Górska Kraina

1
Obrazek
Opisujący Górską Krainę, kartografowie mają na myśli pierwsze wyżyny leżące po wschodniej stronie Zamarzniętego Jeziora, aż po twierdzę Thirongad. W łańcuchu górskim pełno od jaskiń oraz wąskich ścieżek, które prowadzą do miasta, lecz żadne przejście nie zostało zaznaczone na mapie. Spowodowane jest to ciągle zmieniającym się krajobrazem krainy. Liczne lawiny śnieżne zasypują miniaturowe trakty, tudzież wejścia do tuneli. Pomimo bardzo srogich warunków, można tu spotkać zwierzynę górską. Poczynając od kopytnych kozic i baranów, przez białe gryzonie, po polarne lisy, wilki. Mało kto boi się śnieżnych wilków, sen z powiek spowijają raczej wynaturzenia, jakie zamieszkują góry. Jak lakonicznie podają dawne kroniki, w górskiej krainie napotkasz: żywiołaki, śnieżne harpie, klany barbarzyńców kanibali. Jedno z pism podaje nawet, że dociekliwy podróżnik to i giganta się doszuka, wszak taki w górach żyje. Warto zaznaczyć, iż zachodnie stoki całego systemu górskiego są o wiele bardziej strome niż wschodnie - od strony Mroźnego Morza. Za wielką Krainą Górską znajduje się płaskowyż Dzikich Gór, który łagodnie obniża się w kierunku północy. Uogólniając, pasmo jest zarezerwowane dla doświadczonych podróżników z okolicznych kolonii. Strome szczyty pokryte śniegiem i lodem zawsze pokonywały nowicjuszy.
*** Hunmar i Mordred w końcu trafili na pierwsze wzniesienia, które winny doprowadzić ich do Twierdzy.
Mężczyźni nie znają tych ziem, wiedzą tylko, że przyjdzie im wspinać się wysoko i pokonywać rozmaite szlaki górskie, często niebezpieczne. Zanim jednak dojdzie do wymarszu, w powietrzu czuć woń niewyjaśnionych spraw. Wypowiedziane przez demona słowa z pewnością zasiały w krasnoludzie nutkę podejrzeń. W ogóle nie było okazji do obgadania, tego co zaszło. Nie codziennie demony pokusy proponują wiążące układy.
Ostatnio zmieniony 31 sie 2018, 8:43 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Górska Kraina

2
Ruszyli dalej. Mężczyźni obrali kierunek północno wschodni. Od spotkania z Ate nie zamienili wiele słów. Mordred nadal szukał rzekomej jaskini a krasnolud rozmyślał nad słowami które padły podczas nieprzyjemnego spotkania. Wzgórza robiły się coraz wyższe a wspinaczka na nie ze względu na tumany zalegającego śniegu coraz trudniejsze. Szlaki jeśli nawet kiedyś istniały teraz praktycznie nieuczęszczane były nie do odnalezienia.

By przyjrzeć się okolicy z perspektywy dwuosobowa drużyna obrała najwyższe wzgórze w okolicy. Po mozolnej kilku godzinnej wspinaczce dotarli wreszcie na szczyt. Krasnolud zgiął się wpół położył dłonie na kolanach i oddychał ciężko. Od lat nie był na takiej wysokości a rozrzedzone powietrze osłabiało mięśnie. Gdy oddech się unormował Hunmar podniósł się i rozejrzał wokoło. Co zobaczył? Ośnieżone szczyty, Ośnieżone doliny. Wszędzie to samo.

- Strata czasu...- powiedział cicho do siebie po czym zwrócił się do Mordreda. - Kończą nam się zapasy. Musimy udać się do Thirongadu. Twierdza powinna być gdzieś niedaleko.

Po chwilowej pauzie krasnolud zdecydował się na rozmowę którą toczył w swojej głowie już setki razy. - Powiedz mi coś Mordredzie... Skoro uważałeś, że Pokusa i tak wypaczy twoją prośbę to po jaką cholerę w ogóle z nią rozmawiałeś. Jeśli nie chciałeś walczyć to trzeba było odwrócić się na pięcie i iść w stronę swojej jaskini... Wyjaśnij mi jeszcze z łaski swojej co znaczyły jej słowa o "alchemicznej abominacji"? Skoro tutaj z Tobą jestem to mam chyba prawo to wiedzieć.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

3
- Ziemia drży, dymi, rozstępuje się, a ze szczeliny wyłazi ogromna dupa. Chwyta jabłko i znika. Dym opada, cisza.

