Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

46
Zamrugała, wpatrując się przez chwilę w jego oczy. Zaskoczył ją taką otwartością. I wiedziała, że nie był to fortel. Potarła palcami wnętrze dłoni, uciekając spojrzeniem i z uporem godnym lepszej sprawy wbijając wzrok w talerz, jakby walczyła sama ze sobą. Nie miała zbytniej ochoty opowiadać mu o swojej przeszłości, ale nie była też w nastroju, by się z nim spierać, ani nie widziała w tym sensu. Łatwiej było po prostu zaspokoić jego ciekawość. Może nawet więcej na tym ugra, niż na swoim oślim oporze.
Wypuściła niespiesznie powietrze, obracając kość kurczaka w palcach.
- Uparty z Ciebie człowiek, prawda? - mruknęła w końcu, nie oczekując jednak odpowiedzi. Odłożyła szczątki nieszczęsnego drobiu, prostując się lekko, a gdy podniosła na niego szare spojrzenie, był w stanie dostrzec w nim nikły cień stalowego zdecydowania i dumy - nie próżności, ale świadomości zasłużonego szacunku - z którą zapewne kiedyś patrzyło.
- Jestem Aodhamair z rodu Lidura Pierwszego, córka Wilków Watahy z Wilczego Leża, Błogosławiona przez Wiatr i Ogień, kapłanka z ręki Ragany - Zaklinającej Śmierć, jedna z wielkiej trójki Rady Plemienia. - Przedstawiła się w pełni, jak nakazywał zwyczaj z jej stron, po czym wykrzywiła w sarkastycznym uśmiechu z widoczną goryczą, natychmiast burząc powagę i patetyczność chwili. - A raczej byłam. Jak widzisz, moje dzikusy potrafią byś dość poetyckie w nadawaniu tytułów. Umieją być również przebiegłe i cierpliwe w dążeniu do swoich celów. Nie będę się rozwodzić w niepotrzebnych szczegółach: jeden z Rady nas zdradził, i pozwolił południowej wiedźmie przyzwać demona, który począł mordować mój lud, jednego po drugim. Moja pewność siebie - a raczej głupia brawura - przy próbie interwencji zagnała mnie w pułapkę uknutego przez nich planu. Mówiąc w skrócie: ostatecznie miałam do wyboru albo zabić winowajcę i wziąć winę na siebie, albo pozwolić im mordować dalej i patrzeć jak zdrajca przejmuje władzę. - Przerwała na chwilę i zapatrzyła się w szpikulec leżący przed nią na stole, po czym wzruszyła ramionami, jakby otrząsając się ze wspomnień.
- Ta wiedźmia kurwa całkiem satysfakcjonująco wyglądała z moim nożem wystającym z piersi. Szkoda tylko, że zginął też przy tym niewinny człowiek.- Wzięła kęs kurczaka i przeżuła niespiesznie.
- Prawo było w tym przypadku dość jasne. Śmierć, jeśli plemię mi nie uwierzy. Wygnanie, jeśli jednak to zrobi, bo ten człowiek zginął przeze mnie. Zatem odeszłam. - Wytarła ręce i skrzyżowała je na piersi.
- Jak widzisz, Panie, z demonami nie idzie mi najlepiej. Nie obiecam Ci czegoś, czego mogę nie być w stanie dać. Mogę najwyżej podjąć próbę, chociaż nie powiem, bym była z tego powodu przeszczęśliwa. - skrzywiła się lekko. Ma za długi jęzor.


Za łatwo mu coś z nią idzie, ale przynajmniej fabuła się epicko rozkręca 8D. Poprawiłam jeden fragment, bo kulał językowo, nie miej za złe.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

47
Rycerz słuchał Aodhamair w ciszy i spokojnie, co jakiś czas potakując głową. Okazał po sobie delikatne zdziwienie słysząc, iż jego nowa podopieczna była członkinią rady plemiennej. Nasza bohaterka poczuła, iż zrobiło to na nim trochę wrażenie, aczkolwiek nic po sobie nie pokazał.
Po skończonej opowieści na chwilę zapanowała konsternacja. Wziąwszy udko do ręki przekręcił nim między palcami, ugryzł, przeżuł i rzekł:
- Postąpiłaś dobrze i honorowo. Nie spodziewałem się czegoś takiego po dzikusce. Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, iż można na Tobie polegać. Jednakże utwierdziłaś mnie w przekonaniu o braku kultury i pragmatyzmu u Uratai. Twoje plemię, stety bądź niestety, zniknie w ciągu następnego wieku. Pozbywanie się swoich korzystnych z punktu widzenia racji stanu ludzi jest bezsensowne.

No cóż
- wstał i otrzepał dłonie o portki - Zbliża się południe, o tej porze mój przyjaciel jest najzdrowszy na umyśle. Idziemy - rzekłszy to ruszył w znanym sobie tylko kierunku nie oglądając się za siebie. Cóż miała począć bohaterka naszej opowieści? Poszła za nim. Miała inny wybór? Może i miała, ale byłby on wyborem chujowym i nieopłacalnym.

Obóz nie był zbyt duży. Znaczy się był, lecz byli w jego części wewnętrznej, zarezerwowanej dla rycerzy i ich najbliższej służby. Reszta czeladzi pozostawała na zewnątrz, razem z większością dobytku, najemnika, straganiarzami i kurwami. No cóż, wojna to jednak wspaniały sposób by się wzbogacić. Szczególnie dla obrotnych alfonsów.

Do miejsca przeznaczenia dotarli po około dziesięciu minutach niezbyt szybkiego spaceru. Stefan nie spieszył się, widocznie bujał w obłokach. Aodhamair skupiła się na jego osobie, starając dowiedzieć się, o czym ktoś taki jak on mógł tyle myśleć. Jej umiejętności, jak zauważyła, z roku na rok się poprawiają i czasem nawet Duchy obdarowują ją obrazami i dźwiękami nie tylko w trakcie wróżb, ale i podczas skupienia się na jakiejś pojedynczej osobie!

