Re: Zajazd Pod Wzgórzem

16
Gracz α Nie mam tyle czasu... — stwierdził. Już nie tak głośno. Właściwie, to z pewną dozą rezygnacji. Posłuchał elfa i spuścił dłoń z amuletu. Potem przysiadł na skraju traktu, patrząc się w ciemną gęstą puszczę przed sobą. — Przemierzyłem pół świata szukając odpowiedzi... Teraz okazuje się, że tylko marnowałem jej ostatnie chwile. Pieprzony los! — Zdawał sobie sprawę, że zielarz i historyk z zamiłowania prawdopodobnie wciskał mu teraz wymyślone naprędce bujdy, które miały tylko posłużyć uratowaniu samego siebie, jednak Anjean nie mógł ciągnąć tego dalej. Nie był takim człowiekiem i nawet głosy w jego głowie zdawały się to wiedzieć. Może nigdy nie było żadnej odpowiedzi?

Hę? — zwrócił uwagę na nadbiegającego druida krasnolud, po czym prędko wstał z ziemi — Jacy jeźdźcy? — z początku nie rozumiał, czemu jacyś jeźdźcy mieliby stanowić kłopoty lub obiekt zainteresowania druida, lecz szybko uznał, że Geriath nie biegłby, gdyby byli to zwykli podróżni, zajeżdżający do zajazdu. Nawet bez wyjaśnień, jeśli druid postanowi natychmiast zawrócić do karczmy, Anjean podąży za nim, widząc, że sytuacja najwyraźniej jest poważna.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

17
Tętent kopyt był coraz bliższy i Geriathowi udało się w niemalże ostatniej chwili stworzyć iluzję tak, by nie pojawiła się nagle przed oczami przybyszów. Jednakże i bez niej mógł dojrzeć, kim byli tajemniczy jeźdźcy, gdy tylko ci się zbliżyli wystarczająco blisko do przybytku. Mógł zobaczyć emblematy, w których posiadaniu byli, a także ich zbroje i proporce. Zakon Sakira. Geriath, pędząc teraz do Anjeana oraz jego towarzysza poczuł tylko, jak nagle jego kontakt z iluzją się urwał. Obraz, chociaż był trwały, szybko się ulatniał w zetknięciu z cudzą dłonią. Rycerze musieli więc go dotknąć. Chwilę po tym druid usłyszał, jak drzwi gwałtownie się otwierają, a w środku zapanował chaos i krzyki. Krasnolud oraz elf także to usłyszeli.
J-jeźdzcy? — Ehmer zbladł gwałtownie, spoglądając to na krasnoluda, to na druida, po czym zaczął się wycofywać. I było to raczej mądre posunięcie, bo chociaż głosy, jedne uniesione w gniewie, a drugie krzyczące ze strachu, dochodziły głównie ze środka, to słychać było czyjeś rozkazy, aby przeszukać teren wokół zajazdu. Tak więc ci "jeźdźcy" zaraz znajdą trójkę, a mając przed oczami dwóch elfów oraz podejrzanego krasnoluda, na pewno nie potraktują ich jak starych znajomych.
Do lasu, w lesie nas nie znajdą przecież — wymamrotał historyk i zielarz z zamiłowania, sam zaczynając realizować swój plan, podczas gdy Anjean poczuł nieprzyjemne mrowienie z tyłu głowy oraz jakby jego amulet począł się delikatnie nagrzewać. Także w uszach zaczęło mu szumieć, jakby istoty w wisiorku niepokoiły się lub nawet chciały się porozumieć. Pewnym zaś było to, że niemiłe jest im towarzystwo nadchodzącego zakonnika, tym bardziej, że były uwięzione w amulecie mężczyzny. I Geriath czuł rosnący w nim niepokój, jakby ten pochodził prosto od Horena. Było to dosyć gwałtowne uczucie, jakby nie jego, aczkolwiek zdaje się w pełni uzasadnione. Ktokolwiek tam się zbliżał, miał zły wpływ na obu towarzyszy i należało jak najszybciej zdecydować, czy uciekać, czy robić coś innego. Ehmer po chwili odwrócił się na pięcie i zaczął uciekać w głąb ciemnego lasu.
Spoiler:

