Re: Wschodnia Ściana

121
Mężczyzna uśmiechnął się na słowa o zdobyciu zaufania. W prawdzie maska brudu i krwi na jego twarzy sprawiała, iż wszelkie ekspresje na twarzy, nawet te wyrażające pozytywne uczucia, wyglądały raczej upiornie, oczy Warforda rozbłysły, zupełnie jakby czekał na takie słowa całe życie. W milczeniu skinął głową i zajął się przeszukiwaniem ciał.
Nie znaleźli żadnej cennej informacji, los niejako się do nich uśmiechnął. Kiedy przeszukali martwe konie, odkryli łącznie niemałe zapasy jedzenia i picia, znajdujące się jukach. Warford wydawał się być w siódmym niebie, wszak oboje odczuwali ssący głód. Poza wioską czekała ledwo żywa czarodziejka i wycieńczony do granic możliwości elf, którzy z pewnością nie najedliby się kartką z jakąś tam informacją.
Zebrali tyle, ile na ten moment mogli. W środku wioski wciąż panowała wysoka temperatura i Tessa mogła poczuć, jak bardzo ma popękane usta. Jej towarzysz również czuł nadchodzące odwodnienie, niemniej nie ważył się tknąć żadnego z bukłaków. Przewracanie i przeszukiwanie ciał zmęczyło ich na tyle, iż bez potrzeby werbalnej komunikacji rozumieli potrzebę powrotu do drużyny. Nim jednak to miało nastąpić, Tessa rozpoczęła rozmowę.
- A więc nic nie umknie twojej uwadze, co? - Bardziej stwierdził, niż zapytał Warford.
Delikatnie położył tobołki na ziemi i westchnął głęboko, po czym przeciągnął się jak kot. Choć wszystkich paliły mięśnie, Keronczyk wyglądał jakby nadchodząca rozmowa była dla niego niemalże bitwą, do której musi się rozgrzać. Rozejrzał się pobieżnie, zapewne szukając czegoś do siedzenia, lecz poza trupami nic nie znajdowało się w zasięgu wzroku. Ostatecznie postanowił przejść wprost do odpowiedzi.
- Myślę, że na tym etapie podróży wszelkie tajemnice nie mają sensu. Powierzaliśmy sobie życia, jak sam rzekłaś zaczęliśmy sobie ufać. Tak, ukrywałem coś, ale myślę, że od początku mnie o to podejrzewałaś. Nie należę do tego świata, pochodzę z naszej rzeczywistości. - Dał Tessie chwilę na przetrawienie tej informacji, lecz nie pozwolił jej się odezwać. - Mi również śmierć złożyła wizytę i oferowała coś w zamian za uporanie się z problemem tego całego nekromanty. Robię w gacie na widok prostej kuglarskiej sztuczki, a jednak jestem tutaj. Obudziłem się w celi na "Chętnej kurwie". Jak się okazała, mój odpowiednik z tego świata najwidoczniej nie różnił się aż tak... ode mnie, więc jak reszta przeznaczony był na sprzedaż. W spokoju zbierałem informacje, nie wychylając się. Nie miałem też potrzeby mówić wam wszystkiego, bo i po co? Ale skoro zależy ci na tym, to już wiesz. - Wzruszył ramionami, nie uważając, iż to co powiedział miało większe znaczenie. Niemniej, uważnie obserwował reakcję Tessy, choć starał się to nieudolnie zataić. Jako ktoś, kto zapewne otrzymał nie jeden policzek od kobiety wiedział, iż w przypadku Czerwonej Włóczni może się skończyć na czymś poważniejszym.

