[Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

1
Obrazek
Spoiler:
Niewielka portowa mieścina, ulokowana przy ujściu rzeki pod górą Erial, jest jedną z nadmorskich przystani, która podratowała kerońską gospodarkę po katastrofie w porcie Heliar i zablokowaniu miasta Ujścia przez okupanta z Varulae. Do Lucio Lar przybijają kogi kupieckie z Archipelagu czy Karlgaardu oraz małe kabotażowce realizujące przewozy towarów wzdłuż wybrzeża Szklanego Morza. To tutaj również odbywa się załadunek surowców przeznaczonych na eksport.

Pagórkowate tereny, na których wyrasta Lucio Lar, naturalnie przyczyniły się do powstania licznych tarasów i wysokich, wąskich domów z wieżyczkami, które tylko dodają uroku temu prowincjalnemu miasteczku. Wszędobylskie bluszcze i winorośle porastają ściany budynków, murków i dachów, wiosną i latem otulając uliczki zielenią.

Jeszcze dziesięć lat temu znajdowała się tu jedynie stocznia i skromna wioska wielopokoleniowej rodziny szkutników. Z roku na rok miejscowość ulegała coraz szybszej ekspansji. Budowały się nowe domostwa z kamienia, wypierając stare, drewniane chaty. Do miasteczka zaczęli się zjeżdżać kupcy z Meriandos, Saran Dun i Nowego Hollar, rozwijając lokalnie handel. W osiemdziesiątym siódmym roku w Lucio Lar powstała gildia kupiecka pod przewodnictwem Ulryka Zo'andala, Leśnego Elfa, którego uchodźcza rodzina z Fenistei wykorzystała niszę rynkową i zainwestowała w rozwój portu, co doprowadziło do znakomitego wzbogacenia się rodziny i jednoczesnego rozwoju zacofanej gospodarki królestwa.

Dzisiaj, prosperujące portowe miasteczko, rośnie w zastraszającym tempie. Na niezabudowanych obrzeżach miejscowości powstają kolejne lokacje pod nowe budynki mieszkalne i handlowe. Dostawy kamienia i drewna szybko się kończą, bo co rusz powstają kolejne inwestycje. Kupcy i rzemieślnicy upatrzyli sobie w Lucio Lar prawdziwą kopalnię złota. I póki co, nie zapowiadało się na to, by coś mogło zatrzymać rozkwit młodego miasteczka.


Końcówka lata 89 roku.
Portowa dzielnica. Wszystko ma słony smak. Słone włosy, słona skóra, słony wiatr. Bryza uderzała w lekko opaloną twarz Septo siedzącego na skrzyni, tuż obok doków, gdzie właśnie cumował statek pod banderą Keronu, wracający z wód Archipelagu.

Nawet nie wiedział, że jego wakacje przedłużą się do tego stopnia. Minął niespełna rok od wyjazdu ze stolicy, a Septo zdołał jedynie namierzyć Zo'andala, który akurat przebywał na delegacji. Rozleniwiony z braku zajęcia w czasie nieobecności bogatego kupca, Septo podróżował i chwytał się prostych prac, które pozwalały mu wiązać koniec z końcem. Morski klimat oraz długa przerwa od stresu i wysiłku pozwoliły mu za to wypocząć na tyle, by do swojego kolejnego zadania móc podejść z pełnią sił.

Siostry bliźniaczki zatrzymały się w skromnej kamienicy miejscowego kupca, w której podjęły się dorywczej pracy jako gosposie. W końcu zajmowanie się domem i zarządzanie to były rzeczy, w których od zawsze były najlepsze. Veriana, Hex i Septo wybrali jednak nieco mniej wyszukane lokum, bo na piętrze karczmy "Pod Grotmasztem". Cała trójka uznała, że będzie to miejsce idealne na bazę wypadową — względnie blisko zarówno siedziby Gildii Kupieckiej jak i domu Zo'andala.

Ten dzień był dniem, kiedy Ulryk miał powrócić do Lucio Lar. Septo wciąż nie znał jego twarzy, a bez tego szanse na skuteczne wykonanie zadania znacząco malały. Neheris patrzył, jak ze statku schodziła delegatura kerońska złożona z kilku ludzkich szlachciców i... dwóch elfów. Jeden z nich — o ciemniejszych włosach i bardziej ostrych rysach twarzy, poruszał się dumnie i miał w oczach powagę, życiowe doświadczenie. Drugi — o włosach jaśniejszych, gładszej twarzy i nieco niższym wzroście, bez przerwy taksujący przechodniów od stóp do głów, poruszał się energicznie i żwawo, a z jego twarzy biła beztroska, a nawet lekka arogancja i zawadiactwo. Który z nich był Ulrykiem Zo'andalem?

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

2
Minął rok, mogło by się wydawać co to jest rok czasu. Był to jednak naprawdę spory okres, Septo przez ten czas nie próżnował, a przynajmniej tak mu się wydawało, niektórzy przez rok budowali imperia a on wylądował w porcie. Pałając się wszelakich zleceń, oczywiście dobrze opłacalnie płatnych aby nie zbankrutować na wynajmowaniu pokoju w gospodzie. Dodatkowo cały czas starał się uczyć razem z Hexem zaklęcia które powoli zbliżało się do opanowania, tego którego chciał się nauczyć dodatkowo również, badał właściwie tematy natury świata zwierzęcego ale i ludzkiego. Przemiana istot żywych wydawała się bardzo ciekawym zagadnieniem. Fascynacja tematem sprawiała że był nieco bardziej dziwny. Zapewne wiwerna miała z tym sporo wspólnego. Myślał również nad przypadłością Hermiony, wiedział że kiedyś wróci do stolicy, wówczas może da radę jej pomóc razem z nową wiedzą. Z Verianą zapewne również układało się dobrze. Czasem lepiej czasem gorzej. Lubił ją, choć jak to bywało w przypadku Septo okazywał to specyficznie i niebezpośrednio. Sprawiało to że jeszcze nie wyglądało na to aby ona go usidliła ostatecznie. A zawsze mógł uciekać do pracy albo Hexa. Jeszcze nie chciała go zabić więc chyba układało się między nimi wzorowo. Czasami zastanawiał się co z resztą, co z gorzelnią która została pozostawiona w zaufanych rękach przez siostrę. Co z Yelą, co z gildią bandytów. Co z plagą.

