[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

46
Na słowa księżniczki Agata zatrzymała się na dobre, Kamila ponownie oderwała głowę od książki a Sofi... cóż ona akurat nie była w najlepszym stanie by połączyć kilka kropek w swoim rozgorączkowanym umyśle. Tylko mruknęła coś brzmiącego na połączenie kilku słów w jedno po czym kaszlnęła. Reszta twawrzystwa wykazała się jednak zdecydowanei większą elokwencją.

- Czyli jednak... - mruknęła Kamila a jej twarz po raz pierwszy skrzywiły oznaki jakiś emocji... zdecydowanie nieprzyjemnych ale jednak nieco kojących faktem, że potrafiła je okazywać.

- A ty skąd wiesz dokąd jedziemy? I co to ma znaczyć "stolica"? Nie mam tam nikogo z rodziny do czorta! - burknęła Agata ewidentnie oburzona, że nikt jej nie powiedział tak ważnego szczegółu.

Nim jednak dziewczęta mogły zacząć plotkować, kłócić się i rozważać czegoż mogli od nich chcieć w stolicy, drzwi do komnaty skrzypnęły i wkroczyła przez nie sama przeorysza ucinając tym samym zalążek rozmowy. Nie wyglądała zbyt pogodnie... ale i na co dzień nie była fontanną uśmiechów. Zarządzanie Kedesz nie było szczególnie wdzięcznym zadaniem i najpewniej kapłanka była więźniem tych murów w podobnym sensie co większość pacjentek. Zachowując milczenie zasiadła za swoim biurkiem i ewidentnie pogrążona w myślach przeciągnęła ową niemiłą ciszę która poczynała już brzęczeć w uszach Sarze. W końcu przeorysza otworzyła kluczem jedną z szuflad biurka i wyciągnęła z niego pergamin. Spojrzała na jego zawartość, potem na dziewczyny i znowu na pergamin. Na końcu westchnęła i poczęła czytać na głos wyrywki dokumentu.

- Szanowna Przeoryszo Kedesz... w tej trudnej... obowiązek... królestwo... mhmm... hmmm... aha..... uprasza się o wypuszczenie z murów klasztornych następujące szlachetnie urodzone Panny: Agatę Le'Fay, Sofi Foxrot, Kamilę Montweisser i Sarę Crestland. Udać się mają... mhm... przydziela się Rycerza Koronnego Sir Bedwyra jako przywódcę ich eskorty do stolicy. Powierza się do... hmmm... hmmm... tak nic więcej czym musiałybyście sobie zawracać głowę tu dla was nie ma. Jak mniemam jesteście już spakowane gotowe do drogi. Sir Bedwyr i wasze bagaże czekają pod murami klasztornymi i jedyne co zostaje do wypisanie was z przybytku i udzielenie wam błogosławieństwa naszej Pani na drogę. Ale zanim do tego przejdziemy... pytania?

- Czy musimy jechać w tych warunkach? I to do stolicy? Musimy w ogóle jechać? Nie możemy tu zostać? Proszę? - mruknęła Agata aczkolwiek z zauważalnie mniejszą ilością jadu w głosie, który zastąpiła potulność nawet odrobina słodyczy.

- Obawiam się, że to niemożliwe. Razem z tym listem dotarły do mnie dokumenty waszych opiekunów zamrażające wasze pensje.

Nerwowość Agaty poczęła ponownie wyciekać po tej odpowiedzi. Miast jednak wściekłego drapieżnika poczęła przypominać bardziej zaszczute zwierzę. Niemożność nadmiernego ruchu w obecności przeoryszy poczęła skutkować pojawieniem się u dziewczyny szeregu nerwowych tików. Ciche tupanie nogą, drgające powieki, głowa dziewczyna zdawała się tłumić w sobie chęć wybuchnięcia. Kamila zadała tymczasem swoje pytanie z tym samym spokojem co poprzednie.

- Czego od nas chcą w stolicy?

