QHIRIN – przedziwne tradycje Archipelagu Łez

1
ARCHIPELAG SELLEVGE
1. WARUNKI GEOGRAFICZNE

O ile wyspa Ząb Olbrzyma, choć leży blisko kontynentu, pozostaje mało znana większości populacji, o tyle na temat licznych wysepek na wodach Szklanego Morza nie wiadomo praktycznie nic – poza jedną rzeczą, budzącą zwykle odrazę, politowanie i przekonanie, że rubieże cywilizacji humanoidów muszą być odległe i plugawe…
Geograficznie – akwen na zachód od wyspy Ząb Olbrzyma nazywa się czasami Morzem Siwym, prawdopodobnie z powodu częstych uporczywych deszczy i rwanych wiatrami mgieł. Niecałe trzysta kilometrów na północny wschód od Zęba rozciąga się południkowo konstelacja skalistych wysp i wysepek, zwieńczona na północy i południu większymi wyspami. Większa z nich, północna, nosi nazwę Sellaig, czyli Większa Łza, nieco mniejsza południowa znana jest jako Sellust, czyli Mniejsza Łza. Czy to wskutek złośliwej przekory, czy zwykłego odruchu, rój wysepek ciągnący się między obiema Łzami zwie się Łezkami, cały zaś obszar żeglarze znają jako Sellevge, co ma się tłumaczyć jako Płacz, czy Wyspy Płaczu, albo po prostu Łzy. Mieszkańcy Łez i Łezek, żyjąc od wieków w bardzo znacznej izolacji nie tylko handlowej, lecz i cywilizacyjnej, wytworzyli społeczeństwo, którego zwyczaje, tradycje i prawa dziwią niepomiernie tych, którzy jakimś trafem zawitają w te strony. Wiele zaś z tego, co trafia na kontynent jako plotki o mieszkańcach Łez, jest niestety prawdą, zaś te budzące największe zdziwienie i abominację – to prawda niekoniecznie wykrzywiona przez naturalną niechęć i odległość.
Klimat na Łzach jest surowy – ponury i paskudny, południkowo rozciągnięty archipelag jest bowiem pierwszym lądem, jaki napotyka na swej drodze, wraz ze swymi polarnymi wichrami, Prąd Północnowschodni. Zimy są mroźne, choć niezbyt śnieżne, lata zaś deszczowe i mgliste. Dłuższe okresy ciągłego słońca zdarzają się w roku co najwyżej przez kilka tygodni. Lud żyje z rybołówstwa (w tym i z wielorybnictwa), pasterstwa i uprawy skromnych płodów roli. Skąpe zasoby i niewielkie powierzchnie terytoriów bytowych uczyniły egzystencję mieszkańców jedną wielką nieustanną walką z głodem, ciężkim klimatem i… sobą nawzajem. Stosunki społeczne są zaś właśnie jedynym bodaj powodem, dla którego warto dowiedzieć się czegoś o Łzach, zanim spotka się na swej drodze qhirę

Na całym archipelagu Sellevge są tylko dwa ośrodki miejskie – Szaruga (Vakharam) na Większej Łzie i Stowichrów (Haast Eren) na Mniejszej Łzie – ale oba w rozumieniu kontynentalnym trzeba by raczej nazwać rozległymi wsiami. W każdej jest całkiem porządny port rybacki, główna karczma i coś w rodzaju urzędu – kamienny jednopiętrowy budynek, w którym sprawy mieszkańców przyjmuje rządca. Społeczeństwo Łez administracyjnie nie jest bowiem niemal w ogóle zorganizowane, poza właśnie faktem, iż Większą Łzą (Sellaig) i północną częścią Łezek opiekuje się rządca Sellaig, zaś Mniejszą Łzą i południową częścią Łezek opiekuje się rządca Sellust. Opieka ta polega głównie na rozsądzaniu sporów, jeśli kto zechce przyjść ze sporem do rządcy, a nie rozwiązać go w tradycyjny sposób, pod osłoną deszczu i nocy. Poza tym w zasadzie rządcy nie mają realnej władzy ani tęsknot do jej wywierania. Brak jest w zasadzie własności publicznej – każdy ma swoje, co oczywiste (zwłaszcza w kontekście bgaan, o czym niżej).
Poza wspomnianymi dwoma miasteczkami zaludnienie ma postać samodzielnych warownych domostw, zaś transport odbywa się albo za pomocą łodzi, albo lądem, jednak na całych Łzach (poza miasteczkami) brak jest dróg standardów wyższych niż ścieżka w kamieniach i trawie, szeroka najwyżej na dwie osoby.
Domostwa mają postać miniaturowych grodów obronnych – otoczone murami z kamieni, z jednym wejściem i punktami obserwacyjnymi, dają schronienie podstawowej i jedynej jednostce społecznej – rodzinie (rozumianej tu jako rodzice z dziećmi oraz najbliżsi krewni rodziców, o ile nie mają własnych dzieci na wychowaniu). Rodzina musi się nieustannie liczyć z widmem głodu oraz koniecznością sąsiedzkiej walki o podstawy bytowe. Mieszkańcy Łez walczą nieustannie o to, co mają: pastwiska, łowiska, drewno oraz bgaan – przedziwnie rozumiany honor. Jest to lud dość prosty, surowy, ktoś powie – prymitywny, czy wręcz barbarzyński. Najwyżej rozwiniętą manifestacją kultury są pieśni żałobne i proste ornamenty w kamiennych węgłach domostw oraz na głazach wyznaczających granice posesji i sporów. Najsilniejszy zaś sprzeciw obrzydzenie budzi specyficzna, często niezrozumiała „etyka”, czy raczej jej brak. [img]https://imgur.com/KXlY62p.jpg[/img]
2. MIESZKAŃCY

2.1. Ludzie

Mieszkańcy Łez reprezentują jeden dość wyrazisty jednolity genotyp. Zarówno kobiety jak i mężczyźni zwykle są dość wysocy i żylaści, włosy zwykle ciemnobrunatne lub ciemnopopielate, charakterystyczne jest też relatywnie wczesne siwienie. Ciekawą cechą urody Łeźców jest karnacja, raczej niespotykana na kontynencie, mianowicie można o skórze Łeźców rzec, że jest szarawa, i w tej barwie rozróżnić odcienie od jasnego, bladego, poprzez średni, nieco zielonkawy, aż po dość ciemny, który można by nazwać śniadym, gdyby nie owa ziemista, szarawa przymieszka. Rysy mają regularne, zwykle raczej dość ostre.
Przyjmuje się zwykle, że Łeźcy są potomkami ludzi, którzy opuścili Ząb Olbrzyma – a wiadomo, że ludność Zębu tworzyli głównie zesłani tam bandyci, więźniowie, niewolnicy i ogólnie element niechciany. Ale również inna koncepcja wydaje się godna rozważenia – szukająca genezy Łeźców w narodzie Uratai. Prawdopodobnie dobrze byłoby typować gdzieś pośrodku i zakładać, że dalekie wschodnie szczepy Uratai zmieszały się jakoś z mieszkańcami Zębu, być może na samym początku okresu zasiedlania tej wyspy, i że mieszanka ta dała początek narodowi sellevgenskiemu z jego genealogiczną specyfiką – ziemisto-szarawym odcieniem skóry, znaczną kondycją fizyczną i wytrzymałością na trudne warunki środowiskowe, przewagą ciemnego koloru włosów oraz pewnymi cechami usposobienia.
O Łeźcach można powiedzieć, że są dość mrukliwi, posępni, niezbyt przyjacielscy oraz nieskłonni do wytwarzania i pielęgnowania bezinteresownych więzi w kręgu szerszym niż powinowactwo drugiego stopnia; że mają w sobie pewną zaciekłość, skłonność do defetyzmu, upór, siłę znajdującą ujście raczej w burzeniu niż budowaniu. W ich codziennym życiu sztuka i szerzej kultura umysłowa nie gra szczególniejszej roli. Działanie artystyczne manifestuje się głównie w obszarze poezji użytkowej i religijnej, w mniejszym stopniu – w ornamentyce przedmiotów codziennego użytku. Kuchnia sellevgeńska jest zdecydowanie niewyszukana i zależy od darów skąpej w tym regionie natury, a składa się głownie z ryb i owoców północnego morza, produktów owczych, z niewielkim udziałem warzyw (owoców w zasadzie brak), oraz zerową obecnością produktów zbożowych (w nieznacznym stopniu tę lukę wypełnia kasza). W określonych porach roku gnieżdżące się licznie na wyspach burzyki sellevgeńskie (shergez) i tarakkeny są źródłem jajek, natomiast mięsa tych ptaków nie je się, gdyż jest nasdmiernie tłuste, ciężkostrawne, śmierdzące a często trujące. Łeźcy przede wszystkim są pasterzami owiec oraz rybakami i wielorybnikami.
W hermetycznym organizmie rodziny też da się obserwować pewne ciekawe cechy. Głową rodziny jest mężczyzna w rozumieniu obowiązków walki i pracy, zaś kobieta z perspektywy czuwania nad zdrowiem i sprawami "rodzinnymi", ale też na linii żeńskiej spoczywa zachowywanie i realizacja czynności wynikających z tradycji religijnych i społecznych. Taka dwuwładza rezonuje z zasadą, że kobieta nie ma uestępować mężczyźnie w wytrzymałości, stanowczości, harcie i decyzyjności (o ile decyzje te są podejmowane w wyznaczonych dla obu płci obszarach).
Geografia społeczna Łez wyraźnie oddaje cechy charakteru ich mieszkańców. Sellevgeńcy nie zwykli raczej tworzyć większych ośrodków, co ciekawe jednak, dominującym organizmem nie jest tu wieś, lecz rodzinny przysiółek – grupa kilku domów, zamieszkana przez określony zasięg krewnych wraz z chudobą, czyli głównie owcami. Przysiółki takie, co ciekawe, zwykle są warowne i same w sobie stanowią rodzaj rodzinnej twierdzy. Na całym archipelagu są dwa ośrodki "miejskie", przy czym lepiej Szarugę (Vakharam) i Stowichrów (Haast Eren) nazwać rozbudowanymi wsiami. Bardzo kiepska jest infrastruktura drogowa – z ośrodków "miejskich" na największych dwóch wyspach archipelagu wychodzą drogi, najczęściej wykladane nieregularnie kamieniami trakty szerokości jednego wozu, ale po osiągnięciu pierwszego skrzyżowania zamieniają się w to, co na Sellevge dominujące – ścieżki, wijące się wśród bardzo niesprzyjającego podłoża, ostrych kamieni wystających z traw, rosnących liszajami na jałowych nierównościach, bądź ścieżki wyznaczające przy okazji granice pastwisk na rzadkich obszarach w większości porosłych trawą.