To było jednak nic, w końcu Ejmi urodziła syna. A Septo stał się dobrym wujkiem. Może nie takim dobrym. Septo zastanawiał się kiedy będzie mógł mu zrobić pierwszy łuk. Starał się pomóc siostrze kiedy też w jego szalonym planie było nieco czasu. Nadal nie było wieści od ojca, który wydawał się zaginąć.
Była do tego jeszcze kwestia Wiwerny, Septo starał się ją co jakiś czas przywołać dając w prezencie jakieś mięsne przekąski, powoli zdobywając zaufanie jak i badając to zwierze, choć sam nie był pewien czy Wiwernę można było nazwać zwykłym zwierzęciem. Wielu katalogowało je jako potwory. Jakie odnosił skutki ciężko było określić. Jednak Septo nie zamierzał porzucić tej dziwnej więzi, przypuszczał że nie jest to przypadek a przeznaczenie. Ucząc się razem z Hexem również czasami wypytywał go co wiedział na temat tego gatunku. Ucząc się coraz to więcej nad tym jak zapanować nad tą istotą. Wiedział że do tej pory panował nad nią na tyle dobrze że nie zaatakowała wówczas Yeli, jednak nie ryzykował wizyt innych. Zazwyczaj przywoływał ją gdzieś z dala od ludzi, mając dla niej zwierzęce mięso upolowane w ramach treningu z nowym łukiem, tworząc dla niej formę zachęty. Starał się również monitorować stan tej dziwnej plagi na niej, próbując nawet wyleczyć. Wolał mieć pewność że jakimś cudem nagle nie zacznie jej przenosić. Również próbował komunikować się z nią, Wiwerna wydawała mu się wyjątkowo inteligentna. Septo więc nie próżnował. Przede wszystkim rozwijając się, ale i nie tracąc czujności w końcu miał też pewne bardzo istotne zadanie zlecone przez Thoma.

Pewnego dnia było słono, tak zapewne pracował przy jakiejś specyficznej metodzie odparowywania wody morskiej aby pozyskać sól. Była to dobrze płatna praca, dało się podkraść nieco drogiej soli i dość stabilna. Nie wymagała dużo czasu. Więc miał czas na resztę rekreacji. Gdy dowiedział się o przybyciu celu postanowił najpierw uzyskać nieco informacji. Nie było powodu aby cudował od razu bez żadnych informacji. Wiedział że szuka elfa. Jednak była ich dwójka. Co najdziwniejsze jeden był wyrachowany doświadczony, idealnie pasował do stereotypu, nadawał by się na cel, pewnie ktoś myśląc o pozorach wybrał by właśnie jego. Jednak drugi zaś był żywy poszukujący pewny siebie. Septo przypomniał sobie wówczas słowa Thoma, o tym że ten głupiec odrzucił jego ofertę. Oznaczało to o beztrosce celu. Dodatkowo groził Thomowi. Więc ten poważniejszy mógł być jego doradcą? Nie mógł być pewien. W końcu ten żwawszy mógł być jakimś krewnym. Wręcz niemożliwym było ustalenie tego tylko po wyglądzie i zachowaniu. Musiał coś usłyszeć.

Tym sposobem powstał plan, Septo był ubrany w wyjściowy(przygodowy) strój, miał na sobie przeszywanicę, do tego łuk z zdjętą cięciwą, trochę strzał, mixturę, sztylet trochę monet i monetę. Miał też kulkę. Większość jego jednak była zakryta przez szary aczkolwiek ładny płaszcz. Sprawiając że charakterystyczna przeszywanica nie świeciła aż tak w oczy. Stał on jakby czekając za czymś, oczywiście czystym przypadkiem na trasie celu, tudzież celów. Niedaleko podestu prowadzącego z statku. Aby zanim ci go miną użyć zaklęcia. Zamierzał wyostrzyć swoje zmysły aby usłyszeć dokładniej o czym oni tam rozmawiają. Ustalić tego Ulryka Zo'andal któremu nie może zrobić zbyt wielkiej krzywdy.
W tym celu wyszeptał inkantacje
- Agnoscis quid suus 'sinistram - gromadząc energię powoli i skutecznie, czując jak jego zmysły powoli się wyostrzają. A następnie wsłuchiwał się w nich wyciszając zbędne dźwięki takie jak szum morza uderzającego o klify, czy też rozmowy innych przypadkowych ludzi, na tyle aby ich głos był głośny i wyraźny. Przysłuchiwał się im z skupieniem. Septo w pewnym stopniu nauczył się kilku podstaw od Hexa, Nauka zaklęcia nigdy nie była czymś konkretnym, w końcu wiedza o magi czy też sama kontrola jej mocny była jak rzeka. Mogło ci się wydawać że jesteś w stanie ją zatrzymać i nagiąć jej swojej woli jednak okazywało się że ona rozmiękczała ziemię i przesiąkała dookoła, a gdy i tego problemu się pozbyłeś okazywało się że znalazła nowy nurt. Dlatego też wiedza jak i praktyka magii umożliwiały doskonalenie swojej sztuki. Septo wydawało się że jego magia nieco się rozwinęła przez ten rok. Zdawał sobie sprawę że nadal czekała go długa droga. Septo dopiero uczył się czegoś co inni nazwali by żywiołem energii. Najbardziej zagadkowym z żywiołów. Tym który podobno odpowiadał za wszystko ale i za nic. Teraz jednak Septo był skupiony na słowach dwójki podejrzanych o bycie jego celem do nękania.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

3
Rzucone zaklęcie wyostrzyło zmysły, które miarowo zaczynały odbierać tysiące bodźców z otoczenia. Niewyszkolony w tej sztuce czarownik mógłby nie wytrzymać takiego przeciążenia, ale nie Septo. Przefiltrowane przez magiczną sieć słowa dwóch elfów dotarły do łucznika. Ten drugi, o włosach jaśniejszych właśnie dziarsko zeskoczył z podestu i wkroczył na molo.

