[Wieś Potopce] Gospoda „U Świetlika”

1
- To ten, panie... - wyseplenił skwapliwie chłop, wskazując młodego mężczyznę przywiązanego do drewnianego słupa. Wieśniacy, którzy go schwytali, nie szczędzili pięści - nóg, pałek i kijów zapewne też nie. Podarta koszula była bogato umazana na czerwono, włosy sięgające karku pozlepiane były skrzepłą krwią, zaś sam więzień nie podniósł nawet głowy, gdy Egon wkroczył do pomieszczenia wraz z kilkoma uzbrojonymi szlachcicami.

Wojna... była dziwna. Z pewnością miała niewiele wspólnego z tym, o czym Egon słyszał z opowieści ojca, dworskich nauczycieli, legend i ksiąg. Choć był na froncie już kilka miesięcy, to tylko raz brał udział w małej potyczce i to wcale nie z Elfami, a grupą szumowin, które pod elfim protektoratem grabiły wioski Keronu. Wojsko rozlazło się po połowie prowincji, rozleniwiło się w swych garnizonach i obozowiskach, spędzając większość dnia na konserwacji sprzętu oraz mniej lub bardziej jawnym upijaniu się. Zważywszy na czas mobilizacji, wręcz zastanawiającym było, skąd tak wiele alkoholu brało się w militarnych obozach - z drugiej jednak strony, jeśliby spojrzeć na praktyki Nazira i nastroje mieszczan z Meriandos, dość oczywistym było, czyje piwniczki osuszali żołdacy.
Egon i inni młodzi panowie właściwie z nudów urządzali kilkudniowe zwiady w towarzystwie swych giermków i kilku równie znudzonych wojaków. Czasem nawet coś się działo - a to ktoś trafił na lokalnego złodziejaszka, a to trzeba było doprowadzić do porządku chłopów, a to znowu ktoś ululał do snu sołtysa wsi, który wstał w grobu, musowo przejęty Elfami wojującymi z jego ojczyzną, jak mówili później kapłani.

Coś ciekawego stało się, gdy chłopi z pobliskiej wioski dognali Egonową grupę, gdy ta kierowała się już do najbliższego obozu. Jak mówili, nakryli oni na gorącym uczynku hultajów, którzy bez bożej czci próbowali zrabować lokalną kaplicę, która pobudowana została jeszcze za Augusta Wytrwałego. Jednego ubili, jednego schwytali - reszta jednak umknęła. Byliby i drugiego utłukli, ale karczmarz, co to nawet był kiedyś w stolicy, powiedział, że takiego łobuza to jednak najlepiej szlachcie pod miecz oddać - bo, jak się okazało, nie dość, że jeden z rolników rozpoznał schwytanego, gdy ten wraz z bandycką grupą jechał do klasztoru Kedesz. Rzeź, jaka miała tam miejsce, odbiła się echem wśród rycerstwa, bo pensjonariuszkami Kedesz były w dużej części szlachcianki - chore, pomylone, występne, ale jednak rycerskie córy, żony i siostry.

- Toż to Lainara! Murk Lainara! - omal się nie zachłysnął Seinbarg, rycerz równie młody, co Egon. - Spotkałem go kiedyś w Nowym Hollar na letnim festiwalu! Jeszcze mi chciał w ryj dać! No, ojciec były dumny, nie ma co...
Choć dorlomińczyk nie spotkał Murka, to słyszał o nim co nieco - obłożony infamią za liczne napaści i mordy, jakich się dopuścił, gdy jego brat został zamordowany przez swoją żonę. Od niemal roku wyjęty spod prawa, przebywał w nieznanym miejscu - aż do teraz. Wyglądało więc na to, że upadł tak nisko, że zaczął napadać nawet na siostry zakonne w służbie Osureli.
Szczęście w nieszczęściu - była to też nielicha okazja dla samego Egona, bowiem z Kedesz stracono nie tylko liczne życia, ale również kilka cennych relikwii, których odzyskanie byłoby z pewnością chwalebne.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

2
Upadły szlachcic wyglądał, delikatnie mówiąc, źle. Twarz miał niemal zmasakrowaną, Egon nie mógł nawet domniemywać, ileż to przestępca liczy sobie lat. Młody rycerz był zdecydowanym przeciwnikiem takich rozwiązań, ojciec uczył go, że są o wiele lepsze sposoby na takich ludzi, niż bezsensowne wyżywanie swoich emocji. Jednak czyn już się stał, a reprymendy nie na wiele się zdadzą.

Wojna, którą Keron prowadził z Fenisteą, był czymś zupełnie innym, niż jego potyczki z Orkami na granicy. Tam było jasne, kiedy bić na wroga, a kiedy sobie odpuścić. Tutaj wszystko zależało od punktu widzenia, ciągnęło się okropnie, zlewało w pasmo wypadów, posiłków i ćwiczeń. Tam rzadko kiedy brano kogoś żywcem, bo i nie bardzo o to dbano, a nawet jeśli, to sprawa sądzenia i karania spadała na jego ojca, on się tym nie zajmował. Dopiero tutaj przyszło mu mierzyć się z takimi problemami.