Im dłużej Mordred nad tym myślał, tym bardziej spotkanie z Ate kojarzyło mu się z tą sentencją. Cała konfrontacja była w jego oczach stratą czasu u szczęśliwie nie musieli tracić go więcej na walkę. Trochę żal mu było krasnoluda, który jednak nie wyładował swojej uzasadnionej wściekłości. Dobrze znał to uczucie żrącej furii gdy masz przed sobą kogoś należącego do grupy, którą obwiniasz za swoje nieszczęścia, choć osobiście nawet się nie znacie. Mordred nie miał wątpliwości, że zareagowałby identycznie na widok kogoś z Medeatów, choćby był zupełnym cywilem. Dlatego też nie winił Hunmara za jego bitewne nastawienie, jednak wolał uniknąć potencjalnie wyczerpującej potyczki.

Ponadto jego próby zlokalizowania jaskini, spełzały na niczym. Gdy wreszcie zatrzymali się na szczycie i Hunmar określił ich poczynania stratą czasu, Mordred musiał przyznać mu rację. Dlatego też propozycję udania się do Thirongadu przyjął bez sprzeciwu. Po chwili też, coś mu się przypomniało.

- Thirongad? Czy to nie o tym miejscu wspomniała Ate? Może warto by porozmawiać z tamtejszym szamanem... - Pomyślał drapiąc się w brodę. - A skoro mowa o Ate...
Mordred zwrócił wzrok na swojego towarzysza.

- Znam więcej rodzajów demonów niż ty. Może nie z encyklopedycznego punktu widzenia, ale z doświadczenia. Wiele z nich po dopełnieniu kontraktu, uczciwie da ci to czego chcesz, choćby dlatego, że postrzegają twoje życzenia jako nie mające konsekwencji dla ich planów. A to tylko wierzchołek skomplikowanych zależności jakie mogą istnieć... - Tutaj urwał, by nie odbiec od tematu, bo dygresja w tym kierunku mogłaby mu zając całe godziny.

- Ale wracając do... Pokusy - tak je tutaj nazywacie, tak? Jej mowa i zachowania były praktycznie książkowym przykładem demona. Nie ważne według jakiej wiary i regionu. Istniała więc realna szansa, że nagrodziłaby nas, postrzegając to jak rzucenie monety żebrakowi. Nie musi oszukiwać kogoś tak mało znaczącego w jej oczach. - Wzruszył ramionami. Takie demony potrafiły być inteligentne i wymowne ale także w pewien sposób... Ograniczone w swojej percepcji.
- Jednak gdybyś chciał ją zmusić przemocą do spełnienia życzenia, na pewno podłożyłaby ci świnię, bo tym razem dałbyś jej powód do złośliwości.

- A czemu po prostu nie odszedłem? Nie odwrócę się plecami do kogoś, kto na powitanie ogłupia twoje zmysły i rozsiewa iluzje. Po drugie, wolałem cię nie zostawiać. Jeżeli dobrze pamiętam, twoje moce nie działały jak należy w wiosce elfów. Mogło się okazać, że brakuje ci boskiego wsparcia czy czego tam używasz do czarów a to mogłoby źle się skończyć wobec takiego przeciwnika... - Pokręcił głową, jak gdyby rozważając lekkomyślność takich działań. - Wreszcie po trzecie, wiemy kto jest jej celem i po części wiemy też dlaczego. Jej propozycja była dla mnie nie do przyjęcia, ale jeżeli teraz znów przyjdzie nam się z nią zmierzyć, wiemy nieco lepiej na czym stoimy. - W zamyśleniu pomasował palcami nasadę nosa - znów się odezwał. - Wspomniałem, że na pewno znajdzie kogoś kto jej warunki przyjmie. Niewykluczone, że już poszukuje nowego wspólnika i że przyjdzie nam się zmierzyć z jej posłańcem... - Westchnął wobec nowych, niepotrzebnych mu w życiu perspektyw.

