POST BARDA
Elf całkiem sprawnie uporał się ze swawolnymi gałęziami, wypluł z buzi nieliczne liście i zaraz odpowiedział dziewczynie:— Bywało gorzej, ale dzięki za troskę.
Wkrótce udało im się wyprowadzić powóz na trakt i ruszyli w dalszą drogę. Leśny od razu wskoczył na tył, gdzie rozłożył się na kawałku tkaniny jak król, ot korzystając z całej wolnej przestrzeni. Pod nosem nucił dość cichą, acz przyjemną dla ucha melodię, podróż spędzał na podziwianiu gwiazd. W tym samym czasie para na przedzie oddała się krótkiej wymianie zdań. Tytus jak zawsze sprawiał wrażenie opanowanego, spokojnego człowieka, tak jakby nigdy nie martwił się o to co go czeka. Właściwie jeśli dobrze się nad tym zastanowić, istniała szansa, że Anais nigdy wcześniej nie widziała, aby przejawiał jakieś złożone emocje. Było w tym coś religijnego, jak u mnicha, czy kapłana, który jest tak głęboko przekonany co do swego powołania, że wszystko inne jawi mu się mniej istotne lub wręcz przyziemne.
— Hah, nie musisz mi dziękować. — zaśmiał się zdawkowo — Po prostu poręczyłem za ciebie u kogoś, kogo można nazwać moim zwierzchnikiem. Wiesz... prawda jest taka, że nasz kult obserwował cię już od jakiegoś czasu... właściwie to się tyczy was obojga.
— Masz na myśli mnie? — odezwał się leśny — A co ktoś taki jak ja ma do zaoferowania... właściwie czym jest ta organizacja?
— Droga Bólu to bardzo stary kult. — jego spojrzenie zdawało się odległe, jakby wspominał dawne czasy — Wierzymy w istnienie bóstwa, które swoje początki ma w samej chwili śmierci Wszechojca. Nasz pan jest... nieprzewidywalną, złożoną istotą. Mało kto jest w stanie pojąć jego plany i prawdziwą naturę, ale to, co wiemy na pewno to, że jest on orędownikiem bólu... w każdej postaci. Jeśli doświadczyliście kiedyś udręki, ktoś sprawił wam cierpienie, a może to wy komuś je zadaliście niewątpliwie w tym doświadczeniu był obecny Khacnu Aalkesh. Nasz pan nie odróżnia dobra i zła, nie interesują go drobne sprawy, ani interesy władców. Jego pokarmem, darem i medium jest ból. Można powiedzieć, że jest patronem tak umęczonych, jak i dręczycieli, lecz to tylko jedna z wielu perspektyw, nie musicie mi ufać na słowo. Co zaś się tyczy twojego pytania... nie chodzi o to, co możecie zaoferować. Chodzi o to jakie macie za sobą doświadczenia, jaka jest wasza relacja z cierpieniem.
Mężczyzna na moment zerknął za siebie i spojrzał w oczy Gerionowi, co rusz tylko zerkając na drogę.
— Jesteś leśnym elfem.
— No i co z tego?! — odparł spiczastouchy jakby poczuł, że Tytus próbuje go obrazić.
— Mało która rasa miała ostatnimi czasy tak trudną historię. Zostaliście wygnani z własnych ziem, porzuceni przez mądrego Sulona i rozproszeni. Wielu z was żyje na ulicy albo para się niegodziwych zajęć. Obrywacie częściej i znacznie bardziej, niż ktokolwiek inny.
— Hej! — podniósł się lekko i oparł na łokciu — Jeśli masz ze mną jakiś problem to powiedz to od razu!
W ślepiach ulicznika czaiła się złość, ale kultysta nie przejął się tym zbytnio, zamiast tego kontynuował:
— Dzięki tym doświadczeniom jak mało kto rozumiecie czym jest cierpienie. Wielu z was mogło zbliżyć się do naszego pana i nigdy nie zdać sobie z tego sprawy, niemniej w jego boskich oczach jesteście wyjątkowi.
— Yyy... dzięki? Chyba.
Tytus zareagował śmiechem - to była pierwsza tak spontaniczna i wylewna reakcja z jego strony. Gdy z kącika oka otarł łezkę zwrócił się w stronę Florenz, wtedy też padło jej pytanie o to, czy są godni.
