Okoliczne lasy

1
Lasy jak lasy. Gęste, zdradzieckie, pełne zwierzyny łownej typu jelenie, dziki, sarny, króliki, jakieś ptaki, czasami zdarzają się wilki... Las pełen jest drzew. Drzewa są duże, stare, młode, małe, karłowate bądź potężne, wydarte z korzeniami bądź stojące twardo w podłożu. Wydaje się, że lasy przy Meriandos to grądy - czyli przeważają grądy i dęby, ale są też inne drzewka, typu lipy, kolny, orzechy i inne rodzaje. Ogólnie to podszycie też jest gęste, co czasami utrudnia poruszanie się drwalom oraz myśliwym. Ścieżki są, ale część z nich zarosły, bowiem nikt aż tak głęboko w okolice lasu się nie zapuścił.
Krąży ogólnie legenda o tym, jak po lasach buszuje potwór, który wygląda jak połączenie jaszczurki i jakichś innych potworów. Ogółem straszne zwierzę, jak ktoś się zgubi w lesie, to strach się bać.
Obrazek

Re: Okoliczne lasy

2
Bieg przez mroczny las nie należał do najprzyjemniejszych. Było ciemno, zimno, niedaleko słychać było jakieś uderzenia, szaleńcze wycia zarzynanych elfów, bo w to akurat Anjean nie wątpił zbytnio, a także co jakiś czas, w miarę posuwania się do przodu - pohukiwanie sów oraz inne, mniej przyjazne dźwięki. Krasnolud jednym prostym ruchem postanowił zostawić byłych już towarzyszy - dziwnego druida, Ehmera oraz profesora z Oros. Był on całkiem sam, nie licząc obecności na jego szyi. Ta sama obecność uniemożliwiała mu korzystanie ze swojej magii, w drastyczny sposób wyczerpując jej pokłady i osłabiając Anjeana.
Kilka godzin później dotarł do miasta. Była nadal noc, dopiero miało świtać, więc nawet nie miał co robić za jego zamkniętymi murami. Pozostało mu więc zrobić to, co zamierzał zrobić od początku - znaleźć Panią.
Wydawało się, że wieki minęły, odkąd poruszał się ostatnimi czasy po tym lesie. Drogę jednak pamiętał, jakby szedł nią zaledwie wczoraj. Nawet w bladym świetle wczesnego poranka potrafił omijać przeszkody, które zawadzały mu drogę. Kroczył mimo wszystko ostrożnie. Sam las o tej porze był wyjątkowo cichy, czasem tylko jakieś szmery po bokach sygnalizowały przebiegające zwierzę bądź wiatr kołyszący liśćmi. I w końcu, po parudziesięciu minutach marszu, dotarł do polany, gdzie po drugiej stronie był zagajnik.
Wkroczywszy na jego teren, natychmiast powróciły wspomnienia, te milsze i gorsze. Cisza była tutaj przytłaczająca, napierała na uszy. Nawet podmuchy wiatru nie mąciły jej. Spojrzawszy na różę, widział, że jest przyblakła, ale żywa. Nadzieja więc nadal była.
Polana była taka, jak zawsze. Idealnie okrągła, ze skałą, z której tryskała woda. Mech nadal był miękki. Będąc tam, przyjaciele Anjeana chyba poczuli się niespokojni - poczuł mrowienie w jego umyśle, dziwne szumy i zawroty głowy. Nie widział Pani, bowiem musiałby użyć amuletu, by to zrobić. Jego użycie wiązało się zaś z nieprzewidzianymi skutkami - ale czy będąc tam w końcu, nie wykorzystałby takiej okazji?

Re: Okoliczne lasy

3
Dosyć mu było kłopotów, by jeszcze ryzykować życiem w walce z jakimiś jeźdźcami. Czuł się winny za to, że faktycznie porzucił elfich towarzyszy, jednak podnosił się na duchu, przekonując sam siebie, że zarówno profesor Uniwersytetu w Oros, jak i fenisteiski druid, są w stanie poradzić sobie z byle zbrojnymi. Przecież Galadriena nawet widział w akcji i wiedział, że to utalentowany czarodziej.