Przez chwilę milczał, jak gdyby zbierał myśli. Wreszcie nie patrząc tym razem na krasnoluda, przemówił znowu. - Chcesz wiedzieć, czego dotyczyła jej wzmianka o abominacji? - Wydal z siebie parsknięcie brzmiące jak początek śmiechu... Pozbawionego humoru. - Wolisz wersję skróconą czy bardziej szczegółową? - Dopiero teraz znów spojrzał na krasnoluda, mając na twarzy wyraz kpiny, wymierzonej chyba w samego siebie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

4
Hunmar nie zgadzał się z wizją Mordreda, ale nie chciał teraz o tym dyskutować. Prawda do której ciężko było mu się przyznać przed samym sobą była taka, że był teoretykiem w sprawach demonów. Nie spotkał wielu na swojej drodze a wiedza książkowa o nich nie była rozległa i ograniczała się głównie do ich unicestwiania.

-No cóż... gdybyśmy ją tam załatwili to teraz nie musielibyśmy szukać zamachowca w tłumie... Trudno... Mleko zostało wylane nie ma sensu roztrząsać dalej tej sprawy. Jeśli chodzi o wersję to poproszę skróconą. Na szczegóły przyjdzie czas w innych, przyjemniejszych mam nadzieję, okolicznościach.

Krasnolud pochylił głowę i gestem zachęcił Mordreda do opowiedzenia historii.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

5
- Hmm... - Mruknął potwierdzająco. - Zatem wersja streszczona.

- W moich rodzinnych stronach, na skutek wojny pojawiła się nieznana zaraza, dziesiątkująca ludność. Ci którzy przeżyli, uodpornili się na nią, ale ich ciała uległy widocznym zmianom. Ja jestem dzieckiem pary takich odmieńców. To znamię - Wskazał palcem na zębaty symbol na czole - To jeden z efektów. Posiadają je wszyscy zmienieni. Tak, jak gdyby natura sama nas oznaczyła.

- No. To tyle w skrócie. - Stwierdził tonem zadowolenia. Trudno powiedzieć czy ze zwięzłości jaką uzyskał czy, że nie musiał rozwijać tematu.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

6
Hunmar pokiwał wolno głową. Odpowiedź nie do końca zaspokoiła jego ciekawość. Czuł że to tylko nieznaczny element dużo bardziej skomplikowanej opowieści, ale sam chciał wersji skróconej. Cóż, na pytania przyjdzie czas później.

Dobrze więc... ruszajmy dalej. Musimy znaleźć twierdzę.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

7
Ca miało zostać zatajone, takie zostało. Co miało zostać powiedziane, także zostało. Nie wiadomo w co już wierzyć, a w co nie. Chwytać wszystko, wszak naiwność jest błogosławieństwem głupoty.
Nie wierzyć w żadne słowo, bo prawda jest jedna- moja. Wciąż w rozrzedzonym górskim powietrzu wiszą niedopowiedziane treści. Męska decyzja nakazuje o nich zapomnieć i ruszyć w góry.
Mężczyźni znaleźli się w połowie szczytów pasma górskiego, nie za wysoko, ale też nie nisko- optymalnie. Na tyle neutralne, iż mogli skorzystać z kamiennego uwypuklenia skały, którym podążą. Odchylenie przypominało owinięty wokół ciała sznur, gdzie ciałem była góra, a sznurem obecny trakt. Raz skierowany stromo w dół, raz do góry- prowadzi towarzyszy do przodu- do Twierdzy. Póki co, nie widać niczego poza mgłami oraz śniegiem. Pogoda również utrzymuje względny spokój, do czasu gdy czułe ucho Mordreda nie usłyszy pisku. Znany mu- niski, kobiecy głos- zapiszczał owocnie. Na skutek tego, zrywa się chaotyczny wicher, który utrudnia przemarsz. Od teraz uważnie patrzą pod nogi, bo mała pomyłka i skończą w przepaści. Wyborna ironia, że zaraz po wietrze wyczuć idzie dziwne drżenie góry. Chwila oscylacji kończy się spadkiem lodowców ze szczytu. Zauważone przez mędrców zostają oczywiście ominięte. Lecą szybko w dół, jeden wprost na Mordreda. Żeby nie stracić życia, mąż musi uskoczyć do przodu. Potężna eksplozja wznieca śnieg, a breja lodu rozpada się na milion kawałków. Wiatr powoli ustaje, a i góra usypia- ufff, już po wszystkim. Można wstać i się otrzepać, przed dalszą wyprawą. Jednakże coś nie gra, Mordred czuje, iż podczas uskoku coś stało się z jego ręką. Nie trzeba być medykiem, by powiedzieć, że jest ZŁAMANA.