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

18
Gracz Beryl Tantal Moi ludzie. Krew z krwi. Ci których mam chronić. Nie mogę uciec. Pomyślał Geriath słysząc krzyki dochodzące z karczmy. Krzyki? W jego sercu zaczął budzić się gniew. Moje dzieci. - Na Sulona, muszę im pomóc. – Wyszeptał sam do siebie. Jeśli miał zginąć, zrobi to właśnie tutaj, ratując kogo tylko może, i pokazując potęgę Sulona wszystkim niedowiarkom. Zaiste, jeśli mu się uda, może nawet oprócz zapobiegnięcia ich śmierci, wleje trochę wiary w ich przedziurawione po Nocy dusze. – Anjean! Osłaniaj mnie. – Wypowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Uniósł laskę w górę i uderzył nią o ziemię, sprawiając że wszystko oprócz niego zaczęło się poruszać wolno niczym w gęstym miodzie. Następnie wystawił przed siebie wolną rękę – Era, Edor! – Zakrzyknął zaciskając rękę w pięść i unosząc ją w górę. Wiedział że mu się udało już chwilę potem, gdy z ziemi zaczął się wydostawać zaczątek dwumetrowej skalnej bariery, odgradzającej ich od nadchodzącego zakonnika, biegnącej od ściany przybytku w las. – Horen! Chowaj się! – Zakrzyknął sprawiając że ten zamienił się w żołądź i zniknął. Wolał żeby malec nie był świadkiem tego co się teraz wydarzy.

Nie było czasu na myślenie. Nie było innego wyboru. Nie chciał tego robić, ale musiał, dla dobra tych wszystkich niewinnych istot. Na szczęście dobrego materiału było wokół pod dostatkiem. Druid usiadł na ziemi ze skrzyżowanymi nogami. Uspokoił oddech i wpadł w trans, w stan medytacji, dzięki któremu stawał się jednością z naturą. Przepraszam. Przemknęło mu przez myśl, gdy pomyślał o zniszczeniach jakie poczyni dla tego pięknego krajobrazu. Lecz to było konieczne aby mógł ich ocalić. Druid wyczuł zapasy swojej mocy, i zaczerpnął grubo ponad połowę swojego limitu. Zostawił sobie mocy jedynie na tyle, żeby był w stanie kontrolować przepływ mocy podczas medytacji. Podejrzewał że będą ranni. Aby im pomóc wyssie kolejny las jeśli to będzie konieczne. Geriath wtłoczył swoją duszę w kokon powstały z mocy którą zaczerpnął, i wyrzucił ją w kierunku lasu, porzucając swoją fizyczną skorupę, tym samym przerywając działanie spowolnienia czasu.

Jasnozielony pocisk przeleciał przed twarzą Anjeana i zaczął unosić się nad ziemią parędziesiąt metrów dalej wgłąb lasu. Chwilę później coś zaczęło dosłownie wyrywać ziemię z podłoża i oblepiać kokon warstwą gleby i kamieni. Sekundę później błysku nie było już widać, a z ziemi wokół niezwykłego zjawiska zaczęły się wydostawać głazy i najróżniejsze minerały tworząc coś wielkiego. Wokół zaczął wirować pył, przysłaniając to co działo się w środku, tylko co jakiś czas z ziemi wylatywał jakiś minerał czy kawał obsydianu aby dołączyć do kamieni wpadających aktywnie do środka. Chwilę potem pył opadł, i z pooranej ziemi pokrytej obalonymi drzewami i zerwanymi krzakami powstał olbrzymi, prawie czterometrowy olbrzym, zespolony skałą, glebą, nitkami metali i jasnozieloną magią druida. Monstrum odwróciło głowę w stronę zakonników, po czym ryknęło potężnie i zaczęło biec w kierunku nieprzyjaciół, unikając grubszych drzew a mniejsze odrzucając machnięciem okutej obsydianem ręki. Obym tylko nie zatracił się w mocy. Moim celem jest chronić, nie zabijać. Powiedział do siebie Geriath ze środka Awatara.


Awatar:
Spoiler:
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

19
Zdezorientowany otaczającym go zamętem krasnolud dał się porwać swoim instynktom. Nie tracił czasu na analizowanie, czy właśnie powstały skalny golem jest dziełem druida, czy wrogich sił. Nie szukał też sposobów na odkrycie zamiarów najeżdżających zbrojnych. Miał siłę na ucieczkę, do której już od chwili się szykował, także wziął nogi za pas, wskakując między krzaki i drzewa przydrożnego lasu, kierując się gdziekolwiek. A, gdy już odgłosy walk lub stukotu koni zanikły za jego placami, wytężył wszystkie swoje zmysły, by w gęstym lesie, w środku nocy znaleźć drogę do pobliskiego, jakże mu znanego, miasta. I pobiec w jego stronę.

