Gospoda "Pod Bramą"

16
POST BARDA
Anais snuła swą opowieść, a nieznajomy trwał w milczeniu. Nie sprawiał wrażenia przejętego, a nawet jeśli to jak miałaby to poznać? Wzrok miał wbity w posadzkę... lub cokolwiek innego, wszak nie sposób było dostrzec jego ślepi. Nie poruszał się, nie potakiwał, nie zadawał pytań. Po prostu siedział obok i słuchał. Postronny obserwator mógłby zapewne pomyśleć, że oto jest świadkiem spowiedzi, a jednak w głosie dziewczyny nie było skruchy. Co więcej, nie zapowiadało się by tajemniczy mężczyzna miał zadać jej pokutę.

Wszyscy pragniemy objawienia. — ozwał się w końcu przerywając ciszę — Każdy, kto rzecze inaczej oszukuje sam siebie. Szukamy odpowiedzi i swojej roli na świecie, taką już mamy naturę.

Po chwili zakapturzona figura podniosła się i już wyprostowana odwróciła się ku młodej Florenz.

Nie myliłem się co do ciebie, Anais. Twoja opowieść jest piękna... naprawdę w to wierzę. — kontynuował rozsuwając poły płaszcza i natychmiast sięgając zabandażowanymi dłońmi do kaptura. Materiał opadł na ramiona, a dziewczyna po raz pierwszy mogła przyjrzeć się prawdziwemu obliczu swego towarzysza. Jego przetłuszczone, czarne włosy były starannie zaczesane na bok odkrywając cokolwiek bladą twarz. Zmarszczki na czole oraz sucha, niezbyt zadbana skóra świadczyły o tym, że mężczyzna albo miał już swoje lata, albo wyjątkowo nie dbał o aparycje. Z kolei para zielonych, głęboko osadzonych oczu łypała nań tak jak spragniony spogląda z miłością na źródło wody. Najbardziej niepokojącym elementem twarzy były jednak usta nieznajomego które, choć raczyły ją ciepłym, wręcz przyjaznym uśmiechem posiadały też znamiona po rozcięciach ostrzem od kącików niemal do połowy policzków.

Wybacz, jeśli cię przestraszyłem. Uznałem, że nie muszę już ukrywać przed tobą mojego prawdziwego oblicza. — mężczyzna położył prawą dłoń na klatce piersiowej i lekko się skłonił — Zwą mnie Tytus i przybyłem tu, ponieważ wierzę, że cierpienie jest w stanie nas wyzwolić. Nie kłamałem mówiąc, że możesz uczynić ze swych doświadczeń źródło siły. Jeśli nadal jesteś zainteresowana chciałbym opowiedzieć ci nieco więcej o mojej misji.

Delikatny wiatr zerwał się i zapiszczał między szparami w większości wytłuczonych okien, chłód zimowych nocy wdzierał się pod kołnierz.

Sygn: Juno

Gospoda "Pod Bramą"

