Re: Górska Kraina

16
Krasnoludowi udało się zbiec bez szwanku z łącznika a uwaga harpii skupiła się teraz na Mordredzie. Sytuacja na pierwszy rzut oka wydawała się nieciekawa. Silniejszy podmuch mógłby zrzucić wojownika z mostu. Z innej strony harpia była jedna i w tym momencie znajdowała się między młotem a kowadłem.

Hunmar w pierwszej chwili pomyślał o kuszy, ale nie był pewien swoich umiejętności względem posługiwania się nią. Ładowanie mogłoby trwać za długo a Mordred mógł nie mieć tyle czasu. Rozglądnął się wokoło w poszukiwaniu kamieni nadających się do rzucania. Jeśli takich nie znalazł to lepił kulki ze śniegu i rzucał w potwora przybliżając się nieco do niego, próbując odciągnąć uwagę.

-Tutaj jestem poczwaro! Co boisz się małego pulchnego krasnoluda?! Pazurki sobie stępisz?! No choć, pokaż na co cię stać!

Pomiot pewnie i tak nie rozumiał słów krasnoluda, ale nie o to tu chodziło. Harpia miała poczuć się zagrożona od strony nieosłoniętych pleców. Jeśli się odwróci to da Mordredowi szanse na przebicie jej mieczem. Jeśli odleci to wojownik będzie miał chwilę na zejście z łącznika. A jeśli kilka rzutów Hunmara nie przyniesie żadnego efektu to krasnolud ruszy na bestię z młotem celując w głowę.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

17
Mędrcy tego świata powiadają, że łatwiej jest włożyć niż wyciągnąć. Sens tej mądrości tłumaczą faktem, jakoby podczas wkładania sprzyjał ci świat, natomiast podczas reakcji zwrotnej- świat także działa na opak. Stąd żaden dziw, gdy kruczowłosy samiec bezproblemowo lokuje stal w skale. Odgórnym ruchem, zamaszyście wciska bastrad pomiędzy, niewidoczne dla żywego oka, skalne szczeliny. Jak smarowidło w masło, tak przeciska się stal. Bezproblemowo 1/4 ostrza zamoczona jest w kamulcu, tym samym utrudniając powalenie giganta. Zakotwiczony mąż, niech więcej nie boi się powiewu wiatru. Wiatru kreowanego przez zmyślne kończyny harpii. Ptako- kobiety o typowo zwierzęcym usposobieniu, która za pomocą swych kilku metrowych skrzydeł wzniosła lokalną wichurę. Owa zawierucha to trwoga nawet dla obitego stopami metali, Mordreda. Jeden fałszywy ruch i mógł skończyć w czeluściach górskiej otchłani. Jednakże superpozycja zdarzeń chcę inaczej, w związku z czym żaden podmuch nie zmienia położenia mężczyzny- oręż spełnił rolę kotwicy.

