Re: Karczma "Borsucza Nora"

31
Dalszą część drogi pokonali w milczeniu. Każde z nich czyniło w myślach wstępne przygotowania do podróży, która za zgodą reszty grupy mogłaby rozpocząć się już następnego ranka. Arissa skierowała swoje rozważania w stronę ekwipunku, próbując określić, czy zabrała z Hollar wystarczająco dużo rzeczy.

No właśnie, Hollar. Trzeba będzie jeszcze puścić wiadomość do domu, bo w innym przypadku Lean wzniesie alarm, a Chloe przeklnie mnie na kolejne 100 lat. No i Triss. Minęło kilka dni, a już tęsknię. Dawno nie zostawiałam go na tak długo…

Dziewczyna westchnęła ciężko, co zwróciło uwagę Hoffmana.
- Nie, nic – wyprzedziła pytanie. – Wszystko w porządku. Mam nadzieję, że twoi towarzysze będą chcieli podjąć temat wyprawy równie ochoczo, co i ty. Szczerze powiedziawszy, perspektywa wyjazdu stała mi się już na tyle bliska, że jej odroczenie byłoby dla mnie sporym rozczarowaniem. To tu?

Elfka wlepiła zielono-brązowe oczy w drzwi, przed którymi się zatrzymali.

Re: Karczma "Borsucza Nora"

32
Hoffman skinął głową na pytanie dziewczyny, po czym pociągnął za klamkę i pchnął drewniane drzwi.
- Miał być to nasz punkt zbiórki, kiedy każdy upora się z danym zadaniem.
Dom był wyraźnie zaniedbany i opuszczony od dłuższego czasu. Wyglądał na jakąś melinę, co mogło nadawać głupce elfów pewnego nieprzyjemnego tła, przez co można by nawet wziąć ich za pospolitych bandytów.

Po przekroczeniu progu drzwi, chłopak rozejrzał się po wszystkich, łypiąc oczami niemal w każdą stronę, gdyż każdy z elfów stał, tudzież siedział w innym miejscu. Naliczył piątkę osób.
- Kyrie jeszcze nie wróciła? - skierował pytanie do całej grupy
Kiedy ktoś zaczął wyrywać się do odpowiedzi, próg drzwi przekroczyła piękna, rudowłosa kobieta.
- Tutaj jestem. Widziałam z daleka, jak wchodzicie do środka.
Westchnęła ciężko.
- Ledwo co przybyliśmy do tego miasta, a Tobie jak zwykle w głowie jedynie podrywanie?
- A więc jesteśmy wszyscy w komplecie - Niemal przerwał rudowłosej na końcu zdania, a niewątpliwie nie pozwolił Hoffmanowi na odpowiedź, męski głos młodego, przeciętnej budowy mężczyzny o brązowych oczach
- No właśnie, ,,wchodzicie" - kontynuował - Co to za jedna?
Z odległości niemal dwóch metrów rozległo się głośne szuranie krzesła osoby podnoszącej się zeń.
- Ha! Pewnie zamiast wykonywać powierzone mu zadanie zaczął zarywać do pierwszej lepszej elfki jaką zobaczył! Niekompetentny kretyn! - mówił lekko podniesionym, i wyraźnie zarozumiałym głosem elf o długich, złotych włosach, niebieskich oczach, z pewnością bardzo atrakcyjny dla płci pięknej
- No właśnie Hoffman... - przemówił ponownie mężczyzna o brązowych oczach - co z Twoim zadaniem?
Hoffman westchnął zażenowany.
- Nie udało mi się zebrać informacji. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Aczkolwiek, jeśli chodzi o nią, okazuje się, że mamy całkiem zbieżne interesy, i może nam się przydać. Kto wie? - rzucił na nią okiem z lekkim, łagodnym uśmiechem - Może nawet zechce się do nas przyłączyć?
Ten sam elf, który jeszcze przed chwilą krytykował Hoffmana, zbliżył się szybkim krokiem, i w mgnieniu oka znalazł się tuż przed jego towarzyszką. Pochylił się nad nią głęboko, delikatnie łapiąc ją za dłoń. Ucałowawszy ją chwilę później, spojrzał na nią swoim błękitnym wzrokiem, a palcami drugiej dłoni pogładził ją po zewnętrznej części jej własnej. Towarzyszył mu przy tym od początku do końca, delikatny uśmiech.
- Podróż z nim musiała być dla Pani bardzo ciężka. Jak mogło do tego dojść, żeby takie uosobienie elfiego piękna, mogło wpaść w łapy tego kretyna i nieudacznika? Nie mogę w to uwierzyć, że Bogowie skierowali Cię akurat w jego, ohydne łapy. Na szczęście mi, udało się wykonać to zadanie, przy którym on zawiódł. - wyraźnie pochwalił się na końcu - Me imię Atis Ua Shaledin. Będę niezwykle zaszczycony, mogąc poznać i Twoje, z pewnością równie delikatne i piękne, jak Ty sama.
Na twarzy Hoffmana, który obserwował całe to zdarzenie, pojawił się wyraźny, nieprzyjemny i zniesmaczony grymas. Słychać było również kilka znudzonych westchnień, i innych zachowań na to wskazujących pozostałych członków grupy.
- Wracając do rzeczy - przerwał ponownie nastroje, brązowooki mężczyzna, który przed chwilą wypytywał Hoffmana - opowiedz mi coś więcej o niej
Jego odpowiedź była krótka. Lekko uniósł swoją dłoń, wskazując nią na Arissę, oddając jej tym samym głos.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli sama odpowie na Twoje pytania.
- Oczywiście. Słucham w takim razie. - jego wzrok w towarzystwie spokojnego głosu, został przerzucony z twarzy Hoffmana, w znacznie łagodniejszym wyrazie w stronę dziewczyny, wyraźnie czekając na odpowiedź, podobnie jak wzrok reszty elfów, skupiony na niej w milczeniu
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

33
A jednak. Mówiąc „grupa” nie miał na myśli dwóch, ani nawet trzech dodatkowych towarzyszy podróży, ale faktycznie GRUPĘ.