17
POST POSTACI
Anais Florenz
Spokój nieznajomego był wręcz niewiarygodny, Anais mogłaby przysiąc, że czuła swobodę w wypowiedzi, jaką miała to zwykle czynić przed lustrem, w zupełnej samotności. Spodziewała się pouczenia, cennych uwag, złotych porad, czyli tego co inni zawsze jej intensywnie serwowali, aż do umysłowego porzygania. Może dlatego rozmowy z innymi praktycznie zawsze były takie denne i nudne?
Nie było najmniejszych szans, aby spodziewała się takiego obrotu nadchodzącej sytuacji. Pierwsze słowa brzmiały jak jakaś wstępna inkantacja zaklęcia. Filozofia zawsze miała w sobie za dużo tajemnic, choć tak często się ją przytacza, jakby wszyscy rozumieli jej sedno. Takie odniosła wrażenie, bo kolejne słowa rzeczywiście miały w sobie najprawdziwszą magię, która trafiła ją bezpośrednio, głęboko.
Jej opowieść była piękna? Coś chwyciło ją za serce i ścisnęło, aż krew ruszyła z niesłychanym przyśpieszeniem, napełniając policzki i trzewia narastającym ciepłem i dreszczami. Nieznajomy wnet ruchem płynnym i zdecydowanym ujawnił swoje oblicze. Poprawiła się na siedzeniu, nerwowo, nawet przypomniała sobie, gdzie ma sztylet przy nodze. Miała wrażenie, że ma jakieś zwidy. W świetle księżyca prezentowała się przed nią jakaś zmora... albo człowiek, któremu trąd, czy jakaś choroba, czy cokolwiek oszpeciło twarz. Było to zatrważające... ale i poruszające.
Oto przed nią stał człowiek, który z prawdziwym zrozumieniem wysłuchaj jej historii, a ona w pierwszym odruchu, niemalże od razu wyrzekła się chęci poznania jego części opowieści, którą właśnie przedstawił. Refleksja pojawiła się bardzo szybko, zaraz za zaskoczeniem, zarówno z powodu ataku strachu, jak i z powodu rozkosznego pochlebstwa, które wciąż barwiło policzki. Zrobił jej się niemały mętlik w głowie, lecz było to coś co doskonale znała w swoim życiu. Uśmiechnęła się powściągliwie w końcu, wypierając zaskoczony wyraz twarzy i ruszyła się z ławki, aby stanąć naprzeciwko Tytusa.
— T-to przyjemność kapłanie Tytusie — dygnęła sprawnie, jak w krok tańca, ale rzekła załamującym się głosem. Aczkolwiek zabarwione goryczą przyjemnie smakowały słowa w ustach, kiedy tym razem mówiąc utarty zwrot, rzeczywiście pokrywał się on z odczuciem. Choćby po części. Jej wnętrze krzyczało, aby uciekać od tego dziwactwa. Postanowiła więc nieco tych wrzasków posłuchać — Wy-wybacz, trochę mnie onieśmielasz — Zgodnie z prawdą przyznała strachliwie, splatając dłonie i kurczowo je trzymając za plecami. Stała jednak wyprostowana ze sztywnym wyrazem uśmiechu i ściągniętych brwi — Pragnę posłuchać na temat twojej misji, moich poszukiwań i siły. — zmotywowała się jeszcze zagryzieniem dolnej wargi, aby nie tchórzyć w obliczu prawdy, którą chciała usłyszeć i którą dostrzegała coraz bardziej z każdą sekundą, odnajdując detale udręczonej twarzy. Było to dość... przejmujące.

Gospoda "Pod Bramą"

18
POST BARDA

Tytus uśmiechnął się emanując tym samym ciepłem i spokojem, tak niepasującym do jego nieco upiornej persony. Przez moment rozglądał się po okolicy, by zaraz podnieść z ziemi patyk. Chwilę później kucnął, a następnie zaczął rysować coś na ziemi w międzyczasie opowiadając o swoim powołaniu:

Stowarzyszenie, do którego należę posiada wiele nazw i tak naprawdę nie sposób wskazać kiedy miało swoje początki. Niektóre kroniki wspominają, że nasz kult istniał jeszcze przed powstaniem samego Keronu, a nieliczne przekazy wspominają nawet o kilku pielgrzymach z późnej ery bogów. Obecnie nasze zgromadzenie nierzadko nazywane jest Drogą Bólu, ponieważ kroczymy ścieżkami udręki, by uzyskać natchnienie naszego zakazanego boga. — w tym miejscu zawahał się na moment, lecz zaraz wrócił do rysunku i monologu — Tak, dobrze słyszałaś... Droga Bólu nie jest oficjalną religią. Nasze praktyki zakazane są w każdym znanym mi miejscu, może poza Wyspami Nieumarłych, ale to tylko domysły. Stąd właśnie cała ta dyskrecja - musiałem usłyszeć twą historię z samego źródła, aby przekonać się, że jesteś właściwą osobą do roli, którą pragnę ci powierzyć. Moje zadanie polega na odnajdywaniu cierpiętników, którzy szukają zbawienia, gotowych poświęcić się dla prawdziwego objawienia, czymkolwiek może się ono okazać. Chcę byś dała nam szansę, objęła rolę adepta, przyjęła nauki i rozpoczęła własną wędrówkę. — po tych słowach Tytus podniósł się, a następnie wskazał na symbol pod stopami — To właśnie znak naszej wiary, znak Króla Bólu i Anioła Cierpienia zwanego Khacnu Aalkesh.

Obrazek


Liczne strzałki skierowane od wspólnego punktu do zewnątrz tworzyły niespotykaną wariację krzyża, który nie wiedzieć czemu podsuwał do głowy Florenz pojedyncze słowo budzące dreszcz silniejszy od tego wywołanego przez przymrozek.

Agonia. — szepnął mężczyzna, nadając dźwięczny kształt podszeptom jej myśli — Oferuję prawdę, którą może dać tylko ból. Czy przyjmiesz moją propozycję? Od tej decyzji nie ma odwrotu. Będziesz musiała porzucić swoje dotychczasowe życie, a jeszcze dzisiejszej nocy opuścimy to miasto i wyruszymy do miejsca, w którym przywdziejesz nową szatę, zaczniesz nowe życie. Muszę znać twoją odpowiedź już teraz, Anais.