2.2. Fauna
Qhira – kuna. Na szczycie sellevgeńskiego łańcucha pokarmowego stoi qhira – kuna (a dokładnie jej sellevgeńska odmiana), największy lokalny ssak i największy stały drapieżnik. Nieco mniejsza od swego kontynentalnego odpowiednika, umaszczona popielato, zimą jaśniej. Żywi się wszystkim, co kunie może dać przyroda wysp: jajkami ptactwa morskiego, małymi gryzoniami, rybami i owadami, lecz (co stanowi osobną cechę biomy sellevgeńskiej) w trudniejszych okresach może występować kanibalizm. Kuny żyją w grupach kilkunastu osobników (okresowo łączących się w tzw. gromady), natomiast często spotyka się też kuny żyjące pojedyńczo.
Ayyadh – łasica, drugi tuż po kunie istotny na wyspach drapieżnik. Zachowując proporcje i rozmiary łasicy z borealnych lasów kontynentu, ayyadh współzawodniczy z kunami o dostęp do pokarmu, w tym celu często łącząc się w spore stada. Zimą srebrzystobiała, w mieisącach cieplejszych przybiera umaszczenie w rozmaitych odcieniach rudości i czerni.
Szczur (a dokładnie szczur północny) – w piramidzie pokarmowej stojący pod łasicami i kunami wszystkożerny gryzoń. Na Łzach osiąga rozmiary podobne lub mniejsze do kontynentalnych, choć okresowo spotyka się osobniki o zadziwiająco wielkich rozmiarach, dochodzących do rozmiarów łasic. Szczury na Sellevge bytują głównie w okolicach siedzib ludzkich i rzadko spotyka się je w terenie zupełnie niezamieszkałym.
Tarakkena to największy spotykany w regionie Zęba Olbrzyma i Łez ptak, jednak jest to wędrowny ptak morski i trudno traktować go jako stałego mieszkańca lądu. Przypomina kormorana, lecz jest jest rozmiarów sporego albatrosa. Zwykle ubarwiony na czarno z szarymi końcówkami (łeb, szyja, skrzydła). Licznie gniazduje w północnej części archipelagu Sellevge. Tarrakena, jak wszystkie ptaki morskie, żywi się rybami, lecz nie gardzi również padliną zwierząt lądowych. Sellevgeńcy cenią sobie jaja tarakkeny, lecz ich zdobycie może być wręcz niebezpieczne, gdyż atakująca tarakkena stanowi dla człowieka nie lada zagrożenie zdrowia, a nieraz i życia.
Shergez (burzyk sellevgeński) – rozmiarów sporej mewy ptak morski, gniazdujący na niemal wszystkich wybrzeżach Morza Mroźnego i Sinego, w tym bardzo licznie na Łzach. Ubarwienie szaro-błekitne, w różnych wzorach. Jego jaja są smaczne, lecz sam ptak, jako niesmaczny, zbyt tłusty, a okresowo trujący – jest niejadalny.
Ildiz – zimnolubny gatunek wstęgora, ryba dorastająca do ogromnych rozmiarów, z natury nieagresywna, lecz zagrożona (zwłaszcza latem i jesienią) może zaatakować. Jako że dorosłe osobniki dorastają do ośmiu, a niektóre nawet powyżej dziesięciu metrów długości, zaś ich pokryte ostrą łuską, ziweńczone na całej długości promienistą płetwą grzbietową, w przekroju zbliżone do trójkąta cielska przekraczają 2 metrów wysokości i przekraczają 1 metr szerokości – ildizy cieszą się sławą zwierząt groźnych. Na powierzchnię wypływają na dłużej dość rzadko, a poruszają się charakterystycznymi wężowymi ruchami, przez co ich nieoczekiwane obserwowanie z większej odległości mogło dać początek niektórym żeglarskim legendom o wężach morskich. Takie legendy zresztą są częste i na samych Łzach, a wielorybnicy opowiadają chętnie o ildizach-gigantach, zdolnych opasać masywną dwunastorzędową wielorybniczą łódź i wywrócić ją bez problemu, ranią śmiertelnie ostrymi promieniami łetw piersiowych, grzbietowej i ogonowej. Zwykle mają barwę zbliżoną do barwy Morza Sinego – metalicznie czarno-szaro-brunatną.
Wieloryby są częstymi gośćmi wód okalających Ząb Olbrzyma i Sellevge. Łeźcy łowią tylko te mniejsze gatunki lub młodsze osobniki większych gatunków – z tego powodu, że połowy tych wielkich ssaków realizowane są w zakresie rodziny lub rodzin skoligaconych w drugim stopniu pokrewieństwa, zatem ze zdobyczy skorzysta relatywnie niewiele osób. Wśród rozmaitych gatunków wielorybów szczególną uwagę zwraca jhurdug.
Jhurdug – gatunek niezwykle agresywnego drapieżnego wieloryba, o ostrym wydłużonym pysku zaopatrzonym w trzy rzędy zębów. Oleiście czarne smukłe cielsko dorasta do 12 metrów długości i w zasadzie wraz z niezwykłą szybkością czyni jhurduga zwierzęciem nie do upolowania, choć jego mięso uchodzi za niezwykle smaczne i pożywne. Jest natomiast jhurdug żywym (i aktywnym!) symbolem tego, co w oceanie grozi człowiekowi: chętnie (choć na szczęście zwykle w pojedynkę) atakuje łodzie rybackie, bywa, że usiłuje wskoczyć na rampę łodzi wielorybniczych i zgoła prawdziwe są opowieści, w których celem jego żarłocznej agresji jest człowiek.

2.3. Flora
Najistotniejszą chyba cechą roślinności archipelagu jest jego bezdrzewność. Silne i przeważnie zimne (a w zimie lodowate) wiatry oraz słabe uglebienie skalistych wysp nie sprzyja i nigdy nie sprzyjało zalesieniu. Najwyższymi naturalnymi roślinami są krzewiaste kaliny i jarzębiny oraz niewysokie jałowce, po za tym przeważa trawa, a na obszarach skalistych – mchy i porosty. W Szarudze i Stuwichrach rosną rzadkie dzrewa, głównie świerki, ale najprawdopodobniej nie są pozostałością naturalnego drzewostanu, lecz zostały przywleczone na statkach z kontynentu lub Zębu Olbrzyma, gdzie skądinąd gęste borealne lasy są dość obfite, i skąd zwozi się na Łzy drewno do budowy. Istotnym źródłem drewna jest też drewno wyrzucane przez wschodnie prądy Morza Sinego na zachodnie wybrzeża wysp archipelagu.
Na Łzach nie występują też w zasadzie kwiaty, endemiczne zaś gatunki są nieliczne i niskopienne. Najbardziej charakterystyczne są kwiaty rośliny zwanej tsundvaakh (nazwa pochodząca od *tsum- oraz *vaa(kh-), którą zatem można przetłumaczyć jako "włos(y) córek"), będącej gatunkiem zimnolubnego powoju.


