Uliczki Meriandos

1
W zależności od pory dnia i miejsca, uliczki były puste lub pełne. Na niektórych było więcej niziołków, które prowadziły do ich norek, a główne trakty pełne kupców i karawan. W większości wypadków wszyscy tutaj chodzili uśmiechnięci i radośni, żartując sobie ze wszystkiego. Dzieci biegały wesoło. Łatwo było odróżnić miejscowych od przybyłych. Ci pierwsi nigdy się nie spieszyli. Wydawali się, że mieli czas na wszystko. Straży miejskiej było więcej tam, gdzie przebywali przyjezdni. W rejonach niziołków spotkanie ich było trudne.

----------------------------
Pies i Mortiusz wędrowali uliczkami w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby sprzedać im nowy wóz. I szybko się zorientowali, że kwestie transportowe nie były zaniedbane. Kilka stadnin, które sprzedawały konie dla podróżnych, znajdowało się całkiem blisko głównych traktów. Niektóre były większe, posiadając ponad dwadzieścia koni, inne zaledwie pod kilka sztuk. W tym kuce dla niziołów. A ceny...jak dla podróżnych. Na kupcach i handlu kręciło się przecież cały handel. Kwestią był wybór, do kogo chcieli podejść. Podobnie było zresztą w sprawie naprawy lub kupna wozów. Więksi gracze praktycznie mieli wszystko, co potrzebuje porządna karawana wraz z osprzętem, który może być potrzebny po drodze. Pomniejsi za to, skupiali się bardziej na specyficznych wozach. Przeznaczonych np.: do konkretnych towarów lub celów. Czy ich wozy były tańsze? Niekonieczne. Pomimo konkurencji, każdy się tu utrzymywał.

- Słyszałeś? Podobno w Stolicy znowu jakiś pożar. -
- Cos ostatnio lubi płonąć. Kto tym razem był tym jeleniem? -
- Nie w ten sposób, głupku. Mówi się, że spłonęła siedziba jakiegoś szlachcica. -

- Co ty nie gadasz? Serio? - To usłyszał Mortiusz od dwójki mężczyzn, których minęli.

- Jereni znowu się zapił. Mam go dość! - Żachnęła się jakaś kobieta.
- To po co z nim trzymasz? Mówiłam ci wiele razy, byś rzuciła tego kochanka i znalazła sobie innego. - Odpowiedziała druga.
- Jenna, a gdzie drugiego takiego znajdę tu? Jak jest trzeźwy to w łóżku prawdziwy demon. -
- I znowu się zaczyna. - Westchnęła ta druga. To słyszeli nieco dalej obydwoje.
Licznik pechowych ofiar:
8

Uliczki Meriandos

2
POST POSTACI
Miłą odmianą był spokojny nocleg w gospodzie, kąpiel i... brak kogokolwiek kraczącego nad głową. Mogło to być nieco zgubne, bo wciąż nie oddalili się wystarczająco daleko by czuć się w pełni bezpiecznie. Ten jeden poranek jednak Mort postanowił spędzić nie przejmując się zanadto problemami i poprostu odpocząć.
Po śniadaniu usiadł ze szkicownikiem na wszelki wypadek stworzył dwa portrety- po jednym dla siebie i dla Psa. Tak na wszelki wypadek, gdyby potrzebowali się ukryć w tłumie. Odmienne twarze, długowłose postaci w średniej klasy ciuchach. Nie rzucające się w oczy a raczej bardzo przeciętna klasa średnia, nie przypominająca ich samych. Potem, czysty i najedzony był gotowy ruszyć na poszukiwania.

Znalezienie handlarza okazało się łatwiejsze, niż przypusczał. I paradoksalnie powodowało to odmienny problem. Nie znał się na wozach, więc nie wiedział, czego tak naprawde potrzebują i każdy doświadczony handlarz mógł ich naciągnąć. I tak też pewnie się stanie, że nieco przepłacą. Ale cóż... Tak już musiało być, a nie mieli czasu by zgłębiać tajniki tej sztuki.