Podszedł zatem do słupa, przy którym Murk Lainara ledwo trzymał się na nogach. Ściągnął rękawice z dłoni i zatknął je za pas, po czym ujął grabieżcę pod brodę i podniósł ją do góry. Z tej perspektywy wcale nie wyglądał lepiej. Powieki napuchły mu niemiłosiernie i przybrały odcień głębokiego fioletu. Łuk brwiowy był rozcięty w co najmniej kilku miejscach, warga też przypominała bardziej rozgniecioną wiśnię, aniżeli to, czym była wcześniej. Ramiona miał pokryte czerwonymi pręgami.
- Dziękuje wam, moi panowie, wasz czyn był bardzo szlachetny, godny prawdziwego rycerza. Macie moją wdzięczność. A teraz wyjdźcie - powiedział Egon tonem łagodnym, ale jednocześnie stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu. Nie lubił wdawać się w zbędne kłótnie czy dyskusje. - A wy, karczmarzu, dajcie mu wody.

Kiedy karczmarz wykonał polecenie, a w sali pozostał tylko młody rycerz i jego towarzysze, którzy w większości rozsiedli się przy stołach i obserwowali Egona, dorlomińczyk przemówił;
- Rozumiem, że autentycznie to ty jesteś Murk Lainara, nie wypierasz się tego? Zdajesz sobie sprawę, że winien jesteś straszliwych zbrodni, za które karą jest śmierć? Nawet w czasach pokoju jest to śmierć przez łamanie kołem, może ćwiartowanie. A mamy czas wojny, niebezpieczny i o wiele bardziej surowy. Możesz mi wierzyć, że w obozie znajdą się całe rzesze fachowców, którzy potrafią długo i boleśnie zajmować się człowiekiem. Nie licz na swoje pochodzenie, z niego zostałeś wyzuty na własne życzenie. Ja jednak podobny proceder popieram tylko w wyjątkowych sytuacjach, a tutaj widzę inną możliwość. Czy zechcesz wysłuchać mojej propozycji?


Egon nie uznawał za celowe wspominać, że mężczyzna nie wyłga się od kary i żywot zakończy, tak czy inaczej. Teraz chciał tylko rozbudzić w nim nadzieję, zapalić światło w ciemności. Każdy człowiek, elf czy krasnolud reaguje tak samo w obliczu śmierci, prawdziwych bohaterów jest mało, gdy zimny oddech kostuchy wieje po karku.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

3
Chłop wyszedł z karczmy, ale smętny, wyraźnie się ociągając. Liczył zapewne na jakąś złotą monetę, możliwość obejrzenia kary nikczemnika albo choć wyjście w towarzystwie szlachetnego, bogatego rycerza, by innym wieśniakom zbielało oko, a wieśniaczkom podwinęły się kiecki.
Więzień pił podaną mu wodę tak łapczywie, że aż się zakrztusił i głośno zakasłał. Dopiero po dłuższej chwili, gdy wypluł resztki wody z ust i krwi z suchej wargi, która przed chwilą pękła, podniósł umorusaną, spoconą twarz ku Egonowi.

- Oczywiście, wysłucham! - spróbował podnieść głos, lecz wydobył z siebie jedynie płaczliwy skrzek. - Tak, jestem Lainara! Poślijcie, Panie, wieści do mego brata, a na pewno zapłaci za mnie okup! Byleby z dala... z dala...

Nie dokończył, ale wiadomo było, co miał na myśli - z dala od wojskowych obozów, od Króla, od rycerzy zakonnych i z dala od Nazira, który podobno podczas tej wojny osiągnął mistrzowsko w "pracy ze skórą". Jeśli zarzuty przeciw niemu były prawdziwe, to groziła mu nie tylko śmierć - groziły mu długotrwałe przesłuchania i równie długi okres dochodzenia do śmierci. Samo zabicie infamisa było zazwyczaj nagradzane - choć komuś o rodowodzie Egona nie wypadało w tym wypadku o to zabiegać - natomiast bezcześcicielowi zapewne okaleczono by dłonie, a następnie rwano końmi. Mało tego! Samego Murka pewnie niejeden poszkodowany szlachcic chciałby dorwać w swoje ręce i osobiście wymierzyć karę.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

4
Egon patrzył z politowaniem na banitę. Jak nisko może upaść ktoś szlachetnie urodzony?, zadał sobie pytanie. Czy mój ojciec również potrafiłbym zniżyć się do tak podłych czynów, gdyby w jego życiu stało się coś strasznego? Wiedział, że to niemożliwe, Galdor był twardy niczym stal, niekiedy młodzieniec wątpił, czy cokolwiek byłoby w stanie go ruszyć, popchnąć ku jakiemuś szaleństwu. Wierzył, że kocha on swoją żonę i synów, ale kiedy sprawował władzę, przybierał kamienną twarz i tak też się zachowywał - niczym niewzruszony głaz.