Re: Wschodnia Ściana

122
Jeżeli Warford spodziewał się okrzyków zaskoczenia, zgrozy, gniewnych błysków i pięści na swojej twarzy, to srogo pomylił się w ocenie Tessy. Ta słuchała, nie przerywając mu, dokładnie przyglądając się jego twarzy, tak, że wiedział, że szukała każdej oznaki, że mógłby ją okłamać. Ta jednak nie znajdując niczego w masce pokrytej brudem i krwią, odetchnęła z ulgą. Przerażające oblicze tak dalekie od łagodnej, niewinnej buzi kobiety, którą spotkał przed celą, złagodniało. Czoło wygładziło, wzrok stał się cieplejszy i życzliwszy. Nie zdradzała żadnego zaskoczenia, ba!, Warford mógł upewnić się w swym własnym podejrzeniu, że Wiedźma przez cały ten czas, zadając swe różne pytania, właśnie na tym próbowała go złapać - na przyznaniu się, że jest taki sam jak oni.
- Od początku zdawałeś się tętnić zbyt wielką energią, by mógł to być przypadek. Za wiele w tobie życia, abym ciągle nie zadawała sobie pytania, czy nie byłeś tym szczęśliwcem, który nie musiał niczego kombinować, a po prostu siedział w celi i czekał na swój ruch.
Uśmiechnęła się delikatnie, co mocno kontrastowało z jej pobitewnym obliczem.
- Muszę przyznać, że nie dałeś się sprowokować ani chlapnąć jakieś nieopatrzne słówko. Gratuluję. Cieszę się też, że mi to powiedziałeś. Na koniec zwątpiłam, czy po prostu taka już jest twoja natura, ale jednak... nie pomyliłam się. Cieszy mnie to dodatkowo, Warford. - Zaśmiała się krótko. - Nazwij mnie wariatką, ale od początku chciałam, żeby to się właśnie okazało. Teraz tym bardziej należysz do naszej małej, samobójczej drużyny.
Tak samo jak kompan postawiła na ziemi wcześniej znalezione tobołki, a teraz podpierała się rękoma pod boki i spoglądała z uśmieszkiem na mężczyznę. Zdecydowanie była szczera w swej reakcji.
Spoważniała jednak chwilę po tym, gdy musiała zadać kolejne pytania związane z ich sprawą.
- Warfordzie, chciałabym jeszcze dowiedzieć się od ciebie, co takiego obiecała ci Śmierć i co tobie mówiła o sprawie. Czy było coś o samej osobie nekromanty? Czy wiesz, dlaczego ciebie także wybrała? Domyślamy się, dlaczego wybrała nas, a przynajmniej ja mam taką teorię i trzymam się jej, choć reszta uważa, że trochę za wiele dopowiedziałam do tej historii... Zakładam, że trochę już się o nas dowiedziałeś i pewnie też domyślasz się, dlaczego ja tu jestem i pozostali. Jaka nagroda nas tu ściągnęła. Chciałabym, abyś podzielił się z nami informacjami, nawet jeżeli miałbyś potwierdzić to, co my już wiemy. Co o tym sądzisz?
Pomimo tego, że wiele słów skierowała do towarzysza, Tessa wyjątkowo mówiła wolniej niż zawsze. Ważyła zdania tak, aby dotarły do Kerończyka i był skłonny do współpracy. Reyes pokazywała, że jest skora do dzielenia się informacjami, jeżeli będzie to przebiegało na równych zasadach.
- I jeszcze jedno. - Zrobiła pauzę, świdrując go zielono-brązowym spojrzeniem. - Chciałabym wiedzieć, kim naprawdę jesteś. Powiesz mi czy wolisz zachować to dla siebie?

Re: Wschodnia Ściana

123
Mężczyzna z całą pewnością spodziewał się szczegółowych pytań. Uzdolnieni wojownicy, zdolni pokonywać nawet najznamienitszych przeciwników i odwracać przebiegi bitew, niekoniecznie radzili sobie z trudnymi tematami. Wymachiwanie mieczem wydawało się łatwe w porównaniu z otwarciem się przed inną osobą, nawet towarzyszką niedoli. Warford odruchowo oblizał usta i migotliwy grymas, który przeciął jego twarz wyraźnie oznajmiał, jak wielkiego szoku doznały jego kubki smakowe po zetknięciu się z krwią i brudem. Zaczerpnąwszy głębokiego oddechu, spojrzał w niebo jakby szukając inspiracji. Słowa nie przychodziły mu tak łatwo jak walka mieczem, choć i w sztuce konwersacji nie wydawał się kimś niedokładnym lub marnującym okazje. Przez moment jego oczy przykryła mgła, taka jaką miały osoby, które wybrały się na duchową wycieczkę w przeszłość.
- Śmierć, pod postacią starszej kobiety, zaoferowała mi ożywienie kogoś. Wspominała coś o nekromancie, o wymiarach, o magii i walce, ale nie słuchałem. - Westchnął głośno, jakby chcąc przyznać przed samym sobię, jak wielkim ignorantem był. W kontynuował, wbiając wzrok w odciętą głowę mężczyzny o niebieskich oczach. - Nie dlatego, że nie znam magii i boję się jej. Po prostu moje myśli powędrowały gdzie indziej. Oczyma wyobraźni widziałem, jak wszystko się zmienia. Nic innego mnie nie interesowało. Byłem jak narkoman, który dorwał się do zapasu towaru w Ujściu. - Wzruszył ramionami i gwałtownie wrócił do rzeczywistości. Spojrzał Tessie prosto w oczy, a jego postawa wydawała się o wiele luźniejsza, zdecydowanie bardziej pasująca do znanego wszystkim do tej pory Warforda. - Nie wiem, co jeszcze chcesz wiedzieć. Jestem, kim jestem. Czy to ważne? - Uśmiechnął się łobuzersko. - Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to sama sobie wywnioskuj, skoro takaś spostrzegawcza.

