Karczma „Borsucza Nora”

61
POST BARDA
Jak tylko dotarli do barowej lady Jakub opadł na nią niemal bezwładnie, tak, że przypominał przy tym topielca, którego ledwo wyłowiono i wyrzucono na brzeg. Zero sił, zero woli, no i oczywiście calutki był mokry. W tamtej chwili jedynym, co miał w głowie było pragnienie złapania oddechu, przeżycia jakoś kolejnej minuty z dala od tej "sytuacji zagrożenia" z której został ocalony. Zwisał tam dysząc potężnie, cały siny na twarzy, a nogi aż mu drżały z wysiłku. Czy był zatem zdolny wytrzymać kolejną taką rundkę na parkiecie? Hmm... wielce wątpliwe, ale, czy miał teraz siły protestować? W żadnym razie.

Tym samym gdy Anais mówiła do niego pełna wigoru i pozytywnej energii, ten miał jedynie na tyle sił, co by przechylić w jej kierunku głowę, którą i tak opierał brodą o blat. Zmęczonym, acz zupełnie trzeźwym spojrzeniem przyglądał się kruczowłosej niezdolny, by wydusić z siebie choćby słowo komentarza.

Aaayyy... — wyjęczał niezrozumiale — Cooo...

Nie mógł walczyć. Wyglądało na to, że był zdany wyłącznie na jej łaskę.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

62
POST POSTACI
Anais Florenz
— Jesteś najbardziej bezużytecznym goblinem jakiego spotkałam — W sumie żadnego innego nie spotkała. Nie otrzymując odpowiedzi, dostrzegła, że wykończyła go zupełnie. Co za strata czasu. Spojrzała na pierwszą osobę z brzegu, która nie była niczym ambitnym zajęta -patrzyła się przed siebie, z nikim nie gadała, nie spała, ani nie zataczała się jakoś szczególnie. Dosiadła się natychmiast.
— Hej! Widzisz trochę tutaj nudno nie sądzisz? Patrz mam świetny pomysł na dowcip, ale sama nie dam rady — Zaczęła tłumaczyć, upewniając się że ma czyjąś uwagę — Zagrajmy w taką grę. Wymyślamy wspólnie sposób jak przekonać kogoś do zmyślonego kultu — Uśmiechnęła się — Ale takiego chorego kultu, wiesz, masochistów. Którzy w zamian za robienie sobie krzywdy mają otrzymać wielką moc — Zaśmiała się na tą niedorzeczność — Część aktu mam już wymyśloną, ale sama nie dam rady. Wiesz, no bo nie mam niezwykłych mocy, ale możemy zagrać scenkę jakbym miała i próbować kogoś przekonać. A jakby nam się z taką osobą nie udało — Wzruszyła ramionami, jakby to nic takiego — To wciągamy ją w naszą grę i tłumaczymy zasady, ewentualnie szukamy kolejnej. A wygrywamy, gdy taką osobę uda nam się wkręcić. Oczywiście wtedy będziemy mieli najwięcej z kimś takim zabawy — Uśmiechnęła się złowieszczo.
Niezależnie, czy ten ktoś miał się zgodzić, czy nie. Odepchnąć, krzywo spojrzeć, czy przegonić. Miała zamiar chodzić tak długo, aż znajdzie jakiegoś amatora dowcipów, który nabierze ochoty na tak paskudny czyn.
A wtedy kolejnego i kolejnego. Potrzebowała tak z trzy osoby, a wtedy zaproponuje poszukać leśnych elfów na zewnątrz, aby przyjąć rolę posłańca, który wskaże drogę. Chyba, że czas nie pozwoli jej na więcej osób. Ewentualnie wypali się i wróci do domu. Jutro w końcu idzie do pracy.

Karczma „Borsucza Nora”

63
POST BARDA
Jakub nie zareagował przesadnie, gdy dziewczyna beształa go za bezużyteczność. Nim jednak całkiem straciła go z oczu spostrzegła jak niezdarnie unosi pojedynczy zakrzywiony palec, by zarzucić ostatnią "ciętą" ripostą:

Eeeeyyy... — moment później jego dłoń opadła bezwładnie na barową ladę. Możliwe, że to już był dla niego koniec zabawy na ten wieczór. Kto wie, czy gagatek za chwilę całkiem nie spłynie na parkiet pchnięty przez innego klienta, czy zwyczajnie ześlizgując się ze stołka? W każdym bądź razie nie było to już zmartwienie Anais, która postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej.


Tym razem nasza początkująca kultystka postawiła już nie na jakość rekrutacji, a na ilość odbytych rozmów i co by nie powiedzieć jej taktyka miała swoje mocne strony. Przede wszystkim faktycznie udało jej się rozbawić kilka osób, dokładniej rzecz biorąc dwie. Pierwszą z nich był wyjątkowo stary (szczególnie jak na profesje) diler, który właściwie śmiał się ze wszystkiego, co mówiła. Po prawdzie śmiał się nawet wtedy, gdy musiała złapać oddech... i gdy oferował jej kupno dragów... a także jeszcze jakiś czas po tym jak odeszła.

Szybko znalazła sobie innego towarzysza do knowania. Młody mężczyzna, być może nawet młodszy od niej w pierwszej chwili wyglądał na zakłopotanego, gdy tak nagle doń podeszła i zagadała. Chłopak nie był zbyt urodziwy, ani specjalnie bystry, poza tym wyglądało na to, że głównie podpierał ściany na tym spędzie. Niemniej jednak jego początkowe speszenie po chwili ustąpiło, a on sam zaczął śmiać się z jej pomysłu. Bywało, że twarz młodzieńca wyrażała też zakłopotanie albo wręcz silne zmieszanie, skądinąd ostatecznie zdecydował się jej pomóc z tym psikusem.

Jakiś czas później naszej parce udało się znaleźć kolejnego ochotnika. Nie był to po prawdzie wymarzony zgrywus do jej trio, bo łysy najemnik ostrzący kosę w rogu izby bardziej przypominał materiał na cichego zabójcę, czy innego zakapiora, aniżeli komedianta. Mimo to być może przez wzgląd na nudę postanowił on dołączyć do nich, lecz pod warunkiem, że ów kawał zrobią przedstawicielowi innej rasy lub umaszczenia skóry. Facet ewidentnie miał silnie rasistowskie zapędy, ale Florenz raczej nie mogła sobie teraz pozwolić na kapryszenie. Tak czy owak, miała już dwóch z trzech pomocników.

