Re: Las pod Górą [Góra Erial]

76
Tessa, będąc doświadczoną podróżniczką i wojowniczką, nie raz stawiała czoła śmierci. Liczne wojaże i walki wzmocniły jedną podstawową umiejętność, która stanowi o życiu lub śmierci jednostki - adaptację. Wyostrzone zmysły pozwalały na lepszą obserwację, a bogate bojowe doświadczenie umożliwiło wyciąganie odpowiednich wniosków, szybsze uczenie się i natychmiastowe adaptowanie własnej strategii do obecnej sytuacji. Tessa, choć początki przemawiały na jej niekorzyść, trzymała się swojego głównego stylu walki, dostosowując go jednak do stylu przeciwnika. Wykorzystywała przy tym swoje największe atuty - doświadczenie i wytrzymałość, dodając do tego już wcześniejszą znajomość stylu walki przeciwnika. W tej sytuacji czas działał na jej korzyść.
Przyzwyczaiwszy się do ruchów oponenta w większym stopniu, Reyes mogła skuteczniej parować bardziej niebezpieczne ciosy. Chociaż jej własna włócznie nie dosięgała celu, który również się zaadaptował i postawił na skuteczniejsze unik, ciosy katany nie przebijały się przez kamienną skórę.
Po kolejnej wymianie kilku serii ciosów Lorhin musiał zrozumieć, że tak nic nie wskóra. Jego uderzenia nabrały siły, lecz w związku z tym niektóre ruchy wymagały szerszych zamachów. To dało Tessie okazję do sparowania ciosu i wykonania kontrataku na twarz przeciwnika i zadania ukośnej rany; czarne ostrze nie dosięgnęło oka, ale twarz Lorhina szpeciła teraz długa, krwawiąca rana. Elf rzucił się do ataku, lecz został odepchnięty tępym końcem włóczni. Tessa nie czekała i natychmiast użyła czaru fali uderzeniowej, który odepchnął wroga na kilka metrów. Idąc za ciosem, dopadła oponenta i uderzyła go tępym końcem włóczni w bok szyi celem pozbawienia przytomność. Nie udało się i Lorhin natychmiast podniósł się na nogi. Od razu został podcięty włócznią i kopnięty prosto w twarz. Cios był silny, złamał elfowi nos i kilka zębów, lecz wciąż nie pozbawił przytomności. Lorhin zwinnie przeturlał się na bok, nie wypuszczając katany z dłoni nawet na sekundę, po czym wstał, przybrał postawę i ruszył na kobietę na nowo. Twarz miał całą pokrytą krwią, którą pluł z każdym wydechem, a jej strużka nieprzerwanie ściekała po brodzie.

Spoiler:

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

77
Zero emocji na twarzy przeciwnika, zaniepokoiło Wiedźmę. Cięcie przez twarz, uderzenie w bok szyi, a potem potężny kopniak łamiący nos i zęby, powinny wymusić chociażby stęknięcie z bólu, a tymczasem nie pojawił się nawet grymas tak, jakby Lorhin nic nie odczuwał. Dokładnie tak samo, jak wyglądało to podczas wczorajszego pojedynku z jego sobowtórem. Tylko że w tym wszystkim nie pasowało to, że był szybszy. Walczył tak, jak widziała to podczas walki w wiosce — zwinne ruchy, z doświadczeniem i inteligencją. Gdyby nie brak reakcji, Tessa nie miałaby powodu wątpić.
Obserwując Leafsparka, nie zamierzając pozwolić mu na zbliżenie się i korzystając z wypracowanego dystansu, przypomniała sobie koszmar z nocy przed zejściem na ląd. Wtedy otrzymała prosty komunikat — miała zabić byłego kompana, co wskazywałoby także wczorajsze zdarzenie. Zdecydowanie nie mogła do tego dopuścić. Stąd Reyes uznała, że należy zrobić to, co być może powinna zrobić od razu, gdy ujrzała wizje w lustrach — rozbić je na kawałki.
Zamierzała przemieścić się w ich stronę, nie spuszczając wzroku z Lorhina. Jeżeli ten zaatakuje, ponownie rzuci w niego zaklęciem z falą uderzeniową, wykorzystując ten moment na podbiegnięcie do luster i uderzeniem na próbę buzdyganem w jedno z nich, mając przy tym nadzieję, że to coś da prócz odbicia się od nich bez pojedynczej rysy.
Tessa była bardziej zdeterminowana do rozwalenie przyczyny ich walki niż przeciwnika, wiedząc że absolutnie nie mogła go zabić.
Jeżeli dojdzie ponownie do dalszej walki w zwarciu, Reyes walczy tak samo jak wcześniej, nie kryjąc się przy tym z tym, że dostosowała się do jego stylu walki. Tnie grotem, gdzie może, nie zadając przy tym śmiertelnych ran, jeżeli dostrzegłaby lukę. W każdym przypadku stara się także wytrącić mężczyźnie katanę z rąk, możliwie jak najdalej od jego zasięgu. Nie czuła się pewniej po kilku trafnych ciosach — nie mogła ani na sekundę zlekceważyć przeciwnika.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

