Re: Podgrodzie Twierdzy

31
Czy to zasługa snu w ciepłym łóżku, czy też faktu że wreszcie mógł pieprzyc się z Mandy po tak długim czasie, Mordred czuł się kompletny. Jakby kawałki układanki które dotąd leżały krzywo, wskoczyły na miejsce i przestały uwierać i trzeszczeć.
W tej chwili był szczęśliwy i gotów wszystkim wszystko wybaczyć.
Za wyjątkiem Bertrama. Takich rzeczy nie robi się z rybami przeznaczonymi do kuchni...

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że obecność w pokoju została wymieniona. Jego partnerka ulotniła się, za to w pokoju znajdował się Vacek ze śniadaniem. Mordred usiadł na łóżku i dopiero gdy okrycie zsunęło mu się z piersi, zdał sobie sprawę z pewnego problemu. Był nagi.
I pal diabli czy posługacz zobaczy go z gołym tyłkiem, ale kiedy od szyi w dół wygląda się jak wypadek przy krzyżowaniu gatunków, trzeba szukać wymówek. Chyba trzeba będzie zwalić wszystko na chorobę skóry... Albo efekt klątwy... Zresztą, przy tylu magicznych i alchemicznych wpadkach o jakich wspominają kroniki, wypadek nie jest taki znowu trudny do uwierzenia. Zresztą... Mordred pomyślał, że Vacek może nawet nie zapytać. Zarówno wczoraj jak i teraz, wydawał się dość speszony. Może nie będzie chciał urazić gościa pytaniami. Tak czy inaczej, powinien jakoś wybrnąć bez większej katastrofy. Wypuścił powietrze, które nawet nie wiedział, że trzyma i dopiero wtedy uświadomił sobie, że Vacek znów użył liczby mnogiej. Wzrok Mordreda przyczepił się do formy chłopaka jak igła kompasu do północnego kierunku.

- Najpierw chciałbym wiedzieć, dlaczego używasz liczby mnogiej. Wczoraj i dzisiaj dobrałeś słowa, jakby ktoś mi towarzyszył... - Najemnik bardziej nakazał niż zapytał półgłosem. Bez gniewu czy wyraźnego zdumienia, ale z pewnym naciskiem.

- Zobaczmy - pomyślał. - Z czym mamy do czynienia.

Mogło się okazać, że chłopak mógł mu się przydać i udzielić kilku prostych ale uczciwych odpowiedzi. Jeżeli zdoła spieniężyć magiczne kamienie, to może nawet da Vackowi monetę czy dwie, jeżeli okaże się pomocny. Naprawdę nie chciałby zostawiać za sobą niesmaku sknery albo oszusta. To czasem sprowadza na łeb złą wolę ludzi a to już jest upierdliwe.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

32
Vacek, nie czuł żadnego skrępowania w zaistniałej sytuacji. Przynajmniej nie można było tego po nim poznać. Zawsze ta sama mimika, sucha i ponura twarz młodzieńca. Bez względu na zaprezentowany przez Mordreda widok był ciągle taki sam.

Akcja obrała nieco inny obrót dopiero, kiedy pracodawca zażądał wyjaśnień odnoszących się do stosowanej przez Vacka formy. Chłopiec, także tym razem nie wzruszył się. Podniósł nieco twarz, chociaż wciąż pozostawała przysłonięta sino-bladą grzywką. Jedno oko, przynajmniej tyle dostrzegł Mordred, spojrzało w kierunku miecza - największego skarbu kruczowłosego.

- Ja, ja - zaczął niezdarnie - ja, wiem, że jest Pan z Panią. Tak mam, po prostu je widzę i wiem, że są. Kontynuował monotonnie i ze smutkiem. Tak, z pewnością jego głos był przepełniony cierpieniem, dopiero teraz zauważyli to Mordred, jak i Mandy ukryta w stali. Czy, aby na pewno ukryta? Wątpliwe, o ile chłopiec ma zdolność do dostrzegania bądź rozpoznawania istot przeklętych przez zakon Sakira, potocznie zwanych demonami.

Re: Podgrodzie Twierdzy

33
Zmarszczone brwi wojownika rozluźniły się i powędrowały tym razem ku górze w zaskoczeniu. Fakt, że Vacek nie zainteresował się jego skórą, Mordred przyjął do wiadomości i odsunął na bok wręcz nieświadomie, zajęty bardziej interesującym odkryciem.