Re: Górska Kraina

8
- Na trzy wizyty na północy, załapać się na dwie lawiny. Ktoś mnie chyba nie lubi... - Pomyślał sarkastycznie. W dodatku głos który usłyszał tuż przed osypem, dość jasno dał mu znać komu zawdzięcza obecną sytuację... i wyraźny ból w ręce. Szczęśliwe - paradoksalnie - dla żołnierza złamania nie są obce i z czasem stają się znośne, co zaoszczędziło mu zawstydzających jęków, krzyków i zwijania się, redukując oznaki dyskomfortu do - Kurwa... - jakie wydobyło się zza ściśniętych warg, gdy próbował ruszać palcami.

W ramach znieczulenia doraźnego, oddał się fantazjom o walnięciu cegłą w fioletowy ryj pewnej kurwy, gdy niestety jego szczęśliwe myśli przykuła bardziej przyziemna uwaga.

Na palcu obolałej lewej dłoni, nadal miał tą feralną obrączkę, która służyła Mandy za tymczasowe medium. Jeżeli spuchnie mu ręka, błyskotka odetnie mu krążenie w palcu a to nigdy nie jest dobre.

Ostrożnie rozczepił łączenia zbroi i zsunął metalową rękawicę z kończyny, odsłaniając dłoń zakrytą szarą cienką rękawiczką. Przez moment patrzył zdziwiony ma pusty palec gdy przypomniał sobie, że w pewnym momencie przełożył bibelot pod rękawiczkę, żeby się nie zsunął. Trudno, nie było wyjścia.

Zdejmując także drugą rękawiczkę, dostał się wreszcie do obrączki i delikatnie zsunął ją z palca, po czym wrzucił do torby. Teraz znów miał przed oczami powód, dla którego nawet kurwy w burdelach nie widziały go nago. Dłoń wyglądała, jakby pokryta była podwójną skórą, lub wręcz pancerzem jak u insekta. Jaśniejszy odcień, taki jak skóra na jego twarzy, przebłyskiwał ze szczelin pod "drugą skórą", która z kolei miała barwę szarzejącą, jak gdyby obumierała i zastygała. Jednak przy ostrożnych ruchach placami, napinała się nieco i rozciągała, ujawniając pewną elastyczność świadczącą, że nie jest to w pełni sztywny pancerz stawonoga.

Jak gdyby przypominając sobie o obecności krasnoluda, Mordred odwrócił się w jego stronę i podnosząc dłoń na wysokość oczu, jak gdyby na pokaz, zapytał z dziwnym uśmiechem. - Jeszcze jakieś pytania względem "abominacji"?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

9
Ze szczytu mężczyźni dostrzegli drogę, lub coś co mogło nią być. Wąska półka skalna wijąca się to w górę to w dół wzdłuż całego pasma górskiego, pokryta śniegiem jak wszystko inne dookoła. Miała ledwie kilka metrów szerokości. Nieco pochylona w przepaść po lewej stronie wymagała od wędrowców uważnego stawiania stóp. Gładka i zimna ściana skał po prawej sprawiała że jedyna droga ucieczki kierowała w przód lub w tył.

Pogoda w górach lubi mieć swoje kaprysy i często zmienia zdanie. Słoneczna bezwietrzna pogoda w ciągu niespełna godziny potrafi przeistoczyć się w gwałtowną zamieć śnieżną z piorunami. Dwójka wędrowców również miała doświadczyć jej nieobliczalności. Silny wiatr podsycony śniegiem pojawił się po kilku godzinach wędrówki i znacznie ją utrudnił. Widoczność ograniczyła się tak bardzo, że Hunmar ledwie dostrzegał plecy Mordreda który szedł półtora metra przed nim. By nie stracić go z widoku musiał co kilka kroków swoich krótkich nóg podbiegać do przodu co niezmiernie go męczyło. Prawa ręka dotyka ściany skalnej by nie stracić orientacji. Wzrok stale wędruje z ledwo widocznej sylwetki przyjaciela pod nogi i z powrotem. Sytuacja jednak miała się jeszcze pogorszyć.

Powietrze przeszył grzmot, ścieżka którą stąpali zatrzęsła się a nad nimi pojawił się niepokojący i narastający z każdą sekundą szum.

