Karczma "Duma Kozienic"

1
Zewnętrze drzwi do zajazdu otworzyły się z trzaskiem, a do środka wdarło się zimne, nocne powietrze. Wszyscy zebrani w karczmie, jak na komendę, umilkli i odwrócili głowy w stronę sieni, do której od ich strony prowadziły złożone z dwóch części drzwi. Wyższa była odsunięta, jakoby dla wentylacji, niższa pozostała zamknięta, coby burki ze wsi się nie schodziły.
- Kie licho - mruknął jeden z chłopów. W drzwiach nie było żywego ducha - zjawy jakie czy czort...
Dolne odrzwia huknęły nagle otwarte kopniakiem, najbliższy z parobków odskoczył z krzykiem, a oczom przebywających w środku ukazał się on - Moradin Żelaznobrody.
- To co jest, kurwa - zagrzmiał i wydmuchał nos na podłogę - tęskniliście za krasnoludzkim, kurwa, wdziękiem, że się tak gapicie? Piwska polewać, kuraka z ognia czuję, dawać tu z nim aby żywo.
Żeby zmotywować właściciela przybytku do ruszenia zadka, potrząsnął głośno kiesą i poprawił wiszącą na plecach pawęż, która zakołatała jakby dla podkreślenia powagi najemnika. Ten podszedł raźno do lady, przy której siedział jedynie umazany błotem, a może łajnem chłopak, kaszlnął potężnie i zaraz zasiadał sam przy solidnym, dębowym stole. Pod tyłek podsadził sobie plecak, ekwipunek pozostawił przy krześle a na blat wyłożył nadziak - paskudną broń, której widok zazwyczaj odstraszał tych na tyle głupich i podchmielonych, żeby szukać guza u krasnoluda.

Ostatnie tygodnie nie były dla Moradina najlepsze. Z pracą nie wyszło, pokłócił się nieco o wypłatę i warunki kontraktu z innymi podwykonawcami, czego wynikiem był zakrywający jedno oko siniak i po raz kolejny złamany nos. Niby normalka i przejmować się nie ma czym, ale pieniądze by się przydały. Bo za coś żyć trzeba a dziwki, czując widać koniunkturę, podniosły ceny.

-To najlepsze co macie? - spytał zaglądając do kufla który podał mu karczmarz - Dobra, nie chcę wiedzieć. Pilnujcie tylko żeby pozostawał pełen. A i każcie komu pokój rychtować, pewnie nocać będę.
Jedzenie i picie zabrało mu dobre dziesięć minut. Wiedział dobrze, że każdy w tym czasie zdąży mu się poprzyglądać i znudzić się widokiem popiardującego i bekającego potężnie, szerokiego jak drzwi o stodoły a niskiego jak dziecko, karła. W końcu bliższa koszula ciału, a krasnal też człowiek.

Zdziwił się jednak, bo ktoś wciąż się jednak na niego gapił. Niewielka, złożona z raptem trzech zakapturzonych osób grupka, wśród której, Żelaznobrody mógłby przysiąc, błysnęła para spiczastych uszu.
Najemnik beknął po raz ostatni, wytarł brodę z tłuszczu i piwa, po czym wlepił wzrok w podejrzanych osobników.

Re: Karczma "Duma Kozienic"