-Widzę, że bez problemu znajdziemy nowy wóz- rzekł do przyjaciela gdy wędrowali uliczkami.-I to jest cholerny problem... Za duży wybór i nie wiem nawet, który będzie najwłaściwszy. Sprawdźmy może tego, wygląda na bardzo przeciętny przybytek.
Mówiąc to wskazał miejsce, które nie wyglądało na norę, ale też nie był to najbogatszy możliwy kram. Liczył na to, że trafi na coś przyzwoitego za niezbyt wygórowane pieniądze.
Zmierzając do handlarza zasłyszał rozmowę, która na chwilę go zaniepoiła. Po ktrótkiej chwili jednak uspokoił się nieco, bo to była tylko rozmowa o nadeszłych wieściach. Cenną informacją jednak było to, że wieści ich wyprzedziły i należało być ostrożnym.

Uliczki Meriandos

3
POST BARDA
Ta chwila relaksu także pozytywnie wpłynęła na Psa, który odpoczął na tyle, by jego rany nie odzywały się tak mocno. I mógł zrzucić z siebie ciężar ostatnich dni. Posiłek, który także nie należał do najgorszych, dał mu siły, by odpocząć, jednak nie wszystko było tak dobrze, jak można oczekiwać. Intensywny wysiłek i brak należytego wypoczynku sprawiało, że zadane rany źle się zabliźniały i powodowały one dyskomfort, który czasami ciężko było mu ukryć. Wątpił, by ktokolwiek mógł mu w tym pomóc. To był problem, który potem rozwiąże.

Także zesztywniał na wieści o podpaleniu, ale szybko się zrelaksował. To były zaledwie plotki, które roznosiły się tak szybko, że nikt nie potrafił powiedzieć, jak to możliwe. Popatrzył na Morta i pokręcił głową, by nie reagował na te słowa. Nikt ich tutaj nie ścigał. Nie było przecież żadnego ich listu gończego.

- Doprawdy Alfredzie, sądziłem, że to akurat całkiem proste. - Zaśmiał się. - Plandeka, by nas osłonić przed deszczem. Cztery kółka, odrobinę miejsca byśmy mogli się przespać, cztery koła i porządne drewno. - Stwierdził, spoglądając na niego. - Czyżby ten wypoczynek tak bardzo rozluźnił się, że wciąż śpisz? - Zapytał i po chwili skierowali się do wskazanego kupca, który prowadził przybytek nie tylko sprzedaży, a także drobnych napraw stolarskich wozów. Ilość wozów tutaj była zdecydowanie mniejsza, niż u reszty, ale prezentowało się dobrze. Widzieli tutaj paru miejscowych, którzy rozglądali się za nowymi wozami lub też czekali na naprawdę starych. Głównego właściciela nie było co prawda widać, ale podchodzących do tego sprzedawcy przywitała na oko dziewięcioletnia dziewczynka.
- Zien dorebek. Wy tutraj, by zdobyć nowe wozidło? Nie jesteście stąd. Za brzydkie ubranie macie i nie pachniecie oborą. - Uśmiechnęła się do nich szeroko, pełna energii. Mówiła przy tym niewyraźnie, przez co niektóre słowa nie brzmiały poprawnie.
- Chytnie pomogę, tatko zajęty w warsztacie! - Dodała z uśmiechem.
Licznik pechowych ofiar:
8

Uliczki Meriandos

4
POST POSTACI
-Znać, żeś lai i drewno jedynie na opał używasz... Bruce- uśmiechnął się szyderczo do Psa-Wiele więcej potrzeba niż byle drewna. Przy moim świętej pamięci ojcu miałem okazję nieco się o drewnie nauczyć. Powoźnikiem nie jestem, ale partactwo mam nadzieję rozpoznać.

Ostatnie zdanie powiedział już poważniejszym głosem i nieco ciszej, zanim jeszcze zbliżyli się do sklepu. Mortiush pobieżnie zlustrował przybytek i wozy, które można tam było znaleźć.