Lawina! Pomyślał Hunmar i szybko przylgnął plecami do ściany tracąc jednocześnie z oczu Mordreda który uskoczył gdzieś do przodu. Krasnolud raz za razem wykrzykiwał imię wojownika, ale wołanie pozostało bez odpowiedzi, zagłuszane pewnie przez spadające bryły lodu. Gdy wszystko ucichło Hunmar zobaczył wojownika leżącego na ścieżce z wyciągniętą do niego dłonią która wygięta w nienaturalny sposób drgała lekko.

Krasnolud podbiegł do mężczyzny, nakazał mu oprzeć się ścianę skalną, rzucił swoją torbę obok. Wyciągnął z niej nóż z drewnianą rączką, fiolkę przeźroczystego płynu i bandaże. Dużo bandaży.

Fiolkę odkorkował, zamieszał zawartość, przyłożył nos do szyjki po czym równie szybko go odsunął, wziął zdrowy łyk płynu, skrzywił się okropnie i podał ją Mordredowi. -Napij się. Równie dobrze odkaża rany co uśmierza ból. Następnie podał mu nóż wskazując na trzonek. -Zagryź go zębami i staraj się nie ruszać. Muszę zbadać twoją rękę

Dłoń wojownika była ciepła. Choć jeszcze nie spuchła ani nie zsiniała to na pewno za parę minut do tego dojdzie. Skóra na dłoni była gruba jak gdyby wielowarstwowa częściowo zrogowaciała a jednak elastyczna. Dało się pod nią wyczuć kości.- Co to jest? Miałeś to od urodzenia? Na drugiej ręce jest to samo? Masz to tylko na rękach? Cholera czuję, że masz złamane kości śródręcza... druga i trzecia... być może czwarta... Na szczęście bez przemieszczenia. Musiałeś się tą ręką zasłonić gdy leciały bloki lodu... Tutaj nic z tym nie zrobię. Na razie musimy ją czymś unieruchomić. Hunmar zaczął grzebać w swojej torbie jednak nie znalazł nic co by się do tego celu nadawało. Zamruczał do siebie przekleństwo po czym wziął bandaż i zaczął ciasno i grubo owijać dłoń Mordreda tak by ten nie był w stanie nią poruszyć. Z reszty materiału zrobił temblak i założył go wojownikowi na szyję. -Staraj się nie ruszać tą ręką... Dostałeś gdzieś jeszcze? ... Musimy jak najszybciej dotrzeć do twierdzy.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

10
Hunmar zadziwiająco szybko przeszedł do porządku dziennego nad widokiem jego dłoni, dzięki czemu Mordred także mógł wczuć się w rutynę wykonywania medycznych poleceń. Znał się na medycynie polowej, ale miałby trudności operując tylko jedna ręką, dlatego wdzięczny był, że krasnolud także zna się na rzeczy, być może nawet lepiej od niego. Posłusznie zacisnął zęby na trzonku noża. Wytrzymałość swoją drogą, ale ruchy złamanymi kośćmi nigdy nie są przyjemne i dobrze jest mieć co zagryźć w takim momencie.

- Zbroja, Mandy a teraz ręka... - Pomyślał z goryczą, gdy kapłan usztywniał mu złamanie - Rozpadam się szybciej niż nadążam z łataniem.

- Dzięki - Oznajmił spoglądając z uznaniem na opatrunek.
- Nie czuję innych ran więc raczej nic więcej nie uszkodziłem. Z zasady potrafię sporo przyjąć.

Szarą, płócienną rękawiczkę schował do torby, zaś rękawicę zbroi której nie mógł teraz naciągnąć, trzymał w drugiej ręce.

- Co do twojego pytania... Tak. Mam to od urodzenia i niemal na całym ciele. Korpus, ramiona i nogi ze stopami... Poza głową chyba tylko tylko tyłek i fiut mam jak człowiek. - Oznajmił strząsając na ile mógł, śnieg ze zbroi.
- Z wiekiem ta warstwa stawała się coraz grubsza i twardsza. Zupełnie jak u owadów, ale nigdy tak sztywna.

Milknąc, rozejrzał się po zaśnieżonej okolicy, wypatrując ruchu lub fioletowej barwy.

- Wszelkie inne sprawy dotyczące mojej natury, faktycznie muszą zaczekać aż dotrzemy do twierdzy. Odkąd nająłem się u Danarima, jestem cały czas w biegu. Jedna noc jaką spędziliśmy w jego domu nie starczyła nawet na naprawę zbroi. Dobrze byłoby zatrzymać się choć na kilka dni pod dachem... - Westchnął - Tym bardziej że nasza wspólna znajoma, już zaczęła rozkładać karty w swojej rozgrywce. Ta lawina to jej robota - Dodał jeszcze półgłosem.