- Pomyliłeś się, Murku. Gdybym za okupem wydał cię bratu, okazałbym się zdrajcą. Królewski dekret nakazuje pojmać cię i postawić przed sądem, abyś odpowiedział za swoje straszliwe zbrodnie. I ja mam zamiar tego dokonać. Ale po kolei. Z klasztoru Kedesz, na który napadłeś ze swymi kompanami, skradziono wiele cennych relikwii i artefaktów. Skradzione rzeczy należy oddać tam, skąd się je zabrało, tak mówi prawo i tak nakazuje zdrowy rozsądek. Moja propozycja brzmi następująco; wskaż mi miejsce, w którym ukryliście łupy z klasztoru. Opisz mi jak tam dotrzeć, opowiedz dokładnie o przebiegu rabunku i o tym, co było potem. A ja obiecuje ci czystą śmierć, godną szlachcica. Osobiście zetnę ci głowę, a ciało odeśle do domu. Masz moje słowo.

Uważał, że to uczciwy układ, jeżeli wziąć pod uwagę, co czekałoby go w królewskim lochu, łapach Nazira, czy też inny sprawnych oprawcach. Choćby sprzedał cały majątek, nie odkupiłby swoich win, zbyt wiele tego było. Egon proponował mu śmierć rycerza, wojownika i szlachetnie urodzonego męża, a już od dawna nikt nie mógł tak o nim powiedzieć.

- Musisz zdecydować szybko, bo nie zabawię tu długo. Powinienem wracać do obozu. Chyba, że skierujesz mnie w zupełnie inną stronę.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

5
- Poniechaj, poniechaj! - zaczął krzyczeć, szlochając. - Toć ja nie pojechałem tam na rabunek, nie jestem jednym z tych zawszonych łajdaków! Ja tylko jednej szukałem, tej, co zamordowała mojego brata! Panie, panie... Puść mnie wolno, a powiem wszystko, co wiem! Proszę...
Nie potrafiący czytać ludzkich emocji Egon nie był w stanie powiedzieć na ile szczere są te bandyckie deklaracje i płacze. To znaczy, płacz z pewnością był całkiem szczery i łzy mieszały się na policzkach młodzieńca z potem, brudem i krwią, ale nie wiadomo było, czy nie są to przypadkiem tylko kłamliwe próby zachowania życia.
Z drugiej strony, Lainara był w sytuacji bez wyjścia i śmierć czekała go tak czy inaczej, więc jeśli zostało w nim choć trochę śmiałości, mógł usilnie przedłużać swe ostatnie chwile. A gdyby pojawił się tu Nazir lub jakiś wysoki kapitan wojsk kerońskich - co wcale nie byłoby tak przypadkowe, zważywszy na bliskość obozu militarnego - to nie Egon chwaliłby się zasługami.
- Ekhem.. - mruknął cicho stojący za plecami Dor-Lomińczyka Seinbarg. - Jakby mu wyrwać kilka paznokci, przywiązać do nóg wiadro jakie wiadro z wodą i podciągnąć za ręce do góry, to wyśpiewa wszystko raz-dwa i jeszcze zdążymy na kolację. Handerlik pewnie znowu w swoim namiocie robi małą ucztę.
- Poniechaj... puść wolno... panie...

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

6
Egon patrzył i nie mógł ukryć politowania, jakie zagościło mu na twarzy. Krew, brud, łzy spływały po twarzy wyklętego szlachcica, a on w tej chwili wyglądał gorzej niż nędznie, marniej, niż najgorszy obdartus, jakiego kiedykolwiek spotkał młodzieniec.

- Murku - zaczął Egon, wstając z miejsca i podchodząc do jeńca. - Zrozum swoją sytuację. Infamią nie okłada się kogoś, kto przeleciał wieśniaczkę w stogu siana i nie chce uznać bękarta. Infamia to ostateczność, która przeznaczona jest dla tych, którzy splugawili honor swój, swojego rodu, a przy tym wyrządzili dużo zła. Jesteś obłożony infamią. Teraz wybierasz rodzaj śmierci, nie masz szans wykupić życia. Powiedz mi prawdę, a twoja śmierć będzie szybka i łagodna. Zaręczam, nawet nie poczujesz, że umierasz. Nie zmuszaj mnie, bym wydał cię w ręce kogoś o wiele mniej dobrotliwego, niż ja. Pozwól sobie pomóc. W innym wypadku...

Egon nie dokończył, każąc pojmanemu domyślić się reszty. Ten tylko płakał i kręcił głowa. Rycerz odwrócił się do Seinbarga.