- Medium? - Pomyślał i natychmiast też zaczął zastanawiać się, co to może znaczyć dla niego i Mandy. Skoro jeszcze nikt nie gonił ich z widłami, Vacek zapewne nie wspomniał o tym nikomu zeszłej nocy. Czy to z uczciwości, czy też z obawy, że sam zostanie uznany za dziwoląga lub wręcz przeklętego, przez pobratymców. Tak czy inaczej, lepiej, żeby trzymał język za zębami. Z drugiej strony, jego dar mógł mu pomóc w odczytaniu sytuacji w okolicy. Ale Mordred nie zamierzał prowadzić przesłuchania i naciskać chłopaka. Lepiej, żeby poczuł się swobodniej przy nich. Wówczas może będzie bardziej pomocny.

Mordred westchnął. - Cóż... Przynajmniej będzie się do kogo zwrócić jeżeli będę chciał zamówić podwójną porcję, bez wyglądania podejrzanie. - Rzekł, jak gdyby przeszedł nad wszystkim do porządku dziennego.
- Od dawna potrafisz je widzieć? - Zapytał już bez nacisku, kompletnie naturalnym tonem, jak gdyby rozmawiał o pogodzie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

34
Od beznamiętnej twarzy tchnęło zimnem. Chłodem niepokoju, który zagościł po próbie zasięgnięcia języka w sprawie nadprzyrodzonych zdolności młodzieńca. Pierwotnie wzniesiona buzia ponownie tonie pośród desek parkietu. Vacek, odwrócił od niego twarz, wpatrując się w ziemię. Zazgrzytał, zaryczał, bo ciężko było określić ten rodzaj dźwięku. Mowa o emisji nieludzkiego, ale dalekiego od zwierzęcego pogłosu.
- Tak mam - rzekł gorzko chłopak - od dziecka. Znaczy od tamtego dnia, kiedy był deszcz i śnieg i wiatr i burza, gdzie jechały konie i zgubiła się ta klacz źrebna - motał się w wypowiedzi.
- I ja szukał jej, bo źrebna była - próbował wyjaśnić - małego nosiła. A nad tą rzeką ją znalazłem, gdzie po zamarzniętej wodzie stępowała. Poszedłem do niej.
Mordreda ponownie przeszył niemiłosierny chłód, jakby ktoś otworzył okno w izbie, lecz gdy obrócił wzrok, widział, że nikt go nie ruszał.
- Krrrrrrrrrrr, pękł lód pod nami. Strasznie zimno - opowiadał dynamicznie, lecz wciąż bez większego przypływu emocji - Tak kuje, jakoby ktoś szpikulcami ciało nadziewał. I wołałem, lecz nikogo żywego, kto by usłyszał krzyki. Odgłosy ścichły, głuszone nurtem rzeki, aż się obudziłem. Ja, mokry nad brzegiem daleko od domu. Ja, Vacek. Od tamtej pory widzę więcej.
Chłopak spojrzał na ogarniającego się mężczyznę, a potem na miecz.
- Siadajcie, jedzcie póki ciepłe. W czymś jeszcze mogę pomóc?

Re: Podgrodzie Twierdzy

35
Mordred próbował poskładać coś z pogmatwanej wypowiedzi chłopaka. Z tego co zrozumiał, Vacek jako dziecko miał zimą wypadek i niemal utonął w lodowatej rzece. Z niewyjaśnionych przyczyn znalazł się jednak na brzegu, ze zdolnością widzenia demonów a może i innych istot.

Jeżeli mówił prawdę, to przynajmniej jego zdolność może nie mieć nic wspólnego z obecnym zjazdem. To dobrze. Mniej niewiadomych od których i tak Mordredowi kręciło się już w głowie. Z drugiej strony nie wiadomo kto lub co, uratowało chłopaka i zmieniło jego sposób postrzegania. Może był to tylko przypadek i woda sama wyrzuciła go na brzeg a otarcie się o śmierć otworzyło mu oczy szerzej. Mordred czytał o takich przypadkach. Rzadko ale się zdarzały. Ale nawet jeżeli była to istota nadnaturalna która ingerowała w życie Vacka, w tej chwili Mordred nie mógł poradzić na wydarzenie sprzed lat. Ale ten nienaturalny chłód w pokoju go zaniepokoił. To by wskazywało, że jakaś siła wciąż trzymała się Vacka. Ale co to za siła i czy świadoma, to już pozostawało mu niewiadome. Westchnął więc i odezwał się.

- Od razu chcę ci powiedzieć, że nie potępiam cię ani nie gardzę za zdolność jaką posiadasz. Odpowiednio wykorzystana może być pomocna i dziękuje ci za odpowiedź. Być może twój talent pomoże jeszcze mnie. Ale z bardziej przyziemnych spraw... - Zniósł wreszcie rozmowę na bardziej neutralny temat. - Przydałaby się możliwość przepierki tych ciuchów co mam. A także czy znasz tu kogoś u kogo mógłbym sprzedać te kamienie którymi płaciłem za nocleg.

Mordred przerwał na chwilę i dodał jeszcze - Ile właściwie kosztuje tutaj doba z posiłkiem? W tutejszej walucie.