Arissa poczuła lekki dyskomfort, gdy jasnowłosy mężczyzna złapał jej dłoń bez jakiegokolwiek przyzwolenia. Choć samo powitanie było miłe, to jego wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Jako dobrze wychowana dama zwracała uwagę na niektóre konwenanse zwłaszcza, gdy ktoś usilnie próbował takowe narzucać.

-Witaj, Atisie. Jestem Arissa. Ciekawi mnie skąd u ciebie taka pewność, że to ja wpadłam w łapy Hoffmana? Może było całkiem odwrotnie? – mówiąc to, wyswobodziła dłoń z jego uścisku, co mogło wywołać ironiczny uśmiech u potencjalnego obserwatora. Niestety brązowooki przerwał jej zabawę w najlepszym momencie. Zachęcona przez swojego nowego znajomego zwróciła się w stronę mężczyzny, który najprawdopodobniej był dowódcą grupy.

- Cóż byś chciał wiedzieć, Panie? Trudno orzec, czy moja osoba jest na tyle intrygująca, by snuć o sobie jakieś wielkie opowieści. Jak wspomniałam, jestem Arissa z rodu Ahraerail’eath. Córka Halmira, znanego dyplomaty z Hollar. W rzeczonym mieście spędziłam dzieciństwo, a jakieś pół roku temu, po wielu latach spędzonych w podróży, wróciłam na stare śmieci. Powód mojej obecności w Meriandos jest dość prozaiczny. Szukam pewnej rośliny, szczególnej odmiany paproci, która jest dość rzadka i rośnie, jak udało mi się dowiedzieć, w Krainie Elfów – zrobiła pauzę, posyłając w stronę Hoffmana przelotne spojrzenie. Sekundę później kontynuowała:
- Tak, dobrze myślisz. Planuję wyruszyć w kierunku Fanistei. Jest to dla mnie o tyle ważne, że pozwoli mi na dalsze studia nad wykorzystaniem roślin. Jeśli stare opowieści z równie starych ksiąg mówią prawdę, to efekty takich badań mogą być co najmniej intrygujące. Sama jednak nie mam zbytniej ochoty jechać na ziemie, których w ogóle nie znam, dlatego szukam zaprawionych w bojach towarzyszy… I podobno tutaj takich znajdę.

Re: Karczma "Borsucza Nora"

34
Wszyscy uważnie wysłuchali tego co ma do powiedzenia Arissa, wiercąc w niej od początku do końca swoimi oczami. Kiedy skończyła, mężczyzna ponownie przemówił.
- W porządku. Wiem, co chciałem wiedzieć. Jednakże, obecnie nie mamy żadnego powodu aby się Tobą zajmować. Możesz z nami pójść, jednak w razie niebezpieczeństwa zamierzam dbać przede wszystkim o moich ludzi. A jeśli wejdziesz nam w drogę, będzie to Twój ostatni raz. Inaczej by się miała sytuacja, gdybyś mogła nam się jakoś odwdzięczyć za pomoc, gdybyś była Shaledinką, lub chciała zwyczajnie zatrudnić nas w roli ochroniarzy. Jak wspomniałem, w chwili obecnej nie mamy w tym żadnego interesu. Możesz podróżować obok nas, ale nie z nami, jeśli Tobie to odpowiada.
- Powinnaś jednak wiedzieć na co się porywasz. - zaczęła mówić kobieta o rudych włosach, jak się okazało dopiero teraz, jaśniejszych od Arissy, która weszła do budynku jako ostatnia - Z pewnością znasz te wszystkie bajki i legendy o Fenistei jak i to, że Sulon wyrzekł się elfów. To nie będzie łatwa przeprawa. My mamy świadomość tego, że możemy stamtąd nie wrócić. A Ty?
Kończąc mówić, splotła ramiona na klatce piersiowej, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

35
Arissa uśmiechnęła się sama do siebie. Uniosła dumnie głowę, patrząc na wszystkich zebranych. Tak, zawsze to samo. Biorą cię za niespełna rozumu damulkę, której z nudów zamarzyła się wyprawa stulecia. Która zapewne przyjdzie następnego dnia w eleganckiej kiecce, no bo przecież nigdy nie wiadomo kogo się spotka po drodze, a w torbę, prócz niepotrzebnych nikomu dupereli, wepchnie na deser podręcznik do botaniki.

- Zazwyczaj działam sama, duża ze mnie dziewczynka – skwitowała, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie będzie podlegać hierarchii panującej w grupie. – Nie szukam niańki, a towarzystwa i kogoś w rodzaju przewodnika. Powód dla którego wybieracie się w tę samą stronę mnie nie obchodzi. Jeśli zdecydujecie pójść w innym kierunku, to pójdziecie. Jeśli zechcecie dać się pożreć – mówiąc to spojrzała w stronę rudowłosej – to też wasza sprawa. Ja mam do kogo wracać. Jestem świadoma ryzyka, ale jestem też świadoma swoich umiejętności.

Zrobiła pauzę. Jej postawa z „delikatnej” przeszła płynnie w pewną siebie i nieco agresywną. Do tego co powiedziała nie zamierzała dodawać nic więcej. Ceniła swoją prywatność, co w połączeniu z niechęcią do klepania ozorem po próżnicy sprawiało, że nikt nigdy nie mógł być do końca pewien czym tak naprawdę się zajmuje i na czym się zna.

- Start o świcie?