- Rozumiem wasze zniecierpliwienie, ja też chciałbym to mieć z głowy, ale znacie moją zasadę; najpierw obowiązek, potem przyjemności. Gdybyśmy spróbowali go torturować, mógłby nam powiedzieć to, co chcemy usłyszeć, nie to, co jest prawdą. Narobilibyśmy bałaganu, a efekt mógłby być z goła odwrotny od zamierzonego. Dajcie mi jeszcze chwilę, może się namyśli.

Klepnął w ramie towarzysza, po czym znów zwrócił się do Lainary, modląc się, aby ten wybrał rozsądek, miast głupoty.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

7
Murk, bandyta, zapewne też morderca, gwałciciel, złodziej i krzywoprzysięzca, spuścił głowę i zaczął cicho szlochać. Towarzysze Egona oraz karczmarz patrzyli na chłopaka z pogardą - oto ku wielkiemu awanturnikowi zbliżał się stryczek, a ten nie potrafił wejść na niego z podniesioną głową.
- Panie! - zakrzyknął jeden z pachołków, zaglądając przez drzwi i nie mogąc oprzeć się pokusie zerknięcia na więźnia. - Konni! Jakieś Psy jadą, chorągiew Nazira widać... Z tuzin ich!
- Nie oddawaj mnie im!
- krzyknął, usłyszawszy to, Murk. - Powiem wszystko, tylko uchowaj mnie od Rdzawego! Nie oddawaj mnie!
Egon nie miał obowiązku przekazywać schwytanego przestępcę komukolwiek, chyba, że był to ktoś naprawdę wysoki rangą. Wśród Psów Fortuny, najemników pod wodzą Nazira, nie było wielu z tak wysoką rangą, ale nigdy nie można było mieć pewności, czy to aby nie sam Nazir nadjeżdża. Poza tym, zwykłą praktyką był transport wszystkich przestępców, od drobnych złodziejaszków po twardych maruderów, przed oblicze generalicji, która długo i z czułością dbała o ich prawdomówność i spożytkowanie narzędzi katowskich.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

8
- Wspaniale - mruknął Egon, usłyszawszy informację. Natychmiast zwrócił się do pachołków;
- Odwiązać go od tego słupa, skrępować ręce za plecami i wsadzić na jakiegoś podjezdka. Jeden niech pilnuje, żeby nie spadł. Zabieramy go do obozu! - Po czym odezwał się do samego Lainary. - Chciałem to zrobić po dobroci, ale ty musiałeś być tak cholernie uparty. Teraz módl się, żeby to nie był nikt ważny. Obiecywałem ci szybką śmierć, teraz nawet tego nie mogę zapewnić - nie czekając na odpowiedź, ruszył ku drzwiom.

Na podwórzu, prócz jego ludzi, prawdopodobnie wciąż czekał tłumek, pragnący usłyszeć, jak przestępca zostaje ukarany. Dziś tej rozrywki ich pozbawiono. Egon ujrzał w oddali proporzec Nazira, zupełnie, jak mówił służący. Zbliżali się dość szybko. Młody rycerz wiedział, że prawdopodobnie czeka go nieciekawa rozmowa.

Kiedy jego słudzy wykonywali polecenie, z większą lub mniejszą trudnością, młodzieniec odnalazł w tłumie chłopa, który przyprowadził go do karczmy. Sięgną za pas i wydobył z niego srebrną monetę. Wcisnął ją w dłoń mężczyzny i klepną go w ramię. Wszystko robił bardzo starannie i wyraźnie, żeby jak najwięcej osób go widziało. Głośno też przemówił, by mieszkańcy wsi go usłyszeli.

- Dzięki jeszcze raz za pomoc w ujęciu zbrodniarza! Chwalebny to czyn, godny wręcz pieśni! Bywajcie i zostańcie w zdrowiu! - a po chwili dodał ciszej. - A teraz odejdźcie stąd, dobrzy ludzie, bo nadjeżdżają tu krwawe psy, a my mamy kąsek, który chciałby pożreć.

Następnie zbliżył się do swojego wierzchowca. Przy zwierzaku czuwał wierny giermek. Chłopak był bystry i obrotny, nie trzeba było mu mówić, co ma robić, ale rycerz nie mógł pozbyć się tego nawyku.

- Zapowiada się ciekawa konfrontacja - rzucił Egon, wsiadając na Veto. - Pamiętaj, cokolwiek będzie się działo, trzymaj się mnie. Ludzie Rdzawego to podłe skurwysyny.

Siedząc w siodle, dor-lomińczyk obserwował zbliżających się jeźdźców.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

9
Pachołek odpowiedział skinieniem, ale głowę już z ciekawością zadzierał do góry, wypatrując zbliżających się chorągwi. Zgromadzeni wieśniacy również się gapili, gapił się nawet nagrodzony słowem i monetą „bohater” chłopskiej gawiedzi, któremu oczy jeszcze błyszczały, pierś urosła, a wzrostu przybyło, jakby od teraz wisiały na nim co najmniej losy państwa.

