Gospoda "Pod Bramą"

1
Lokum to było niewielkie i mieściło się pomiędzy dwoma małymi kamienicami. Budynek gospody był murowany i porządnie otynkowany, choć już dawno utracił swój śnieżno biały kolor przez wdzierającą się w porowatą ścianę sadzę. Ponad drzwiami wejściowymi wisiał szyld z malunkiem kufla oraz pryczy. Dolne piętro mieściło klasyczną jadłodajnię, na piętrze zaś mieściły się pokoje gościnne w liczbie dziesięciu.
Po przeciwnej stronie ulicy stała niewielka zagroda dla koni oraz chlewik, w którym trzymano świnie i krowę. Sama ulica była bardzo ruchliwa. Łączyła ona zachodnią bramę z rynkiem, a dalej z górnym miastem. Straż niezbyt pilnie patrolowała okolicę. Asystowała jedynie celnikom, którzy ściągali podatki z karawan i spontanicznie przemaszerowywała dwójkami wzdłuż i wszerz ulicy, przejmując się bardziej brudem na swoich buciorach, aniżeli społecznym porządkiem.


Septo siedział przy ławie, posilając się zamówionym posiłkiem. Podróż do Meriandos kosztowała go nieco więcej czasu, niż zakładał, a i po drodze skończyły mu się zapasy, toteż głód od połowy drogi doskwierał mu niemiłosiernie. Na talerzu leżała wielka i soczysta pieczona kiełbasa. Ulatywała ponad nią chmurka pary, niosąca zapach i wzmagająca głód zmęczonego podróżnika. Obok leżała pajda chleba i sos, który pachniał grzybami, jednak żadnego nie można było się weń doszukać. Do tego cały garniec cienkiego, acz chłodnego i całkiem smacznego piwa.
Było samo południe. Przez uchylone okno do gospody wpadało jesienne powietrze, udekorowane zapachem krowiego łajna z chlewu naprzeciwko. Jadłodajnia nie była o dziwo zatłoczona. Goście siedzieli przy stołach pojedynczo. Zdawało się, że całe zbiorowisko nie było tutejsze. Każdy trzymał blisko siebie większy bagaż - plecaki, torby i toboły. Septo nie wyróżniał się zatem zbytnio wśród posilających się gości gospody, dzięki czemu bez większej trudności wtopił się w miejskie środowisko, niby zwyczajny podróżnik ze swoimi prywatnymi sprawami.

Gospoda "Pod Bramą"

2
A tam zapach krowiego łajna z okolicy. Septo był głodny. Łucznik raczej już zapłacił za posiłek a jeśli nie no to zapłaci kraść jedzenia nie zamierzał. Miał jeszcze trochę pieniędzy. Nawet nie trochę. W każdym razie musiał się porządnie posilić. Więc posilał się choć ten grzybowy sos, Po niuchał go trochę czy czasem nie trujące. W końcu paranoja zobowiązywała. Jednak raczej zjadł. Inni raczej spierdzielali ten sos i jeszcze nikt nie umarł. Gorzej jak zabija powoli. Podczas drogi miał jednak sporo do myślenia. Pierdzielona armia nieumarłych która wydawała się być ogromna. Ba gdyby zaatakowała to miasto nawet narobiła by szkód. Sądząc po tym w co byli ci wcześniej wyposażeni mógł starać się ułożyć jakiś schemat. Bulwołaki z magicznymi przyrządami podtrzymujący te inne bezmyślne nieumarłe wyposażone w narzędzia rolnicze. Nie trzeba było być geniuszem aby powiązać dwie kropki. Ogromna jak skurwesyn plaga zabijająca chłopów. I ogromna jak skurwesyn armia nieumarłych chłopów. Tu pojawiał się problem co on do kurwy może zrobić z taką wiedzą. Najrozsądniejszym wydawało by się ostrzec lokalną władzę. Jednak tu istniał pewien problem. Czy oni mu uwierzą? Fakt że system ścigania przestępców był stosunkowo nierozwinięty i może jeszcze go tu nie ścigają mimo wszystko powinien być ostrożny. W końcu Armia nieumarłych to poważna sprawa. To że jeszcze nikt o tym nie wie może świadczyć nawet o jakimś spisku. Sprawiło to że Septo postanowił najpierw odnaleźć rodzinę wraz z Verianą i Hexem. Verana Zdawała się znać te okolice. Septo zgadywał że mówiła o jakimś miejscu do którego mogą się udać. W końcu spędzili trochę czasu razem w Lucio. Nadzwyczajnej chciał się ich poradzić co zrobić. Choć Septo widząc rozmiar armii miał wrażenie że musi próbować nawet jakoś dostrzec do Króla. W dodatku Septo starał się strzec tego czarnego bez rozumnego czarnego cosia który może być najistotniejszą rzeczą którą udało mu się wyciągnąć z tego zajścia. Jeśli odkryją jak to działa to możliwe że rozwiążą któryś z problemów. Albo armii albo plagi. Najpierw jednak musiał się poradzić. Choć rodzina pewne będzie próbowała go powiesić. Fiolki nie otwierał. Bał się to otwierać.
Kiedy najadł się i zapłacił postanowił jeszcze najpierw zapytać barmana spokojnie i uprzejmie o Verianę, możliwe że ją tu kojarzą. Z tego co pamiętał należała do jakiegoś rodu.
-Drogi barmanie strawa była zacna, miał bym jeszcze pewne pytanie kojarzysz może Pannę Verianę.
Przybliżył się nieco i dopowiedział ciszej. Przyglądając się przy tym reakcji barmana. Do opłaty za posiłek dorzucił jedną dodatkową srebrną monetę za obsługę jak to mówią.
-Grenne. Możliwe że coś słyszałeś.
Obrazek

Gospoda "Pod Bramą"