Re: Karczma "Borsucza Nora"

36
Hoffman spojrzał na dziewczynę z ukosa. Uśmiechnął się lekko, niemal niewidocznie.
Coraz bardziej mi się podoba...
Mężczyzna, z którym Arissa toczyła konwersację, dopiero po chwili przerwy odpowiedział.
- W porządku. I tak mieliśmy jutro się stąd zbierać. Nigdy nie zostajemy w miastach na długo. - mówiąc to nie patrzył tym razem na Arissę, lecz na swoich towarzyszy, rzucając okiem na każdego

Kiedy chwilę później, zwrócił się swoimi brązowymi oczami ponownie w jej stronę, rozluźnił bardziej swoją postawę, stając w bardziej naturalny sposób.
- W takim razie wypada, abyśmy i my się przedstawili. Atisa i Hoffmana zdążyłaś już poznać. Ja jestem Talen Ua Shaledin. Przywódca grupy.
Następna odezwała się rudowłosa kobieta, z którą również Alissa miała okazję zamienić kilka zdań.
- Jestem Kyrie Ua Shaledin. Miło mi.
Następny głos tonem był w miarę podobny do pierwszego. Wybrzmiał gdzieś zza pleców Arissy, jednak jak się okazało, był on na niego zdecydowanie zbyt cienki.
- Ortis Ua Shaledin.
Mężczyzna wyglądał najgroźniej z całej grupy. Był wielki i szeroki jak góra, a na plecach nosił równie wielki i mosiężny jak on sam topór. Ponadto był kompletnie łysy, co jeszcze bardziej nadawało mu bezwzględnego wyglądu.

Jakby dla przeciwwagi, zaraz po Ortisie odezwał się bardzo cichy i nieśmiały głosik. Dziewczyna o blond włosach sięgających ramion, w zasadzie najniższa i najskromniejsza z całej grupy, siedziała na zaniedbanym krześle. Swymi szmaragdowymi oczami, z bliżej nieznanej przyczyny, łypała na Arissę najbardziej wrogim spojrzeniem z całej grupy. Zupełnie tak, jakby zamierzała pozbawić ją życia tu i teraz.
- Aria Ua Shaledin. Lepiej trzymaj łapy przy sobie.
Ostatnim głosem, który przemówił, był również kobiecy głos. Zza futryny drugiego pokoju wyłoniła się kolejna postać. Najpiękniejsza z całej grupy - co można było wydedukować po spojrzeniach jakimi została obdarzona zwłaszcza przez Atisa i Hoffmana - być może ze względu na to jak hojnie została obdarzona przez naturę. Kiedy weszła już do pomieszczenia, w którym znajdowali się wszyscy ze zgromadzonych, przeniosła ciężar ciała na jedną nogę i odgarnęła ręką długie do pasa, puszyste, kruczoczarne włosy, które na chwilę uniosły się w powietrzu. Z pod ich zasłony, wyłonił się jasnoniebieski, niemal turkusowy kolor oczu, spoglądający własnie na Arissę.
- Jestem Elia. Elia Ua Shaledin. - poprawiła się, dodając do swojej wypowiedzi delikatny, niemal uwodzicielski uśmiech - Miło mi poznać.
Podobnie jak Hoffman, nosiła na sobie lekką zbroję, która ciasno przylegała do ciała, podkreślając jej kobiece walory. Można było odnieść nawet wrażenie, że priorytetem przy jej doborze był właśnie wygląd, niżeli skuteczna ochrona.

- W porządku. - ponownie do głosu doszedł Talen, rzucając raz jeszcze okiem na towarzyszkę Hoffmana - W takim razie wyruszymy jutro o świcie. Jeśli chcesz, możesz tutaj zostać z nami. Jest tutaj wystarczająco dużo wolnego miejsca. Jeśli nie, możesz nas tutaj znaleźć.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

37
Skłoniła się lekko na przywitanie każdego członka grupy. Jedynie postawę drobnej blondynki skwitowała ironicznym uśmiechem.

Młodość. Młodość sama prosi się o kłopoty…

- Dziękuję za zaproszenie, Talenie. Niemniej jednak nie skorzystam z twojej propozycji. Wrócę do siebie, by rozliczyć się z właścicielem, spakować swoje rzeczy i w spokoju przygotować się do podróży. Przyjdę tutaj jutro o wschodzie słońca.

Arissa pokłoniła się raz jeszcze i rzucając Hoffmanowi przelotne spojrzenie udała się samotnie w kierunku wyjścia. Nie chciała tracić więcej czasu na czcze gadanie.

***

Dziwny spokój zawisł w powietrzu, zupełnie tak, jakby następnego dnia miała wrócić do rodzinnego domu, a nie wyruszać w daleką podróż z praktycznie obcymi sobie osobami. Delektowała się chwilą wiedząc, że w najbliższym czasie nie będzie mogła liczyć na takie wygody. Przycupnęła na brzegu łóżka, bosymi stopami dotykając drewnianej podłogi, na której jeszcze przed kąpielą rozłożyła gotowy do użytku ekwipunek. Otulony blaskiem świec prezentował się całkiem nieźle. Arissa odruchowo pochwyciła w dłoń zwisający z jej szyi amulet wykonany z czarnego, matowego kamienia. Ile to już lat minęło? Cztery? Pięć? Powoli zaczynała tracić rachubę. Wiedziała jednak, że dawna ciekawość świata żyła w niej jeszcze, pomimo powrotu do Hollar i zamknięcia się na czas jakiś w czterech ścianach. Westchnęła cicho i podniosła się z miejsca. Przewędrowała w kierunku niewielkiego stolika, gdzie leżała karteczka z krótką, odręcznie nakreśloną informacją:

Droga Chloe,

mój pobyt w Meriandos dobiega końca. Przyznać muszę, że miałaś rację co do Czarnobrodego i jego zapewnień. Niestety nie znalazłam tego, czego poszukuję, ale za to poznałam grupę Elfów, która zmierza w kierunku Fenistei. Nie denerwuj się, proszę. Wrócę tak szybko, jak będę mogła. Pozdrów Leana i uściskaj go ode mnie. Ucałuj Trissa. Strasznie za nim tęsknię. Jak będzie grzeczny, to dostanie prezent przywieziony z samego serca Krainy Elfów.