2
Moradin może nie budził sensacji, ale i z pewnością stał się obiektem pewnego zainteresowania. Krasnoludy w prawdzie nie były na ziemiach Herbii czymś nowym, lecz w tej części Keronu raczej nie widywano ich zbyt wielu. Można rzec, że mimo nagannej kultury osobistej - odwrotnie proporcjonalnej do wzrostu - Żelaznobrody sprostał wizerunkowi stereotypowego krasnoluda. Jednak najwięcej chwały w oczach prostych ludzi zyskał nie on jako osoba, a jego ekwipunek. Porządny, fachowy, śmiercionośny - istne przeciwieństwo właściciela. Ktoś mógłby się nawet pokusić o stwierdzenie, iż tak zadbana broń sugeruje bezczynność tego, kto wedle teorii nią włada, lecz nikt nie odważył się nawet szepnąć o tym. Co innego, gdyby Moradin potrafił czytać w myślach...
Karczmarz nie krył zadowolenia z przyjętego zamówienia. W tych czasach każdy grosz się liczył. W każdych czasach tak jest, ale w tych bardziej. Wojna, nienaturalna zima, jakieś katastrofy magiczne... no i elfy, a jak wiadomo w tym miejscu niedawno było ich dość sporo. Dlatego własnie karczmarz podszedł do Moradina i skinął mu uprzejmie.
- Waszmość krasnoludzie, smakowało? To najlepsze piwo i kurak w Keronie, zapewniam. Nie chcę przerywać odpoczynku tak dzielnego wojaka, lecz za przyjemność należy się jedynie dziesięć srebrniaków. Nie nalegam na teraz, ale ze szwagrami bylibyśmy szczęśliwi, gdybyście zapłacili przed wyjściem. - Skinął na trzech rosłych jak dęby jegomości stojących pod ścianą i wbijających w Moradina wzrok.
Krasnolud nie musiał płacić od razu, nie musiał tego robić w ogóle, ale złamany nos jest niczym wobec złamanego kręgosłupa. Karczmarz skinął i wrócił do swoich obowiązków.
Zakapturzone postacie postanowiły wykorzystać sytuację i dyskretnie wymsknąć się. W istocie należeli do elfich przedstawicieli i świadczyła o tym chociażby gracja, z jaką uniknęli zamierzonych uderzeń barkiem przez szukających zaczepki pijaków.
Moradin nie został na długo sam. Nim zdążył rozpocząć burdę bądź wypatrzeć kolejne, elfie ofiary, przysiadł się do niego jakiś jegomość. Miał zarośniętą brodę, w której coś zdecydowanie się ruszało. Był chuderlawy i nosił proste, połatane ubranie, a zebrawszy smalec z jego głowy można by wyżywić elfich uchodźców. Jednakże błysk w oku sugerował, że nie dosiadł się bezczelnie do zacnego krasnoluda nie mając jakiegoś planu.
- Witajcie, dzielny krasnoludzie. Mietek jestem. Zdradzicie swoje imię? - zapytał odważnie i spomiędzy dziurawych, zniszczonych zębów zionął taki odór, iż kurak w brzuchu Moradina zaczął szukać drogi powrotnej. - Widzieliście te uszaste co wyszły jak tylko wbiliście w nie ten dzielny wzrok? Chędożone elfy! I nie mówię sobie, bo tak. Ale o tym zaraz. Najpierw powiedzcie, waszmość krasnoludzie, czy chcecie pomóc prostemu ludowi i jeszcze zarobić? Sprawa jest bardzo poważna. Chodzi o najmniejszych. Waszych najmniejszych też! Wasz, eee.... - spojrzał na leżący nadziak i podrapał się po brodzie, z której uciekło kilku mieszkańców - młotek może przysłużyć się dobrej sprawie. By was przekonać do mych szczerych intencyi, powiem jeszcze, że to o te chędożone uszaste się rozchodzi! Ale musicie być całkowicie pewni i oddani sprawie, bo to ważna sprawa i wasz młotek jest potrzebny. - Mietek nachylił się, jeszcze bardziej zionąc niewidzialnym ogniem, a szeroki uśmiech, ukazujący jeszcze więcej ubytków i zaczerwieniona dziąsła, zapewne miał ostatecznie przekonać Moradina.

Re: Karczma "Duma Kozienic"

3
Kurak był chudy. Piwo cienkie, ale przynajmniej zimne. Takie czasy. Pomyślał Moradin. Wojna, popieprzona zima, jakieś ploty o magicznych kataklizmach. Więc, w sumie, posiłek i tak luksusowy biorąc pod uwagę okoliczności.

Gdy karczmarz podał cenę zestawu najemnik zachłysnął się, ale zaraz odzyskał rezon i beknął niby od niechcenia.
- Nie turbujcie się tak, psia mać - warknął wyciągając z kieszeni płaszcza chudą sakiewkę - macie tu już teraz, bo nie wiem czy nie mus mi będzie wyjść... prędzej czy później. Dziewięć... Dziesięć... A kurwa, niech stracę, macie tu trzynaście. Po jednym na szwogra, coby nie łypali na mnie takim wzrokiem.

Ułożył pieniądze w stos na skraju stołu, schował resztę i wrócił do ogryzania resztek. Jego nadludzko wyczulone krasnoludzkie zmysły pomogły mu namierzyć spiczastouche indywidua zanim wymknęły się one z budynku. Brodacz zaczął się nawet zastanawiać skąd ten taktyczny odwrót, ale wszelkie wątpliwości i świeże powietrze rozwiał zbliżający się do jego małego królestwa jegomość.
- Moradin jesteeeeeee - beknął potężnie, z niechęcią wyjawiając swoje imię imć Mietkowi - ale możecie mi mówić "Panie Krasnoludzie". To całkiem ładne.
Wysłuchał do końca oferty kmiotka i smarknął na klepisko. Coś mu tu śmierdziało i to wcale nie był oddech chłopa. Ani nieprane od tygodnia majtki najemnika.
- Dwie sprawy mości Mietku. Co wam wadzą spiczastouche, poza oczywistą, wkurwiającą wyniosłością. No i jak zamierzacie mi zapłacić? Bo, baczcie, czasy ciężkie i o fachowców niełatwo, rację mam?
Zajrzał do dzbana z cienkuszem, którym od początku zapijał posiłek - zaczynało już brakować.

Re: Karczma "Duma Kozienic"

