Balią przez Herbię

1
„A ogród twój różany zawsze zadbany i czysty będzie, w każdej chwili do odwiedzin gotów.”

– czyli rzecz o łaźniach i zamtuzach w Królestwie Archipelagu –
Obrazek
Przyrodzoną jest dbałość istoty rozumnej o jej dobro własne, toteż nie dziwi, że dążność do zachowania odpowiedniej higieny osobistej jest tak silnie w nas zakorzeniona. Prawda, że na przestrzeni wieków i w zależności od regionu, różnie do realizacji tej kwestii w praktyce podchodzono, lecz przyznać trzeba, że jeśli o Wyspach Archipelagu mowa – a w szczególności o głównych ośrodkach miejskich – nie sposób zarzucić tamtejszej ludności jakichkolwiek zaniedbań.

Od czasu koronacji Abhiraja Madana i utworzenia Królestwa Wysp Wielkiego Archipelagu, można było zaobserwować znaczący i szybki wzrost jakości życia tej wyspiarskiej społeczności, charakteryzującej się tak niesamowitą różnorodnością. Mnogość ras, wyznań i poglądów – zarówno politycznych, jak i tych na życie – upodabniała Wyspy do ogromnego tygla, w którym jednak zacierały się różnice, a wypływała wspólna sprawa. Tropikalny klimat, wszechobecny upał i gorąc, wyciskający z każdego siódme poty oraz ogromna wrażliwość na piękno w ogóle, a więc i na otaczające zapachy – to wszystko sprawiło, że zaczęto zastanawiać się nad satysfakcjonującym dla wszystkich mieszkańców rozwiązaniem.

Takim oto sposobem powstały pierwsze akwedukty zasilane wodą morską oczyszczaną z soli za pomocą magii, a w ślad za nimi – łaźnie miejskie. Po dziś dzień trwają dyskusje na temat pomysłodawcy tych tak obecnie istotnych elementów architektury miejskiej i życia społecznego. Jedni upierają się, że to elfy próbowały odwzorować gorące źródła znane im z lasów Fenistei, by przywrócić zwyczaj zażywania wspólnych kąpieli. Drudzy twierdzą, że idea łaźni jako miejsca spotkań i ablucji została przyniesiona przez krasnoludy z kontynentu. Nieliczni szaleńcy – bo jak inaczej takich delikwentów nazwać – twierdzą, że te budowle to spuścizna zielonoskórych, ale oczywistym jest, że to nieprawda.
Obrazek
Jako się rzekło, lud Archipelagu lubował się w dbaniu o czystość i higienę swoich – oraz bliskich im – ciał. Nie trwało zatem długo odkrycie, że połączenie zamtuza z łaźnią to pomysł w swej prostocie genialny. Nie żeby jeszcze przed rozdzieleniem tychże dwu funkcjonalności ludzie sami nie doszli do wniosku co można przy okazji kąpieli w takich łaźniach wyczyniać, lecz nie było na początku dodatkowej części lupanarowej. Łaźnie mają status otwarty dla wszystkich – tak kobiet, jak i mężczyzn – a trzeba wiedzieć, że na Wyspach ludność nie należy do pruderyjnych. W gorącym, tropikalnym klimacie liczy się przede wszystkim dobra zabawa, a co to za zabawa gdy nie można zażyć wspólnej z płcią przeciwną kąpieli? Tak czy inaczej – przyjęło się, że jeśli zabudowania i status łaźni na to pozwalają – funkcjonują przy niej komnaty kurtyzan.