- Chcą? Rodzina się za wami najpewniej po prostu stęskniła. - odrzekła przeorysza z dobrodusznym uśmiechem, jednocześnie mając wyraźny problem z utrzymanie kontaktu rozmownego z którąkolwiek z dziewczyn.

Agata prychnęła, Sofi zamruczała jakoś radośnie a Kamila na dźwięk tych słów... poczęła się śmiać. Nie był to szczególnie głośny czy rechotliwy śmiech. Raczej cichy chichot. Skromna manifestacja rozbawienia, która powinien rozegnać do pewnego stopnia resztki owej chłodnej persony, której Sara tak się lękała. Problem polegał jednak na tym, że nawet Sara wiedziała o rodzinie Kamili dość by wiedzieć, że jej reakcja na słowa przeoryszy tylko pogarszała i tak parszywą atmosferę w komnacie. Chyba zarówno przeorysza jak i dziewczyny chciały jak najszybciej ją opuścić... ale Sara i Sofi dalej nie zdały swoich pytań. Jedna po zwyczajnie nie mogła chyba żadnego wymyśleć. Tymczasem Sara stała przed okazją za pociągnięcie głowy klasztoru za język. Tym lepszą, że przeorysza wyglądała jakby naprawdę było jej ich żal.
Spoiler:

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

47
Sara uniosła wzrok na resztę dziewczyn i jedyne, co zdążyła przebąknąć, zanim wpadła do nich przeorysza, to: — Bo tylko tam mogę jechać, do domu. Nigdzie indziej — ciężko byłoby dokładniej opowiedzieć o tym, ale właśnie kapłanka wparowała do pokoju i na szczęście Sara nie musiała okrężnie się tłumaczyć ze swojego pochodzenia. Obserwowała przeoryszę, gdy ta siadała do biurka i przez chwilę się w ogóle nie odzywała. Sara zaczęła się aż wiercić, ale finalnie kobieta sięgnęła do szuflady i zaczęła czytać treść listu... wyrywkowo.

W przeciwieństwie do reszty dziewczyn na twarzy Sary pojawiła się czysta radość i wręcz wypieki. Wracała do ojca, nie musiała już tutaj się kisić, w końcu będzie z rodziną! Miała ochotę znów zacząć podskakiwać, jak wczoraj w pokoju, ale lata nauki tutaj nauczyły ją powściągliwości na tyle, by wyrażała swoją radość jedynie poprzez mimikę. Temperowało ją także to, w jaki sposób Agata i Kamila reagowały na sytuację. Ewidentnie nie były zadowolone z tego faktu, zaś Sofi... prawdopodobnie i tak nic z tego nie rozumiała, mając pewno wysoką gorączkę.

Śmiech Kamili troszeczkę wybił z rytmu Sarę. Przez sekundę myślała, że po prostu się śmieje, raduje, ale potem zaczęła kojarzyć fakty i miała nieodparte wrażenie, że to jest gorzki dźwięk. Montweisserowie wedle wiedzy dziewczęcia byli obrzydliwie bogaci, wpływowi, ale nawet do jej uszu dochodziły przerażające plotki o ich rodzinie i jej głowie, głównie z ust innych pensjonariuszek. Kamila pewnie nie lubiła swojej rodziny, czego Sara szczerze jej współczuła.

Przepraszam... — zaczęła też zaraz mówić po odpowiedzi przeoryszy o rodzinie. Co prawda szczerze w to wierzyła, ale coś w wyrywkowym czytaniu listu złapało jej uwagę. — Ale o jaki obowiązek i królestwo chodzi? Co jest trudne? Coś przeorysza wspominała na samym początku listu. — Była ciekawa tego, chociaż pośrednio znała odpowiedź na to pytanie.