Ostatnie pytanie zadał orientacyjnie. Zdawał sobie sprawę, że z tutejszymi finansami nie radzi sobie najlepiej, ale jeżeli za trzy kamienie dostał pięć dób z posiłkiem, mógłby w ten sposób określić ile mniej więcej wart był jeden kamień dla karczmarza. Wówczas miałby przynajmniej jakieś odniesienie, czy ewentualny kupiec nie próbuje orżnąć go bardziej od właściciela.

- W każdym razie dziękuje za pomoc... I dyskrecję jaką nam okazałeś. - Rzekł głową kiwając w stronę miecza. I siadając do stołu.

- A z napitków jakie sugerowałeś, poproszę kompot. - Zdecydował. Jakoś nie ufał mleku. Lubi fermentować i nie ze wszystkim zgadza się w żołądku.

- Ach jeszcze jedno - dodał. - To już wyłącznie zależy od twojej dobrej woli, ale mógłbyś dać mi znać, jeżeli zobaczysz tu jakieś inne... Istoty, których nie powinno tu być?

Nawet jeżeli Ate istotnie zrezygnowała, lub też się nie prześlizgnie i nawet jeżeli nie istnieje żadna konspiracja nadprzyrodzona, nie można wykluczyć oportunistów natury wszelakiej. Także tych mniej widocznych. A Mordred wolałby wiedzieć z góry czy powinien na coś uważać.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

36
Vacek dokładnie wsłuchiwał się w słowa starszego - chyba - kolegi. Jego wzrok nie spuszczał na ułamek sekundy warg mówcy, tak jakby odczytywał z nich słowa, a przecież nie był głuchy, żeby posługiwać się takowym zabiegiem. Wiele niewiadomych oraz nurtujących rzeczy było w tym młodzieńcu. Na pierwszy rzut oka prezentuje się, jak wygłodniałe i konające truchło, zaś jego ruchy są wartkie i pełne wigoru. Mimika ciągle ta sama, a wypowiadane słowa monotonne, jak kiełkujący krzew w ogrodzie.

Pytania o finanse, pytania o inne istoty. Chyba od tego chciał zacząć chłopak, gdyby nie zakłopotanie i nielogiczne składanie słów, to z pewnością wszystko byłoby jasne. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy mętlik myśli wróci na odpowiedni tor, wtedy Vacek sklepia słowa w logiczną całość.
- Nie wiem, nie znam się - odparł beznamiętnie - ja jestem Vacek, nie handlarz. Pracuję tutaj u swojego Pana i mieszkam w piwnicy, nie wychodzę na dwór. Tylko nocami... - zastopował stanowczo.
- Niczego nie wiedziałem poza Panią - ukłonił się w kierunku klingi - wiem tyle, co usłyszę od gości. Ludziska gadają o zbawcy z dalekich stron, który sprowadzi tutaj potężną istotę.

Szybko zakończył tematy, w których czuł się niepewnie. Wolał zająć się przyziemnymi sprawami, dlatego sięgnął po wskazane wcześniej ubrania, by wraz z nimi zniknąć za drzwiami. Mordred i Mandy mieli kolejną chwilę dla siebie, kobieta wyszła na zewnątrz, ażeby skosztować ciepłej strawy. Nic nie komentowała, czekając na opinię partnera.

Czas minął błogo, lecz zakończył się, jak tylko Vacek wrócił do pokoju. Mandy próbowała się zdematerializować, ale coś jej nie wyszło i pozostała widzialna dla obojga mężczyzn. Vacek, trzymał w rękach ubranie. Nie przeraził się widokiem demona, w ogóle go to nie wzruszyło. Można rzec, że bardziej krępowała go osoba Mordreda, niżeli salamandry.
- Ciuchy są jeszcze lekko wilgotne, ale długo leżały nad piecem. - dodał, rozwieszając tkaninę na krzesłach.

Re: Podgrodzie Twierdzy

37
Mordred słuchając chłopaka pomrukiwał potakująco, choć nie dowiedział się wiele więcej. Trudno mu tak naprawdę było wyrobić opinię o Vacku. Z jednej strony przypominał prostego chłopka a z drugiej bez wątpienia coś ukrywał, choć nie wiadomo czy świadomie czy też naprawdę nie znał własnej głębi.