Tym razem widziała... siebie. Najwidoczniej jej mocodawca bardzo martwił się powodzeniem operacji i możliwego egzorcyzmu. Czuła pokładane na sobie nadzieje. Z jednej strony ją to motywowało a z drugiej... dołowało. Wiadomo, że nikt nie lubi czuć zbyt dużej odpowiedzialności. Szczególnie, że ta może odpowiadać za jej niedaleką, i daleką, przyszłość.

Po chwili dotarli do na prawdę ładnego i przestrzennego namiotu. Najwidoczniej pacjent był człowiekiem bogatym, gdyż namiot nie był biały jak ten Stefana, lecz pokrywały go w miarę równe linie koloru burgundowego i zielonego. Stało przed nim dwóch strażników w pełnym rynsztunku i tunikach, które mieniły się tymi samymi barwami, co, że tak ujmę, jurta.
- Kasztelan pana oczekuje, lordzie Stefanie. - rzekli strażnicy odsuwając się z przejścia.

"O kurwa". To jedno, krótkie zdanie, które wyraża więcej, niż jakiekolwiek słowo w języku czy to ludzi, czy aniołów przemknęło przez umysł naszej bohaterki. Miała zająć się dowódcą wojsk z Wschodniej Prowincji. Jedną z kilku najważniejszych osobistości tej wojny. Można rzecz, że na jej barkach spoczął w pewnym sensie los Korony Kerońskiej.

Weszli do środka. Było tam jasno i ciepło. Co więcej, namiot oświetlała magiczna lampa z Oros, świecąca błękitnym światłem. Przetarła oczy z zdumienia. Wyglądało to pięknie. Na prawdę wspaniale. Coś takiego było na pewno bardzo kosztowne.

Pacjent leżał na łóżku. Oczy miał lekko przymknięte. Był odkryty, trochę śmierdziało, trudno było określić zapach.. Zauważyła dość... nieświeżą ranę na podbrzuszu.
- Znowu tu przyszedłeś, Stefan? Nie dasz człowiekowi umrzeć w spokoju? - jego głos był cichy, jakby zmieniony. Dopiero po chwili zauważyła, że skóra wokół rany przybierała dość dziwny kolor. Fleczerca przemknęła przez głowę myśl, iż może była to trucizna?
Tyle niewiadomych, a i demon prawdopodobnie już czyhał.
- Sprowadziłem pomoc. Przedstaw się, dzikusko. - rzekł jej mocodawca podnosząc lekko kącik ust i wypychając ją dłonią przed siebie.
- Uratai... - szepnął zaniepokojony Kasztelan.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

48
Szamanka uśmiechnęła się sarkastycznie. Honorowo, oczywiście. Ile proste przemilczenie faktów może zmienić w ocenie innych ludzi... Wzruszyła ramionami, z obojętnością przyjmując jego komentarz.
- Trudno się dziwić zaskoczeniu, kiedy nie znasz ani mnie, ani nie rozumiesz mojego ludu. Żyjąc na ciepłych, żyznych równinach nie chcecie zrozumieć. Wygodniej nas nazwać dzikusami i wiedźmami. My zaś w odwecie nie chcemy pojąć Was i tak trwamy w marazmie. Ale kiedy nas braknie, to co nas zeżarło przyjdzie pod Wasze domy. - odpowiedziała spokojnie, leniwym tonem, jakby komentowała obłoki mozolnie przesuwające się po niebie, bez cienia żalu czy zarzutu. Uwagę, że ciężko jej takie podejście południowców nazwać pragmatyzmem przeżuła razem z solidnym kęsem chleba. Dyskusje i spory o polityce nie były jej potrzebne, chociaż miała na ten temat swoje zdanie.

Kiedy wstał, rzucając rozkazem, odprowadziła go kawałek wzrokiem, nagle przekornie niechętna do podniesienia się z siedziska. Chwyciła jednak torbę i dogoniła go przy wyjściu z namiotu, odwracając wzrok od światła słonecznego, które uderzyło ją po oczach. Szła o krok za Stefanem, szybko rezygnując z oględzin obozowiska - tak tu bogato, że nie wiedziała gdzie obrócić oczy - i skupiła się na wojowniku przed nią. Wyłapywała jego uczucia, niczym pojedyncze pajęcze nitki z gąszczu innych, owijając wokół palca i oceniając. Przez chwilę nawet uchwyciła obraz, który obracał w myślach: siebie samą. Mignął jej jedynie, nie zdołała jednak podziwiać go na tyle długo, by dostrzec, jak dokładnie ją widział. Generalnie najpewniej skupiał się na tym, czy się jej uda. Cóż, w sumie było ich dwoje - ona też gdzieś na dnie umysłu szukała sposobu, jak wyegzorcyzmować demona. Demony się zabijało, kiedy jeszcze mniej lub bardziej grzecznie siedziały na zewnątrz. Nie miała za bardzo pojęcia co uczynić, kiedy ten już wlazł do środka. Mówiąc szczerze, to się z tym jeszcze nie spotkała, a przynajmniej nie osobiście.

Kiedy zbliżali się do dużego, strzeżonego namiotu zaczęła nabierać nieprzyjemnych podejrzeń, że dziś to nie koniec niespodzianek. Kiedy żołnierz zasalutował, odsuwając się w bok, jej brew powędrowała wysoko w górę w sceptycznym wyrazie. "O kurwa", to mało powiedziane. Wnętrze namiotu było przecudowne, jednak Aodhamair była zbyt spięta, by się nim pozachwycać. Jej wzrok na chwilę przykuła jedynie magiczna kula - zawsze miała słabość do gry światła, podobnie jak kot do poruszających się przedmiotów. Zaraz potem jednak przeniosła spojrzenie na kasztelana, zerkając pod ramieniem Stefana na swojego potencjalnego pacjenta. Oceniła go wzrokiem, rejestrując zapach, wyraz twarzy, krople potu, widoczne obrażenia. Małe trybiki w jej głowie natychmiast ruszyły, przestawiając się na tryb "uzdrawianie".