Innymi słowy: Anjean spierdala stamtąd do miasta.
A przynajmniej w jego okolice.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

20
Potwór stworzony z trzewi ziemi zaryczał donośnie, rzucając się szybko w wir akcji i mijając uciekających właśnie w dwie przeciwne strony Anjeana oraz Ehmera, zostawiając Geriatha na pastwę losu. Szybko dobiegł do zajazdu i z głuchym łomotem wbił się w jego ścianę. Krzyki podniosły się jeszcze mocniej, a pomiędzy nimi druid zaczął słyszeć nieco inne, chyba zakonników. Swoim awatarem Geriath operował tak, aby nie krzywdzić elfów, ale postać była zbyt potężna na sprawne poruszanie się w tak małym zajeździe. Musiał się wycofać, aby cokolwiek zdziałać. Zakon Sakira z początku był mocno zaskoczony takim obrotem sytuacji i rozpierzchał się w popłochu, na równi z elfami, które chyba myślały, że to jakaś nowa broń zakonników. Za chwilę wszystko się jednak uspokoiło.
Będąc znów na zewnątrz, Geriath zobaczył, jak wykorzystując zamieszanie, elfy uciekają. Część była atakowana przez rycerzy, część potrafiła wymknąć się niepostrzeżenie... elfka, z którą rozmawiał druid, jak zauważył, czołgała się w kałuży własnej krwi, by po chwili przestać się ruszać pod wpływem nacisku sztychu miecza zakonnika. Tymczasem połowa oddziału zmobilizowała się i zaczęła atakować Geriatha. Jego gruba skóra wytrzymywała cięcia mieczy, lecz nie na długo, bowiem w końcu zaczęła się kruszyć, a przeciwników przybywało. Elf widział, że większość albo leży martwa, albo gdzieś uciekła. Musiał anulować zaklęcie, jeśli chciał przeżyć.
Powrócił do ciała, by zauważyć, że zbliżają się w jego stronę zakonnicy. Musiał uciekać, chyba że pragnął śmierci od ostrzy wysłanników Sakira. Pytanie tylko... gdzie?

Przeszli tutaj
Spoiler:
Zajazd jest spalony doszczętnie, na zewnątrz oraz w środku błyszczą się resztki wielu ciał, w tym dwoje mniejszych, jakby za żywota byli oni niziołkami bądź krasnoludami. Nie ma tu czego szukać prócz śmierci i zniszczenia.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

21
Gdziekolwiek, byle dalej. Pomyślał Geriath.
Uciec w las, uciec stąd. A potem do miasta, zgubić się w tłumie, tak by go więcej nie znaleźli.

Obrazek
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

22
Sobotni wieczór jest, był i zapewne zawsze będzie najlepszym a zarazem najgorszym momentem na odwiedzanie wszelkich zajazdów, tawern i przybytków. To już ten czas kiedy zmiękczeni alkoholem bywalcy zaczynają śpiewać, radować się i tańczyć na stołach jednak niestety zbliża się również moment latających kufli, ław, stołów i dobytych noży. Młoda kobieta nie trafiła źle bo kiedy weszła do przybytku nikt nie próbował się jeszcze wzajemnie pozabijać. Co więcej wbrew zwyczajowi atmosfera wydawała się lekko przygaszona. Ludzie rozmawiali między sobą ciszej niż sugerowała by to okoliczność a na dźwięk otwierających się drzwi wszyscy skierowali ku nim spłoszone spojrzenia.

Tym, co przywiodło Cię tutaj tego ciepłego i przyjemnego dnia była plotka o niepokojących wydarzeniach jakie miały miejsce w pobliskiej wiosce. Wśród ludzi mawiano, że coś kaleczy lokalne zwierzęta a ślady jakie zostawia nie przypominają niczego, co dotychczas przemierzało te krainy. Powstało wiele teorii na temat tego co to może być a po zaginięciu kilku osób sprawa rozrosła się do takiego poziomu, że zainteresował się nią nawet Zakon. Niestety po krótkim i raczej politycznie ukierunkowanym dowodzeniu uznano, że wspomniana kreatura jest efektem jakiś eksperymentów czarodziei z Oros. Magowie oczywiście odmówili jakiegokolwiek związku ze sprawą tak więc teraz zamiast zająć się problemem obie strony marnowały czas na kłócenie się o winę, odpowiedzialność oraz skład grupy odpowiedzialnej za likwidację... "kłopotu". Tymczasem zwierzęta wciąż ginęły. Zniknęli kolejni ludzie a w sercach pozostałych powoli zaczął narastać strach.