Pozostańcie w zdrowiu, Kochani.

Wasza Ari


P.S. Nuada poczuła smak podróży. Dziękuję, Leanie. To Twoja zasługa!


Arissa uśmiechnęła się sama do siebie, gładząc opuszkami palców powierzchnię listu. Chwyciła kielich z czerwonym winem i upiła kilka drobnych łyków. Tak. Ciekawość świata wciąż żyła...

Re: Karczma "Borsucza Nora"

38
Kiedy Arissa ruszyła w stronę wyjścia, z pewnością nadal mogła czuć na sobie wlepione oczy całej grupy, które odprowadzały ją do wyjścia.
Nikt jednak nie odezwał się ani słowem, gwoli komentarzu czy pożegnania. Być może dlatego, że nie chcieli, być może dlatego, że zwyczajnie nie mieli co do powiedzenia. Można było jednak zauważyć pewną wiszącą w powietrzu niecierpliwość, gdyż tuż po zamknięciu drzwi, rozmowa w środku rozgorzała na dobre. Było to zupełnym przeciwieństwem martwej niemal ciszy, panującej kiedy tylko natrafili na dziewczynę wzrokiem. Być może było to powodowane pewną nieśmiałością grupy, być może podyktowane było to niechęcią do ujawniania o sobie jakichkolwiek informacji, a być może, była to jakaś kolejna, tajemnicza zasada Shaledinów.
Niezależnie od tego jak było naprawdę, poza szmerami zza zamkniętych drzwi, trudno było coś z tego zrozumieć. Wnioskując jednak po tonie głosu, nie były to ani groźby, ani żadne inne, nieprzychylne słowa.

- Noc się zbliża. - spostrzegł Talen spokojnym głosem - Trzeba się wyspać przed jutrzejszą wyprawą. Skoro już tu jesteśmy, wypocznijmy i zregenerujmy całe nasze siły. Hoffman. Ty pierwszy siedzisz na warcie.
Chłopak nie odezwał się, gwoli komentarza do przydzielonego mu zadania. Jedynym wyrazem jego woli było lekkie skinięcie głową, oznaczające naturalnie zgodę.

Każdy z członków grupy zaczął się rozbierać w zajętym przez siebie kąciku pomieszczenia, zdejmując przede wszystkim ciążący im ekwipunek. W końcu, używając prowizorycznych wygód, na których mogliby się położyć i wypocząć, każdy w mgnieniu oka stworzył sobie własne legowisko. Niektórzy korzystali z plecaków, inni ze znalezionych w budynku, zakurzonych, na tyle miękkich przedmiotów, aby dało się na nich położyć, inni z kolei układali się na podłodze. Jedynie Talen i Hoffman stali jeszcze na nogach, z czego ten pierwszy opierajł się o spróchniały i trzeszczący parapet.
- Z dnia na dzień zbliżamy się coraz bardziej do Fenistei. - przerwała ciszę Kyrie, siadając na szczęśliwie znalezioną, poplamioną i porwaną skórę rozłożoną długim szlakiem na podłodze - Być może jutro nawet tam dotrzemy. Co nas może tam czekać?
Talen spoglądając na nią zaciekawionym spojrzeniem, po chwili przeniósł wzrok na Hoffmana, który podobnie jak dowódca swojej grupy, oparł się, niemal siadając na zakurzonym, okrągłym stole. Wyraźnie miał coś teraz powiedzieć. Niemniej jednak, został uprzedzony przez inny kobiecy głos.
- A czy to ważne? - Zapytała Elia - Wreszcie będzie się coś działo. Myślałam już, że pomrzemy z nudów.
- Nie o to mi chodzi... - odpowiedziała z pewną wątpliwością w głosie Kyrie
Na krótką chwilę zamknęła się w sobie, zbierając myśli. Jej ręce, wcześniej wyprostowane, oparte dłoniami o podłogę dla utrzymania równowagi, teraz znalazły się na jej nogach. Jej lekko zgarbiona postawa wyrażała niepewność.
- Ta wyprawa... to może być najtrudniejsze co nas spotka w całej Ediunie. Talenie - zwróciła twarz w kierunku dowódcy, świdrując go wzrokiem, jakby chciała wymusić na nim odpowiedź - Mało komu udaje się wrócić z Ediuny. My mieliśmy na tyle szczęścia i rozsądku, żeby nie dać się tak szybko zabić jak inni.
- I umiejętności. - przerwał jej znienacka Hoffman, patrząc na nią łagodnym wzrokiem, i kierując w jej stronę równie przyjazny uśmiech - Dyplomacja często nas ratowała z opresji, jednak nasze miecze, włócznie i łuki ratowały nas z niej znacznie częściej. No i naturalnie strategia Talena.
- Zapomniałeś o toporach - przypomniał mu z lekkim wyrzutem Atis
Hoffman odwrócił w mgnieniu oka głowę w jego kierunku, jakby spodziewał się jego komentarza. Uśmiechnął się lekko, lecz tym razem w bardziej złośliwy sposób, odpowiadając z pasującym do wyrazu twarzy, lekko zarozumiałym głosem.
- Nie przypominam sobie, aby miały w naszej grupie jakieś ciekawe osiągnięcia.
- Chędoż się elfi chamie! - wykrzyczał podirytowany, z wyraźną groźbą w głosie
- W każdym razie... - ponownie głos zabrała Kyrie, zaczynając głośno, i wyraźnie, aby przerwać kolejne zapędy Hoffmana i Atisa do bójki, po czym po chwili przerwy kontynuowała
- Wracając do naszej wyprawy. - mówiła już znacznie spokojniejszym głosem - Być może... pchamy się tam, gdzie nie powinniśmy. Nawet jeśli zakładając, że Sulon nie znienawidził Shaledinów, a tylko zwykłe elfy... być może po wkroczeniu do Fenistei i nam się oberwie. Czy to na pewno dobry pomysł?
Nikt nigdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi na to pytanie. Zaraz po nim zapadła cisza. Słychać było poszczególne szmery, i czuć było na sobie plątające się spojrzenia innych osób. Największy jednak dyskomfort z tego powodu mógł poczuć niewątpliwie Talen, który odbił się od parapetu udami, robiąc kilka kroków w stronę utworzonego przez siebie legowiska z tarczy i swoich szat.
W końcu zapadła niemal martwa cisza, a jedyną osobą, która została na nogach, był Hoffman, który przez cały ten czas, ani na chwilę nie zmienił swojej pozycji, pogrążając się w rozmyślaniach.