Miarkuj się, chłopcze. Nie przystaje Zo'andalom zachowywać się w ten sposób. Ile razy mam ci to powtarzać?

Wyciągnąłbyś kiedyś tego kija z rzyci, drogi wuju — odparł drugi.

W powietrzu świsnęła ręka ciemnowłosego elfa i uderzyła drugiego w potylicę, aż huknęło. Oczy pracujących w porcie na krótką chwilę zwróciły się w stronę delegacji. Srogie spojrzenie dumnego leśnego elfa rozproszyło wnet ciekawskie spojrzenia.

Szacunku — wycedził przez zęby wuj młodszego Zo'andala.

Dalszej części rozmowy Septo już nie usłyszał. Nawet obraz rozmył mu się na tyle, że wśród majaczących w porcie sylwetek nie mógł już rozpoznać nikogo.
*
Widziała falujący bezkres morza i słyszała jego spokojny szum. Leciała nisko nad taflą wody, a w oddali malowało się znajomo wyglądające, portowe miasteczko. Przysiadła na piaszczystej wysepce. Zanurzyła oba błoniaste skrzydła poprzecinane dziesiątkami czarnych żyłek w chłodnej wodzie. Ułożyła łeb na piasku i przymknęła oczy.
*
Kiedy podniósł powieki, delegacji w porcie już nie było, a zaklęcie wygasło. Wiedział za to, że wiwerna jest w pobliżu i chwilowo nawiązała z nim kontakt. Zdarzało się to kilka razy na tydzień, w nieoczekiwanych momentach. Połączenia pojawiały się z różną intensywnością. Za jednym razem mógł jedynie widzieć jej oczami, a za innym czuł całe jej ciało. Czasami nawet wydawało mu się, że ma nad nią kontrolę. Wtedy Septo sobie przypomniał, że nie jadła od dwóch dni, a wygłodniała bestia mogła atakować nie tylko leśne zwierzęta.

Rytuał, modła ku bogini Kariili, która połączyła oba organizmy utworzyła między nimi nić, którą ich świadomości mogły podróżować w obie strony. Łucznik czasami czuł, jak bestia zagląda jego oczami, jak penetruje niezrozumiałe myśli albo smakuje się w jedzonych w karczmie potrawach. Link wzajemnej więzi z czasem się zacieśniał, pozwalając zarówno mężczyźnie jak i wiwernie sięgać głębiej i głębiej, a na samym szczycie rozwoju tego połączenia, zdawało się, czekało kompletne pojednanie.

Przez rok czasu z pomocą Hexa, Neheris zdołał znacząco podnieść swoje umiejętności magiczne. Pod niektórymi względami mógł już dorównywać szkolonym w akademiach magom. Opanował niemal do perfekcji zaklęcie zamiany w zwierzę, poznając przy okazji dokładnie anatomię i zachowania dwóch niewielkich stworzeń — myszy i sowy. Miał również niemałą wiedzę na temat swojej zielonej skrzydlastej towarzyszki, jednak nie czuł się jeszcze na tyle pewnie, by móc się w nią przeobrazić. Nauczył się jeszcze jednej rzeczy. Wspólnie z półelfem opracował skomplikowany rytuał, który w zamierzeniu miał powodować magiczne zapłodnienie. Mogło to rozwiązać problem pokrzywdzonej przez klątwę Hermiony, która pozostała w stolicy, by pilnować rodzinnego dobytku.
Spoiler:

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

4
Septo podsłuchiwał ich rozmowę, powoli wyciągając wnioski, najprawdopodobniej to ten ciemnowłosy jest tym który ma być nękany, wstępnie mógł tak założyć. Potwierdził jednak że ta dwójka rzeczywiście jest Zo'andalem, lub też tylko ten chłopiec. Dobrze było potwierdzić tak istotny element zlecenia. Głupio by było nękać nie tą rodzinę kupiecką. Septo jednak nadal nie był pewien jak dokładnie im zaszkodzić. Musiał wszystko dokładnie przemyśleć jak i zdobyć więcej informacji. Septo jak zwykle zastanawiał się również nad powodem zleceniodawcy, którym w tym przypadku był Thom. Przez co łucznik odniósł wrażenie że Zo'andal to nie tylko rodzina kupiecka, mógł się mylić jednak coś wydawało się być na rzeczy. Pochopne działanie potrafiło prowadzić do zguby. Wiedział że ich willa znajduje się na obrzeżach miasta. Miasteczko nie posiadało również obronnych fortyfikacji, choć woda spływająca ze pewne z góry Erial ułatwiała obronę takowego w razie problemów. Najeźdźców czekała albo przeprawa przez rzekę albo też górska wycieczka. Było to miejsce z niewątpliwym potencjałem po upadku Heliar. Z rozmyślań jak i śledzenia wyrwała go swoista wizja przyglądania się miastu z większego dystansu szybko zapamiętał z której to strony.