Coś wisiało w powietrzu i chodź ciężko było określić o co dokładnie chodzi każdy mógł wyczuć panujący niepokój. Dodatkowe, długie noże przy pasach, widły pod domami, siekiery zawsze mniej więcej pod ręką i inne sygnały podwyższonej gotowości nie poprawiały sytuacji. Ludzie robili się nerwowi a w nerwach lub nawet broń Sakirze panice często popełniano nie najmądrzejsze decyzje. Jeżeli zdecydujesz się zagłębić w tę sprawę potencjalny potwór nie będzie jedynym na co będzie Ci trzeba uważać. Zapewne nawet nie najgroźniejszym.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

23
Gretel od dłuższego czasu była nieustannie w drodze. Wbrew pozorom polowanie na potwory nie było tak dochodowym zajęciem jak można byłoby się spodziewać. Różnorakich maszkar na świecie nie było już tak dużo jak wiele, wiele lat temu, a wiele z nich potrafiło skutecznie się ukrywać lub unikały większych osiedli ludzkich, które mogły im zgotować szybką śmierć na stosie. Jednak w takich czasach jak te, w czasach niepokojów, wojen i wielu innych niewytłumaczalnych zjawisk, liczba dziwacznych incydentów poczęła z dnia na dzień diametralnie rosnąć, podobnie jak i liczba różnorakich plotek, które przesądny lud szeptał między sobą. W takich warunkach nierzadko traciło się czas podążając za wyimaginowanymi stworami, za fantomami i wytworami ludzkiej, przerażonej wyobraźni, ale tym razem Gretel była niemal pewna, że trafiła na coś więcej, na coś namacalnego. Kiedy więc w końcu stanęła w drzwiach zajazdu, a stali bywalcy przywitali ją niespokojnym spojrzeniem i ciszą, była pełna dziwnej nadziei, że tym razem w okolicy dzieje się rzeczywiście coś niepokojącego.

- Pokój temu przybytkowi... - Przywitała się ze wszystkimi, chcąc nieco rozładować napiętą atmosferę. Widać było, że coś leżało na rzeczy, ludzie nie wydawali się specjalnie przychylni obcym, ale życzenie pokoju i dobrobytu zawsze było w dobrym tonie, szczególnie na prowincji. - ... a także wszystkim jego gościom. - Potoczyła wzrokiem po gospodzie i zamknęła za sobą drzwi, pomału postępując do baru. Zaniepokojeni ludzie pomału wracali do porządku dziennego, cicho rozmawiając, komentując nowego gościa, którego jeszcze nie znali, a także obserwując go z uwagą. Była obca w tym hermetycznym i doborowym towarzystwie, a w niespokojnych czasach bycie obcym wróżyło niesienie ze sobą kłopotów. Przynajmniej według ludowych bajań.

Gretel czuła pewien niepokój wchodząc coraz głębiej do pomieszczenia i zajmując miejsce przy szynkwasie, nieco odizolowana od reszty gości. Zresztą o to nie musiała się specjalnie starać. Dość szybko odstąpiono od niej na bezpieczną odległość, tak jakby była czymś zarażona. Dziewczę mogło tylko westchnąć i czekać aż pulchny niziołek dostrzegł nowego gościa i podszedł na swych krótkich nóżkach ją obsłużyć.
-Piwo... Duży, porządny kufel. I coś do jedzenia proszę. Byle bez mięsa. Nie znoszę mięsa. - Złożywszy zamówienie mogła tylko czekać na powrót karczmarza, który wkrótce przyniósł jej piwo, ale na jedzenie musiała poczekać, podobnie jak na możliwość rozmowy z nim bowiem miał on pełne ręce roboty, toteż chwilowo Gretel pociągnęła kilka porządnych haustów, opróżniając kufel niemal do połowy, a następnie zmęczona takim wyczynem, czknęła. Niezgorsze piweczko. Nawet chłodne. Po takim śpi się najlepiej... - Halo...? Halo karczmarzu! Nie chcę przeszkadzać, widzę, że masz pełne ręce roboty... Ale widzę, że atmosfera jest... Przygaszona. Słyszałam, że jakieś niepokoje się tu szerzą, że monstra jakie tu grasują. Prawda jest to?

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

24
Goście zajazdu co prawda nie gapili się na Ciebie otwarcie ale od czasu do czasu zerkali na Ciebie z podejrzliwością. Przytłumione wcześniej rozmowy przemieniły się w szepty.