Fraza "gaj pośrodku polany" wyryła się w głowie krasnoluda już dawno i stała się samoistnie nazwą tego niezwykłego miejsca. Nawet mimo stanu, w jakim zastał to miejsce, czuł narastający spokój z każdym krokiem, który przybliżał go do serca lasu. A ono nie zawiodło jego oczekiwań. Tak jak przez wiele poprzednich lat to wręcz mistyczne sanktuarium było piękne i ciche. Niestety jednak nie w ten sposób wyobrażał sobie swój powrót w te objęcia. Usiadł na środku, wpatrując się w mech na ziemi i wyjątkowo długo zbierając myśli.

Pani... — zaczął, nie podnosząc wzroku — Nie znalazłem żadnej odpowiedzi. Szukałem czegokolwiek, co mogłoby ci pomóc. Byłem na północy, w stolicy, Oros. Wtedy... Wtedy byłem najbliżej, jednak te czarodzieje poprzerzucały ludzi z całego kraju na prawo i lewo po świecie, majstrując tymi swoimi czarami. Nawet nie wiem... Nie wiem czy ty jeszcze tu jesteś. — teraz podniósł wzrok, oczekując jakiegoś niewerbalnego znaku w otaczającej go przyrodzie — Mnie... Nie żeby umyślnie... Wysłali w ułamku chwili do Fenistei. Tak, tej Fenistei. Zamieszkują ją istoty o bardziej tajemniczej naturze niż ty sama. Duchy, które wszystko, co napotykają zamieniają w popiół i drzazgi, lecz w tym wszystkim zdaje się kierować nimi coś... Ach, nie mam pojęcia. To za dużo dla mnie. Mógłbym tam zginąć, gdyby nie... To. — odsunął brodę w pełni obnażając zainfekowany gwiazdami amulet — Zdaje się, że w nim utknęły. Nie mogę ściągnąć amuletu, ani pozbyć się ich stamtąd. Jakiekolwiek mają zamiary, to niszczycielskie duchy. Gdybyś tylko widziała je na wolności... I od tego czasu, jakby... Mówią do mnie? Niezrozumiale, szmerem, z tyłu głowy. Chyba rozumiesz, dlaczego nie chcę go teraz użyć. Jeśli się uwolnią, to tylko bogowie wiedzą, co mogą wyczynić. — składanie tej relacji skutecznie odtrąciło uczucie beztroski, które tak łatwo przychodziło w miejscu takie jak to. Krasnolud opadł bezsilnie na ziemię, kierując wzrok w stronę koron drzew nad nim — Nie mogę użyć amuletu, ale jednak tak bardzo bym chciał zamienić z tobą choć jedno słowo przed... — urwał — Gdybyś tylko ty, lub... Lub ktokolwiek inny mógł wskazać mi drogę, którą mam podążać. Użyczyć prostej odpowiedzi na to pytanie, które zadałem, zdaje się, tak dawno temu – "jak ci pomóc, Pani?"... — Anjeana, leżącego na wygodnym mchu, wyczerpanego zarówno biegiem, jak i marszem, owładnęła niezwykła senność, której miał zamiar się poddać. Chyba, że w ostatniej chwili zdarzy się coś niezwykłego...