Nazajutrz, jeszcze przed wschodem słońca, ze środku budynku słychać było żywe poruszenie. Wszyscy zwlekali się ze swoich prowizorycznych miejsc do spadania, w towarzystwie ziewania, przeciągania się, i masowania obolałych mięśni, powodowanych twardym podłożem, i sztywnym przebywaniu na nim w jednej, niezmiennej pozycji.
Cała grupa uwinęła się z przygotowaniami wyprawy w mgnieniu oka. Odnieść można by wrażenie, iż bez większych problemów, mogliby ustanawiać rekordy w szybkości przygotowywań.
Kiedy zaledwie jedną chwilę po pobudce, Talen skrupulatnie obejrzał całe pomieszczenie, upewniając się, że nic przydatnego w nim nie zostało, grupa elfów już zaczęła przekraczać próg drzwi budynku.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

39
Świt. Zdecydowanie najpiękniejsza pora dnia. Majestatyczny, niebanalny, rozgarniający czułą dłonią mroki nocy. Tańczył w powietrzu miłosny taniec ze swą ulotną kochanką – mgłą. Całował pieszczotliwie zaspane policzki wędrowca. Gdy tylko długimi, szczupłymi palcami zastukał do jej okien, była już gotowa. Przekazawszy wiadomość dla Chloe, opuściła nocleg, by udać się na spotkanie z Hoffmanem i jego kompanami. To niesamowite, jak cicho potrafi być o tej porze w samym sercu miasta. Jedynie stukot końskich kopyt odbijał się echem między uliczkami, zdradzając pozycję jeźdźca.

- Witajcie – Arissa odezwała się jako pierwsza, wyjeżdżając zza zakrętu. Zeskoczyła z siodła, przytrzymując siwą klacz za wodze.

Oczom zebranym ukazała się postać zupełnie inna, niż ta, którą mieli okazję poznać poprzedniego wieczora. Zamiast niepozornej kobietki w długiej sukni, stanęła przed nim smukła postać odziana w skórzane, sięgające kolan kozaki, przylegające do ciała spodnie i czarną, idealnie dopasowaną koszulę z głębokim dekoltem, na którym pysznił się amulet z równie czarnym, tajemniczym kamieniem. Długie włosy dla wygody zaczesała w wysoki kucyk i zaplotła w warkocz. Fryzura ta dodawała jej większej zadziorności i wyostrzała rysy twarzy, przez co sprawiała wrażenie groźniejszej, niż była w rzeczywistości.

- Jestem. Mam nadzieję, że udało wam się wypocząć przed podróżą – zagaiła, stając w kontrapoście. Kciuk wolnej dłoni zaczepiła o pas zdobiący jej biodra, przy którym nosiła niewielki sztylet i sakwę. Na jej plecach spoczywał kołczan pełen strzał, długi łuk i solidnie wykonana włócznia. – Broń, jak widać, posiadam. Prowiant też. Mogę ruszać choćby zaraz. Gotowi?

Re: Karczma "Borsucza Nora"

40
Uderzające głucho o podłoże końskie kopyta, nasilające się odgłosem wraz z upływem czasu, a zatem i zwiastujące rychłe przybycie pewnej postaci do miejsca, w którym znajdowała się grupa, nastroszyło ich elfie uszy, i zwróciło spojrzenia w kierunku, z którego nadchodziło. Jak się szybko okazało, potencjalnym zagrożeniem była poznana przez nich wczoraj dziewczyna. Niemal wszyscy członkowie grupy, tuż po dostrzeżeniu źródła swego niepokoju, wrócili do swoich zajęć, wiedząc, iż nie mają się czego obawiać. Niemal, gdyż w osłupieniu stali jedynie Hoffman i Atis.
- W-witaj... - odpowiedział nieśmiało na powitanie
Podobnie jak jego towarzysz w zauroczeniu, Hoffman przeleciał swoim wzrokiem dziewczynę w sposób bardzo skrupulatny, od czubka jej wysokich butów, po ułożone w warkocz włosy, a z jego oczu biło zaskoczenie i oszołomienie, komponujące się z porażonym niczym piorunem ciałem. Można było odnieść nawet wrażenie, jakoby jej nie poznał. W końcu, po pewnej chwili, kiedy Arissa zabrała głos, chłopak został przywrócony do mentalnej przytomności, czemu dał wyraz pokręcając energicznie głową w przeczący sposób. Uprzedził go jednak Atis, który wraz z zabraniem głosu, zrobił dwa kroki w jej stronę.
- Naturalnie! Trzymaj się blisko mnie moja Pani, a z pewnością nic Ci się nie stanie.
- Zwłaszcza podczas ucieczki. - dodał Hoffman, patrząc na Atisa z ukosa
Atis zawarczał wrogo. Szybkim ruchem wyjął toporek zza pasa na biodrach, łapiąc go pewnym i mocnym chwytem za rękojeść.
- Ty nie będziesz mógł, jak Ci nogi upierdo...
- Atis! - przerwał mu stanowczym i lekko uniesionym głosem Talen, odrywając się na chwilę od swojego zajęcia, jakim była krótka i cicha rozmowa z Kyrie na bliżej nieznany temat
Elf syknął z niesmakiem i równie groźnym, a zaraz zniechęconym wyrazem twarzy.
Hoffman czując pewną satysfakcję, niczym dziecko, które za kłótnię z rówieśnikiem nie zostało ukarane przez matkę w przeciwieństwie do drugiego awanturnika, uśmiechnął się lekko, acz złośliwie w stronę towarzysza, wbijając weń swój wzrok, do momentu ponownego schowania broni.
- To nie wina Atisa! Hoffman zaczął! - uniosła się lekko Aria, najniższa i najbardziej krucha przynajmniej z wyglądu osoba z całej grupy
Jej reakcja jednak, jako nieudana próba obrony Atisa pozostała bez komentarza. Prawdopodobnie ze względu na to, iż każdy był czymś zajęty, wyraźnie zastanawiając się nad czymś. Kluczową rolę mogły odgrywać tutaj przemyślenia odnośnie tego, czy wszystko ze sobą wzięli, czy też przemyślenia i wątpliwości odnośnie przyszłej wyprawy.