W tym samym czasie, osadzony w nieco dogodniejszym- o większej powierzchni- areale, krasnolud dosięga kilku kamyków. Są to małe frakcje skał, jak i większe kamulce, dopasowane wprost do dłoni miotacza. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie porażająca amatorszczyzna miotania!!!
Ani małym, ani dużym- żadnym odłamkiem nie wcelował krasnolud w harpię, mimo że postać tkwi tuż tuż. Ironia losu- totalnie blady w temacie miotania i na dodatek obciążony rasowo (krótkie ramię)- że bierze się za rzucanie.
Tak czy owak, deszcz ślepych pocisków rozkojarzył potwora. Naturalnie, że zwierzęta patrzą na to, co się rusza. A frakcje skalne przelatywały koło łba ptactwa. I moment ten chcę wykorzystać Mordred, w tym celu sprawą ręką opanowuje rękojeść miecza, aby po wyciągnięciu powalić bestię taranem. Spięte mięśnie- machina zbrojna rusza. Nabrał prędkości, lecz przysłowiowym gwoździem do trumny, w tym wypadku skały, jest bastrad. Nie da rady go wyszarpnąć z kamienia- zastygł jakby na zawsze. Przeto Mordred zastopował na chwilę, na marne próbując wydobyć ostrze. Próżny trud, gdy do dyspozycji masz jedną rękę. Mocował się straszliwie, aż do momentu, w którym jeden z pocisków Hunmara nie zmiażdżył mu czoła. Sporych rozmiarów kawałek, pechem trzaska o kości czaszki- aż straszliwy łomot przebiega po górskim szlaku.
Znokautowany mężczyzna, powoli przegrywa walkę z postojem, kolejno opadając z braku przytomności.
Zatem na polu bitwy pozostała Harpia z Hunmarem. Potwór wzbił się w przestworza, szybko manewrował dookoła krasnoluda, kiedy to finalnie atakuje. Nie wiadomo jak, co, gdzie- wielkie szpony bestii trzymają ramiona krasnoluda. Nie mija kolejna sekunda, a łomot skrzydeł odrywa małe stopy od podłoża. Hunmar wznosi się do góry...

Re: Górska Kraina

18
Celne oko i ramię nie były atrybutami krasnoluda. Mimo to rzucanie kamieniami na oślep przyniosło zamierzony skutek. Harpia zmieniła cel swojego ataku. Niestety fortuna bywa złośliwa a misternie ułożone plany rozsypują się jak domek z kart. Bastard utknął w skale a szarpiącego się z nim Mordreda dosięgł niecelnie rzucony kamień. Wojownik padł bez przytomności. Harpia, ucieszona, że ktoś wykonał za nią połowę roboty ruszyła z podwojoną energią na krasnoluda. Ten nie zdążył nawet odtroczyć młota.

-Nie... nie... Argh!- Hunmar zawył czując jak ostre pazury przebijają skórę jego ramienia. Poczuł, że zaczyna się wznosić. Początkowo miotał się jak tylko mógł by wyrwać się z uścisku. Wył przy tym okropnie gdyż szpony raniły coraz bardziej. Gdyby tylko miał sztylet mógłby dźgnąć potwora w łapę co bez wątpienia pomogłoby mu w walce.

Broni białej jednak nie posiadał co w duchu postanowił jak najszybciej zmienić - o ile wyżyje na tyle długo by dotrzeć do kowala.

Jeśli nie udało mu się oswobodzić a wysokość na której się znalazł urosła na tyle, że groziła roztrzaskaniem się o skały postanowił zaprzestać szarpaniny. Bał się, że może tym spowodować uszkodzenie tętnicy albo żyły ramieniowej a w tedy tylko krok do wykrwawienia. Chwycił dłońmi nogę harpii tuż nad szponami na wypadek gdyba ta postanowiła go nagle puścić.

Jakie miał wyjścia? Mógł się pomodlić przepraszając z grzechy i prosząc o łaskę. Ale nie... Nie chciał być dłużej marionetką w rękach znudzonego dwunastolatka. Może spróbować magii? Nie wiedział czy nadal ma w sobie tą moc i czy zadziała ona bez modlitwy. Nawet jeśli by zadziałała to upadek na skały razem z harpią będzie równie śmiertelny co i bez niej. Co zrobić w takim razie?

-Lećmy więc... potem się zobaczy...- Powiedział do siebie krasnolud pełen obaw i nadziei.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

19
Ciemność rozwiewała się, wraz z narastającym bólem głowy. Mordred nie zauważył co zgasiło mu światła, ale teraz czuł się gorzej niż po zalaniu się w trupa. W dodatku nachrzaniała go ręka. Wywlekając się z mroków nieprzytomności z opóźnieniem kojarzył czas i miejsce. Nieco na ślepo wymacał wbity w ziemię miecz i wspierając się na nim, podniósł się na kolana. Nieco nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się, nagle odzyskując klarowność umysłu.

Harpia, Hunmar, most.