Jednak wymsknęło mu się coś ciekawego. Mieszka w piwnicy i wychodzi nocami. Dlaczego? Czy to rodzaj izolacji? Ale jeżeli tak, to czemu może obsługiwać klientów w karczmie. Czyżby w nocy musiał robić coś co nie spotyka się z publicznym uznaniem?
Tak czy inaczej, Mordred nie miał się jak dowiedzieć. Zauważył, że pytania Vacka o cokolwiek poza niezbędnym minimum, przypomina rwanie zębów. Nawet gdyby próbował go zastraszyć i wymusić więcej odpowiedzi, Mordred miał przeczucie, że chłopak zacząłby się motać i bełkotać, umyślnie lub nie i chować za fasada prostaczka. To wydawało się być jego sposobem obrony w kłopotliwej sytuacji. Poza tym, Mordred i tak nie zamierzał antagonizować chłopaka, który był zarówno pomocny jak i dyskretny i nie zasłużył sobie by na niego wrzeszczeć czy straszyć.

Wreszcie Vacek opuścił pokój, pozwalając Mandy znów "rozprostować nogi". Przez chwilę posilali się w milczeniu, gdy nagle coś na metaforycznego kształt dzwoneczka odezwało się pod czaszką wojownika. No dobra, w jego przypadku był to raczej odgłos krzywo położonego pudła, które właśnie spadło z szafki.
Znacie tą sytuację gdy po usłyszeniu dowcipu, dopiero dzień później załapujecie puentę i z dupy wybuchacie śmiechem? Mordred doświadczył właśnie czegoś podobnego. Wprawdzie nie zrozumiał dowcipu, ale nagle strzępy informacji które usłyszał, ułożyły się w sensowny ciąg. A mówiąc dokładniej, informacje o zbawcy wychodzącym ze skały. Przy tym Mandy naśmiewająca się co może wyjść ze skały. Mordred zrozumiał wreszcie co. Jaki by nie patrzeć widział już coś takiego.
- To nie skała... - Wymamrotał jakby do siebie. - To cholerna Brama... Sprowadzą tu jakiegoś demona...

Doznana rewelacja sprawiła, że Mordred miał ochotę jebnąć głowa o blat. Jakby nie dość miał problemów ze śmiertelnikami. Z jednej strony mógł potwierdzić, że nie każdy demon jest zły i agresywny. Z drugiej... Przy jego szczęściu ściągną tu Nyarlothepa.

Dalsze dywagacje przerwał powrót Vacka. Potem... Zrobiło się trochę dziwnie. Mandy nie zdążyła zniknąć, ale chłopak nie okazał żadnego niepokoju ani nerwów na jej obecność. Wydawał się prawie swobodny. To nasunęło Mordredowi kolejną myśl. Bywało, że porzucone dzieci wychowane zostały przez zwierzęta. Zdziczałe, nawet po odnalezieniu, lepiej czuły się w towarzystwie fauny niż ludzi. Być może Vacek ze swoim darem obcował z demonami częściej niż dał po sobie znać i mniej się ich obawiał.
- Ciekawe czy Mandy zdołałaby się czegoś od niego dowiedzieć w takim razie... - Pomyślał.

Na głos powiedział jednak - Dzięki za twoje starania. Najwyżej moja przyjaciółka dosuszy - Rzekł z uśmiechem.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

38
Delikatne ciepło musnęło skórę na twarzy mężczyzny oraz pokrycie ciała Mandy. Były to miłe chwile, kiedy brzuch wypełniała ciepła strawa, zaś jej fragmenty w postaci gorącej pary działały, niczym gorące zabiegi parą, którym poddają się kerońskie elity. Świeżo gotowany posiłek nie raził podniebienia, gdyż chęć skosztowania normalnej daniny była silniejsza od tejże przeciwności. Przynajmniej Mordred nie skarżył się na gorąco, bo zasuwał łyżką szybciej, niż biodrami ubiegłej nocy. W przypadku ognistej grzesznicy temperatura strawy nie grała żadnej roli, odczułaby maksymalnie, gdyby była zimna, nic ponadto. I tak bebechy napełniały się z każdym ruchem sztućca. Poliki wypełniał mielony mechanicznie pokarm, zaś w pokoju rozlegał się wyłącznie jeden dźwięk. Dźwięk pracującej szczęki, która od czasu do czasu przeskakiwała przedstawicielowi silniejszej z płci.

Nagle, bez wcześniejszego uprzedzenia, przez przepełnione żarciem usta, próbuje wydostać się skumulowany pakiet słów. Naturalnie, Mandy niczego nie zrozumiała za pierwszym razem. Jedynym faktem, z którym przyszło się jej zapoznać, było to, że jej wybranek wypluł ułamek zmielonego mięsa.
Zlepiona mucyną pozostałość trafiła na stół, gdzie w ślimaczym tempie poczęła tracić uformowany językiem kształt. Rozbawiony demon już przełykał swoją część, ażeby móc skomentować zaistniałe zdarzenie, jednakże nie było jej to dane. Mordred, poprawił się i co rychlej wykrzyczał formułkę na temat bramy - pradawnego portalu dla demonów, za sprawą, którego mogą bezkarnie przenikać do świata śmiertelnych.
- Jesteś genialny! - krzyknęła podniecona Mandy, lecz jej entuzjazm zgasł tak szybko, jak zapłonął. Kruczowłosy nie musiał pytać, co się stało, bo sama zaczęła kończyć rozpoczęte wcześniej zdanie.
- Tylko, że... nie byle jakie istoty posługują się bramami. - nastała głucha cisza. Mandy dokończyła śniadanie, wartko łykając resztki, jakoby ktoś ją ponaglał. Zmieliła ostatni kęs i oblizała usta swym rozczłonowanym językiem.
- Wynosimy się stąd? - zapytała raptownie - W innym wypadku, należałoby się pospieszyć, zanim dojdzie do czegoś złe...