W poszukiwaniu ostatniej osoby ich dwójka (bo najemnik machnął ręką na takie nagabywanie klienteli) musiała porządnie przetrząsnąć lokal. Oczywiście nie obyło się bez kilku dosadnych słów odmowy, paru "olewek" oraz szeregu podejrzliwych spojrzeń. W pewnej chwili do Anais podeszła nawet jedna z kelnerek z komunikatem od samego barmana:

Szef powiedział, że jeśli nie przestaniesz zawracać dupy klientom to wykopie cię z nory, maleńka. — i mimo że były to ponure wieści dla jej misji to dziewczyna miała też dzikie szczęście, bo dowiedziawszy się o jej planie kelnerka skwitowała go następującymi słowami:

Ehh... a co mi tam? Twój taniec nawet umilił mi zmianę... tylko ruchy maleńka, moja przerwa trwa kwadrans i ani minut dłużej. — wywróciła oczyma i ruszyła za nietypową gromadką na zewnątrz lokalu.


Drzwi skrzypnęły za nimi i zamknęły się, gwar zabawy znacząco ucichł. Dopiero teraz kruczowłosa dostrzegła, że na czarne niebo zaczyna powoli blednąć, co zwiastowało zbliżający się świt. O tej porze nocy przymrozek dawał się we znaki każdemu, kto nie nosił choćby i cienkiej skóry. Bosy dzieciak zaczął przystępować z nogi na nogę, kelnerka ocierała odsłonięte ramiona, zaś najemnik zasunął na głowę kaptur, aby w miarę możliwości skryć łysą łepetynę. Pierwszy odezwał się ten ostatni, zachrypniętym głosem:

No, to jaki masz plan? Dawaj mała, bo piździ.

Leśne elfy były w zasięgu ich wzroku, nieopodal miejsca, przy którym spotkała je wcześniej - ściśnięte bardziej niż dotychczas siedziały na kawałku szmaty, który równie dobrze mógł być wcześniej jej chustą. Wygłodzeni, brudni i trzęsący się jak dziewica w noc poślubną stłoczeni byli przy niewielkim palenisku usypanym ze znalezionych śmieci, ogłoszeń zerwanych z tablicy oraz czegoś, co potwornie cuchnęło. Wszystko było gotowe: aktorzy, scena i widownia - teraz czas na maestro.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

64
POST POSTACI
Anais Florenz
...
— To nie jest zabawne dziewczyno. — Poważnie rzekł i karcąco spojrzał, momentalnie studząc jej zapędy.— Heh, Sakiryci obdarliby cię ze skóry za taki humor, a teraz spieprzaj. — Nie szczędząc ironii w głosie, przegnał ją.— Boga w sercu nie masz? — Strachliwie zapytała, kończąc rozmowę.— Oszalałaś? — Zapytał z istnym niedowierzaniem, a ona odpuściła nie chcąc bardziej prowokować.— Co powiesz na moje poczucie humoru w tej no... weźmy pokój, co? — Zaproponował jednoznacznie. Grzecznie odmówiła.— Ha! Dobre... zjeżdżaj. — Cynicznie wyraził swoją opinię na zadany temat.— Pójdziesz stąd. — Agresywnie stwierdził, usłuchała.— Nie widzisz, że jestem zajęta? — Z poirytowaniem zganiła ją.— A rodzice wiedzą, gdzie teraz jesteś? — Troskliwie zainteresował się, nie wiedziała co odpowiedzieć.— Nie mam czasu. — Defensywnie i krótko uciął temat.— Zajęty jestem.— Wymykająco rzekł i odwrócił się od niej.— Dziecko, chcesz o tym porozmawiać? — Z zaangażowaniem ojczyma zaczął, aż z uśmiechem przeprosiła.— Nie zawracaj mi głowy. — Odpowiedział jej z chęcią urwania komuś głowy. Stwierdziła, że tą co ma, jeszcze się jej przyda.— Ty! Zenek, patrz no! Wrażeń szuka! — Z istnym ubawieniem już się rozkręcał, aby się z niej pośmiać. Czmychnęła prędko.— Może zatańczysz, miast, no wiesz... — Nieśmiało zaczął, ale w jego oczach szybko dostrzegła zapędy i niebezpieczeństwo.— Dzisiejsza młodzież... — Z pogardą stwierdził i już chciał kazanie jej wyprawić. Nie traciła na to czasu.— Pojebało do reszty? — Z gniewem zapytał, a ta uśmiechnęła się przepraszająco.— Szukasz chuja do dupy, czy co? — W odpowiedzi od razu zaprzeczyła pokręceniem głową i uciekła.— Ile ty masz lat podlotku? — Z groźbą zapytał, nie dała mu odpowiedzi.— Spływaj, nie widzisz, że nie mam nastroju? — Z brakiem zainteresowania spojrzał na nią, cóż ruszyła dalej.— Masz jakiś problem? — Jawnie zapowiedział że może rozwinąć temat, no to sobie poszła.— Skocz po piwo to pogadamy dziewko! — Chciwie zaproponował, niby goblin którego poznała, zrezygnowała natychmiast.— A...ale. Ale o co się rozchodzi? Co? — Z dezorientacją starzec zaczął dopytywać. Zauważyła szybko, że zmierza to donikąd.— Że jak?! — Z niedowierzaniem zapytał, ale po jego spojrzeniu i grymasie gęby już zdążyła pojąć, jak dalej pobiegnie rozmowa.— Szukasz kłopotów, zaraz znajdziesz. — Z groźbą zaczął, to i zrezygnowała— Powiem tylko raz, wypad mi sprzed oczu. — Usłuchała.
...
Odmów było więcej, niż te, które jakimś echem zapadły jej w pamięć. A zapamiętała może dlatego, że co poniektórzy włożyli całkiem sporo jednorazowego wysiłku, aby ją odpędzić, jakby mieli już ogromne doświadczenie z naciągaczami, oszustami, czy innymi takimi, których w takich okolicach się roiło. Jak się jednak okazało - czasem trzeba po prostu przesiać sprawę, a na sicie zostawały interesujące rzeczy. Nigdy w życiu czegoś takiego nie robiła. Najpewniej wyrobiła ponad swoją miesięczną, jeśli nie półroczną, normę rozmów z innymi w ten jeden wieczór i było to dlań nie bynajmniej traumatyczne doznanie. Wieszanie się na łańcuchach i duszenie się dymem, jawiło się jej utopijną mrzonką, nostalgią i upojeniem w stosunku do udręki borykania się z innymi. Drżały jej ręce i to nie z zimna, a od nadmiaru prób i przede wszystkim błędów, które raz za razem kłuły ją gdzieś tam w środku, jeśli niebezpośrednio raniły. W szaleństwie okazało się tkwiła metoda, jako że wkrótce przed karczmą udało jej się zebrać parę osób, które jak na łaskę przeklętych bogów, stwierdziły, że jednak zobaczą, jak to się dalej potoczy i byli gotowi posłuchać jej... ale czy słuchać się? Miało się okazać.