4
Uśmiech zniknął z twarzy Mietka tak szybko, jak tylko się pojawił. Mimo, iż rozmowa zmierzała w zdecydowanie korzystnym dla tego poczciwego chłopa kierunku, sprawa była o wiele poważniejsza, niż się zdawało. Powaga zaiskrzyła w oczach Mietka, solidna pięść zacisnęła się jak kamień i zbielała, a zaciśnięte zęby utworzyły istną złotą fortecę.
- No bo, panie krasnoludzie, słyszał pan, co się ostatnimi czasy w Meriandos dzieje? Biedne dzieciątka są porywane. - Spuścił głowę, próbując zwalczyć rozsadzający go gniew, który przyprawił twarz na czerwono. - Ja żadnego nie mam, moje biedactwa pomarły w czasie zimy, ale inne dobre chłopy straciły pociechy. Tak po prostu. Ja, panie krasnoludzie, z Meriandos jestem, czasem dorabiam poza miastem, bo zaiste ciężkie czasy. Czasem zaglądam do karczmy w poszukiwaniu dzielnych wojaków. Znalazłem wcześniej paru, ale zabrali srebro i uciekli, a takie akurat gryfy to po niebie nie latają. Ale nie poddałem się z towarzyszami i spróbowałem znowu, właśnie dziś. - Mietek zatrzymał się na chwilę i wbił wzrok w sufit zastanawiając się, jak przejść do sedna. - Bo, panie krasnoludzie, my wiemy, że to te chędożone uszaste! To przez nich złe rzeczy się dzieją! My wiemy, że oni te dzieciątka do mrocznych rytuałów i czarów złych potrzebują. My nie możemy czekać aż ci saki... znaczy - rozejrzał się na boki - aż nasz cudowny Zakon Sakira przepędzi te przebiegłe elfy. No i pieniądze by się przydały, ale dodatkowa nagroda będzie w całości wasza. Nie mamy dużo, tylko pięćdziesiąt gryfów, ale miasto da więcej, o wiele więcej! No i chodzi tu o rąbanie uszastych, nie zabieranie do lochów, tylko mordowanie jako zemstę, a niektórzy to nawet lubią... - Mietek starł brudnym palcem łzy z kącików oczu i dalej wbijał w Moradina błagalny wzrok. - Pojawicie się w Meriandos, panie krasnoludzie, znajdziecie uszaste i zarżniecie jak świnie. My wiemy, gdzie ich kryjówka, ale to bardzo niebezpieczna okolica, a my proste chłopy. Do pomocy będziecie mieli dwóch dobrych ludzi, uczciwych i walczących, żeby i was chędożone uszaste do czarnych czarów nie wykorzystały. Co wy na to, panie krasnoludzie? Błagam w imieniu ojców i matek!
Każdy w karczmie zajmował się własnymi sprawami i od czasu do czasu rzucił ciekawskie spojrzenie w stronę Moradina. W rzeczy samej, jeśli by się rozejrzeć po przybytku, można by dojść do wniosku, iż w dzisiejszych czasach zabrakło solidnych wojowników. Owszem, wielu z tutejszych pijusów dysponowało naznaczonymi bliznami facjatami, sugerującymi jakieś tam doświadczenia, a może nawet umiejętności w zakresie prostej bijatyki, lecz właściwie nikt nie był tak dobrze wyposażony jak Żelaznobrody. Większość wojowników walczyła na wojnie, część zajmowała się bandyckimi grupami lub ukrywała się przed poborem. W praktyce taki obrót spraw czynił Moradina jedyną nadzieją Mietka i wielu pokrzywdzonych rodzin.


Spoiler:

Karczma "Duma Kozienic"

6
POST BARDA
Spoiler:

- Nie patrzę na ciebie z odrazą! - zaprotestował Goren ze złością. - A przynajmniej nie ze względu na to, jak wyglądasz i skąd pochodzisz! Gdybym spotkał cię w innych okolicznościach... byłoby inaczej - dokończył niezdarnie. - Jesteś szaloną fanatyczką, pokrzywioną przez to, co wbili ci do głowy w podziemiach! Gdybyś chciała chociaż na moment otworzyć umysł i spróbować spojrzeć na to z drugiej strony, spróbować zobaczyć to, co usiłuję ci pokazać, spróbować mnie wysłuchać ze zrozumieniem...
Dobitnie podkreślił ostatnie słowa, ale zamiast dopowiedzieć zdanie do końca, z jego gardła wydarło się tylko zirytowane warknięcie. Próby przekonania Elspeth nie miały sensu, gdy ona nie pragnęła niczego poza krwią i zemstą.