-Dzień dobry, dziewczynko-pochylił się lekko ku niej-Nie chcemy zdobywać. Wolelibyśmy kupić wozidło. Mogłabyś zawołać ojca w takim razie? Chcielibyśmy porozmawiać z nim o interesach.

Mortiush nie był pewien, o czym ma rozmawiać z dziewczynką. Czy ona rzetelnie pokaże im dostępne wozy? Czy ma z nią omawiać cenę? Zaskoczyła go odrobinę ta sytuacja i wolał po prostu dążyć do normalizacji jej poprzez próbę rozmowy z dorosłym... W międzyczasie stojąc gdzie stał obserwował wozy w poszukiwaniu tego, który im by najbardziej odpowiadał. Uniwersalny, niespecjalizowany, z zadaszeniem. Taki by pomieścił wygodnie dwie osoby i pozwolił im wyspać się pod dachem.

Uliczki Meriandos

5
POST BARDA
- Patrzcie no, dziś o drewnie mówi, że się zna, a jutro zaraz powie, że na koniach zęby zjadł. Może byś dom z drewna nam wybudował? - Zapytał z ironicznym uśmieszkiem. Co prawda on sam nie widział powodu, dla którego wóz miałby się różnić od siebie. Każdy ich używał. Niektóre były bardzo proste, jak pierwszy z brzegu lub w takiej wersji. Inne zapewniały nieco więcej przestrzeni, zadaszone drewnem, przypominającej bardziej już powozy, niźli zwyczajne wozy, jak ten ewentualnie nieco uboższa możliwość. Był tylko jeden powóz ala wóz transportowy zdobiony tak bardzo, że musiał kosztować majątek. Reszta, jaka była, różnica się głównie detalami.

Słowa Mortiusha spowodowały, że dziewczynka wyglądała, jakby miała zaraz się rozpłakać. No chciała pomóc z całego swojego małego serduszka, a ci niedobrzy dorośli nie dość, że jej nie słuchali, przecież rzekła do nich, że zajęty, to jeszcze wyganiali ją. Oczy się jej zeszkliły, odwróciła się na pięcie i pobiegła gdzieś. Wróciła po paru minutach.
- Tatko zajęty, byndzie jak łończy ważne sprawunek. - I odeszła od nich, by zaczepiać kogoś innego. Widać było po niej, że strzeliła na nich dziecięcego focha i już nie chciała im pomóc.
Licznik pechowych ofiar:
8

Uliczki Meriandos

6
POST POSTACI
-O domu pogadamy za jakiś czas jak dobrze pójdzie- poszedł krok dalej w tej przyjemnie odmiennej przepychance słownej-najpierw zajmijmy się domem na kółkach.

I tak też myślał o ich przyszłym wozie. Faktycznie stać się on miał na jakiś czas ich domem. Domem na kołach. Dlatego też widząc modele solidne, z drewnianym zadaszeniem skłaniał się bardziej w stronę takiego właśnie wyboru. O ile będzie ich oczywiście stać. Nie chciał nic bogatego, bo to i za dużo uwagi przyciąga. Jeśli jednak mieli żyć w drodze, bez gospód na które może im brakować funduszy za jakiś czas, solidny wóz chroniący przed deszczem i wiatrem przyda się na pewno. Tak też w jego stronę skierował ich uwagę. Czekając na gospodarza mieli chwilę, by to omówić.

-Co o tym myślisz? Nie popada na głowę a i towar zapakujesz.

Starał się to zbyć, ale jakoś dziwnie tknęło go to, że najwyraźniej uraził małą dziewczynkę. Nie wiedział, co miałby zrobić. Nie wyobrażał sobie z nią załatwiać interesów i nie chciął jej urazić. Do tej pory z dzieciakami miewał do czynienia raczej z innej warstwy. Ich Sierotki... Sierotki rosły z nimi i uczyli ich swojego fachu. ta dziewczynka była z zupełnie innego środowiska- stąd "problem" z komunikacją. No cóż... Trzeba było z tym żyć. Oby tylko tatuś za tę "zniewagę" nie próbował windować ceny.