— To będzie tak! — Zaczęła wskazując palcem to na chłopaka to na najemnika rasistę — Ty jesteś bandytą, a to twój giermek, no pomocnik, czy jak tam nazywacie najemników, którzy się dopiero uczą — Machnęła ręką na terminologię, była już tak rozchwiana emocjonalnie przez ten wieczór, że podstawowe pojęcia zaczęły się jej mieszać — Ty zatrzymasz kogoś, jakby się ktoś z karczmy do nas kierował. Ktoś może nieprzewidzianie zareagować na mniej lub bardziej udawaną przemoc, nie chcemy tego. Akt może chwilę potrwać, ale zabawa cię nie minie, jeśli uda nam się skretyniałego elfa ogłupić! — Skłamała lekko z udawanym rozbawieniem, zwracając się do kelnerki — Pierw ja podchodzę i mówię do wybranego elfa, że jest boskim wybrańcem. Z pełnym przekonaniem oferuję mu protekcję i dom w zamian za dołączenie do kultu. Inne elfy mogą na to źle zareagować — Zauważyła, wspominając w myślach rozdarcie jej chusty — Mogą mnie zaatakować, czy coś. Albo między sobą się tłuc i szamotać. Jakby tak się stało wtedy wpadacie wy — Wskazała bandytę i domniemanego giermka — Jako bandyci dla większej realności aktu, możecie tam kilka jakichś uderzeń im zadać, ważne żeby się bali. Giermek będzie patrzył głównie na mnie, aby zauważył kiedy wykonam taki gest — Wyciągnęła szybkim ruchem rękę przed sobą, jakby ściskała niewidoczny dzbanek — A on padnie i zacznie udawać że go coś boli. Wtedy ty jako bandyta będziesz wiedział, kiedy odegrać swoją część aktu, bo i ja wtedy wyciągnę rękę ku tobie, aby cię 'powalić'. Następnie rozkażę naszemu wybrańcowi, aby udał się za mną w ucieczce i go zaprowadzę w nasze miejsce, gdzie będzie musiał dokonać aktu wiary. To jest jednak jeden wariant, jak elfy będą agresywne! — Zaznaczyła — W przypadku kiedy będą mnie słuchać i nic nie będzie się dziać, ja w pewnym momencie wzniosę rękę z wyciągniętymi dwoma palcami, o tak o — Zademonstrowała — Wtedy podchodzicie jako bandyci i odgrywacie scenę. Możesz mnie pchnąć, czy uderzyć w twarz, ja się przewrócę — Powiedziała najemnikowi, wzruszając ramionami, jakby to było nic takiego — Ty potem parę razy mnie kopniesz. Ważne aby zachować realizm — Powiedziała chłopakowi — Zaczniecie grozić elfom, a ja was podobnym gestem odepchnę i reszta taka sama. Miejscem na akt wiary będzie główny plac przy przyległej dzielnicy, przy studni z wodą, wiecie gdzie. I teraz co chcecie aby elf zrobił w ramach aktu? Niech każdy z was coś powie! To mu potem rozkażę! — Rzekła oczekując ich sugestii, które ostatecznie nie były istotne.
W pewnym momencie ucieczki miała zamiar po prostu skręcić w inną uliczkę i zbiec z elfem z miasta tam gdzie miał czekać kapłan Tytus. Zaś w tej chwili miało się też okazać, czy zechcą pójść z tym aż tak daleko, czy ją wyśmieją, zwątpią, a jej cała udręka pójdzie na marne. Wszakże bywalcy mogli mieć jedną pewność do niej. Wiało od niej szaleństwem, z oczu łypał jej obłęd i z pewnością niezrozumiałe dla nich pragnienie. Całe te zamieszanie było co najmniej niepokojące.

Karczma „Borsucza Nora”

65
POST BARDA
Cała trójka przyglądała jej się uważnie i słuchała próbując jakoś nadążyć za misternym planem. Najmłodszy z grona, bosy chłopak, początkowo przejawiał spory entuzjazm, lecz im więcej słyszał o przemocy, tym bardziej niknął uśmiech z jego niewinnej twarzy. Zupełnie odwrotnie sprawa miała się u najemnika, który najpierw ziewał co prawda znudzony, ale jak tylko poznał swoją rolę w farsie zaśmiał się z uznaniem i przyklasną. Najbardziej sceptyczna okazała się kelnerka. Od początku nie specjalnie przykładała uwagę do szczegółów i chyba zaczynała teraz trochę tego żałować. Zdawało się nawet, że lada moment wycofa się z całego przedsięwzięcia, ale nim zdążyła cokolwiek powiedzieć łysy wojak począł pośpieszać pozostałych:

Dobra! — zacierał już ręce — To co? Lecimy z tematem? No, chyżo!

Nim jednak gromadka ruszyła na spotkanie długouchym kloszardom padło pytanie co miałbym uczynić "wybraniec" w ramach aktu wiary na placu obok studni. Odpowiedzi okazały się skrajnie różne:

Może niech stanie na rękach, nabluzga strażnikom, a potem... — tu zachichotała kelnerka — ...niech ich obezwładni swoją niezwykłą mocą-tylko-dla-wybrańców? — najemnik spojrzał na nią z pewnym podziwem. Jasnym było, że taka próba pewnikiem skończy się chłostą, dybami, tudzież inną, równie adekwatną karą.

Może niech stanie się, heh, niewidzialny i przyniesie nam kilka jabłek ze straganu? — zaproponował młodzieniec, co też stanowiło ciekawą wizję. W takim wypadku nie tylko zrobiliby psikusa, ale istniała przy tym jakaś niewielka szansa, że elf faktycznie umknie i przynajmniej się naje, kto wie? W takim układzie każdy wygrywa.

Mam coś lepszego, hehe, posłuchajcie tego! — zaczął najmita — Może niech... wskoczy do studni! Haha! Dobry jestem, nie?! — cisza była nader wymowna. Po takim "żarcie" z ich obiektu raczej by niewiele zostało, nie wspominając już o wyciąganiu z dna tego, co po nim zostanie. O tej porze roku wody było tam malutko, co więcej jeśli ktoś nie przyuważy biedaka odpowiednio szybko to latem wodopój może stać się wylęgarnią chorób. Sadystyczny pomysł, oj tak.