78
Lorhin nie przerwał swojego natarcia. Z kamienną twarzą ponownie ruszył na Tessę, nie zmieniając swojego stylu walki - szybkiego, zabójczego, bazującego na atakowaniu słabych punktów przeciwnika. Nie było mu jednak dane wykonać nawet jednego uderzenia. Wiedźma postanowiła ponownie wykorzystać zaklęcie fali uderzeniowej, które odepchnęło napastnika na kilka metrów. Tym razem wylądował na ziemi sprawniej, podniósł się żwawiej i szybciej zorientował w sytuacji. Zareagował niemal natychmiast, planując ponownie natrzeć na Reyes, tym razem nie przejmując się zbytnio przyjmowaniem odpowiedniej postawy, chciał po prostu ją dorwać. Jednak, choć trwało to chwilę, Tessa już była w drodze do lustra.
Postanowiła zaryzykować i znaleźć inne wyjście niż zabicie lub ciągłe ogłuszanie przeciwnika. Podbiegła do lustra z krwawym napisem i uderzyła w nie buzdyganem. Setki odłamków natychmiast wystrzeliło we wszystkie strony. Kroki biegnącego elfa zostały zastąpione przez głośne stęknięcie.
Leafspark upuścił swój miecz. Elastyczna elfa stal wydobyła z siebie kilka metalicznych dźwięków, kiedy zderzała się z kamienną podłogą. Elf chwycił się za klatkę piersiową. Z szeroko otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, próbował wydobyć z gardło głos. Jego skóra stała się najpierw czerwonawa, a następnie błyskawicznie przechodziła w odcień intensywnej szarości. On sam zaczął zaczął sie kurczyć, zupełnie jakby jego mięśnie zaczęły zanikać, pozostawiając jedyne zmarszczoną skórę intensywnie przylegającą do ciała, które zaczęło parować. Oczy zaszły mu krwią i przypominały teraz dwie czerwone kule. W jednej chwili rozsypał się w popiół, a pozostałe ubrania zapłonęły. Katana przegniła, zardzewiała i również zamieniła się w proch.
Pomieszczenie wypełniło się głośnym i powolnym pojedynczym klaskaniem, które zdawało się dochodzić z każdej strony i kierunku, jakby ta sama osoba znajdowało się w kilkuset miejscach jednocześnie. Po chwili ustało, a jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu pozostały jedynie oddech Tessy i cichy syk płomieni pożerających ostatnie skrawki elfiego ubrania.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

79
Zasłoniła łokciem twarz, gdy rozbryznęły się dookoła odłamki lustra. Serce biło tak mocno, aż pulsowały uszy. Odwróciła się z powrotem do elfa, próbując ocenić efekt swojego działania.
Omal nie wypuściła buzdyganu z dłoni. Wpatrywała się zszokowanym, przerażonym spojrzeniem na to, co działo się z jej przeciwnikiem. Nie chciała go zabić, jednak czy tego chciała, czy nie, Leafspark i tak stracił życie. Nie wiedziała, czy był prawdziwy, czy może był kolejnym naśladowcą, który miał ją zwieść, lecz i tak wszystko się w niej burzyło. Nie mogła na to patrzeć, jak Lorhin kurczył się, szarzał i rozsypywał w popiół, jakby był tworem sprzed setek lat i czas nagle upomniał się o niego, drastycznie wyciągając z niego wszelkie życiowe siły.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku, którą zaraz ze złością starła wierzchem brudnego ubrania. Początkowo zignorowała pojedyncze oklaski, nie potrafiąc odwrócić wzroku z płonącego skrawka ubrania, jednak po chwili zaczęła rozglądać się, czując napływającą falę gniewu. Furiackim spojrzeniem szukała źródła, w duchu przeczuwając, że nikogo i tak nie znajdzie.
Tessa nie zamierzała dłużej myśleć nad tym, co właśnie wydarzyło się. Zwyciężyła walkę o swoją duszę. Reszta pytań musiała pozostać w próżni aż do samego końca tej samobójczej misji. Zebrała wszystkie swoje rzeczy, skontrolowała swój stan i ruszyła dalej, mając nadzieję, że nie będzie musiała z nikim innym walczyć niż z nekromantą.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

80
Korytarz, w którym znalazła się Tessa, spowity był ciemnością. Wąski, zimny i cichy zdawał się ciągnąć przez setki metrów jeszcze bardziej wgłąb Góry. Nie posiadał żadnych odnóg. Gładkie, wręcz wypolerowane ściany nie nosiły najmniejszych śladów ozdób, a pod nogami nie zaplątał się nawet pojedynczy kamień. Tego korytarza nie stworzyły ludzkie dłonie, a magia.
Im dłużej Tessa szła, tym bardziej odczuwała potężną energię, której źródło znajdowało się na samym końcu. Istne spaczenie, mieszania wszelkich negatywnych uczuć zdawała się wypełniać zatęchłe powietrze. W końcu Reyes ujrzała światło na końcu korytarza. Nic jej nie zaskoczyło ani nie zaatakowało. Nie było pułapek, ofensywnej magii lub dziwnych stworzeń. Podróżniczka znalazła się w ogromnej komnacie.
Przy ścianach komnaty co parę metrów znajdowały się ogromne, kamienne rzeźby ubranych w trupich postaci ubranych w szaty, a każda z nich dzierżyła świecę rzucającą intensywne, magiczne światło. Podłoga zbudowana została z czarnego marmuru przeplatanego czerwonymi żyłkami. Wysoki sufit składał się z czarnego obsydianu, wypolerowanego tak bardzo, że odbijał wszystko to, co działo się na dole. Wysoka ściana po lewej stronie korytarza, z którego wyszła Tessa, zdawała się być najważniejszym punktem sali. Wyryto na niej różnorodne makabryczne obrazy - mordy, gwałty, kradzieże - i wszystkie najgorsze zła, jakie tylko mogły został popełnione przez ludzkość. Setki tragicznych historii wyrytych w takich detalach, jakby postacie były żywe. Czy jedna z nich nie mrugnęła?
Kilka metrów od ściany znajdowało się to, po co Tessa przybyła, Na prostym tronie z czarnego marmuru siedziała postać. Mężczyzna około trzydziestki, czarnowłosy, z przystrzyżonym zarostem, ubrany w eleganckie ciemne ubranie z akcentami purpury i złota, drzemał opierając głowę na otwartej dłoni. Oddychał powoli i głęboko. Nie czuć było od niego krzty jakiejkolwiek mocy, zdawał się być tak ludzki, jak tylko można być. I w dodatku żywy.
- Tessa Reyes. Wiedziałem, że do mnie zmierzałaś. Domyślam się jednak, że nie przybyłaś tutaj, aby mnie uratować, tylko zabić. Zanim to zrobisz, powiedz mi dlaczego? Jakie skarby Ci ofiarowano? - zapytał nieco zmęczonym głosem. Wbił smutny wzrok swoich fioletowych oczu prosto w ranną, pokrytą krwią i brudem Tessę.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