Musiał upaść na złamaną rękę, dlatego tak go napierdziela.
Gdzie jest krasnolud i potwór?

Zobaczył ich przed sobą. Ptakostwór właśnie unosił krasnoluda.

Mordred miał dość. Ostatnio bez przerwy musiał użerać się z jakimś gównem a teraz jeszcze bolała go ręka i głowa. Nie był poirytowany jak przy starciu z pasożytniczym potworem. Nie był tez oderwany jak podczas walki w elfiej wiosce. Tym razem, jak rzadko kiedy, był wkurwiony.

Adrenalina zalała mu żyły. Ból został przytłumiony. Nie zdąży wyrwać miecza, więc trzeba nadrabiać. Zerwał się, podnosząc leżącą obok szablę. Jeszcze nie może jej użyć. Nim dobiegnie, harpia będzie zbyt wysoko by bezpiecznie ją ciąć, nie narażając Hunmara. Wobec tego inaczej. Musi mieć wolną rękę, zatem szabla zostaje w biegu przyczepiona do pasa. Mordred dopada wreszcie do krasnoluda i obejmuje jego wznoszące się nogi zdrowym ramieniem, przyciskając do piersi. Harpia nie powinna móc ich obu unieść. Zmusi ją do zrezygnowania. Jeżeli nadal nie uzna ich za nie warty zachodu cel... Cóż, teraz był już na szerokim gruncie i solidnie znieczulony adrenaliną. Nie ułatwi jej życia.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

20
Przebudzenia potrafią być przyjemne, zwłaszcza gdy budzisz się w obfitym puchem łożu, a przestrzeń wypełnia atmosfera ogniska domowego. Przebudzeniem można nazwać także otrząśnięcie się z osłupienia np. po niezamierzonym ataku skałą w część skroniową czaszki.
Zimny i ożywczy powiew górskiego powietrza oraz dobiegające z okolicy jęki, budzą kruczowłosego mężczyznę. Chciałby pomlaskać i rzec "jeszcze chwila" zanim wstanie, jednakże sytuacja nie jest dostatecznie komfortowa do takowych ulg. Zupełnie jakby kubeł lodowatej wody zlewał głowę. Tak czuje się budzony Mordred. O ile dotykają cię negatywne doznania, o tyle szybko chcesz je powstrzymać lub od nich uciec. Toteż nie dziwota, że mąż otrząsa się z sennego letargu, by w ułamku sekundy stanąć na baczność. Wnet wszystko wraca na pełne obroty, mikromaszyneria w postaci oka, poczyna odbierać zewnętrzne bodźce. Ja, góry, poległem, towarzysz, harpia, odlatują. Gonitwa myśli nie ustaje, niczym wiejska potańcówa- nie można nad nią zapanować.
Kierowany dobrem ogółu, Mordred postanowił sięgnąć po szable. Obawa przed utratą broni opóźnia jego przemieszczenie, jednakowoż zapewnia organ ofensywy. A gdy biała broń znajdzie się przy pasie, wtedy przychodzi czas na nieprzemyślany bój. Pod presją czasu do głowy przychodzi co najwyżej jedno rozwiązanie. Jeśli niebo nie chce zejść na dół, to trza je ściągnąć. Przeto zdrowa ręka oplatuje kikuty krasnala, czy jak je tam zwą nogami. Istota o ptasich cechach nie podoła dźwignąć takowej wagi. Sama składa się z spneumatyzowanego szkieletu, więc dodanie obciążnika w formie dorosłego dryblasa o jeszcze cięższej zbroi, natychmiastowo implikuje obniżanie poziomu.
Byłoby zacnie, ściągnąć przyjaciela i dać ptactwu odlecieć. Pomimo nadmiernego obciążenia, harpia nie ustępuje. Rychło trzepie skrzydłami, próbując unieść wszystkich. Nie udaje jej się to, lecz Hunmar odczuwa różnice działających sił. Czuje jak jego ciało powoli rozczłonowuje się. Jeszcze chwila, a ucierpią na tym jego barki, opatulone ptasimi szponami.