Wkrótce jednak nadeszła pora, aby Anais zagrała pierwsze skrzypce i skonfrontowała się z leśnymi elfami. To jak spróbuje przekonać któregoś z nich, że jest poszukiwanym "mesjaszem" zależało już wyłącznie od niej.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

66
POST POSTACI
Anais Florenz
Byłby to niemalże piękny widok. Losowo spotkane osoby. Różnego wieku i płci, profesji czy statusu. Próbują sobie poprawić humor wspólną zabawą i żartem. No byłby, gdyby nie fakt, że w planach okazało się, że była czyjaś śmierć, czy upokorzenie. Anais często życzyła sobie wszystkiego co najgorsze, ale nigdy nie obierała innych za cel swoich bolączek. Nie chciała śmierci elfa, w sumie to w głębi duszy liczyła, że szczerze on jej uwierzy i ruszając w nieznane oboje się odnajdą w kulcie i jego cierpienie nabierze sensu. Dostrzegła też niewinną propozycję chłopaka, za którą była mu wdzięczna, choć w planie i tak nigdy do tego nie miałoby dojść. Czuła się teraz winna, że go w to wciągnęła. Widać sumienie coraz bardziej go paliło, ale nie chciał źle wypaść... Najemnik zaś tylko wypełnił tę lukę zwyrodnienia jakiej brakowało w propozycjach innych, bo tak to czuła by się nieco nieswojo. A tak to wszystko się zgadzało, oto świat w którym żyje. Nie pozostało jej nic jak dalej drążyć temat. Ku przeznaczeniu.
— Stragany raczej będą zamknięte o tej porze — Przyznała ze smutkiem — Jak wpadnie do studni i nikt go stamtąd nie wyciągnie, jego rozkładające się truchło może zatruć wodę, a to już poważne przestępstwo — Wyjaśniła — To z tymi strażnikami brzmi najlepiej. Tak mu nagadam! — Zarządziła, po czym kiwnęła głową, że rusza. W jakimś odruchu, niby przygotowawczym, poprawiła raz włosy dłonią i zaczęła iść w kierunku udręczonych życiem elfów.

Wiatr zaszumiał jej lekko w uszach, zmusił do przymknięcia oczu i poprawienia swego wełnianego ponczo, aby te bardziej przylegało do bluzki. Wnet szła, ważąc kroki. Każdy zbliżał ją do finału całego tego cyrku co tutaj urządziła w imię ledwie mrzonki obietnicy. Przybrała swój uśmiech, brwi ściągnęły się ku sobie, teraz jakby w protest zimnu, które zaczęło i jej dokuczać. Grupka elfów, jak kury na wolnym wybiegu, tyle że bez kurnika i bez paszy, acz wygrzewały swoje miejsce. Czy bardziej marzły, oczekując nie wiadomo czego. Może jej? Uśmiechnęła się szerzej na tą myśl, że może właśnie rzeczywiście staje się posłańcem jakiegoś bóstwa. Przysłużyłaby się jakiejś słusznej sprawie? Raz w życiu? A może więcej razy, czas miał pokazać.
Teraz będąc już blisko nich, stanęła nad nimi i wpatrywała się chwilę, szukając tej twarzy, w którą patrzyła się ostatnio, będąc u progu karczmy.
— Zbliż się — Rzekła, szukając tego spojrzenia, które zapamiętała, aby się w nim zatopić. Zwracała się ku temu komu podarowała swoją chustę. — Sulon wyrzekł się swych dzieci i skazał ich na mękę. Widziałam w twoich oczach nadzieję męczenniku, chciałam dać ci jej posmak, a inny zabrał ją siłą. Oto ból, który będzie się ciebie trzymać przez resztę życia. Chodź ze mną, do mojego boga, pana bólu i udręki, a przemienisz to cierpienie w siłę wybrańcu —Mówiąc to bez pośpiechu pierw podwinęła lewy rękaw, nijak chwaląc się licznymi aktami samookaleczenia, po czym wyciągnęła bezceremonialnie sztylet z cholewki buta. Spokojnym powolnym ruchem przecięła wnętrze lewej dłoni, aż czerwone krople zaczęły kapać. Ból ostro się pojawił i trwał, ale wraz z namiętnym prowadzeniem ostrza leniwie posuwał się coraz dalej, ujmując w końcu całą dłoń wrażeniem przeszywającego cięcia i wilgoci krwi. Schowała sztylet i przykucnęła. Wyciągnęła ku wybrańcowi zakrwawioną dłoń. — Chodź. Twoja udręka ma znaczenie. Koniec jest bliski. — Rzekła z najprawdziwszą wiarą w swe słowa, ze smutnym uśmiechem, z niegasnącą nadzieją w oczach, jakby właśnie dokonywała sakramentu.

Karczma „Borsucza Nora”

67
POST BARDA
Elfy nie zwracały większej uwagi na dziewcze - nie było nic nadzwyczajnego w późnych powrotach do domu z całonocnej hulanki, ani tym bardziej nic szczególnego w niej samej, ot kolejny przechodzień. O tej porze zdecydowana większość sierot Sulona pogrążona była we śnie, nieliczni czuwali tylko dlatego, że nękała ich choroba, bądź inny ból, czy majaki. Mimo wszystko także dla nich mogła równie dobrze w ogóle nie istnieć. Tym samym jej kroki odbijały się echem gdy wkraczała w wąską alejkę sąsiadującą z Borsuczą Norą. Wiatr zamilkł, a czerń nocy zaczynała się powoli rozrzedzać i tylko chłód jeszcze uparcie przypominał o sobie.

Gdy znalazła wreszcie nieszczęśnika, któremu wcześniej ofiarowała chustę spostrzegła, że w wychudzonej dłoni kurczowo ściska ten fragment materiału, jaki mu jeszcze pozostał. Trzymał go bardzo blisko ciała i sprawiał wrażenie, jakby zamierzał bronić go z całą stanowczością nawet przez sen. Widziała, że trząsł się, szczękał nieznacznie zębami - być może nękała go jakaś boleść, ale nie mogła nic o tym wiedzieć. Jak tylko się odezwała ocknął się, najpierw trochę leniwie, lecz wkrótce z wyraźną paniką w ślepiach, jakby zobaczył zjawę. Zaczął oddychać głośno, wręcz łapczywie. Próbował cofnąć się do tyłu jak przerażone zwierze, choć za plecami miał już tylko ścianę. Trudno powiedzieć, czy słuchał jej, ale z pewnością bacznie obserwował, bo jego zdrowe oko biegło to po twarzy Florenz, to znowu w poszukiwaniu drogi ucieczki i z powrotem na nią. Wreszcie jego oddech zwolnił, zaczął wdychać powietrze nosem, a gdy wyciągnęła ku niemu dłoń patrzył na nią z uwagą.