3. ŁZY – OJCZYZNA QHIRIN

Trudności egzystencji i kultura agresji osobistej doprowadziły przez wieki do wytworzenia się nieznanego nigdzie indziej sposobu regulacji ekonomicznych szans na przetrwanie i zachowanie balansu między godnością a wrogością – kontroli liczby obecnych w rodzinie synów względem liczby córek. Powstał zwyczaj, czy może prawo, zwane tu Yertsuumgeb, co można tłumaczyć jako Prawo Trzeciej Córki (dosłownie geb to raczej „rygor”, „zasada”, ewentualnie „ustalona konieczność”). Polega ono na tym, że jeśli w rodzinie z dwiema córkami i jednym synem urodzi się trzecia dziewczynka (w surowszej wersji – gdy jako trzecie dziecko urodzi się córka, a syn jest tylko jeden) – dziewczynkę taką rodzina wychowuje w inny nieco sposób, a w wieku około ośmiu-dziewięciu lat oddaje ją do tak zwanej Zagrody, od tej pory oficjalnie się jej wyrzekając. Brutalne to prawo pozwala na uchronienie się w (zarówno w skali rodziny, jak i wyspiarskiego społeczeństwa) przed niedomiarem mężczyzn, niezbędnych do ciężkiej pracy i stosunków międzyludzkich sprowadzających się do nieustannej wojenki domowej.
Prawdopodobnie była to też pierwotnie odpowiedź na rodzaj genetycznej dysfunkcji, odziedziczonej po przodkach (wydaje się oczywiste, że Sellevgenowie, czyli Łeźcy, pochodzą od mieszkańców Zębu Olbrzyma, ci zaś, jak wiadomo, są potomkami więźniów, degeneratów i ofiar chorób, w zamkniętym społeczeństwie płodzącymi potomków z postępującymi dysfunkcjami genetycznymi, z których przewaga urodzeń córek nad chłopcami mogła zostać odziedziczona przez tych, którzy przedostali się na Łzy). Tak czy siak – w wyznaczonych momentach roku, zwykle o zachodzie słońca dnia dziewiątych (rzadziej ósmych lub dziesiątych) urodzin matki prowadzą swoje yertsumu – trzecie córki – i wśród tradycyjnych ponurych pieśni, charakterystycznych tylko dla tej chwili, oddają je przedstawicielom zagród. Równie częsta jest inna postać tej dziwnej procedury – matki płyną ze swymi trzecimi córkami, by odstawić je do jednej z zagród, na jakąś rzuconą w morze skalistą wyspekę, by nigdy więcej raczej jej już nie zobaczyć. Ten moment jest też przedostatnim, kiedy bgaan pozwala dziewczynce zapłakać. Ostatni może (ale nie musi) nadejść po uroczystościach naznaczenia łasicy na kunę.
Poczucie bgaan – pokręconych zasad honoru – znajduje dla tego procederu mechanizm psychologicznego usprawiedliwienia: matki „trzecich córek” podwyższają wartość rodziny (jeśli zachowają się przy i po tej posępnej ceremonii odpowiednio), rodzina zyskuje wyższą rangę, przy okazji osierocając członka, o którym z definicji sądzi się, że jako trzecia córka będzie najsłabszy, że będzie obciążeniem dla wątłej ekonomii samowystarczalnych a wiecznie zagrożonych bytowo rodzin.
Co dzieje się z trzecimi córkami? Jako się rzekło – trafiają do tzw. Zagród (dhiratów), a to, co się tam odbywa, stanowi w pełni już usprawiedliwiony powód, by Łeźcy na zawsze pozostawali w izolacji od „normalnego” społeczeństwa kontynentalnego. Lecz jakkolwiek oczywisty odruch normalnego człowieka, krasnoluda, elfa czy nawet orka to skrzywienie obrzydzenia na taką „kulturę” oraz zdziwienie – jak to może działać, to warto się zastanowić nad unoszącą się w historii i świadomości Sellevgeńców pamięcią czasów, w których Prawo Trzeciej Córki polegało po prostu na zabiciu trzeciego narodzonego niemowlęcia, jeśli było drugim żeńskim… W tym kontekście współczesna wersja Yertsuumgeb jest paradoksalnie już cywilizacyjnym krokiem naprzód oraz aktem miłosierdzia. Owszem – jak zostało powiedziane, izolowane społeczeństwa, skazane na żywot w granicznych warunkach bytowych, wytwarzają dziwne zwyczaje, lecz (i to jest właśnie najgorsze) najczęściej znajdują one wbrew pozorom jakieś swoje etnologiczne uzasadnienie… [img]https://imgur.com/YmmFlOh.jpg[/img]
4. RELIGIA, WIERZENIA, OBRZĘDY

4.1. Bogowie
Panteon bóstw jest wspólny dla wszystkich ludów Herbii, lecz w oczywisty sposób preferencje danego ludu i struktura kultu różnią się regionalnie. Nic więc dziwnego, że na Łzach doszło do swoistych przeobrażeń wyobrażeń na temat tego, jakie nadprzyrodzone byty przyglądają się nędznej egzystencji tak izolowanego społeczeństwa.
Sellevgeńczycy czczą (czy raczej – uznają) trójcę bóstw, a największą ciekawostką być może jest fakt, że jest wśród nich Garon (znany tu jako Garaan), niemal wszędzie poza Łzami uznawany za bóstwo wyklęte, którego czczenie jest zwykle zakazane. Poza Garaanem w sellevgeńskiej trójcy znajduje się Ul oraz dla chcących badać te kwestie religioznawców niejasna co do tożsamości bogini. Jej imię – Karain – raczej zaciemnia genezę tej postaci, niż ją wyjaśnia, w wyraźny sposób bowiem zdaje się łączyć imiona dwóch znanych na kontynencie bogiń: Kariil, patronki macierzyństwa i plonów, opiekunki głodujących, oraz Krinn, mającą funkcję z gola przeciwną, patronującą pokusie, zwodniczemu i niebezpiecznemu pięknu i zmysłowej przyjemności.
Następną godną odnotowania cechą sellevgeńskiej trójcy jest fakt, iż postrzegana jest (inaczej, niż rysują to teologowie w takich razach) nie jako trójkąt symetrycznych zależności, lecz jako linia, z Garaanem na jednym końcu, Ulem na drugim, oraz z Karain między nimi. Tu również jest symetria, lecz opisująca inną, kolejną istotną tajemnicę, której zrozumienie poniekąd tłumaczy zarówno środkowe ustawienie Karain między bogiem nominalnie dobrym i nominalnie złym, jak i jej samej dwoistą, by nie rzec sprzeczną naturę. Mianowicie Karain jest rozumiana jako łono dla obu swych współbogów – tyle że dla dla Garaana w kontekście gwałtu, supremacji pierwiastka męskiego-wojennego nad żeński-pokojowym, zaś dla Ula w kontekście płodności, wywyższenia kobieta poprzez jej dar rodzenia i płodności. Z perspektywy Ula płodność ta wyraża się mnóstwem ryb, którego skazani na rybołówstwo Łeźcy życzą sobie (w duchu, nie sobie nawzajem) codziennie, z perspektywy Garaana gwalt wyraża się dramatem i przemocą, jaką naznaczone jest istnienie Łeźców, każące im wiecznie walczyć. Czy wzięta w takie dwa ognie Karain ma tu coś boskiego do powiedzenia? – Owszem: jest dla swych czcicieli uniwersalną Kobietą, pozwalającą łączyć w sobie dwie sprzeczne strony natury męskiej: twórczą, zapładniającą Ula, oraz destrukcyjną, gwałcącą Garaana.
Rzuca to pewne światło na zwyczaje Łeźców, w pewien zawiły sposób przenika nawet yertsuumgeb. To matka jest ostatnią bliską osobą, którą widzi trzecia córka. Matka, która ją urodziła, jednoznacznie musi ją teraz osierocić. Łaczy w sobie dar macierzyństwa i przekleństwo konieczności skazania na wieloletni, być może śmiertelny dla swej córeczki, trening qhirin oraz – o ile go przetrwa – na egzystencję kuny, która (co teraz mniej dziwi) staje się antytezą owej karainowej kobiety uniwersalnej: antykobietą. Jej biologiczna kobiecość zostaje wyzerowana, lecz nie zmaskulinizowana. Kuny zazwyczaj nie będą rodzić, nie będą matkami – ale nie przestaną też być kobietami. Stają się idealnym potomstwem dwoistej Karain, zrodzonym niejako z dwóch ojców: z Ula, który stoi po stronie ładu, działania i życia, i Garaana, który stoi po stronie chaosu, niszczenia i śmierci.
Kult na Sellevge nie manifestuje się zbyt nachalnie. W zasadzie nie wznosi się budynków ani innych obiektów sakralnych, w zasadzie brak w społeczeństwie stanu kapłańskiego. Cześć realizuje się głównie prywatnie. Istnieje co prawda kilka punktów w rocznym kalendarzu, w których Łeźcy zwracają się publicznie do swego panteonu, lecz poza tymi „świętami” czy obrzędami wycofuje się – jak we wszystkim – do wnętrz swoich warownych domów. Te święta to:
Ulluthar – pierwszy połów po stopnieniu śniegu na dachu domostwa jest poświęcony Ulowi. Zarówno męczyźni jak i kobiety z rodziny stają na brzegu mrocznego wiosennego morza i recytują mrukliwe inwokacje, zwykle zorientowane na wypraszanie obfitego połowu. Pierwszy taki „ulowy” połów jest chrztem rybackim najmłodszych chłopców, pierwsza sieć z takiego połowu zwracana jest morzu wśród ponurych monodycznych melorecytacji.
Gaarnathar – poświęcone jest Garaanowi. Święto to ma miejsce w noc letniego przesilenia. Urządza się rytualną bitwę między pobliskimi rodzinami, młodzi chłopcy muszą oddać pierwszą krew w walce, dokonuje się przysięg wrogości wobec wybranych wrogów. Jest to również moment, gdy uznanie zyskuje najstarsza córka rodziny, gdy zdecyduje się na spędzenie części tej nocy ze swoim przyszłym mężem. Niejasne pozostają czynności, które się wówczas między dwojgiem młodych odbywają, ale z treści rytualnych formuł można wywnioskować, że dziewczyna ma być silna i gotowa do walki, aby sprostać mężczyźnie, który ma takie same obowiązki. W ich intymności chłopiec jest wszak manifestacją Garaana, dziewczyna zaś – owej dwoistości funkcji jej łona.
Kaarnethar zaś to święto Krain. Nie ma obiektywnie ustalonej daty, w jakimś sensie nie jest też obrzędem publicznym, choć pewne jego akty mają taki wymiar. Otóż zwyczajowo Kaarnethar obchodzi każda dziewica i każda małżonka samodzielnie. Jedynym wyraźniejszym wspólnym działaniem niewiast obchodzących Kaarnethar jest sytuacja zwana osobliwie „Chwilą bez Czasu” (Hammetse Naham) – wychodzą wówczas razem dziewczęta, kobiety i starowinki ze wszystkich okolicznych rodzin, nawet tych najciężej ze sobą skłóconych, by kilka godzin (zwykle nocnych lub w okolicy południa) spędzić w absolutnej izolacji od męczyzn (często w tym celu udają się na jakąś pobliską niezamieszkałą wysepkę). O czym wtedy mówią i co robią – nigdy nikt się nie dowiedział.
Wspomniany brak warstwy kapłańskiej rekompensowany jest tylko w jeden sposób. Otóż – podobnie jak rządcy – w dwóch jedynych ośrodkach miejskich (w Szarudze na Większej Łzie i w Stuwichrach na Mniejszej) powinien przebywać ktoś, kto jest w stanie sprawować kontrolę (często ograniczającą się do kwestii organizacyjnych) oraz posiadać wykładnię religijną wierzeń Sellevgeńców. Osobnik taki zwany jest Bezdzietnym Ojcem i funkcję swą sprawuje (o ile coś mu w tym nie przeszkodzi) dożywotnio. Co ciekawe – Bezdzietny Ojciec jest też jedyną w całym społeczeństwie Łeźców osobą stojącą ponad naturalnymi (czy wręcz obowiązkowymi) na Łzach konfiktami międzyludzkimi. Nie raz wspólnie z rządcą pełni funkcję rozjemcy w sporach, musi też być albo wdowcem, albo mężem bezżennym, albo opuścić swoją żonę, aby pełnić tę funkcję.