Wiwerna, pomyślał niemal od razu. Nie był to pierwszy raz jednak ciężko było się do tego przyzwyczaić. Zawsze nieco się dziwił. Było to niczym nagła wiadomość nadchodząca z nieznanego pierwotnie źródła. Dość szybko jednak Septo się uspokajał. Zdając sprawę że to ona. Wiedział jednak że dręczenie Zo'andalów musi poczekać. Wiwerna była nie dość że była głodna to jeszcze wylegiwała się na plaży nieopodal miasta. Septo niemal od razu zaczął myśleć o tym że to dosłownie głupi pomysł z jej strony. Jeszcze ją ktoś zobaczy. Dlatego też pomyślał starając się jej przekazać.
- Odleć nieco dalej, jak cię zobaczą to najpierw uciekną, ale przy takim skupisku miejskim mogą potem przybyć sporą bandą, aby uganiać za tobą z kuszami albo łukami. Też jacyś pseudo łowcy potworów mogą chcieć się do ciebie dobrać. A już w szczególności gdy któryś z nich zginie. Zaczną zganiać na ciebie. Może być wówczas niebezpiecznie. Rozumiem że ciepełko od plaży ale staraj się aby cię nie zobaczyli. Podlatywanie tak blisko za dnia nie jest rozsądne, nie każdy jest w stanie się z tobą dogadać. Jak posłuchasz to przyjadę z czymś do jedzenia. Mogą być ryby? -
Septo chciał się upewnić czy może nieco podkarmić ją rybami, w końcu był w porcie więc tak łatwiej było by mu kupić jedzenie dla niej. Potem mógł by spróbować coś jeszcze upolować. Dokarmianie Wiwerny bywało dość upierdliwe. Niemal od razu ruszył rozglądając się za jakimiś rybami które mógł by kupić dla Wiwerny. Musiał jeszcze skoczyć do stajni po Geno, gdyby spacerował z koszem ryb po plaży ktoś mógł by się zastanawiać o co chodzi, a gdy pojedzie będzie to nieco mniej kontrowersyjne. W końcu może dokarmia biedne dzieci w wiosce obok? Nic wartego uwagi.


Jak na razie oprócz zachęcenia Wiwerny poważnymi argumentami do lepszego ukrycia, szukał również zjadliwych ryb do zakupu. Dużo najlepiej chyba zapakować w jakiś materiał zawieszając na kiju po obu stronach. Choć Septo nieco przesadzał, w końcu Wiwerna zazwyczaj dość łatwo może uciec od zgrai ludzi. Jak i oni nie zawsze są zdeterminowani aby gonić za czymś uznawanym za potwora, jeśli nie czyni im problemów to po co drażnić? Gorzej jak by okoliczni rolnicy skarżyli się że wszystkie krowy w okolicy poznikały. Dlatego i polowania na zwierzęta hodowlane zostały zakazane. W pewnej minionej dyspucie, zwyczajnie starając się tłumaczyć na każdym kroku jak żyć, aby długo przeżyć.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

5
Septo odczuł trudne do opisania, niewerbalne odczucie zgody. Wiwerna usłuchała swojego duchowego towarzysza. Jeszcze resztką nawiązanego połączenia Neheris poczuł, jak bestia unosi skrzydła i odlatuje. Chwilę później już wiedział, że wleciała do lasu na klifie. Był to jeden z nielicznych momentów, kiedy skrzydlata towarzyszka zareagowała na polecenie. Być może liczyła na smaczną nagrodę. A może z czasem nabierała do Septo większej ufności?

Straganów i sklepów z rybami było w Lucio Lar od groma. Nie tylko w dzielnicy kupieckiej, ale i na każdym wolnym skrawku szerszych ulic portowych. Drażniący nozdrza zapach wciskał się w każdy zakamarek portowych uliczek. Ryby wędzone, smażone, surowe — patroszone i niepatroszone, żywe zamknięte w akwariach, wszystkie dziesiątkach różnych odmian i gatunków. Było w czym wybierać. Septo prędko odnalazł handlarza, który oferował sprzedaż po hurtowej cenie.

A co pan, wioskę całą zachciał wyżywić? — zapytał krępy mężczyzna stojący za trzema beczkami dorsza szklanego, tutejszej odmiany ryby łowionej w głębszych strefach przybrzeżnych. — Dobra, niepotrzebna mi to wiedzieć. Dla waćpana tylko sześćdziesiąt srebrników za trzydzieści kilo świeżuteńkiej, niepatroszonej ryby z porannego połowu!

No i dał się namówić. Zdawało się, że na lepszą okazję w okolicy trafić nie mógł. Kupiec zadowolony przeliczył monety i podziękował kłaniając się nisko. I tak Septo wyruszył z pełnym worem ryb przerzuconym przez plecy. Po drodze odebrał swoją klacz ze stajni przy gospodzie, załadował towar i odjechał w stronę lasu na północ od miasta.
*
Na runie leśnym, przykrytym z rzadka pierwszymi opadłymi liśćmi, rozdmuchiwanymi przez wdzierające się między konary drzew powiewy wschodniego wiatru, siedziała Ona, z pyskiem ułożonym na ziemi. Znużona czekaniem na obiad sprawiła sobie krótką drzemkę. Szybko wyczuła obecność Septo i uniosła się, podpierając o podłoże zredukowanymi kończynami przednimi — zgrubionymi częściami skrzydeł, zakończonymi kilkoma długimi palcami, zwieńczonymi krótkimi, niezbyt ostrymi pazurami. Ziewnęła, rozwierając paszczę tak szeroko, że zmieściłaby w niej jedną trzecią tułowia rosłego człowieka. Podeszła bliżej. Bardzo blisko. Aż poczuł jej ciężki, śmierdzący oddech na twarzy. Musnęła nosem worek pełen ryb, obwąchała go dokładnie i mruknęła przeciągle.

Jeść, dudniło łucznikowi w głowie. Jeść. Aż sam poczuł burczenie w żołądku.

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

6
Wyglądało na to że Wiwerna zaakceptowała jego poradę. ulatniając się w bezpieczniejsze miejsce. Septo dogadał się razem z kupcem słysząc jednak jego komentarz powiedział.
Ahh żebyś panie wiedział... Ci którym to wiozę to potrafią zjeść. A i ryby są podobno zdrowe. Pewnie wpadnę jeszcze kiedyś ale nie wiem kiedy.
Odpowiedział spokojnie ruszając z sporą ilością ryb. Właściwie to nie mówiąc konkretów. W końcu nie musiał się tłumaczyć, jednak całkowite milczenie mogło by być podejrzane szczególnie w tak dość charakterystycznej sytuacji. Jednak co mógł zrobić z rybami zostawiać je bez głowy na wycieraczkach? Zapłacił oczywiście za ryby ruszając po Geno razem z towarem, aby następnie udać się do Wiwerny. W czasie jazdy będąc troszkę ostrożnym. Nie to żeby ktoś miał powód go sprawdzać zwykły nawyk z czasów wojny, jak i świadomość że jednak jedzie do wiwerny.

