Droga do Saran-Dun

31
POST BARDA
Rozpijaczony zbój oderwał wzrok od trzymanej przez niego pod ostrzem szlachcianki i spojrzał przez ramię na Sarę z wyrazem szczerego zdziwienia na twarzy. Zmarszczył następnie brwi i chwiejąc się lekko wygiął głowę jeszcze bardziej do tyłu... by po chwili ryknąć głośno. Odepchnął od siebie zamaszyście Kamilę, która runęła z głośnym łupnięciem i jękiem na ziemię... ale przynajmniej z głową na karku. Sam zaś nie odwracając się ją warczeć swymi niekontrolowanymi ruchami co chwila dźgając się lekko mizerykordią dziewczyny w plecy. Co zauważalnie nie poprawiało mu nastroju.

- Ty... ty... TY! To ty dziwko mnie ośmieszyłaś! Większość obozu mnie wyśmiewa. Mnie! A ufają wam i tej... tej... Arrrgh! Co naopowiadałaś Shyvis jak była naćpana? He? Kto cię przysłał!? Gadaj!

Tu jednak alkohol zdecydowanie uderzył do głowy bandycie odrobinę za mocno. Miast bowiem odsunąć się od noża szlachcianki, zagrozić jej chociaż lub dać jej szanse na odpowiedź... zaatakował. Z nożem przystawionym do pleców obrócił się gwałtownie. Sara jednak nie była gotowa do pchnięcia noża głębiej. W efekcie ten przejechał po plecach odwracającego się Barnaby zostawiając płytką krwawą szramę. Groźną dla rosłego mężczyzny chyba tylko jeśli nikt go nie opatrzy przez naprawdę długi czas... lub aż wdałoby się w nią zakażenie. Nie żeby księżniczka miała wiele czasu na myślenie o krwi na swoim ostrzu. Bowiem wraz z pojawieniem się rany przed jej oczyma pojawiła się butelka, która z całym impetem rąbnęła ją w środek twarzy. Głównie w nos. Instynktownie zamknęła oczy... i najpewniej uratowała własny wzrok gdyż poczuła rozpryskujące się szkło i resztki alkoholu obryzgujące jej twarz. Zdecydowanie paskudna kombinacja, która poskutkowała niewysłowionym wręcz uczuciem pieczenia. Oddychanie nozdrzami okropnie bolało. Czuła również przytłaczającą woń krwi, ziemi i gorzałki. Przez długą chwilę uczucia te były tak przytłaczające, że nie byłą pewna co zaszło... a może po prostu straciła przytomność.

Gdy wreszcie była jednak w stanie otworzyć oczy zauważyła kilka rzeczy przez załzawione źrenice. Leżała na ziemi, podobnie zresztą Kamila. Barnaba stał nad nią. Nie trzymał już jednak siekiery ani butelki. Był zbyt zajęty duszeniem właśnie wierzgającej Agaty która szamotała się z tą swoją nieszczęsną lagą w dłoniach i darła się na ile mogła. Coś o "kurwich synach", "przyjaciółkach" i "wyrywaniu nóg z tyłka". Zbój również dość zauważalnie krwawił z czerepu i jucha zalewała mu część twarzy. Nerwowa Panna widać dała mu do wiwatu. Wątpliwe jednak było by w swoim obecnym stanie czuł ból równie wielki co ten który chwilę temu przeżywała Sara. Dalej każde zmarszczenie brwi przyprawiało Sarę o lekkie zawroty głowy, każde mrugnięcie szczypało ją w... no właśnie nie wiedziała w co. Ból ustał. A raczej... nie czuła środka swojej twarzy. Wiedziała, że tam był. Rozmazana krwawa plama widoczna była na krańcach jej obu oczu. Barnaba był więc jej głównym zmartwieniem... na naciskiem na "był".

Olbrzym bowiem nagle upuścił Agatę na ziemię. Oczy mu się wytrzeszczyły z ust wydobyło się ciche sapnięcie... i opadł na klęczki a następnie na twarz jak worek kartofli. Nie trzeba było długo zgadywać powodu jego upadku bowiem zza jego upadające masywnej postaci wyłoniła się znajoma elfia sylwetka. Shyvis stała nad leżącym acz zauważalnie dalej żywym zbirem z dwoma zakrwawionymi nożami... i była wyraźnie zirytowana. Zbir tymczasem ją krwawić obficie. Nie tylko z czerepu i pleców. Również jego portki w okolicach kolan i łydek nabierały koloru szkarłatu. Elfka przez dłuższą chwilę patrzyła na pojękującego i powoli wykrwawiającego się zbója... po czym dość dosłownie przeszła po jego krwawiącym ciele i przyklękając przy Sarze chwyciła ją bez słów za podbródek. Przekręciła jej głowę raz i drugi w kilku kierunkach i rzuciła wyjątków miękkim głosem jak na kogoś kto przed chwilą dźgnął człowieka.

- Oj Pierniczku, Pierniczku... połatamy cię ale pozostanie po tym blizna. Ten jełop! Mówiłam, że jesteście pod moją obroną. Mówiłam! Ale nieeee...

Tu puściwszy twarz Sary elfka wróciła do Barnaby i chwytając go za czuprynę podniosła jego twarz z ziemi. Ta była zauważalnie miej czerwona i rozjuszona. Emocje te dalej czaiły się w oczach mężczyzny i patrząc na nią można byłoby czuć lęk... jednak oprócz nich malowało się na niej głównie przerażenie. Elfka z kolei z zamyślonym wyrazem twarzy zataczała sztyletem kilka płynnych ruchów w powietrzu jak gdyby pisząc jego zakrwawionym ostrzem litery... a może upewniając się, że zbir napatrzy się temu jak światło grało w stali. Następnie nieśpiesznym ruchem przystawiła mu ostrze do gardła i rzuciła w stronę szlachcianki.

- Zaszedł mi sukinsyn za skórę ostatni raz... ale wam zaszedł tym razem bardziej. To jakiego go chcesz? Wypatroszonego? Wykastrowanego? Czy tylko krew spuścić? A może wolisz zostawić go w lesie lub wrzucić do jeziora?

Barnaba jęknął cicho i nerwowym wzrokiem ją błądzić między obliczem elfki, szlachcianki i ostrzem które delikatnie ocierało się o jego gardło. W całej sytuacji było zdecydowanie wiele brutalności i grozy. Nie dało się jednak zauważyć pewnej ironii losu w tym, że zbój jeszcze przed chwilą sam przystawiał komuś ostrze do gardła w tym samym namiocie. Teraz zaś jego własne życie leżało w dłoniach Sary.
Spoiler:
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”