3
Nie kojarzę — odparł gospodarz, zbierając ze stołu naczynia. Nachylając się nad łucznikiem, posłał mu porozumiewawcze spojrzenie. — Siódmy pokój, po prawo na piętrze — szepnął, podnosząc pusty kufel i kładąc go na misce po obiedzie.
Mężczyzna zebrał napiwek, wrzucił do kieszeni kitla i po chwili zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni.
Schody na piętro były wąskie i strome. Usłane były przetartym i brudnym dywanem. Na szczycie znajdował się równie wąski co schody korytarzyk z pięcioma parami pokojów. Wszystkie drzwi były ponumerowane. Zza niektórych słychać było odgłosy rozmów, zza innych krzątaninę. Drzwi do trójki były uchylone, ukazując mężczyznę próbującego przeczesać włosy w lustrze. Za piątką ktoś bez skrępowania głośno uprawiał miłość. Za szóstką odbywała się debata dwóch mężczyzn i ochrypłej kobiety. Za drzwiami pod numerem siedem nie słychać było nic.

Gospoda "Pod Bramą"

4
Karczmarz dał jakiś trop Septo sprawiło to że udał iż niby nic nie słyszy. Wydało mu się to na swój sposób tajne. Jedno było pewne musiał sprawdzić ten trop. Wiec spokojnie ruszył na górę. Wchodząc na piętro mieszkalne. W piątce zdecydowanie było najgłośniej. Achh ta młodość. Trzeba było korzystać póki czas. Mimo to podszedł do 6 i zapukał trzy razy pytając się nagle.
- Dzień dobry zastałem kogoś w środku? -
Mówił swym normalnym codziennym głosem. Nie wiedział czemu przypuszczał że jakimś cudem możliwe że to ktoś kogo zna i zatrzymał się w karczmie. A możliwe że to zwyczajnie namiar na kogoś kto zajmuje się poszukiwaniami. Zapewne płatnymi. Liczył na to pierwsze jednak kto wie co zastanie w środku.
Obrazek

Gospoda "Pod Bramą"

5
Drzwi szóstki uchyliły się, a zza nich wyłoniła się kobieta, która jeszcze przed chwilą prowadziła ożywioną rozmowę z dwójką swoich męskich współlokatorów. Twarz miała zmęczoną, o brzydkiej cerze pełnej plam. Jej długie blond włosy przypominały suchą i postrzępioną słomę. Odezwała się ochrypłym, skrzeczącym głosem:
Czego, hm? — zapytała. Z jej ust ziało zapachem gorzałki. — No czego tu kurwa szukasz? — dodała opryskliwie.
So jest, Marlenka? — odezwał się mężczyzna za nią. Przez przestrzeń między drzwiami a ciałem kobiety Septo dostrzegł go siedzącego przy stoliku, a w jego ręku opróżnioną niemal do dna butelkę.
Wtedy też podróżnik zorientował się, że zapukał do złych drzwi. Siódemka, o której mówił gospodarz, znajdowała się dokładnie za plecami Neherisa. Dziewczyna była pijana, nie trzeba było do tego długo dochodzić.
Marlinka? A mo-oże tam podejde, tso?
Po drugiej stronie korytarza otworzyły się drzwi.
Nie ma potrzeby — odezwał się znajomy łucznikowi głos. — Pomylił pokoje. Możecie wrócić do swoich spraw. — Był to nikt inny jak Enie. Pociągnęła brata za rękaw i nim się obejrzał, był już w pokoju numer siedem.
Drzwi zatrzasnęły się. Pokoik mieścił dwa łóżka, dużą szafę, stolik z dwoma krzesłami, szeroki kufer i kołyskę. Pod oknem, z którego widać było ulicę, siedziała Ejmi, spoglądając na Septo wzrokiem, który zapowiadał bardzo nieprzyjemną rozmowę. W rękach trzymała śpiące dziecko, opatulone w białą szmatkę. Enie wciąż trzymała brata za rękaw. Wnet jej ręka powędrowała do góry i wymierzyła łucznikowi siarczysty policzek. Minęła chwila i wyrównała z drugiej strony. Była wściekła niczym rozjuszona kocica.
W co ty się wpakowałeś!? Od jak dawna to trwa!? — krzyknęła, aż zadudniło Septo w uszach. — Ciągłe przeprowadzki, ciągle coś się dzieje, nie mamy chwili spokoju. Nagle okazuje się, że zamieszany jesteś w bandyckie sprawy i wszystko co do tej pory nas spotkało to twoja wina!
Dziecko rozpłakało się. Ejmi zaczęła je kołysać na rękach i uciszać czułym, matczynym szeptem. Nie odezwała się do Septo ani słowem. Słała mu tylko krótkie, nieprzyjemne spojrzenia, od których Neherisowi włosy jeżyły się na karku.

Gospoda "Pod Bramą"