Przyglądała się właśnie uważnie ranie na podbrzuszu, kiedy ze skupienia wyrwało ją pchnięcie dłonią w plecy. Kompletnie zaskoczona zachwiała się i żeby zachować równowagę musiała gwałtownie postawić dwa kroki przed siebie. Obejrzała się na Stefana krótko, by obdarzyć podśmiechującego się bezczelnie mężczyznę wzrokiem z mieszaniną wyrzutu i milczącego politowania: "nie wierzę, że jesteście aż tak głupi". Jeśli tak ochoczo przedstawiali się demonom, to jak mogli się dziwić, że te uznawały to za zaproszenie i właziły im z butami w duszę?
Stanąwszy wreszcie pewnie na nogach, spojrzała w oczy Kasztelanowi i wolno skinęła mu na powitanie głową w sposób, który można było nazwać wdzięcznym.
- Tak, Uratai. Nie masz powodów do obaw, Panie. Może to mało pocieszające, ale Wasz lord nie zaciągnął mnie tu, by dać Waszmości umrzeć w spokoju. - zaczęła spokojnie, unosząc kącik ust w cieniu łagodnego uśmiechu. Jej szare spojrzenie krążyło po nim niespiesznie, kiedy sięgnęła po jego emocje. Jego, jak i siłą rzeczy demona. Jej niski, lekko zachrypnięty głos był w tej chwili wręcz kojący, grały w nim przyjemne dla ucha, melodyjne tony.
- Przy demonach nie powinno zdradzać się imion, zatem wybierzcie tymczasowo dla mnie, jakie chcecie. Wasz szanowny podkomendny na ten przykład zdążył mnie już całkiem skutecznie przechrzcić na "heretyczka". - mruknęła, unosząc brew ni to z uznaniem, ni rezygnacją wobec tego osiągnięcia. Jednocześnie usiłowała nie tyle się rozluźnić ile wyjąć sobie mentalny kij, który to prezentacja pacjenta wetknęła jej w niezbyt chlubne zakończenie pleców.
- Jeśli masz jakieś obiekcje co do tego, bym Cię leczyła, proszę Cię, Panie, byś zdradził je teraz. Będę też wdzięczna, jeśli opowiecie mi, co zaszło. - Skłoniła nieznacznie głowę, odwracając ją na chwilę do Stefana.
- O ile pacjent wyrazi zgodę - czy jest jeszcze coś, Panie, o czym powinnam wiedzieć, zanim zacznę pracę? - zapytała równie spokojnie, z nienaganną wręcz uprzejmością, jednak twardy wzrok i subtelne manewrowanie intonacją sprawiły, że rycerz doskonale wiedział, że to szpilka wbita w jego stronę w związku z ewidentnymi kruczkami i drobnym druczkiem w ich umowie. Stryczek też tam wplótł?
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

49
Wodzirej ni to zaśmiał się, ni to kaszlnął. Najwidoczniej rana była bardzo nieznośna, skoro jaśnie wielmożny kasztelan nie mógł nawet otwarcie okazywać uczuć. Jednakże Aodhamair zauważyła, iż ten był o dziwo dość sympatycznym człowiekiem. Czuła od niego, jakby to określić... pozytywne wibracje.
Dał się jej obejrzeć, na rozkaz podniósł, z trudem, ręce, pokazał język, zamrugał, głęboko oddychał, podniósł nogę, potem drugą, powiedział, że problemy ani z kałem ani erekcją nie miał.
Problemem była rana. Nie goiła się. Trucizna z strzały, jak się okazało po rozmowie i wstępnych "badaniach" została usunięta. Tak samo grot. Problemem było coś innego. Coś nie natury stricte medycznej...

- Uratai... Demona tu chwilowo nie ma. Zsyła mi on wizję. Niszczy umysł. Nawet teraz jak próbuje atakować mój umysł... Lecz delikatnie. Jakby kuł szpilką. Z każdą godziną jest trudniej. Potrafię tracić zmysły... Czuję jakby w moim ciele był ktoś jeszcze. Czasem z nim rozmawiam... A w nocy demon przychodzi, skacze po mnie, dusi, a ja nie mogę się ruszyć. Nie mogę nawet palcem kiwnąć, a co dopiero o zasiekaniu go! Lecz nie zabija mnie... A armia czeka na rozkazy! Dopóki nie zdechnę nic się nie ruszy! A Król wzywa! Te parszywe gobliny i psia jego mać orki zaatakowały południe! Stefan jest moim następcą, lecz nie chce przyjąć tytułu dowódcy armii! Mamy zastój. A ja jestem zbyt słaby by odebrać sobie życie. Były na moje życie już dwa zamachy, lecz wszystkie udaremnione przez moją straż...

Wszystko było jasne. Z słów kasztelana jasne było, że jeśli medycy byli kompetentni, to problemem był ktoś, kto znęcał się nad Wodzirejem, jednakże z niejasnych powodów nie zabijał go. Bądź nie miał możliwości jego usunięcia przez brak mocy. Za tą tezą mógł świadczyć fakt, iż gdyby demon na prawdę był w namiocie, to zrobiłby coś w celu natychmiastowego usunięcia potencjalnego zagrożenia w postaci Aodhamair. Bądź nie uważał jej za zagrożenie. Możliwym było też przekupienie medyków i nieusunięcie trucizny, co mogło wywoływać halucynacje u dowódcy. Jednakże bez rytuałów nie dane jej było sprawdzić, czy akurat ta teoria jest prawdziwa. Do tego - kto zlecił zamachy? Czy ktoś to to zrobił współpracować z demonem czy był jego wrogiem?

