POST BARDA
Znajdujące się na obrzeżach Meriandos zabudowania zostały zaadaptowane na potrzeby wojska. Rzędy równo ustawionych budynków, w zamyśle mających być nowym, prestiżowym osiedlem dla bogatego mieszczaństwa, zostały otoczone palisadą. Ryneczek w samym sercu był doskonałym placem defilad, zaś najbardziej wystawne kwatery nadawały się dla dowództwa. Żołnierzom przypadały w udziale mniej bogate, lecz nowe, suche i czyste budynki.***
Theo miał szczęście - tyle mógł stwierdzić po widoku, jaki zastał go w przydzielonym mu pokoju. Nie zajmował go sam, bo w przestronnym pomieszczeniu, mającym w zamyśle służyć za bawialnię, znajdowało się sześć piętrowych łóżek, dla dwunastu osób w sumie. Miejsca było zbyt dużo i bez wysiłku można było sobie wyobrazić prycze poupychane obok siebie, mogące zmieścić cały oddział! Przestronność, puste miejsce i mała liczba współlokatorów nie wynikała jednak tylko z uśmiechu losu, ale, jak Theo mógł mieć pewność, również z nazwiska. Regorowie nie byli byle szlachtą, która można było upychać z pospólstwem, jak sardynki w beczce. Tylko cztery łóżka były zajęte, wszystkie znajdowały się na dole, pozostawiając górną pryczę pustą. Dwóch nieznajomych zajęło miejsce w przeciwnym końcu pokoju: jeden z nich, ciemnowłosy okularnik z nosem wciśniętym w książkę, przestawił się jako Barbas Tradel, zaś drugi, niski, przysadzisty blond młodzieniec, który przespał większość dnia, nazywał się Vincent Hessel. Theo rozpoznał oba te nazwiska, oba szlacheckie, choć z kręgów niższych niż te, z których wywodził się on sam. Ostatnim z jego współlokatorów okazał się Jasper Borren. Chłopak był ledwie cztery lata starszy, co więcej, okazał się być starym znajomym.
- Pamiętam, jak twój ojciec zaprosił nas do waszego dworu. - Przypomniał, choć Theo nie miał żadnych wspomnień z tych odwiedzin. - Rozmawiali o jakiejś umowie handlowej? Twoja siostra nakazała mi się z tobą bawić, chociaż byłeś jeszcze całkiem mały. Ciągle z jakiegoś powodu płakałeś.
Jasper miał wiele do powiedzenia i czas w jego towarzystwie mijał szybko. Od rana, gdy Theo dotarł do koszar, minęło ponad pół dnia, słońce kreśliło na niebie niski łuk, a dwa księżyce Herbii były ledwie cieniem w jego blasku. Młodzi rekruci dostali rozkaz zostania w przydzielonych im pokojach póki nie nadejdzie pora. Pora na co? Nikt nie wiedział.
- Nie wierzę, że zmuszają nas do wstąpienia do wojska. - Marudził Jasper, podpierając głowę na ramionach. Chociaż ledwie wkroczył w dorosłość, zdążył zmężnieć. Włosy, układające się w naturalne fale, nosił nieco dłuższe, zaś jego twarz zdobił cień zarostu. Był wysoki, lecz szczupły, ucząc się handlowego fachu od swojego ojca zamiast wygłupiać się z mieczem. Niektórzy nie mieli na to czasu.
Spoiler:
Wszyscy, których Theo miał, wedle jego wiedzy zostali w domu. Jeśli jednak rekrutowano młodych mężczyzn, może i stajenny Miguel zostanie powołany? Theodor nie dostał od niego żadnej informacji, stajenny nie pojawił się również wtedy, gdy szlachcica wyprawiano do podróży. Nie miał daleko do koszar.
Za drzwiami rozległy się ciężkie kroki, jednak ominęły wejście do ich pokoju. Ledwie parę chwil później te same kroki wróciły i wydawało się, że ktoś zatrzymał się tuż na zewnątrz.