Przeorysza znała prawdę jako jedna z nielicznych osób. Ciekawe, czy faktycznie to było związane z jej pochodzeniem, czy po prostu nadeszła pora na powrót do rodziny. Poza tym Sara raczej nie miała wielu pytań. Już teraz chciała wyskoczyć do rycerza, który nawiasem mówiąc był bezpośrednim poddanym króla, nie żadnego lorda. Chciała już jechać i spotkać się z ojcem.

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

48
Przeorysza westchnęła na dźwięk pytania księżniczki. Widoczne wręcz jak na dłoni było, że nie potrafi się zmusić do szczerego odpowiedzenia na to pytanie... ale i nie ma sumienia do nie powiedzenia niczego. Przez chwilę jej wzrok powiódł po pozostałych zebranych dziewczynach by znowu zatrzymać się na Sarze. W końcu westchnęła ponownie i odparła.

— Nie zakazano mi o tym mówić... ale naprawdę byłoby dla was lepiej gdybyście nie wiedziały... ehhh. Sytuacja w królestwie... jest zła. Tragiczna wręcz. Tak źle nie było ani za Długiej Zimy ani chyba nawet wojny domowej. Zaraza podpełzła pod niemal samą stolicę, napięcia między braćmi rosną, Zakon rozpoczyna manewry w okolicach Hollar. Nie wiem jak ciepło wspominałyście świat poza tymi murami... ale teraz jest gorszy. Wielokrotnie gorszy i nie mogę was przed nim tu schronić... nawet jeślibym chciała. Otrzymała... a tym samym wy otrzymałyście rozkaz z samego dworu królewskiego by stawić się w Saran Dun jak najpilniej. Nie wiem dlaczego... ale najpewniej same się domyślicie po drodze. Jedyne co mogę zrobić to was pobłogosławić i życzyć wam powodzenia.

Sara miała poczucie, że przeorysza dalej nie mówiła całej prawdy... ale że i nie chciała mówić więcej. Kamila ze stoickim spokojem skinęła głową uspokoiwszy się po swoim ataku chichotu. Agata parsknęła coś o "głupiej stolicy" ale też nie zadawała kolejnych pytań. Sofi zamrugała oczyma i walczyła z opadającą jej ze zmęczenia głową. Przeorysza na widok owych reakcji jęknęła ponownie i nerwowym oraz zrezygnowanym głosem rozpoczęła dobrze im znaną inkantacje.

— Niech Pani Piękna doprowadzi was do bezpiecznej doliny, niech Pani Miłości ofiaruje wam szczęście, niech Pani Sztuki obdarzy was talentami i niech nikt nigdy nie odciągnie was od Pani...

— Chwalmy Osurelę — odpowiedziały dziewczęta... aczkolwiek ton ich głosów nie miał w sobie zbyt wiele radości i werwy.

— Wasza podróż rozpoczyna się w tej chwili... będę się za was modliła. — rzuciła jeszcze przeorysza otwierając drzwi na korytarz i z wyrazem smutku na twarzy wyprowadzając panny ze swojego gabinetu. — Muszę was prosić byście nie rozmawiały z nikim po drodze... siostra Stanisława zaprowadzi was do karocy.

Siostra stała już na korytarzu i po chwili śpiący jeszcze klasztor rozbudziły kroki nietypowej procesji. Siostra i Kamila pomagały iść Sofi i jednocześnie dyskutowały nad jej głową o tym jak najlepiej dbać o wycieńczoną Foxrotównę . Potem kroczyła sama Sara... a na końcu Agata fukająca co chwilę i mamroczącą przekleństwa lub przytyki do wszystkiego i wszystkich. Po chwili jednak albo to gniew zszedł z dziewczyny albo zazdrość o rozmowę dwójki starszych dziewczyn wzięła górę... tak czy inaczej Agata zagadała do Sary nim jeszcze przekroczyli furtkę klasztorną.

— A ty czemu taka spokojna jesteś właściwie? Wracamy do rodzin które nas tu wsadziły. Na bank czegoś od nas chcą... wiesz... jedynej rzeczy co możemy dać. Jak to jest, że jesteś zdeterminowana do powrotu?