81
Tessa inaczej wyobrażała sobie tę chwilę. Może ta wielka, obsydianowa komnata z makabrycznymi wizerunkami spełniała w pewnym stopniu oczekiwania po wcześniejszym podziwianiu ozdobień przejść, lecz z pewnością nie zakładała, że przyjdzie jej stanąć naprzeciwko mężczyzny, który wydawał się zmęczony i zrezygnowany. Reyes miała wrażenie, jakby wkroczyła do jego osobistego więzienia, nie kryjówki, gdzie miał planować rozdarcie świata żywych i świata zmarłych. Gdzie szaleństwo? Gdzie zło? Gdzie skurwysyństwo, wobec którego miała przeciwdziałać?
Wiedźma wiedziała teraz, co wyczuwała razem z Irą - emanację tego miejsca, które nie mogło powstać nagle, w przeciągu kilku-kilkunastu tygodni. Tak, jak wskazywały znaki na początku drogi w jaskini - weszła do środka czegoś bardzo, bardzo starego. Poczuła na rękach ciarki.
Po rozejrzeniu się po komnacie, na dłużej zawieszając wzrok w miejscu, gdzie zdawała się wcześniej zauważyć mrugającą figurę, spojrzała prosto w oczy tego, po którego przebyła tę cholerną drogę z Eroli.
Wskrzeszenie bliskiej mi osoby - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. Przyglądała mu się bardzo uważnie. – Nie kazano mi jednak zabijać. Mam to zrobić, jeżeli przegnanie z tego wymiaru nie dojdzie do skutku. Chcesz wiedzieć dlaczego, to proste. Po umarlakach stadnie próbujących mnie zaszlachtować, zsyłanych koszmarach, opłaconych rzezimieszkach, incydencie z barghestami, w ogóle nie powinnam wdawać się w rozmowę i przejść do rzeczy. Chcę znać jednak całą prawdę. Znasz moje imię. Wiedziałeś, że tu zmierzam. Skąd? Kim ty właściwie jesteś?
Zbita z tropu Tessa zadała pytania łudząco spokojnym tonem, czujnie obserwując mężczyznę na tronie i pozostając podejrzliwą na wszelkie inne ruchy, będąc gotową w razie czego wykonać unik.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

82
Mężczyzna usiadł prosto. Zamilknął na chwilę, podczas której mierzył Tessę od stóp do głów. W końcu wydał krótki pomruk zamyślenia i wbił wzrok w podłogę.
- Rozumiem... Ale nie wszystko. Skoro obiecano ci wskrzeszenie kogoś bliskiego w zamian za moje życie, to dlaczego byłaś atakowana? Nie... to musiał być test. Chciano sprawdzić, czy się nadasz. Dziesiątkom się nie udało. Widziałaś cmentarz po drodze? Musiałaś go minąć. - Zdawał się mówić bardziej do siebie, ale w końcu spojrzał Tessie poważnie w oczy i kontynuował. - Moje imię to Ananon Anmar. Z pewnością o mnie słyszałaś, lecz nigdy się nie spotkaliśmy. Tak jak i ja słyszałem o tobie, znam wszystkim utalentowanych magów na Eroli.
Zaiste, Tessa nie raz słyszała to imię. Ananon Anmar był jednym z najpotężniejszych magów należących do Gildii Magów. Nie posiadał jednak wpływów, nie udzielał się publicznie. Wielu uważało go za wymysł lub legendę. Spędzał cały czas w swoich magicznych kryjówkach i laboratoriach, jako mag całkowicie oddany poszukiwaniu wiedzy. Niewielu wiedziało, czym tak naprawdę się zajmuje. Chodziły plotki, jakoby parał się nekromancją. Inne mówiły o byciu pedofilem, chorym umysłowo, kobietą, dzieckiem, demonem... ilu ludzi, tyle wersji. Ale Ananon niczym się przejmował i skupiał się na tym, co było dla niego najważniejsze - na magii.
- Tesso Reyes, obawiam się, że oboje zostaliśmy oszukani. - Przekrzywił usta i pokręcił głową. - Jestem więźniem istoty, która nazywa siebie śmiercią. To najprawdopodobniej potężny demon, ale nie wiem o nich wiele. Obiecano mi wiedzę, a teraz służę jako rdzeń zaklęcia, które ma rozedrzeć zasłonę pomiędzy naszym wymiarem a tym, lustrzanym. Moje siły słabną. Ja sam nie wystarczę do dokończenia zaklęcia, więc ta istota, przedstawiająca się jako Anrit, przeprowadza sprawdziany, aby wyłonić moje następstwo. Musiała liczyć, że zabijesz mnie, kiedy tylko mnie zobaczysz, a ja się nie obudzę. Ale wyrwałem się z jej zaklęcia snu. Oto prawda, o którą prosiłaś.