6
Wpakowanie się w problemy to jednak jego specjalność. Pomylił pokoje zdając sobie z tego sprawę zdecydowanie zbyt późno. Powiedział jedynie.
-Cholera, pomyłka.
Kiedy to też największy kłopot natrafił na niego. Septo raczej nie był dobry w tłumaczeniu. Najpierw został tak zwyzywany że aż zamilkł chwała bogom że Jego siostrzeniec tu był. Łucznik już naprawdę nabroił więc jakakolwiek sensowna linia obrony była prawie niemożliwa. Sprawiło to że powiedział raczej smutnym i dość cichym tonem.
-Masz rację wiele z tego co nas spotkało to moja wina. Mógł bym postąpić inaczej, może wówczas było by inaczej... Jednak byłem głupi i chciwy. Mogłem próbować zerwać z gildią. Gdy udało mi się sprawić aby nie mścili się za to że kiedyś zabiłem naszego wuja Wintera, który z nimi pracował. To ja go zabiłem kiedy próbował wrobić cię w zabójstwo matki. Jednak widząc tą plagę która zmierzała w Kierunku Saran Dun odwaliło mi, myślałem że bez pieniędzy tego nie przetrwamy. Bardzo mi odbiło a szczególne wtedy... gdy prawie nie zabiła mnie spadająca z nieba Wiwerna umierająca od plagi. Przez swą głupią dumę spróbowałem jakoś zwrócić uwagę Kariili na tą plagę aby ta zatrzymała tą plagę. Przeprowadziłem rytuał na tej ogromnej istocie na co wpływ miało to co dostałem wcześniej. Jednak efekty były nieprzewidywalne...
Zatrzymał swój głos na chwilę.
-Zamiast powstrzymać plagę jakoś przywróciłem do życia Wiwernę. Nigdy nie próbowałem używać nekromancji jednak ja ją wskrzesiłem, znów żyła. Jednak to było coś więcej jestem teraz z tą Wiwerną jakoś połączony, zazwyczaj wiem gdzie jest, czasem nawet mogę widzieć albo czuć to co ona. Jednak to nie ja sprowadziłem tą plagę. Najdziwniejsze jednak w tym wszystkim było to że dziwnym trafem zaczęły do mnie trafiać przedmioty które jakby przewidziały to co nastąpi. Czekaj pokarzę ci. Tylko nie dotykaj ich niektóre są niebezpieczne.
Septo powoli położył worek wyciągając zbroję z łusek wiwerny i flakonik po truciznie.
-Nie wiem jakim cudem ktoś podarował mi te przedmioty przewidując że spotkam wiwernę. Najdziwniejsze jest to że przez to co stało się z tą wiwerną jestem w stanie nie zabić się tą zbroję, a możliwe nawet że na inny jad wiwerni jestem odporny. Normalnie nawet draśnięcie tymi łuskami by zabiło. Wiem że to zabrzmi jeszcze bardziej obłąkanie jednak gdy na chwilę was opuściłem odkryłem coś szalonego... I zrobiłem coś co chyba nikt inny nie był w stanie zrobić...
Zamilkł, przyglądając się temu czy nadal go słuchają. W końcu to co mówił było wręcz obłąkane. Nagle wyciągnął różdżkę i ten mały pojemnik z czarną mazią.
-Gdy uciekałem w kierunku góry bez konia, szukałem miejsca do ukrycia. A potrafię bardzo wyczulić zmysły i tak trafiłem na jaskinię. Gdzie natrafiłem na dwójkę nieumarłych. Wyglądali jak stosunkowo niedawno martwi chłopi. Jeden miał kosę a drugi widły. Ci nieumarli jednak zdawali się być tylko marionetkami. Nie poruszali się, ponad to co rozkazał im ten trzeci. Trzeci był jakby żywy ale i splugawiony jakąś czarną mazią. Zaatakowali mnie więc zacząłem walczyć. Zabiłem tego splugawionego, a pozostała dwójka padła. Zanim jednak go zabiłem wystrzelił w niebo ogromny promień światła. Nie mam pojęcia czy go widzieliście.
Złapał kolejną chwilę aby złapać oddech zebrać myśli.
-Nagle jakimś cudem przyjechał do mnie koń, a ta czarna maż która plugawiła tamtego przetrwała trafienie strzałą i zmrożenie tego potwora. Zdałem sobie sprawę że znów jest coś co tylko ja mogę zrobić. Zamroziłem tą maź odkruszyłem kawałek i zamknąłem w tej ampułce po miksturze. Gdybym dostarczył do do magów w Saran dun albo kogoś innego kompetentnego może udało by się jakoś powstrzymać to co zobaczyłem później. Zabrałem jeszcze magiczną różdżkę tego potwora. Możliwe że komuś coś powie na temat jego pochodzenia.
Septo nie wiedział czy powinien mówić ostatnią cześć w końcu siostra może weźmie go za szaleńca.
-Gdy uciekałem już stamtąd... Zobaczyłem coś co przechodzi ludzkie pojęcie. Plaga która zmierza do Saran Dun, została przez kogoś wykorzystana, a możliwe że nawet stworzona do tego aby powstała Armia nieumarłych. Wiem jak to brzmi, sam mam wrażenie że to wszystko mnie przerasta. Jednak z jakiegoś powodu los cały czas pcha mnie w tym kierunku. Nie mam pojęcia czy to sprawka bogów za mą arogancję, czy może jakiejś potężnej magii. Ale coś sprawia że ta klątwa zmierzająca do Saran Dun jest nieopodal.
Kolejna przerwa aby zebrać myśli co powiedzieć siostrze która mimo wszystko zasługuje aby wiedzieć co zamierza z tym całym problemem zrobić.
-Myślę że gdybym jakoś dostał się do króla, albo kogoś bardzo ważnego, kto nie jest w żaden sposób zamieszany z tą armią nieumarłych to mógł bym pomóc z pokonaniem tej plagi. Mam tą różdżkę, w której możliwe że drzemie podobna magia. Mam tą maź która jest na pewno powiązana z plagą i mam Wiwernę która mimo tego że nosi znamiona tej plagi żyje i jej postęp jest zatrzymany. Nie wiem tylko do kogo się zwrócić. Mógł bym próbować po znajomych z wojska, może szlachcie Hermionie, albo Verianie... Albo po Gildii... Możliwe nawet że bezpośrednio się jakoś przekraść... Jeszcze jedno prosił bym abyście nie rozpowiadały tego obcym. Możliwe że ten kto stworzył armię czuwa. A teraz gdy zabiłem jednego z jego... Nieumarłych dziesiętników? Może szukać tego kto to zrobił... Chcieć powstrzymać informacje.
Zamilkł wówczas całkowicie. I czekał. Zgadywał że zwyzywają go i wygnają za drzwi. W końcu to co powiedział było naprawdę sporą dawką informacji która potrafiła naprawdę przerazić. Była tu jednak Enie która doskonale rozumiała jak to jest gdy nikt nie chce ci uwierzyć. W końcu już raz była oskarżona o coś czego nigdy nie zrobiła. I prawie nikt jej nie wierzył oprócz jednej osoby która zrobiła to co zrobiła.
Obrazek