Dziewczyna brzmiała głównie podejrzliwie i konfrontacyjnie, ale Sara wyłapała w jej głosie także pewien... dreszcz? Spazm? Czym był spowodowany trudno było określić lecz miast furii indykowała bardziej jakowyś strach lub niepewność. Tylko wobec czego?
Spoiler:

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

49
Sara z coraz gorszą miną słuchała słów przeoryszy, tworząc sobie powoli w głowie własną wersję. Trochę zrobiło jej się przykro z tego powodu, że prawdopodobnie ojciec wezwał ją, gdyż była mu po prostu potrzebna do rozwiązania paru spraw, ale z drugiej strony była dumna, że sprawozdania kapłanek dotarły do jego uszu i uznał, że była gotowa pomóc mu w naprawianiu królestwa. Pokiwała więc głową w zrozumieniu, zaraz dołączając do modlitwy przeoryszy, bardziej pod nosem mamrocząc formułkę, nigdy nie będąc wielką fanką kapłańskich zwyczajów.

Uniosła się raczej szybciej niż pozostałe dziewczyny, będąc raczej podekscytowaną podróżą, pomimo różnych uczuć, które nią targały. Wyszła za Kamilą, spotykając kolejną siostrę, która przejęła od niej Sofi, za sobą mając ciągle narzekającą Agatę. Nie przejmowała się zbytnio jej mamrotaniem, chociaż czasami denerwowały ją jej docinki na temat króla. Teraz jednak wolała skupić się na pozytywach podróży, to jest w końcu spotkaniem ojca. Jeśli poprosi ją o pomoc, nie zawaha się użyczyć mu całej swojej wiedzy i możliwości, jakie będzie w stanie z siebie wykrzesać.

Jakiej rzeczy? — zapytała Sara, gdy Agata podeszła do niej, pytając o powód jej spokoju. Nie wiedziała, jaką rzecz mogłaby dać swojej rodzinie, więc podniosła brew, ze szczerym zainteresowaniem patrząc się na nią. — A ja tutaj trafiłam tylko na kilka lat, nie na zawsze. Musiałam się nieco nauczyć ogłady, żebym mogła nie przynosić wstydu na dworze. Więcej w teorii z siostrami się nie nauczę, więc tato najwyraźniej stwierdził, że pora wracać i dobrze zresztą. Stęskniłam się za nim, a on za mną! Poza tym sama słyszałaś, królestwo naz wzywa, więc na pewno jadę też, żeby w czymś pomóc. Tylko jeszcze nie wiem jak, ale pewno dowiem się na miejscu. No i będę mogła praktykować te wszystkie ukłony, tańce i formułki, których się tutaj nauczyłam!

Uśmiechnęła się szczerze do Agaty. Biła od niej niewinność i dalsze niezrozumienie niektórych spraw dworu, który wcale nie przejmował się tak prozaicznymi sprawami jak ojcowska miłość. Sara jednak wierzyła szczerze, że oprócz domniemanej pomocy ojciec po prostu się za nią stęsknił i uznał, że faktycznie nie nauczy się więcej w klasztorze. Nie mogła się doczekać prezentacji przed nim, jak pięknie wyrosła i ilu rzeczy się nauczyła. Aż na chwilę się rozmarzyła, idąc nieco koślawo i bawiąc się swoim długim warkoczem.

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

50
Agata obrzuciła szlachciankę wzrokiem pełnym politowania i kręcąc jeno z rezygnacją głową wybiła się na sam przód grupy mamrocząc coś o "urojeniach większych niż Sofi" i "kilka lat tylko... dobre sobie". To z kolei przerwało rozmowę siostry i Kamili i przyśpieszyło ich marsz. Klasztor był cichy, pusty... i jakiś ponury. Dziewczęta dotarły do furty klasztornej bez zbędnych problemów i postojów bo nie było komu ich spowalniać. Poza Sofią oczywiście. Przekraczaj progi przybytku najpewniej po raz ostatni szlachcianki wydały z siebie mimowolne westchnięcie ulgi. Agata obejrzała się raz jeszcze na korytarz... po czym ruszyły w świat, który do tej pory trzymał je w jednym miejscu.