Re: Górska Kraina

21
-Argh!- Hunmar krzyczał z bólu gdy harpia raz za razem próbowała wyrwać go z rąk Mordreda. Krasnolud czuł jak coraz większa siła rozrywa go na elementy. Kręgosłup wydłużył się zwiększając odległość między poszczególnymi kręgami co groziło wypadnięciem dysku. Staw biodrowy na który działała największa siła naciągnął się do granic możliwości. Niewiele brakowało by torebka stawowa rozerwała się prowadząc do wypadnięcia kończyny dolnej z panewki a nawet, po zerwaniu wiązadeł, do oderwania całej kończyny.

Krasnolud zacisnął zęby i w myślach wyrecytował modlitwę... czy też zaklęcie... W duch miał nadzieję, że moc którą władał pochodzi z jego wnętrza a nie od Turoniona. W przeciwnym wypadku ma przesr...-Argh!

Poczuł chłód wzbierający w nim od środka. Rosnąca kula lodu przemieszczała się z głębi jego trzewi w kierunku gardła i rąk. Gdy osiągnęła krtań krasnolud wyprężył się a z jego ust wydobył się dźwięk inny niż przedtem.

-HHHHHAAAAAAaaaaaaaa......- Dłonie mężczyzny rozgrzane walką nagle posiniały a fala zimna przeszła przez nie prosto do ciała Harpii.

Po sekundzie trans się skończył a krasnolud miał nadzieję, że czar zadziałał i harpia leży teraz obok nich na półce skalnej sparaliżowana. Jeśli tak nie jest to przez zaciśnięte z bólu zęby wypowie do Mordreda tylko dwa słowa.

-Puść mnie...
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

22
W pierwszej chwili, wojak nie zrozumiał sensu wypowiedzianych przez krasnoluda słów. Kto miał go puścić? Zdrowy rozsądek podpowiedział jednak, że do harpii raczej nie mówi. Mordred miał wrażenie, że Hunmar zrobił... Coś. Nie bardzo wiedział co, ale najwyraźniej Mordred mu przeszkadzał.

Walcząc ze sobą i z odruchem upartości, który kazał mu ściskać nogi krasnala jak szczęka pitbulla, rozluźnił uchwyt, dochodząc do wniosku, że wypadałoby zaufać towarzyszowi. Jednak gdy tylko zdrowa ręka znów była wolna, chwycił szablę - choć nie bardzo wiedział co mógłby zrobić - by być gotowym do udzielenia wsparcia jeśli tylko będzie to możliwe.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