Re: Wschodnia Ściana

124
Tessa nie odwzajemniła uśmiechu, wodząc wzrokiem po twarzy wojownika.
- A żebyś wiedział, że wcześniej czy później dowiem się - odparła. - Wolałabym jednak, abyś sam mi to powiedział. Zaoszczędziłoby to czas.
Wiedźma dumała przez chwilę. To, co powiedział Warford zaskoczyło ją. Trochę inaczej oceniała charakter tajemniczego towarzysza. Do tej pory uważała, że jest zdolny do pewnych manipulacji, udawania, że jest tak cwany, że byłby w stanie ich wszystkich oszukać, jednak nie podejrzewała go o... tak niską koncentrację, lekkomyślność i brak zimnej krwi. To ostatnie nieco zszokowało ją. Warford może i wcześniej pajacował, ale podczas walki nie wyglądał na kogoś, kto nie byłby w stanie postępować racjonalnie, a niesłuchanie Amandy, kiedy ta objawiła mu się i obiecała za wykonanie zadania, wskrzesić bliską osobę? Niewiarygodne oraz trudne do uwierzenia. Tessa postanowiła zachować ten sceptycyzm i nie okazywać go jawnie.
- Twoja strata jest świeża? U nas to rozłożyło się w różnym czasie. Osoba, którą chce wskrzesić Lorhin, umarła kilka lat temu, Iry prawie rok temu, ode mnie... dzień przed wyruszeniem na tę wyprawę. Oni byli zaplanowani, ja całkiem przypadkiem dołączyłam. Jak jest z tobą?
Na samo wspomnienie po co, a właściwie dla kogo tu przybyła, Reyes poczuła ukłucie wyrzutów sumienia i wstydu. Zapatrzyła się w dal, ponad ramieniem Warforda, uzmysławiając sobie, że pomimo tak krótkiego okresu czasu odkąd wyruszyli, ma wrażenie, że minęły już długie miesiące. I że na swój sposób pogodziła się ze śmiercią Garena, choć w dalszym ciągu bolało ją.
Bitewny szał zupełnie z niej opadł.
Tessa czekała na odpowiedź Warforda, a jeżeli ten jej udzieli, skinie jedynie głową, mówiąc, że czas, aby wracali do reszty. Trzeba będzie sprawdzić stan czarodziejki. Jeżeli nie będzie chciał odpowiedzieć, wzruszy ramionami i powie, że lepiej tego nie zatajać przed nimi, jeżeli mają wszyscy na równych zasadach walczyć o wskrzeszenie swoich bliskich. Zaraz potem będzie chciała wracać.
Jeśli przy okazji nie stanie się nic niespodziewanego, to znajdując się w ich małym obozowisku na placu boju, położy na ziemi to, co znalazła, pytając Lorhina o stan Iry. Warforda nie zamierzała wydawać. Chciała, by sam to zrobił.

Re: Wschodnia Ściana

125
- Moja... strata też ma kilka lat. Nie znam powodów, dla których akurat ja zostałem wybrany. Ale zrobię, co muszę, aby wykonać zadanie i otrzymać nagrodę. Nie obchodzi mnie, co się stanie ze mną. - Na moment jego oczy rozbłysły niezachwianą determinacją, nim zmęczenie ponownie przejęło kontrolę.
Warford pozbierał wszystkie znalezione rzeczy. Nie zareagował na dalsze słowa Tessy, tylko powoli skierował się ku wyjściu z pułapki. Poruszanie się po martwych ciałach i leżących wszędzie ostrych broniach nie było zbyt komfortowe, a gorąco, dym i smród palonych zwłok wywoływały wrażenie, jakby dwójka wojowników znalała się w samym sercu... no właśnie czego? Nie był to nieznajomy widok w ich świecie, lecz tutaj, w tym pokręconym wymiarze, gdzie śmierć była walutą, nie wiadomym było jak dokładnie postrzegać sytuacjo, w której dokonano rzezi na samych rzeźnikach.
Tessa mogła spostrzec, iż jej towarzysz delikatnie się chwieje, choć próbuje to zamaskować. Odniósł rany, znajdował się pod wpływem niemal skrajnego wyczerpania, a do tego Reyes zarzuciła go trudnymi pytaniami. Mężczyzna z pewnością zniósł wiele, a żadne z nich nie mogło być pewne co do tego, co szykuje przyszłość.
Kiedy tylko dotarli do prowizorycznego obozu, Lorhin rozpromienił się, a przynajmniej na to wskazywał wyraz zabrudzonej od krwi, ziemi i potu maski zdobiącej jego twarz. Bez pytania łapczywie rzucił się do jednego z pierwszych bukłaków, jednakże pił ostrożnie, oszczędzając każdą kroplę.
- Ira majaczy przez sen, jej stan wydaje się stabilny, ale nie wiem, kiedy się obudzi - odpowiedzial, kiedy opróżnił pierwszy bukłak.
Wziął kolejny i podszedł do czarodziejki. Podniósł ją do siadu, jedną ręką przytrzymując plecy, a drugą trzymając bukłak i delikatnie wlewał jej wodę do ust. Mimo braku świadomości, ciało Iry robiło swoje.
- Musimy przemyśleć nasze następne kroki. Ogień może przyciągnąć kolejne bandy. Mamy, na moje oko, kilka godzin do zmierzchu. Nie wiemy, co może nas zaatakować nocą. No i musimy odkopać nasze przedmioty z zawalonego budynku - powiedział, nie zdejmując wzroku z pijącej towarzyszki. - Tessa myślisz, że odnowiłabyś tyle magicznej energii, by za pomocą magii ziemi wyciągnąć nasze zapasy przed snem? Bo jak mniemam wędrówka odpada całkowicie, nawet jeśli Ira się obudzi. Proponuję ruszyć od razu o świcie.
Warford, który w międzyczasie dobrał się do bukłaka i paska solonego mięsa, ledwo przytomny patrzył w dal.
- Proponuję odpocząć jeszcze dwie lub trzy godziny, wykopać nasze rzeczy i rozbić obóz w lesie niedaleko. Grożą nam dzikie zwierzęta i nie wiadomo co jeszcze, ale nie wydaje mi się, byśmy natknęli się na jakieś bandy. Tutaj jest to niemal pewne - powiedział zmęczonym głosem.
Ira zamajczyła coś niezrozumiałego, jakby dokładając swoje do dyskusji.