Pogoda była mroźna. Śnieg skrzypiał pod ich butami. Aż trudno było uwierzyć słowom rycerza, że w Keronie panuje już wiosna. Pośrodku świeżo opadłego śniegu i górskiego krajobrazu wyraźnie było widać zarys karocy czekającej przy drodze... oraz wszystkiego co im towarzyszyło. Wszystkie towarzyszące Sarze Panny westchnęły po raz wtóry, tym razem ze zdumienia. Oprócz całkiem eleganckiej jak na obecne warunki pogodowe karocy w orszaku znajdowały się dwa wozy zaprzęgnięte w krępe konie pociągowe. Samą karocę ciągnąć miał cztery piękne rumaki o kasztanowej barwie. Ostatnim zaś koniem był ten na którym zasiadała obecnie rosła postać zakuta w rycerską zbroję. Nie tylko to było jednak źródłem zdumienia szlachcianek. Była nimi liczba ludzi mających być odpowiedzialnymi za ich dotarcie do stolicy. Sara pospiesznie naliczyła kilkunastu knechtów do tego woźniców, kilku parobków... karawana wyglądała nawet nie jak patrol a jak jednostka uderzeniowa gotowa do ruszenia z frontalnym atakiem na obóz zbirów, heretyków czy innych złoczyńców.

Rycerz na widok zbliżających się szlachcianek zsunął się z siodła i wyszedłszy im na przeciw spotkał się z nimi jakiś rzut kamieniem od reszty eskorty. Drgnął jakoś dziwnie jakby ciężar jego zbroi na krótką chwilę zdał się zbyt uciążliwy dla jego kolan jednak w następnej sekundzie wyprostował się jak struna po czym skłoniwszy się dwornie... a przynajmniej na tyle dwornie ile pozwalała zbroja rzekł.

- Witam serdecznie szanowne panny. Zowię się Bedwyr i przypadł mi zaszczyt eskortowania was aż do bram Saran Dun. Jeśli w trakcie podróży będzie wam czegoś ubywać możecie liczyć na pomoc mą i moich ludzi. Dziękuje siostro za twoją służbę dalej ja pomogę tej panience.

Towarzysząca im zakonnica dygnęła nerwowo i zostawiając cały ciężar Sofi na Kamili... ale i to nie na długo. Rycerz podszedł bowiem bo niej i przeprosiwszy czarnowłosą chwycił pewnie acz delikatnie Sofi... i oderwał ją od ziemi niosąc ją jak księżniczkę z bajki do drzwi karocy. Gdyby tylko Sofi była w pełni przytomna najpewniej poczęła by piszczeć... ale że była wycieńczona leżała jeno bezwładnie w jego ramionach gdy ten ostrożnie przenosił ją przez drzwi karocy. Po chwili szamotaniny najpewniej wynikającej z ciasnoty powozu wyszedł z niego ponownie i powróciwszy do dziewczyn rzekł lekko zmachanym już głosem.

- Panienki wybaczą, że je zostawiłem na mrozie, ale wypadało by chora miała pierwszeństwo. A teraz proszę... tędy droga do karocy.

Odprowadził je następnie do powozu i jedna po drugiej pomógł im z wejściem po drewnianych schodkach wiodących do drzwiczek. Kamila przyjęła jego dłoń z chłodną powagą, Agata nerwowo się uśmiechnęła... kiedy zaś podawał dłoń by pomóc Sarze dziewczyna mogła przysiąc, że skórzana rękawica zacisnęła się na jej rączce jakoś szczególnie ciasno. Rycerz zaś zdał się jakiś spięty... bardziej niż dotychczas. Trudno było powiedzieć gdyż uparcie nie chciał pokazać swojego lica. Jedyne co widziała to jego oczy. Jasne, zielone... a może żółte? A może był to dziwny odcień błękitu. Cokolwiek by to nie było biła z nich troska... ale jednocześnie patrzenie w nie z niewyjaśnionego powodu wzbudzało w Sarze jakieś głęboko zakorzenione uczucie smutku. Nawet gdy właściciel tych oczu zapytał troskliwie.