Re: Las pod Górą [Góra Erial]

83
Zdawałoby się, że jedyną reakcją Tessy jest zmarszczenie brwi po usłyszeniu rewelacji Ananona Anmara, w rzeczywistości jednak przebiegł jej po kręgosłupie dreszcz, bo to, co powiedział, zgadzało się bardziej niż to, co jej naopowiadano i czego oczekiwała. Była także nieco wytrącona z równowagi tym, kogo w rzeczywistości spotkała. Ananon nie wyglądał jak zło wcielone. Czuła niemal zawstydzenie tym, że miała ścigać kogoś, kto jest tak znany na świecie. Ponownie poczuła się jak nie na miejscu, dokładnie jak za pierwszym razem gdy spotkała Lorhina i Irę.
Ta twoja prawda nie pokrywa się z tym, co mnie spotkało. Jeżeli mam ci pomóc wyrwać się z tego, samej nie podzielając twojego losu, będę potrzebowała jeszcze trochę informacji — powiedziała z początku powoli, ważąc każde słowo. Miała wiele pytań, ale zamierzała wybrać tylko te, które wydały jej się najważniejsze, stąd czy mężczyzna wyraził zgodę, czy też nie, zaczęła je zadawać, czekając kolejno na odpowiedzi.
Ile mamy czasu? W jaki sposób, a raczej w którym momencie wyrwałeś się z tego zaklęcia? O jakim cmentarzu mówiłeś? Ja żadnego nie mijałam. Weszłam do jaskini prosto z lasu, a potem pokonałam jedną z trzech ścieżek. Opowiedz mi, proszę, dokładnie w jaki sposób tu trafiłeś, aż do momentu utkwienia tutaj. Chciałabym porównać to z tym, co mnie i moich byłych towarzyszy spotkało. Nie jestem pewna czy to samo mnie tutaj przygnało, co tamtą trójkę...
Tessa zaczęła gorączkowo zastanawiać się nad tym, co powinna zrobić. Czuła na sobie presję.
Czy masz jakikolwiek pomysł, jak można to przerwać?
Uważnie go obserwowała, próbując wykryć jakąkolwiek oznakę kłamstwa.

Las pod Górą [Góra Erial]

84
Ananon stęknął. Przez jego twarz przebiegł grymas bólu. Coś sprawiło mu cierpienie i pozbawiło oddechu na krótki moment. Magia śmierci szalała w tym miejscu i choć nie czyniła Tessie fizycznej krzywdy, jej zmysły wyczuwania magii wariowały. Mimo, że nie była specjalistką w magii i wyszkoloną magiczką, była przekonana, iż przyjęcie na siebie jakiegokolwiek zaklęcia przesiąkniętego tak złowrogą mocą, z pewnością nie należałoby do najprzyjemniejszych.
- Zbyt wiele pytań, a my nie mamy już czas - stwierdził mag i zaczął powoli wstawać z tronu. - Ten wymiar pełen jest różnych miejsc. Najważniejsze, to przerwać teraz zaklęcie. Niestety, nie mogę tego zrobić w żaden sposób. Nawet moje samobójstwo nic by nie zdziałało, ponieważ czar związany jest moją duszą, a zabicie mnie przeniesie go na zabójcę. - Zaczął powoli iść w stronę Tessy, rozglądając się na boki za wyjściem. Zatrzymał wzrok w jednym punkcie w ścianie. - Potrafię wyczuć Anrit. Zniszczenie powłoki tej istoty jest jedynym sposobem na zatrzymaniego tego szaleństwa. - Spojrzał Tessie głęboko w oczy. - Jestem za słaby, by zrobić to samemu. Czy mogę liczyć na twoją pomoc? Wspólnie powinniśmy dać radę tego dokonać, zatrzymać zaklęcie i wrócić do naszego wymiaru. Jeżeli twoi przyjaciele jeszcze żyją, również natychmiast przeniesieni z powrotem. - W jego głosie słychać było narastającą desperację. Jeśli rzeczywiście był tak potęznym magiem, jak mówiły plotki, musiał być równie dumny i choć proszenie o pomoc z pewnością nie jest lubiane wśród magów, tym razem mieli do czynienia z czymś przekraczającym ludzkie pojęcie.

Las pod Górą [Góra Erial]

85
Odwzajemniła jego głębokie spojrzenie. Nie było nad czym się zastanawiać. Zdesperowany mag wydawał się cholernie szczery.
- Pomogę - zaczęła, nie dając jednak za wygraną w uzyskaniu od mężczyzny czegokolwiek: - ale muszę wiedzieć, czy jesteś absolutnie pewny, że sam wyrwałeś się ze snu. Rozważam możliwość, że to moje przejście przez jedną z trzech prób mogło ci pomóc. Miałam do wyboru ścieżkę duszy, serca i rozumu. Czy czujesz, że to mogło mieć wpływ na to zaklęcie?
Zapytała dla formalności, dla czystego sumienia wypowiedzenia tej opcji na głos, nawet jeżeli wyda się to Ananowi bezbrzeżnie głupie. W zasadzie Tessa miała taki wyraz twarzy, jakby chciała usłyszeć, że to nałożyły się na siebie przypadki. Nie chciała przechodzić przez kolejne dwie próby. Finał pierwszej był wystarczająco bolesny. Wyraźnie wolała opcję walczenia z demonem niż kolejne próby i wręcz pragnęła usłyszeć słowa: "Tak, jestem absolutnie pewny".
- Nie mam akademickiej wiedzy w zakresie magii, ale wiem, że przy tak potężnych zaklęciach zniszczenie istoty za nie odpowiedzialne, może nie być kluczem do sukcesu, bo ono już jest rozwinięte do tego stopnia, że będzie funkcjonować dalej pomimo śmierci rzucającego. Jesteś pewny, że zniszczenie jej powłoki pomoże?
Nie chcąc tracić więcej czasu, Tessa czekała, aż Ananon zrówna się z nią, by ruszyć dalej. Nie chciała iść ani przodem, ani z tyłu. Szła ramię w ramię, mając na oku wszystkie ewentualne ruchy maga. Widząc i czując w jakim jest stanie, była gotowa wesprzeć go bądź po prostu złapać, gdyby miał przewrócić się. Sama przy tym wypatrywała ewentualnego niebezpieczeństwa, kalkulując ile jeszcze pozostało jej sił na walkę.
- Widziałam wcześniej, że to zaklęcie zadało ci ból. Co ono ci zrobiło?