Gospoda "Pod Bramą"

7
Enie stała twarzą w twarz z Septo, przyjmując jego tłumaczenia, chłonąc każde słowo. Nie poruszyła się, nie drgnęła jej nawet powieka. Za to w kącikach oczu zebrały się kryształowe łzy, a kiedy uzbierało się ich wystarczająco dużo, spłynęły po rumianych policzkach i wsiąknęły w zapiętą pod szyją białą koszulę.
Ja... nie wiedziałam, że to ty... zabiłeś wuja — odezwała się z tyłu Ejmi, kołysząca w rękach synka. Jej oczy były równie szkliste, co siostry, a ochrypły głos się łamał. — Teraz wszystko się wyjaśnia — dodała, przecierając łzy.
Jak my mamy ci teraz zaufać? — zapytała Enie, unosząc bezradnie ręce. — Nawet jeśli podaruję ci ostatni kredyt zaufania i uwierzę w całą twoja historię, jaką mamy mieć pewność, że naszej rodzinie nic nie grozi? — kobieta złapała się za skronie, zrobiła kółko po pokoju i usiadła na jednym z łóżek.
Dziecko uspokoiło się. Dobrawszy się do piersi mamy, zaprzestało płaczu. Ciszę w pokoju zastąpiło teraz rytmiczne cmokanie.
Septo otoczony spojrzeniami sióstr wyglądał jak obnażona ofiara, wyspowiadany ze wszystkiego, co wydarzyło się od felernego spotkania z Gildią. Bliźniaczki milczały przez dłuższą chwilę, ocierając poczerwieniałe oczy chustkami.
Przed wyjazdem z Lucio Lar, Veriana powiedziała, że ma swoje sprawy do załatwienia i wraca do stolicy razem z tym półelfem — zabrała głos Enie, nieco uspokojona, lecz o roztrzęsionych z nerwów dłoniach. — A, i prawie bym zapomniała w całym tym zamieszaniu. Jest do ciebie list. Przyszedł jeszcze do Lucio Lar, ale tam byłeś zbyt... zajęty, a ja wciąż o nim zapominałam — powiedziała, wyciągając z walizki pomięty zwitek papieru zapieczętowany pieczęcią wysokiego rodu. Włożyła go do rąk Neherisa.
Za kilka dni wracamy do Saran Dun — wtrąciła się nagle Ejmi.
Enie spojrzała na siostrę, jakby nie chciała, by ta wyjawiała teraz tę informację.
Mój Kalor został w stolicy by pilnować swojego majątku. Nie widziałam go już rok czasu — kontynuowała niechętnie Enie, wyręczając siostrę. — Ejmi też już nie wytrzymuje tak daleko od domu. Wciąż nie wiemy czy Caspian powrócił, a poza tym ich syn powinien wychowywać się w normalnych warunkach, w domu, a nie po gospodach, szczególnie że nadchodzi zima. Doszła do nas również wiadomość, że browar wstrzymał produkcję przez brak surowca, nikt od miesięcy nie wynajmował też u nas pokoi. Tracimy pieniądze i nawet tego nie widzimy. Ktoś musi tym wszystkim się zająć, a zdaje się, że ty masz zbyt wiele na głowie, by pilnować rodzinnego majątku.

Gospoda "Pod Bramą"

8
Sprawa nie była zbyt kolorowa pytając się skąd mają pewność że nic im nie grozi i czy mogą mu zaufać milczał. Sam by sobie nie ufał a co dopiero temu że nic co spierdzieli nie odbije się rykoszetem. — Nie powinnyście — Porada godna paranoika. Następnie wyglądało na to że Veriany i Hexa nie ma w mieście. Wrócili do stolicy. Wszystkie opcje zaczynały się zawężać. Usłyszał jednak o liście sprawiło to że nagle zapytał pobudzony.
List? Jaki list?
To co nastąpiło ponownie zamurowało Septo. Otworzył go dyskretnie czytając i przysłuchując się co mówią. Chciały jechać do stolicy za pieniędzmi. Widać było że są rodziną. Cud że jeszcze nikogo nie zabiły dla pieniędzy... Teraz planowały się pchać w oko cyklonu. Septo przez chwilę jednak milczał podejmując ważną decyzję.
Pojadę z wami. Lepiej kupmy dużo jedzenia, przez tą plagę tam raczej nie ma zbyt dużo jedzenia. Do tego możliwe że ktoś we w jaki sposób zaraża ta plaga. Przy okazji trzeba uważać na bandytów. Przydam się wam.
Wytłumaczył najprościej jak potrafił w końcu takie zdawały się być fakty. Jego powrót do Saran Dun był nieuchronny. Wolał jednak powrócić w raz z rodziną. Możliwe że w ten sposób je jakoś ochroni. Sam nie wiedział podróż samemu również była bardzo niebezpieczna. Musiał tak naprawdę posłuchać plotek o pladze kupić jakichś sucharów i ziemniaków tak dużo ziemniaków, zdawało mu się że mogą uratować życie wytrzymają długo. A i zawsze da radę je zjeść. Nagle wpadł na dziwny pomysł...
Żeby gorzelnia ruszyła potrzebujemy surowca. A Meriandos czasem nie był zwany spichlerzem Keronu? W najgorszym wypadku gdyby naprawdę nie dało się ruszyć produkcji można by sprzedać żywność w stolicy. Choć jeśli chcemy to zrobić przydała by się dodatkowa ochrona. Najlepiej pojechać jeszcze z inną karawaną. Jeśli będziemy za duzi powinni nie ryzykować. Oczywiście nie przesadzajmy z własnym rozmiarem. Istnieje jakieś ryzyko że wojsko spróbuje to skonfiskować. — Wytłumaczył swoje przemyślenia jednak specjalistką od zaopatrzenia zapewne była Ejmi. Lata prowadzenia gorzelani robiły swoje. I w razie ataków czy problemów z siłą miał powietrzną kawalerię.
Obrazek