23
Wszystko działo się tak szybko, że trudno było poskładać myśli, a tym bardziej dokonać czegoś należytego. Raz lecą w górę, raz w dół, i znowu w górę- paranoja. Mordred puszcza towarzysza, zgodnie z jego prośba. Fortunnie odlecieli niedaleko, przynajmniej z perspektywy człowieka, toteż upadek nie spowodował dalszych komplikacji zdrowotnych. Mordred zleciał na nogi, w tym celu ugiął delikatnie kolana, a wszystko zostało zamortyzowane. Od razu sięgnął po szablę. Najoględniej mówiąc, gotów jest do działania.
Z kolei krasnolud, mimo że szpony harpii były tuż-tuż, to miał problem z chwyceniem jej kończyny. Małe przedramię o ograniczonych ruchach z trudem doprowadziło do objęcia kościstej nogi. A kiedy los sprawił, że ich narządy ruchowe połączyły się, w ruch idą czary. Niestosowane od czasu niuansu z śnieżnymi elfkami, teraz mają przynieść wyswobodzenie. Cały skupiony, oddany działaniu niziołek chce za wszelką cenę sparaliżować antagonistkę. Próbuję i próbuję, ale nic nie wychodzi. Pomimo niskiej temperatury, pot cieknie po policzkach, aż tu nagle promyk nadziei. Hunmar czuje jak z jego dłoni poczyna emanować zabójcza forma energii, lecz nie jest ona tożsama z tym, czym wcześniej władał. Coś uchodzi z ręki, ale z pewnością pozbawione jest łaski stwórcy krasnoludów.
Wewnętrzna strona świeci na niebiesko, podczas gdy harpia doznaje nienaturalnego wstrząsu. W powietrzu tańcuje jak porąbana. Miota się na wszelkie strony świata, ażeby ostatecznie wypuścić krasnoluda. Ufff, cóż za soczyste rąbnięcie o skalę, uff jak boli. Niziołek spada plackiem na szerszy areał skalny. Całe szczęście żadna kończyna nie jest złamana, to też bez sińców oraz kulenia się nie obejdzie. Tylko teraz nie to interesuje krasnoluda, poskromił potwora czarem innym niż dotychczas. Czarem o wiele słabszym, bez boskiego wsparcia. Czyżby to był definitywny koniec opatrzności? Wielu było takich, co odwracali się od bogów. Gubili jednych, lecz szukali nowych!
Jeden jest pozytyw tej całej sytuacji, harpia odleciała. Tylko czy aby na stałe?

Re: Górska Kraina

24
Skała była twarda... jak to skała... wiec i lądowanie nie należało do przyjemnych. Upadek na plecy spowodował nagłe wypchnięcie z nich powietrza. Krasnolud nie czując początkowo bólu próbował złapać oddech haustami łykając zimny życiodajny gaz. Gdy tylko uczucie duszenia znikło krasnolud podniósł się na klęczki. Nadal czuł dotkliwy ból w plecach ale nie to było najważniejsze.

-Gdzie jest ta bestia? Uciekła?

Krasnolud z niedowierzaniem spojrzał na swoje ręce. Magia nie działała... a jednak... coś się stało. Boska łaska jest potrzebna do życia... do ratowania... siebie i innych... Pytanie któremu Bogu teraz zaufać? Prócz Turoniona nie znał innych... Chyba tylko z imienia... Jak mogę ich znaleźć? Nie czas teraz na rozważania.

Hunmar podniósł się na nogi i obejrzał pobieżnie kończyny. Plecy bolały go diabelnie ale była w nich sprawność. Podobnie we wszystkich kończynach. Szczęściem niczego nie złamał. Spojrzał na Mordreda.

-Jesteś cały? Musimy się przedostać na drugą stronę... Szybko póki nie ma tej cholery.

Krasnolud puścił wojownika przodem ale szedł zaraz za nim. Nasłuchiwał. Obawiał się trochę że kładka może nie wytrzymać ciężaru ich dwójki dlatego na każdy podejrzany dźwięk ze strony nawierzchni cofał się do początku i czekał aż Mordred przejdzie do końca by ruszyć dopiero po nim. Jeśli oboje przeszli za połowę kładki to cofanie nie miało już sensu i należało raczej przyspieszyć kroku.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

25
Gdy Hunmar łapał oddech, Mordred starał się wyrównać swój własny. Opadająca adrenalina wywołała złudzenie nagłej słabości w mięśniach i chwilowego rozkojarzenia. Na szczęście objawy zniknęły gdy tylko unormował oddech.

- Tak... Ulotniła się...

Zanim Mordred wpadł na to by podać kompanowi rękę, krasnolud podniósł się o własnych siłach. Mordred przypiął szablę do pasa i zaczekał aż krasnolud skończy oględziny swojego ciała. Zauważył jak Hunmar obserwuje swoje dłonie i dodając dwa do dwóch zrozumiał, że gryzie go magia której użył. Mordred niewiele w sumie wiedział o magii kapłańskiej poza tym co powiedział mu Hunmar, ale widział już wcześniej, że jego magia powiązana była z lodem. Z drugiej strony, choć nie widział jakiego zaklęcia krasnolud użył teraz, zachowanie harpii skojarzyło mu się z szokiem elektrycznym a przynajmniej zakłóceniem systemu nerwowego. Nie odezwał się jednak. Zauważył wcześniej, że Hunmar ciężko odbiera wszelkie odchyły od swojej wiary i poddawanie sugestii mogłoby bardziej mu zaszkodzić.