***

I tak podjechał widząc Wiwernę spokojnie zsiadł z konia pozostawiając Geno nieco dalej z boku. Przywiązał w razie czego. I dalszą trasę pokonał z buta. Koń był niedaleko. Jednak chodziło o to aby nie wystraszył się przypadkiem. Klacz była lojalna, jednak nie zdziwił by się gdyby na ryk Wiwerny z bliższego dystansu koń spanikował.

Wiwerna wydawała się wypoczywać. Pewnie w ten sposób oszczędzała energię. Wyczuła jednak jego obecność budząc się i jakby ziewając. A może to rozgrzewanie mięśni szczęki przed posiłkiem. Septo nie mógł być pewien. Następnie Septo został sterroryzowany zapachem z jej paszczy. No cóż to raczej normalne, Wiwerna obwąchała worek z rybami na co łucznik spokojnie odłożył go na ziemię. Myśląc do niej. - No już, już zaraz rzucę. - Wyciągnął wówczas jedną rybę i lekko podrzucił w kierunku wiwerny, dając sygnał że leci. Ciekawiło go jak zręczna jest ta istota w łapaniu ruchomego celu szczękami. Wiedział je przed chwilą dość dokładnie. W ten sposób nieco poznawał zwierze. Istniało ryzyko że Wiwerna dostanie rybą która się od niej odbije. Jednak powątpiewał w to, była głodna. Chciał trochę jej porzucać tych ryb obserwując jak łapie zdobycz, testując ten aspekt. Choć możliwe że zaraz dobierze się do całego worka nieco odpychając go od niego. Dlatego też nie chciał robić nic na siłę. Septo doskonale zdawał sobie sprawę ze to spory kawał bestii. Sprzeczka z czymś takim mogła być bardzo jednostronna. Choć zdawało mu się że w pewien sposób zyskuje nad swoistą kontrolę czy też zwyczajnie jest w stanie ją na coś namówić.

Kiedy już skończyły się ryby Septo spokojnie wysunął swój łuk z pochwy, naciągnął cięciwę i trzymał ruszając w kierunku Geno zamierzał nieco zapolować z jej grzbietu. Dlatego tez spokojnie przekazał jej myślą że postara się coś jeszcze ustrzelić. I że jeśli chce to może pomóc. Zazwyczaj nie próbował tego robić z nią z racji tego że była raczej głośna. Zaczął przy tym rozgadać się po lesie ostrożniej. Każąc Geno ruszyć powoli do przodu, niektórzy powiedzieli by że Stępem ale nie, tu nie chodziło o to aby konia uczyć wzrokowego rozkładania kończyn które bywało przydatne w przypadku szybszej jazdy jak to ma miejsce w przypadku stępu. Koń teraz zwyczajnie wówczas dawał mu widzenie z nieco wyższego punktu ale i nie hałasował tak bardzo jak podczas jakiegoś galopu czy kłusa. Jednak tym razem chodzi też o nierównomierność terenu. W końcu to nie jest równa droga. Należało uważać stąd Septo nie zmuszał zbytnio konia, pozwalał mu samemu kontrolować swe ruchy.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

7
Oczy bestii śledziły rękę Septo sięgającą do wora po pierwszą świeżą rybkę. Kiedy ją wyciągnął, nozdrza wiwerny rozszerzyły się nagle, jakby chciała nałapać zapachu nadchodzącego posiłku. Rozwarła nieznacznie paszczę i wysunęła długi, czerwony wężopodobny język. Złapała pierwszego dorsza szybkim, niesamowicie zwinnym ruchem. Głowa na długiej szyi poruszała się płynnie i dynamicznie. Rozgryzła go na pół jednym mocnym kłapnięciem szczęk i połknęła, nie zważając na twarde ości.

Wpatrywanie się w tak dużą bestię było rzeczą zachwycającą, hipnotyzującą wręcz. Wielka, żywa machina o dużej sile, niebezpieczna i groźna, a jednocześnie budząca podziw swoim do smoka podobnym majestatem, intrygowała wielu przyrodników i czarodziejów. Podejście do takiej istoty bez użycia odpowiednich zaklęć, na tyle blisko by móc ją w spokoju podziwiać, graniczyło niemalże z cudem. Równie trudne było odnalezienie smoczego kuzyna w naturalnym środowisku. Wiele z tych pięknych i niebezpiecznych stworzeń spały od wieków przykryte warstwami ziemi i piachu. Inne kryły się po niedostępnych jaskiniach. Czasem tylko nagłe spadnięcie z nieba mogło przywieść je przed oczy śmiertelnika.

Skrzydlata towarzyszka Septo łapała rybę za rybą, dając się powoli karmić. Nie wyrywała się po więcej, nie próbowała porwać całego worka. Cierpliwie doczekała do ostatniej porcji. A wtedy ponownie ułożyła się na leśnym runie i nie wyglądała na zbyt chętną do polowania, do którego zaprosił ją Septo. Oddalił się więc, zostawiając ją w spokoju.

Wskoczył na Geno i odjechał nieco głębiej w las, w miejsce gdzie łatwiej było natrafić na zwierzynę. Zjechał ubitą ścieżką do jaru o stromych zboczach, wyżłobionego w skałach klifu przez niewielką rzeczkę mającą źródło niedaleko północnej granicy miasta. O tej porze roku wody nie było zbyt wiele i sięgała jedynie do kostek, toteż Geno podążała samym środkiem, a woda obmywała jej kopyta. Ta wąska dolinka była jednym z ulubionych miejsc myśliwych, o czym Septo zdążył się dowiedzieć w ciągu roku pobytu w Lucio Lar. Z wodopoju korzystały dziki, sarny, jelenie, kaczki i bażanty. Strome ściany jaru utrudniały im ucieczkę, nic dziwnego więc, że upodobano sobie to miejsce do polowań.
Obrazek
Po kilkunastu minutach wolnej jazdy Septo dostrzegł dwie zwierzęce sylwetki w kolorze brązu. Schowane były za rzadkimi zaroślami. Kiedy unisły na chwilę łby ponad warstwę zieleni, łucznik stwierdził, że ma przed sobą dwie sarny. Szum strumienia i szelest liści zagłuszały kroki klaczy. Wiatr wiał zza pleców, ale jeszcze nie zdradził obecności przyczajonego Septo na koniu. Odległość jaka dzieliła łucznika od zwierzyny pozwalała na oddanie celnego strzału.