Wreszcie potrząsnął głową, jakby wyrzucał niepotrzebne myśli i rozproszenia. - Dobrze, ruszajmy dalej. Na otwartej przestrzeni jesteśmy dla niej łatwym celem. - Podsumował wypowiedź, dając Hunmartowi czas na zebranie przyborów jakich używał by go opatrzyć i gdy kapłan był gotów, mogli iść dalej. Morded, teraz już świadomy zagrożenia, uważniej śledził otoczenie i nasłuchiwał na wypadek kolejnych przeszkód.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

11
Medyk pierwszego kontaktu jest na wagę złota, bo nigdy nie wiesz kiedy potrzebna będzie jego pomoc. Najlepiej przekonał się o tym Mordred, który nieszczęśliwie złamał kończynę górną. I nie byłoby w tym nic dziwnego- ręka złamana, więc ją unieruchomię i dalej w drogę. Mordred nie jest dzieckiem, także zaciśnie zęby i da radę przemaszerować jeszcze trochę. Jednakże obraz, jakim poczęstowano krasnoluda był, hmmm- zdumiewający. Niby człowiek, a jakiś taki poskładany jak drewniana kukła- czyżby historia o pinokiu była prawdziwa? Nie czas na żarty, mąż cierpi i trzeba mu ulżyć, dlatego wykonano rutynowy zabieg z alkoholem i szmatą pod ręką. Podczas prowizorycznej operacji, Mordred wyjaśnia szczegóły swej odmienności. Wtedy krasnoludowi przypomina się pewien tekst, z jakim niegdyś miał do czynienia w bibliotece. Nieco odbiegający od całej historii barbarzyńcy, jednakże wciąż powiązany.

Fragment VI rozdziału z "Ego struktury" Barbary Iluzjonerki.

"...stwarzają zaprogramowany, potężny stan hipnozy o Herbii. Wszystkie jej struktury, u wszystkich istot są łączone ze sobą, żeby wszystkie istoty odbierały, czuły, wierzyły że są ludźmi. Że żyją na Herbii, która jest częścią wszechświata. Chociaż wszystko jest tylko iluzją. Ludzie starają się znaleźć żywe formy egzystencji w innych światach, ale nie mogą ich znaleźć, gdyż światy są tylko iluzjami i nie egzystują w wymiarze rzeczywistości..."

Z tego fragmentu można było wnioskować, iż w pozytywnej rzeczywistości nie ma Mordreda. W ogóle fala dotychczasowych wieści jest nie do pojęcia, nawet dla geniuszu krasnoluda. Co więcej, nie było czasu na konsternację lub konwersację ze szczegółami. Mężowie wstali i ruszyli dalej, ku twierdzy- przynajmniej tam chcieli dotrzeć.
Powoli pokonali trakt w postaci owiniętego zygzaka dookoła góry. Kiedy finalnie znaleźli się na szczycie, przez pryzmat chmur oraz mgieł, dostrzegli lokalną ścieżkę- postanowili dostać się na nią. W tym celu musieli przejść przez stosunkowo wąskie pasmo jakie łączyło dwie sąsiednie góry. Na tyle wąskie, iż nie mogli przejść obok siebie, tylko pojedynczo. W dodatku, na uwagę zasługiwała ostrożność ze względu na wysokość. Łącznik między górami ulokowano na przestrzeni, więc spadek z niego był jednoznaczny z wyrokiem śmierci. Ścieżka śmierci, tak pewnie nazwano by to przejście, gdyby ktoś go używał. Strach się bać spojrzeć w dół, podczas przemarszu. Żaden ze śmiałków tego nie zrobił, wręcz przeciwnie, skrupulatnie stawiali kroki- byle do celu, byle szybciej.
Będąc na samym środku, cieszyli się z optymalnych warunków atmosferycznych. Nie wiedzieli jednak, że zaraz będzie mieć spotkanie pierwszego stopnia z lokalnym monstrum.
Zza góry, do której zmierzali, wyłania się postać upierzonej kobiety. Dłonie pokryte piórami- w połowie skrzydła, lecz wciąż wyposażone w ludzkie dłonie z długimi pazurami. Zamiast stopy, ogromny ptasi szop. Nie ma wątpliwości, to śnieżna harpia. Suka musi mieć, gdzieś tutaj gniazdo.
Chyba wygląda na wygłodniałą, bo piszczy okropnie. Ooo, właśnie nurkuje w waszą stronę.
Śnieżna Harpia

Obrazek

Re: Górska Kraina

12
W głowie krasnoluda z zakamarków pamięci nagle wyłonił się, nie wiedzieć czemu, pewien tekst który w całości zaprzątnął uwagę mężczyzny. A przynajmniej tę jej część nie zajętą aktualnie trudną czynnością jaką było trzymanie szlaku.