Gospoda "Pod Bramą"

9
Otwarty w trakcie rozmowy list był krótki. Napisany był starannym pismem i rozpoczynał się kaligrafowanym inicjałem.
Drogi Septo,
po naszym ostatnim spotkaniu dużo rozmyślałam, a czasu na to miałam nader dużo, i stwierdziłam, iż nie zdołałam odwdzięczyć CI się w stopniu, w którym zostałoby nagrodzone twoje poświęcenie i w efekcie uratowanie mnie przed niechybną śmiercią. Chciałabym Ci podarować coś nietypowego, ponieważ nie przystoi mi wyceniać swojego życia w złocie czy drogocennych przedmiotach. Udało mi się dotrzeć do paru pałacowych osobistości i zamienić kilka słów. To, co ci ofiaruję, to królewska nobilitacja. Wszystko zostało już załatwione i podpisane. Liczę że mój gest tylko zacieśni nasze relacje, a przed tobą otworzy szereg nowych możliwości.

Hermiona Vicenti
To nie jest takie proste — głos zabrała Ejmi. — Żeby kupić surowiec potrzebujemy pieniędzy i to sporej sumy. Wynajęcie karawany też swoje będzie kosztować, włącznie z dodatkiem za omijanie głównego traktu, który prowadzi przez teren plagi. Mistrz produkcji stwierdził, że do opłacalnego startu produkcji będzie potrzebować całego wozu zboża albo ziemniaków. To około pięciuset gryfów za sam surowiec, a takiej sumy nie mamy.
Nie wiem, czy to w ogóle dobry pomysł, żebyś podróżował razem z nami — wtrąciła zaraz Enie stanowczym głosem.
Ejmi spochmurniała i spuściła głowę, zerkając do syna.
Nie chcę narażać siebie, Ejmi i jej syna na niebezpieczeństwo. Z twojej opowieści wynika, że chodzą za tobą same problemy. Nie pozwolę, żeby dotknęło to i nas.

Gospoda "Pod Bramą"

10
Septo usłyszał wotum niezaufania. Nie ufały mu. Nie było co tu się dużo dziwić. Nie dość że bękart to jeszcze kryminalista. łucznik spodziewał się jednak zawsze najgorszego. Czyli tego że w stolicy umrze w końcu Gildia może być zła. A to czy dotrze na miejsce. Nawet Yela o której mimo wszystko pamiętał i co najmniej czuł się nie wygodnie mogła się mścić. Sprawiło to że Septo podjął dziwną decyzję. Wiedział że mógł pomóc z drugiej strony mógł przynieść nieszczęście. Nagle wyciągnął swoją sakiewkę i położył 1000 gryfów na stół. —Dacie sobie radę, tylko nie szczędzicie na ochronie. Nie zapomnijcie że tam w stolicy pewnie nie ma za dużo jedzenia. I postarajcie się aby nie było to dwóch kolegów na krzyż jeszcze spróbują was oszukać..
Jeśli znał kogoś kto mógł by być zaufany i nie zrobi im krzywdy podał. W końcu trochę robił w przewozie. Możliwe że kogoś stąd znał. Targowanie, i wydanie pieniędzy zostawił im. Pewne w Handlu dwie siostry które od dzieciństwa były uczone do zarządzania majątkiem są lepsze od niego. Też możliwe że mają jakieś swoje fundusze, pewnie niezbyt ogromne ale jakieś. Może nawet wystawią dwa wozy, albo jakiż duży w końcu wszystko było płynne. Nahh najważniejsze aby były bezpieczne. Nagle Septo po zostawieniu pieniędzy wstał.
Tylko kiedyś mi oddacie. — Uśmiechnął się i ruszył do wyjścia powoli wychodząc. Ten list znaczył jedno, chyba ma jak dostać się do króla. Dodatkowo im szybciej skonfrontuje się z Thomem tym lepiej. A przynajmniej tak mu się wydawało. Znaczyło to jedno Najadł się wystarczyło uzupełnić zapasy jedzenia najlepiej aby starczyło na dłużej i ruszyć konno do stolicy. Kiedy wyszedł zamierzał udać się na rynek kupić nieco jedzenia tak na miesiąc. Dla siebie. Co kupował? Oczywiście fasola, ziemniaki. To była podstawa. W końcu możliwość robienia grochówki to podstawa. Choć celował w bieda grochówkę bez mięsa. Mięso w końcu drogie. Więc jeszcze nieco cebuli i marchwi. Do tego jakiegoś suchara na drogę później i tak.
Obrazek

Gospoda "Pod Bramą"

11
Słodka Osurelo, skąd masz tyle pieniędzy? — zapytała półszeptem Enie, wyraźnie zdziwiona. — Albo nie, nie chcę wiedzieć. To trochę ratuje sytuację. Może uda się kupić nawet nieco więcej niż potrzeba, zrobić zapasy... — Zaczęła pakować srebrniki do torby.
Septo owszem znał paru najemników, którym można było powierzyć robotę. Spędził swoje lata w wojsku i na trakcie, gromadząc znajomości w niemal całym Keronie. Tak się składało, że i w Meriandos miał pewne koneksje. Polecił więc siostrom kogoś, kto mógł załatwić im bezpieczny przejazd do stolicy, lecz bez gwarancji zniżki po znajomości. W końcu nastały ciężkie czasy.
Uważaj na siebie, Septo — powiedziała na pożegnanie siedząca pod oknem Ejmi.
Enie, która wciąż chowała ku bratu urazę, tylko kiwnęła głową i zamknęła za nim drzwi.
W mieście Neheris zrobił zamierzone zapasy. Mniej więcej w momencie zakupu worka cebuli zorientował się, że nie zdoła wszystkiego pomieścić na koniu razem z całym przewożonym ekwipunkiem. Zakupił więc skromny drewniany wózek, załadował go, przytroczył do konia i wyruszył o świcie kolejnego dnia.