- Pokój. - Odburknął karczmarz taksując Cię wzrokiem. Właściwie nie cieszył go widok obcej kobiety ale klient jest klient. Nie można narzekać nawet jeśli wygląda jak obszarpana włóczęga. Większość zapewne prychnęła by pogardliwie słysząc Twoje "bez mięsa". Wszyscy lubili mięso, zwyczajnie nie każdego było na nie stać. Ty dla przykładu nie prezentowałaś się jak osoba majętna. Na szczęście wisząca przy Twym boku broń sama w sobie wystarczyłaby na zapłatę za tydzień mieszkania i jadania tutaj więc facet postanowił jednak potraktować Cię chociaż trochę poważnie. - Razem 35 srebra. - Mruknął. Pieniądz jest jednak pieniądz i bez niego niewiele się człowiek liczył. Na szczęście gotówkę miałaś przy sobie. Niestety tylko złoto. Człowiek, płacący złotem w miejscach takich jak to wzbudzał zainteresowanie. Oczywiście facet wydał Ci resztę i zabrał za nalewanie piwa i nakładanie nieco chłodnej ale wciąż świeżej karzy.

Twoje pytania o monstra zwróciła uwagę wszystkich w pomieszczeniu jednak największym ożywieniem wykazały się dwie osoby. Pierwszą był barman, który spodlawszy tak dzianą klientkę chciał zatrzymać ją przy sobie jak najdłużej. Drugą siedzący samotnie w kącie, ubrany w czarny płaszcz i kapelusz mężczyzna. Ten z kolei wyciągnął przed siebie palec i odmierzał coś używając do tego Twojej sylwetki. - Ależ tak, tak. Oczywiście. Ciężka to dla nas sprawa Pani. Zjada coś zwierzynę, krowy wybija, ludzi porywa... a ślady zostawia! Ni człowiecze one, ni wilcze. Ni też niedźwiedzie czy innego drapieżnika a dziwne właśnie jakieś. Długaśne ze szponami ostrymi. Co począć nie wiemy. Magowie PANOWIE wielcy pomóc nie łaska a... - Obniżając się w Twoją stronę ściszył głos ja gdyby przekazując ważny sekret - ... niedawno zjawili się tu nawet śledczy z Zakonu. Tak jednak jak szybko i nagle przybyli tak też i odeszli nic nie mówiąc. Szepczą ludzie, tfu bluźnierstwo, że zlękli się Szlachetni Zakonnicy i od potwora odstąpili.

Tymczasem mężczyzna w czerni dopił swoje piwo i pewnym krokiem ruszył w Twoją stronę. - Dobry wieczór Panienko. Jeśli można wiedzieć, jakie drewno bardziej przypada Panience w gusta? Dąb może? Sosna? Mahoń szlachetny z krajów dalekich? Chociaż drogi ten mahoń... - Zaczął ni z gruchy ni z pietruchy.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

25
Gretel z wdzięcznością przyjęła miskę z kaszą i poczęła z niewiarygodną szybkością pałaszować to co dostała i niemal tak szybko jak opróżniła połowę kufla piwa, tak szybko i z miski ubyła porównywalna liczba kaszy. Dziewczę jednak zwolniło nieco tempo spożywania swego posiłku, gdyż zdała sobie sprawę, że jej pytanie wywoływało pewne poruszenie, nie tylko pośród bywalców, którzy jeszcze bardziej umilkli, ale także karczmarza, który rozgadał się na rzeczony temat, starając się zaspokoić jej ciekawość jak najbardziej. Tak więc siedziała przygarbiona przy barze, obserwując znad miski niziołka z uwagą i wyraźnym zainteresowaniem w zmęczonych oczach i kontynuowała jedzenie. Gdyby atmosfera w karczmie nie była tak ponura, to niektórzy mogliby uznać ten widok za zabawny, bowiem łyżka którą operowała nie trafiała jej do ust lub w talerz, tak bowiem była zaabsorbowana tym co do niej mówiono.

- Hmm... - Mruknęła. Choć karczmarz się starał opowiadać ciekawie, to było to niewiele konkretów. Długie pazury... Niespotykane wręcz. Cóż, wiele istot mogło mieć takie pazury, może nawet sama takiej nie spotkała jeszcze na swojej drodze. Ale z samych słów nic nie mogła wywnioskować. - Rzeczywiście to ciekawe i niepokojące zarazem... Czy... - W tym jednak momencie do rozmowy wkroczyła nowa osoba, która również się wielce zainteresowała jej pytaniem odnośnie maszkary. Gretel obróciła się nieco w jego stronę i zmierzyła go wzrokiem, zaciskając przy tym dość mocno rękę na łyżce, tak jakby gotowa była wbić mu ją w oko. Zaraz jednak uścisk się rozluźnił widząc, że nic jej raczej nie grozi. - Co? Drewno? Jakie... - Powiedziała zbita z pantałyku, ale zaraz zrozumiała. - Ah... Dąb. Lubie dąb. Twarde, ciężkie i mocne. W sam raz do robienia pałek, którymi rozbija się łby. - Uśmiechnęła się uroczo. Prawie. - Lubię też osikę. Struga się z niej najlepsze kołki. - Zachichotała i wstała z zajmowanego przez siebie miejsca. - Miejscowy grabarz, co? Znam ja takich, sztywne z was typki. - Wyciągnęła do niego rękę. - Jak znajdziesz gdzieś moją głowę oddzieloną od reszty ciała, to na nagrobku możesz napisać Gretel Grimm. Chociaż nie zamierzam się z nią rozstawać w najbliższym czasie... - Rozejrzała się po sali jakby nagle zdała sobie sprawę gdzie jest. Cóż, jej żart o pałkach, rozbijaniu łbów, kołkach i traceniu głów mógł nie paść na podatny grunt, biorąc pod uwagę co się ostatnio w okolicy działo. - Ehm. Taaaaak. Skąd w ogóle przypuszczenia, że potrzebuję trumienki, co?

