Droga do Saran-Dun
: 12 cze 2021, 0:30
Droga ta prowadząca przez niemalże dziewicze obszary Wschodniej Prowincji wije się częściej wśród lasów i stepów niż pastwisk. Przemykając między Jeziorem Gwiazd a Górą Erial zahacza o obszary często dzikie, niezbadane... lub niebezpieczne. W okolicach traktu napotkać można więc często osoby którym zgoła nie śpieszno do powrotu na łono cywilizacji. Od przyjacielskich pustelników aż po szemranych zakapiorów. Jednak największym zagrożeniem zdecydowanie pozostaje nieokiełzana jeszcze do końca natura. Czasami lepiej jest zostać zaatakowanym na zaniedbanej drodze niż zgubić się w okolicznych lasach...
***
Obłąkańcza jazda karocą trwała dłużej niż księżniczka mogłaby zakładać. W pędzie nijak nie dało się bezpiecznie otworzyć drzwi a okrzyki Agaty na zdawały się nie docierać do woźnicy. Każda ze szlachcianek zdołała obić sobie siedzenie, wyrżnąć głową w ścianę karocy i spaść z siedziska przynajmniej raz nim konie wreszcie poczęły zwalniać. A i to niemrawo. Czas zdawał się ciągnąć Sarze w nieskończoność. Gdy zaś karoca zwolniła do względni normalnego tępa... zatrzymała się całkowicie. W zewnątrz dobył się donośny gwizd, klekotanie i po chwili odgłosy pary butów uderzających z impetem o ziemię. Po chwili zaś dźwiękom zawtórowało powolne otwieranie się drzwiczek...
- Panienki całe? Proszę wysiąść, konie muszą odpocząć.
Przywitała ich zmęczona ale i pełna ulgi twarz woźnicy. Ledwo widoczna w mrokach... nocy? A może był to dalej dzień? Sara po utracie przytomności i owej piekielnej jeździe nijak nie mogła wykoncypować która byłą godzina... i czy nawet był to ten sam dzień. Opuszczenie karocy niewiele pomogło. Nie było widać niczego nowego... a także wielu starych rzeczy. Wozy, knechci, rycerz... wszystko musiało pozostać gdzieś z tyłu. Teraz przy drodze stała tylko karoca, zmęczone konie, woźnica, panny... i jeden knecht który widać musiał zostać usadowiony obok woźnicy przez cały czas jazdy... albo jakimś cudem cały czas stać na wąskim stopniu z jej tyłu. Trudno było określić kto miał tu zwierzchnictwo nad kim ale woźnica zaraz po skończeniu oględzin koni zwołał szybką naradę.
- Jaśnie Pan powiedział mi abyśmy uciekli jak najdalej, poczekali na niego a jak do nas nie dołączy pojechali dalej na Północ... ale nie zdążył doprecyzować jak długo czekać... i gdzie. Zapasów prawie nie mamy, najbliższa znana mi wieś... o ile wsią to nazwać można jest trzy dni drogi stąd i musielibyśmy opuścić trakt. Jadąc nim dalej aż do Królewskiej Prowincji nie będzie żadnej tuż przy nim. Już szybciej na coś trafimy jeśli zawrócimy ale... no właśnie. Z kolei czekając tu narażamy się na to, że bestia może nas dosięgnąć. Jadąc dalej najpewniej na zawsze stracimy szansę na złączenie się z ocalałymi. No a głód dopadnie nas tak czy inaczej dość szybko... ktoś ma jakieś sugestie?
- Może... może coś upolujemy? Ptaka jakiegoś... albo dzika! Jak nad jeziorem! - rzuciła Agata
- W tej sprawie... nie mamy łuku czy kuszy. Nawet oszczepu. Cały nasz arsenał to mój miecz, tarcza i topór naszego przyjaciela... i para noży. Trudno nazwać to dobrym ekwipunkiem na zapuszczanie się do lasu... no i nie możemy pozwolić sobie na troszczenie się o rannych i chorych... kolejnych chorych znaczy. - poprawił się nerwowo woźnica zerkając na dalej lekko otumanioną Sofi.