- Jeśli będą jakiekolwiek problemy z protezą proszę dać znać. Przywieźliśmy z nami wybitnego rzemieślnika prosto z Saran Dun aby nie daj Sakir nie musiała panienka wracać do domu o kulach.

Następnie rycerz zatrzasnął a nią drzwiczki... i odszedł zostawiając w szybce karocy jedynie widok zaśnieżonego klasztoru. Po chwili do uszu dziewczyn dobiegł stłumiony przez ściany karocy okrzyk oznajmiający wymarsz... i karoca ruszyła. Klasztor począł zaś powoli znikać z widoku okienka. Sara i tak miała o tyle dobrze że przy nim siedziała. Mogła jeszcze na niego zerknąć. Na przeciw niej widniało zamyślone lico Kamili obserwujące niknący klasztor obok której siedziała... a raczej drzemała już Sofi, której wygodne siedzisko i amortyzujący wstrząsy śnieg zdecydowanie służył. Miało to sens skoro Kamila miała się opiekować chorą. Oczywiście znaczyło to, że obok Sary siedziała Agata... ale ta po ich wcześniejszej rozmowie patrzyła na dziewczynę z mniejszą dozą irytacji... bo zastąpiło ją politowanie. Nim jednak klasztor zniknął na dobre Agata burknęła.

- Nie podał nazwiska.

- Hmmm? - mruknęła Kamila.

- Nie podał nazwiska mówię. Rycerz. Herbu też jakoś nie widziałam. Jego tarcza miała tylko dwa czarne pasy i jeden żółty pośrodku. - dziewczyna rzuciła szczegół, który Sara całkowicie przeoczyła. Podchodząc do wozu faktycznie minęli konia rycerza i jego tarcza mogła być przyczepiona do jego siodła lub juków... a może giermek ją trzymał?

- I co z tego? Może ceni sobie prywatność. A może to wędrowny rycerz albo nie pasowany szlachcic?

- Na misji mającej "ratować królestwo" czy co to tam za bzdurę wymyślili? I od kiedy to kerońscy szlachcice nie noszą rodowych herbów tak czy inaczej? Mówię ci coś mi z tym rycerzem śmierdzi.

- Uspokój się... wyjeżdżamy stąd, przeorysza to zaakceptowała, klasztor nas mu wydał i jego ton głosu sugeruje, że raczej młodym złodziejaszkiem nie jest... Saro uspokój koleżankę bo ja już naprawdę nie mam do niej siły.

Kamila westchnęła i wlepiła tęskne spojrzenie za okno na ośnieżone górskie stoki i doliny. Zostawiając tym samym Sarę z poddenerwowaną Agatą... jak i własnymi przemyśleniami. A klasztor nikł w szybce i wypełniała ją biel....
Spoiler:

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

51
Sara tylko uniosła brew, widząc reakcję Agaty. Gdyby tylko wiedziała! Niestety do samego końca musiała milczeć, zresztą znając ją to raz, że by nie uwierzyła, dwa, że i tak nie lubi korony, więc nie warto było się z nią dzielić tym faktem. Wzruszyła więc ramionami, patrząc na dziewczynę wysuwającą się naprzód, potykając się o jakąś krzywą płytkę i puszczając kitkę. Otrzepała się, jakby próbowała to malutkie potknięcie zatuszować i założyła płaszcz, aby choć przez chwilę się uchronić przed zimnem, zanim wejdzie do karocy. Ogólnie rozglądała się z ciekawością, patrząc po raz ostatni na korytarze, teraz puste i właściwie jakoś tak mało tęskniąc. Może i Sofi czasami była zbyt gadatliwa, ale ogólnie była raczej miłą odmianą w porównaniu do reszty dziewcząt i kapłanek, a że jechała z nią... to nie miała do czego tęsknić. Może do ogrodów, ale w pałacu są piękniejsze. To zapamiętała dobrze, zanim ją odesłano.