Sztylet nie zadrżał w zetknięciu ze skórą. Choć poczuła dotkliwy ból to był on mniej szokujący, bo zadany świadomie. Czuła jak wbija się pod skórę, a zaraz potem poczuła też, jak ciepła, szkarłatna krew sączy się wzdłuż palców i skapuje kropla za kroplą na bruk. Elf wbijał wzrok w jej dłoń tak, jak wygłodniałe zwierze wpatruje się w apetyczny kawałek mięsa. Słowa kultystki były niczym głęboka modlitwa lub mamiąca zmysły magia. Jeśli wcześniej nie udało im się zbudować więzi to teraz wyczuła między nimi prawdziwą koneksję. Anais uwiodła nieznajomego słowami i oczarowała spektaklem, jakiego prawdopodobnie nigdy wcześniej nie doświadczył. Wtem z lekką, acz zauważalną obawą począł wyciągać ku niej drżącą dłoń, w której ściskał fragment chusty. Być może chciał jej pomóc zatamować krwawienie, ale nie miała się tego nigdy dowiedzieć, bo w następnej sekundzie...

Krzyk! Głośny, kobiecy krzyk wyrwał ich nagle z zadumy. Odruchowo spojrzeli w stronę jego źródła i ujrzeli najemnika, który miast zaczekać na odpowiedni sygnał postanowił wkroczyć już teraz.

Pobudka gównojady! — przywitał wyrwane ze snu elfy kopiąc je z całej siły w żebra, głowę, nogi — No halo! Zabawcie mnie trochę kurwie pomioty! Haha! — Nie hamował się. Jak tylko któryś ze szpiczastouchych próbował wstać i umknąć łysy wojak chwycił go zaraz za ramię i odepchnął z powrotem do reszty, a potem zaszurał butem po ziemi tak, żeby obrzucić gromadkę piachem i jeszcze bardziej utrudnić ucieczkę. Surowo odmierzał baty leśnym - lał je nie zważając na błagania, ani łzy. Nawet gdy któreś z nich zemdlało nie odpuszczał, co więcej widok krwi ewidentnie go nakręcał.

Ha! To zdecydowanie lepsze niż jakieś głupie żarty! — nie wyglądało na to, żeby zamierzał szybko przestać, co więcej jakby na domiar złego Florenz nigdzie w zasięgu wzroku nie mogła dostrzec pozostałej dwójki. Czyżby uciekli?

Dobra, zasrane leśne bękarty! — naraz łysy sadysta wyciągnął za paska krótką drewnianą pałkę zakończoną ćwiekami i w większości pozaginanymi gwoździami. Dojmującą ciszę przerywały tylko krótkie jęki oraz skowyt. Elfy zasłaniały głowy rękami, z przerażeniem spoglądając na oręż, a pośród nich jej wybraniec — Teraz to się zabawimy!

Zamachnął się.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

68
POST POSTACI
Anais Florenz
Wszystko przebiegało pomyślnie, nawet nie zorientowała się kiedy przestała udawać. To było jej prawdziwe odczucie i przekonanie, aby uczynić to szczerze. Widząc zmaltretowane oblicze elfa, żal zagościł jej w sercu, czyniła dobrą rzecz. Cały akt rzeczywiście był i dla niej czymś więcej. Planowana bardziej dezorientacją intryga rozpłynęła się, ale pozostał jednak jej cień. Niby przeszłość która znów odgrywała się przed jej oczyma, jak wtedy kiedy bandyci najechali wieś. Zabili jej brata, uprowadzili matkę. Najemnik wcielił się w zło, a jego oręż smagał bezbronne elfy, tym razem wydzierając w rękach nieszczęśników straszliwe dziury, aniżeli rozczłonkowując ciała, jak to miało miejsce w zapomnianej przez świat prowincji zachodniego Keronu. Posoka lała się, ale wciąż niesatysfakcjonująco gęsto, jakby życzył to sobie oprawca. Anais wiedziała, że tego głodu nie da się zaspokoić. Wciąż i wciąż było im mało. Pamiętała nienasycone spojrzenia tamtych, kiedy obserwowała ich z ukrycia, jak wycinali w pień wszelki opór ze strony wieśniaków. Najemnik jawnie odrzucił planowany akt. Zareagowała wnet, bardziej w proteście wobec swoich wspomnień, które znów ożyły:
— Przestań! — Krzyknęła do niego w desperackiej próbie powstrzymania go. Weszła między niego a elfy, próbując chwycić go za rękę. Ten już jednak się zamachnął i z łatwością samą ręką odrzucił ją na bok, jak jakąś lalkę, którą już znudziło się wybredne dziecko. Lądując na twarzy poczuła pył w oczach i w ustach oraz słodki posmak krwi z rozciętej wargi. Uderzenie przypomniało jej o trudzie oddychania, kiedy to zaparło jej dech w piersiach. Zakasłała krótko, pozbywając się z ust zaczerpniętego piachu.
Bardziej był to już instynkt, niż jakieś tam świadome działanie. Ból nie wywoływał w niej panicznego strachu, to też nie czmychnęła z miejsca zdarzenia, jakby to zrobiła każda rozsądna dziewczyna. Skoro nie wybrała ucieczki, pozostawał atak. Przeczołgała się trochę, aby odsunąć się od rzeźnika i podnieść się na kolana. Bez opamiętania dobyła ostrza i stanęła na nogi. Z wrzaskiem zamierzyła się na jego plecy. Skoczyła, aby z całej siły i z rozpędu wbić mu ostrze prosto w ten durny łysy łeb. Gdy jej nogi ruszyły ciało w pęd, nie miała pojęcia co się stanie dalej. Chciała tylko sukinsyna wyłączyć, aby zaprzestał tej rzezi.
Ostatnio zmieniony 18 lis 2021, 19:14 przez Tag, łącznie zmieniany 1 raz.