Dotarcie do karczmy zajęło im jeszcze trochę ponad godzinę. Musieli przerwać swoją kłótnię, bo im bliżej, tym większe było ryzyko, że ktoś ich usłyszy. Minęli jednego samotnego wędrowca, który wyglądał, jakby po pijaku usiłował dotrzeć do gospody i nie szło mu najlepiej, ale żadne z nich nie miało w tej chwili nastroju na pomaganie biedakowi - zwłaszcza Elspeth, która najchętniej przebiłaby go włócznią i zostawiła na środku drogi, by powoli umierał za winy swoich przodków.
Budynek nie był duży, ale za to wznosił się na dwa piętra, górując nad okolicą. Okna na parterze były jasne od rozpalonych w środku świec i kominka, który widzieli już stąd, akurat dojeżdżając do karczmy od odpowiedniej strony. Goren podprowadził konia do barierki, do której go przywiązał chwilę później, ostentacyjnie nie przejmując się tym razem tym, czy Elspeth poradzi sobie ze zsiadaniem z siodła, czy też nie. Obok gospody stał drugi budynek, z dużymi, podwójnymi drzwiami, któremu przyglądał się przez chwilę, ale nie raczył podzielić się z elfką swoimi przemyśleniami.
- Chowaj dłonie - polecił, gdy ruszyli do środka. - I nawet nie myśl o zabijaniu tu kogokolwiek.
Mruknął pod nosem coś jeszcze, co brzmiało jak "pieprzona psychopatka", ale całkiem możliwe, że elfce coś się zupełnie przesłyszało. Poprowadził ją do wejścia i otworzył przed nią drzwi, z jakiegoś powodu - może z niezrozumiałego dla niej przyzwyczajenia - przepuszczając ją przodem.
Wnętrze skąpane było w ciepłym blasku ognia. Przestronna sala, wypełniona stołami, gościła teraz zaledwie kilka osób, pogrążonych w radosnej rozmowie. Nawet nie zwrócili oni uwagi na fakt, że Elspeth i Goren pojawili się w środku. Zauważyła ich za to kobieta za kontuarem, leniwie oparta o niego łokciem. Wydęła usta i zmierzyła elfkę spojrzeniem od stóp do głów, zapewne szukając prześwitów w jej szczelnej szacie.
- Potrzebujemy pokoju na noc - odezwał się Goren, ściągając kaptur z głowy. - Kolacji i kąpieli.
- Gulaszowa jest
- rzuciła kobieta. - Pokój kąpielowy na górze. Wodę sami sobie zagrzeją. Duże łóżko?
- Nie. Dwa pojedyncze. Czy macie jeszcze miejsce w stajni? Mamy konia.
- Mhm
- wyjęty spod kontuaru klucz wylądował na blacie, tuż przed nosem Elspeth. - Maskę zdjąć. Co to za zwyczaje?
- Moja przyjaciółka jest poważnie okaleczona. Została poparzona, gdy była dzieckiem, ma okrutnie zdeformowaną twarz
- Goren skrzywił się i potrząsnął głową, dając karczmarce do zrozumienia, że nie chce tego widzieć. - Nie chce się pokazywać ludziom.
W niechętnym spojrzeniu kobiety pojawiło się współczucie.
- Mm. W takim razie zostańcie na górze. Żeby mi tu gości nie stresować. Przyniosę jedzenie. I wina wam nagrzeję.
Elf skinął głową i sięgnął do sakiewki, z której wyjął kilka złotych monet i przesunął je po blacie w stronę właścicielki przybytku. Biorąc pod uwagę, że to wystarczyło jako zapłata za wszystko, co mieli tu zapewnione, Elspeth mogła sobie wyobrazić, jak dużą zdobyczą było pięć pękatych sakiewek.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

7
POST POSTACI
Elspeth nie dyskutowała już z Gorenem, chociaż miała jeszcze dużo słów do powiedzenia. Elf niczego nie rozumiał i patrzył na świat przez wykrzywione spojrzenie mieszkańców powierzchni. Gdyby doświadczył tego, co oni, nigdy nie śmiałby wypowiedzieć takich twierdzeń! Elspeth, choć ona sama nie miała złego życia, wiedziała, że jej przodkowie cierpieli i nikt im nie pomógł.

- Nic nie wiesz, elfie. - Burknęła, kończąc dyskusję.

Nie odzywała się, gdy zbliżyli się do wioski. Samotny wędrowiec zasługiwał jedynie na śmierć, która dosięgnie go prędzej, czy później.

Nie czuła się komfortowo w towarzystwie, dlatego trzymała się blisko Gorena, choć on sam również domagał się ciosu prosto w serce przez jego głupie słowa. Schowała dłonie, tak jak jej polecił, trzymając je pod płaszczem, którym opatuliła się nieco szczelniej. Nie wtrącała się do rozmowy z karczmarką. Stwierdzenie, iż ma zdeformowaną twarz, nawet na potrzeby dywersji, było dość bolesne. Niezmiennie pozostawała kobietą, świadomą swojego wyglądu. Nie uznawała się za brzydka, mimo koloru skóry i oczu.

- Nie będę stresować. - Obiecała z przekąsem. Gdyby tylko mogła się im pokazać, nie wywołałaby stresu, ale przerażenie. Kusząca wizja.

Pieniążki na kontuarze pozwoliły jej zrozumieć, ile warte było złoto. Goren obłowił się bardziej, niż ona. Po tym, ak się rozstaną, przyda mu się to bogactwo.

- Odprowadź mnie. - Poprosiła słodkim głosikiem. Nim Goren zajmie się koniem, musiał zająć się nią.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