Z pewnością, ożywione zachowanie grupy mimo tak wczesnej pory zwiastowało bardzo dobrze, choć mogły to być tylko pozory.
W końcu gęsty i niespokojny nastrój został przerwany przez inny głos.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić do ich biadolenia, albo zainwestować w zatyczki do uszu. - odezwała się po raz pierwszy dzisiaj Elia, z wyraźną niechęcią w głosie, przymykając znudzone i nieobecne oczy - Ewentualnie, gdybyś znała jakieś zaklęcie, albo eliksir, który pozwoliłby na zamknięcie im jadaczek na dzień lub dwa, to byłabym Ci dozgonnie wdzięczna. Zwłaszcza dla Hoffmana i Atisa. - kończąc, łypnęła na nich niebieskimi oczami
- Dobra, wszystko załatwione. - przemówił ponownie Talen, odwracając się od Kyrie po skończonej rozmowie, i przerywając tymsamym wszystkim ich czynności - Możemy ruszać. Jak tylko wyjdziemy z miasta, będziemy się poruszać szykiem eksploracyjnym dużym. W mieście raczej nie mamy się czego obawiać, zwłaszcza kiedy je opuszczamy.
Jego głowa, jak i przede wszystkim wzrok, powędrowały teraz w stronę Arissy.
- A co do Ciebie... Możesz robić co zechcesz. Tylko nie wchodź nam w drogę. Najlepiej trzymaj się z tyłu.
Niewątpliwie było to dość szorstkie powitanie ze strony grupy Shaledinów, które przeplatało się z ignorancją bądź też zwyczajną niechęcią do rozmowy pozostałych członków grupy. Niemniej jednak, z pewnością miało to pewne uzasadnienie, znane zapewne tylko im.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

41
Arissa patrzyła z rozbawieniem na słowne utarczki pomiędzy Hoffmanem, a Atisem. Ta dwójka najwyraźniej pałała do siebie wielką sympatią, opartą nie tylko na ciętym języku, ale i ostrzu toporka. Na chwilę wróciła myślą do minionych już czasów, kiedy to podróżowała w towarzystwie swoich kompanów, swoich braci i sióstr, po nieznanych ziemiach. Każdy z nich pochodził skądinąd. Każdy niósł na barkach własną historię i masę rozmaitych doświadczeń, którymi dzielił się z resztą grupy. Panująca dyscyplina i wzajemny szacunek nie tonęły w szorstkości, jaka dla Shaledinów zdawała się być chlebem powszednim. Kto wie, być może w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Póki co postanowiła ze stoickim spokojem obserwować to, co będzie się działo. No... chyba, że ktoś nadepnie jej na odcisk.

-Hm? - powróciła do żywych na dźwięk głosu Elii. - Aaa... No może rzeczywiście dobrze by było. Niestety to, co mogłabym zaproponować, zamknęłoby im usta na dużo dłużej.

Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Arissa nie chciała dodawać nic więcej, Elia nie pytała. Gdzieś w tle dało się słyszeć Talena, zapowiadającego wymarsz.

-A co do Ciebie... Możesz robić co zechcesz. Tylko nie wchodź nam w drogę. Najlepiej trzymaj się z tyłu.

Elfka patrzyła na przywódcę Shaledinów bez cienia emocji na twarzy.
W tym szaleństwie jest, do cholery, jakaś metoda -powtarzała w myślach. Tak samo było z Trissem. Trzeba było w końcu przybliżyć jego ciekawskie łapki do płonącego ognia, by zrozumiał, że zaboli. I co? Od tamtego czasu nie podszedł sam do kominka ani razu.

-Zgoda – odpowiedziała beznamiętnie.

W sumie było jej wszystko jedno. Na początku, w środku, na szarym końcu. Chociaż chwila... Czy nie jest tak, że w większości opowieściach jako pierwszy ginie ten, kto szedł ostatni? Hmm... Pogłaskała Nuadę po miękkich chrapach, po czym poprowadziła ją za grupą Elfów. Miasto powoli otwierało zaspane jeszcze powieki. Przypadkowi przechodnie obserwowali ich przemarsz z niejakim zaintrygowaniem, przeplatającym się ze sporą dozą nieufności. Ostatnie podrygi cywilizacji zostawiali z wolna za swoimi plecami, wynurzając się na brukowany trakt.

- Jak myślisz – Arissa zagadnęła do kroczącego nieopodal Hoffmana. - Ta podróż rzeczywiście będzie aż tak niebezpieczna, jak prawią?