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

8
Karmienie przebiegło pomyślnie, pod jego czujnym okiem obserwującym każdy detal w miarę możliwości. Wiwerna nadal wydawała się oszczędzać energię będąc dość ospałą, Septo na razie nie miał nic przeciwko oznaczało to w pewnym sensie więcej spokoju. Mniejsze ryzyko że ktoś ją zauważy. Nie było to również jakoś częste. Sprawiało to że na razie nie obawiał się że Wiwerna rozleniwi się objadając na jego koszt aż styje się jak jakiś kot. Czasem widział takie ulane koty u bogatszych ludzi w stolicy. Niby nie działa się im krzywda jednak był to zaiste niepokojący widok. Ta wizja choć odległa na ułamek sekundy zawitała w jego umyśle, jednak zniknęła równie szybko gdy zdał sobie sprawę ile to musiał by ją karmić aby ją przekarmić.


Wyruszył więc na polowanie wykorzystując bardzo dobre miejsce gdzie na pewno przybędzie jakaś zwierzyna. Miejscem tym było obecnie mniej obfite w wodę koryto rzeczki. Było to niemal idealne miejsce, aby dostać świeżego mięsa dla Wiwerny. Idealnym był by stragan rozdający mięso za darmo. No może gromadka owiec zamkniętych w solidnym ogrodzeniu. Jednak te były wręcz nierealne z pewnych powodów.

Jechał w skupieniu nieco ignorując króliki czy też inne mniejsze stworzenie za którym musiał by się naprawdę naganiać i nastrzelać. Aż w końcu dostrzegł sarny. Tak mu się wydawało. Jak to bywało z polowaniem nie miał zbytnio czasu rozważać każda chwila mogła sprawić że te sarny go wypatrzą uciekając w popłochu. Sprawiło to że szybkim płynnym ruchem stanął na strzemionach zatrzymując konia miał przy sobie trzy strzały które trzymał w dłoni trzymającej łuk. Naciągnął płynie łuk i wypuścił strzałę zupełnie jak by robił coś naturalnego, niczym ziewanie czy też przeciąganie się. Trzymał strzałę po lewej stronie łuku chcąc mieć nieco lepszy widok na to do czego strzela. Celował również w korpus bliższego zwierzęcia. Był to prostszy, bo większy cel do trafienia. Septo mógł oczywiście wykorzystać magię, jednak tą nie zawsze używał czasem musiał się po prostu sprawdzić w swych normalnych zdolnościach. Dystans wydawał się być po jego stronie, warunki wietrzne również, nie powinno znosić zbytnio strzały, a do tego szelest liści ukrywał nieco jej lot. Septo zaraz po wystrzeleniu pierwszej zwykłej strzały myśliwskiej dobył kolejnej. Aby przygotować się do kolejnego strzału w to samo zwierze, ranne jedną strzałą mogło mu nieco zbiec więc zamierzał strzelić jeszcze raz w korpus zwierzęcia, przygotowując następnie trzecią strzałę. Z tą jednak zaczekał. Obserwując sytuację swojej zwierzyny.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

9
Skupione oko łucznika odmierzyło odległość od zwierza, silna ręka energicznie naciągnęła cięciwę, druga wycelowała, a palce puszczone luźno uwolniły ją, posyłając myśliwską strzałę prosto w cel. Grot utkwił w okolicach płuca sarny. Zdezorientowana i ranna zatoczyła się, a zaraz potem z wielkim trudem dała susa w górę strumienia. Druga rozejrzała się nerwowo i skoczyła zaraz za pierwszą. Wtedy poleciała druga strzała, trafiając ranne zwierzę w kark, nim jeszcze zniknęło za zaroślami. Ciało runęło z pluskiem do wody i kilka razy wierzgnęło kończynami. Chwilkę potem zamarło w bezruchu. Kiedy Septo przygotowywał kolejny strzał, druga sarna zniknęła już z pola widzenia, uciekłszy w popłochu.

Strumyk przybrał różową barwę. Kiedy łucznik zbliżył się do trafionego dwukrotnie zwierzęcia, dyszało jeszcze ciężko z rozwartym pyskiem i wytrzeszczonymi oczami, a spod jego ciała szybko ulatywała krew, rozcieńczając się w wodzie. Septo nie musiał długo dochodzić do tego, że grot strzały uszkodził dużą tętnicę, skazując sarnę na śmiertelne wykrwawienie. Dostrzegł też wtedy, że jego ofiara była samcem, sądząc po widocznym porożu.