Re: Wschodnia Ściana

126
Według Reyes im szybciej reszta dowie się, że Warford jest jednym z nich, tym lepiej, jednakże widząc, iż ten ledwo porusza się i jest na granicy utrzymania świadomości oraz rozmowy z nimi, postanowiła odpuścić. Ta rozmowa mogła zaczekać. Ponadto byłoby z jej strony nie w porządku, gdyby nie dała mu szansy samemu rozpocząć ten temat, wtedy gdy byłby w pełni sił i Ira też miała okazję w tym uczestniczyć.
Tessa uśmiechnęła się do Lorhina. Siedząc tak i patrząc, jak napajał ich towarzyszkę, pozwoliła swoim myślom leniwie odpłynąć w nieokreślonym kierunku. Musiała zmusić się do koncentracji na słowach Leafsparka, puszczając mimo uszu pierwsze trzy zdania.
- Mhm - wymamrotała Tessa, zaskakująco nie mając zbyt wiele do powiedzenia. - Wydostanę je.
Rozważała możliwość nocowania w miejscu, w którym teraz się znajdowali, i w lesie. Tutaj zdecydowanie było wygodniej, nie narażali się na dodatkowe utraty sił, ale otoczenie... Wypoczywanie wśród trupów, smrodu i dymu nie było równe wypoczynkowi na łonie przyrody, która nie była tak... zanieczyszczona. Lepsze powietrze, to był dla niej główny argument. Tessę martwił jednak stan Iry, której nie chciała forsować aż do następnego dnia.
- Jestem za przejściem w stronę lasu. Znajdziemy jakąś płachtę wśród tych trupów i jak trzeba będzie, to przeciągniemy na niej Irę, bo wątpię, aby za trzy godziny była w stanie wstać. Może nawet nie odzyskać przytomności.
Wzruszyła ramionami.
- Jakoś damy sobie z nią radę. Spanie w tej trupiarni aż prosi się o kłopoty, poza tym nie widziałam wśród nich nikogo, kto mógłby wyglądać na ich herszta. Może to wciąż nie byli wszyscy. Poza tym, jeżeli mamy się szybko zregenerować do jutra, lepiej wypocząć przy czystym powietrzu. Inaczej czeka nas jutro potężny ból głowy jak po kacu.
Spojrzała kolejno po mężczyznach.
- Jeżeli to wszystko, co mieliśmy przedyskutować, to proponuję, abyście poszli spać na te trzy godziny. Przypilnuję wasz wszystkich i obudzę, gdy będę chciała wydostać nasze rzeczy. Jakieś obiekcje?
Jeżeli nie będą protestować, Tessa obejmie wartę, po prostu siedząc z bronią na kolanach i obserwując otoczenie, i sprawdzając od czasu do czasu stan czarodziejki.

Re: Wschodnia Ściana

127
Mężczyźni spojrzeli po sobie. Odezwał się Lorhin, który po dobraniu się do kolejnego bukłaka, wydawał się tak bardzo ożywiony, niemalże wręcz energiczny.
- Będziemy się zmieniać, po godzinie. Zaczniesz pierwsza, ale obudź nas na naszą kolej. Ja pójdę kolejny - rzekł i o ile wcześniej jego ton nie znosiłby sprzeciwu, o tyle teraz zabrzmiał wyjątkowo mizernie.
Warford wzruszył ramionami i skinął głową, po czym na szybko dokończył kolejny kawałek mięsa i ułożył się na ziemi. Lorhin poszedł w jego ślady, kładąc się bardzo blisko Czarodziejki, wciąż majaczącej. Obaj zasnęli w przeciągu krótkiej chwili.

Tessie niezwykle trudno było zachować przytomność. Zmęczenie i ból robiły swoje, jednakże jej wytrzymałość, determinacja i doświadczenie pozwalały na wartę pełną czujności i skupienia. Stan Iry wydawał się stabilny. Po jakimś czasie Highflame przestała majaczyć, a jej oddech wyrównał się. Teraz miejsce potężnej czarodziejki, zdolnej spopielić małą armię, zajęła śpiąca, regenerującą siły kobieta, bezbronna jak dziecko.
Energia Tessy odnawiała się powoli, tak, jak w realnym świecie. Ciężko było stwierdzić, czy kolejne dwie godziny zregenerują siły Reyes na tyle, by ta mogła użyć magii do wyciągnięcia rzeczy spod gruzów zawalonego domu, nie doprowadzając się przy tym do stanu, w jakim znajdowała się jej towarzyszka.
Po godzinie warty mężczyźni wciąż spali jak zabici.