Re: Karczma "Borsucza Nora"

42
Na wydające się Hoffmanowi, żartobliwe słowa Arissy, podszyte pewną dozą groźby, chłopak uśmiechnął się ciepło w jej kierunku, sygnalizując jakoby poznał się na owym żarcie - niezależnie od tego, czy naprawdę był to żart, a nie realna groźba. Szerszym, bardziej szczerym i wręcz rozbawionym uśmiechem uraczyła ją Elia, której pomysł proponowany przez jej rozmówczynię, z którą teraz utrzymywała kontakt wzrokowy, najprawdopodobniej bardzo się podobał.
Nastroje przeróżnej maści przerwało ponowne zabranie głosu przez przywódcę. Usłyszawszy zgodę dziewczyny - nie, żeby na nią oczekiwał, co było widać po jego wyrazie twarzy - zakręcił w powietrzu nadgarstkiem wyciągniętej, zgiętej lekko ponad kąt prosty ręki, sygnalizując wymarsz.
- W takim razie nie ma na co czekać. Ruszajmy, zanim ściągniemy na siebie kłopoty tak skutecznie, jak uwagę. - mówiąc to obejrzał się najpierw na każdą osobę w grupie, łącznie z Arissą, przenosząc wzrok po chwili na przypadkowych gapiów, którzy zaczęli wychodzić na ulicę, bądź też spoglądać z okien
Z ust wszystkich Shaledinów wydostał się całkiem głośny, krótki, acz wiele mówiący, odgłos gotowości do wymarszu. Z pewnością, był on kolejnym dowodem na panujący w grupie wszechobecny rygor i dyscyplinę. Dawał on jednak również efekt odstraszający, gdyż spotęgowany przez taką ilość osób brzmiał o wiele głośniej, pewniej i energiczniej, co nie trudno było zauważyć po twarzach co bo niektórych gapiów.
Oczy szybko ożywiających się z nocnego letargu mieszkańców odzwierciedlały przeróżne uczucia. Trudno było jednak którekolwiek z nich zaliczyć do pozytywnych. W większości byli to ludzie, zatem z wielu par oczu wprost biła obawa, a w niektórych przypadkach strach i pogarda. Trudno było to jednak nazwać czymś dziwnym, w sytuacji, w której większość członków ekipy, uzbrojona była niemal po zęby. Wielu gapiów skutecznie odstraszały groźne spojrzenia, rzucane na nich co chwila, zwłaszcza Ortisa. Zdarzyło się nawet, że był zmuszony sięgnąć w stronę topora, zauważywszy jak ktoś usiłował dobrać się do lekko brzęczącej sakiewki przy pasie. Na szczęście dla obu stron, nie wywiązały się z całego zmieszania większe kłopoty.

W końcu, ostatni budynek miasta znalazł się za plecami grupy. Znacznie świeższe powietrze, niezanieczyszczone dwutlenkiem węgla i innymi spalinami z kominów, wszechobecnym smrodem oraz miejscami zapachami zgnilizny, sprawiało wrażenie, jakby grupa oddaliła się od miasta o nieporównywalnie większą odległość, niżeli w rzeczywistości. Ortis, stojący jeszcze mniej więcej w środku grupy, nie przerywając marszu, wypełnił swoje płuca powietrzem niemal po brzegi, przymykając przy tym oczy.
- Mimo, że to jeden dzień - zaczął mówić znienacka - stęskniłem się za czystym powietrzem. Jak ja nienawidzę smrodu miasta...
W prawdzie, reszta grupy nie odezwała się w żaden sposób, jednak ich wyrazy twarzy zdecydowanie wyrażały aprobatę dla jego słów.
Uszy Hoffmana poruszyły się nieznacznie, kiedy Arissa do niego przemówiła. Nie odwracał się jednak w jej kierunku. Zdawał się być bardziej zajęty rozglądaniem się. Z bliżej nieznanego dziewczynie powodu, jej pytanie wywołało na twarzy chłopaka, wiele mówiący uśmiech. Niemniej jednak, nie była to odpowiedź na jej pytanie. Usta chłopaka otworzyły się, wydając z siebie krótki dźwięk. Nie zdążył.

Talen nie przerywając marszu, obrócił się dookoła własnej osi, rzucając okiem na wszystkich, jakoby upewniał się, że wszyscy są obecni.
- Czas rozproszyć się. Wiecie, co macie robić.
Z ust wszystkich Shaledinów ponownie wydostał się, choć tym razem głośniejszy, okrzyk wprost pochodzący z przepon.
- Pogadamy później. - odpowiedział krótko Arissie, po czym zerwał się do biegu na przód formacji
Niemal wszyscy shaledini rozbiegli się na wszystkie strony. Niemal, gdyż w spokojnym marszu pozostał jedynie Talen.
Odległości pomiędzy członkami grupy rosły z każdą chwilą. Wyglądało to tak, jakby zamierzali zupełnie się rozdzielić i zdezerterować. Najbardziej widać to było na przykładzie Hoffmana, który szybkim biegiem, niemal sprintem, szybko wybił się na przód formacji daleko wprzód i w końcu zniknął gdzieś za znajdującymi się kilkadziesiąt metrów dalej drzewami.
Formacja była bardzo duża. Zdecydowanie za duża, jak na formację bojową - z pewnością nie nadawała się do walki praktycznie z kimkolwiek.
Dowódca grupy znajdował się mniej więcej w centralnej części formacji, chodź obiektywnie rzecz ujmując, stał niemal na samym końcu, gdyż cała formacja z lotu ptaka wyglądała niczym grot strzały, a pozycja Hoffmana, na którą się udawał, znacznie ją wydłużała. Jedyną osobą znajdującą się za plecami Talena był Ortis, oddalony o parę metrów. Znacznie dalej, na jego prawicy i lewicy szli kolejno Kyrie i Atis w odległości nieco ponad kilkunastu metrów od dowódcy. Przed nim, w podobnej odległości, swoje plecy odsłaniała Aria, idąc najdumniejszym krokiem ze wszystkich. Kolejnych kilkanaście metrów przed nią, szła szybszym krokiem Elia. Najdalej wysuniętą na przód osobą był Hoffman, który od czasu zniknięcia w zagajniku nie dawał żadnych znaków życia.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Karczma "Borsucza Nora"