4.2. Yghyts (Ghaits, Yghaits)
Obok trzech głównych bogów „oficjalnego” kultu Łeźcy uważają, że istnieją stworzenia zajmujące miejsce między boską bezcielesnością a zdolnością do przyjmowania fizycznych manifestacji. Owe yghyts (też: ghaits bądź yghaits) są może w jakimś sensie odpowiednikiem skrzatów, lecz na Łzach działają wyłącznie negatywnie i zwykle uważa się, że podlegają Garaanowi. Yghyts mają w repertuarze wszystkie te pomniejsze zjawiska losowe, które czynią życie ciężkim, choć mogłoby aż tak ciężkim nie być. Plączą sieci i dziurawią dna łodzi. Przesuwają garnki na paleniskach i plują do ognia. Popychają na śliskich głazach nabrzeża, żeby człowiek sobie skręcił bez sensu kostkę, telepią nieruchomym przedtem kamieniem na ścieżce, żeby człowiek upadł na prostej drodze. Sikają do owczego mleka (przez co śmierdzi i szybciej kwaśnieje), próbują zabić starego człowieka, przestraszyć dziecko, a nawet – pewnie na złość Ulowi i Karain – poplątać rodzące się właśnie uczuciowe powiązanie między dziewczyną i młodzieńcem. Jeśli coś mogłoby się stać dobrego, a się nie stało, lub jeśli byla szansa na coś niedobrego – i się stało, to odpowiedzialność za to spada na yghyts.
Mimo takiej reputacji – duchy te (czy raczej duszki) są w zasadzie jedynym w religii sellevgeńskiej adresatem sakralnych konstrukcji. Ani Garaanowi, ani Ulowi, ani Karain nie stawiają Łeźcy świątyń (co najwyżej ryją w kamieniach znaki dla podkreślenia prywatnej wyjątkowości danego miejsca ze względu na danego boga), a ghaitsom buduje się ich własne „domki”, i to ze sporą dbałością. Taki „domek” nazywa się yddaighyts i ma zazwyczaj postać kamiennego prostokątu (zwł. taki zbudowany na trawie bądź ziemi) lub konstrukcji z płaskiego kamienia pełniącego funkcję daszku, położonego na dwóch bądź trzech innych kamieniach (gdy stawiany w terenie kamienistym). Rozmiarem konstrukcja ta nie może przekraczać w najdłuższym miejscu długości stopy budującego. W ten dziwny, nieco magiczny sposób, „mieszkanko” ghaitsa jest powiązane z tym, kto je zbudował. Może jest to zapomniany sposób na podlizanie się „duszkom” i zawarcie pewnego układu (do dziś lud Łez stara się nie niszczyć yddaighytsów) i wejście z danym yghytsem w pewien osobisty układ: „Ja ci zbuduję domek, a ty NIE będziesz robił mi [tych wszystkich głupich, męczących złośliwości, jakie niesie ze sobą życie] (tu każdy wypełnia swoim własnym problemem).
W efekcie krajobraz geograficzny Sellevge pełen jest małych domków, a krajobraz duchowy – drobnych paskudnych istotek, krążących między wymiarem bezcielesnym a fizycznym w poszukiwaniu drobnych uciążliwości, którymi można by – niczym nakręceniem sprężyny zegara – popychać przykrą egzystencję Łeźców do przodu, tłumaczyć drobne nieszczęścia i zwalać na nie odpowiedzialność za własne niedoskonałości i ich niekorzystne skutki.