Westchnął nim odpowiedział na kolejne pytanie krasnoluda - Poza bólem w ręce i głowie, chyba nie uszkodziłem nic nowego. Powiódł wzrokiem po niebie, jak gdyby szukając zagrożenia, zanim spostrzegł swój bastard wciąż wbity na przejściu.
- Daj mi moment. - Zwrócił się do Hunmara.

Podszedł do miecza i zastanowił się chwilę. Nie mógł go wyjąć siłą jednej ręki, więc zamiast bawić się w ojca swojego imiennika, użyje innych mięśni.

Przyklęknął przed bronią jak przed kapliczką, po czym objął ostrze zdrowym ramieniem tak, że garda opierała się na przedramieniu i ramieniu w zgięciu łokcia. Dłoń prawej ręki położył na lewym ramieniu tworząc zamknięty obwód i dźwignię. Dzięki temu, prostując się z przyklęku, mógł pociągnąć miecz pionowo w górę, wykorzystując siłę nóg i korpusu, przy tym ścisk jaki wywierał na ostrze i kierunek w jakim siła działała na miecz, powinien jednocześnie zabezpieczyć go przed wystrzeleniem, gdy wydostanie się z zakleszczenia. Ponieważ ciągnął broń pionowo w górę a nie w tył, nie powinien się także przewrócić jeśli uwolnienie będzie nagłe.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

26


Obyś żył w ciekawych czasach. Któż przeklął losy Mordreda oraz jego towarzysza Hunmara, że co rusz z nieba toczą się kłody pod nogi, a zdobywane korony mają więcej cierni niżeli klejnotów. Co za potwór chce obrócić ich byt w pożogę? No kto?
Różne wierzenia, odmiennie próbują tłumaczyć problem. Jedni powiadają, że to co robisz zawsze wraca. To też mężowie zawsze postępują słusznie, nie ranią nikogo, unikają siania chaosu tudzież zamętu. Inni z kolei powiadają, że żyjemy w różnych światach, a rzekoma karma dotyka ich wszystkich. Tzn. jeśliś zawinił duszy w innym świecie, to ta dusza może Cię gnębić w obecnej rzeczywistości. Ile mędrców, tyle mądrości. Prawda jest jedna, że coś w tym musi być. Mordred zawinił komuś po drugiej stronie zwierciadła, więc toczy się za nim trwoga. Zaś Hunmar, ten nikomu nie wadzi, albowiem niemalże zawsze wychodzi na swoje, czy to w potyczce ze śnieżną driadą czy rozwścieczoną harpią. Pozostaje tylko jedno, oczyścić sumienie.