Re: Okoliczne lasy

4
Było spokojnie. Szmer liści ocierających się o liście koił skołataną duszę krasnoluda. Wiatr buszował między nimi, poruszając delikatnie gałązkami, czasami ocierając się o jego brodę, wkradając się do nosa. Czasami słychać było pierwsze nieśmiałe trele porannych ptaszków, szum wody tryskającej z kamienia i leniwie opływającej zagajnik. Poza tym było cicho, szczególnie gdy to Anjean przemawiał, jakby cała natura cierpliwie wsłuchiwała się w jego... spowiedź, o ile można tak to ująć. Opowiadał z emocjami w głosie, żaląc się i przyznając do własnej porażki. Jednocześnie przecież mógł zdawać sobie sprawę z faktu, iż to, że był z taką łatwością rzucany po tym świecie i innym, nie było jego winą. A jednak zawiódł Panią. Kwiat nie wysechł, lecz jego stan ciągle się pogarszał.
Sen omiótł Anjeana z zawrotną prędkością. Miał za dużo wrażeń jak na te kilka dni, w dodatku był zmęczony, a miękki mech aż sam prosił, by położyć się nań i przymknąć oczy. Odetchnął głębiej świeżym powietrzem i bladym świtem powoli zatracił się w marach sennych, ignorując delikatne plumkanie wody wypływającej ze skały czy mocniejszy wiatr, podmuch, który szarpnął jego brodą, otulił twarz niczym czyjś oddech... był zbyt zmęczony, by zauważyć, nieznaczne znaki od natury.
Gdy się obudził, słońce minęło już zenit. Mógł więc sądzić, iż był to początek popołudnia. Sny miał jak zwykle dziwne, pełne tajemniczych przestrzeni, dźwięków i kolorów, jakich nigdy nie słyszał i nie widział. Było to jednak delikatniejsze doznanie, wyglądało prędzej jak mara, niż wizja. Rozejrzawszy się, miał dziwne wrażenie, jakby coś się zmieniło. Dopiero po dłuższej chwili doszedł do kilku konkluzji. Po pierwsze, woda przestała tryskać ze skałki. Po drugie, mech był jakby mniej miękki niż przed paroma godzinami. Po trzecie, amulet na jego szyi mniej ciążył, zdawał się być lżejszy niż przez ostatni czas. W jego głowie cały czas coś mrowiło, jakby owe gwiazdy starały się znów dotrzeć do niego. Po czwarte... kwiat się zmienił. Nie była to już na poły zwiędła róża, a pąk, którego fioletowe płatki skrywały wnętrze. Już teraz czuć było intensywny, słodki zapach niepodobny niczemu, co do tej pory Anjean wąchał. Poza tym sam zagajnik wyglądał mniej czarująco, bardziej jak zwykłe miejsce w lesie. Nawet strumyk opływający go nie był tak idealny jak zawsze.

Re: Okoliczne lasy

5
To, co Anjean zastał po obudzeniu było bardzo dziwne. Nie żeby dziwne rzeczy mu się nie przydarzały codziennie, ale... To wyglądało jak sen. Może straszny, może pocieszający... Krasnolud naprawdę nie mógł tego ocenić, gdyż informacje potrzebne do takiego werdyktu były przysypane pod tą grubą warstwą niezwykłości. Wstał, półprzytomny po długim, zasłużonym śnie i jak jaki lunatyk podążył za jedynym zmysłem, który zdawał się w tym momencie być odpowiedni, do kierowania jego czynami – węchem. Róża przestała być różą, źródło przestało być źródłem, ciężar u jego szyi ciążył jakby mniej. I tylko ten zapach był czymś, co nie odstawało od normy; było nowe. Anjean starał się odnaleźć to, co ten zapach wydaje. Półprzytomny, półświadomy, o pół zdrowych zmysłach. Szedł.

Re: Okoliczne lasy

6
Anjean szedł, przed siebie, zawracał, skręcał, błądził po zagajniku, półprzytomny, niepoczytalny, niespełna rozumu. I dobrą chwilę zajęło mu zorientowanie się, że ta woń nie prowadzi do żadnego miejsca, do żadnej istoty, do żadnego przedmiotu, prócz tego, który przedtem był różą Pani. Niezwykły kwiat pachniał słodko, lecz nie mulił. Był idealnie dostosowany do węchu Anjeana. Jego intensywne, opalizujące, fioletowe płatki były złożone, przez co krasnolud nie potrafił dostrzec wnętrza - podejrzewał jednak, że to musiało być piękne.
Zapach zniewalał. Im dłużej mag wody nim oddychał, tym bardziej odczuwał coś w rodzaju wewnętrznego spokoju wymieszanego z jego prawdziwymi emocjami. W głowie poczęło mu przyjemnie szumieć, przez całe ciało przeszło mrowienie, aż w końcu euforia rozlała się po nim całym. Z tej przyjemności aż klapnął na mchu, który znów wydawał mu się miękki jak dawniej. Wśród całego tego zamieszania w jego organizmie odczuł znajome już uczucie czegoś z tyłu głowy, mieszające się z odczuciem szczęścia.
Mrugnięcie wystarczyło, by w jednej chwili pojawiła się przed nim postać. Pani. Siedziała naprzeciwko niego na lewej stronie, podpierając się jedną ręką. Wyglądała inaczej. Oczy, dawniej srebrne, teraz jawiły się jako fioletowe, błyskające niczym ten sam kwiat, który upoił go samym zapachem. Włosy pozostały długie, ale było coś z nimi nie tak, jakby pomiędzy nimi zaplątały się jaskrawe, opalizujące muchy. Właściwie to to samo zjawisko było na jej skórze, teraz lekko prześwitującej, na jej szacie, przez którą było widać jej krągłości, a także na twarzy. Gdy przesunęła się delikatnie, Anjean ujrzał, jak rój barwnych much nagle skupił się, ciasno ją oplatając. Otworzywszy usta, tajemnicze światełka, kolorowe iskry czy natrętne owady wyleciały stamtąd i zaplątały się w jego brodzie. Nagle rudy zarost błysnął feerią wszystkich możliwych barw. Szum z tyłu głowy nasilał się, aż nie mógł go ignorować.
— To był jedyny sposób, aby zapobiec tragedii mojej i twojej — rzekła. Głos miała smutny, a gdy tylko się odezwała, w duszy Anjeana zagrała muzyka tęsknoty, tęsknoty za czymś, czego jego pamięć nie sięgała. Miał to na jej końcu, lecz pragnienie, wspomnienie pozostawało nieuchwytne. Jak na razie Pani nie zamierzała się dematerializować. Siedziała i oczekiwała jakiejś odpowiedzi, uśmiechając się w mało radosny sposób.