Gospoda "Pod Bramą"

12
POST BARDA
Wczesna zima roku 91
Koniec jest bliski, Anais. — powtórzył nieznajomy, budząc tym samym dziewczynę z zamyślenia. Szybko uświadomiła sobie, że jeszcze nie tak dawno przesiadywała w gospodzie, którą teraz miała za plecami, a gdy po jakimś czasie poczuła, że ogarnia ją znużenie postanowiła zażyć świeżego powietrza.

Noc tego dnia była spokojna - niemal czyste, czarne niebo przecinało zaledwie kilka chmur, a duży, pełny księżyc połyskiwał srebrem na firmamencie. Delikatny, acz chłodny wiatr momentami wzbierał na sile dając jej do zrozumienia, że już niebawem temperatura na zewnątrz zacznie drastycznie spadać - złota jesień odejdzie, a w jej miejsce zapanuje najsurowsza z pór, zima. Pomimo że co jakiś czas dało się słyszeć poszczekiwania psów albo miarowy tentem końskich kopyt w zasięgu wzroku nie sposób było dostrzec ni żywej duszy. Ogromne miasto zdawało się zapomnieć o ich istnieniu, byli sami.

To słowa pozdrowienia, nie przybywam w złych zamiarach. — kontynuował mężczyzna i jakby na potwierdzenie swych słów rozpostarł nieznacznie szaty i wyciągnął przed siebie dłonie. Dwie, jak się zdawało ludzkie kończyny były dokładnie zabandażowane, ale nie sposób było doszukać się w nich oręża. Wkrótce nieznajomy znowu skrył się w połach płaszcza. — Ostatnio było o tobie całkiem głośno, Anais. Ponoć doświadczyłaś nieopisanych katuszy gdy... — zawahał się na moment — ...zaatakowano cię w pracy.

Młoda Florenz mogła odnieść wrażenie, że nieznajomy uśmiecha się wypowiadając te ostatnie słowa, lecz nie mogła być tego zupełnie pewna, ponieważ oblicze obcego skrywał gęsty cień kaptura. Czuła się obserwowana, oceniana.

Można powiedzieć, że interesuje się podobnymi przypadkami. Precyzyjniej mówiąc: szukam istot, które doświadczyły niezwykłego cierpienia i pomagam im przekuć owe trudne doświadczenia w źródło siły. Czy zechcesz podzielić się ze mną swoją wersją tamtych wydarzeń?

Po chwili milczenia dodał:

Możesz o mnie myśleć jak o kapłanie. Słucham i służę radą, nic więcej. Jeśli żądam zbyt wiele, rzeknij słowo i nie będę cię więcej niepokoił, przyrzekam. — echo jego głosu szybko ucichło w wąskiej alejce, cierpliwie wyczekiwał odpowiedzi.

Sygn: Juno

Gospoda "Pod Bramą"

13
POST POSTACI
Anais Florenz
Moment, w którym opuściła dzisiaj swoją kwaterę, nasycony był czymś więcej niż mieszanką niebywałej presji i emocji. Wspomnienie, czy może wizja, trwała w pamięci zwietrzałą ryciną. Jak tylko próbowała się skupić, aby ubrać to w formę, a już na wszystkich bogów, spróbować narysować, obraz rozmazywał się zupełnie, a usiłowany rysunek szybko zaczął przypominać chaotyczne bazgroły nie mające sensu. Była gotowa odtworzyć zaistniałe wtedy "warunki", żywiąc się nadzieją na podobne doznanie. Pragnienie, te w sumie jedyne i beznadziejne zarazem, pchnęło w miejsce, w którym miała jakoś wykoncypować co dalej. Okoliczna gospoda jednak nie spełniła oczekiwań, następnym razem będzie musiała pójść gdzie indziej. Spokój i atmosfera lokalu znużyła ją i wypłoszyła na zewnątrz.