Karczma „Borsucza Nora”

69
POST BARDA
Gdy kultystka podniosła się z ziemi najemnik wciąż okładał leśne dzieci obuchem. Fragmenty ich skóry oraz ciemna krew rozbryzgały na ściany malując upiorny obraz niemalże lubieżnej przemocy. Tymczasem twarz oprawcy wykrzywiał wyraz ekstatycznej euforii - szeroko otwartymi oczyma delektował się widokiem udręki swoich ofiar. Przesadny wyszczerz właściwie zaświadczał o trawiącym go szaleństwie. Mimo że fizycznie był tuż przed nią myślami mógł znajdować się w jakimś odległym miejscu i kto wie? Być może gdyby nie krzyknęła miałaby szansę go zaskoczyć, a może to lata doświadczenia nakazały mu wykonać unik? Tak czy siak, zareagował.

Co do kurwy?! - odskoczył, ale nie na tyle, żeby w zupełności uniknąć ciosu. Przez moment widziała jak zaciska zęby szykując się na przyjęcie uderzenia. Ostrze zalśniło w pół mroku i przejechało po jego plecach rozcinając skórzane odzienie oraz dalej ciało. Rana nie była śmiertelna, lecz przebiegała po długiej linii niemal od szyi aż do lewego boku. Zbyt płytka, by unieruchomić mężczyznę, ale na tyle głęboka by kurewsko zapiekła i przelała krew.

Ah! — zawył — Ty pieprzona suko!

W ripoście najmita chwycił ją za włosy i z całą stanowczością pchnął na ścianę. Florenz poczuła jak uderza ramieniem, a następnie głową o twardą powierzchnię. W głowie zadzwoniło jej tak głośno, że na krótki moment przestały do niej docierać inne dźwięki, zaś wizja zawiodła. Chyba tylko jakimś niezwykłym cudem nie wypuściła jeszcze z dłoni sztyletu. Udało jej się odzyskać równowagę i jak tylko wróciły do niej zmysły spostrzegła, że to nie był koniec ofensywy - w kierunku jej głowy po łuku zmierzał czubek pałki. Na reakcje miała zaledwie sekundy.
Spoiler:

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

70
POST POSTACI
Anais Florenz
Tej dość pokręconej nocy Anais mogła wyraźnie poczuć jak swobodne potrafi być jej ciało. Pierw unikając uderzenia drzwiami, potem w żywym tańcu, przed chwilą równo szorując ziemie twarzą, a teraz skacząc z rozpędu na plecy faceta, aby lada moment szarpnięta za włosy wyłożyć barkiem i głową w litą ścianę.
Uderzenie w głowę w niektórych szemranych kręgach, wierzy się, że posiada magiczne właściwości przywracania pamięci i rozsądku podczas wszelako rozumianych interakcji społecznych. Kamień retoryczny, filozoficznie ujmując. Aczkolwiek nie tym razem. Anais mogła chcieć tylko więcej i tak też było. Wstrząs tymczasowo odurzył zmysły, stępił, ale ból przebił się i przez to, przypominając jej gdzie stoi i po co. A była tu po więcej, po znacznie więcej. Ledwo przez zamglone oczy dostrzegła zbliżający się cios. Za sobą natychmiast znalazła ścianę, osunęła się po niej w bok, obniżyła nieco środek ciężkości, zginając kolana, byle uniknąć nadchodzącej zguby w postaci okrwawionej pałki z ćwiekami, co lada moment miała się odbić od przeszkody. Wnet spięła nogi z zamierzeniem kroku, wybijając się plecami od ściany:
— Jeszcze! — Wiedziona koniecznością walki krzyknęła dziko i z całą siłą kroku wyprowadziła proste pchnięcie pod uniesione ramię najemnika. Centralnie w tors, aby skurwiel zdechł natychmiast.

Karczma „Borsucza Nora”

71
POST BARDA
Anais osunęła się wzdłuż ściany akurat na tyle, by nie oberwać w głowę. Ćwiekowana pałka z głośnym brzękiem odbiła się od twardej powierzchni i na krótki moment pozbawiła mężczyznę równowagi.

Co do-?! — tego ewidentnie nie przewidział.

Wkrótce później ostrze wystrzeliło w stronę jego torsu, ten cios był nieunikniony. Po raz pierwszy, odkąd go zrekrutowała spostrzegła panikę w ślepiach najemnika, zaraz potem zimny metal przebił ciało i zatopił się głęboko w prawym boku. Łysy furiat jęknął cicho, oczy miał teraz szeroko otwarte jakby ktoś go przestraszył. Mimowolnie wykonał krok do tyłu. Pałka upadła głucho na ziemię, a on sam lewą ręką sięgnął miejsca, z którego obecnie hojnie ściekała krew.

Ty kurwo — wycharczał słabo z głębi gardła. Spojrzeniem powiódł najpierw po ściekającej posoce, a zaraz potem spojrzał na Florenz na wpół przytomnym, na wpół nienawistnym wzrokiem. Powoli tracił kontakt z rzeczywistością, ale jeszcze ostatkiem sił zagryzł zęby i wyciągnął ku niej umorusaną dłoń. Dziewczyna mogła się tylko przyglądać jak się zbliżał - jej broń wciąż tkwiła w jego boku. Postąpił kroku, a w następnej chwili... ten sam leśny elf, którego obwołała wybrańcem wjechał w kata barkiem i przewrócił. Zakrwawione czubki palców denata musnęły jej twarz pozostawiając wąską szkarłatną linię na bladej skórze. Ciało wojaka opadło na ziemię, kałuża krwi rosła, zaś on sam przestał się ruszać.


Elf, choć nieco zziajany swoim wyczynem, patrzył na nią ze wzrokiem, który równie dobrze mógł mówić: "już dobrze, jesteśmy bezpieczni". Niestety mylił się, bo zaledwie kilka sekund po tym triumfie do ich uszu wdarł się wysoki, acz przenikliwy dźwięk gwizdka. Oboje zwrócili spojrzenie w stronę jego źródła, aby dostrzec pojedynczego strażnika stojącego u wlotu alejki. Twarz miał bladą jak kreda, choć gotował się do biegu.

Mordercy! — zawołał, a gestem dłoni oraz kolejnymi gwizdami począł nawoływać do siebie kolegów.