Las pod Górą [Góra Erial]

86
Słysząc pytanie Tessy, mag zanurzył się w rozmyślaniach. Trwało to zaledwie parę mrugnięć oka, lecz w tak krótkim czasie przeczesana została ogromna biblioteka wiedzy magicznej, drzemiąca w umyśle Ananona.
Nie wyglądał na człowieka, który potrafi wzruszać ramionami, nawet mimo niewiedzy, więc bez zbędnych wstępów podzielił się swoimi przemyśleniami.
- Nie wiem nic o próbach. Możliwe, że to jakieś zaklęcia rzucone przez Anrit, a przerwanie jednego z nich spowodowało delikatne zaburzenie w całej infrastrukturze magicznej tego miejsca, które wystarczyło, aby osłabić czar snu. - Mężczyzna wydał krótki pomruk, wpadając w nowy nurt rozmyślań i teorii. - Jeśli planujesz zrobić to samo z resztą pułapek, obawiam się, że to może nie wystarczyć. Nie wiemy, ile ich jest, ani jak potężne są. Nie mamy również czasu do stracenia. Zniszczenie Anrit jest naszą jedyną opcją, ona jest źródłem mocy zaklęcia, a bez energii ono po prostu ustąpi.
Zaczęli iść w kierunku wyjścia z komnaty. Udało im się przejść parę kroków, kiedy nie spodziewanie potężny grzmot odrzucił Tessę na kilka metrów. Ciało zareagowało, unikając poważniejszych obrażeń, ale właśnie wtedy potężny błysk oślepił kobietę na moment. Sprawy obrały niespodziewany bieg wydarzeń, a raczej stało się to o wiele szybciej, niż planowano.
Stojąca na środku komnaty Amanda-Anrit, ciskała wężami oślepiająco białych błyskawic prosto w Ananona. Mag aktywował magiczną tarczę, lecz z każdą sekundą cofał się do tyłu, a purpurowy okrąg zdawał się pękać. Bujne, czarne włosy Anrit falowały pod wpływem unoszącej się w powietrzu mocy, a białe światło zaklęcia ukazywało jej zmarszczoną z wysiłku twarz.
Tessa od dawna nie znajdowała się w pobliżu tak potężnej mocy. Jej magiczne zmysły i doświadczenie wydały jednogłośny werdykt - nie przeżyłaby bezpośredniego trafienia z tak potężnego zaklęcia ofensywnego.
- Teraz, Tessa! Zniszcz ją! - krzyknął Ananon Anmar.
- Tesso zabij go! - wrzasnęła Amanda.
Głosy obojga przebiły się przez ogłuszający świst ścierających się magii.

Las pod Górą [Góra Erial]

87
Instynktownie przybrała pozycję obronną, gdy tylko udało jej się wyjść cało z niespodziewanego ataku Anrit-Amandy. Cieszyła się, że przez cały ten czas utrzymywała zaklęcie Kamiennej skóry, które zapewne także przyczyniło się do tego, że jeszcze żyła i mogła cokolwiek zrobić. Mocno ściskając czarną włócznię, w geście znaczącym, że w każdej chwili była gotowa wyprowadzić cios, mierzyła wzrokiem walczących. Musiała szybko zdecydować.
Niczego nie mogła być pewna. Ananon mógł kłamać ze wszystkim. Amandę już złapała na kłamstwie i napuszczeniu przeciwko sobie. Już wcześniej miała wobec niej podejrzenia, a teraz, gdy przyszło Tessie dotrzeć do rzeczonego nekromanty, czuła po raz kolejny w ciągu tej wyprawy, narastający gniew. Wcześniej był on wymierzony w towarzyszy, w nekromantę, ale teraz... Teraz miała przed sobą Amandę - istotę, która nadal miała ciało jej ukochanego, która zwabiła ją do tego wymiaru, która celowo stawiała mur pomiędzy Reyes a resztą towarzyszy, która zjawiła się wczoraj w lesie i złożyła na jej wargach "błogosławieństwo", które naznaczyło ją, przeszywając duszę, serce i rozum. Wiedźma wiedziała, że nie wszystko było dziełem Amandy. Domyślała się, że Ananon też mógł dołożyć swoje, próbując się obronić przed dotarciem zabójców do jego więzienia. Że któryś z towarzyszy także przyczynił się do tego łańcuchu zdarzeń. Amanda jednak kłamała w wielu rzeczach i z pewnością nie była tak osłabiona i zdana na pomoc, jak przedstawiła się w Eroli, nie teraz, gdy ciskała błyskawice w broniącego się Ananona.
Tessa czuła, że użycie magii przez nią na nic się nie zda. Jej jedynym wyjściem przy ogólnym wycieńczeniu organizmu, było podjęcie walki wręcz, a w zasadzie jak najsprytniejsze i najzwinniejsze wyprowadzenie ataków za pomocą włóczni zanim osiągnie swój limit i zemdleje. Jedyne co mogła zrobić, to utrzymywać kamienną skórę i modlić się w duchu, że nie oberwie bezpośrednio żadnym z zaklęć.
Tessa ruszyła do walki w momencie, gdy oboje do niej krzyknęli. Polegając na swojej percepcji i umiejętności przewidzenia ewentualnych ataków, zamierzała wykonywać uniki, pokonując dystans pomiędzy nią a Amandą, uważając przy tym, aby nie znajdować się na bezpośredniej linii rzucanych zaklęć. Jeżeli uda się Reyes zbliżyć do Amandy, zamierza ugodzić ją włócznią w tors (najlepiej w okolice serca) albo w inną, dostępną dla jej zasięgu, część ciała. Jeżeli wywiąże się z tego wymiana ciosów, stara się walczyć tak, aby nie dać jej okazji do bezpośredniego rzucenia w nią czaru. Cokolwiek by ją nie uderzyło, zraniło czy odrzuciło, stara się zawsze jak najszybciej stanąć na nogi i kontynuować walkę.
I jeżeli przyjdzie jej tak głupio umrzeć, to najwyraźniej takie było jej przeznaczenie od początku do końca. I jeżeli myliła się w tym, kogo powinna zaatakować, to chyba także byłoby lepiej, gdyby już do siebie nie wróciła.