Do pokoju wszedł Vacek. Ognista salamandra nie speszyła się, lecz wejście obcego, naturalnie sprawiło, że przestała mówić. Chłopiec rozwieszał pranie, kiedy myśl wojownika zabrzęczała w jej uchu. Mimowolnie udzieliła odpowiedzi - Nie ma takiej opcji, nie czytam w jego myślach. Rozmawiaj z nim, chyba cię lubi. Zawsze może nas wyprowadzić nocą, skoro zna tutejsze zakamarki. Mi, ten cały kult przestaje się podobać. - Kontakt mentalny zgasł, gdy Mordred począł dziękować za usługi. Chłopak skończył rozwieszać tkaniny, po czym nie odstąpił od łóżka. Po prostu stał, czekając na kolejne zadanie. Może faktycznie ich lubił lub wolał unikać schodzenia na dół, gdzie byłby wykorzystywany.

Re: Podgrodzie Twierdzy

39
Mordred musiał zastanowić się nad odpowiedzią. Naprawdę zastanowić. Jaki był główny powód dla którego tu przyszli? Najpierw uciekali wraz Hunmarem z elfiej wioski i jakoś wylądowali miedzy górskimi szczytami. Mordred zamierzał stamtąd wrócić do Avastu, ale pewne wydarzenia zmieniły jego plany. Spotkanie z Ate sprawiło, że postanowił ostrzec barbarzyńców ale teraz... Było to bezcelowe. Wszystko wskazywało na to, że Ate będzie najmniejszym problemem jaki mogą tu spotkać. A Mordred nie miał jak dotąd kompleksu mesjasza i chroniczne zbawianie świata nie należało do jego ulubionych zajęć. Więc... W sumie chyba może się bez żalu stąd zwinąć. Skoro Magistri osobiście pomógł mu odzyskać Mandy, nie musi ie jeszcze spieszyć do domu. Teraz konflikty przewalają sie po całym kontynencie, więc pewnie roboty w ochronie karawan mu nie zabraknie. No wreszcie wpadnie mu znów trochę złota do kieszeni. Handel wymienny niezbyt mu szedł. No i może przez pewien czas powinien trzymać się z dala od Saran-Dun, co by zapomniano, że należał do grupy Danarima, który obecnie nie był już wśród żywych. Jeszcze posądzą go o zabójstwo albo co...

- Wiesz... - Odezwał się wreszcie do Mandy - Chyba naprawdę się stąd zabierzemy. Ostrzeżenie chyba nie będzie już potrzebne a nie wiem czy bardziej martwię się o tutejszego zapowiedzianego zbawcę, czy o zamęt jaki wybuchnie wśród wiernych. Jedno i drugie mi nie potrzebne... - Westchnął. Nagle jakby przypominając sobie o trzeciej osobie, zwrócił się do Vacka.

- Hej, chcesz zabrać się z nami? Niekiedy ściągamy na siebie kłopoty, ale zawsze to jakaś odmiana od życia w piwnicy. Heh, może nawet znajdziesz sobie jakieś szanowane zajęcie albo kochankę. Osiądziesz w jakimś fajnym miejscu...
Mordred sam nie wiedział, dlaczego zaproponował dziwnemu chłopakowi wspólną podróż. Nie sądził, by znalazł jakiś użytek dla jego niezwykłych zdolności, skoro Vacek nawet nie lubił o nich wspominać... Ale jakoś mierził go koncept izolacji ze względu na odmienność. Mordred urodził się miedzy dziwadłami, mieszkał miedzy monstrami w Avaście, pobierał nauki od istoty której nawet nie pojmował i miał demona za kochankę. Co jak co ale to co "nienormalne", traktował jak chleb powszedni. Towarzystwo chłopaka z właściwościami medium, było prawie zwyczajne jak na jego standardy. Z resztą kto wie, może nawet w ich towarzystwie, sam Vacek też zacznie być nieco bardziej pewny siebie. Tak czy inaczej, zamierzał wyjechać. Dzień lub dwa wystarczą chyba na zrobienie jakichś zapasów i dadzą Vackowi czas do namysłu. W każdym razie, Mordred postanowił zrobić sobie przerwę od dramatycznych przygód. Na razie powinno mu wystarczyć.
Spoiler:
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

40
Obrazek
Ostre światło wskoczyło przez pokryte kurzem okiennice. Jak nic innego tchnęło życie w kawałek zimnego, ponurego drewna, z którego swego czasu gospodarz izby wykonał posadzkę. Prażyło w bliżej nieregularny fragment podłogi, załamując się to odbijając dalej. Cyklicznie tryskało w skąpane w drzemce powieki, wołając: "już czas". Kolejny dzień wstał nad podgrodziem Thirongadu. Kolejny, którego nie mogli już zmarnować.