Re: Okoliczne lasy

7
Wpadłeś w moją kartę pułapkę, Nainsi!
Cc... Co? O czym mówisz? Jakiej tragedii? Co się... Oh, moja miła, co się tobie stało?

Anjean był bardziej niż zdezorientowany. Niedawno ledwo zdążył odpędzić od siebie tę przytłaczającą myśl, że skoro świat potrafi wielokrotnie zmienić jego życie o sto osiemdziesiąt stopni w czasie tylko jednego mrugnięcia, to nie warto się starać. Jednak teraz, wszystko to pchało się znowu do jego nadszarpniętej świadomości. To miejsce, które przez wiele lat zwał domem, i ta istota, którą przez wiele lat zwał najbliższą osobą na świecie, popadły w złe siły jedną tylko nocą. A on nie dostał choć najmniejszej szansy temu przeciwdziałać. Krasnolud histerycznie starał się wytrwać w stanie niewiedzy i dezorientacji tak długo jak tylko mógł, bo wiedział, że jeśli odda głos swojemu rozumowi, to już nie będzie dla niego nadziei. Chciał poznać odpowiedzi. Pocieszającej odpowiedzi, że to tylko sen lub stan przejściowy — czegoś, co pokazałoby mu coś, dla czego warto w tym świecie iść do przodu. Bo w tym momencie... Już nic takiego nie miał. Tylko nieprzerwane pasmo porażek, pchające go w najgłębszy wymiar niemocy i beznadziei.

Re: Okoliczne lasy

8
To? — poruszyła delikatnie ręką, unosząc ją w powietrze. Rój natychmiast otoczył ją, ciasno oplatając, jakby przechodząc przez nią. Na jej twarzy zakwitł grymas, coś pomiędzy bólem, a uczuciem niewygody. — Jedyny sposób, żeby te istoty nie dorwały się do ciebie. Magia amuletu przyciągnęła je bardziej, niż do innych przedmiotów. Ta sama magia jeszcze je trzyma w ryzach, lecz one się nią żywią. W końcu wydostałyby się, a to nie jest przyjemne uczucie. Wybuchłyby, rozsiewając się po całej okolicy. Byłoby ich więcej i więcej, opanowałyby cały kontynent. Zaraza, której nie potrafiliby okiełznać. Wraz z nimi umarłbyś i ty, rozszarpany na miliony kawałków. Tego bym nie ścierpiała — nachyliła się i musnęła dłonią jego twarzy, by po chwili zjechać niżej i ściągając z jego brody barwne istoty. Zamknęła je w dłoni, a po sekundzie już cała ręka błyszczała od nich. Wyraźnie sprawiało jej to ból.
Twarz jej spoważniała, gdy mówiła kolejne słowa. — Niech cię nie zwiedzie, że złączyłam się z nimi. To nie jest coś, co można kontrolować. Na razie są osłabione, lecz już teraz czuję, że żywią się mną. Wtedy ponownie przylgną do ciebie, a po wszystkim będą potężniejsze. Sulon ich tu zesłał i Sulon może je jedynie odesłać. Dlatego zaklinam cię, odeślij te istoty tam, skąd je wziąłeś. Nie zniszczy ich żaden śmiertelnik, a w Fenistei nie zrobią więcej krzywd. — poruszyła się, pragnąc chyba zbliżyć się do Anjeana, lecz westchnęła przy tym z bólu, gdy przez jej ciało przepłynęła fala kolorów. Krasnolud zauważył, że większość skupia się w miejscu, gdzie teoretycznie znajduje się serce i to stamtąd promieniują. Widział też, że coraz więcej ich jest, jakby się mnożyły. Pani stawała się bardziej przezroczysta, jakby zanikała. Wiedział, że czasu jest coraz mniej.