8
POST BARDA
Goren był gotowy wysłać ją z kluczem na górę i pójść zająć się koniem, ale prośba, wypowiedziana zaskakująco słodko, sprawiła, że mężczyzna zatrzymał się w miejscu i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem. Musiał zdjąć siodło, oporządzić wierzchowca, przynieść juki ze wszystkimi ich rzeczami... ale może faktycznie zostawianie Elspeth samej sobie w karczmie pełnej ludzi nie było rozsądnym pomysłem.
- Czy ktoś może zająć się naszym koniem w takim razie? - spytał, unosząc wzrok z powrotem na kobietę za kontuarem.
- Pip może, za miedziaka. Pip! - zawołała, a z zaplecza wybiegł chłopak, na oko dwunastoletni, ze złocistą fryzurą tak chaotyczną, jakby właśnie trafił go piorun.
- Tak! - wysapał, nieco zaspany. - Jestem!
- Dostaniesz całą koronę, jak oporządzisz siwka przed wejściem - zaproponował Goren hojnie, a młodemu zaświeciły się oczy. - Trzeba zaprowadzić go do stajni, przynieść juki...
- Całą koronę?! Tak, tak! Wszystko wiem! Wszystko zrobię! Dziękuję!
- ukłonił się, już pędząc w stronę drzwi, przez co wyszło to nieco pokracznie. Propozycja tak wysokiej zapłaty skutecznie go obudziła. - Przyniosę juki, dostanie sianko! Dziękuję!
Karczmarka wydęła usta w wyraźnym niezadowoleniu, ale czy wynikało ono z zachowania dzieciaka, czy z faktu, że zapłata była zdecydowanie zbyt wysoka jak na kogoś tak młodego, tego się nie dowiedzieli.
- Mh - prychnęła. - Gulaszową i wino przyniosę za kwadrans. Chleba wam nakroję. Nie zamykać się. Wody sobie nagrzeją w międzyczasie.
Przegoniła ich na górę machnięciem dłoni, więc Goren też nie zwlekał już dłużej. Sprawdził na kluczu numer pokoju i uprzejmym gestem wskazał swojej towarzyszce schody prowadzące na piętro. Ktoś zawołał za nimi, w alkoholowym amoku zapraszając ich do wspólnego picia, ale został zupełnie zignorowany.
Pokój im przydzielony okazał się znajdować na najwyższym, drugim piętrze, po sąsiedzku z rozświetloną małą lampą niewielką łaźnią, do której mogli zajrzeć po drodze. Wewnątrz znajdowała się nieduża balia i mały kominek, z zawieszonym w środku kociołkiem do nagrzewania wody. Być może Elspeth będzie miała luksus wzięcia ciepłej kąpieli, pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna. Ich pokój natomiast nie był niczym nadzwyczajnym, ale wciąż stanowił dużą poprawę jakości w porównaniu do dotychczasowych warunków. Dwa łóżka z czystą pościelą, złożoną w równy kwadrat, ustawione były pod ścianą z oknem. Jeśli elfka postanowiła wyjrzeć przez nie na zewnątrz, dostrzegła posłusznie uwijającego się przy Lunie chłopaka, wciąż podekscytowanego wizją niecodziennie wysokiego zarobku. Przy samym wejściu stał drewniany stół z kilkoma świecami, które od razu pozapalał Goren, a w drugim kącie znajdowała się komoda z szufladami, w razie gdyby ktoś postanowił zatrzymać się tu na dłużej.
- Zostań w masce, dopóki nie przyniosą nam jedzenia i rzeczy od Luny - polecił Goren, samemu ściągając płaszcz i zawieszając go na krześle. - Wtedy zamkniemy drzwi i okiennice, nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

9
POST POSTACI
Skoro mieli tyle pieniędzy, wydanie jednej monety więcej na stajennego nie powinno być problemem. Elspeth nie czuła się swobodnie w karczmie, wokół nich było zbyt wiele powierzchniowców, zbyt wiele tych, którzy powinni zostać wzięci do niewoli lub umrzeć. Goren był stałą, której nie chciała zostawiać nawet na chwilę. W razie problemów, mógł stanąć w jej obronie. Byli w tym razem.

Zgodziła się na wszystko, co zaproponował Goren. Gulaszowa, czymkolwiek była, mogła posłużyć im za kolację, a popita winem, gwarantowała dobre sny. Puszczona przodem, wspięła się po schodach na najwyższe piętro karczmy, uważając po drodze, by nie wpaść na... wroga? Dom był pełen wrogów, tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.

Nie miała ze sobą bagażu, więc nie musiała się rozpakowywać ani używać szuflad. Przysiadła na krawędzi łóżka, wyciągając przed siebie nogi.

- Drzwi i okiennice? Co planujesz? - Parsknęła, naśmiewając się z Gorena. - Przez okna mnie nie zobaczą. Mogę spać w masce. Nie pierwszy raz. - Skrzyżowała ręce na piersi, bo tego wolałaby uniknąć. taka ozdoba twarzy nie była najwygodniejsza podczas odpoczynku. - Ale pilnuj drzwi podczas kąpieli.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