Minęło kilka nocy nim postanowili opuścić przybytek barbarzyńców. Tego samego dnia kończył się również termin pobytu, za który Mordred hojnie obdarował właściciela piętrowego domostwa. Każdego dnia mógł korzystać z obfitych posiłków, jak i również kąpieli oraz prania. Doczesna tułaczka, przygody rodem z historii o bohaterach, które rodzice czytają przed snem pociechom, to wyniszczyło kruczowłosego samca. Podupadł fizycznie, policzki zapadły się i włosy przerzedziły. Był zmęczony, osłabiony minionymi wydarzeniami. Mimo to pobyt w północnym kurorcie przywraca siły. Skutki wyniszczenia powoli zanikają, jak atrament na wiekowym pergaminie. Przeszłość blaknie, aż wszystko staje się jednolite - papier ponownie pusty, gotowy do nasączenia świeżą kroplą tuszu.

Zmierzch zagościł na nieboskłonie. Izbę ponownie wypełnił mrok i chłód. Nikt nie przyniósł świeżej porcji opału. Co najwyżej jedna gruba świeca tliła się wiotkim płomieniem, rzutując jasność na ścianę obok łóżka. Ktoś stękał na korytarzu - nic nowego - w ten czas w Thirongadzie panuje ogromne poruszenie. Ludność z okolic zbiera się do twierdzy, jak i jej okolic. Ludzie próbują wejść do środka w oczekiwaniu na coś wielkiego, niebotycznego, przepowiedzianego.
Przez wszystkie dni i noce hałasy towarzyszyły Mordredowi wraz z Mandy. Odgłosy z położonej piętro niżej karczmy oraz ulicy dawały się we znaki. Jęk z korytarza ścichł. Głuszony szmerami kupców na zewnątrz, doskonale wytłumił instynkt nietuzinkowego najemnika - specyficznej istoty konszachtującej z demonami.

Ktoś uchylił wrota do izby płynnym ruchem, był to Vacek. Stał w drzwiach z lampionem w dłoni.
- Jesteśmy gotowi? - zapytał jękliwym głosikiem, jednocześnie wskazując na wypakowany po brzegi plecak, który dźwiga. Mówił szeptem, nie chciał aby ktokolwiek wiedział o ich odwrocie.
Uważnie odstąpił od drzwi, dalej wskazując tajną trasę. Musieli pokonać schody i kręty korytarz, co umożliwiło ominięcie prosperującej wieczorami karczmy. Nim Mordred spostrzegł się, byli już w kuchni lub spiżarni. Ważne, że znajdowały się tu bochenki chleba i nieco zatopionego w solance mięska. Vacek uchylił klapę w kamiennej podłodze, po czym uniósł światło na wysokość twarzy.
- Nikt nie wie o tym przejściu. - odparł jak zwykle bez przekonania. Jego ton stale przypominał zabłąkane w ciemności dziecko, które czeka na rodzica. W ciemności i znikł, z lampionem utonął w dziurze.

Pod kamienną podłogą było wilgotno. Wilgoć ta gryzła w oczy, powodując napływ łez. Sztachnięcie powietrzem z kolei przyprawiało o zawrót głowy - to był odór szczyn. Gdzieś blisko znajdował się wychodek lub inna czarna dziura o tym samym przeznaczeniu. Vacek nie przestawał zagłębiać się w ciemnościach podziemnego tunelu. Bezproblemowo radził sobie ze szczątkami beczek, które trzaskały pod naporem stóp. Z lampionem w dłoni infiltrował wnętrze.

Re: Podgrodzie Twierdzy

41
W Thirongadzie działo się coś dużego. Cokolwiek to było, Mordred wolał trzymać się z dala. Miał dość plątania się w cudzą politykę. Nigdy nie wiadomo kto ma racje i czyja strona jest słuszna. Dlatego pewnie cały czas poświęcił odzyskiwaniu sił. Wreszcie ostatniego dnia, jego prywatny... "Asystent" zjawił się gotowy do drogi. Upewniwszy się, że na pewno zapakował wszystkie swoje rzeczy, sam także potwierdził gotowość skinieniem głowy. Właściwie zabrałby też naczynia ale te zostały wyniesione po posiłku.