Wykonawszy kilka kroków od drzwi ledwie poprawiła dłonią brązową spódnicę i kraciastą chustę na plecach, kiedy wzrok nagle skrzyżowała z przyczajoną zakapturzoną postacią. W pierwszej chwili dreszcz strachu chwycił ją za kark i runął po ciele, gromadząc się w końcu w zmiękczonych kolanach i paraliżując natychmiast. Lazurowe oczy rozszerzyły się we wszechogarniającym zaskoczeniu. Odniosła wrażenie, że patrzy właśnie śmierci w twarz. Że czeka ją rychły koniec. Nie odwracała wzroku, wpatrywała się dalej szeroko rozwartymi oczyma.
Postać jednak nie rzuciła się na nią, nie zrobiła niczego nagłego. Konkretniej, mówił do niej, aż musiała się ocucić z własnej wersji wydarzeń.
Gdy mężczyzna, nie otrzymawszy od niej żadnej odpowiedzi, zapewnił o swoich intencjach, dziewczyna wyrwała się ze znieruchomienia. Schowała zesztywniałe dłonie za siebie, przestąpiła z nogi na nogę i spojrzała po swoich skórzanych butach, nie mając bladego pojęcia jak wita się zakapturzonych, podejrzanych panów w ciemnych uliczkach. Oblizała szybko spękane wargi, by zaraz usta zacisnąć, jawnie markując nerwowość. Na czubku języka miała jeszcze słodki posmak strachu, ale w tym momencie nie równało się to z chęcią przebrnięcia przez mrok narzuconego kaptura i dojrzenia twarzy mężczyzny. Ukradkowo spojrzała jeszcze po ulicy w dryg paranoi niedoświadczonego dziecka, czy nikogo innego w okolicy nie było, kto mógłby ją nakryć na jakimś grzeszku, kiedy to nieznajomy właśnie napomniał o szczególnym incydencie. Jeśli samo spotkanie było intrygujące, to jego obeznanie się z faktem i chęć jego poruszenia było wręcz piorunujące. Czy aby właśnie spotkała kogoś z kim mogłaby porozmawiać o sprawie, która spijała jej sen z powiek? Te kwestie nie były jednak akceptowane, nie chciała o tym rozmawiać, ale teraz gdy w końcu przedstawił się jej jako kapłan, jej usta otworzyły się w zdumieniu, potrzebowała chwili, aby ułożyć jakieś sensowne zdanie na języku:
— J-ja nie wiem od czego zacząć kapłanie — rzekła pośpiesznie, wbijając za plecami paznokcie w swój nadgarstek. Czy to któryś z bogów, któremu zaniosła w udręce modlitwę, w końcu usłuchał i posłał swego sługę? Urwała krótki nerwowy śmiech, jak ten tylko śmiał wydostać się z jej ust — To dość krępujący temat — Niemalże się zawstydziła, na moment odnajdując wzrokiem czubki swoich butów. Coś ją blokowało, aby uwolnić się z brzemienia, jakby te kilka słów ważyło zdecydowanie za dużo, aby mogły się one wydostać. Czyż jednak właśnie tego nie pragnęła?— Mam problem, aby o tym mówić —Przyznała. Czuła jak myśli zamieniają jej się w bełkot, tak jak wtedy podczas przesłuchania, gdy zaczęła go serwować w dezorientacji i mieszance sprzecznych emocji — Ale chcę! Opowiem wszystko, ale może nie tutaj? Ktoś może usłyszeć. — Uśmiechnęła się sztywno, powściągliwie, acz drgnęła jej noga, jakby chciała zrobić krok ku tajemniczej osobie, chwycić go za rękę i zapewnić jak bardzo jej na tym zależy, jak bardzo jest to dla niej istotne. Ponure oblicze tajemniczej postaci nie odstraszało już Anais, jak w pierwszym momencie. Wręcz odwrotnie. To co zdołała w nim ujrzeć wyglądało na coś zatrważająco znajomego.
Spoiler:

Gospoda "Pod Bramą"

14
POST BARDA
Tajemniczy nieznajomy jeszcze przez chwilę milczał i jak się zdawało mierzył dziewczynę wzrokiem skrytym w cieniu. Nie minęło wiele czasu, gdy wtem odwrócił się do niej bokiem, a zwracając się przodem do głębi alejki ruszył nieśpiesznie ku cieniom. Jak tylko oddalił się nieznacznie wyciągnął dłoń i dał jej znak gestem by ruszyła za nim.

Echo ich kroków odbijało się od próchniejących i obdrapanych ścian mijanych budynków, dźwięcząc przy tym w uszach niby dźwięk kropel uderzających miarowo o posadzkę. Odgłosy miasta już niemal zupełnie ucichły. Ujadanie psów, czy huczenie sowy nie miały tutaj miejsca, zaś brak hałasu ze strony koni oraz ludzi musiał świadczyć, że znaleźli się w nieuczęszczanej dzielnicy miasta. Jak okiem sięgnąć większość okolicznych przybytków sprawiała wrażenie opustoszałych bądź silnie popadających w ruinę. Nieliczne drewniane domostwa porastał grzyb i mech, co równie dobrze mogło świadczyć, że przy niewielkim wysiłku ów konstrukcje skore były zapaść się do reszty pod własnym ciężarem. Pozostałe budynki, choć zbudowane z cegły, nierzadko uboższe były o pół ściany, bądź cały komin. Sterty budulca leżące pod wyłomami brudne, porośnięte trawą sugerowały jakoby od dawna nikt już nie interesował się losem tej okolicy. Tym razem Anais mogła być pewna, że byli zupełnie sami.

Niedługo później dotarli do celu - mężczyzna przyprowadził ją na niewielki plac stanowiący skrzyżowanie dwóch alejek. Pośrodku tego zapomnianego przez bogów miejsca znajdowała się niezbyt duża, wykuta w kamieniu studzienka. Kiedyś mogła stanowić naprawdę urokliwy punkt miejskiego krajobrazu - skryta perełka architektury - wzbogacona o płaskorzeźbę na zewnętrznych ścianach, ze skromnym daszkiem o szarobłękitnej dachówce. Teraz jakkolwiek studzienka wiele straciła ze swojego dawnego uroku. Drewniane elementy spróchniały bądź całkiem odpadły, grawer wykonany w kamieniu silnie starł deszcz i wiatr, a po cebrzyku nie było ani śladu jeśli nie liczyć zwisającego ponuro sznura. W tamtej chwili światło księżyca odsłoniło przed nimi jeszcze jeden element otoczenia. Tuż obok tego pomnika minionych czasów ostała się najwyżej dwuosobowa ławka wykonana z tego samego sino-białego kamienia. Nieznajomy usiadł nań bez słowa i jakby zwrócił swe spojrzenie ku towarzyszce oczekując, że zrobi to samo.

Tutaj możesz mówić swobodnie. — ozwał się w końcu niskim, pozbawionym emocji głosem.