Psy nie przyniosły zawodu, nadjechały z wizgiem i łomotem. Na zewnątrz zakotłowało się od pyłu i kurzu, od koni wpadających na siebie z rżeniem oraz podzwanianiem rynsztunku i od wrzeszczących obelżywie najemników. Kilku chłopów musiało uskoczyć prędkiem, by nie wylądować pod ciężkimi, okutymi kopytami. Niektórzy wojownicy najeżdżali na nich z premedytacją, rechocząc do siebie, nim chorągiew w końcu zatrzymała się na podwórzu. Blisko tuzin koni, nie licząc dwóch objuczonych luzaków. Po wesołych nastrojach w ciżbie dało się myśleć, że wrócili z udanego polowania. Albo właśnie się na nie wybierali.

Z początku Egon nie mógł nawet dopatrzeć się w tumulcie, kto ich wiódł. Usłyszał jednak syk Seinbarga, kiedy jeden z jeźdźców zbliżył się do nich, trącając ostrogą olbrzymiego gniadosza, i od razu rozpoznał po ospowatą gębę Lerdo, jednego z oficerów Nazira. Jeśli w czymś Lerdo miał szansę dorównać Rdzawemu, to było to niechybnie okrutne skurwysyństwo.

Patrzcie go, jeśli to nie młodszy Galdora! — Podjechał blisko, aż Veto zakwiczał ze złością, szczerząc pożółkłe zęby na kiełźnie i chrapiąc głośno. Podjezdek, na którego wrzucono Lainara też rzucił nerwowo łbem, lecz braniec nawet słowem nie pisnął, kurcząc się tylko w kulbace, niczym dziecko. Nie uchroniło go to jednak przed ostrym wzrokiem najemnika. — Ha! Patrzcie, szlachetka też coś pochwycił! Co tam trzymacie na trzymacie na szkapie, panie rycerzu? Nie dla nas to aby? My już po łowach, ale jeszcze nie znudzeni.

Za jego słowami podążył rżący śmiech kilku najbliższych wojowników. Oraz ponure, stłumione pomruki wśród gawiedzi, która, rzecz jasna, nie mogła darować sobie widowiska, nie ważąc na ostrzeżenie młodego rycerza.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

10
Egon starał się znieść widowisko ze stoickim spokojem. Twarzą nie wyrażał niczego, poza skupieniem. W swoim krótkim życiu spotykał już wielu najemników, gdyż głównie wojaczką się zajmował, co nie mogło dziwić, jeśli się było synem marszałka polnego. Część z nich, zdecydowanie mniejsza, był względnie dobra. Ich słowo było cenniejsze od złota, kontrakt znaczył tyle, co świętość, a wysocy rangą oficerowie potrafili powiedzieć więcej, niż kilka sprośnych żartów okraszonych całą gamą wymyślnych przekleństw. Druga grupa, zdecydowanie liczniejsza, kontrakty miała w poważaniu, kiedy tylko oferowano im więcej złota, niż aktualnie otrzymywali, a oficerowie różnili się od prostych żołnierzy jedynie lepszym ekwipunkiem. Ich okrucieństwo mogło konkurować z demonami, smród zaś był charakterystyczny, niczym rycerski herb.

Zdecydowanie do drugiej grupy zaliczał Psy Wojny dowodzone przez Rdzawego Nazira. Młodzian miał okazję poznać go na jednej z narad wojennych i usłyszeć kilka z proponowanych przez niego metod działania. Dziękował szczerze, że to jego ojciec dowodzi i na takie zabiegi jak pacyfikacje całych wiosek, tortur kobiet i dzieci, czy rabowanie dobytku mieszkańców pod znakiem królewskim, absolutnie nie zezwalał. Ale wiedział też, że zabranianie niewiele pomaga, bo Psy robią, co chcą, a niezrozumiała dla większości znajomość króla z Nazirem zapewniała mu pewną ochronę.

Egon poczekał, aż przedstawienie się zakończy, a najemnicy przestaną naśmiewać się z pierzchających spod nóg wieśniaków. Widział już dowódcę oddziału i choć słowa nie wypowiedział, w myślach zaklął. Nie miał jeszcze nieprzyjemności rozmawiania z Lerdo, ale słyszał dość dużo o wypadach, jakie urządzał ze swoimi kamratami. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, a każde słowo musi cholernie ważyć, zwłaszcza, że swoich ludzi miał znacznie mniej. Nadziei upatrywał w swym pochodzeniu i powszechnie znanym autorytecie Galdora. W tym również w jego gniewie.