Nie mając już nic do załatwienia w pokoju, ruszył za Vackiem. Przechodząc przez składowisko żywności, zastanowił się przez moment czy nie zabrać jednego z bochenków, wkrótce odrzucając jednak tę myśl. Vacek zapewne zabrał prowiant a kradzież chleba... Cóż, nie chodziło tu o względy moralności, ale ludzie w tych stronach są pragmatyczni. Nie wiadomo jak skrupulatnie właściciel pilnuje składu i jak bardzo wkurzy barbarzyńców jeśli wykryją kradzież tego samego dnia gdy on się ulotnił. W najgorszym razie, Mandy urwie łeb jakiejś zwierzynie ognistym pociskiem, ale przy odrobinie szczęścia, znajdzie się okazja by zarobić trochę grosza i zakupić żywność.

- Cholera, przydałoby się jakieś własne mieszkanie. Może jakiś alternatywne zajęcie - Pomyślał zagłębiając się w mrok za Vackiem. Odór był nieprzyjemny ale typowy dla większych skupisk ludzkich, więc dało się przywyknąć.

Ostrożnie stawiał kroki, starając się w nic nie wdepnąć i robić jak najmniej hałasu. Trochę trudne w pełnej zbroi i na zagraconej podłodze.

- Jak znalazłeś to przejście? - Zapytał szeptem. Skoro nikt nie wiedział o tym miejscu, mogło być starsze niż gospoda. Ciekawe komu oryginalnie służyło.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

42
- Ja mu pokazałem - wysyczał czwarty głos gdzieś na przodzie. Donośny i przeraźliwy ton, a mimo to lepki i niebezpieczny. Lampion przewodnika rozświetlił mrok dookoła, więc percepcja wzrokowa umożliwiała dogłębny wgląd w tunel. Nikogo, niczego poza rozrzuconą stertą spróchniałych desek z nalotem bladozielonej pleśni tutaj nie było. Dopiero wtedy Mordred pojął, że liczba osób nie uległa zmianie. Ten głos wydobył się z Vacka. Chłopak stał zwrócony plecami, sztywno dzierżąc lampion w dłoni. Mimo że słowa padły z ust młodzieńca, szept nie należał do niego. Był własnością innego bytu. Bytu znanego kruczowłosemu. Nie kto inny, jak sam uzurpator. Śliski gad Herbii, który od niepamiętnych czasów sączy jad nie swoimi zębami. Zawsze z boku, zawsze w mroku manipuluje nieświadomym ciemnogrodem. Działa cudzymi rękoma, co rusz dewastując i tak zdezelowane korzenie tego świata. Raz jeszcze zjawia się nieproszony, tym razem w ciele chłopczyny.

- Wielkie rzeczy wydarzą się niebawem w tej krainie - wyszeptał przeciągle nienależący do ponurego blondyna głos.

Re: Podgrodzie Twierdzy

43
Kiedy słyszysz głos nieludzkiej istoty przemawiającej ustami śmiertelnika, zazwyczaj czujesz co najmniej ciarki na grzbiecie. Mordred... Tylko uśmiechnął się półgębkiem.
No dobra fakt, że wiedział kto jest właścicielem głosu redukował potencjalny strach. Co nie znaczy, że każde inne opętanie przyjąłby równie naturalnie.
Za każdym razem gdy słyszał ten głos, niemal czuł jak trzeszczą fundamenty znanego świata gdy, gdy coś podpiłowuje podpory. A mimo to uśmiechał się, jakby wizja obecnego porządku rozlatującego się w drobiazgi i lecącego gdzieś ku nieznanemu ludziom horyzontowi, napawała go dziecinnym podnieceniem. Być może naprawdę tego oczekiwał. Może przebywając to ze swoim mistrzem, to w towarzystwie demona którego kochał, popadał w obłęd. A może zaczynał rozumować na poziomie innym niż śmiertelnik. Może... To jedno i to samo a on sam podświadomie zaczynał pragnąć świata który dla innych mógłby być szaleństwem, a dla niego miałby wreszcie sens. Z jakiegoś powodu nie bał się swoich myśli. Magistri po prostu miał na niego taki wpływ.