Krok za krokiem.... Myślę więc jestem. Tego jestem pewien. Własnej egzystencji. Krok za krokiem...Ale czy wszystko co mnie otacza istnieje na prawdę czy jest tylko wytworem mojej wyobraźni? Iluzją wtłoczoną przez nieznaną siłę do mojego umysłu? Krok za krokiem... Jaką mam pewność że to wszystko co widzę i słyszę nie jest tylko snem? Może Mordred nie istnieje? A może fizycznie istnieje gdzieś indziej a jedynie nasze umysły są połączone? Krok za krokiem... Jak dojść prawdy?

Rozważania Hunmara przerwał gwałtownie widok jaki objawił się przed jego oczami. Kładka. Przejście które łączyło dwie góry. Na tyle wąskie, że krasnoludowi serce podeszło do gardła a plecy zalał zimny pot.

Jaki chory umysł wyznaczał te szlaki?-Idź pierwszy... pójdę zaraz za tobą - powiedział do wojownika drżącym głosem.

Do połowy łącznika wszystko szło dobrze. Za dobrze. Krasnolud skupiał się na stawianiu kroków we właściwych miejscach do momentu gdy usłyszał rozdzierający niebo krzyk. Gdy spojrzał w górę i zobaczył śnieżną harpię pikującą na nich momentalnie przywarł całym ciałem do ścieżki licząc że monstrum przeleci na nim, przynajmniej w pierwszym ataku. Co robić?! Co robić?!

-Nie możemy tu z nią walczyć! To zbyt niebezpieczne! Musimy się wrócić!- Krzyknął do Mordreda po czym podniósł się i cały czas patrząc pod nogi starał się jak najszybciej zajść z łącznika. Gdy tylko usłyszał zbliżający się w szybkim tempie wrzask znów przywierał do ziemi.
"Tylko medyk może bezkarnie każdego zamordować" - Kaligula

Re: Górska Kraina

13
- Pierdolone, pierzaste kurwiszcze! Akurat teraz?

Tymi oto słowami, Mordred wyraził swoją dezaprobatę, wobec pojawienia się lokalnego drapieżnika.
Hunmar słusznie zauważył, że nie mogą tu walczyć. Wróg był zbyt mobilny a na przejściu brakowało miejsca na uniki. No i jeszcze ta ręka...

Krasnolud zaczął się wycofywać, Mordred ruszył więc za nim, dość blisko by przyjść z pomocą, jednak zostawiając minimalny odstęp, by w razie upadku nie pociągnąć jeden drugiego. Niestety z feralną ręką, nie mógł padać jak krasnolud, na ziemię. Musiał poruszać się w pół przysiadzie.

Jego wolna ręka, trąciła o coś przy pasie. Szabla którą zabrał z elfiego magazynu wciąż tu wisiała. Szybko wepchnął rękawicę którą nadal trzymał w ręce, do torby i dobył szabli. Z ręka na temblaku, brak mu było równowagi by machać półtorakiem na takim skrawku podłoża. Lżejsza szabla, nie powinna nastręczać takich trudności.

Nie znaczyło to, że zamierzał nagle rzucić się do boju. O nie. Jak poprzednio, wycofywał się za Hunmarem, jednak tym razem, ustawiając się zdrowym bokiem do harpii, by odganiać jej ataki. Chodziło mu teraz przede wszystkim o to, by ją zniechęcić, lub przynajmniej kupić czas gdy będą na lepszym gruncie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Górska Kraina