Można uznać, że każda z łaźni w Taj'cah czy Porcie Erola jest inna na swój sposób, lecz z grubsza wyróżnia się trzy główne typy tego szlachetnego przybytku.
Obrazek
Wielka Łaźnia Publiczna – w każdym z dużych miast jest tylko jedna, a jej rozmiary są gargantuiczne. Fundowana z królewskiego skarbca jest udostępniona wszystkim bez wyjątku. Czy jesteś rolnikiem, w znoju pracującym od świtu do zmierzchu, czy bezdomnym grajkiem, czy może utrudzonym przejezdnym, albo drobnym kupcem – w Wielkiej Łaźni możesz odetchnąć po męczącym dniu czy podróży. Nie ma tu, rzecz jasna, oficjalnie wydzielonej części lupanarowej, co często obfituje w niewybredne widowiska... choć ponoć są wykolejeńcy, którzy właśnie po to tam zachodzą, ale któż by dawał temu wiarę. Wiadomym jest natomiast ponad wszelką wątpliwość, że najmożniejsi omijają to miejsce szerokim łukiem, bo nie dla nich mieszanie się z plebsem. Poza tym często w takim kotle osobowości dochodzi do nieprzyjemnych incydentów, które w najlepszym przypadku kończą się wybitymi zębami, w najgorszym zaś nawet śmiercią, a jak ktoś ma pecha, to i syfilis zdarzy mu się złapać. Zatem jeśli łakniesz, drogi czytelniku, spokoju, certyfikowanych uciech cielesnych, bądź masz potrzebę dyskretnego załatwienia interesów – będzie ci trzeba zapisać się do jednego z lokalnych Towarzystw Kąpielowych.
Obrazek
Łaźnia Towarzystwa Kąpielowego – zakładana przez konkretną osobę, gdzieś w tkance miejskiej bardziej prestiżowych dzielnic. Zrzesza grono ludzi, mogących pozwolić sobie na opłacanie miesięcznych składek oraz szczycących się odpowiednim statusem społecznym. Klientelą tego rodzaju łaźni zostaje przeważnie szerokie grono majętnych kupców, obrotnych przedsiębiorców, wysokich rangą urzędników państwowych i kapłanów różnych wyznań oraz wszelkiej maści szarych eminencji, mających odpowiednie wpływy, pozycję i pieniądze. Łaźnia taka może pozwolić sobie na prywatny zamtuz. Jego wielkość, jakość „towaru”, jak i wachlarz usług, które oferuje zależy oczywiście od zasobności sakiewki założyciela, jak i samych członków danego Towarzystwa Kąpielowego. A trzeba również wiedzieć, że przez jakość rozumie się tu takie talenta kurtyzan, jak na przykład umiejętność prowadzenia dysput na rozmaite tematy, grę na instrumentach, śpiewy, orientalne tańce, lecznicze (głównie dla ducha) masaże, czy deklamowanie poezji. Wymyślne figury miłosne są tu tylko zwieńczeniem całego – bez wątpienia magicznego – doświadczenia podczas każdej z wizyt w takiej łaźni.
Obrazek
Łaźnia prywatna – jak sama nazwa wskazuje jest to łaźnia pomyślana i zaaranżowana na terenie prywatnej posesji. Na taki luksus pozwolić sobie mogą jedynie magnaci, dysponujący odpowiednimi areałami, jak i finansami. Łaźnie takie niejednokrotnie są dziełami sztuki, do ozdabiania których zatrudnia się największych mistrzów dekoratorskich, ściąganych nawet z najodleglejszych zakątków Herbii. Tworzone są z najszlachetniejszego, śnieżnobiałego marmuru, a umiejscawia się je w najbardziej zacisznej i kameralnej części ogrodów pałacowych, obsadzonej wonnymi krzewami i nocnymi kwiatami, które po zachodzie słońca upajają swoją wonią. Największą tego typu łaźnią jest oczywiście Prywatna Łaźnia Królewska, do której na konsultacje zapraszani są najbardziej zaufani króla. Niewielu miało zatem szczęście ją oglądać, lecz pośród kąpielowych fanatyków krąży plotka, że zrobiono ją ze szczerego złota, a dno wysypane jest perłami, by można było masować na nich stopy. Ci, którzy nie stronią od wszelkiej maści używek twierdzą nawet, że król w jednym z mniejszych basenów trzyma morską nimfę na swój prywatny użytek. Lecz są to z pewnością wstrętne plotki usnute przez umysły chore i zaprawione popium po sam gzyms poznania.
Obrazek
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o niepisanych zasadach obowiązujących we wszystkich łaźniach. Uznaje się je bowiem za coś w rodzaju neutralnego gruntu, na który wstępując godzimy się do zachowania powściągliwości w prezentowanych przez nas poglądach, czegokolwiek by nie dotyczyły. Agresja, czy to werbalna, czy – brońcie bogowie – fizyczna jest absolutnie potępiana, a będąc uczestnikiem łaziebnej sesji w łaźni innej niż Publiczna, narażamy się na infamię w kręgach, do których należymy, bądź do których pretendujemy. Niskie zachowania i popędy mogą – choć są tępione przez lokalne służby porządkowe i samych uczestników kąpieli – występować wśród plebsu, ale nie w gronie możnych. To samo dotyczy traktowania kurtyzan – brutalność i obrzydliwe praktyki nie są akceptowane w żadnym wypadku. Można przyjąć, że im wyższy łaźnia ma status i większym prestiżem cieszy się na salonach, tym bardziej należy uważać na to, co się mówi i robi podczas wizyty w niej. Co prawda chodzą słuchy, że bywają Towarzystwa Kąpielowe kierujące się zgoła innymi zasadami, lecz taka myśl jest zupełnym zaprzeczeniem idei łaźni jako miejsca spotkań, rozmów i celebracji dobrej atmosfery. Nie warto zatem zaprzątać sobie nią głowy, a wybierając się do łaźni – sprawdzić wcześniej jej opinię u wiarygodnych źródeł, by nie doznać niemiłego zaskoczenia.