Wiej! — wrzasnął elf i już zaczął biec w przeciwną stronę.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

72
POST POSTACI
Anais Florenz
Bolesne igraszki zakończyły się szybciej niżby mogła przypuszczać. Na ustach miała już słowo 'więcej', acz wieczorny spór w świetle księżyca utracił swoje zawrotne tempo wraz z kolejną wymianą uprzejmości. Dopiero kiedy zorientowała się, że jej sztylet utknął głęboko w ciele mężczyzny na dobre, dotarło do niej co się właśnie takiego wydarzyło. Dźgnęła sukinkota całkiem na śmierć. Przebiła o kilka tętnic, czy organów za dużo. Z lekkim niedowierzaniem przypatrywała się, jak ten próbuje sięgnąć ku niej. Odprowadziła go spojrzeniem na ziemię, kiedy to zainterweniował elf. Stała tak, bez słowa, oszołomiona swoim czynem, a wyrwał ją z tego dźwięk gwizdka.
Służby porządkowe, które nigdy nie pojawiały się kiedy trzeba, właśnie zaszczyciły tą zatęchłą okolicę. Teraz już się z tego nie wykręci. Została morderczynią. A morderczynie nie pracują w tak szanowanym miejscu jakim jest gorzelnia Hugo Trelca. Ten za bardzo dbał o swoją reputację, aby dopuścić kogokolwiek, podejrzewanego o wywroty, do pracy na tak odpowiedzialnym stanowisku. Właśnie przekreśliła zupełnie swoje życie, kiedy to jeszcze nie uchwyciła się nowego.
— Za mną! — Rzuciła do wybrańca. Plan ucieczki już miała, wedle aktu. Musiała tylko biec i z byle powodu się nie wywrócić. Problem jednak innej materii już w trakcie biegu do niej dotarł. Skręciła w pierwszą uliczkę — Mój mistrz czeka na nas. Poza miastem. Musimy nawiać. Acz przez bramy główne. Zastrzelą nas strażnicy. Już zostali zaalarmowani. Że trwa pościg — Tłumaczyła, łapiąc to oddech, to wyrzucając z siebie kolejne słowa. — Musimy jakoś się przekraść. Pierw zgubmy nieco pogoń. A potem... — Zrobiła pauzę, skupiając się na oddechu i obraniu kolejnego skrętu uliczką. W całym tym szaleństwie narodził się kolejny pomysł. — Musimy udawać bezdomnych. Którzy wychodzą z miasta. A właściwie ja. Muszę się dopasować. — Tą sposobnością miała ubrudzić błotem twarz i włosy, zasłonić ślady krwi. Urwała kawałek tkaniny swojej spódnicy, aby zawiązać ranę na dłoni. Podarła swój ubiór w kilku miejscach i też upaćkała brudem, swoje ponczo dała elfowi. Buty z pewnym żalem wyrzuciła. Lubiła je najbardziej z tego wszystkiego. Tym sposobem, zgarbieni, udający schorowanych, mieli wydostać się z miasta i ruszyć w umówionym kierunku. Tam gdzie ich dwójkę miało czekać nieznane zbawienie.

Karczma „Borsucza Nora”

73
POST BARDA
Ucieczka przed organami porządku była chaotyczna i wyczerpująca. Wbrew pozorom uliczki Meriandos nie stanowiły wymarzonego toru do biegania, zaś z reguły leniwi strażnicy teraz przebierali nogami jakby od tego zależały losy świata.

Opór jest daremny! — wrzasnął jeden z nich — Tylko pogarszacie swoją sytuację! — dodał ktoś inny.


Nawoływaniom i gwizdom zdawało się nie być końca. Czasami nasi przestępcy musieli wypaść na główną ulicę, żeby wbiec do alejki po drugiej stronie. Innym razem, gdy niemal wpadli na mundurowych elf-wybraniec chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą w ciasną wyrwę między budynkami, która dla opancerzonych stróżów prawa była właściwie nieosiągalna. W takich chwilach mogli poczuć się jak mysz schowana w dziurze, na którą drapieżnym wzrokiem spogląda wygłodniały kocur. Mimo wszystko jej towarzysz nie okazywał strachu, złości, ani właściwie żadnych innych emocji. Równie dobrze mógł to nie być jego pierwszy pościg, wszak życie na ulicy nie należało do najprostszych. Skądinąd dopiero wspólnym wysiłkiem zaczęli nabierać przewagi w gonitwie. Anais decydowała o kierunku, nieznajomy zaś kupował im czas czyniąc przeszkody i tak zostawiali milicje coraz bardziej w tyle.

Wreszcie udało im się zgubić ogon. Oczywiście jeszcze przez jakiś czas chowali się na tyłach zakładu rzeźniczego, gdzieś pomiędzy beczkami, w których składowano niesprzedany poprzedniego dnia towar. Smród nadgniłego mięsa wdzierał się do ich nozdrzy nieproszony, ale gdy po paru minutach nie usłyszeli już niczyich kroków, ani wrzasków mogli założyć, że zagrożenie tymczasowo minęło. To tutaj dokonała się ich transformacja, zaś w jej trakcie długouchy słuchał uważnie tego co miała mu do powiedzenia. Niekiedy kiwał głową, by pokazać, że rozumie i akceptuje plan kultystki.

Najkrótsza droga do bram wiedzie przez targowisko. — rzekł wreszcie wskazując krzywym palcem orientacyjny kierunek — O tej porze jest tam raczej niewielki ruch, ale musimy się streszczać.

Droga ma plac rynkowy zabrała im kolejnych kilka minut, wszak musieli się upewnić, że nie ściągną na siebie niepożądanej uwagi. Wkrótce dotarli do celu i właściwie z miejsca zmuszeni byli przykucnąć za stoiskiem pełnym świeżych owoców. Ich czupryny zniknęły w gąszczu winogron i gruszek na moment przed tym jak jeden ze strażników odwrócił się w stronę, z której przybyli. Krótko później mogli się wychylić i nieco lepiej zbadać sytuację.

S - położenie startowe, X - wasz cel
(powiększ)

Mimo wczesnej pory na placu było już więcej niż kilka osób. Przede wszystkim pod każdym baldachimem kręcił się jego właściciel, młodociany pomocnik, a niekiedy obydwaj naturalnie dbając o odpowiednią prezencję stanowiska pracy. Market był właściwie przestrzenią do zakupów spożywczych, dlatego wśród prezentowanych dóbr dominowały ryby, wypieki, warzywa i owoce, przyprawy, mięso oraz pewne produkty przetworzone. Co jednak najbardziej przykuło uwagę dwójki aspirujących akolitów to para wartowników potencjalnie strzegąca porządku w tym obszarze. W praktyce jakkolwiek jeden z nich siedział na stercie beczek, walcząc z pokusą snu, tymczasem drugi z nich zagadywał córkę piekarza zajadając się świeżo wypieczonym preclem.