- Powitać. - Rzucił krótko do najemników. Jego zuchwałość szczerze drażniła rycerza, ale wmawiał sobie w myślach, że odpowiada nie tylko za swoje życie. Na pytanie najmity również odpowiadał prosto, ale całkiem uprzejmie. Ostrożnie.
- Każdy ma swoje polowanie i swoje łupy. Mój to jeniec, do mego ojca jedzie. Tedy widzicie, że żadną miarą nie może być on wasz. Ale jeśliście ciekawi, to jego kompanii wciąż mogą być gdzieś w okolicy. Jeżeli zmęczenie i głód was nie zmorzyły, to śmiało na poszukiwania możecie ruszać.

Nie kłamał. Faktycznie miał zamiar odstawić go do ojca, kiedy dowiedział się o jeźdźcach. Nie kłamał również w sprawie towarzyszy wyklętego szlachcica, bo gdzieś oni być musieli. Gdzieś. Liczył, że dla tych obszarpańców będzie to wystarczająca zachęta do odjechania w swoją stronę.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

11
Wasz to jeniec, mówicie... — Lerdo zmarszczył brwi, podrapał się po brodzie, porośniętej niechlujnym, krzywym zarostem. Mierzył rycerza oraz jego kompanię nieładnym spojrzeniem, zatrzymując się dłużej na zmaltretowanym Lainarze. Kątem oka Egon mógł spostrzec, że wzburzony Seinbarg wyprostował się i wyzywająco oparł dłoń o głowicę miecza. Nie wydawał się przykładać zbytniej uwagi temu, że sam przed kilkoma chwilami rwał się do tortur, teraz gotów bronić schwytańca, jak pies sterty gnatów.

Najemnik wzruszył jednak ramionami. — Prawiście, wasz on. Nie bierzcie nas źle, szlachetni panowie, nam nie po myśli żadne wstręty robić, co nie, chłopaki? — Chłopaki odpowiedziały niejasnym pomrukiem. — Jesteśmy tutaj, na słowo Rdzawego, usługą dla armii i króla. Rycerstwu króla też wypada nam tedy usłużyć i tylem tylko chciał czynić. Nie będziemy się chyba o byle okurwieńca gniewać, co?

Egon nie mógł stwierdzić, jak bardzo szczere były słowa oficera, o ile w ogóle można się było spodziewać krzty szczerości po najmicie. Nic nie wskazywało jednak, by sprawy miały się ku czemuś więcej, niż napiętej wymianie zdań. Rdzawe kundle słynęły z porywczości i Lerdo sumiennie pracował na swą ponurą sławę, lecz nawet oni nie odważyliby się otwarcie, na oczach świadków, podnieść żelaza na syna królewskiego marszałka. Nawet jeśli bardziej z obawy przed Nazirem, niż przed szlachtą i samym monarchą. Z pogłosek krążących po obozach oraz garnizonach dało się wywnioskować, że tę porywczość najemnicy woleli chować dla przydrożnych siół i gospodarstw, nie dając zapomnieć, że dla cywilów w żadnej wojnie nie było zwycięskich stron. Większość z nich zapewne wolałaby ujrzeć elfy z łukami w dłoniach i antyludzkimi hasłami na ustach, niż jeden przejazd sojuszniczych oddziałów Rdzawego.

Oficer szarpnął wodze, żgnął ostrogą gniadosza, wracając do swoich. Obrócił się w kulbace. — Zapolowalibyśmy na łobuzów — odparł na propozycję. — Ale mamy, psiajucha, obowiązek względem czci i ojczyzny. — Mieli obowiązek wobec Nazira i zapewne to właśnie on wzywał chorągiew Lerdo. — Mówiliście, że do dowódcy wam droga, do obozu. I nam taka wypada. Jedźcie z nami, z chorągwią, tak lepiej i raźniej. Czasy niebezpieczne, nie lza samotrzeć po trakcie się włóczyć. Ponoć wojna szaleje.

Psy znowu roześmiały się obelżywie.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

12
Egon spiął się i z całej siły walczył ze sobą, by nie zmarszczyć brwi na temat słów najemnika. W głowie od razu padło mu kilka haseł. Pułapka. Oszustwo. Podstęp. Nawet zachowanie Seinbarga, który nadymał się jak najeżka i efekciarsko kładł rękę na mieczu, nie wzbudziło w Egonie takich uczuć. Lubił swego towarzysza, znali się i szanowali od lat, ale czasem jego szlachetna krew robiła mu wodę z mózgu i pozbawiała zdolności logicznego myślenia.

- Pewnie, że nie będziemy się gniewać. Wyście spytali, myśmy odpowiedzieli, sprawa jest jasna. - Wciąż ostrożnie dobierał słowa. Nie ufał mu za grosz, żadne słowa nie mogły tego zmienić. Wciąż pamiętał z kart historii zdrady najemnicze o byle błyskotkę, kawałek ziemi, tytuły. A ojciec wymieniał najemników jako trzecie z kolei zagrożenie dla Keronu. Na pierwszym miejscu byli masowo emigrujący nieludzie, a na drugim brak dyscypliny w wojsku.

