczania krwi - westchnął z nieco pogodniejszym wyrazem twarzy.

- Tak więc, nie martw się. Obyło się bez dotykania, a tym bardziej bez perwersyjnego, dzikiego seksu - zaśmiał się na koniec.


2.
Rozmowa istotnie sprawiła, że podróż zdała się krótsza. Wkrótce ich oczom ukazała się barbarzyńska twierdza, do której się kierowali. Cóż, teraz kierował się tam sam Mordred, gdyż Mandy wróciła do swojego naczynia. Mordred uznał to za roztropne. Nie bez powodu unikali ujawniania jej w miejscach publicznych. Lepiej nie wzbudzać na wstępie niechęci lub niepokoju tubylców. Właściwie... ile to już czasu, odkąd opuścił Saran Dun? Ostatnie większe skupisko ludności (nie licząc osady elfek, gdzie nawet nie zamierzał się zatrzymywać) wydawało się być oddalone w jego pamięci o całe miesiące. A może nawet tak było.
Ale wracając do „tu i teraz”, od czego powinien zacząć. Twierdza górowała nad osadą podobnie jak królewski zamek nad miastami w centralnej części kontynentu. I jeżeli reguły były tu takie same, zapewne nie wpuszczą go na sale z rozbiegu, tylko dlatego, że „ma wiadomość dla szamana”. Westchnął, nieco sfrustrowany.

- Dobra - pomyślał wreszcie. - Zróbmy to, jak zwykle. Po kolei.

Rozejrzał się nieco po ludziach i wypatrzywszy mężczyznę, który wydał mu się wystarczająco przyjazny, przystąpił do niego z pytaniem. - Przepraszam, gdzie tutaj znajdę medyka?

Złamana ręka opatrzona była w warunkach polowych, ale jeżeli było to możliwe, lepiej by rzucił na nią okiem znawca. Potem wypadałoby się przemyć i coś przegryźć. O przyczyny tego dziwnego zamieszania można zapytać nawet znad miski. Oby tylko nie okazało się, że używają nieznanego mu języka.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”