Razem z resztą panien westchnęła, widząc, jak jej ojciec się postarał. Piękna kareta zaprzęgnięta w cztery rumaki, dwa dodatkowe wozy, tyle ludzi do pomocy! Wyglądało to na zbrojną karawanę, której każdy bandyta by się przestraszył. Największe wrażenie robił jednak rycerz, którego teraz widziała w całej okazałości, nie przez szpary szaf. Był wyższy, niż sądziła, a jego zbroja bardziej lśniła i wyglądała przy okazji na cięższą. Sara uchyliła w zaskoczeniu usta, przyglądając i przysłuchując się jego dudniącemu przez hełm głosowi, nigdy nie spotykając... bądź nie pamiętając kogoś tak bardzo wyjętego z książek dla dziewczynek. Chwycił w swoje wielkie ramiona Sofi, która chyba dobrze, że była nieprzytomna, bo tylko zaszkodziłaby jej pozycja, w której się znajdowała, zważywszy na stan jej zdrowia. Widziała krótką szamotaninę w środku sporej karocy, a potem ponownie Bedwyra, który wrócił do nich, zapraszając je po kolei do środka.

Gdy tylko przyszła jej kolej, poczuła, że rycerz ścisnął jej dłoń... silniej, niż było to potrzebne. W sekundę wyczuła, że był bardziej spięty, niż zazwyczaj, co wywołało na jej twarzy małe zaskoczenie. Spojrzała między szparę jego przyłbicy, widząc tylko niewyraźny kolor oczu, troskę i pewien smutek. Na jej twarzy zaś pojawiła się konsternacja – czy rycerzowi została przekazana informacja, kim jest? W każdym razie Sara uśmiechnęła się zaraz do niego radośnie, zapominając zaraz o dziwnej sytuacji, komentując jego wspomnienie o rzemieślniku: – Na razie poprzednia sprawdza się świetnie, ale dziękuję za troskę, będę pamiętać.

Wspięła się do środka karocy, naprawdę doceniając pomoc rycerza w wejściu po schodkach, a gdy zamknęły się za nimi drzwi, rozpięła płaszczyk i powiesiła gdzieś na haku, natychmiast wyściubiając nos za okno i obserwując powoli przemieszczający się zimowy jeszcze krajobraz. Jednym uchem słuchała konwersacji Agaty i Kamili, dopiero teraz orientując się, gdzie wraca.

Do domu, do rodziny, do ojca, z którym nie widziała się cztery lata. Ścisnęło ją w żołądku na tę myśl. Jednocześnie wróciła pamięcią do pierwszych nocy, kiedy nie potrafiła się pogodzić z zamknięciem i uciekła, korzystając ze swoich sztuczek. Wiedziała, że była niedaleko, tak jak teraz prawie że mogła zobaczyć obrysy drzew, między którymi kiedyś mieszkała. Pamiętała, jak w chłodną noc leciała, próbując wrócić do domu... tego pierwszego, należącego do matki. I jak tragicznie się to skończyło, doprowadzając jej nogę do amputacji. Patrzyła w stronę, w którą teoretycznie była zniszczona teraz Fenistea, cichutko wzdychając, tęskniąc za dawnym życiem. Czy to spojrzenie rycerza wywołało w niej taki smutek i żal?

Ach... — zerknęła zdezorientowana na dziewczyny, przez kilka sekund łącząc fakty. — Sir... Bedwyn... Bedwyr, może być po prostu bardzo dobrym wojownikiem, albo te paski to jego herb... nie wiem, nie znam się aż tak. To nieważne, skoro wysłał go król, to znaczy, że mu ufa i my też powinnyśmy.