Musimy jakoś przekraść się obok nich. — wyszeptał elf.

Innej alternatywy nie było, a przynajmniej nie jeśli chcieli zdążyć na spotkanie z Tytusem równo ze świtem. Już teraz niebo przybierało jaśniejącą ciemnobłękitną barwę, choć nie mieli jeszcze okazji ujrzeć pierwszych promieni słońca. W dalszym ciągu przewodziła im Florenz - to ona decydowała o tym, jaką obiorą ścieżkę oraz jak poradzą sobie z problemem straży.

Sygn: Juno

Karczma „Borsucza Nora”

74
POST POSTACI
Anais Florenz
"Opór jest daremny". Rzeczywiście, nawet tak myślała w wielu sytuacjach przez nieznośnie długi czas. Apatia wydzierała życie z życia, nie stawiała oporu przeszkodom, po prostu się poddawała i w porządku dziennym robiła wszystko najmniejszą linią oporu. To właśnie brak oporu skłonił ją do próby zakończenia tej żenady zwanej życiem. Dziś jak nigdy stawiała tylko opór, swoim słabościom, uprzedzeniom i przeciwnościom. Męczyła się przy tym wybitnie i to było najlepsze. Nogi dawały o sobie znać, zarówno z powodu biegu, jak i harców na parkiecie. Lewa dłoń pobolewała od rany. W głowie jeszcze coś w tle szumiało od uderzenia w ścianę. Rozcięta warga piekła, między zębami przegryzała sporadycznie resztki piasku, a zimno pieściło stopy - "Opór jest niezbędny" - odpowiedziała strażnikowi w myślach, jak już tylko oddaliła się dostatecznie, aby przeobrazić się już drugi raz w życiu w bezdomną. Tym razem z własnej woli. Ucieczka nawet przebiegała pomyślnie, kiedy to najlepszym skrótem okazało się wstające powoli do życia targowisko. O ile strażnicy przy bramie raczej się ucieszą, że jacyś biedacy idą sobie z miasta, tak widok takich przy świeżo rozkładanych towarach mógł wieść na myśl wzmożoną ostrożność przed kradzieżą. Wszakże napotkani tutaj stróże prawa nie wyglądali na przejętych jakimś tam pościgiem. Dzień jak co dzień, chleb powszedni.
— Jak będziemy się skradać to uznają nas za złodziei, któryś pomocnik zwróci uwagę, a wtedy tamtemu amantowi ambicja może uderzyć do głowy i nas złapie, choćby tylko po to aby się popisać i pokazać jaki on tutaj ważny. Zachowujmy się naturalnie, jakbyśmy po prostu sobie tędy przechodzili, możliwie nieszkodliwie. Ten śpiący ledwo na oczy widzi, pomyli nas z pomocnikami. Po prostu chodźmy, a jak ktoś nas zaczepi, to ja już nas z tego wyplączę słowami. — Rzekła, nieco poprawiając ułożenie włosów, jakby to teraz miało w jej stanie jakiś sens.
— Jesteśmy parą po imprezie. Trochę nas poniosło. Mamy sprawiać wrażenie, że jesteśmy zajęci sobą. Idziemy, wyprostuj się. Jakby co to udawaj nieco spitego, a ja będę gadać — Wyjaśniła ze swoim uśmiechem. Założyła mu rękę na plecy i kiwnęła głową na zachętę, aby ją chwycił za biodro. W pędzie ucieczki każdy pomysł był lepszy od żadnego, a improwizacja nie znała oporów. Jakkolwiek, ruszyli tą okrężną drogą, byle daleko od amatora serca córki piekarza, niby przed oczyma sennego strażnika, jak zwykła para przechodniów. Ich ubiór i ogólny stan mógł zwracać uwagę, ale nie musiał na tyle, aby zaraz na nich tutaj głośno skandować. Różne dziwy chodzą o tej porze po mieście, ważne aby nie stwarzali problemów, czy może raczej wywierali takie wrażenie. Taką miała nadzieję.

Karczma „Borsucza Nora”

75
POST BARDA
Strategia, na jaką zdecydowała się Anais, by jakoś pokonać targowisko była z jednej strony odważna i całkiem pomysłowa, ale z drugiej strony niezwykle ryzykowna. Biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znaleźli powiedzieć, że igrali z ogniem to jak nie powiedzieć nic. Gdyby zostali bowiem teraz rozpoznani oraz pochwyceni cały dotychczasowy trud kultystki, a także jej marzenia o nowym życiu mogłyby zostać przekreślone w okamgnieniu. Czy postawiła na dobrą kartę?

Ledwo udało im się pokonać kilka kroków, gdy naraz usłyszeli niski, męski głos:

Hej, wy tam! — odezwał się jeden ze strażników, ten, który dotychczas opierał się o stos skrzynek — Coście za jedni? Nie poznaję was.

Trudno powiedzieć, czy to budzące się do życia targowisko wyrwało go z czułych objęć snu, czy może faktycznie był na tyle czujny, aby zaobserwować podejrzany ruch. Tak czy owak, milicjant podniósł tyłek z oparcia i postąpił kilka kroków w ich stronę. Dopiero teraz Florenz zyskała sposobność, aby nieco się mu przyjrzeć. Co ciekawe w przypadku tego konkretnego funkcjonariusza nie było mowy o stereotypowym stróżu, o których tyle się nasłuchała. Brzuch nie wylewał mu się spod koszuli i bynajmniej nie zajeżdżał tanim piwskiem. W istocie był to człowiek wysoki, a na pewno znacznie wyższy od niej. Trudno powiedzieć, czy był umięśniony, gdyż większość jego ciała skrywała wysłużona zbroja, być może przekazana mu z przydziału albo po kimś z rodziny. Bez względu na to skąd ją miał, Anais czuła, że walka z taką "konserwą" mogłaby się dla nich bardzo źle skończyć. Większość wrażliwych miejsc była dobrze osłonięta, zaś miecz, na którym stróż zawieszał dłoń wydawał się dłuższy i szerszy od jej ręki. Poza tym dziewczyna straciła broń jakiś czas temu, a elf raczej żadną nie dysponował.

No więc? Dowiem się coście za jedni? — burknął dając upust swojemu zniecierpliwieniu i postąpił jeszcze kroku. Czy jego pytanie mogło oznaczać, że nikt mu jeszcze nie doniósł o ich występkach i nie podał rysopisu, czy też nie przyjrzał im się wystarczająco? O tym mieli się przekonać niebawem.


S - obecne położenie, X - wasz cel

Sygn: Juno
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”