Ogromna ilość niewiadomych i zagadek stała przed Aodhamair. W jej rękach był los Kasztelna, całej armii z Wschodniej Prowincji i całkiem możliwe, że też przebieg wojny. Wiedziała to. I zrobiło jej się przez to bardzo niedobrze.

Lecz czuła, że nie była sama. W końcu miała kogoś przy sobie. To zawsze jakieś pocieszenie.
Chyba.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

50
Im dłużej wiedźma słuchała i badała, tym mniej jasna stawała się sytuacja. Jej twarz nachmurzyła się, kiedy usiłowała porozkładać w myślach elementy układanki. Bystre, przenikliwe spojrzenie spod zmarszczonych brwi przez chwilę lustrowało kasztelana, by potem przenieść się na Stefana, jakby coś rozważała. Zagryzła dolną wargę, w milczeniu stukając palcami wezgłowie łóżka. Cóż, bez pomocy jej zdolności się nie obejdzie. TYCH zdolności, których wolała nie ujawniać. Cóż, spróbujmy to zrobić dyskretnie...
- Pozwólcie. - rzuciła, siadając na łóżku chorego i ujmując jego dłoń w swoje, udając że bada puls. Jej umysł mimowolnie go zarejestrował, zerknęła też na oczy pacjenta.
- Przybliż się tu, Panie, i popatrz mu w oczy. - mruknęła do stojącego wojaka. - Jego źrenice są zawsze takie szerokie, czy jest tak od czasu choroby? - spytała, skupiając się jednak w tej chwili na uczuciach Kasztelana. Dotyk wzmacniał empatię, pozwalał - o ile bogowie byli łaskawi - czuć praktycznie to samo, co odczytywana osoba, a nawet ujrzeć przebłyski przeszłych i przyszłych zdarzeń.
- Rozwińcie, proszę, jak dokładnie ten demon Was dręczy. Wasz lord mówił o opętaniu. Demon przychodzi z zewnątrz i odchodzi, tak? Atakuje Was umysł, ale pozostając poza Waszym ciałem? Kiedy dokładnie to się zaczęło? Co wtedy czujecie i widzicie? - dopytywała, zamykając oczy, by lepiej się skupić. Nie ma lepszego sposobu, by pobudzić emocje, jak poprosić o opowiedzenie o nich. Jeśli to faktycznie demon, to opis jego działania pozwoli go lepiej zidentyfikować. Jeśli to zaś na przykład wilcze łyko, to i tętno i opis halucynacji je zdradzi. Może nawet zdoła dostrzec jakieś obrazy ze zranienia i opatrywania ran? Czy ktoś wtedy zaszkodził możnemu?
- Oddal na chwilę strażnika spod wejścia i sprawdź, czy ktoś nas nie podsłuchuje. - wymamrotała cicho do Stefana, usiłując wyciszyć się i dostroić do uczuć Kasztelana. Byłoby jej łatwiej, gdyby wojak nie dyszał jej w kark. Niezależnie od tego, jak to się stało że Wacław zachorzał i co jest powodem - nie można było wykluczyć spisku. Cóż, jedynym rozwiązaniem jest zabezpieczyć wszystkie możliwe opcje. Miała już kilka pomysłów na plan działania, ale niekoniecznie chciała o tym rozmawiać tutaj. Potrzebowała również dokładnie porozmawiać ze Stefanem, ale robienie tego tutaj mogło być błędem, jeśli w grę wchodziła magia. Teraz ważne było to, co wyczuje w duszy wielmożnego Wacława.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

51
Stefan, o dziwo posłusznie wyszedł przed namiot, oddalił straże i wrócił na swoje miejsce. Potem odpowiedział na zadane mu pytanie:
- Nigdy nie zwracałem na to uwagi. - mruknął, jakby zły na siebie, że nie może dać kluczowej kobiecie wiedzy w jego mniemaniu kluczowej do rozwiązania zagadki. No cóż, nie mogła go za to winić, jaki normalny człowiek w tamtych czasach na to patrzył? Bez sensu,

Aodhamair jednak nie zrezygnowała. Dotknęła, niby przypadkiem opuszkiem palca skóry kasztelana, gdy ten zaczął opowiadać o nawiedzeniach.
Jednakże jej umiejętności były wyjątkowe, a magia wyczuwalna aż nad to. Słowa zamieniły się w kształty. Opisy uczuć się nimi stały. Strach, ból, rozpacz... Nie wiedziała jak długo to czuła. I nie miała pojęcia jak długo patrzyła na potworną, siwą strzygę skaczącą po kasztelanie. Czuła jej okropny zapach i dusiła się. Nie mogła nic zrobić, gdy ta po niej skakała, i gdy już myślała, że umrze, ta odchodziła w róg posapując. Patrzyła się wieczność swoimi karmazynowymi ślipiami w jej oczy i śmiała się, a raczej wydawała dźwięki, które w najgorszych koszmarach mogły być uznanymi za śmiech. Po chwili znów skoczyła na jej klatkę, boleśnie wbijając się pazurami w piersi. Drapała je... Aod czuła jak krew cieknie jej po brzuchu. Następnie bestia zeszła swą okropną łapą niżej. Bardzo powoli. Wiedźma krzyczała w niebogłosy wiedząc, co zaraz nastąpi. Mentalnie czując zbliżający się, okropny ból. I ogromną stratę... Cnota, zachowana do tak późnego wieku jest ogromnym skarbem... Jego strata jest bardzo bolesna.

Jednakże strzyga nie zrobiła tego. Odsunęła się, ponownie zarżała i podeszła do jej dziecka. Fleczerka znów krzyczała widząc córkę rozrywaną na strzępy przez potwora. Na twarzy czuła jej krew... Nie mogąc jej zetrzeć przez brak możliwości poruszania się. Jej kochana córeczka... Zaraz, jaka córeczka?