10
POST BARDA
Goren przewrócił oczami.
- Planuję spać spokojnie. Wyspać się porządnie. Uznałem, że wygodniej ci będzie, jak się od wszystkich odetniemy i będziesz mogła zdjąć maskę, ale jak chcesz, to śpij w niej i z włócznią pod poduszką. Nie mój problem. Drzwi i okiennice zamknę tak czy inaczej.
Rozłożył sobie pościel na swoim łóżku, przez chwilę przyglądając się wysokiej poduszce z nieukrywanym zachwytem, zupełnie jakby nie widział takiej od zdecydowanie zbyt dawna. Przesunął dłonią po szarym materiale, w jaki była obleczona, ale nie stał w miejscu zbyt długo, bo zaraz wyszedł z pokoju, kierując się prosto do łaźni. Elfka usłyszała dobiegające stamtąd dźwięki rozpalanego ognia i przelewanej wody, a gdy Goren wrócił, zaraz za nim wszedł do środka rozczochrany chłopak, targający na ramionach ich ciężkie juki. Zamienił z elfem kilka słów, złożył wszystko w kącie pokoju i ukłoniwszy się nisko, zostawił ich samych.
Zanim jednak pochylony nad bagażem Goren zdążył cokolwiek z niego wyciągnąć, do środka bez pukania wpakowała się karczmarka, niosąc dużą tacę, na której stały dwie miski z parującą strawą, dwa wysokie kufle pełne gorącego, ciepłego wina i kilka kromek chleba.
- Jak zjedzą, wystawią na zewnątrz - poleciła kobieta. - I nie hałasują. Hałasy tylko na dole, zrozumiano?
- Tak. Dziękujemy
- elf uprzejmie wypchnął ją poza pokój i po krótkim pożegnaniu zamknął za nią drzwi, przekręcając też klucz w zamku.
Westchnął i usiadł przy stole, natychmiast sięgając po grzane wino. Uniósł kufel do ust i nie odrywał go od nich przez długie kilka uderzeń serca, wlewając w siebie jego zawartość, jakby była tym, czego pragnął najbardziej na świecie. Gdy w końcu ze stuknięciem odstawił naczynie na blat, było do połowy opróżnione. Odetchnął głęboko i zabrał się za jedzenie.
Drzwi i okiennice były zamknięte, więc Elspeth mogła zrobić to samo. Mogła zdjąć z twarzy maskę, zsunąć z ramion płaszcz, odsłonić dłonie. Nawet jeśli jej relacja z Gorenem obecnie przeżywała spory spadek, to musiała przyznać, że bez niego nie miałaby tego wszystkiego. Nie czekałoby na nią ciepło w postaci posiłku, pachnącego przyprawami wina, kąpieli i wygodnego łóżka... a przynajmniej nie przed powrotem do podziemi. Kolejną noc musiałaby rozbijać obóz i kłaść się na ziemi, co, oczywiście, było do przeżycia, ale nie mogło równać się z pokojem w karczmie. Gulaszowej przydałoby się nieco więcej mięsa, ale wkrojone mnóstwo warzyw rekompensowało trochę te braki. Kolacja była smaczna i sycąca, a wino rozgrzewało elfkę i sprawiało, że zaczynało jej już powoli rozmywać postrzeganie rzeczywistości, pozwalając jej też rozluźnić się bardziej, niż potrafiła do tej pory.
Gorenowi do tego stanu było jeszcze daleko.
- Sprawdzę, czy możesz przejść od łaźni - odezwał się, gdy skończyli jeść. - Weź sobie jakieś czyste ubrania i chodź. Popilnuję cię.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

11
POST POSTACI
Elspeth uśmiechnęła się, choć Goren nie mógł tego widzieć. Delikatny uśmiech z pewnością jej nie pasował, na szczęście maska wszystko zasłaniała. Nie ściągała jej, tak jak radził Goren.

Dla Elspeth, wnętrze było obce. Rozglądała się po pokoiku, wymieniając w głowie różnice, które widziała między domostwami powierzchniowców, a tymi, które znała z podziemi. Różnicy było rozczarowująco niewiele, zakładała, że wzory, króre jej przodkowie przynieśli do mroku lata temu, zachowały się w ich kulturze. Nie mogła jednak nie zauważyć poduszki, która wydawała się rozkosznie miękka. Nie kładła się jednak, najpierw musiała zażyć kąpieli.

Pojawienie się rozczochranego sługi i grubej kobiety, zaraz za nim, pozostawiła bez żadnego komentarza. Dopiero przekręcenie klucza w drzwiach pozwoliło jej odetchnąć i ściągnąć maskę z twarzy.

- Ryzykujemy. - Mruknęła, mogąc się tylko domyślać, jak zareagowałaby karczmarka, gdyby zobaczyła ją bez maski. Tego nie wytłumaczyłaby oparzeniami. - Mogliśm spać w lesie. - Dodała, siadając, by zająć się jedzenem.

I wtedy zmieniła zdanie. Ciepłe wino przyjemnie rozlewało się po żółądku, a zupa, czymkolwiek była, stanowiła wręcz doskonały posiłek po tygodniach jedzenia złożonego z tego, co udało jej się upolować w dziczy. Nie starała się nawet ukrywać zachwytu przed Gorenem, bo cóż tu było do ukrywania? Sam wiedział, jak pyszna była ta zupa! Gorąco w środku rozleniwiało, a alkohol szybko uderzał do głowy. Kobieta poczuła się nieco szczęśliwsza, gdy uśmiechała się nad miską.

- Po kąpieli... dostaniemy więcej wina? - Poprosiła, kończąć zupę, a wraz z nią zaraz też wino. - Dzięki.

Ciepła kąpiel miała być wisienką na torcie. Zabrała lekkie ubrania, w których mogła spać wygodniej i ruszyła za Gorenem. Ufała mu.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