Re: Wschodnia Ściana

128
Podczas warty Tessa łapała się na tym, że co jakiś czas wlepiała wzrok w elfa i czarodziejkę, czując coś na kształt zazdrości. Nie podobało jej się to, że Lorhin położył się tak blisko Iry. Dlatego wbijała w niego wzrok z kamiennym wyrazem twarzy.
Gdy nadeszła pora zmiany warty, Reyes postanowiła przejąć kolejne pół godziny zanim zdecydowała się obudzić Leafsparka, aby ten podzielił się ostatnią połową czasu z Warfordem. W międzyczasie analizowała ich potyczkę, próbując nie zasnąć. Powoli dochodziła do wniosków, dodawała przy tym inne zdarzenia, po raz kolejny próbując objąć całość tej historii w jakiś logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Gdy jej wzrok napotykał Lorhina i Irę, Wiedźmę nawiedzało przeczucie, że coś jej umyka. Coś wręcz banalnego. Niestety nie potrafiła tego nazwać. Tessa nie chciała też dochodzić do wniosków, które mogłoby zakłócić współpracę ich czwórki.
Pilnowała ich. A gdy minął dodatkowy czas czterdziestu pięciu minut, podźwignęła się na nogi i delikatnie potrząsnęła elfa za ramię, próbując obudzić go. Gdy ten otworzy oczy, cicho przekaże mu, że ma półtorej godziny warty z Warfordem. Zaraz potem wróci na swoje miejsce, położy na ziemi i przekręci na bok, odwracając do nich wszystkich plecami, i pozwalając sobie na sen. Dłoń leżała bardzo blisko włóczni.
Jeżeli po obudzeniu się, nic się nie wydarzy, skontroluje swoje siły i spróbuje podjąć się wyzwania, jakim było wydostanie ich rzeczy spod ruin domu.

Re: Wschodnia Ściana

129
Lorhin otworzył oczy jeszcze nim dłoń Tessy dosięgnęła jego ramienia, lecz nie poderwał się nagle, nie chwycił za katanę, całkiem świadomy otaczającej go sytuacji. Można nawet było zastanowić się, czy w ogóle spał czy jedynie przebywał w stanie specyficznej medytacji, którą praktykują przedstawiciele kasty wojowniczej różnych ras i ugrupowań; Sakirowcy pogrążają się w głębokiej, żarliwej modlitwe, barbarzyńcy z północy szukając wsparcia w siłach przyrody, elfy wschodnie okazują wdzięczność naturze, a zatem Lorhin mógł posiadać swoją własną strefę komfortu, która przynosiła ukojenie jego umysłowi. Posłał Tessie odrobinę niezadowolone spojrzenie, ale szybko zapomniał o sprawie. Sprawdził tętno Iry, dotknął jej czoła, przyłożył głowę do jej klatki piersiowej i pokiwał głową z zadowoloniem, uśmiechając się delikatnie. Nadszedł czas jego warty, a Reyes mogła zasnąć.
Nie danym jej było odpocząć nawet godzinę.
Z głębokiego snu, którego potrzebowała bardziej niż krasnolud piwa, wybudziły ją krzyki. Uzbrojona we włócznię mogła zauważyć stojących kilka metrów dalej Lorhina i Warforda. Obaj mężczyźni trzymali obnażone w dłoniach miecze. W niewielkiej odległości od nich znajdowała się grupa około dwudziestu ludzi. Sądząc po brudnych, obdartych strojach byli to zwykli wieśniacy, którzy zwabieni zostali pokusą łatwego łupu. Uzbrojeni byli w długiego noże, miecze, tarcze i topory, co świadczyło o zakończonym łupieniu zwłok.
Tessa nie widziała twarzy towarzyszy, jednakże ekspresja kobiet i mężczyzn w różnym wieku była aż nadto widoczna. Nienawiść, chęć mordu, chuć. Emocje tak bardzo znane w świecie żywych, a jednak tak inne. Zebrani przypominali bardziej demony w ludzkich skórach. Ślinili się jak dzikie psy i ciężko było stwierdzić, czy bardziej na widok zapasów jedzenia i picia czy dwóch kobiet, w tym śpiącej Czarodziejki, która nawet ubrudzona wyglądała przepięknie.
- Dawać kurwie syny żarcie i chlanie! I te dwie dziwki! - odezwał się stojący na czele siwy mężczyzna, dzierżący duży topór w krępych rękach.
- Biorę śpiącą kurwę! Zabiję każdego, kto spróbuje ją dotknąć! - wykrzyczał chłopak, mający na oko nie więcej niż czternaście lat, z trudem trzymający miecz.
Nagle z ust chłopaka wyszło ostrze noża, wbitego w tył głowy przez stojącą za nim dziewczynę, mniej więcej w tym samym wieku.
Nikt nie przejął się tą sceną. Co więcej, tłum wykonał kilka odważnych kroków wprzód, a Lorhin i Warford przyjęli bojowe pozycje.
- Widzieliście trupy w wiosce. To samo spotka was. Wymordujemy wszystkich, a jesteśmy w tym dobrzy. Nie macie najmniejszych szans - powiedział zimnym tonem Lorhin, z pewnością pragnąć załatwić sprawę dyplomacyjnie.
Tylko czy z istotami pozbawionymi moralności, oddychającymi mordem i gwałtem, dało się prowadzić rozmowy?