Las pod Górą [Góra Erial]

88
Tessa podjęła decyzję.

Decyzje zawsze mają swoje konsekwencje.

Wiedźma przez całe swoje życie była przysłowiowym motylem, którego trzepot skrzydełek powodował tornada. Z tą różnicą, że zamiast skrzydełek była włócznia, a konsekwencje bardziej katastrofalne.

Tym razem nie było wyjątku.

Reyes zaszarżowała na Śmierć. Na jej niekorzyść przemawiały Kamienna Skóra, obniżająca szybkość, ogólne zmęczenie, niski poziom energii magicznej i pomieszczenie wypełnione tak gęstą magią, że z każdą sekundą Wiedźma mogła coraz bardziej czuć się, jakby znajdowała się pod wodą i próbowała biec. Jednakże, była doświadczoną w walce i wytrzymałą wojowniczką, szybką i zwinną, zawsze gotową do nadludzkiego wysiłku i postawienia wszystkiego na ostatnią kartę. Właśnie to teraz zrobiła.

Amanda zorientowała się, co się świeci. Natychmiast zmniejszyła siłę zaklęcia, którym ciskała w swojego przeciwnika i wystawiła rękę w stronę Tessy. Biała dłoń zaroiła się od pasm białych błyskawic, lecz zanim śmiercionośny czar wystrzelił, Amanda została przytłoczona przez magię Ananona. Ponownie skierowała obie dłonie w stronę mężczyzyny, wlewając w zaklęcie tyle mocy, ile tylko mogła, chcą zakończyć sprawę natychmiast.

Tessa była szybsza.

Czarny grot włóczni, pokryty starożytnymi runami, bez problemu wbił się głęboko w tors Amandy. Oślepiające błyskawice zniknęły, tak samo jak tarcza Ananona. Zapadła martwa cisza. Śmierć spojrzała w dół, na zadaną jej ranę, a następnie na Tessę.
- Dlaczego? - wyszeptała.
Nikt nie usłyszał, kiedy mężczyzna zjawił się tuż przy nich. Prawą ręką chwycił za drzewiec włóczni, natomiast lewą dłoń skierował w stronę Reyes, prosto w jej serce. Zaklęcie, którego użył, odrzuciło Wiedźmę na kilka metrów, wymuszając puszczenie broni. To nie było proste pchnięcie mocy. Nekromanta użył czegoś na wzór błyskawic, lecz stworzonych z czystej czernii. Nie wydawały dźwięku, a wręcz przeciwnie - zdawały się pochłaniać cały dźwięk z otoczenia.

Tessa czuła, jak jej kamienna skóra topi się, a poparzeniom ulegają mięśnie. Przeszywał ją niewyobrażalny ból. Utrudniał rozeznanie się w sytuacji, kontrolowanie własnego ciała, a nawet łapanie oddechu. Nie to jednak było najgorsze.

Niezwykle wyczulona intuicja Tessy nie wahała się z werdyktem. Ten czar nie miał jej zabić.

Kiedy kobieta podniosła wzrok, ujrzała kleczącą Amande, trzymającą drzewiec włóczni ciągle tkwiącą w jej ciele. Na jej przeraźliwie bladej twarzy, poprzecinanej kosmykami czarnych włosów, nie malował się jednak ból. Śmierć, będąc w swojej ludzkiej skorupie poczuła to, co niezliczona ilość ludzkich istnień czuła wobec niej od narodzin aż do odejścia ze świata żywych.

Strach.

Ananon stał tuż obok niej, z triumfalnym uśmiechem na ustach. Nim coś powiedział, przemienił się. Jego twarz, wcześniej męska i przystojna, wygląda teraz potwornie. Szara, poprzecinana czarnymi żyłkami, do której doczepiono długi, haczykowaty nos i elfie uszy oraz wąskie, sine usta. Bardziej podłużna czaszka ze spiczastą brodą, podkrążone oczy i zapadnięte policzki budziły grozę od pierwszego wejrzenia. Jednak to było nic w porównaniu z samymi oczami. Jasno fioletowe tęczówki z pionowymi źrenicami spoglądały na Tessę z mieszaniną pogardy i obojętności. Jakby była zwykłym robakiem.

- Cieszę się, że wybrałaś mnie, Tesso - powiedział Ananon chropowatym głosem. - Zastanówmy się. Co mam teraz z tobą zrobić? Zabić? Trochę szkoda, ale nic innego mi do g łowy nie przychodzi. Chyba, że zaskoczysz mnie jakąś propozycją, a wtedy się zastanowię.