12
POST BARDA
Goren nie był w nastroju na przekonywanie jej do słuszności tej decyzji. On sam też czerpał niesamowitą przyjemność z tych prostych wygód, jaką była ciepła strawa i jaką mogła stać się za chwilę kąpiel. Elspeth nie wiedziała, w jakich warunkach elf był przetrzymywany w podziemiach i czy jego dotychczasowy opiekun, żeby nie powiedzieć właściciel, pozwalał mu spać w miękkich pierzynach i pić grzane wino. Prawdopodobnie nie, choć wciąż nie miała zbyt wielu informacji na temat jego życia w podmroku. Później, po ucieczce, też trzeba było przyznać, że los nie sprzyjał mu szczególnie mocno... nie licząc, oczywiście, konia, a także tego, co udało się im zebrać z ciał martwych szlachciców.
Kiedy jednak Elspeth zaczęła uśmiechać się nad swoją miską, Goren zaczął zerkać na nią raz po raz, chyba zszokowany faktem, że w ogóle potrafi to robić. Dojadł swoje danie i oparł się wygodniej, wrzucając łyżkę do pustej miski.
- Chcesz więcej wina? - upewnił się. - Mogę przynieść, później - zaoferował i milczał przez chwilę zanim dodał jeszcze: - Może powinienem załatwić ci stały do niego dostęp, skoro to wystarczy, żebyś przestała chcieć zamordować wszystko, co się rusza i pluć na wszystko jadem. I zasłużyłem na podziękowanie? Niezwykłe. Długo nie zapomnę tej nocy.
Westchnął i wstał, podpierając się o blat jedną, zdrową ręką.
- Pójdę sprawdzić, czy nikogo nie ma na korytarzu.
Był środek nocy, więc wyglądało na to, że na ich piętrze wszyscy pogrążeni już byli w głębokim śnie. Elf przeprowadził swoją mroczną towarzyszkę do pokoju kąpielowego i obiecał, że w razie czego będzie czuwał za drzwiami. Gdy zamykała za sobą drzwi, zdążyła jeszcze zobaczyć, jak osuwa się plecami po ścianie i siada na podłodze, z długimi nogami wyciągniętymi przed siebie. Nikt nie wpakuje się Elspeth do kąpieli, gdy on czuwał.
Drewniana balia do połowy była napełniona wodą, już chłodną, ale nad paleniskiem wisiał spory kociołek z bulgoczącym nad ogniem wrzątkiem. Przelanie go do kąpieli sprawiło, że ta nieco się ogrzała, ale jeśli chciała naprawdę posiedzieć w naprawdę ciepłej wodzie, musiała zagotować sobie jeszcze ze dwa takie same. Nie zajęło to wiele czasu, a gorąca kąpiel okazała się czymś niesamowicie kojącym i odprężającym dla jej zmęczonego niewygodami ciała. Teraz, gdy dodatkowo rozleniwiona była winem, prawie nie chciało się z tej balii wychodzić. Nikłe światło kilku świec, które odpalił Goren wcześniej, wystarczało, by dobrze widziała wszystko, co znajdowało się w pomieszczeniu: stołek ze stertą ręczników, pusty dzbanek po czyimś winie, talerz z pojedynczym, osamotnionym, zapomnianym ciastkiem. Z wizją czekającego na nią kolejnego kufla grzanego wina i ciepłego, miękkiego łóżka, Elspeth mogła zrelaksować się tak, jak nie było jej dane od dawna i jak raczej po dzisiejszej nocy długo jej dane nie będzie.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

13
POST POSTACI
Elspeth, skupiona na strawie i napitku, nie miała czasu na rozważanie tego, jak przetrzymywano Gorena w podziemiach ani co trafiło go na powierzchni. Wciąż żył, chociaż usilnie starał się to zmienić, więc mógł mówić o szczęściu. Gdyby tylko broń wycelowana została o stopę w bok, przeszyłaby go i skończyła jego żywot. To, iż wyszedł z potyczki ze szkolonym Mrocznym z ledwie raną na ramieniu, świadczyło o przychylności bogów, w jakichkolwiek wierzył.

Zupa była smaczna i rozgrzewała, lecz nie tak, jak wino. Chętnie dobrałaby się do kolejnego kufelka... było ich przecież na to stać! I chociaż uwagi elfa nie były zbyt miłe, wieczór był zbyt dobry, by psuć go braniem do siebie kolejnych przytyków.

- Wino przyćmi zmysły. - Zgodziła się, odstawiając pusty kufel. - Uważaj, albo przypomnisz mi, że w budynku jest dużo łatwych celów. Przyjemnych zabójstw. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tylko na moment. Nie zadecydowała, czy zostawi karczmę taką, jaką ją zastała, czy zacznie siać zniszczenie, gdy tylko odzyska siły. To miało zdarzyć się kolejnego ranka, po solidnym wypoczęciu. Zupełnie zapomniała, że był środek nocy, a do odzyskania sił potrzeba więcej, aniżeli drzemki do świtu.

Ciepła kąpiel była kolejnym miłym udogodnieniem. Higiena była ważna, lecz zwykle wystarczył strumyk, może jezioro. Gorąca woda była luksusem, którego nieczęsto kosztowała w życiu, dlatego postanowiła skorzystać w pełni. Zagotowała więcej wrzątku, po czym zanurzyła się w błogości, pozwalając odejść zmartwieniom. Było przyjemnie, zbyt przyjemnie, by za szybko to przerywać. Goren mógł poczekać. Jeśli jej nie przerywał, zamierzała porządnie się wymoczyć, nim mogła wyjść, wytrzeć ciało i nałożyć czyste ubrania.
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