Re: Wschodnia Ściana

130
Tessa szybko sobie przekalkulowała za i przeciw. Obserwując swych towarzyszy, jak i grupę wieśniaków, powoli podźwignęła się na nogi. Sprawdziła broń przy sobie, poprawiła przyczepiony do pasa buzdygan, ścisnęła mocniej włócznię, skupiając się na sytuacji. Zmusiła się do koncentracji.
Nie spuszczając z nich wzroku, zebrała w drugą rękę ich wszystkie zapasy (o ile było to możliwe) i z nimi podeszła do kompanów gotowych do walki. Rzuci zebrane zapasy pod nogi przeciwników. Jeżeli nie udało jej się od razu zebrać ich zapasów, bez słowa zawróci po resztę i zebrawszy je, także i je odda. Jeśli potrzeba, robi kilka takich rundek.
- Weźcie to i spierdalajcie - warknie, a jeżeli nadal będą chcieli wyrządzić im krzywdę, ta podniesie głos, aż zabrzmi w nim stalowa nuta zmieszana z solidną dawką gniewu. - Bierzcie dupę w troki i nie testujcie mojej cierpliwości. Ma was tu nie być zanim skończę liczyć do dziesięciu. Jak nie, to zacznijmy się wyrzynać. Rozlejemy jeszcze więcej krwi. Mi to obojętne.
Tak, jak powiedziała, Wiedźma zaczęła liczyć. Głośno, z coraz bardziej wyczuwalnym gniewem, który niebawem miałby przerodzić się w furię. Wyprostowana, gotowa do walki, nie prezentowała żadnego wahania, choć tak naprawdę była w gównianym stanie. Obserwowała czujnie, gotowa do zadania pchnięcia włócznią lub wykonania uniku.

Re: Wschodnia Ściana

131
Tłum na moment zamarł, widząc podnoszącą się Tessę. Z pozlepianymi włosami i brudną twarzą, dzierżąc tajemniczą i śmiercionośną broń, jawiła się niemal jako demon w ludzkiej postaci. Mimo, iż przybysze z innego wymiaru nie posiadali informacji co do tego, jak mieszkańcy tego miejsca postrzegają inne byty, jaki mają stosunek do wierzeń, religii i legend, ciężko w ogóle wyobrazić sobie, by istniało miejsce, gdzie demony nie budzą grozy i strachu, nawet wśród sekt demonologów.
A jednak, ta istota obecna tutaj pod postacią kobiety, Gahna'Lak z Tukkok, dzierżąc w dłoniu worek z jedzeniem, właśnie szła w stronę tłumu najgorszych morderców i zwyrodnialców. Demony z różnych światów miały się spotkać, a choć zdawać by się mogło, że przeznaczonym im będzie brutaln walka na śmierć i życie, takiego obrotu spraw nie spodziewał się nikt z postronnych. Wszak go z taką łatwością spełnia żądania, które najczęściej są wypowiedzone jedynie dla samych słów, niczym swoisty rytuał, przystawka, czy niepisana zasada.
Tessa musiała wykonać kilka rund, by zebrać wszystkie zapasy. Zebrało się kilka worków z jedzeneim i bukłakami. Warford i Lorhin stali jak sparaliżowani, nie wykonując gwałtownych ruchów ani nie odzywając się, by nie rozpętać kolejnej rzezi, ostrożnie przenosząc wzrok to na towarzyszkę, to na tłum, który w tym momencie przesiąknięty podejrzeliwości dokładnie obserwował kobietę.
Kiedy gniewne słowa przeszyły ciszę i rozpoczęło się odliczanie do masakry, kilku młodzienniaszków z tłumu podbiegło do worków, zabrało je łapczywie i uciekło jakby gonił ich sam Usal. Reszta jednak wciąż stała, a kiedy odliczanie zbliżyło się do końca, część mężczyzn uśmiechnęła się dziko.
- Ja tam lubię takie groźne. Zerżnę ciebie i tamtą drugą! - wykrzyczał mężczyzna z blizną po oparzeniu na policzku, po czym rozpętała się krótka dyskusja na temat tego, kto kogo i jak mocno zerżnie; większość zaklepywała Irę.
- Jeszcze jakieś błyskotliwe pomysły? - rzucił kąśliwie Warford, który, wraz z Lorhinem, wciąż utrzymywał bojową postawę.
- Ja mam jeden - powiedział Elf. - Bierzcie stąd Irę i uciekajcie. Zatrzymam ich przez jakiś czas.
- Zgrywasz bohatera? - odpowiedział Kerończyk. - Chcesz zgarnąć całą chwałę?
- Dobrze wiesz, że nie przetrwamy tego. Niedaleko są inni, wróci ich więcej, a my wciąż nie mamy sił. Możecie wrócić po zapasy za jakiś czas. I po mój miecz, jeśli go nie zabiorą. "Gwiazda Zagubionych" będzie wam dobrze służyć. - Lorhin opuścił miecz i zaczął brać głębokie wdechy.