Uliczki Meriandos

7
POST BARDA
- Będzie przyciągał uwagę. - Mruknął, spoglądając na wóz. - Na takie często się napada, bo spodziewa się dobrych dóbr w środku. - Dodał jeszcze. Z drugiej strony na zwykłe wozy z plandeką także, więc nie było tak naprawdę różnicy. Nie było potrzeba mądrej główki, by wiedzieć, że status wozu oznaczał spore zyski.
- Za to z takim łatwiej będzie uzyskać miejsce w karawanie, więc nie wiem... Łatwiej mi decydować, jak je napadać, niż myśleć o tym, jak je bronić lub wykorzystać. - Dodał ciszej, bo on mógł wiedzieć o tym? Śledzić owszem, osądzać bogactwo jasne, ale właśnie znalazł się po drugiej stronie. Ich będzie dwóch...niewesoło. Ktoś jeszcze by się przydał.
- Będzie trzeba kogoś zwerbować. - Dodał jeszcze, równie cicho, mając nadzieje, że zrozumie jego intencję. Nawet w najlepszej sytuacji i tak będzie problem z większą bandą.

Do nich powolnym krokiem podeszła kobieta. Miała w sobie sporą dawkę pewności sobie, a jej krok mógł przywodzić na myśl tygrysa, który to czeka na to, by upolować. Jej ciemne włosy lustrowały otoczenie mocno. Wychodziła ze sklepu.
- Witam panów. - Jej głos był nieco chłodny. Miała coś wspólnego z wyglądu z małą dziewczynką, którą Mort wystraszył. - W wyborze jakiegoś powozu mogę pomóc? Stephan jest obecnie zajęty. - Spoglądała to na jednego, to na drugiego. Nie wypowiadała więcej słów, niż było to konieczne.
Licznik pechowych ofiar:
8

Uliczki Meriandos

8
POST POSTACI
Mortiush słuchał przyjaciela i uśmiechał się. Nie żeby się z nim nie zgadzał, bo jego rozumowanie było bardzo logiczne. Nie brał jednak pod uawagę tego, że był tu on- Mortiush. W głowie już miał ukształtowane kilka wzorców, które należałoby tylko doszczegółowić na szkicach i w jednej chwili ich wóz mógł się stać chłopską telegą, wytworną karocą czy też częścią cyrkowego taboru. Do rozpatrzenia pozostawał niegłupi pomysł znalezienia jakowegoś towarzysza umiejącego poradzić sobie w sytuacjach bojowych. Nie było to jednak proste, bo pozbawiłoby ich to sporo elastyczności... To należało odłożyć na później, a teraz zająć się tym, co najważniejsze, czyli pozyskać wóz. Pozwolił mu dokończyć swój wywód, żeby krótko skwitować:

-Na szczęście masz przy sobie artystę, który potrafi swą sztuką ludzi przekonać, że patrzą na coś zupełnie innego.- skłonił się lekko, parodiując teatralny ukłon, jakim wielu aktorów czy muzyków kończyło swe występy. Podnosząc się, dojrzał zmierzającą do nich kobietę.

Widząc, że kobieta jednoznacznie zmierza do nich, nie kontynuował konwersacji z Psem, a skupił sie już na niej. Szczególnie że był to całkiem miły dla oka obrazek. W Saran Dun, siedząc na uboczu niezauważony przez nikogo pewnie sięgnąłby po szkicownik i ją uwiecznił, jednak w tej sytuacji byłoby to oczywistą głupotą. Skłonił więc tylko lekko głowę w geście powitania, co miał nadzieję że odebrane będzie jako grzeczne przywitanie, i odezwał się:

-Witam drogą Panią. Mamy stary wóz po przejściach który chcielibyśmy wymienić za dopłatą na coś nowego przed wyruszeniem w dalszą drogę. Myśleliśmy o wozie w typie tego- tutaj wskazał na omawiany wcześniej model wozu.- Jakie możliwości u Was nas czekają? Długo należałoby oczekiwać na wóz? I czy przyjęlibyście w rozliczeniu nasz stary wóz, wymagający niestety pewnych napraw?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”