43
- Noo… dobrze… - powiedziała bardziej do siebie, niż do Hoffmana. Jego sylwetka oddaliła się już znacznie, podobnie jak inni członkowie grupy. Nigdy nie przepadała za życiem stadnym, które wymuszało podporządkowywanie się woli ogółu lub przywódcy. Wolała chadzać własnymi ścieżkami, bez konieczności tłumaczenia się z każdego poczynionego kroku. Przyznać jednak musiała, że miało to swoje plusy, czego wielokrotnie posmakowała na własnym przykładzie. Shaledinowie robili wrażenie. Każdy z nich znał swoje miejsce, wiedział jakie ma zadanie do wykonania. Jedno słowo wystarczyło, by uruchomić dobrze funkcjonującą machinę. To było tyleż samo przerażające, co intrygujące. Arissa obserwowała przez chwilę rozgrywający się na jej oczach pokaz, po czym poklepała Nuadę po grzbiecie.
- Jak sobie chcą. My pojedziemy z tyłu – wymamrotała i zgrabnym susem wskoczyła na siodło. Nie należała do szczególnie wytrawnych jeźdźców, ale jej umiejętności wystarczały, by sprawnie przemieszczać się z punktu „A” do punktu „B”. Siwa klacz ruszyła wolno, zachęcona cichym cmoknięciem. Pod jej kopytami ścielił się dobrze ubity trakt, który prędzej, czy później zostanie zdegradowany do lichej ścieżki. Arissa rozglądała się na boki, po raz ostatni spoglądając na znane sobie tereny. Już niebawem miała się przekonać, że poza granicami czeka świat ciekawy, ale i niebezpieczny.

Re: Karczma "Borsucza Nora"

44
Obrazek


Właśnie przekraczali granicę miasta, gdy zza rogu wyłonił się kary ogier z zakapturzonym na nim jeźdźcem. Widmo pruło przed siebie tak szybko, iż w mgnieniu oka znalazło się obok elfki o imieniu Kyrie. Nie w wiadomo w jaki sposób, zza rękawa wyjawia się lśniące ostrze, którego majestat przejeżdża po szyi kobiety. Na skutek idealnie wyszlifowanego krańca skóra pęka, a na zewnątrz wyłania się strumień krwi. Zdumione zajściem elfy, automatycznie dobiegają do ofiary, podczas gdy napastnik oddala się w nieznane. Panika, strach i niemoc ogarnia towarzyszy, NIE! Z pewnością nie ogarnia przywódcy- Talena. Mąż ten próbując zatamować krwotok zachowuje jeszcze zimną krew i analizując sytuacje wydaje Hoffmanowi krótkie polecenie.

Talen- Wsiadaj na konia Ari. Nie dajcie uciec temu zbrodniarzowi. Zajmiemy się nią i Was odszukamy.

Hoffman chciał coś powiedzieć, wdać się w dyskusję, lecz stanowczy ton zmiótł ten pomysł zanim się jeszcze narodził.

Talen- No ruszaj!!!

Dowódca wiedział, iż ich towarzyszka umrze. Chęć dorwania napastnika była tak ogromna, tak władna, że w pościg wysłał najbardziej zaufaną mu osobę. Żadne nogi, nawet elfie nie mogą mierzyć się z wierzchowcem, dlatego w pościgu udział bierze również Aria. Na jej rumaka wskakuje Hoffman, pomimo że nie potrafi jeździć konno, siedząc z tyłu pobudza konia do dynamicznej jazdy.
Nie mija kilka sekund, a duet znika w blasku wschodzącego słońca


Udali się:
http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=75&t=2047

Re: Karczma "Borsucza Nora"

45
(Nie pisałem od paru dni więc dorzucam link do postu - http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?p=19362#p19362 . Żylak krul.)

Na początku walki krasnolud był nieco zaskoczony zwinnością i szybkością przeciwnika. Imć Kłykieć niewątpliwe dużo w życiu prał - żonę pewnie prał, dzieci jeśli posiadał to też prawdopodobnie prał. No i w karczmie nie raz komuś mordę pewnie obił. Krasnal szybko to zrozumiał jednak po serii ciosów, mimo rdzawego posmaku krwi na ustach, postanowił dać człowiekowi poczucie przewagi i wywrzeć wrażenie flegmatycznego. Niektóre co celniejsze ciosy bolały, nawet przyzwyczajony do bólu najemnik musiał to przyznać ale póki co trzymał on nerwy na wodzy i obserwował skaczącego dookoła niego boksera. Po chwili ruchy zaczęły zwalniać a ciosy straciły impet, Stalowobrody dobrze znał zmorę każdego wojownika - zmęczenie. Gdy tylko Kłykieć odsunął się żeby odpocząć Moradin przeszedł do natarcia - w dupie miał już bonusy, chciał skończyć tą walkę i ruszać na trakt z dala od brudnej, miejskiej chołoty.

Uderzał metodycznie - korzystał z faktu że jest niższy od przeciwnika więc celował w wątrobę, nerki czy splot słoneczny wiedząc że prędzej czy później jego przeciwnik będzie musiał pochylić gardę by osłonić się przed tak bolesnymi ciosami a wtedy odsłoni głowę, o ile jeszcze ustoi. Nie zapominał jednak o osłonie, nawet zmęczony Kłykieć mógł wciąż odwinąć się celnym ciosem a zęby niestety nie rosną na zawołanie. Krasnal nie miał zamiaru się dłużej cackać, choć wiedział że jeśli zbyt mocno uszkodzi lub co gorsza zabije mężczyznę - a zdarzało się i tak - to będzie musiał wynosić się stąd znacznie szybciej niż zamierzał. Uznał więc w swej mądrości że obije go najwyżej do nieprzytomności i odbierze nagrodę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”