Leżała na ziemi. Czuła na swoich ustach jakiś przyjemny smak. Trochę jakby miód. Bardzo słodkie. Żyjąc w wiosce piła coś takiego kilka razy. Bardzo jej smakowała. Ale skąd ta słodkość?
Otworzyła oczy. Stefan wdmuchiwał w nią powietrze. Kasztelan kasłał...

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

52
Uczucia zalały ją z siłą, której jeszcze nigdy nie doświadczyła. Porwały jej umysł - niczym fala, która zabiera ziarenka piasku z brzegu - wciągając ją w wir obrazów, dźwięków i doznań. Powiedzieć, że niezbyt przyjemnych, to niedomówienie. Zagubiła się w nich zupełnie, strach przejął nad nią kontrolę. Ból, ból, taki niesamowity ból... I upokorzenie. Chciała umrzeć. Tu, teraz, natychmiast. Dlaczego to nie chciało się skończyć...? Bestia wciąż wracała, a czerwone ślepia przeszywały na wylot. Nie, błagam, tylko nie dziecko, tylko nie jej córeczka... Od kiedy miała córkę?

Nagle wszystko ustało, jakby ta drobna wątpliwość rozbiła iluzję i sprowadziła ją na ziemię. Dosłownie i w przenośni. Czuła pod plecami chłodny grunt. I miękką, ciepłą słodycz na wargach, tak kontrastującą z tym, co wciąż odbijało się echem w jej umyśle. Otworzyła oczy, biorąc gwałtowny haust powietrza. Powrót do rzeczywistości bynajmniej nie uspokoił szalejącej w jej sercu paniki, która jeszcze wzrosła kiedy zobaczyła twarz Stefana tuż przy swojej.

Odruchowo uniosła ręce, by go odepchnąć, jednak jej mięśnie zaprotestowały rwącym bólem - emocje i obrazy były wystarczająco silne, by pozostawić somatyczne piętno, nawet jeśli obrażenia nie były realne. Jej żołądek zbuntował się, podsuwając jej niedawno zjedzonego kurczaka do gardła. Odwróciła głowę, przechylając się na bok i usiłując zwinąć w kłębek. Jęknęła, czując wciąż ślady szponów bestii pomiędzy udami, na brzuchu i w piersi. Zacisnęła pięści, zagryzając zęby i biorąc kilka głębokich wdechów. Zamknęła oczy, czując pieczenie poprzedzające łzy. Nie wolno się jej rozkleić, nie wolno... Przełknęła ślinę, z trudem powstrzymując mdłości i drżącą ręką odgarnęła włosy z twarzy, wciąż dysząc ciężko. No pięknie. Cudownie. Duchy są naprawdę przewrotne. Ciekawe, czy krzyczała?
- O bogowie... - wymamrotała, modląc się, żeby Stefan się od niej odsunął. Zmusiła się, żeby otworzyć oczy i na niego spojrzeć, niepewna, co zobaczy na jego twarzy.
- Pozwolisz mi wstać, Panie? - spytała słabo, choć po prawdzie wcale nie czuła się na siłach, by to zrobić.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

53
Stefan ujrzawszy iż jego pracownicy nic nie jest odsunął się, delikatnie kucnął i podniósł ją bez większego problemu na nogi. Przez nadmiar wrażeń i stale pulsujący ból prawie przewróciła się ponownie, lecz rycerz przytrzymał ją ramieniem. O dziwo nie wyczuła od niego żadnej iskry pożądania. Brzmi to na prawdę paradoksalnie, ale nasza bohaterka na prawdę go o to przez chwilę podejrzewała.

Rozejrzała się po namiocie i zdumieniem odkryła poprzewracane stoliki i nieprzytomnego kasztelana. Obdarzyła pytającym spojrzeniem swego pracodawce, a ten gdy to spostrzegł od razu wyjaśnił co się stało.
- Demon opętał Cię na chwilę. Zaczęłaś krzyczeć, drzeć się i popłakiwać. Co więcej to samo robił on... Jakby wróg odkrył, iż jesteś obok... Zagrożenie i chciał zaatakować was oboje. Przestałaś oddychać, więc wypełniłem Cię powietrzem. Pewien znajomy felczer mówił, że to działa. No i udało mi się Cię ocalić. Kasztelanowi nic nie jest. Zasnął spokojnie.
Co widziałaś?
- wyczuła od niego nutkę zaintrygowania i zmartwienia.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

54
Namiot wyglądający jak pobojowisko nie podniósł kobiety na duchu. Strach nie chciał jej wypuścić ze swoich macek, niechętnie jednak wycofywał się z wolna w głąb duszy pod naporem zdrowego rozsądku. Syknęła, kiedy Stefan podciągnął ją do pionu, a kolana odmówiły jej posłuszeństwa i ponownie musiał ją łapać. Jego dotyk ponownie wywołał u niej mdłości.
- Nie dotykaj mnie. - wydusiła, ostatkiem sił utrzymując obiad w żołądku. - Proszę. - Zdołała dodać, uciekając wzrokiem i odwracając głowę. W jej głosie nie było wrogości, jedynie coś na kształt desperacji zabarwionej nutą obrzydzenia do tego, co przed chwilą widziała. Zdołała się wyswobodzić z jego objęć, opierając lędźwiami o drewnianą ramę łóżka kasztelana i obejmując ramieniem. Niejednokrotnie czuła już emocje ludzi cierpiących, w tym także ofiar gwałtu, jednak to co innego odczytać ból, wstyd i poniżenie, a co innego odczuć na własnej skórze.