Re: Wschodnia Ściana

132
Zawsze mam błyskotliwe pomysły, które niestety nikomu poza mną się nie podobają — odparła ściszonym tonem w stronę Warforda. — Możemy spróbować jeszcze jednej rzeczy. A jak to nie pomoże... Być może ich strasznie wkurzę... No trudno! Komuś się dzisiaj umrze i to na pewno nie nam. Lorhin, nawet nie chcę słyszeć o poświęcaniu się i braniu twojego miecza. Sam weź Irę i wyprowadź ją stąd. Nie chcę myśleć o tym, że któreś z nich mogłoby do niej dotrzeć podczas jatki. Nie macie siły? Macie zamiar czekać na cios? To lepiej uciekajcie. Poradzę sobie. Skupią się całkowicie na mnie. A potem wrócę z naszymi rzeczami i spotkamy się w lesie. Macie tylko chwilę na decyzję, bo zaraz zacznę tu przedstawienie z morzem krwi i obłąkańczego śmiechu. Źle zrobili, że nie uciekli.
Tessa sięgnęła po swoje nadwątlone zasoby magiczne, aby pokryć swoje ciało Kamienną skórą. Patrząc na tłum żądnych walki wieśniaków, uśmiechnęła się tak, jak kiedyś miała to w zwyczaju – paskudnie, drapieżnie, jak ktoś,kto nie ma nic do stracenia.
Zerżnąć to ty możesz kolegę obok. Cipeusze, które uciekły przed najeźdźcami, nie mogą na nic więcej liczyć. Możecie sobie grozić, stać z bronią i robić groźne miny, ale nic tego nie zmieni, że jesteście pizdeczkami, które uciekły z rabowanych wiosek, chowając się gdzie tylko mogą. Gdzie byliście, gdy ich rozgromiliśmy? Pewnie nadal płakaliście nad spalonymi domostwami i trupami sąsiadów. Jak przykro. A taka Constanzia z matką nie użalały się nad sobą, stając z nami ramię w ramię przeciwko waszym oprawcom. A wy co? Myślicie, że jak zdobyliście broń i macie przewagę liczebną, to nas pokonacie?
Zaśmiała się szczerze niczym prawdziwa wiedźma tuż przed zrobieniem czegoś bardzo złego. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i upiorniej. W międzyczasie zaczęła kształtować w drugiej dłoni Grzmot.
No kurwa, nie. Źle trafiliście i dokonaliście złego wyboru. Rozejrzyjcie się jeszcze po swojej żałosnej grupie. Jeszcze chwila, jeszcze moment... I będziecie leżeć z rozwleczonymi flakami. Obiecuję wam to.
Jeżeli nadal nie zamierzają zrezygnować z walki oraz udało jej się zaklęcie Grzmotu, nie czekała już, aż odpowiedzą kpiną albo kolejnymi pogróżkami, albo podejmując się walki. Rzuca pociskiem prosto w największe zagęszczenie wrogów, mając nadzieję, że odrzuci ich, ogłuszy, przerazi oraz niektórych zrani bądź zabije. Następnie atakuje za pomocą włóczni, nacierając na dwóch mężczyzn, którzy rozpoczęli licytację "kto zerżnie którą". (To ostatnie robi to także wtedy, jeżeli nie uda się próba z Grzmotem a i tak przyjdzie jej podjąć walkę.) Zamierzała załatwić to szybko, zdecydowanie wchodząc w zwarcie i próbując zabić ich ciosem włóczni w gardło, brzuch, twarz bądź serce. Jeżeli jej się uda bądź nie, podejmuje walkę z tymi przeciwnikami, sięgając do pokładów jej doświadczenia oraz chaosu, który zawsze gościł w jej sercu podczas starć. Nie zapomina przy tym, by uważać na własną obronę w razie czego odskakując na bok bądź blokując nadchodzący cios.

