Kuźnia - rezydencja Durina

1
Jeszcze do niedawna budynek ten należał do pewnego fircyka parającego się malarstwem. Ale jak to na wojnie, ta w pierwszej kolejności kopie dupska właśnie takim osobnikom. Parter został przerobiony na kuźnię, pozostawiając piętro jako część mieszkalną. Piwniczki, które wypełnione były dziełami sztuki, teraz służą jako magazyn dla wszelkiego rodzaju żelastwa i rud metali.
Z zewnątrz budowla zupełnie nie przypomina kuźni. Kamienny budynek z dostawionym, niepasującym do reszty kominem. Niegdyś eleganckie okiennice zostały zabezpieczone kratami, a w miejsce wymyślnych drzwi wejściowych, wstawiona ich toporna i wzmocniona metalem wersja. To co zdradza nowe przeznaczenie budynku, to ogromne, ryglowane wrota, które niegdyś prowadziły z podwórza wprost do pracowni. Dziś gdy stoją otworem, ukazują w pełnej krasie kuźnie, z której to od rana do wieczora słychać walenie młotem i niekiedy wyjątkowo wyszukane przekleństwa dotyczące kurwich synów, plag i kupców-bękartów.
Dla mieszkańców jedynym pocieszeniem jest fakt, że budynek znajduje się na obrzeżach miasta, a nie w centrum, gdzie odgłosy mogłyby być dość uciążliwe dla elit.

Re: Kuźnia - rezydencja Durina

2
Krasnolud pracował kolejny dzień, który się zbytnio od poprzednich nie różnił - podkuwał konie rycerzy, ostrzył miecze, naprawiał oręż, wśród którego dominowały szybko zużywane obuchy, poprawiał zbroje, z których niektóre były tak dziurawe i tak powyginane, że można było być pewnym, iż poprzedni ich właściciel już nigdy żadnej zbroi potrzebować nie będzie. Młot przestawał stukać na kowadle niemal wyłącznie, gdy kowal musiał pójść po więcej surowców na więcej wyrobów, na więcej pracy.
Niejaką ulgę przynosiła wdzięczność korzystającej z jego usług armii. Choć niejeden walczący z Elfami żołnierz z rozpędu biłby i Krasnoludy, to oni zaopatrywali się u innych, ludzkich rzemieślników. Większość jednak rzeczywiście doceniała kunszt i wyroby tej konkretnej kuźni i choć Młotoręki w tych na jego standardy żałosnych, prowizorycznych warunkach nie mógł wykonać naprawdę dobrego sprzętu, to i tak zapracował na swoją reputację i niejeden wojownik chciał iść do boju z Durinową bronią i w Durinowym pancerzu.
Ale Druin pracował tylko dla regularnej armii.

Niemal całe miasto pracowało już tylko na armię, bowiem wedle obowiązującego prawa, wojsko miało pierwszeństwo w korzystaniu ze wszelkich usług. Bogatsi oczywiście mogli sobie pozwolić na dodatkowe wydatki w postaci "pakietów motywacyjnych" dla zapracowanych rzemieślników, ale tak istotne dziedziny jak kowalstwo, garbarstwo czy usługi medyków były praktycznie bezustannie kontrolowane przez żołnierzy. Wielu się to nie podobało, wielu na tym zarabiało, wielu się na feudałów zżymało w zadymionych karczmach, a później wracało do swych warsztatów, by zszyć wojskowe tabardy i tak mijały kolejne dni.

Jakby nie dość było żaru paleniska, to jeszcze dnie stawały się coraz cieplejsze i Krasnolud z mroźnych gór zaczął to dotkliwie odczuwać i wypatrywać chłodniejszych, przynoszących ulgę wieczorów. Właśnie w jeden z takich wieczorów, gdy kończył już ostrzyć ostatnie miecze i groty stalowych strzał, do jego kuźni dotarł znany mu goniec, który służył... komuś tam. Durin nie miał pojęcia o polityce, nie nadążał za zmianami władzy i właściwie nie wiedział nawet, komu właściwie służy, ale dopóki za swoje rzemiosło dostawał żołd, wszystko wyglądało przyzwoicie.
Goniec zaś - wykonując z kolei swoje rzemiosło - przyniósł Młotorękiemu wieści: problemy w Byczym Wzgórzu, wiosce przy starym klasztorze na Wschodniej Ścianie. Przyjedź, kurwa, i pomóż - potrzeba dobrego kowala. To rozkaz z ust Rembura herbu Niedźwiedź, kurwa.
Goniec na szybko jeszcze objaśnił Durinowi drogę, choć ostatnimi czasy było na traktach tyle wojsk, że pracujący dla armii rzemieślnik powinien bez problemu i bezpiecznie dotrzeć do jakiegokolwiek celu w okolicy. Nastoletni chłopak wyrzucił z siebie ostatnie słowa i - nie czekając na jakąkolwiek reakcję Krasnoluda - pognał dalej, roznosić nocą wieści i rozkazy.

Re: Kuźnia - rezydencja Durina

3
Trzeba było przyznać, że goniec miał jaja. Wparował do kuźni na sam koniec pracy, która nie należała do najlżejszych, z rozkazami przymusowej podróży do jakiejś zapchlonej osady na wschodzie. Samo przybycie chłopaka, Durin skwitował przeciągłym charknięciem, które zostało zwieńczone soczystym splunięciem w róg pomieszczenia.
- Na latarnie Kiriego, co żeś powiedział, chłystku?! Rozkaz? Ja im dam rozkazy. - Warknął, nie dowierzając w to co słyszy, po czym klasnął łapami, wycierając je następnie w kowalski fartuch. - O tej godzinie? Czy oni całkiem postradali rozumy? - Kto jak kto, ale Durin musiał trochę ponarzekać. Nie byłby sobą, gdyby grzecznie przyjął taką informację. A każdy kto miał dłuższą styczność z tymże osobnikiem wiedział, że pomarudzi, powyzywa, ale robotę wykona. Ot taki bonus za jego usługi.
- Doprawdy niektórzy ludzie mają łby zakute bardziej niż krasnoludy. - Skwitował chwilę po objaśnieniu mu drogi. Nie wiedział czy chłopak w ogóle słuchał jego wywodów, ale nie miało to większego znaczenia. Rzucił jeszcze kilka wiązanek pod nosem, po czym zaczął pakować najpotrzebniejsze narzędzia do torby, żałując, że nie powiedziano na czym konkretnie ma polegać ta pomoc. Poza tym postanowił założyć na siebie trochę żelastwa. Byli niedaleko frontu, a zwykł być przygotowany na najgorsze, w tym i przymus skopania kilku elfich zadków.
Z tarczą na plecach, młotem za pasem i ze skrzynią z narzędziami w łapsku, pozamykał zakład na cztery spusty i ruszył w stronę posterunku, gdzie zamierzał pomówić z tutejszym szefostwem. Po pierwsze musiał zgłosić, że wybywa i będą musieli sobie poradzić jakiś czas bez niego. A druga sprawa, znacznie ważniejsza dla niego samego to dogadanie się w kwestii transportu. Liczył, że znajdą dla niego woźnice, bo na konia to on włazić nie zamierzał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”