Spokojnie, to była tylko wizja. Tak, jak Twój dar, tylko trochę inaczej. Spokojnie, to nie było prawdziwe. Oddychaj, zacznij myśleć. Zbieraj się do kupy. Myśl! Zdławiła cichy głosik, pytający - czy aby na pewno? - i wbiła wciąż nieco oszołomione, niewidzące spojrzenie w nogę przewróconego krzesła, zmuszając do kilku spokojnych wdechów. Drżąca ręka znieruchomiała zaciskając się na materiale koszuli z determinacją, kiedy odzyskiwała nad sobą panowanie. Zamknęła oczy, przeczesując palcami burzę odstających we wszystkie strony, lecących do oczu włosów i westchnęła, odbijając się od drewna, by stanąć na nogach. Czuła się okropnie, ale była w stanie iść, a ból zelżał odrobinę.

- Nie tutaj. Ale nic przyjemnego, jak się domyślasz. - odpowiedziała w końcu na zadane przez rycerza pytanie, już spokojniejszym, na powrót neutralnym głosem, chociaż wewnątrz wcale nie czuła spokoju i harmonii. Zerknęła na pracodawcę lekko sceptycznie, jakby zaskoczona tym, co od niego czuła. Martwił się? Przeniosła wzrok na pacjenta. Cóż, w takim układzie było ich dwoje. Oddech Kasztelana był nieco chrapliwy, ale jednak miarowy. Skoro ani pacjent, ani demon nie udzielili jej odpowiedzi, stawiając kolejne pytania, to może czas, aby wypowiedzieli się bogowie? Ale najpierw miała do porozmawiania ze Stefanem.

- Dajmy mu zatem odpocząć, dość go zmęczyłam. - mruknęła, zła na taki obrót sytuacji. Skierowała się w stronę wyjścia, krzywiąc lekko z tytułu bólu. Nie usiądzie do końca dnia. Jej mocodawca był najwyraźniej podobnego zdania, gdyż nie zaprotestował, ruszając za nią, najpewniej z mieszaniną ciekawości i zniecierpliwienia.

Jakoś dokuśtykała do namiotu rycerza, odstawiając torbisko na ziemię obok przygotowanego dla niej posłania. Usłyszała, jak rycerz wchodzi za nią. Nie odwróciwszy się jednak kucnęła przy pakunku, rozwiązując rzemyki chroniące zawartość. Wyczuła, że już otwierał usta, przerwała mu jednak, nim się odezwał.
- Nie taka była nasza umowa. - zaczęła dobitnie, acz zaskakująco neutralnym, nieagresywnym głosem. - Wasz "przyjaciel" okazał się dowódcą wojsk stacjonujących po horyzont, a rana od miecza zmieniła się nam w niegojące się zakażenie z opętaniem w pakiecie. Wszystko byłoby do przyjęcia, gdyby nie fakt, że jest szansa, że masz tu spisek wagi państwowej. Podaj mi, Panie, jeden powód, dla którego nie miałabym się teraz spakować i odjechać jak najdalej. - Wyprostowała się, trzymając w ręce mały woreczek, ale wciąż nie spoglądając w jego stronę. - OPRÓCZ tego, że mnie zgwałcisz i zabijesz, bo w zasadzie demon przed chwilą wyręczył Cię w jednym i drugim. Kilkakrotnie i zaskakująco realnie. - wycedziła, uprzedzając jego odpowiedź i odwracając się twarzą do rycerza by uchylić nieznacznie dekolt koszuli i zaprezentować krwawe zaczerwienienia pokrywające się z obrażeniami zadanymi przez bestię w wizjach. Bodziec psychiczny był tak silny, że zareagowały nie tylko nerwy, ale i naczynia krwionośne. Albo to po prostu efekt magii.

Normalnie w tej chwili jej spojrzenie byłoby harde i buńczuczne, jednak była zbyt wycieńczona, by pokazywać temperament, najprawdopodobniej na swoje szczęście. Tak więc szare oczy wyrażały jedynie stalową, nieugiętą obojętność zmieszaną z nutą ciekawości i zmęczenia.
- Czcisz Sakira, zatem nie potrzebujesz mojej odmowy, żeby nabić mnie na miecz wedle własnego uznania, wystarczy fakt, że nie mam papierka na zdolności dane od bogów, jak to magowie w Waszych stronach. A właśnie ich musiałabym użyć, gdybym miała Ci pomóc. - powiedziała spokojnie i uniosła brew, krzyżując ręce na piersi.
- Raz już minąłeś się z prawdą w umowie. Czego jeszcze nie dopowiedziałeś, Panie?
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

55
Gdy wydekoltowała koszulkę odkryła po chwili iż żadnych ran nie miała. W namiocie kasztelana widziała je dokładnie, lecz teraz nie było po ich śladu. A rycerz uśmiechnął się lekko patrząc na piersi i oczyma wyobraźni zwiedzając góry i doliny rozkoszy.
No cóż, Aodhamair odkryła na sobie jeszcze magiczny osad*, wyglądało na to, że demon użył zaklęcia iluzji za nim czmychnął. Wiedźma delikatnie się zaczerwieniła - wróg znów ją poniżył.

Stefan usiadł ciężko przy stole. Był dość zmęczony, co było widać po jego twarzy i spojrzeniu. Wyglądało na to jakby sam padł ofiarą demona, jednakże się obronił. Kolejna zagadka do wyjaśnienia.
- Nie okłamałem Cię. On jest moim przyjacielem. Celowo nie mówiłem Ci kim jest, gdyż wiedziałem, że byś stchórzyła. I zdaję sobie sprawę, iż ktoś, nawet z tego obozu, może stać za atakiem na Kasztelana. Nie jestem idiotą, za jakiego mnie uważasz. A z magów pomocy nie możemy skorzystać. Kodeks Zakonu zakazuje jawnej współpracy z magami, co więcej nie życzy sobie i tego sam Wodzirej. A egzorcyści i inkwizytorzy są daleko stąd, po jakiś nieznanych mi wydarzeniach demony zwane sukkubami zaczęły najeżdżać nasz świat oddziałami w poszukiwaniu kogoś. Dlatego obowiązek spadł akurat na Ciebie i sądzę, iż sam Lord Sakir mi Ciebie zesłał.