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

26
Właściciel zajazdu sprawiał wrażenie mocno niepocieszonego tym, że stracił Twoje zainteresowanie na rzecz faceta w czerni ale w jego obcości zdawał się jak gdyby mniejszy. Cofnął się też kilka kroków wracając do czyszczenia kufli. Na słowo "grabarz" obdarzył Cię uprzejmym uśmiechem i skinął głową. Ładny miał uśmiech, i całkiem niezwykły biorąc pod uwagę brak kłów. Jego śnieżnobiałe zęby stanowiły po prostu równą linię niczym mur.

- Abraham, miło mi poznać Panienko Gretel. Jestem owszem lokalnym grabarzem. Nie chwaląc się jestem w swojej pracy wyjątkowo zdolny, znam się zatem na śmierci. Wnioskując po ranach tych, których zdołano odnaleźć szukane przez panienkę monstrum jest zdecydowanie zbyt duże i silne, żeby zabawki takie jak Panienki mogły zrobić na tym wrażenie. - Uprzejmie wyjaśnił swoje zachowanie przy okazji podając Ci dłoń. Ściskanie prawicy grabarza, czy w ogóle kontakt z jego ciałem stanowił swoiste tabu i wywołał szum wśród miejscowych. Nawet przez czarną rękawiczkę. W ich głowach bratanie się z posłańcem śmierci i Twoje wypowiedzi o pałkach czy kołkach z miejsca skreślały Cię z listy żywych. Mając to na uwadze zainteresowanie Twoim ekwipunkiem wzrosło. Przecież nie będzie Ci potrzebny, kiedy dasz już się zabić.

- Miodu. - Mruknął do niziołka. wracając do Ciebie uwagą. - Trumna wyszła by niewielka, więc i zarobek marny. Szkoda tak młodego życia. Może zachciała by Panienka zabrać się ze mną i osobiście przekonać, że sprawa to nie dla takich jak Panienka? Lost tak chciał, że dziś odnaleziono kolejną z zaginionych osób a mi przydała by się pomoc. Zapakowanie Darda na wóz samodzielnie było by raczej niewykonalne. Był z niego kawał chłopa. - Po tych słowach w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk upadającego kufla oraz odsuwających się krzeseł. Obsadzająca jeden ze stolików załoga powstała właśnie energicznie. Spośród trójki najmłodszy - dzieciak jeszcze wstał chyba tylko przez wzgląd na resztę i ewidentnie nie rozumiał o co chodzi. Najstarszy z nich oddychał szybko o po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Ten środkowy jednak, rosły mężczyzna w średnim wieku poderwał się chwytając za wiszący u pasa nóż. - Odszczekaj! Skurwysynu odszczekaj! Bratu nic nie jest! W lesie poluje! Odszczekaj te jebane klątwy albo zatłukę! - Sytuacja wydawała się raczej niewygodna a facetowi broń biała w ręce nie przeszkadzała przy grożeniu pobiciem. - Ups... - Prychnął raczej rozbawiony grabarz sięgając pod płaszcz.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

27
- Dawno mnie nikt panienką nie nazwał. - W trakcie rozmowy Gretel się jednak zapomniała i dopiero coraz bardziej gęstniejąca atmosfera w karczmie uzmysłowiła ją czemu. Cholera! Przesądny lud nie przepadał za grabarzami, a także osobami, które się z nimi bratali. Tacy ludzie "cuchnęli" śmiercią. Nikt ich nie lubił, ale gdy trzeba było skroić trumnę lub zakopać nieboszczyka, to nagle wszelakie animozje znikały. Przynajmniej do momentu uiszczenia opłat za usługę. A jakby tego było mało, to uścisnęła mu rękę! Być może rzeczywiście będzie potrzebowała rzeczonej trumienki. - Cóż, jeśli mówisz, że to takie niebezpieczne... To będę musiała zachować ostrożność. Zresztą nie powiedziałam, że mam zamiar pchać się w ręce potwora. Bo i chwilowo nie mam po co. - Jakkolwiek wszystko robiło się coraz bardziej intrygujące, to za darmo nie miała ochoty nadstawiać karku. Nie zmieniało to jednak faktu, że przez najbliższe kilka dni mogła pokręcić się po okolicy i dowiedzieć się tego i owego. Była w karczmie, mogła się napić, pojeść, wyspać w łóżku i dowiedzieć się co w trawie piszczy.