Tym razem oblicze "kapłana" pozbawione było emocji. Próżno było doszukiwać się uśmiechu, czy innej zachęty. Noc ucichła, wiatr zamilkł i zdawać by się mogło jakby świat dawał jej ostatnią szansę na przemyślenia. Jaki wybór podejmie? Wróci do znanej, bezpiecznej codzienności, czy poświęci wszystko ledwie dla szansy zerknięcia za zasłonę bogów? Co za nią ujrzy i czy przeżyje do tego czasu? Tego już wiedzieć nie mogła, więc... czy była gotowa na akt wiary?

Sygn: Juno

Gospoda "Pod Bramą"

19
POST POSTACI
Anais Florenz
Magia chwili trwała i trzymała Anais w uścisku mieszanki, zarówno strachu, jak i ciekawości, czy gamy krzyczących przez siebie pragnień. Słuchała uważnie, jak na wykładzie nauczyciela, spijając każde słowo, które to z kolei budowało wewnętrzne uniesienie. Możliwość sięgnięcia dalej niż zwykle. Poza bariery, które trzymały ją nisko pośród całej szarej masy ludzi i niedosłyszanego śmiechu przeklętych bożków, uznanych za ostoję stabilności. Puste symbole, które nigdy nie spełniły swego znaczenia w jej życiu.
Jeśli do tej pory nie powodowało nią nic szczególnego, to była właśnie świadkiem jak rodzi się w niej ambicja. Coś czego nie czuła od długich lat. Informacja że w ogóle istniał taki kult było samo w sobie olśniewające. Jakby pewne elementy zbiegały się w całość, jakby w końcu czuła, że podąża za swoim prawdziwym przeznaczeniem, powołaniem. Że jest dla niej miejsce w tym zagmatwanym świecie. Że istnieje droga, którą warto podążać. Wiedziała już dokąd to zmierza, kiedy skończył rysować symbol. Nie wiadomo czemu miała święte przekonanie, że ten znak rezonuje z jej wspomnieniem kształtu pośród dymu. Aż przeszły ją dreszcze, zimniejsze od klimatu nadchodzącej zimy. Poznała też imię boga, którego brzmienie samo w sobie wwiercało się w uszy i trwało krótkim echem w głowie, kiedy to kapłan przeszedł do kwestii podjęcia wyboru.
— Podjęłam decyzję w chwili, w której wypowiedziałeś jego imię — Natychmiast rzekła roztrzęsionym głosem z oczami zeszklonymi łzami przekrzykujących się emocji. Taka była prawda, aby o niej zabiec zbliżyła się do zmory jeszcze i sięgnęła po jedną z jego dłoni, aby ją delikatnie uchwycić w zapewnieniu. Teraz na swój pokrętny sposób wydawał się być nawet uroczy. Z tym swoim opanowaniem i spokojem, wydawał się być latarnią w gąszczu mroku, światełkiem, którego nie widziała od lat — Proszę, spraw aby moja udręka, miała jakieś znaczenie na tym świecie. Będę podążać!

Gospoda "Pod Bramą"

20
POST BARDA
Kącik ust mężczyzny drgnął i po chwili na jego twarzy znowu zagościł znajomy uśmiech.

Podjęłaś właściwą decyzję. — skomentował krótko jej wybór, a po chwili zwrócił twarz ku niebu jakby próbował ocenić ile czasu zostało im do świtu. Z tej perspektywy noc wydawała się wciąż młoda, Florenz mogła podejrzewać, że minęło raptem parę godzin od zachodu słońca.

Jest coś, co muszę uczynić nim opuścimy Meriandos, ale nie będziesz musiała czekać na mnie bezczynnie. Mam dla ciebie pierwsze zadanie, Anais. — zwrócił się do niej ze spojrzeniem, które równie dobrze mogło mówić "wiem, że sobie z tym poradzisz" — Chce, żebyś zrekrutowała jeszcze jedną osobę. Proces inicjacji wymaga uczestnictwa przynajmniej dwóch ochotników. Możesz spróbować w gospodzie, możesz też udać się w inne miejsce, decyzje jak to uczynisz pozostawiam już tobie.— to powiedziawszy ponownie zarzucił na głowę kaptur, a gęsty, wręcz nienaturalny jak na warunki pogodowe cień oblekł jego twarz doskonale ukrywając każdy element wizerunku. Tytus ponownie stał się tym samym tajemniczym nieznajomym, którego nie tak dawno spotkała po raz pierwszy.