Nie bój się, nie zgwałcę Cię. Nie ma nic bardziej żałosnego niż mężczyzna, który musi siłą uzyskać rozkosz cielesną. Możesz odejść, jeśli uważasz, że zadanie Cię przerasta. Dam Ci nawet wypełniony mieszek za trudy podróży. Oczywiście możesz też zostać... Postarać się i zdobyć dzięki temu dobrze płatną pracę i szacunek.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

56
Jej wzrok podążył za rozbawionym spojrzeniem rycerza i napotkał... Gołą skórę, bez żadnych zaczerwienień. Poczuła, jak jej policzki delikatnie rumienieją, jednak nie z powodu odsłonięcia ciała - dla jej ludu i profesji nagość była czymś naturalnym, chociaż po tym czego przed chwilą doświadczyła miała do niej nieco większy dystans - ale z tytułu braku argumentu w ręce. Natychmiast jednak uderzyło ją coś innego, powodując, że przestała myśleć o wstydzie i zmarszczyła brwi w skupieniu. Przejechała badawczo palcami po nieistniejących już śladach, pocierając potem opuszki o siebie.
- Więc to musiało być z zewnątrz... - mruknęła do siebie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Demon - o ile to faktycznie był on - nie wykorzystał jej mocy ani nie przejął całkiem jej umysłu, ale po prostu oszukał i zesłał urok. Inaczej ślady zachowałyby się dłużej, bo byłyby wywołane przez jej organizm i moc. To mało pocieszająca, ale dobra wiadomość. A przynajmniej tak sądziła, bo od tych wszystkich niewiadomych ból zaczynał pulsować jej w skroniach.

Z zamyślenia wyrwał ją głos rycerza. Poderwała głowę, przerywając wpatrywanie się we własną dłoń i niedbale zaciągnęła pod szyją rzemyk koszuli, niechętnie wracając myślami na przysłowiową, przepełnioną zmęczeniem i poniżeniem ziemię. Im dłużej jednak jej mocodawca mówił, tym wyżej miała chęć unieść brew w sceptycznym wyrazie. Nie miała siły się jednak kłócić, chcąc jak najszybciej skończyć tą dyskusję i zwinąć się w kłębek jakimś ciepłym, bezpiecznym miejscu. Kiedy skończył przemowę parsknęła jednak śmiechem, kręcąc z goryczą głową. Z rezygnacją podeszła do stołu, równie ciężko co on osuwając się na krzesło.
- Nie uważam Cię, za idiotę, Panie. - zaczęła ze zmęczeniem, garbiąc się nieco i krzyżując ręce na piersiach. Była wykończona i wciąż czuła się zaszczuta, jednak usiłowała tego nie okazać.
- Ale ja sama też nie upadłam na rozum, by liczyć, że kiedykolwiek będę mogła tu zdobyć szacunek. Ludzie zawsze będą patrzeć na mnie obco i brać heretycką kurwę lub dzikuskę, nic co zrobię tego nie zmieni. - Uśmiechnęła się ponuro, sarkastycznie.
- Wojna, którą prowadzisz - czy to z orkami, czy ze swoimi towarzyszami - nie jest moja. - kącik ust opadł, pozwalając twarzy ponownie przyjąć niewiele zdradzający wyraz. - Nauczono mnie też, by dobrze wybierać bitwy do których staję. A w tej przeciwnik miałby sporą przewagę. - Przechyliła głowę, niechętnie przyznając wyższość drugiej strony i zacisnęła usta w wąską kreskę. Cóż, najmądrzej pod względem strategicznym byłoby się wycofać, szczególnie, że otaczali ją Sakirowcy. Jednakże mężczyzna mówiąc, że nie zamierza jej zabić za herezję ewidentnie mówił szczerze. Pytanie tylko - co na to jego towarzysze? Cóż, w końcu zabić ją mogli w każdej wiosce, dowód na to miała wczoraj.

- Jednakże - podjęła, podnosząc szare oczy, by złapać wzrok Stefana. - ...raz już pozwoliłam wiedźmie i demonowi, żeby zhańbili moje imię. Nie będę uciekać po raz drugi. - Bawiła się sznureczkiem zwisającym z trzymanego w dłoni woreczka. Przemilczała fakt, że jeśli przez śmierć kasztelana wojska przegrają z orkami, to nie będzie miała DOKĄD odejść, bo przed ich hordą po prostu nie zdoła uciec.
- Poza tym to coś podniosło rękę na mnie i na mojego pacjenta. - wymówiła zdanie tak, jakby to drugie było głównym powodem jej decyzji. Cóż, duma uzdrowiciela jest zaskakująco silna, prawie jak instynkt macierzyński.
- Nie mogę Ci zaręczyć, że będę w stanie pomóc, szczególnie że sam widziałeś, że jestem podatna na magię przeciwnika. Ale być może posiadam zdolności, które pomogą Ci mu chociaż odrobinę, jeżeli bogowie okażą taką wolę, nabruździć. - Odłożyła woreczek na stół i przeczesała dłonią włosy, wyciągając szpilki z tego, co pozostało z jej koka. Ciemne, przetykane brązem i miedzią pukle opadły jakby z ulgą na jej plecy i ramiona, zawadzając końcówkami o uda i okalając zmęczoną twarz szamanki dziką burzą kosmyków.