- Wiem, że na górze od kilku dni jest jakieś poruszenie. Coś miało wychodzić ze skały... Najprawdopodobniej to brama, ale nie zostałem dość długo by się w to mieszać. Czy o to chodzi? - Zapytał głosem tak pogodnym, że wydawało się to nienaturalne. Oto siedział chuj wie jak głęboko pod ziemią, w zaszczanym, zapleśniałym tunelu, z chłopakiem medium i przemawiającym przez niego bytem za samą znajomość z którym, goniłaby za nimi inkwizycja. A mimo to brzmiał jakby wybierał się na piknik. Chyba naprawdę poprzestawiało mu się pod czerepem a odpowiednie... towarzystwo... ujawniało spaczenie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Podgrodzie Twierdzy

44
- Od zawsze intrygowało mnie zróżnicowanie jednej rasy pod wieloma względami. - Skonfrontował ten sam beznamiętny, monotonny a mimo to atrakcyjny głos. - Kultura, wierzenia, obrzędy oraz ta błaha fizyczność. Wybacz mi, że przynależysz do nich. Chociaż... - głos ucichł, a trącący szczynami kanał wypełniła ponadto głęboka cisza. - Zawsze mogłeś być czarny lub cherlawy, jak te mistyczne istoty - elfy. - Chociaż niespecjalnie w recytowanej mowie mnogo od emocji - to też wcale - Mordred wiedział, iż była to swego rodzaju ironia ze strony... No właśnie. Kim on właściwie był?

- W rzeczy samej - odparł po chwili namysłu - pradawny relikt na powierzchni jest bramą. Od wieków zamkniętą, lecz wciąż wrze w niej nienawiść do śmiertelników. Czeka aż głupcy popełnią błąd, a wtedy... - ponownie zapadła niezręczna cisza, w której mężczyzna mógł znaleźć - jak nigdy - ukojenie - Niegdyś moi pobratymcy znajdą kolejne ujście do tego świata. - "Niegdyś pobratymcy " czyżby niejawny uzurpator Herbii zdefiniował swe korzenie? Mimo to, dlaczego w obecnej chwili nie sprecyzuje swej osoby. Czym się stał, że niegdyś przynależał do istot z innego świata, zaś w chwili obecnej uważa się za twór równie Herbiański jak jałowa ziemia, po której stępują. Nie dane było Mordredowi uzyskać odpowiedzi. Magistirii, bo pod taką nazwą zna go kruczowłosy, przybył w konkretnym celu, którego próbę wyjaśnienia podejmuję.

- Nie sądzisz chyba, że twój udział w wiosce tych białych kurew był przypadkowy? - Odniósł się wciąż jednostajnie do epizodu z śnieżnymi elfkami. Białe driady spowiły kontynent chłodem, który niósł względnie łagodny biały puch. Obdarowane nadludzkim artefaktem ze szczytu Irios niosły powolną śmierć i wyniszczenie każdej żywej istocie.
- Głęboko pod Zębem Olbrzyma spoczywały cudowne stworzenia. Drzazgonogi - małe pancerne bestie, mogące w jedną noc zająć stolicę Keronu. Nie łatwo było je przenieść do centrum, lecz gdy w końcu dokonałem niemożliwego, na planie świata pojawiły się spiczastouche czcicielki Turoniona. Wiedz, że chłód ogranicza funkcjonowanie drzazgonogów, aż ostatecznie zapadają w wieczny sen. Śmierć, tak zwyczajowo się go zwie w tych stronach. - rzucił, jakoby zmieniając tor monologu -Teraz jesteś tutaj - odparł twierdząco - również nie bez powodu. Kolejny kanał dla demonów mógłby doszczętnie splądrować ten świat. Rzeczy nie niszczy się nadaremnie, należałoby je przebudować na własne podobieństwo. - Po raz kolejny nienależący do chłopaka głos zamilkł. Szło sądzić, iż odszedł na zawsze, ale wytrwanie w milczeniu zaowocowało czymś zupełnie innym.

- Na powierzchni nie dopuścisz do otwarcia bramy. - Ton zmienił formę w bardziej apodyktyczną - Istotą wrót jest to, że nie może ich otworzyć demon, przynajmniej nie swoimi rękoma. Byt, który tego dokona nie może być pod wpływem żadnej siły. Wyłącznie z własnych pobudek jest w mocy rozdziawić czary głaz. Znajdź sojuszników, zlikwiduj Ate. Dziecko jest niepotrzebne, zrób z nim co zechcesz - wyliczał - nie bez przyczyny dziś księżyce układają się w horrendalnej konfiguracji - Vacek pokłonił się przed mrokiem. Upadając na kolana począł dławić się niemiłosiernie, jakoby coś ostrego wpadło mu do gardła. Szamotał się dobrą chwilę, nim mniej lub bardziej świadom zaistniałej sytuacji odparł - Tu jest wyjście, chodźmy.

Wyniszczony blondyn wspiął się po zdezelowanych szczeblach na ścianie. Ku jej krańcom widniała klapa, z którą musiał mocować się dobre parę chwil. W końcu parujący wydzielinami ludzi północy kanał nawiedza blask dnia. Chłopak znika na powierzchni otulony wpadającym do tunelu śniegiem.
Klapa prowadząca na podwórze jednego z szamanów w obrębie Twierdzy Thirongad
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”