5. BGAAN

Kilka słów o specyficznym kodeksie honoru Sellevgeńców może się przydać do zrozumienia nie tylko istoty qhirin, ale i społeczeństwa, które tę dziką tradycję zrodziło. Wskutek tego, że krajobraz Łez jest dla ich mieszkańców trudny, bezwzględny i wymagający – oczywistym niech będzie na początek, że i ich sposób życia taki jest, a więc i to, co je reguluje. Potrzeba zachowania godności jednostki jest naturalna dla każdego społeczeństwa, nawet jeśli manifestuje się jedynie odruchem bronienia swojego przez zakusami innych. Wiadomo, że „moja” owca, ziemia i dziecko są dla mnie ważniejsze, niż „twoje”. A zatem w sporze – „ja” ma rację. Prowadzi to z jednej strony do stanu nieustannej waśni, z drugiej strony – każe pozostawać czujnym i zdystansowanym. Dodatkowo zaś życie na Łzach jest raczej życiem w potencjalnej stracie, niż w potencjalnym zysku. Te dwie cechy – hermetyczność rodziny i codzienność straty, jako największą wartość wskazuje zachowanie swego oraz przetrwanie. W takich warunkach naturalnym wydaje się, że można zabić zarówno w odwecie za zabójstwo, jak i w odwecie za kradzież rybackiej sieci. Aby społeczeństwo po prostu się nie pozabijało, potrzebny jest w miarę prosty system norm, których trzeba się trzymać bez względu na sytuację.
Bgaan nakazuje więc przede wszystkim nie objawiać bólu spowodowanego stratą – gdyż w rozumieniu Łeźca powiększa on samą stratę. Kto stracił owcę i objawia z tego powodu smutek (mimo że została mu tylko jedna i w przyszłym sezonie zagrozi mu śmierć) – ten jakby stracił dwie owce. Aby uczynić to oczywistym – łkający Sellevgeńczyk… faktycznie powinien się pozbawić tej drugiej owcy. Dramatycznie prosty mechanizm wymusza więc przyjmowanie straty z kamienną obojętnością uczuć, z wyższością wobec tej straty. Ale w głębi duszy uczucia te pewnie się pojawiają – bgaan podpowiada zatem też, jak je skanalizować: należy… posiąść tę drugą straconą owcę. Bilans wypada więc tak: masz dwie owce – jedną szlag trafił. Kto nie beczał – ten rusza do sąsiada po jego owcę, nieważne bowiem, jak to wygląda okiem sąsiada – ważne, żeby dalej mieć dwie owce. Ale jeśli po stracie jednej z dwóch owiec okażesz słabość i żal z powodu tej straty – godzi się, abyś stracił i tę drugą owcę. W tej sytuacji należy również udać się do sąsiada i capnąć mu owcę, aby mieć choć jedną, gdyż należy zakładać, że sąsiad przejął tę owcę, której się pozbawiłeś w imię kary, jaką bgaan nakłada za pokazany w słabości żal po tej pierwszej…
Powie ktoś – nie ma to sensu. Owszem, w tradycyjnej ekonomii – ani trochę. Można rzec, że bgaan wymusza ekonomię dziecięcą: nieważne co się stało – muszę mieć owcę. A że nie moją – to trudno. Nie wypada też płakać po owcy, bo udawanie, że nic się nie stało, zmniejsza tę stratę. Dodatkowo zaś bgaan wymusza umiejętność ukarania samego siebie za okazaną z powodu straty straty słabość. Lepiej więc nie płakać po tej pierwszej straconej owcy. Czy jest to myślenie cywilizacyjnie infantylne? Owszem – albowiem cywilizacyjnie Łeźcy pozostają na poziomie pewnego niedorozwinięcia; dzieje się tak jednak z powodu warunków, w których przyszło im bytować: w tych warunkach nie sposób bowiem rozwijać społecznej cywilizacji powyżej bardzo skromnego poziomu możliwych do posiadania dóbr. Jeśli ktoś chce brutalniejszego porównania – społeczeństwo Łez podobne jest do społeczeństwa przerośniętych dzieci w sierocińcu. Nie sposób być realnie bogatym – należy to zatem wynagrodzić życiem w pogardzie dla swojej straty przy jednoczesnej sile, manifestującej się gotowością do zadania straty każdemu innemu.
Zasady bgaan można więc streścić tak:
1. Strata i żal towarzyszą ci na każdym kroku. Publiczne uleganie im to słabość i dodatkowa strata. Publiczna obojętność wobec nich to siła i szansa na uchronienie się przed tą stratą.
2. Nie daj po sobie poznać, że bolejesz nad brakiem i stratą.
2.1. Jeśli inni widzą, że strata cię nie rusza – należy ci się nagroda. Godzi się po nią sięgnąć, gdziekolwiek się znajduje.
2.2. Jeśli inni widzą, że strata jest silniejsza od ciebie – nie jesteś godzien tego, co sprawiło ci taki ból, że musisz go pokazywać po sobie. Odbierz sobie coś za karę.
3. Jeśli taka na siebie skierowana kara boli cię jako strata – znów skrewiłeś. Ale jeśli przyjmujesz ją sam z godnością (czyli obojętnością) – należy ci się nagroda (patrz. 2.1.)
4. Nie objawiaj zbytnio ciepła ani uczuć – ciepło i uczucia to spory wydatek, ich zbyt łatwe rozdawanie to jak wywalanie złowionych ryb z powrotem do morza albo marnowanie drewna na ognisko rozpalone poza namiotem, w którym marzniesz.
4.1. Jeśli spotka cię od kogoś coś złego – nie dziw się. Po prostu wywrzyj i na nim tę stratę.
4.2. Jeśli spotka cię od kogoś coś dobrego – weź to. Będziesz miał czegoś nadmiar i twój zysk będzie większy. Ale tym nieoczekiwanym zyskiem się nie wzruszaj, bo oddajesz coś w ten sposób i zmniejszasz ten zysk.
5. We wszystkim godzi się zachować powściągliwość, umiar, skąpstwo i oszczędność (nie wiadomo skąd i kiedy przyjdzie strata). Choćby nie widzieć jakie uczucia i dobro działało między ludźmi – ostatecznie każdy najbardziej ma prawo kochać siebie, wybierając w życiu wedle swego dobra: żonę czy męża, kolor wstążki na uroczystość, sposób rozliczenia swoich strat i zysków. Tak jak każda kropla, nawet połączona z innymi w strumyk, płynie zawsze ze względu na swoją przewidzianą dla niej najbliższą drogę w dół, tak i człowiek prędzej czy później dokonuje wyborów poprzez swój zysk. Jeśli zaś wybiera stratę – to niechaj się o tym nikt nie dowie.
6. Cokolwiek zdobędziesz – nie chlub się. Czy ułożyłeś piękną pieśń, czy urodziłeś zdrowego chłopca – jeśli chcesz się przed innymi chwalić, że to twoja zasługa – zostanie ci to odebrane. A jak się chwalić nie będziesz – brak uznania dla tych osiągnięć nie będzie twoją stratą.


6. QHIRIN I ZAGRODY

Zagroda, inaczej dhirat, to miejsce, gdzie trzecie córki przechodzą trening, zwany qhirin. W okresie „treningu” zwie je się „łasicami” (ayyadh). Ta, która przeżyje kilka (zwykle sześć do ośmiu) lat tego, co ją tam czeka, staje się qhira – „kuną”.
Podczas Świtu Trzeciej Córki (co zastanawiające – odbywającego się o zachodzie słońca w dniu dziewiątych zwykle urodzin) yertsumu tracą nadane im przy narodzinach imiona i pozostają bezimienne, dopóki w wyznaczony przez nauczyciela sposób nie zasłużą na nowe miano. Ono zaś zwykle brane jest wprost jako nazwa rośliny, zwierzęcia bądź naturalnego obiektu krajobrazowego czy zjawiska pogodowego.
Zagród jest wiele (szacuje się, że dobre parędziesiąt), liczebność łasic w dhiracie waha się od pół tuzina do dwóch tuzinów. Zagrody najczęściej zajmują całą jedną z setek skalistych wysepek archipelagu. Jedna Łezka na jeden dhirat. Wysepka, zagubiona na sztormowym morzu wśród deszczów i mgieł stanowi samoistne więzienie. Poza łasicami przebywa w nim (rzadko dzień po dniu na stałe w całym składzie) grono Prowadzących. Mieszkają w jedynym często porządnym budynku Zagrody i – opłacani żywnością i swoistą sławą przez Łeźców – są odpowiedzialni za to, by w najbliższe kilka lat z łasicy zrobić kunę: pozbawioną uczuć, poczucia własnej wartości i godności, niezdolną do normalnego funkcjonowania w społeczeństwach, stroniącą od przyjaźni, a tym bardziej szalonego pomysłu zakładania rodziny, perfekcyjną maszynkę do zabijania.
Surowość treningu w sensie fizycznym bez problemu dorównuje najcięższym metodom krasnoludzkim, nadto kilkuletnia katorga ma tak samo na celu wytrenowanie najlepszych, co naturalną eliminację tych gorszych. Jeśli umrą z wycieńczenia lub dadzą się zabić podczas pokręconych zadań – nikt za nimi nie będzie płakał. To ultimatum staje się odtąd podstawową prawdą łasicy: nikt po tobie nie zapłacze, więc giń, albo zabij pierwsza. Na kim mają to ćwiczyć, jak nie na sobie nawzajem?… W tym sensie qhirin można nazwać najcięższym treningiem bojowym na świecie – raczej w żadnym treningu bowiem nie zakłada się, że śmierć z powodu „przetrenowania” jest naturalną jego składową. Innymi słowy: tam, gdzie na świecie zwykle najpierw uczeń i jego możliwości, a wedle tego trening, tak tutaj najpierw konieczności treningu, a wedle tego – los ucznia.
Gorszym chyba zaś nawet od treningu fizycznego jest budzący odrazę i przerażenie trening psychiczny. W zasadzie jest to rodzaj prania mózgu, sprowadzający się do tezy „Nie czeka cię od nikogo nic dobrego. Ty też nie marnuj cennych sekund na bycie dobrą – każda z tych sekund może przynieść ci śmierć, a przez to hańbę twojej Zagrodzie”. W konsekwencji dziewczynkom w wieku formacyjnym, w którym wytwarzają się podstawy postaw społecznych i kiedy budowana jest najważniejsza część własnej wartości, wyrywa się z korzeniami kluczowe mechanizmy etyczne i społeczne. Zaciera się kryteria dobra i zła, w miejsce, gdzie inni pielęgnują odruchy miłosne i prospołeczne, wtłacza się przekonanie o nieustannym zagrożeniu, niszczy poczucie własnej wartości i godności w imię zachowania życia za wszelką cenę przy jednoczesnym przekonaniu o tym, że jest się nic nie wartą, o ile nie zaatakuje się pierwsza. Kary, pozbawione przyczyny, i niemal niemożliwe do zdobycia nagrody niszczą psychologiczne warunkowanie mechanizmu nagrody i kary, a w konsekwencji – występku i zasługi.
Łącznie obie ścieżki treningu obfitują w sytuacje, zadania i praktyki budzące sprzeciw u zdrowego człowieka. W ciężkich i bez tego warunkach klimatycznych i bytowych w zagrodzie, bez powodu wybrane łasice wysyła się na spanie na dworze, napuszcza się na siebie i skłóca (przekazując jednej informacje o tym, że inna dostała zadanie wywarcia na tej pierwszej aktu przemocy, lub że pozorna przyjacielskość (podczas gdy jest być może przyjaźnią faktyczną) koleżanki jest jej umiejętną grą, bo dostała zadanie, by oszustwem i zdobytym zaufaniem posłużyć się do wykonania jakiegoś haniebnego zadania przeciw tej drugiej), co wzmaga niezdolność zaufania i stworzenia więzów (przydatne również jako ochrona przed buntem w zagrodzie), karze się głodem i dodatkowymi ćwiczeniami, zmusza się, by samodzielnie wyznaczały inne do bezprzyczynnej kary, zmusza do egzekwowania kary za przegraną, i wiele innych podobnych, w przypadku zasługi jednej – nagroda polega na możliwości wpierw zadecydowania, czy kara bądź nagroda należy się jej, czy innej, a następnie wylosowania kary bądź nagrody (dla siebie bądź innej, wedle wcześniej decyzji).
Bardzo ważną częścią mechanizmu qhirin i życia zagród są zawody. Dhiraty konkurują ze sobą, gdyż często są sprofilowane według stylów walki, preferowanych rodzajów oręża i niuansów dogmatu qhirin, jaki wpajają. W ciągu roku odbywa się kilka do kilkunastu spędów łasic (zwanych vaadhrit) z różnych zagród. To ważne momenty – zwycięstwo łasicy z danego dhiratu jest momentem chwały również dla zwycięskiej łasicy. Często są to walki na śmierć i życie, więc porażka znajduje wystarczające napiętnowanie w wyzionięciu ducha.
Wiele łasic (zwłaszcza młodszych) nie jest w stanie przetrwać – umieranie wycieńczonych qhira jest w zagrodach normalną częścią edukacji. Nie wolno opłakiwać koleżanek, w ogóle nie wolno płakać – już choćby sam kodeks bgaan nakazuje to wystarczająco. Kto przeżyje – zasługuje jedynie na dalsze istnienie jako lepsza, silniejsza, wytrzymalsza i lepiej przygotowana kuna w przyszłości.