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

10
Padły strzały wbijając się w sarnę, Septo zsiadł z konia podchodząc do zwierzyny na pieszo. Zastając ją w agonalnym stanie. Wyglądało na to że już po niej. Sprawiło to że wyjął sztylet i podciął gardło zwierzynie dobijając ją. Sprawiając że jeszcze większa ilość krwi zabarwiła rzekę. Teraz mógł przetransportować zwierze lub też co prostsze ściągnąć tu Wiwernę. Najpierw Septo postawił jednak oprawić zwierze, nie był w tym specjalistą, jednak starał się próbować to zrobić, może i był mieszczaninem jednak nie wychował się pod kloszem więc widział to zapewne nie raz. Zwyczajnie zamierzając zabierając mu rogi jak i skórę. W końcu mógł spróbować ją sprzedać. Marnotrawstwo było zwyczajnie marnotrawstwem. Nie przyniosło by to nic dobrego. Dlatego też zdjął cięciwę, schował łuk, odłożył strzały, wyciągając również te z zwierzęcia. Aby następnie nieco przeciągnąć sarnę na bok uszykować się do oprawienia jej. Mając konia oczywiście na oku. Co do zdjęcia skóry najłatwiej Było zwyczajnie podwiesić zwierze nieco w górę. Do tego wykorzystał linę którą zawsze woził przy koniu. Związał sarnę za tylne kończyny zaczynając czynić swą powinność nacinając najpierw spód sarny aby umożliwić zdjęcie z niej skóry, dlaczego od spodu otóż kawałki skóry z nóg również można było pozyskać w tym jednym sporawym płacie futra. Skórę zdejmowało się oczywiście tnąc pod nią, udzielając ją od mięśni. Septo nie był pewien jak fachowo to nazwać, jednak chodziło o jakby warstwę pomiędzy skórą a mięśniami która była dość elastyczna, biała, prawie nie ukrwiona. Wystarczyło następie przeciąć prostopadle do rozcięcia na brzuchu aby uwolnić i kończyny. Aby następnie ciąć tą warstwę prostymi ruchami równoległymi podczas której wystarczyło ją naciągać, sprawiało to że nuż sam bez problemowo naprowadzał się na nią, w końcu ta warstwa jest dość rozciągliwa. Była to dość żmudna praca i co dziwne uspokajająca. Jednak nieco uczyła. Dawała również czas do rozmyślań. Uświadamiała również powoli jak właściwie zbudowane jest ciało. Teoria bez praktyki bywała dziwna. Można było to nieco porównać do rozbierania wozu, nagle wiele elementów okazuje się bardzo ciekawych. Kiedy skończył z skórą zabrał się za rogi starając się takowe zwyczajnie wyrwać. Kombinując również z podważaniem sztyletem, oczywiście ostrożnie coby nie wyszczerbić, czy nie ułamać sztyletu.

Kiedy skończył, partacząc doszczętnie lub tez wykonując nawet dobrą robotę. Zamierzał odwiązać zwierze i wysłać sygnał do Wiwerny. — Jedzenie gotowe.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

11
Z poderżniętego gardła ofiary wypłynęła czerwona jucha. Choć Septo ciął po tętnicy, nie uświadczył masywnego krwotoku. Zwierzę zbyt dużo krwi już straciło na skutek wewnętrznych obrażeń. Jego cierpienia prędko ustały. Klatka piersiowa sarny opadła i zamarła w bezruchu. Ciało było gotowe do oprawienia. Obie strzały zachowały się w całości, zbrukane były jednak krwią. Podobnie jak ręce łucznika, kiedy zabrał się za ściąganie skóry. Szło mu niezbyt sprawnie, ze względu na brak doświadczenia w tymże rzemiośle. Udało mu się jednak zdjąć ją w całości. Jedynie pozostawione grubsze kawałki tłuszczu lub mięsa na oprawionej skórze świadczyły o niedoskonałości jego dzieła. Poroże udało się wyłamać równo przy czaszce, w całości. Parostki były nadzwyczaj duże, o wymiarze nieco większych niż długość dłoni łucznika, o dwóch rozwidleniach i zdartym prawie w całości scypułem. Dobre trofeum, ale ciężkie do wycenienia przez Septo.

Zawołał w myślach wiwernę i czekał na jej przybycie, a w międzyczasie zajął się ściąganiem oprawionych zwłok wiszących na drzewie. Choć te już leżały przygotowane, bestia nie zjawiała się ani nie dawała żadnego sygnału. Pojawiły się za to w okolicy odgłosy kroków i rozmowy. Kiedy tylko Septo namierzył, z którego kierunku pochodziły, ujrzał na szczycie zbocza dwójkę mężczyzn, ludzi.

Dobry dzionek — przywitał się jeden z nich.

Drugi kiwnął nieznacznie głową. Obaj ubrani byli w długie kolczugi, stalowe poobijane kopaliny na głowach i beżowe pelerynki, na których widniał herb Lucio Lar. Neheris dostrzegł również broń. Jeden ze strażników trzymał przewieszony przez ramię długi łuk. Drugi trzymał prawą dłoń opartą o rękojeść krótkiego miecza. Lewą schowaną miał za drewnianą okrągłą tarczą wielkości torsu, z namalowanym herbem, identycznym jak na pelerynie. Mężczyźni szeptali coś do siebie przez chwilę, nie przestając mierzyć wzrokiem Septo.

Widzę że łowy udane, ładna zdobycz, jeno was nie kojarzę. Chyba niezbyt często tu polujecie? Można zobaczyć licencyje? Macie takową, prawda? Zaraz tam do was zejdę, ładnie się przedstawicie, zerkniem na zezwolenie i rozejdziemy się w swoje strony.

Mężczyzna z tarczą wypatrzył najmniej stromy kawałek zbocza i zsunął się po nim ostrożnie na samo dno jaru. Zanim jednak podszedł do Neherisa, przykucnął na chwilę nad strumieniem, by obmyć dłoń z ziemi. Drugi został na górze i obserwował uważnie łucznika, opierając się o jedno z drzew.