Ptasi agresor trzepocząc skrzydłami, mąci wiatr, żeby odlecieć do swej kryjówki. Miejsca, gdzie nie będzie nękany obcymi przybyszami. Podczas ucieczki idzie dostrzec, jak z rozdygotanych kończyn, ulatniają się trzy bladoniebieskie pióra. Wiruję dookoła, kręcąc się wokół własnej osi i niczym wypuszczona w niebo strzała, powracają na ziemię. Pierwsze pióro jest niewielkie i powoli zmienia trajektorie lotu, przeto ląduje w czeluściach otchłani. Większy wytwór naskórka, obrotowym ruchem spada pod stopy niedoszłego kapłana. Ostatni podarek wybiera zawiłą ścieżkę, lata to tu, to tam, niezdecydowany szarżuje po chłodnych frontach, aż ostatecznie spada nieopodal Mordreda. W międzyczasie, wspomniany mąż siłował się z ulokowanym wcześniej w skale mieczem. Kombinując, jak go wydobyć, nachyla się i tańcuje. Kuca niczym pies przy kupci, po chwili wstając. Kilkakrotnie powtarza czynność, chociaż miecz ani rusz. Zatopiona w skale broń dobrze wsiąknęła. Kiedy to Mordred wprowadzał ją, szybko tnące powietrze ostrze, wbiło się w zlodowaciałą skało. Emanowane ciepło na skutek tarcia znacznie ułatwiło wprowadzenie, jednakowoż czas minął, a temperatura stali zrównała się z otaczającym ją kamieniem. Czyżby stal na zawsze utonęła w górskim przejściu? Stanie się symbolem dla okolicznych mieszkańców, będą głosić o niej herezje, jakoby stoczono to wielki bój. Pomimo tego mężczyzna zadziornie nie rezygnował. Resztkami sił ciągnie za rękojeść, nie chce oddać pamiątki, ikony miłości.
Ostatni raz sięga po uchwyt, zaparty ciągnie oręż w górę, lecz ponownie nic, mimo to nie przestaje. Przez chwile zdaje mu się, że w oczach błyszczy klinga. Blask upiornymi cieniami tańczy po rękojeści i ostrzu. Głośny skowyt ostrzonego metalu i miecz już spoczywa w ręku kruczowłosego upiora. Czyżby? Nie, to niemożliwe. Musiało mu się przewidzieć, ze zmęczenia niedowidzi. Po prostu wyszarpał stal, nic więcej. A może było inaczej? Kto wie...

Czas ucieka, nie ma na co czekać. Manele zabrane, więc witaj przygodo. Kolejne korytarze i schody górskich szlaków. Kręte, zawiłe jak zwinięty żmij, inne zaś długie i proste. Część przejść stosunkowo zawalona gruzem, zmusza do obrania jednej opcji. Mężczyźni nie muszą wybierać, droga sama ich prowadzi. Wieczorem, na jednym ze wzniesień, krasnolud ujrzał ludzkie paleniska w oddali. Oznaczało to osadę lokalnych plemion. Ognia nie było wiele, więc z pewnością liczy mało mieszkańców. Ruszyć do nich, czy ominąć, by kroczyć dalej, na północny- zachód. Zwłaszcza, że za ich plecami zima, śnieg, kurniawa. Wicher wieje i gwiżdże. Szumią poruszane wiatrem odłamki skał.

Re: Górska Kraina

27
Krasnolud stał na wzniesieniu i rozglądał się wokoło. W rękach obracał pióro harpii. Pamiątkę najświeższej walki. Której to już na tej ścieżce z Saran Dun? Bladoniebieskie włoski falowały na wietrze, chorągiewka uginała się przy silniejszym podmuchu po czym wracała do swojego pierwotnego ułożenia niczym sprężyna. Wystarczyło delikatnie dotknąć dudki by stwierdzić, że to pióro nie należy do jakiegoś wyrośniętego kurczaka. Należało do harpii. Plugastwa które nie powinno żyć na tym świecie.

Wzniesienie. Koleje. Nie spotkali, żadnego śladu człowieka od dawna. Wokół nich tylko demony, plugastwa i... śnieg. Wszechobecna, niemal nieustająca zamieć. Hunmar był zmęczony podróżą a twierdzy nadal nigdzie nie było widać. Tak dobrze jest zamaskowana? A może to oni podążają złą ścieżką. Krasnolud już miał ruszać dalej na północny zachód gdy to zobaczył. Blady ognik i... dym? Ognisko! Ktoś je musiał rozniecić! Ludzie! Serce niewiernego kapłana zabiło mocniej, ale po chwili opanował podniecenie. Ludzie bywają gorsi od demonów. Szczególnie w krainie takiej jak ta.

Krasnolud przywołał Mordreda gestem i pokazał mu dłonią ogień.