7. QHIRA. ŻYWOT KUNY

Koniec morderczych kilku najważniejszych lat życia sellevgeńskiej trzeciej córki następuje w różnych Zagrodach w różnym wieku, lecz zwykle siedemnastoletnią łasicę uważa się za zbyt starą. Zakończenie dhiratu jest jednym z niewielu momentów nienacechowanych dramatem. Zawsze ceremonia naznaczenia łasicy na kunę zawiera umieszczenie na jej ciele symbolu graficznego danej zagrody. Najczęściej jest to tatuaż (na czole, innych częściach twarzy, rzadziej w innych widocznych miejscach ciała) i skaryfikacja (głównie twarzy i dłoni), zdarza się też murzugun – swoiste połączenie powyższych, czyli (unikalna dla Łez) praktyka tatuowania na bliznach, poczynionych wedle określonego wzoru wskutek skaryfikacji; w kilku zagrodach stosuje się wypalanie piętna. Często dochodzi do tego obowiązek noszenia medalionu lub innego amuletu. Kuna dowiaduje się też poprzez specjalne formuły tego, co wie od dawna: że jest warta tyle, co jej zdolność przeżycia i zabicia, że ma zapomnieć o sobie, gdyż jest wyłącznie orężem i tyle jest warta, co jej miecz czy włócznia, że jedyne co naprawdę posiada, do obowiązek godnego reprezentowania swojej zagrody i że po zhańbieniu, jeśli jest owo zhańbienie jest niemożliwe do odpracowania, lepiej popełnić rytualne samobójstwo; że najpewniej będzie komuś służyć i że po zadaniu wraca do swego właściciela tak, jak po walce miecz wraca do pochwy, ale że jednocześnie żadne większe przywiązanie nie ma wartości i nie można do niego dopuścić, aby nie stać się słabszym z powodu względów dla innej osoby.
Po ceremonii kuna dostaje właściwy dla danej ścieżki edukacyjnej oręż – zasadą jest tu, że wartość oręża zależy od stopnia zasług w turniejach vaadhri oraz uzyskanej w trakcie lat szkolenia opinii – oraz łódkę. Ta łódka to pierwsza (nie licząc podróży na inne wysepki archipelagu w celach odbycia zawodów) sposobność opuszczenia Łezki zagrody – i jedyna droga do świata.
Dokąd może popłynąć kuna? Może wrócić na Łzę, gdzie zasili prywatny zastęp jakiejś rodziny, prowadzącej akurat bardziej zaangażowaną walkę z inną rodziną. Może popłynąć na Ząb Olbrzyma, gdzie będzie pełnić funkcję oręża dla tego, kto ją wynajmie. Bywa też, że z Zębu kuna wyrusza na kontynent, szukać zarobku i sposobów realizacji obowiązku służenia dogmatom swojej zagrody. Spotyka się kuny więc i na kontynencie, gdzie pełnią różne role wynikające z ich niepowtarzalnego wyszkolenia – a jeśli jakiś władyka chciałby przedsięwziąć większą kampanię, a nie martwić się o los swojego wojska, może wręcz zebrać oddział kun. Jedzą mało, wytrzymują bardzo dużo, a ich śmiercią można się przejmować tyle, co pęknięciem miecza. Z tego też powodu gdyby kto zakładał prywatną arenę i gromadził walczących, by za pieniądze gawiedzi łomotali się na najróżniejsze sposoby – kuna wydaje się być najoczywistszym wyborem na zawodnika. A dwie kuny walczące ze sobą…! Ponoć świetnie taki proceder wychodzi w dużych, zwłaszcza portowych miastach, od Hollar aż po Ujście. Widywano też kuny w załogach pirackich na wodach Archipelagu.
O kunach sądzi się też powszechnie, że są aseksualne. Sugeruje to zarówno prezencja (chyba nikt nigdy nie widział u kuny tkanki tłuszczowej czy piersi, ani kobiecego zachowania), jak i to, co się mówi w tym temacie o wychowaniu w zagrodach: że piersi ściska się ciasno specjalną materią, że naturalnie pojawiające się w tym wieku zainteresowanie seksualne kierowane jest na agresję, w najgorszym razie – na autoagresję, że łasice poddawane są jakimś tajemniczym operacjom, przez które tracą atrybuty kobiecości w kontekście rozmnażania – wiadomo, że w tym „co się mówi”, jest tyle samo fantazji, ile realnych podstaw dla takich fantazji.
Obywatele normalnych kontynentalnych społeczeństw brzydzą się kunami, lecz rozumieją ich chwilową skuteczność, a ohydne pochodzenie i natura ich kasty wzmaga naturalny ochronny dystans, pozwalając zwykłemu człowiekowi nie zastanawiać się do głębi, jak pokręcone tradycje i uwarunkowania społeczne doprowadziły do powstania i prosperowania tego ze wszech miar zastanawiającego, fascynującego, a przecież budzącego sprzeciw i niesmak obyczaju z dalekich Łez.


8. TROCHĘ WIĘCEJ O QHIRIN

8.1. Żywienie i opieka medyczna w zagrodach

Życie łasic przebiega najczęściej na granicy niedojadania oraz na granicy tolerancji zimna. W diecie przeważa to, co w oczywisty sposób przeważa również w diecie Łeźców: z mięs ryby i inne organizmy morskie, oraz baranina, z warzyw brukiew, seler, groch, natomiast brak jest produktów zbożowych. Karmi się je regularnie i bardzo skromnie, lecz bardzo często również wstrzymuje żywienie; na jeden posiłek albo na kilka dni. Nie zawsze jest to kara, zwykle po prostu część treningu, pewnie wynikająca z założenia, że nawet w niedoborze energii przyszła kuna musi być sprawna i funkcjonalna. Podobną funkcję zdaje się pełnić tendencja do tego, by w nieprzychylnym klimacie Sellevge łasice hartowały swe ciała na chłód, deszcze, śniegi i mrozy. Codziennym strojem łasicy jest prymitywne giezło albo stroje pozszywane ze skór; łasice rzadko noszą obuwie, a dodatkowy płaszcz czy koc przydzielany jest tylko wtedy, gdy temperatura groziłaby masowym zamarzaniem.
Pochopne pogłoski o tym, że sprawność kun ma swe źródło w faszerowaniu łasic narkotykami (mówi się zwłaszcza o popium i płatku) to brednie, sprzeczne z etosem qhirin. Cóż by to był za wojownik uzależniony od dziecka od środków pobudzających, a bez nich właśnie niewydolny i myślący o zaspokojeniu narkotycznego głodu? Łasice w trakcie swojej edukacji nie uświadczą żadnej używki. Natomiast inną kwestią są rozmaite tajemnicze dekokty, w których specjalizują się wybrani naqharowie. Archipelg Łez, a dodatkowo flora i mykoflora Zębu Olbrzyma, dostarcza nieznanych na kontynencie roślin, mchów i grzybów. Mówi się, że naqharowie-medycy potrafią sporządzać z nich unikalne sellevgeńskie specyfiki przyśpieszające gojenie, wzmagające odporność na zimno i ból, wzmagające skupienie, zmieniające na całe życie mechanizmy równowagi hormonalnej, zwiększając produkcję testosteronu i progesteronu, w kontrolowany sposób zaburzając produkcję estradiolu i prolaktyny – ale nie poprzez mechanizm uzależnienia, a wtórnej ewolucji, trochę w taki sposób, w jaki zwiększenie spożycia marchwi czyni skórę ciemniejszą a orzechy podnoszą koncentrację, w jaki zwykłe warzywa poprawiają wzrok, układ krwionośny, jakość włosów, swobodny oddech, przemianę materii itp.. Łasice nie otrzymują tej wiedzy w trakcie qhirin – stając się kunami są, można powiedzieć, po prostu zdrowszymi i silniejszymi, bardziej odpornymi i szybciej regenerującymi się organizmami w sposób analogiczny do tego, że mieszkańcy terenów górskich cieszą się lepszym zdrowiem i siłą niż mieszkańcy terenów bagiennych. Odpowiednim ziołom i ogólnie – niezwykle restrykcyjnej diecie w wieku formowania się biochemii młodych organizmów – zawdzięczają takie typowe cechy kun, jak słabe wykształcenie żeńskich cech płciowych (w tym rzeczywiście bezpłodność) czy łatwość zamiany tkanki tłuszczowej na mięśniową. Faktem też jest, że naturalna "szarość" karnacji mieszkańców Łez u kun zostaje pogłębiona.