- Zostanę, ale mam jednak warunki. Po pierwsze: skoro mam tu zostać, to chcę ochrony przed Twoimi ludźmi, przynajmniej w w takim stopniu, jaki możesz mi zapewnić. Może i gardzisz braniem kobiety siłą i masz tolerancyjny stosunek do mojego pochodzenia, ale ja idę w zakład o sto gryfów, że nie wszyscy Twoi towarzysze i podkomendni są tego samego zdania. Dwa razy przejdę się po obozie bez Ciebie i któryś pomyli mnie z kurwą, zdziwiony, że jestem niechętna. Albo uzna, że go przeklęłam i jego męska niedyspozycja nie ma nic a nic wspólnego z wypitym alkoholem. - Skrzywiła się lekko. Takie przypadki już spotkała.
-Ja nie będę nikogo do tego prowokować, a nikt ręki na mnie nie podniesie. Po drugie: robię, co robię i jeśli robię, to dlatego, że jest to konieczne. Czczę bogów, modlę się do nich i składam im ofiary, a oni dają mi siłę. Moim zdaniem są to ci sami bogowie, do których modlisz się Ty, ale ich wizja może się różnić od Twojego panteonu, ponieważ różnią się kultury, w których się urodziliśmy. Uszanujesz to. Niezależnie od tego, czy mi się uda Ci pomóc, czy nie - jeśli przeżyję, zrobisz wszystko, bym mogła odejść bez oskarżeń o czary i herezję. Po trzecie: żadnych więcej niedomówień, przynajmniej jeśli idzie o sprawę naszej umowy. Zgadzasz się, Panie? - spytała spokojnie, z widocznym zmęczeniem, stukając bezgłośnie opuszkiem w blat stołu. Jeśli tak, to będzie mogła zacząć działać i w końcu zapyta go o kilka rzeczy.

-A tak w ogóle... - dodała, uśmiechając się lekko. - Powiedziałam, że nie powiedziałeś mi wszystkiego, a nie że mnie okłamałeś, to dwie różne rzeczy. - Wzruszyła ramionami.
- Poza tym ja nie leczę biednych ani możnych, leczę ludzi. Panie, kazałam Ci czekać dla zwykłego chłopa, naprawdę sądzisz że straszno by mi było leczyć Kasztelana? - błysnęła przewrotnie zębami.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

57
Stefan kolejny raz popisał się zrozumieniem, cierpliwością i rozwiniętą inteligencją, gdyż potrafił słuchać w milczeniu, nie przerywać, kiwać głową w geście zrozumienia i nie puszczać bąków w momentach patetycznych.
- Mam jakieś inne wejście? - rzekł po chwili ciszy, w trakcie której nalał sobie i Aodhamair wina. Był jednym z tych rycerzy, którzy świetnie radzili sobie bez czeladzi - Zgadzam się. A szacunek moich bezpośrednich podkomendnych uzyskałaś w wiosce. Oni oczywiście historię wyolbrzymili i żołnierze nie będą się do Ciebie dobierać. Wiara wiarą, ale żaden żołnierz nie śmie urazić swojego felczera, którzy może uratować go przed śmiercią, amputacją ręki po bitwie bądź wrzodami na dupie. Wojsko zmienia ludzi. Uczy ich logiki.
Ale na wszelki przypadek dam Ci strażnika, sługę z mych włości. Jest wierny, porządny i ma odrobinę oleum w głowie. W razie czego potrafi również pisać i czytać. Nie dziw się, dbam o ludzi utalentowanych i gardzę leniwymi. Jestem sprawiedliwym lordem.

Wnioskuję również
- dodał po chwili przerwy potrzebnej na wypicie kieliszka winy w spokoju i napełnienia go z powrotem - Iż wnosząc po ostatnim zdaniu twego monologu chcesz mnie o coś spytać. Pytaj więc, gdyż na rozmowę o bogach chęci nie mam. Nie modlę się do innych. Moim patronem jest Sakir, pan wojny, siły i sprawiedliwości.

Re: [Wieś Potopce] Gospoda "U Świetlika"

58
Kiwnęła mu głowa w podzięce, poniekąd zaskoczona, że lord pije z nią, jak równy z równym. Głowę, jak na Uratajkę, miała nieprzyzwoicie słabą, wstyd się było przyznawać, ale teraz nie narzekała: wręcz czuła potrzebę, by się napić i pozwolić, by wino rozniosło kojące, wesołe ciepło po jej ciele.
- To już zauważyłam. - podsumowała jego wypowiedź z lekkim uśmiechem, zostawiając sakieweczkę na blacie i obiema dłońmi przyciągając do siebie kielich z napojem.
- Powiem Ci otwarcie, Panie, że nie wiem, na czym tu stoję, a to rzadko mi się zdarza. Na moje, to może być demon, ale nie musi. Na początku podejrzewałam truciznę, jeśli felczer coś z'harin... Znaczy, zepsuł, albo celowo nie usunął. Aby to zupełnie wykluczyć musiałabym z nim porozmawiać, ale nie ulega wątpliwości, że mamy tu do czynienia z czarami. Pytanie, czy pochodzą one od człowieka, czy od demona, którego wezwał. Kiedy dokładnie to się zaczęło? Kasztelan poszedł w jakieś miejsce? Dotknął czegoś? Czy może w chwili, gdy został ranny? Ktoś przy nim był? Czy nie umiecie określić momentu, w którym został... "Opętany"? - zapytała, usiłując zebrać do kupy wszystkie swoje przypuszczenia. Była paranoiczką, wiec zapowiadało się niezłe przesłuchanie.
- Zakładam, że wpadliście na to, by ktoś czuwał cały czas przy Kasztelanie. Czy ktoś w ogóle widział tego demona? - zacisnęła mocniej dłonie na kielichu. - Czy ktoś jeszcze został zaatakowany? Jesteś zmęczony po wydarzeniach w namiocie, ale nie wyglądasz, jakby i Ciebie to dotknęło, dlaczego? - zawiesiła głos, zamierając w pół drogi naczynia do ust.
- I czy zauważyłeś, by jakieś informacje z tego bądź innego namioty wypłynęły na zewnątrz? Skoro to może być mag, nie ma pewności, że nie jesteś przez niego w jakiś sposób szpiegowany, szczególnie że wie, że będziesz się starał pomóc druhowi.
Błogosławiony ten, który nie mając nic do powiedzenia - nie ubiera tego w słowa. WYGRAĆ INTERNETY
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”