Egon szczerze cieszył się, że imię jego ojca działa niemal magicznie na każdego, nawet jeśli to niebezpośrednio jego się obawia. Choć nie przepadał za byciem drugim synem jednego z najsławniejszych wojowników w królestwie, miewało to swoje plusy, o czym teraz dobitnie się przekonał. Trwał w przekonaniu, że Psy pojadą swoją drogą i swoim tropem, może być nawet w poszukiwaniu innych bandytów, byle z dala od Murka i pretensji do niego. Już chciał wydać rozkazy do wyjazdu, kiedy usłyszał propozycję najemniczego oficera.

Jeśli odmówię przy wszystkich i wprost, będzie to podejrzane. Jeśli będę kręcił, będzie to podejrzane i łatwe to odparcia. Gdybym chociaż miał więcej ludzi, mógłbym się wymigać. Ale nie w tej sytuacji.

- Prawiście, będzie bezpieczniej - gdyby to zależało ode mnie, nigdy nie mielibyście zaszczytu stawać ramię w ramię z królewskim rycerzem.- Jeśli i wam wypada droga do obozu, tedy jedźmy i nie traćmy czasu, to na kolację jeszcze zdążymy - wołałbym chyba z elfami wjechać do obozu, niż pod waszą chorągwią. - W drogę, panowie! I pilnować mi tego tam, żeby nie spadł i nie zgubił się nigdzie! - Wykrzyknął polecenia i ruszył naprzód, nie żywiąc nawet najmniejszej nadziei, że Lerdo sobie odpuści.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

13
Lerdo ryknął do swoich ludzi. — Jazda, psie syny! Rzycie w kulbaki i naprzód! Wyyyjazd!
Żołnierze zbili się z powrotem w jedną grupę, poganiając konie i ruszając z podwórza. Bardziej to przypominało zbójecką hucpę, niźli regularne wojsko, nawet, jeśli najemnicze. Gwałtownie spinali wierzchowce i przekrzykiwali się w miotaniu kurew, jadąc luźnym szykiem. Oficer wiódł ich tylko z przodu, z tyłu chwiała się chorągiew. Kurz wzbijał się gęstymi tumanami spod końskich nóg, dławiąc, krztusząc, a ziemia drgała pod kopytami.

Egonowi, z racji stopnia, pozycji i niechybnie urodzenia, a już z całą pewnością celowym zabiegiem Lerdo, przypadło miejsce na czele. Młody Seinbarg pojechał u jego boku, reszta grupki została z tyłu kolumny, strzegąc chwiejącego się w siodle jeńca. Oficer nie nagabywał jednak rycerza. Galopowali równo, zajmując całą szerokość gościńca i ni chybi dając się słyszeć kilka stajań wprzódy.

Cały oddział musiał zwolnić jednak i rozproszyć się, gdy z traktu przyszło im zjechać w bezdroża, by dalej, przez dolinę i puszczę, wrócić wprost do kerońskiego obozu. Pokonali lesisty pagórek i koń za koniem, na ogonach, zapuścili się w wąski, stromy jar, gdzie ptactwo darło się w gęstym mateczniku. Veto boczył się chwilę, ale w końcu zstąpił ostrożnie za gniadoszem oficera po pochyłym zboczu, zapierając się nogami i ślizgając na liściach. Kiedy jechali stępa dnem wżłobienia, szukając łagodniejszej do podjechania ściany, by dostać się na drugą stronę, Lerdo ściągnął wodze rumaka. Poczekał, aż karosz Dor-Lomińczyka zrówna się z nimi, a w wąskim przejściu Seinbarg zmuszony będzie zostać w tyle.

Braniec wojenny? — oficer zapytał wprost, ruchem brody wskazując koniec pochodu. — Co wam szkodzi wyjawić? Nie capniemy go przecież. Widzieliśmy, że tłuczony, jak kwaśne jabłko na dożynkach. Nie chciał nic wam gadać, co, panie rycerz? Ha! Dalibyście go nam, klnę się na oczy matki, zacząłby gadać migiem. Godzina z naszym mistrzem Gładziskórą i byłaby pewność, że gada samą prawdę!
No, odkryjcie rąbka tajemnicy. Nam i tak mus do Rdzawego, nie mamy czasu bawić i hulać. Zresztą, nie dla nas, kundli, szlachecki ochłap.