8.2. Naqhar – Prowadzący

Rola naqhara w społeczeństwie Łez jest szczególna. Z jednej strony trudni się on procederem, który nawet oddająca trzecią córkę matka postrzega jako powód do smutku, z drugiej strony przyczynia tym matce i rodzinie chluby, nadto zaś jest specjalistą od tego, co Sellevgeńczyk ceni: od brutalnej walki i pogardy dla śmierci przy jednoczesnej pełnej umiejętności zachowania swojego życia kosztem czyjegoś innego.
W istocie – walka jest ważna dla społeczeństwa Łez i naqharowie są umiejętnymi specjalistami, by nie rzec mistrzami, w swoich stylach walki i preferowanych broniach. Rekrutują się spośród osób, które albo z jakichś powodów nie mają dla kogo walczyć (rodziny sellevgeńskie wszak nieustannie prowadzą z kimś jakiś bój), albo po prostu wybrały życie nauczyciela łasic. Taki wybór motywowany jest najprawdopodobniej faktem, że każda zagroda wytwarza coś w rodzaju swojego etosu, oprócz nacisku na mistrzostwo w danym stylu walki czy w danym orężu przekazuje też własny odcień zarówno samego qhirin, jak i ogólnych zasad – rodzaju autorskich, zagrodowych modyfikacji bgaan. Może pojawić się pytanie, czy naqhar to zawód, misja społeczna, czy powołanie… Otóż najsłuszniejszą odpowiedzią jest, że wszystkiego po trochu. Społeczna misja naqhara wynika z Prawa Trzeciej Córki, to zaś – wraz z koniecznością treningu qhirin – wynika z charakterystyki mechanizmów społecznych (nieustannej wojny między rodzinami i rodami). W efekcie generuje to niejako nadpisany temu społeczeństwu potencjał w postaci kun, których umiejętności przewyższają umiejętności walczących między sobą Sellevgeńczyków. Taka wartość dodana (zgodna zresztą z podstawową koncepcją bgaan) naturalnie staje się dobrem eksportowym, ten zaś fakt stymuluje konieczność podnoszenia standardów, manifestującą się zawodami vaadhri, co z kolei nakłada obowiązek doskonalenia na samych naqharów – i tak koło się zamyka.
Naqharowie to zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Często mają doświadczenie medyczne w zakresie pozwalającym obsłużyć nieustanne szkody na ciele, jakich doznaje łasica w trakcie bytności w zagrodzie. Są też naqharowie w pewien sposób niezłymi psychologami, z tym że jest to, by tak rzec, psychologia negatywna. W danej zagrodzie nie ma w zasadzie najczęściej jednego przywódcy, najważniejszego naqhara. Raczej „kadra” dzieli się zadaniami według swoich umiejętności. Zwykle jest to dwóch do czterech od podstawowego treningu fizycznego i bojowego, ktoś od spraw żywieniowych i medycznych, czasem do tego ktoś zajmujący się osobno psychologiczną i „etyczną” (t.j. związaną z łasiczym i kunim etosem) stroną qhirin.
Najczęściej zagrody zajmują cały obszar rzuconej w morze wysepki. Wystarczy powierzchnia osady (w kontynentalnym rozumieniu osady – areał kilkunastu zagród). Na tej powierzchni wysepka zagrodowa ma kamienne budynki mieszkalne dla naqharów i – zależnie do zagrody – rzadziej także i dla łasic. W większości zagród łasice śpią w namiotach.
Naqhar, oprócz własnych zarobków zdobywanych samodzielnie za rozmaite zlecenia (zwykle jest wszak wolnym wojownikiem do wynajęcia), jest przede wszystkim naqharem. Profesja ta jest źródłem jego społecznego uznania (choć jest to uznanie naznaczone pewnym dystansem) oraz utrzymania. Należy mieć w świadomości, że nauczyciele łasic nie mieszkają w zagrodzie na stałe, jak one same – lecz w osadach na normalnie zamieszkałych Łezkach i obu Łzach, a kamienne budynki swojego dhiratu zajmują na dzień, czasem więcej, zależnie od roli każdego z nich w cyklu treningów. Rodziny, których trzecie córki przebywają w dowolnej zagrodzie, znoszą naqharowi mieszkającemu w pobliżu żywność i podstawowe materiały. Kodeks bgaan tłumaczy to w kontekście straty tak, że gdyby trzecie córki pozostawały w domach, zużywałyby dalece więcej dóbr, niż te drobne nakłady ofiarowane naqharom. Dodatkowo należy mieć w świadomości, że jeśli naqharowie nie będą przez dłuższy czas otrzymywać żywności dla łasic – w danej zagrodzie zacznie panoszyć się głód. Głodzenie łasic za karę to jedna sprawa, ale „w sposób niekontrolowany” głodująca łasica nie będzie dość silna, by sprostać treningom. Jeśli zginie – to mniejsza strata. Ale jeśli przez to obniży rangę zagrody w zawodach dhiratów, spadnie splendor i tej zagrody, i jej naqharów, i ochota mieszkańców do przyczyniania się do tego splendoru.
Naqharów obowiązuje też niepisany kodeks, nieco tylko różniący się ze względu na daną zagrodę, a trzeba wiedzieć, że raczej nie zdarza się, aby jeden naqhar działał dla więcej niż jednego dhiratu. Naqhar w jakimś sensie utożsamia się ze swoją zagrodą, inwestuje w swoje łasice wiele trudu i własnych umiejętności, i nic dziwnego, że taką rolę gra obowiązek zachowania etosu zagrody, nałożony na całe życie kunom. Tłumaczy to też wpajane sposoby zachowania w przypadku złamania tego etosu. Sprzeniewierzenie się mu jest rozumiane jako niegodziwość, i zwie się zaig.


8.3. Zaig – zhańbienie swojego dhiratu

Prawidła, zachowania i obowiązki, wpajane podczas qhirin mają funkcję zorganizowania znacznej części egzystencji fizycznej i psychicznej przyszłej kuny, ale nade wszystko stanowią o jej stylu walki i sposobie rozwiązywania problemów przewidzianych dla życia kuny. Kuna najczęściej dlatego jest kuną, że nie tyle przeszła, co przetrwała lata treningów, i raczej na pewno jest wielce biegła w technikach bojowych, które jej wpajano. Rozumie więc sukces jako naturalne potwierdzenie swych umiejętności oraz poziomu swej zagrody (zgodnie z bgaan – sukcesu tego nie należy fetować publicznie), a porażkę rozumie jako przekreślenie nie tylko swoich szans na przeżycie, lecz i przekreślenie tego, co zainwestowała w nią jej zagroda, oraz jako poważne poddanie w wątpliwość w ogóle sensu i uzasadnienia jej życia, gdyż przecież „kuna jest warta tylko tyle, ile skuteczność jej oręża”.
W przypadku zaig kuna ma zasadniczo dwa wyjścia: rytualne samobójstwo, albo zgłoszenie swego przestępstwa do zagrody zanim wieść o zaig trafi tam sama. Jak ta wieść miałaby dojść? Otóż po znakach przynależności, jakie pozostawia się na ciele kuny, identyfikujących ją z daną zagrodą. Oczywiście w szerokim świecie mało kto zna wszystkie te znaki (choć, z drugiej strony, niektóre są, owszem, rozpoznawane), mało też kto miałby ochotę informować daleką wysepkę o tym, że jakaś bezduszna maszynka do zabijania zapłakała albo przegrała pojedynek przez głupotę. Ale zasady są zasadami, a silnie wpojone w umysł kuny – najczęściej przynoszą skutek.
Co podlega kwalifikacji jako zaig? Najczęściej jest to zbyt znaczne objawienie słabości: płacz, wahanie, żal, dokonanie wyboru ze względu na dobro i zło, przejęcie się czyimś losem takie, że sama kuna doznaje z tego powodu straty lub uszczerbku. Może też nim być sytuacja, w której walka toczy się w imię zasad dhiratu, i walkę taką kuna przegra – co rozumie się jako zdradę swego dhiratu.
Z rytualnym samobójstwem zaś jest tak, że jako obowiązkowa reakcja na zaig liczy się wtedy, gdy ma postać śmierci w walce. Podcięcie sobie gardła w ciszy na ustroniu to prywatny pomysł kuny i w jej rozumieniu nie tylko nie zdejmuje z niej hańby, lecz ją podwaja (jako nieusprawiedliwiona, nieprzynosząca zysku strata). Jeśli jednak w takiej walce zamiast zginąć kuna wygra – plama na honorze znika.