Pamiętaj, że nasza misja dla wielu jawi się herezją. Tym samym ostrożnie dobieraj sobie sojuszników i nie wahaj się wykorzystać każdy dostępny ci atut, aby osiągnąć swój cel. Będę wyczekiwał cię za południową bramą na trakcie prowadzącym do Oros przez góry Aron. Jeśli nie pojawisz się do świtu uznam, że twoje zadanie zakończyło się niepowodzeniem i wyruszę w dalszą podróż sam. — zaraz po tych słowach położył obandażowaną dłoń na jej ramieniu i dodał — Poradzisz sobie.

Młoda Florenz mogła podejrzewać, że pośród cieni znowu ukrywał się ten sam ciepły uśmiech, który zdążyła już tak dobrze poznać, lecz nie mogła być tego zupełnie pewna. Tymczasem Tytus starł z ziemi naszkicowany symbol i bez dłuższego ociągania skierował się w stronę alejki, która wiodła dalej w głąb zapomnianej dzielnicy miasta. Nim całkowicie zniknął w delikatnej mgiełce powodowanej ciepłą parą wydobywającą się z kanalizacji na zewnątrz, uniósł dłoń w krótkim pożegnalnym geście.

Do zobaczenia niebawem, Anais. — zniknął bez śladu.

Tym razem została zupełnie sama na niewielkim placyku. A więc... co teraz?

Sygn: Juno

Gospoda "Pod Bramą"

21
POST POSTACI
Anais Florenz
Była gotowa ruszyć w nieznane. W uśmiechu Tytusa dopatrywała się zaproszenia. Niedoczekanie. Dane jej było jeszcze udowodnić czynem swoje zapędy. Słowa nie wystarczały. Kiwnęła w milczeniu głową, że rozumie istotę rzeczy, tracąc nieco na werwie, ale ta jego dziwna pewność, że sobie poradzi było czymś w co chciała wierzyć i co nie pozwoliło jej odpuścić okazanego zaufania. Podarowała mu szczery uśmiech na do widzenia.
Zamyślona, nie obejrzała się kiedy to znów wiatr zimny zawiał, a ona sterczała sama pośrodku zapomnianego placyku. Zadrżała. Poprawiła chustę, założyła ją na głowę i ruszyła rozgrzewając ciało szybkim marszem. Póki co po prostu w jakimś kierunku. Musiała się zastanowić, jak niby w tak krótkim czasie miała przekonać kogoś, aby poszedł za nią w nieznane. Nie miała rodziny, przyjaciół, czy choćby kolegów, czy koleżanek. Nie znała nikogo kto by miał z nią wspólny i to taki temat. Nie było jej też dane przeczytać poradnika praktycznego jak zdobyć szybko neofitę do zakazanej religii w pięciu krokach. Nie miała jednak zamiaru się poddać. Porażka nie była opcją.
Do gospody Pod Bramą nie miała zamiaru wracać. Już tam dziś była. Wiedziała gdzie ludzie cierpią, wiedziała że te jak każde inne miasto ma swoje wstydliwe miejsce, gdzie spływają wszystkie odpady w każdej postaci. Slumsy, czy też dzielnica zaniedbanych domów, u których podnóża gromadzą się bezdomni i żebracy. Często naznaczeni chorobami i kalectwem. Gniją tam i czekają, aż jedno z litościwych dzieci Sulona wskaże im drogę. Tymczasem doczekają się wkrótce mroźnej zimy, a ta znów oczyści uliczki z ludzkich odpadów, zamrażając nieszczęśników i skazując na pożarcie przez rozkład i wszelkie robactwo. Oszacowała, że właśnie w takim miejscu znajdzie kogoś w miarę podobnego jej, choćby w tej kwestii, że zna czym jest cierpienie. Wystarczyło tylko takiego kogoś przekonać, że jest nadzieja. Nie miała czasu, aby planować skomplikowanych wybiegów. Musiała improwizować, ruszyła w kierunku niesławnej karczmy - Borsuczej Nory, aby w pierwszym kroku w okolicach poszukać potencjalnego neofitę, czy też jeśli by jej się to nie udało, weszła by do lokalu, dopytać nieco. Z pewnością nie brakło smutnych opowieści, które krążyły między stałymi bywalcami lokalu. Ludzie uwielbiają czyjeś problemy i udręki, zwłaszcza o nich plotkować, kiedy swoje chowają głęboko pod płaszczem pewności siebie i rutyny. Sama doskonale znała tę praktykę. O czymś musiała rozmawiać z innymi w pracy.

zt. Anais
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”