Sygn: Juno

Gospoda "Pod Bramą"

15
POST POSTACI
Anais Florenz
Przez chwilę pożałowała, kiedy niecodzienny rozmówca ważył za pomocą ciszy wartość jej słów i postawy. Przyjęła z ulgą, że kapłan zgodził się spełnić jej prośbę. Tym samym sposobem kupiła nieco sobie czasu, aby poukładać w głowie kilka prostych i podstawowych rzeczy. Pierwszą z nich było uświadomienie sobie jak bardzo musi być zdesperowana, że podążą za zamaskowanym mężczyzną w miejsce kompletnie ustronne i najwidoczniej zapomniane. Każda inna dziewczyna na sam widok kogoś takiego uciekała by ile sił w nogach - uśmiechnęła się na tą myśl, nieco szerzej niż zwykle. Drugą rzecz było to co rzeczywiście mu powie. Jeśli był kapłanem i w ramach swego krótkiego wyjaśnienia zajmował się takimi przypadkami jak ona, to co właściwie miał na myśli przez to? Czuła że pakuje się w całkiem niezłą kabałę. Już czuła ten nierozłączny dreszczyk emocji, który wiercił się jej na plecach, tam i z powrotem, nieznacznie elektryzując przejęciem każdy swój oddech. Czuła to, czuła że opowie mu wszystko.

Mężczyzna wydawał się być jednak diabelnie przekonujący i pewny siebie, jakby poczynił właśnie kwestię tak trywialną, jak regularne poranne podlewanie kwiatków w ogrodzie. Nie chciała nie ulec jego chęci poznania jej opowieści. Postrzegając kolejne zrujnowane fragmenty budynków układała wszystko w jakąś sensowną chronologiczną całość jaką miała mu przedstawić.
Z chęcią usiadła obok niego na starej ławce i westchnęła na atmosferę tego ponurego i tym samym niezwykłego miejsca. Przyznała w duchu, że jest kompletnie niepoprawną romantyczką, znajdując w tym miejscu urzekające piękno i odpowiednie towarzystwo. Rozluźniła się nieco w obliczu ciszy, spokoju i pewności w osamotnieniu, choć jej spięte ciało mogło sugerować coś innego.
— Pragnęłam uświadczyć... objawienia — Naokoło rzekła dość wyniosłymi słowami, jak na tak powszechnie potępianą praktykę. — Po latach prób różnych metod i prób zrozumienia intencji boskiej, postanowiłam pójść o krok dalej, wiesz, w smak ich poczucia humoru — Wyjaśniła skrótowo swoje życie w sposób, który wydawał jej się najbardziej sensowny i najkrótszy zarazem. Podwinęła swoje rękawy. Światło księżyca zagrało z gładką bladą skórą kobiety, na której widoczne w kontrast były stare siniaki, kilka głębszych blizn oraz dwa strupy po dość świeżych ranach.— Nie wiem jak z tego miałabym czerpać siłę — Odniosła się do jego wstępnych słów, spoglądając w głąb mroku kaptura swojego rozmówcy wieczoru. — Acz z pewnością doprowadziło mnie do tego że próbowałam pozbawić się życia — Przyznała się w końcu. Powiedziała to na głos. Wydawało się jej przez cały czas do tej pory, że nią to wstrząśnie. Zdziwiła się tym faktem, że kompletnie się nie przejęła. Czy nie powinna z tego powodu zapłakać? Zapytać mrocznego kapłana, dlaczego życie zaprowadziło ją do tej sytuacji? I czy jest jakiś ratunek? Uśmiechnęła się tylko powściągliwie i schowała dłonie z powrotem w rękawy. Założyła nogę na nogę, ale nie oparła pleców o ławkę, trzymając się wyprostowana i napięta.
— Przygotowałam się. Zablokowałam drzwi, skradłam łańcuchy z psiarni i zamocowałam je na stropie swojej kwatery na poddaszu, aby się na nich powiesić. — Mówiła, jakby tłumaczyła koleżance przepis na dobre ciasto. — Spaliłam swój pamiętnik i nim też umyślnie wywołałam pożar. Nie wymierzyłam jednak odpowiednio długości łańcuchami i ostatecznie zawisłam tuż przy ziemi, bardziej utknąwszy, aniżeli w śmiertelnym uścisku. — Machnęła ręką w powietrzu na te niepowodzenie z odrobiną frustracji i nonszalancji, w myśl, że każdemu czasem coś się nie udaje. — Trochę tak wisiałam — Przyznała z nieznacznym kiwnięciem głowy na wypadek przy pracy — Pożar dopadł moich stóp, dym wwiercał mi się w oczy, ale miał dość miejsca za otwartym oknem by mnie ostatecznie nie udusić. Łańcuchy nie pozwoliły mi wydobyć z gardła krzyku, ale i nie pozwoliły umrzeć — Spojrzała po nim zbliżając się do końca swojej opowieści o próbie samobójczej, która skończyła się zaś torturami. Świadomie pominęła pewien szczegół. Zwłaszcza, że nie potrafiła sobie go dobrze przypomnieć, nie to co inną, niemniej interesującą rzecz. — Trochę mi tak zeszło. Było to dość...— Zatrzymała się w miejscu, gdzie miała zawrzeć kwestię kulminacyjną. Słowo 'ekstatyczne' i chwalenie się na pierwszym spotkaniu takimi rzeczami było po prostu już doszczętnie nieprzyzwoite. Znalazła inne słowo, które powinno wystarczyć. — Przejmujące. W pewnym momencie interweniowało kilku śmiałków, aby zgasić pożar. Jak mnie ściągnęli z łańcuchów straciłam przytomność. Tak to się potoczyło. Taka jest moja wersja wydarzeń, jak ci się podoba? — Uśmiechnęła się powściągliwie, z nutką niedowierzania wobec jego zainteresowania i szczyptą cynizmu.
Aczkolwiek pochwaliła się w końcu. Było to nawet przyjemne i spełniające. Z pewnością rozładowujące. Ulga nastąpiła szybko, ale zaraz została zawalona kolejną stertą pytań i wątpliwości. Pierwszą było proste: no i co teraz?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Meriandos”