14
POST BARDA
Żarty o beztroskim mordowaniu nie znajdowały w Gorenie zrozumienia. Elf nawet się nie uśmiechnął, nie odpowiedział też nijak na tę sugestię. Pokręcił tylko z rezygnacją głową, co zaczynało już być stałym elementem jego repertuaru, gdy Elspeth opowiadała o swoich planach i wizjach przyszłości, w której mroczne wyżynały wszystkich mieszkańców powierzchni i burzyły ich miasta. On chciał tylko dotrwać jakoś do momentu, w którym będzie mógł odstawić ją jakiemuś podziemnemu oddziałowi i udać się w swoją stronę.
Tak, jak obiecał, czekał pod drzwiami, z głową opartą o ścianę i spojrzeniem bezmyślnie wbitym w jeden ze świeczników. Gdy elfka wynurzyła się z pomieszczenia po swojej kąpieli, on poderwał się na równe nogi, ale na korytarzu wciąż nie było nikogo, kto mógłby ją zobaczyć i wpaść w panikę, a potem wszcząć alarm. Była noc, a oni byli bezpieczni bardziej, niż byliby gdziekolwiek indziej w dziczy, nawet jeśli Elspeth otoczona była tu przez domniemanych wrogów. Była najedzona i rozgrzana, a wino krążyło w jej żyłach przyjemnie. Wdawanie się w walkę z kimkolwiek z pewnością znacząco zakłóciłoby ten nastrój rozleniwienia i błogości.
- Wrócę do ciebie niedługo - obiecał. - Zamknij się na klucz i nie wpuszczaj nikogo innego - polecił, jak dziecku, którym przecież nie była. - Przyjdę z winem.
Zabrał czyste ubrania, ziołowy wywar od Lii i zniknął, znów nic sobie nie robiąc z faktu, że elfka czuła się odpowiedzialna za jego ranę. Pewnie przyjdzie do niej potem po opatrunek, ale umyć i oczyścić mógł ją sobie sam. Została sama w pokoju, rozświetlonym przez słabe światło kilku świec. Nie miała tam zbyt wielu rzeczy do roboty; w uchylonej szufladzie komody dostrzegła dwie sfatygowane książki, zwój czystych kartek i czerwony szalik, które musiał zostawić tu poprzedni lokator, a wśród pakunków przyniesionych w jukach od Luny nie było niczego, czego już wcześniej by nie widziała. Mogła po prostu leżeć, odpoczywać, wyglądać przez okno, albo nie słuchać się Gorena i pójść na spacer po karczmie, szukając zaczepki.
Zanim jednak wpadło jej do głowy to ostatnie, Goren wrócił do niej, z mokrymi włosami zaczesanymi do tyłu i dwoma kolejnymi kubkami grzanego wina na tacy, na środku której stał dzbanek z dodatkową porcją, gdyby to spragnionej Elspeth nie wystarczyło.
- Owinąłem sobie ramię, ale nie nazwałbym tego opatrunkiem. Poprawisz? - poprosił, przeciągając koszulę przez głowę.
Rana wyglądała już trochę lepiej. Opuchnięcie i zaczerwienienie powoli schodziło, a szew trzymał porządnie, choć zakładany w tak polowych warunkach z pewnością miał zostawić bliznę. Wyraźnie przyzwyczajony do bólu mężczyzna nie narzekał. Zamiast tego przypatrywał się elfce z ukosa, spoglądając na nią z góry.
- Jak do tego doszło? Dlaczego jesteś taka? - spytał nagle. - Jak można żyć, chcąc tylko krwi? To jest wszystko, co wpajają wam od urodzenia? Musztra i nienawiść? Czy ktokolwiek z was żyje chociaż trochę dla samego siebie, czy wszyscy istniejecie tylko po to, żeby zadowolić Zumarę?
Obrazek

Karczma "Duma Kozienic"

15
POST POSTACI
Było ciepło, było przyjemnie. Wino rozgrzało, kąpiel podtrzymała ten stan, pozwalając ciału nie tylko rozluźnić się, ale też uleczyć małe boleści, powodowane wydarzeniami ostatnich dni. Ciało, wystawione na chłód nocy, garnęło się z powrotem do ciepła, lecz teraz nadeszła kolej Gorena. Mijając go w korytarzu, posłała mu lekki uśmiech.

- Będę czekać. - Obiecała, bo i tak nie miała innego wyjścia. Bardziej jednak nastawiona była na wino, aniżeli na towarzystwo.

Zrobiła tak, jak jej powiedział, zamykając drzwi na klucz. Będąc samą w pokoju, mogła pozwolić sobie na odrobinę swobody, gdy niemal rzuciła się na łóżko, chłonąc jego miękkość. Nie interesowały jej książki i fanty pozostałe po innych gościach. Czerwień szalika była zbyt rzucająca się w oczy. I elfka być może zasnęłaby na posłaniu, gdyby nie powrót Gorena. Odpędzając na nowo pojawiającą się senność, pobudzoną tylko ciepłem i rozleniwieniem, wpuściła go do pokoju.

- Poprawię. - Zgodziła się, kręcąc lekko głową. Poprawiła mokre kosmyki, które kleiły się do jej twarzy, nim zabrała się za pracę. Założenie opatrunku nie było trudne, gdy miało się do dyspozycji obie ręce. Goren był silny, to trzeba było mu przyznać. Radził sobie dobrze z raną.

Jego pytania kazały jej zwolnić ruchy i skupić się na odpowiedzi. Gdyby mówił mniej, szybciej napiliby się wina!

- Jak można żyć, nie wiedząc o zdradzie, jaka nas spotkała? - Odpowiedziała pytaniem. - Jak mam o tym nie pamiętać? Jestem żołnierzem. - Dodała, jakby to miało wszystko wyjaśnić. - Zumara nam przewodzi. Przewodzi inwazji. Urodziłam się, żeby walczyć, to mój cel.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”