Las pod Górą [Góra Erial]

89
Tessa miała absolutny talent do schrzanienia sprawy w najważniejszym momencie. Ta wyprawa miała być inna, jednak już teraz wiedziała, że położyła misję na całej linii (typowe). Jedyne, co teraz mogła zrobić, to podjąć beznadziejną walkę i umrzeć. Nie miała powodu, aby wyłgać się. Nie leżało też w jej charakterze, aby poddać się. Mogła jeszcze uratować Amandę od konsekwencji swej głupoty.
Poparzenia boleśnie utrudniały ocenę tej fatalnej sytuacji. Mimo to próbowała skupić się na otoczeniu, zmusić każdy mięsień do ponownego wysiłku, do maksymalnego ich wykorzystania. Dała już radę podczas walki z szamańskim trollem w Tuk'kok, więc tu też da z siebie wszystko póki starczy jej tchu. Nie zamierzała poddawać się pomimo oczywistego spadku morale. Nie bała się umrzeć.
Uznając, że nie zaszkodzi dodatkowego aktorstwa w wyolbrzymieniu osłabienia, które odczuwała po oberwaniu zaklęciem i całego włożonego wysiłku w dotarciu do tego momentu, zamrugała kilkukrotnie i poruszyła się, jakby nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami i miała upaść. Jednocześnie gorączkowo analizowała, co może zrobić, walcząc z bólem. Wiedziała, że nie pokona nekromanty w uczciwej walce. Teraz najważniejsze było, aby nie dobił Śmierci. Miała jeszcze szansę wyjść z tego, jeżeli uda się zlokalizować przedmiot, dzięki któremu odesłał świadomość Śmierci do jej świata, a tutaj pozostawił resztę. Podczas podróży nie natrafili na żaden ślad świadczący o tym, że ów przedmiot mógłby znajdować się gdzieś indziej. Logika (tak, logika tego wraka człowieka) raczej podpowiadała, że Ananon nie rozstawałby się z nim. Na jego miejscu miałaby go przy sobie. Być może nie miała szansy tego zlokalizować dopóki nie przemienił się w swoją prawdziwą formę. Teraz zamierzała podjąć taką próbę, ale najpierw... musiała go jakoś zwieść.
Kontynuując zamiar udawania bardziej osłabionej niż w rzeczywistości, pozwoliła sobie na skrzywienie warg, gdy poczuła kolejną falę bólu od poparzenia. Dotknęła dłonią tego miejsca, spoglądając oceniająco.
- Nie ściemniaj. Gdybyś chciał mnie zabić, już byś to zrobił - powiedziała powoli, zmuszając się do powolniejszego oddychania. Spojrzała na nekromantę, dokładnie przyglądając i szukając czegokolwiek, co mogło mieć związek z ukradzionym Śmierci przedmiotem. Jeżeli nie znalazła go na nim, ponownie wzrok zaczął lustrować całe pomieszczenie. - Zgaduję, że jestem ci jeszcze do czegoś potrzebna.
Jeżeli nie zabiłeś mnie od razu, aby napawać się swoim zwycięstwem, to chociaż zaspokój moją ciekawość i zdradź, jak bardzo namieszałeś w mojej wyprawie. Chcę znać prawdę, choćbyś miał mnie w tym momencie zabić. Zacznij od Tuk'kok i momentu, jak rozminęliśmy się podczas masakry.

Tessa liczyła, że Ananon połknie przynętę, pragnąc chełpić się przed kimkolwiek zanim podejmie dalsze działania. Bo jeżeli nie przed nią, to przed kim innym? Jeżeli miała rację i dalej była mu do czegoś potrzebna, to jak inaczej nie miałby ją nakłonić niż poprzez podjęcie dialogu? Amanda musiała mieć szansę na przeżycie, na to, by wróg nie wyjął drzewca z jej torsu.
Jeżeli podejmuje dialog, Tessa próbuje nie zdradzić się ze swymi zamiarami zlokalizowania wcześniej wspomnianego przedmiotu. Nadal gra słabszą niż jest, ale nie wpadając w przesadę. Jest gotowa w każdej chwili użyć jedynego zaklęcia, które mogło pomóc, czyli falę uderzeniową, którą zamierzała wypuścić z powietrza, by odrzucić Ananona (na ogłuszenie nie liczyła) i wykorzystać to, by stanąć pomiędzy nim a Śmiercią, a następnie podjąć nierówną walkę, zaciskając dłoń na buzdyganie i zamierzając zdzielić go nim po ryju tego potwora.
Jeżeli nekromanta zamierza zignorować ją i dobić Amandę, wypuszcza to samo zaklęcie, ale tym razem włoży w to więcej siły, uderzając w ziemię, by ta zadrżała potężnie w posadach i wytrąciła go z równowagi. Jej celem będzie także rozdzielenie go z Amandą i zasłonięcie jej sobą.
Jeżeli wypuszczenie zaklęcia to będzie jej pobożne życzenia albo rzucone będzie jedynie powodem do prześmiewczego śmiechu, Tessie nie pozostanie inny wybór niż podjęcie się heroicznego biegu, mając więcej nadziei niż koordynacji ruchowej, że uda jej się dzięki wysokiej percepcji wykonać uniki przed zaklęciami wroga, które prawie na pewno ją zabiją. Oczywiście jej celem będzie rozdzielenie go ze Śmiercią. Wtedy będzie musiała użyć buzdygana, którym zamachnie się w celu zmiażdżenia barku i jeżeli miałaby okazję, to w poprawieniu jego buźki.
Jeżeli nie dojdzie jeszcze do walki, a uda się Reyes zlokalizować przedmiot swej męczeńskiej podróży, gra dalej na czas, tym razem opracowując taktykę do odebrania go. Jeżeli znajdzie ten przedmiot, ale nie na nekromancie, tylko gdzieś w tym pomieszczeniu, rzuca się w jego stronę, podejmując szaleńczy bieg.
W najgorszej wersji wydarzeń, podejmując walkę, Tessa robi wszystko, aby unikać zaklęć i zadać cios buzdyganem. Nie zamierzała odpuszczać, bo w końcu była cholernym Czerwonym Kataklizmem.