14
Skrzydlata bestia zwana harpią, jest- jak lakonicznie podają dawne kroniki- połączeniem kobiety i szponiastego ptaka. W świecie można spotkać różnorodne odmiany tych mutantów, lecz jedno je łączy. Kobiety mają ręce przeinaczone w skrzydła, często wyposażone w dłonie z tęgimi pazurami. Dolne kończyny przeinaczyły się w typowe ptasie nogi. Harpie morskie mają podobno błony, a te pustynne tudzież śnieżne zaopatrzone są w ostre jak brzytwa szponiska. Uczeni spierają się o rozmiary tych ostrzy, lecz pewne jest, że pozwalają na szybkie posiekanie ofiary lub jej dogłębne zranienie. Szpiczasty pazur może wbić się w część ciała, podciąć gardło, no i odciąć kończynę. Różne historie spisano po spotkaniach z harpiami. Kolejnym faktem, o którym warto wiedzieć jest to, iż harpie to bestie. Nie można się z nimi normalnie dogadać, atakują niemalże wszystkich. Harpie nie potrafią mówić, wydają piszczące dźwięki, jakby ktoś skrzyżował piejącego koguta z śpiewaczką operową.
Obecnie z takim stworem borykają się Hunmar i Mordred. Podczas pierwszego nurkowania Harpii, Hunmar przyległ do podłoża. To uniemożliwiło bestii przechwycenie karła. Po przeleceniu, zawróciła i ponownie postanowiła zamoczyć szponiska w krasnoludzie. Jednakże, próba znów spaliła na panewce. W końcu brodacz dobiegł do miejsca o większej powierzchni, a wtedy Harpia zajęła się dobiegającym Mordredem. Mordred pierwszy kroczył przez łącznik, więc teraz ma większy odcinek do pokonania. Naturalne, że jako drugi dobiegnie do bezpiecznego obszaru. Ta niewielka różnica sprawia, że ulokowany w dogodniejszym miejscu Hunmar, traci na wartości- w oczach bestii. Zainteresowana jest opancerzonym barbarzyńcą, dlatego ląduje, tym samym odcinając drogę powrotu. Harpia wylądowała na łączniku, aby przejść do krasnoluda, Mordred musiałby pokonać ptactwo. I byłoby miło, gdyby nie wzmożona aktywność antagonistki. Mianowicie, Harpia wyszczerzyła zębiska. Z pyska poleciała ślina, a uszy przywitał zabójczy dla bębenków pisk. Po tym nadszedł zew natury, albowiem za pomocą okrężnych ruchów skrzydeł, potwór wywołuje silny podmuch powietrza- wprost na mężczyznę. Fala uderzeniowa- w postaci nawiewającego strumienia powietrza- wyprowadza barbarzyńcę z równowagi. Jeśli szybko nie zareaguje, spadnie w górską przepaść.

Spoiler:

Re: Górska Kraina

15
Hunmar dotarł na bezpieczny grunt. To dobrze. Odpada potrzeba osłaniania go. Teraz jednak warto ratować własny tyłek. Podczas szkolenia w Avaście, Mordred miał kontakt z harpiami, więc znał ich generalną charakterystykę. Podobnie jak u ptaków ich główną bronią są nogi a atutem mobilność powietrzna. Gdy zatem ląduje, ogranicza własne możliwości ataku. Jednak przeraźliwy pisk wstrząsnął jego głową a fala wiatru resztą ciała. Podmuch wziął go z zaskoczenia, gdyż Morded nie spodziewał się takiego zagrania.

Myśląc szybko i działając jeszcze szybciej, Mordred upuścił szablę i dobył bastarda. Obracając go w dłoni i łapiąc nachwytem wbił miecz w ziemię, jak klin górskiego wspinacza, by zakotwiczyć się i zabezpieczyć przed upadkiem. Kurczowo trzymając rękojeść kuli się w sobie i stabilizuje w przyklęku na jednym kolanie.

Miał przed sobą prostą drogę do Hunmara, jednak odgrodzoną przez potwora. Ptasia budowa kości harpii czyni ją lekką a na pewno lżejszą od niego. Gdy tylko nie będzie mu grozić utrata równowagi, ze swej pozycji może się zerwać do biegu wprost na harpię. Ma połamaną dłoń, ale sprawny bark. Może staranować lżejszego potwora lewym ramieniem i albo przygwoździć sobą do ziemi i dobić mieczem albo odtrącić i przedrzeć się do Hunmara na szerszy grunt. Jeżeli harpia spróbuje uniknąć lub poderwać się do lotu, też odsłoni mu drogę w bezpieczne miejsce, w tych dwóch dalszych przypadkach, padnie na ziemię przetaczając się przez prawy bark by być mniejszym celem. Odległość powinna zostać pokonana wykorzystując te opcje.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Thirongad”