Powróciła do swojego zajęcia, czyli wpatrywania się w ośnieżone pagórki i korony drzew, przypominając sobie swoje dzieciństwo. Czekały ją tygodnie podróży z dziewczętami... i nie wiedziała, czy wytrzyma paplaninę Agaty i Sofi. Westchnęła na tę myśl i przymknęła oczy, opierając policzek o szybę. Skoro wstała tak wcześnie, to należała jej się odrobina więcej snu...

[Wschodnia Ściana] Klasztor Kedesz

52
Agata przewróciła tylko oczyma i wróciła do bycia kłębkiem nerwów w kącie karocy. Ale zdawać się mogło, że słowa towarzyszek podróży uspokoiły ją nieco. Kamila razem z Sarą podziwiały krajobraz... zaś Sofi mamrotała przez sen o rycerzach i turniejach. Karoca sunęła po po trakcie. Słońce wznosiło się powoli ku południu... i poczynało opadać. Dzień upływał powoli ale i z pewnym religijnym wręcz namaszczeniem. Karoca nie zatrzymywała się jednak na nocny postój. Jak im wytłumaczył pod koniec dnia jeden z żołnierzy nocowanie na zimnym pustkowiu mogłoby im zaszkodzić. Dlatego też pierwsze dwa dni podróży spędziły niemal w pełni w ciasnej przestrzeni powozu. Spały tam, czasami jadły, czasami przepychały z nudów. Podróż urozmaicona była jednak krótkimi postojami.

W ich czasie wychodziły na krótkie spacery by rozprostować kości. Kamila korzystała z naturalnego światła by czytać, Agata bawiła się w rzednącym z każdym postojem śniegu... a Sofi co każdy postój odzyskiwała jakoś werwę. Aczkolwiek zataczała się lekko za każdym razem gdy sir Bedwyr kręcił się koło nich. Nie miały jednak zbyt wielu szans by przez owe pierwsze dni zamienić z nim wiele słów. Ciągle był zajęty, ciągle coś robił. Dopatrywał by ich posiłki były należycie przygotowane i podane, wysyłał ludzi przed i za karawaną na jakieś długie spacery, patrzył całymi godzinami na mapy. Po nocach zaś gdy Sara nie spała mogła usłyszeć ciche nucenie i śpiew dobiegający gdzieś daleko sprzed karocy. Podczas gdy reszta knechtów sypiała regularnie na wozach rycerz zdawał się nigdy nie spać i zawsze czuwać.

Pod koniec trzeciego dnia karoca opuściła wreszcie ośnieżone górskie ostępy i nad dobre wjechała w krajobraz równin i pagórków Wschodniej Prowincji. Po wjechaniu na pierwszy z większych wzgórków panienki wypuszczone zostały na ostatni relaksujący spacer przed pierwszym prawdziwym postojem... i po raz pierwszy od dawna tak naprawdę "ujrzały" świat. Przed nimi na horyzoncie malowała się sylwetka góry Erial, na zachodzie wdziały błyszczące w zachodzącym słońcu Jezioro Gwiazd i nawet w niknącym świetle dało się wypatrzeć zamazaną sylwetkę Meriandos. Szlak jednak nie prowadził ich ani w kierunku Góry ani w kierunku miasta. Szedł prosto między nimi... w kierunku stolicy. Karoca przyśpieszyła na pewniejszym gruncie ubitej ziemi i tuż przed zmierzchem, krajobraz przesłoniły drzewa a konwój stanął po raz pierwszy na całą noc. Miejscem obrane przez rycerza była polanka obok niewielkiego jeziorka przy trakcie. Jak to wszystko podsumował na końcu sir Bedwyr gdy szlachcianki i knechci podziwiali pomarańczowe promienie słońca tańczące w lustrzanej tafli...

- Pora rozbić tu obóz.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”