8.4. Kuna w świadomości mieszkańców Herbii

Szacuje się, że tradycja qhirin rozwija się od ponad trzech-czterech wieków. Nic dziwnego, że niejedna kuna, którą wiatry i poszukiwanie zarobku zaniosły na kontynent, w taki czy inny sposób wplotła swe losy w tkaninę historii powszechnej – oczywiście w jakimś jej lokalnym zakresie. Z drugiej strony – trudno dziś stwierdzić z historyczną pewnością i kronikarską precyzją, jak to dokładnie w tej czy tamtej opowieści było.
W pewnych przekazach na temat Rewolty z lat 1232-1235 można spotkać ciekawy wątek, opisujący straceńczą misję dwóch dziewczyn niejasnego pochodzenia. Oficjalnie – waleczne lokalne patriotki, zdjęte troską o los pobratymców, powiodły grupę mężczyzn na silnie strzeżone magazyny żywności, w których zabarykadował się wraz z wiernym oddziałkiem jakiś lokalny magnat. Nieoficjalnie – działały wynajęte przez innego lokalnego magnata. Nie w tym rzecz – a w tym, że skąpe opisy sugerują ich sellevgeńskie pochodzenie i qhirinistyczny trening. Wysokie, chude jak deski, sprawne jak rysie i brutalne w stopniu trudnym do pojęcia nawet dla snujących te opowieści wojaków. Ponoć twarze ich szpeciły jakieś symetryczne rytualne blizny, ponoć służyły jakiemuś niejasnemu kodeksowi. Ta sama rewolta, zakończona krwawym stłumieniem buntowników, jest miejscem dla opowieści o egzekucji podobnie wyglądającej dziewczyny. Podobno ku zdziwieniu katujących ją przedtem oprawców przetrwała tortury zaplanowane jako śmiertelne, ponoć wywalczyła w ten sposób prawo do zamiany stryczka na publiczną walkę, ponoć walka ta – z przeciwnikiem dalece ją na oko przewyższającym siłą i sprawnością – trwała cały dzień (bardziej fantazyjna wersja mówi, że dwa dni) i zakończyła się śmiertelnym remisem.
Jest też wzmianka z 1267 roku II E. w kronikach Wojny Północy o oddziale żeńskim wewnątrz jednej z kompanii kerońskich. Niedościgłe w waleczności podlotki dały się też poznać jako niedostępna hermetyczna grupa, mówiąca trudnym do zrozumienia dialektem wspólnego. W tych opowieściach pojawia się w różnych wersjach motyw sprzeciwu wykonania zadania (prawdopodobnie wskutek celowego szkalowania imienia ich zagrody przez dowódcę, co przekracza nakaz kuniego posłuszeństwa wobec zadania). Dowódca ponoć przełknął ten afront, powierzając oddziałkowi dziewczyn inną misję. Przyjęły je, a po wykonaniu zniknęły akurat w momencie, gdy znaleziono dowódcę z poderżniętym gardłem. Jedynym śladem po dezerterkach-morderczyniach był charakterystyczny ich wygląd – nosiły się bardzo lekko mimo zimowej pory i miały tatuaże na twarzach – różne wzory, ale podobny styl wskazywał na podobne pochodzenie.

Z roku 25 III Ery i lat następnych pochodzi lepiej już udokumentowana pogłoska o samotnej wojowniczce, mordującej według niejasnego klucza osoby zamieszane w bunt niewolników w okolicach Varulae. Opisem pasuje do poprzednio opisywanych postaci, tę jednak wyróżnia dodatkowo fakt, iż nikt jej nie widział w szczegółach – zawsze przemykającą wśród cieni, zaś jej ofiary, z oczywistych względów, miały z nią kontakt na krótką chwilę przed okrutną śmiercią – z wyjątkiem jednej, która ponoć zniknęła razem z samą morderczynią. Dalszy jej los tropić można w elfich dokumentach pozostałych po łowcy głów, zatrudnionym przez kogoś z fenisteańskich władz państwowych: razem z niedoszłą ofiarą widziano ją więc najpierw w Meriandos, potem na traktach okalających górę Erial, a potem pojawia się wzmianka, datowana na rok 31 E.III, w której stwierdza się dotarcie do służącej oficjalnie ludziom wiedźmy pod Heliar, która miała przyjmować poród „dziwnej kobiety, całej w tatuażach, małomównej i wielce cierpiącej, która w obecności szlachetnie wyglądającego męża urodziła martwe dziecko, po czym sama zmarła wskutek komplikacji okołoporodowych, ciała zaś jej mąż nie pozwolił poddać zwyczajowym procedurom funeralnym, wywożąc je gdzieś razem z ciałem niemowlęcia”.
W głębszych pokładach ludowej świadomości od wieków tlą się ślady obecności dziwnych samotnych najczęściej dziewcząt lub młodych kobiet, które najczęściej grają zdeformowaną wskutek zawiłości myśli ludzkiej rolę w dziecięcych wyliczankach albo ludowych porzekadłach. „Nie zostawaj po zmroku w lesie, bo cię złapie chuda kobieta z twarzą umalowaną na czarno”, „Pocięty jak twarz dziewczyn z Siwego Morza”, „dziewka wiotka jak łasica i wściekła jak kuna”, „Kto przeżyje a kto zginie, komu dziewka z łez („Łez”?) wypłynie, komu kuna drapnie twarz, kto jest obcy a – kto – nasz!”, „Zginął dwa razy – jak kuna” (powiedzenie, gdy ktoś tyle zainwestował, że przegrana pociągnęła za sobą kolejną, inną przegraną), „Uważaj łasico, bo ci potnę lico” (odzywka pijacka, traktowana obecnie jako część gwary portowej w odniesieniu do kobiet lekkich obyczajów). Podobne ślady po obecności kun w społeczeństwach kontynentalnych są rozrzucone skąpo i nieregularnie, ale zebranie ich do kupy świadczy jednak o pewnej roli, jaką wojowniczki qhirin odegrały w ostatnich wiekach. Na deser można wspomnieć o Temelardzie, doktorancie na uniwersytecie w Saran-Dun, który podjął się pisania pracy badawczej na temat słabo rozpoznanych systemów walki. Dotarł w ten sposób do Zęba Olbrzyma, tam zaś objął kwerendą najbliższe możliwe dlań źródło opowieści o praktykach qhirin. Zaciekawiony popłynął na Łzy i nigdy nie wrócił, choć nie ma żadnej wzmianki o jego śmierci. Zdążył jednak zostawić przed wypłynięciem z Heliar część notatek przyjacielowi, który wrócił z nimi do Saran-Dun. Notatki zawierają współczesne opisy kun, dane przez osoby, do których dotarł Temelard. Opisy te zawierają charakterystyki wyglądu i sposobów walki, oraz ogólne opinie na temat kun i samego qhirin, zwanego wśród ludu nienaukowo i oględnie kunictwem. Wynika z nich ogólnie tyle, że kuny to najczęściej dziewczęta relatywnie bardzo młode, chude, żylaste, niezwykle sprawne, aseksualne i/lub bezpłodne, nieokrzesane i milkliwe. Że walczą orężem znanym powszechnie w sposób co najmniej bardzo dobry, oraz orężem powszechniej nieznanym (w skryptach Temelarda jest kilka szkiców), oraz że cechuje je pogarda dla cierpienia i niedogodności. Oraz że nic nie czują. Kuna, wiadomo: nie ma duszy. Tylko parę instynktów.
* * * * * * ** *** **** ***** **** *** ** * * * * * Jednak co naprawdę dzieje się w sercu dziewięcioletniej yertsumu, gdy płynie łódką z matką na skalistą wyspę i gdy się z nią tam ostatni raz żegna;
potem zaś co umiera, a co się w to miejsce rodzi w sercu łasicy w trakcie qhirin
i wreszcie potem, gdy naznaczona już na kunę, w ostatnią noc, spędzaną na skalistej wysepce swojej zagrody trwa w nieodgadnionym zamyśleniu, patrząc na sine morze...
– nie wiadomo.
Nikt nigdy o to żadnej nie zapytał.
[img]https://imgur.com/4bwqjn2.jpg[/img] .
Ostatnio zmieniony 17 lis 2018, 10:15 przez Jedenastka, łącznie zmieniany 9 razy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dział Archiwum”