— Może... kto wie? Chyba dopiero przyjdzie nam się o tym przekonać. — odparł dość zagadkowo — Kult obserwuje bardzo wiele osób. Jeśli ktoś ma szczególną relację z cierpieniem, a przy tym wykazuje zainteresowanie duchowością próbujemy wyciągnąć do takiej osoby rękę i pokazać jej ścieżkę, którą może podążyć. Reszta już właściwie zależy od tego, czy ta osoba poczuje powołanie, czy zaufa naszej sprawie.
— A co jest na końcu tej ścieżki? — zapytał z wyczuwalną nieufnością elf z tyłu wagonu.
— Tych, którzy okażą się godni ma czekać wyniesienie.
— To znaczy co? — dociekał.
Mężczyzna westchnął i na moment wbił wzrok w nocne niebo.
— Według niektórych oznacza to życie wieczne, według innych siłę i moc ponad ludzką miarę. Są tacy, którzy wierzą, że zjednoczymy się z naszym panem, inni, że przyniesiemy zbawienie wszystkim Herbianom niezależnie od wyznania. Prawda jest zapewne gdzieś pośrodku, jedyne co wiem na pewno, to że żeby ją poznać trzeba wiary, lat posługi i poświęceń.
— A jeśli nie jesteśmy na to gotowi?
♫
Kultysta nie odpowiedział od razu, zamiast tego wiszącą w powietrzu ciszę poczęły zakłócać narastające dźwięki muzyki, odgłosy zabawy i trzask płomieni. Wkrótce gęsty las rozrzedził się i zaczął ustępować typowo wiejskim, sielankowym wręcz widokom. Tabliczka stojąca na wjeździe informowała, że wkraczają na teren Długiej Doliny i jak się okazało nie była to wcale taka mała wieś. Liczne drewniane domostwa przykryte słomą zajmowały rozsiane wokoło wzgórza. Większość z nich znajdywała się, a jakże blisko krętego traktu, lecz były i takie, które wzniesiono ciut dalej od szlaku, do nich prowadziły wydeptane w trawie ścieżki. Obok chat paliły się niewielkie paleniska, wokół których gromadzili się wieśniacy. Prostaczkowie przyrządzali sobie strawę, czasem zupę, a czasem smażyli na kiju jakieś nieduże zwierze. Niektórzy w ciszy przyglądali się płomieniom, opowiadali sobie o dawnych dziejach, inni polewali wina, bądź tańczyli jeden z drugim. Panował radosny nastrój - dorośli bawili się, odpoczywali, a roześmiany dziatki ganiały jedno za drugim. Na płotach wieszano słomiane kukły przypominające zwierzęta, tudzież wtykano małe wiązanki ziół i kwiatów. Zima zbliżała się wielkimi krokami, Anais zdarzyło się nawet zobaczyć śnieg, lecz Długa Dolina wciąż zdawała się żyć ostatnim tchem lata.
Gdy wjechali na niewielki plac, który pełnił zarówno funkcję centrum miejscowości, Tytus nakazał klaczy zatrzymać się i zaraz zeskoczył z wozu.
— Wygląda na to, że zawitaliśmy tu w odświętną porę. — począł wiązać lejce do niewielkiego pieńka — Tak czy inaczej wypadałoby gdzieś przenocować. Czeka nas długa droga, a wy z pewnością jesteście zmęczeni.
— Jakoś nie widziałem po drodze żadnej gospody. — odparł Gerion.
— Tak, ja też nie. — zamyślił się — Chyba powinniśmy się rozdzielić. Ja i Anais poszukamy dogodnego miejsca na spoczynek, ty zaś przypilnuj wozu. Nadal jesteś poszukiwany, więc może lepiej by było, gdybyś się nie wychylał. Postaramy się wrócić możliwie szybko.
Elf zaklął pod nosem w rodzimym języku, przewrócił oczami, ale skinął głową i wrócił do podziwiania gwiazd na tyłach wagonu. Kultysta tymczasem zwrócił się do byłej skryby:
— Masz już jakiś pomysł, od czego zaczniemy?