Balią przez Herbię, Część I – Królestwo Archipelagu
autorstwa Adso z Oros – badacza ludów Herbii
Obrazek

Re: Balią przez Herbię

2
„Mój drogi, wystroiłeś się jak krasnolud na pertraktacje pokojowe!”
– czyli rzecz o termach krasnoludzkich –
Obrazek
Często spotykam się z niewybrednymi żartami jakoby kransoludy pod kątem higieny przypominały karmelka wyciągniętego spod komody. Autor tej krotochwili z pewnością nie odznaczał się ani zbyt rozległą na temat Ludu Gór wiedzą, ani też nie podróżował dalej niż do sąsiedniej wsi. Każdy bowiem, kto choć raz zawitał do Turonu, bądź krasnoludzkich osiedli na terenie Keronu – musiał słyszeć o termach budowanych od zarania dziejów przez Brodaczy.

Początkowo – gdy krasnoludy stworzyły Turon i tam się osiedliły – łaźnie powstawały w miejscach, gdzie naturalnie występowały gorące źródła. Prędko odkryto ich dobroczynny wpływ na samopoczucie zarówno psychiczne, jak i fizyczne. Z czasem więc pojawiało się ich coraz więcej, również w porzuconych kopalniach, a funkcja ich urosła do rangi swoistej Sali Narad, gdzie toczyły się ważne dysputy polityczne czy pertraktacje pokojowe. Zauważono bowiem, że gorące wody sprzyjają dobrym nastrojom i łagodzą obyczaje, co w przypadku bojowej natury synów Turoniona było niezwykle istotne, żeby nie powiedzieć – niezbędne.
Obrazek
Jako, że do łaźni chadza się raczej nago, bądź w bardzo skromnym i symbolicznym odzieniu, niemożliwym jest – teoretycznie – zaznaczenie swojej ważności poprzez ubiór. Krasnoludy jednak znalazły sposób na tę bolączkę i wytworzyły coś na kształt mody, a później tradycji, według której na narady i posiedzenia odbywające się w termach należało odpowiednio się przygotować. A więc w grę wchodziła troskliwa pielęgnacja bujnego u Brodaczy owłosienia oraz przystrajanie się w taki sposób, by nie przeszkadzało to w zażywaniu kąpieli, ale podkreślało status i ważność danej osoby.