Las pod Górą [Góra Erial]

90
Ananon roześmiał się, słysząc słowa Tessy. Z nieskrywaną ironią zaklaskał w dłonie, niczym szlachcic obserwujący wygłupy błazna na jarmarku, który dopiął swojego i efektownie przewrócił się, rozbijając sobie twarz.
- Mądra dziewka z ciebie. Ale nie chce mi się rozmawiać o Tuk'kok. Cieszy mnie, że wywołałaś tam chaos. To bardzo ułatwiło mi robotę, chociaż i bez tego bym sobie poradził.
Mężczyzna mruknął, w zamyśleniu drapiąc się po brodzie. Było w tym coś nienaturalnego, jakby próbował udawać ludzkie odruchy. W przeciwieństwie do Śmierci, która musiała przybrać postać podobną do ludzkiej, wliczając w to umysł i odruchy, wcześniej obserwując ludzi, Ananon nie musiał niczego się uczyć. Reyes mogła odnieść silne wrażenie, że taka szopka sprawia mu ogromną przyjemność. Zupełnie jak opici drogim winem szlachcice przy suto zastawionym stole, ze śmiechem naśladując plebs, będący w ich mniemaniu niższą formą życia.
Zatoczył powolne koło wokół umierającej Amandy, która dalej klęczała sparaliżowana, z włócznią wystającą z brzucha, jakby bojąc się, iż najmniejszy ruch mógłby pozbawić ją istnienia. Być może tak właśnie było. Tessa wciąż cierpiała i nie musiała nawet specjalnie udawać bardziej rannej, niż była w rzeczywistości - grymas bólu odruchowo malujący się na jej twarzy był wystarczająco przekonujący. Korzystając ze swoich wyczulonych zmysłów i spostrzegawczości, próbowała zlokalizować magiczny przedmiot w pomieszczeniu. Niestety, bez powodzenia, nic takiego nie zdawało się znajdować na widoku.
Ananon, po zatoczeniu pełnego koła wokół Amandy, zatrzymał się w miejscu. Uśmiechnął szeroko - nienaturalnie szeroko - ukazując szereg żółto-czarnych spiczastych zębów.
- Nie miałem specjalnie wiele zabawy z tobą. Nasłałem tylko parę stworów, jesteś strasznie nudna. Miałem więcej zabawy z dziesiątkami samozwańczych bohaterów, których przesłano przed tobą. Ale jednej sytuacji nie zapomnę. Najlepsze jest to, że nie musiałem kiwnąć nawet palcem! Okazuje się, Tesso, że ty sama jesteś swoim największym wrogiem. Miałaś takich cudownych towarzyszy, którzy się o ciebie troszczyli. Dlaczego ich wychędożyłaś i ruszyłaś na mnie sama?
Ananon wyciągnął lewą rękę na bok. Z jego otwartej dłoni zaczęły wydobywać się znajome czarne błyskawice, lecz poruszały się w żółwim tempie. Wyglądały jak złowrogie pnącza. Nie były skierowane w Tessę ani Amandę. Nie było to zaklęcie atakujące w ogóle. Błyskawice uformowały ogromny kwadrat, wewnątrz którego pojawiła się mgła. W końcu z mgły wyłonił się znajomy Tessie obraz. Chwilę potem usłyszała również słowa.
Lorhin, Ira i Warford stali i rozmawiali. Było to obozowisko, w którym znajdowali się po ataku barghestów i istoty podszywającej się pod Elfa. Teraz Tessa, która wówczas leżała i zasypiała, mogła dokładnie wychwycić całą rozmowę.

Ira: myślę, że powinniśmy nieco zwolnić. Mamy tego chędożonego nekromantę na karku, ale dłużej nie uciągniemy. Tessa straciła za dużo energii.
Warford: zgadzam się z Irą, Lorhin. Wszyscy myślimy o tym samym. Jest najsilniejsza z nas. Posiada wszystkie nasze najlepsze cechy i umiejętności, a przy tym o wiele większe doświadczenie. Bez niej nam się nie uda. Powinniśmy utrzymywać ją w centrum i nie dopuścić, aby coś jej się stało.
Lorhin: rozumiem wasze zdanie, ale jesteśmy na nieprzyjacielskim terenie. To pieprzony inny świat, pełen śmierci i zniszczenia. To są jego podstawowe prawa. W dodatku potężny nekromanta jest świadomy naszej pozycji i tego, co zamierzamy z nim zrobić. Obawiam się, że nie mamy wyjścia i musimy dalej polegać na Tessie. Jedyne, co możemy zrobić, to chronić i oszczędzać ją tak długo, jak się da. Jest naszym kluczem do powrotu i jeżeli chcemy przeżyć, tak trzeba postąpić.
Ira: martwię się o nią coraz bardziej, w tym tempie nawet ona nie da sobie rady, nie wspominając o nas. Jeżeli będziemy przeć naprzód tak dalej, to będzie koniec nas wszystkich, Lorhin. Zmuszając ją do dalszego wysiłku i bronienia nas, zabijesz ją.
Warford: myślę, że jeśli znajdziemy dogodniejszy teren, nazbieramy zapasów i postraszymy nekromantę, może nam wyjść na dobre. Nie znam się na magii, ale on też traci sił używając mocy, prawda? Znamy już jego sztuczki. Jesteśmy w stanie odwrócić role i sprawić, aby czas działał na naszą korzyść, przynajmniej przez parę dni.
Lorhin: możecie mieć trochę racji, być może właśnie tak powinniśmy postąpić. W porządku. Jeszcze rano to obgadamy, a ja postaram się zrobić wszystko, aby przekonać Tessę, a potem oszczędzać ją przez resztą podróży. Jeżeli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

Obraz zaczął zanikać, rama z błyskawic również. Na parę sekund zapadła głucha cisza, gwałtownie przerwana szaleńczym śmiechem Ananona.

Wróć do „Wschodnia prowincja”