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

12
Ten moment gdy wezwałeś ogromną latającą istotę na martwą Sarenkę dla dobra ludzkości, aby nikt nie zginął a tu strażnicy przyszli przymknąć cię za kłusownictwo. Septo był dosłownie zadziwiony. Pierwsze jednak co zrobił to sygnał do Wiweny. - Stój, nie przylatuj czekaj, coś tu się dzieje, nie przylatuj jeszcze ale bądź gotowa. Cholera wie co to się dzieje. - Samemu dość szybko zaczął obmyślać jak właściwie powinien zareagować. Dalej Septo słyszał jednak o tym że
Witam, licencje? To jest jakiś las królewski? Należy do kogoś? Chyba już po okresie godowym, a ustrzeliłem samca. Nie widziałem również żadnego oznakowania. Wybaczcie panowie, jednak jestem w okolicy stosunkowo niedawno i nie słyszałem o tym aby obowiązywała tutaj licencja na polowanie. Ostatni raz kiedy byłem na tych terenach jeszcze za czasów wojny z Leśnymi elfami nie było wówczas żadnych licencji w okolicy. Ta wojna była dziwna, zaczęła się od wykręcania od zapłaty cła handlowego, więc pozwólcie że nie popełnię tego błędu i zapytam. Ile właściwie kosztuje licencja i jak to wygląda?
Septo mimo tego że dźgał słowami niczym włócznią starając się udobruchać wizytatorów odpychając jak najdalej od wizji aresztowania, to jednak był cały czas skupiony na tym bliżej. Sprawa niezbyt mu się podobała. Żeby już nawet w lasach zapolować nie było wolno. Budziło to niezadowolenie Septo miasteczko mimo tego że przyjazne to drażniło go tym aspektem. Jednak strażnicy też ludzie jakiś podlak każe im hasać po lasach i szukać myśliwych. Ciężka sprawa. Dlatego też ton Septo nie był złowrogi względem nich. Septo starał się jednak zachować spokój. W końcu miał jeszcze kilka opcji w zanadrzu. Nie chciał ich użyć jednak mógł nie mieć wyboru. Czujność podskoczyła mu wówczas wręcz do granic ludzkich możliwości.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

13
Ano należy, do królewskiego lennika z Meriandos. A ten lasek caluśki pod opieką specjalną ma burmistrz naszego miasta, a on już przed laty zarządził tutaj, że żaden myśliwy nie może polować bez koncesyjki — wytłumaczył strażnik myjący brudną dłoń w strumieniu.

E, Gregor — zawołał łucznik z góry. — Idę się odlać — oznajmił uroczyście i nie czekając nawet na odpowiedź swojego towarzysza oddalił się.

Psia mać by go... — skomentował strażnik z tarczą. Podszedł bliżej Septo. — A więc weteran wojenny. Ale chyba nie za długo wojowaliście, bo żeście młodzi jeszcze i wszystkie kończyny macie. He, he — zaśmiał się, szczerząc poczerniałe zęby. — Nie orientuję się teraz po ile te licencyje chodzą. Załatwia się je u urzędników burmistrza. Ale grzywnę będziecie musieli zapłacić i to nie małą. Czterysta pięćdziesiąt gryfów albo idziemy na dołek — dokończył, a jego ton głosu spoważniał nagle.

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

14
Septo przysłuchiwał się całej sytuacji jeden z nich odszedł się odlać wówczas strażnik wyleciał z swoją ceną. Nagle łucznik uśmiechnął się zupełnie szczerze. Rozumiał tego strażnika, albo tak mu się wydawało, kolega odszedł na bok to mógł zachachmęcić. Septo jednak czuł presję, wiedząc że się rozdzielili miał wręcz większe pole manewru. Mógł ich pozabijać. Przesunął się tak aby dać sobie zwyczajnie czas na reakcję. Odsuwając się od niego lub też pochodząc tak aby coś zagradzało mu prostą drogę. Weteran doskonale wiedział jak kantuje się ludzi dlatego też spokojnie i z uśmiechem powiedział.
Czterysta pięćdziesiąt? No no prawie tyle co za cztery głowy mniejszych zbójów z lasu. -
Septo spoglądał w oczy strażnika przyglądając się jego reakcji, powoli coraz bardziej poważniejąc.
Wiesz jestem cały ale nie dlatego że krótko służyłem... Z drugiej strony skąd miał bym mieć w lesie 450 gryfów od niechcenia? Więc jak wracamy do miasta Gregorze? Zapewne gdzieś jest jakaś instytucja do której muszę uiścić opłatę. W końcu trzeba tępić przekupstwo i łapówki prawda?
Zapytał cały czas będąc czujnym. Za cholerę im nie ufał.. Septo miał teraz spore wątpliwości czy oni na pewno są strażą. Sytuacja była zdecydowanie napięta.
Obrazek

Re: [Wschodnie Wybrzeże] Miasteczko Lucio Lar

15
Członek straży uśmiechnął się i wskazał drogę ruchem dłoni, kierując ją ku górnemu biegowi strumienia.

Johan, zbiegaj tu, ale już! — zawołał Gregor do swojego kompana. Nie usłyszał żadnej odpowiedzi. — Nosz kurwa mać — przeklął pod nosem. — No, idziemy — zwrócił się do Septo, robiąc mu przejście, tak aby szedł jako pierwszy.

Nie minęła chwila, a Neherisa przeszedł przez całe ciało dreszcz, który sparaliżował go na moment. Oczy zaszły mu mgłą, a w głowie pojawiły się cudze myśli. Wiwerna. Septo czuł niepokój swojej towarzyszki. Zobaczył też ledwo widoczny obraz lasu. I nie było to miejsce, w którym ją pozostawił, gdy ta odpoczywała. Wśród jej niezrozumiałych przesłań, niedających się opisać słowami impulsów telepatycznych, wyczuł że chce mu pomóc, uratować go z opresji. I nie musiał długo czekać.

Z góry, ponad jarem, dobiegły krzyki i odgłosy biegu po szeleszczącej ściółce. Septo i Gregor dostrzegli zdyszanego Johana, który zatrzymał się nad stromym zejściem do dolinki. Z dołu było widać, jak ciemnozielony, ruchliwy, podłużny kształt wystrzelił jak pocisk i wbił się w plecy mężczyzny. Johan wierzgnął z bólu i runął w dół, staczając się na dno jaru. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał przerażony, pojawiła się na wpół zgniła wiwerna i syknęła głośno w przestrzeń.

Na chuja Sulona! — strażnik pochwalił się wyszukanym przekleństwem i chwycił za rękojeść swojego miecza. — Johan! — krzyknął, ale jego towarzysz nawet nie drgnął, leżąc z twarzą pod taflą płynącej wody.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”