Przybywały zatem od niepamiętnych czasów krasnoludy do term w przepysznym przybraniu z biżuterii z drogocennych klejnotów i szlachetnych metali, a włosy ich i brody ufryzowane były tak fantazyjnie, że niejedna kerońska dama zzieleniałaby z zazdrości na ten widok. Ponadto chodzą plotki – zupełnie do wyobrażenia o krasoludach większości z nas nie przystające – że podczas spotkań w termach serwowane są wykwintne przekąski i drogie trunki na – uwaga! – pływających tacach! Toż to pomysł godzien samej baronowej Varulae! Tymczasem jest to zwyczaj krasnoludzki, co skutecznie powinno zamknąć usta tym, którzy szydzą z obyczajowości i stylu życia synów Turoniona.
Obrazek
Należy powiedzieć tu o dwu, wcześniej jedynie napomkniętych, rodzajach term krasnoludzkich. Dzielą się one na turońskie – występujące naturalnie w miejscu gorących źródeł oraz te zbudowane na ziemiach Królestwa Keronu, gdzie należało zadbać o odpowiednią ilość ciepła i pary ze względu na nie tak licznie występujące termalne wody. Osiągnięto to bardzo prostym i sprytnym – jak przystało na krasnoludy – sposobem, a mianowicie stawiano wielkie piece, które dodatkowo służyły budowanym w pobliżu term piekarniom, które przejmowały nadmiar ciepła łaźni.

Ze względu na odmienne nieco przeznaczenie – choć nie do końca – term krasnoludzkich od łaźni chociażby wyspiarskich, trzeba zaznaczyć, iż u Brodaczy absolutnie nie służą one zamtuzowym zabawom. Termy są bowiem miejscem może nie świętym, ale z pewnością na tyle swoją powagą emanującym, że nie godzi się zażywać tam uciech cielesnych. Wciąż jest kwestią sporną czy jest tak dlatego, że krasnoludom faktycznie niemiłe jest zaspokajanie niskich żądz w błogosławionych wodach gorących źródeł, czy też chciały się jedynie odciąć od zwyczajów elfich i ludzkich, podkreślając tym samym, że ojcem idei łaźni jest Turonion. Jakkolwiek by nie było, nie do końca jestem przekonany czy gra warta była świeczki...
Obrazek
Faktem jest jednak, że termy w kulturze krasnoludów służą głównie do celów politycznych i państwowych, a zatem nie mają charakteru publicznego, jak to ma miejsce na przykład na Wyspach Archipelagu. Co za tym idzie – strudzeni wędrowcy czy pośledniejszej funkcji społecznej krasnoludy raczej nigdy nie zobaczą wnętrza takiej łaźni, a będą zmuszeni do zaspokojenia swoich kąpielowych potrzeb w najbliższym zajeździe – w drewnianej, bądź cynowej balii.

Podsumowując – zarówno krasnoludy, jak i elfy są święcie przekonane, że to właśnie ich przodkowie wpadli na pomysł wykorzystania gorących wód termalnych, które występują zarówno w Turonie, jak i w Fenistei. Prawda jest zapewne o wiele bardziej wyważona i z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że przedstawiciele obu tych ras odkryli dobrodziejstwo gorących źródeł równolegle, choć niezależnie od siebie.
Balią przez Herbię, Część II – Turon i Królestwo Keronu
autorstwa Adso z Oros – badacza ludów Herbii
Zbadanie zwyczajów krasnoludzkich w kontekście łaziebnym możliwe było dzięki wiedzy i chęci dzielenia się nią Cesarzowej Aishele, za co uniżony sługa Adso po stokroć dziękuje.
Obrazek