Chłopaki Lerdo zaczęli akurat sprośną przyśpiewkę i wojownik zagwizdał do melodii. Rzeczywiście, nic pozornie nie wskazywało na to, żeby Psy miały jakikolwiek interes w osobie Murka Lainary. Kręcąc się po obozach i garnizonach, Egon słyszał jednak różne pogłoski, a jeśli o czymś pogłoski najszybciej się mnożyły, to o parszywości najmictwa, głodnego na każdy grosz. Zaś ci, którzy doprowadzali przed oblicze dowództwa ściganych jeńców czy zbrodniarzy, zwykle mogli liczyć na solidny trzos jako wynagrodzenie.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

14
Egon znał drogę do obozu doskonale, nie pierwszy i nawet nie dwudziesty raz jechał tędy po skończonym zwiadzie. Pagórek wydawał mu się powoli równie znajomy, jak okolice Lwiej Skały - zamku w Dor-lominie, który wybudował ojciec. Znał już ściany wąskiego jaru, którym skracali sobie drogę, a na prychania Veta nie zwracał już większej uwagi, gdyż koń robił tak za każdym razem, kiedy tędy jechali. I Egon nie mógł mieć do niego pretensji, jeden nieostrożny krok mógł oznaczać złamaną nogę. Jedyna różnica polegała na tym, że zazwyczaj cieszył się na powrót do swojego namiotu, towarzyszy, ojca i brata. A teraz miał pewność, że nie uda się od razu na spoczynek, nie zrzuci kolczugi, nie napije się wina i nie położy na łóżku. A w dodatku powracam pod Psią chorągwią.

Rycerz celowo milczał, żeby niepotrzebnie nie prowokować rozmowy z najmitą, ciszą, niestety, nie dane mu było się cieszyć. Jak się okazało, oficer był bardzo ciekawy, kogóż takiego pojmał młodszy syn Galdora. Zapytał o to, kiedy tylko zdarzyła się sposobność.

Egon, wysłuchawszy najpierw zaklinań na oczy matki Lerdo, pokiwał z uznaniem głową nad domniemanym kunsztem mistrza Gładziskórki. I w duchu dopowiedział sobie, że Psy Wojny muszą być jedyną kompanią najemniczą w Herbii, w której co drugi żołnierz wydaje się być jednocześnie oprawcą. I był to, według niego, kolejny argument za rozwiązaniem i rozproszeniem tej bandy. Wiedział jednak, że chwilowo są to puste marzenia.

- Braniec - potwierdził w końcu. - Ale z wojną wiele wspólnego nie miał. A to, jak wygląda, to nawet nie za naszą przyczyną. Wieśniacy go dopadli, jak plądrował z kompanami jakąś przydrożną kapliczkę z wszelkich dóbr. Jednego zabili, drugiego pojmali i obtłukli, reszta uciekła. Potem okazało się, że to niejaki Murk Lainara, obłożony infamią, wyklęty przez króla szlachcic. Był z grupą bandytów, która napadła na klasztor w Kedesz, ale twierdzi, że nie grabił, a szukał jedynie żony zmarłego brata, którego ponoć owa żona właśnie zabiła. Nie moją rzeczą to osądzać, a króla. Tyle, że król daleko, dlatego do ojca go wiozę i niech tenże rozsądzi. Zapewne czeka go po prostu śmierć, ale wszystko musi odbyć się jak należy. Rodzina wyrzekła się go dawno, nikt nawet nie proponuje okupów, bo to czysta zdrada i gniew miłościwie panującego nam Aidana, a gniew Aidana, to jego armia z moim ojcem na czele.

Młodzieniec zdecydował się na prawdę tylko dlatego, że upatrywał w tym zniechęcenia najemnika do ewentualnych głupstw. Szlachcic, którego nikt nie chce i za którego nie zapłaci okupu, to żadna atrakcja i brak nadziei na wzbogacenie, a wręcz możliwość oberwania po łapach. Tak przynajmniej rozumował Egon, ale kto mógł wiedzieć, co kryje się w głowie kogoś takiego, jak Lerdo?

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

15
Najemnik przez cały czas kiwał mądrze głową, z takim zrozumieniem i rozwagą, jak gdyby na co dzień zagłębiał w polityczne materie wyższego stanu, a przynajmniej, jakby znał w ogóle znaczenie słowa „infamia”.

Ha! — parsknął, poganiając ogiera. — Jak nie dostanie buzdyganem w hełm, to sczeźnie przez babę, ot, taka zasrana pańska dola. Bezpieczna w tych czasach i uczciwa już tylko najemna wojaczka. Nic to, nie będę was tedy dalej spytywać. Ale, jak rzekłem, winniście zgłosić się do z nim do Rdzawego, jeśli chcecie, by gadał.

Oficer otaksował Egona spojrzeniem, lecz zgodnie z zapowiedzią, nie drążył już tematu, głosem ryczącego odyńca przyłączając się do świńskiej przyśpiewki. Młody rycerz mógłby jechać niemalże w spokoju, tyle, że z ciszą żadną miarą nie mógł się on wiązać. Lerdo wstrzymał gniadosza i dołączył do swoich ludzi, zaś z Dor-lomińczykiem zrównał się nachmurzony na ich przymuszoną kompanię Seinbarg. Wspinając się kolejno po stromej ścianie, wyjechali z jaru u jego ujścia i ponownie zjechali się w bezładny zastęp. Spięli rumaki do huczącego galopu, śpiesząc przez dolinę w stronę wojskowego obozu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”