- Hmm... Kolejne ciało? - Zmarszczyła brwi, gdy grabarz się do niej dosiadł, ale nic więcej nie dodała. Wzięła jedynie swój kufel i pociągnęła solidny łyk. Cóż, trupów się nie bała, a mogła mieć dzięki temu okazję przyjrzenia się sprawie bliżej. - Ale chyba nie dzisiaj? Nie jest chyba rozsądne chadzanie po nocy, w czasie gdy w okolicy grasuje potwór... Zwłaszcza z nieznajomym. - Może przez Gretel przemawiał odrobinę strach, ale też i zawodowa ostrożność. Nie miała pojęcia z czym się nawet mierzy i nierozsądnie byłoby wychodzić w nocy na nieznany sobie teren. Potwory nie bez powodu potworami były nazywane. Dzikie, straszliwie silne i szybkie, do walki z nimi trzeba było się przygotować. Dlatego też Gretel wykazała się pewną rezerwą. Tym bardziej, że nie znała Abrahama. Ich dalsza rozmowa została jednak przerwa przez jedno z towarzystw przy stoliku. Wyglądało na to, że rzeczony denat miał na sali swoją rodzinę. Gretel tylko jęknęła, nie wyglądało to dobrze. Oj, wkopała się w solidne bagno. Za to grabarz zdawał się nie przejmować groźbami. Gretel obróciła się do towarzystwa, ale też nieco odsunęła od Abrahama. Nie miała zamiaru wchodzić w lokalne porachunki... To by się źle dla niej mogło skończyć. - Może lepiej odszczekaj te słowa? Ten duży wygląda na takiego, co zrobi tu zaraz niezłą rozróbę. - Gretel powiedziała cicho do Abrahama.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

28
Mężczyzna z którym siedziałaś nie przejął się szczególnie całą tą sytuacją i nie sprawiał wrażenia wstrząśniętego czy zaskoczonego. Ludzie różnie reagowali na wiadomość o śmierci najbliższych więc korzystając z rozsądku oraz doświadczenia zawodowego przygotował się na takie sytuacje. Jednym, płynnym ruchem wyciągnął dłoń spod płaszcza trzymając w niej niewielką kuszę. Broń w oczywisty sposób nie służyła do walki z opancerzonym przeciwnikiem. Nie zaprojektowano jej również do walki z grupami czy bestiami. Niemniej w sytuacji takiej jak ta była skryta i bardzo wygodna a ustrzelenie z niej jakiegoś wściekłego wieśniaka nie powinno stanowić większego problemu. - Bełt skażony jest trupim jadem. - Uprzedził uprzejmie choć stojąc blisko i znając się poniekąd na tego typu broni mogłaś zobaczyć, że amunicja jest raaaczej czysta.

- Pracuję całodobowo. Cóż, gdyby potrzebowała Panienka mojej pomocy każdy tutaj wie gdzie mój zakład. Gdyby natomiast potrzebne były moje usługi... sam Panienkę znajdę. Zawsze znajduję. - Pożegnawszy się grabarz dopił swój miód i odprowadzany nienawistnym spojrzeniem awanturnika opuścił pomieszczenie. Zwłoki same się nie zawiozą. - Cenę pochówku ustalimy u mnie sołtysie. - Dodał jeszcze stojąc już w drzwiach w kierunku energicznej trójki. Najstarszy z nich opadł ciężko na krzesło, skinął głową po czym jednym haustem opróżnił swój kufel. Przez chwilę w zajeździe zapanowała niezręczna cisza.