- Pożar, głód, smok i kretynki... za mało mi płacą... - mruknął stojący obok Sary knecht dość cicho, że chyba tylko księżniczka to wychwyciła
Krąg zbiegów ze smoczego piekła wypełniła dzwoniąca w uszach cisza. Podobnie jak cały świat tak i ich przyszły los zdawała się przykrywać ciemność.
***
Obłąkańcza jazda karocą trwała dłużej niż księżniczka mogłaby zakładać. W pędzie nijak nie dało się bezpiecznie otworzyć drzwi a okrzyki Agaty na zdawały się nie docierać do woźnicy. Każda ze szlachcianek zdołała obić sobie siedzenie, wyrżnąć głową w ścianę karocy i spaść z siedziska przynajmniej raz nim konie wreszcie poczęły zwalniać. A i to niemrawo. Czas zdawał się ciągnąć Sarze w nieskończoność. Gdy zaś karoca zwolniła do względni normalnego tępa... zatrzymała się całkowicie. W zewnątrz dobył się donośny gwizd, klekotanie i po chwili odgłosy pary butów uderzających z impetem o ziemię. Po chwili zaś dźwiękom zawtórowało powolne otwieranie się drzwiczek...
- Panienki całe? Proszę wysiąść, konie muszą odpocząć.
Przywitała ich zmęczona ale i pełna ulgi twarz woźnicy. Ledwo widoczna w mrokach... nocy? A może był to dalej dzień? Sara po utracie przytomności i owej piekielnej jeździe nijak nie mogła wykoncypować która byłą godzina... i czy nawet był to ten sam dzień. Opuszczenie karocy niewiele pomogło. Nie było widać niczego nowego... a także wielu starych rzeczy. Wozy, knechci, rycerz... wszystko musiało pozostać gdzieś z tyłu. Teraz przy drodze stała tylko karoca, zmęczone konie, woźnica, panny... i jeden knecht który widać musiał zostać usadowiony obok woźnicy przez cały czas jazdy... albo jakimś cudem cały czas stać na wąskim stopniu z jej tyłu. Trudno było określić kto miał tu zwierzchnictwo nad kim ale woźnica zaraz po skończeniu oględzin koni zwołał szybką naradę.
- Jaśnie Pan powiedział mi abyśmy uciekli jak najdalej, poczekali na niego a jak do nas nie dołączy pojechali dalej na Północ... ale nie zdążył doprecyzować jak długo czekać... i gdzie. Zapasów prawie nie mamy, najbliższa znana mi wieś... o ile wsią to nazwać można jest trzy dni drogi stąd i musielibyśmy opuścić trakt. Jadąc nim dalej aż do Królewskiej Prowincji nie będzie żadnej tuż przy nim. Już szybciej na coś trafimy jeśli zawrócimy ale... no właśnie. Z kolei czekając tu narażamy się na to, że bestia może nas dosięgnąć. Jadąc dalej najpewniej na zawsze stracimy szansę na złączenie się z ocalałymi. No a głód dopadnie nas tak czy inaczej dość szybko... ktoś ma jakieś sugestie?
- Może... może coś upolujemy? Ptaka jakiegoś... albo dzika! Jak nad jeziorem! - rzuciła Agata
- W tej sprawie... nie mamy łuku czy kuszy. Nawet oszczepu. Cały nasz arsenał to mój miecz, tarcza i topór naszego przyjaciela... i para noży. Trudno nazwać to dobrym ekwipunkiem na zapuszczanie się do lasu... no i nie możemy pozwolić sobie na troszczenie się o rannych i chorych... kolejnych chorych znaczy. - poprawił się nerwowo woźnica zerkając na dalej lekko otumanioną Sofi.
- Pożar, głód, smok i kretynki... za mało mi płacą... - mruknął stojący obok Sary knecht dość cicho, że chyba tylko księżniczka to wychwyciła
Krąg zbiegów ze smoczego piekła wypełniła dzwoniąca w uszach cisza. Podobnie jak cały świat tak i ich przyszły los zdawała się przykrywać ciemność.