- Według mnie powinniśmy się tam udać... ale ostrożnie... najpierw wybadać z kim mamy do czynienia. Jeśli coś nam się nie spodoba to pójdziemy dalej. Co myślisz?
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

28
Krocząc powoli wśród zlodowaciałych szczytów, myśli Mordreda były dziwnie nostalgiczne, choć niesprecyzowane, toteż same z siebie wracały do błysku który z jakiegoś powodu utkwił mu w pamięci tuz przed odzyskaniem miecza. Nie wiedział czy to wizja czy przywidzenie, ale jakoś irytowało go jak natrętny komar.

Rozmyślania o niedawnych wydarzeniach, przerwał kontakt z potencjalną przyszłością. A mianowicie światła na horyzoncie. Ludzkie siedlisko w zamarzniętej głuszy. Przełknął nagle zgorzkniałą ślinę gdy pamięć mimowolnie podsunęła mu obraz Easton Hope. Odetchnął głębiej i odpędził widma przeszłości i odpowiedział krasnoludowi głosem w którym nie było śladu gryzących go przed chwilą wątpliwości.

- Do zmroku bliżej niż dalej a twierdzy nie widać. - Mruknął. - Błądzenie po nocy byłoby jeszcze bardziej karkołomne niż ostatnie godziny. Jeżeli pogoda utrzyma się jak teraz lub pogorszy, marnie widzę nasze szanse. Przy ludziach... Możemy się chociażby zapytać czego możemy oczekiwać ze strony pogody. Tutejsi powinni lepiej znać wahania klimatyczne tego regionu...

- Ale masz słuszność by zachować ostrożność. - Potwierdził ze skinieniem głowy. - Ludzie są na tyle rożni, że takie spotkania przypominają grę w kości. Rzucasz i liczysz na korzystny układ. Sam nie wiem jakiego oczekiwać przyjęcia, ale spodziewam się, że będą wobec nas równie nieufni co my wobec nich. Pamiętaj, że dla nich, możemy wydać się zjawami górskimi czy czymś podobnym, podobnie jak tamta demonica zjawiła się przed nami. Powiedziałbym, że nieufność z ich strony, byłaby większym dowodem szczerości, niż bezkrytyczne przyjęcie z otwartymi ramionami... - Rzekł mrużąc oczy na wspomnienie domu w którym zatrzymał się jeszcze z Danarimem i Iscarem. Gospodarz i jego synowie przyjęli ich o zmierzchu bez żadnych oporów... A potem próbowali obrabować. Paranoja nakazuje patrzeć pod nogi i na ręce, ale nie można jej w pełni ulegać i w nieskończoność unikać ludzi.

- Chodźmy więc, zanim całkiem się ściemni. - Podsumował, kierując kroki w stronę pierwszych od szeregu dni, oznak ludzkiej bytności.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

29
Przybyli z daleka, pokonując świat w dłuż i w szerz. Przerobili trasy, których herbijscy biegacze mogliby się powstydzić. Z czasem doszli do wniosku, że odnóża są jedynymi partiami ciała, jakie przestały czuć zmęczenie. A teraz, gdy na horyzoncie dostrzegli czerwone plamy, już nie mogą.
Nie mogą iść, stagnacja zstępuje znikąd i nigdzie też nie chce odejść.
Z drugiej strony przyszedł strach, obawy przez wywlekającymi się z mroku niespodziankami, których niemało w tejże okolicy. Toteż siła woli tchnie życie do dolnych partii, skamieniałe stopy podnoszą się, dalej zmieniając ruch w krok. Jeden za drugim i ...
Po całym przemarszu czerwona plama zdaje się być niedaleko. Droga do niej nie była przyjemna, bo długa. Pomimo że na nieboskłonie wariuje czerń, niedługo będzie świtać. Noc minęła, a oni szczęśliwie dostali się tam, gdzie nigdy nie chcieliby się dostać.
Krwawa Kotlina

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”