- Ojcze pozwolisz mu...?!? - Aktywował się umięśniony wieśniak ale przerwał powstrzymany gestem starca. - Zabierz syna i idź do domu. - Otrzymał polecenie. - Widzę, że interesujesz się naszym problemem. Skąd ta ciekawość? Czyżbyś znalazła moje zlecenie? - Zapytał Cię głosem pozbawionym ducha i martwym. Łzy powoli przestawały spływać mu po twarzy i trzeba było facetowi przyznać - cierpiał w ciszy i godności. Ludzie czując gęstą atmosferę i ogólny smutek zaczęli wychodzić z zajazdu. Nikt chyba nie chciałby bawić się w takich warunkach. Właściciel natomiast zerknął gniewnie na drzwi za którymi zniknął grabarz po czym przyniósł sołtysowi kolejne piwo i postawił je na stole odchodząc bez słowa.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

29
Cóż, kuszy ze strony grabarza się nie spodziewała. I to jakiej kuszy! Co prawda nie była to kusza wałowa, ani inna broń cięższego kalibru, ba! Nawet nie dorównywała jej kuszy, która też potężną bestią nie była. Ale swoimi niedużymi rozmiarami prezentowała się nad wyraz ciekawie, zwłaszcza, że miała jedną zaletę - Można było ją z łatwością schować i zawsze mieć przy sobie. Coś takiego było przydatne, co zresztą zostało jej udowodnione. Ostry bełt, pogrożenie, że jest zatruty i bez trudu można rozwiązać kilka problemów. Spodobało jej się to. Jeżeli zdoła przeżyć w tutejszej, niezdrowej atmosferze, to sobie taką sprawi. Tymczasem grabarz nie miał zamiaru zostawać zbyt długo w karczmie i przeciągać struny, także oddalił się. Gretel nie miała zamiaru za nim iść, jak mówiła wcześniej, pałętanie się po nocy było ostatnią rzeczą jaką planowała robić, zwłaszcza dzisiaj.

- Przyda mi się jakiś pokój, muszę się przespać... - Powiedziała do karczmarza, kończąc przy tym swoje piwo. - ... I napiłabym się czegoś. Masz może coś mocniejszego? Może jakiś lokalny specjał? Ot taki na dobry, spokojny sen. - W tym czasie sołtys skończył rozganiać swych krewnych do domu i do niej podszedł. Czyżby porcja problemów dla niej? Nie wyglądało na to. Ba! Podobno było nawet jakieś zlecenie na maszkarę, o której w drodze tutaj nie wiedziała. Wyglądało na to, że robiło się coraz ciekawiej. Tym bardziej, że wiadomość o śmierci Darda wstrząsnęła nim tak bardzo, że nawet nie stroił sobie z niej żartów i był gotów przyjąć nawet pomoc kobiety. - Nie wiedziałam o żadnym zleceniu, ale słyszałam pogłoski, a nawet znacznie więcej i zainteresowało mnie to. Prawdę mówiąc miałam zamiar zostać tu na chwilę i dowiedzieć się ile prawdy jest w tym co ludzie bajają, ale widzę, że jest jej aż nadto. Cóż... Wygląda na to, że tu zostanę. Choć jeżeli nawet Zakon Sakira nie chciał wam pomóc, to chyba sprawa musi być pooooważna, czyż nie? - Zamyśliła się. - Hmm. W nocy i tak nic nie zrobię. Doświadczenie nauczyło mnie, że byłoby to głupotą, ale rano...? Przejdę się do tego Abrahama i przyjrzę się ciału. Może coś mi to powie. Gdzie ma swój zakład?

Re: Zajazd Pod Wzgórzem

30
Właściciel zajazdu nie miał żadnych obiekcji względem udostępnienia Ci pokoju. Na tym jakby nie patrzeć polegała jego praca.

- Najlepsze co mamy to miód pitny. Słodki i pyszny. Nasza lokalna duma. - Odpowiedział promując swój nie tani produkt. Miód kosztował trzykrotnie więcej niż piwo. Wygląda na to, że zawód grabarza jest całkiem dochodowy skoro lokalny facet w czerni mógł pozwolić sobie na takie luksusy. Tymczasem sołtys słysząc Twoją reakcję pozbierał się nieco w sobie. - Moje zlecenie polegało na ocaleniu mi pierworodnego ale teraz... teraz... - Jego głos załamał się i przerwał na chwilę. - Teraz chcę głowy tej bestii! Tak nie może być! To coś zagraża mojej żonie. Moim dzieciom. Nie wyglądasz jak ktoś, kto mógłby poradzić sobie z bestią ale nasza sytuacja jest beznadziejna. Potrzebujemy każdej pomocy i gotów jestem zapłacić za nią złotem.

Cóż, niewątpliwie targowanie się nie było najmocniejszą stroną głowy wioski ale też Ciężko było go winić biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znalazł i stratę z jaką zmagał. Co do karczmarza jeśli tylko zdecydujesz się opłacić miód i pokój obie rzeczy będą do Twojej dyspozycji.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Wróć do „Wschodnia prowincja”