Re: Balią przez Herbię

3
„Daj, ać ja poskrobię, a ty popływaj”
– czyli rzecz o łaźniach pustyni–
Obrazek
Ci, którzy wyruszają w daleką wędrówkę po Wielkich Wydmach z pewnością wiedzą o czym mowa. Nie ma bowiem piękniejszego pośrodku palącej pustyni widoku nad majaczącą na horyzoncie plamę barwnej oazy. I jeśli juki wasze dobrze w wodę zaopatrzone były – nie jest to fatamorgana bynajmniej, a najprawdziwszy klejnot pustyni, stworzony przez łaskawe siły natury ku ulżeniu strudzonym wędrowcom. Lecz co ciekawsze w dziele tym wzięły udział również siły istot rozumnych – a dokładnie goblinów – które to pobudowały na terenie oaz tak dobrze znane z innych regionów Herbii łaźnie.

Konstruowane są z grubych ścian, które pozwalają na zachowanie wewnątrz takiego przybytku chłodu, bądź ciepła – w zależności od potrzeb. Budulcem jest przeważnie piaskowiec. Choć kuriozalnym może się wydawać pomysł, by korzystać na pustyni z sauny, to jednak takim nie jest. Łaźnia parowa bowiem poprawia krążenie i odtyka pory w skórze, co ma zbawienny wpływ na samopoczucie i kondycję osoby wędrującej przez gorejące piaski. Zastosowanie hypocaustum odpowiednio zmodyfikowanego przez wynalazcze gobliny pozwoliło na stworzenie swego rodzaju perpetum mobile, napędzanego energią słońca i odpowiednią maszynerią.
Obrazek
Co jednak może zaskakiwać, to fakt, że łaźnie pustynne mają nieco bardziej „suchy” charakter aniżeli ich kuzyni z Turonu, czy Archipelagu. Otóż tutaj do dyspozycji dostajemy mnogość olejów i oliw, którymi namaścić możemy strudzone podróżą ciało, by następnie „oskrobać” się z tak powstałej skorupy, wiążącej brud i pot – bambusową, bądź trzcinową łodygą. Jest w tym mądrość ludów pustyni, albowiem tak o wiele łatwiej jest zachować czystość w bezlitośnie palącym słońcu. Oczywiście po zabiegu właściwym możemy zażyć orzeźwiającej kąpieli w basenie z zimną wodą, bądź udać się do sauny i ponownie schłodzić przed dalszą podróżą, lecz jest to niejako dopełnienie całego rytuału kąpielowego pośrodku piaszczystego bezmiaru.
Obrazek
Z racji umiejscowienia i specyfiki łaźni pustynnych są one całkowicie samoobsługowe, stąd też w dobrym tonie uznaje się pozostawienie przybytku w stanie takim, w jakim go zastaliśmy. A więc w porządku i czystości, natomiast jeśli korzystamy z przedmiotów nam udostępnionych dobrze jest oddać je w najbliższym możliwym czasie, bądź zostawić coś w zamian. Może to być cokolwiek, co przyda się kolejnym wędrowcom na szlaku.

Jest to piękny i godzien szacunku zwyczaj, o którym warto wiedzieć i podług niego postępować, jeśli przyjdzie nam kiedyś skorzystać z pustynnej łaźni. Krąży bowiem legenda o złych duchach zwanych przez lokalną ludność dżinami, mszczących się na egoistach i ludziach chytrych w bardzo nieprzyjemny sposób. Mogą poplątać ścieżki szlaku, przedziurawić bukłak z wodą, zsyłają fatamorgany, a nawet potrafią oślepić, jeśli ktoś wyjątkowo je rozzłości.

Można też oczywiście uznać to za bajędy starowin i robić jak komu rozsądek nakazuje, ale czy warto ryzykować?

Balią przez Herbię, Część III – Ziemie Karlgardu
autorstwa Adso z Oros – badacza ludów Herbii
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Historia i Kultura”