Re: Okoliczne lasy

9
Ale jak mam to zrobić?! — Pani mówiła o tym tak, jakby wystarczyło wspiąć się na Wschodnią Ścianę i zakrzyknąć rymowaną formułkę, by gwiazdy powróciły do lasu — Gdyby chciały odejść, to by opuściły amulet, gdy wychodziliśmy z puszczy. A teraz jeszcze część z nich ty przejęłaś. Nie potrafię ich po prostu "odesłać"!

Re: Okoliczne lasy

10
One mogą odejść w tylko jeden sposób. Rozsadzając przedmiot, w którym się znajdują, dzieląc się na mniejsze stada, a potem mnożąc się, rozsiewając wokół. Mogą tak robić w nieskończoność, są zarazą, której świat nie widział. Odeślij amulet do lasu. Złóż go tam i uciekaj, póki możesz. Ja będę je do tej pory powstrzymywała, lecz nie wytrzymam długo. Musisz to zrobić, jeśli chcesz żyć — sylwetka kobiety stawała się coraz mniej wyraźna. Kreatury osłabiały ją coraz mocniej.
Sulona można przebłagać, lecz śmiertelnicy nie zrobią tego bezpośrednio. Trzeba zwrócić się do bogów o ich interwencję. Jedynie ich głosy mogą namówić ojca elfów do odesłania ich z powrotem. To jednak... musiałbyś namówić każdego reprezentanta. Kiedy mówię każdego, mam na myśli też banitów wśród boskich istot. To nie rozwiąże całkiem problemu, ale ukoi gniew Sulona. Pomoże nieco elfom — ciężkie westchnienie wydarło się z jej piersi, a ona sama w nagłym zrywie zbliżyła się do Anjeana, całując go delikatnie. Jemu samemu wydawało się, jakby jego usta zrosiła rosa. Przed oczami zrobiło mu się ciemno, a gdy zamrugał kilka razy, siedział sam na polanie, już nie tak niezwykłej, jak kiedyś. Amulet ponownie zaczął ciążyć i w podświadomości krasnoluda pojawiła się myśl, że jeśli zaraz tego nie ściągnie, to ponownie medalion przylgnie do niego, a poświęcenie Pani pójdzie na marne.

Re: Okoliczne lasy

11
Anjean milczał, próbując przetworzyć to, co słyszał, a kiedy wreszcie zebrał myśli, by móc powiedzieć choć słowo... Jej już nie było. Wtedy zrzucił amulet na ziemię, jak oparzony, z gorzkim wytchnieniem, że nie tkwi on już na jego szyi, odliczając ku zagładzie. Cel zdawał się jasny, prawda? Wszystko, co musiał teraz zrobić, to podejść na pod zachodni kraniec Wschodniej Ściany i cisnąć amulet najdalej potrafi. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale przynajmniej teraz cel jest jasny, a tego od długiego czasu krasnolud nie doświadczył. Wstał więc, akceptując swój los, choć na chwilę, i zaczął zaklinać pozostałą wodę w okół Serca Lasu, aby opleć nią amulet i zamknąć go w lodowym krysztale dopóki nie znajdzie dla niego grubego worka, w którym mógłby go przenieść bez dotykania go. Bo naprawdę nie chciał go dotykać.

Moja droga... — kiwnął głową — Tym razem nie zawiodę. — po tych słowach udał się tam skąd przyszedł. Bardzo, bardzo dosłownie. Fenistea...

Tu zakładam, że zrobisz przeskok, więc zakończenie postu nie sugeruje następnej akcji. Ale oczywiście to nie jest tak, że Anjean pobiegłby od razu do Fenistei, tylko najpierw by chciał uzupełnić zapasy w mieście, czy coś.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”