Re: Wschodnia Ściana

133
Lorhin mimowolnie uśmiechnął się, słysząc deklarację Tessy. Nie powiedział już nic, jedynie ponownie przyjął postawę bojową, dając jasny znak, iż zamierza walczyć aż do śmierci i z całą pewnością zabierze ze sobą morze wrogów.
Kamienna Skóra pokryła ciało Reyes. Tłum, który zaczął wykonywać pierwsze kroki w stronę grupy awanturników, nieco zwolnił i nabrał ostrożności. Najwidoczniej i w tym wymiarze prosty lud boi się magii, jednakże w świecie żywych grupa wieśniaków prawdopodobnie już dawno uciekłaby na drugą stronę kontynentu, jeśli nie na sam widok i słowa Tessy, to przynajmiej na znak jakiejkolwiek magii.
Grupa morderców trzymała się razem. W ich oczach rządza mordu i gwałtu rozpoczęła wyraźny pojedynek ze strachem. Wciąż byli ludźmi, w dodatku prostymi wieśniakami, którzy ledwo wiedzieli jak trzymać bojowe topory i miecze lub nie wiedzieli wcale. Wygląali, jakby nigdy w życiu nie trzymali takiego typu broni, czego można było spodziewać się po chłopach przyzwyczajonych do dzierżenia łopat, motyk i wideł. Stanowili niewyobrażalne przeciwieństwo trójki doświadczonych wojowników, dzierżących broń z niesłychanym spokojem i pewnością,
Kolejna, straszliwa rzeź miała zacząć się lada moment. Zaledwie parę metrów dzieliły dwa ugrupowania. Tylko jedna strona mogła zwycieżyć, nie było wyjątku od tej reguły. Sedno sprawy tkwiło jednak w tym, iż jedna grupa posiadała ze sobą Czerwony Kataklizm.
Jaskrawy Grzmot wypuszczony z dłoni Tessy przebił klatkę piersiową pierwszego mężczyzny i pchnął go w grupę towarzyszy, obalając kilkoro z nich i dodatkowo ogłuszając pozostałych. Potężny pocisk energii i ognia wydał z siebie przerażający odgłos, który dudnił w uszach przez kilka następnych chwil. Warford i Lorhin, choć znali to zaklęcie, odsunęli się gwałtownie na bok, jakby i oni mieli zostać poczęstowani śmiercionośnym czarem.
Czerwony Kataklizm nie czekał na zaproszenie - Reyes natarła z gwałtownością godną jej przydomka. Dwójka mężczyzn nie zdążyła nawet zauważyć, kiedy magiczny czarny grot trollej włóczni przeszył ich gardła. Nie mieli nawet sekundy, by wydać z siebie jakikolwiek jęk, przyjęcie pozycji bojowej, na ostatnią, zbereźną myśl również nie starczyło im czasu. Upadli na ziemię po kolei, trzymając się za tryskające karminowym płynem gardła, z wybałuszonymi oczami wbitymi w stopy obiektu ich chorych fantazji, który okazał się ich zgubą.
Lorhin i Warford nie unieśli nawet mieczy. Tłum rozpierzchnął się w zaledwie chwilę, uciekając przed czerwonowłosą rzeźniczką. Bitwa, mogąca być dla awanturników ostatnią, trwała krócej niż pierwszy raz stajennego chłopca i portowej dziwki.
- Może jednak przekonam się do magii - powiedział Warford, obserwując uciekających wieśniaków.
- Pojedyncze bandy wciąż mogą grasować w pobliżu. Tessa, masz tyle sił, by wydobyć nasze rzeczy teraz? Zacznę budzić Irę. - Kapitan, nie chowając katany, ukucnął przy Czarodziejce i zaczął policzkować ją delikatnie.
- Nie ma czasu, powinniśmy iść już teraz. Zdobędziemy broń i pożywienie - upierał się Kerończyk.
Zza ziemnego muru stworzonego przez Tessę, przy którym się znajdowali, dochodziły stłumione głosy. Leafspark miał rację, jednakże kolejni szabrownicy zdawali się już zagościć na pobojowisku na stałe, żerując na trupach.

Re: Wschodnia Ściana

134
I po sprawie — mruknęła pod nosem, obserwując uciekających wieśniaków, a gdy zniknęli jej z oczu, raczyła odpowiedzieć na pytanie Lorhina: — Szczerze powiedziawszy, to zamierzałam pójść dalej spać, ale skoro mamy przemieścić się, to dobrze, zajmę się naszymi torbami. Swojej na pewno nie zamierzam tu zostawiać. Jedno z was może pójść przodem z Irą, drugi z was pomoże mi przy noszeniu ekwipunku.
Wzruszyła ramionami, decydując się na rozproszenie zaklęcia Kamiennej skóry.
Sami zdecydujcie, ja pójdę pokombinować, jak wyciągnąć rzeczy bez wchodzeniu do środka tej ruiny. Mam w zasadzie pomysł, ale nie wiem na ile on poskutkuje, warto jednak spróbować.
Z tymi słowami obróciła się na pięcie z włócznią w ręku i zaczęła iść dookoła ziemnego muru, próbując zlokalizować z zewnątrz miejsce, gdzie schowała ich wszystkie rzeczy. Plan Tessy był prosty. Zamierzała użyć Dziecka ziemi, by przy manipulacji budulcem i wykorzystaniu faktu, że ich przedmioty były zakopane, przemieścić je wraz z budulcem drogą podziemną, by przeszły na drugą stronę muru, tam, gdzie Wiedźma czekałaby. Sięgałaby po swój żywioł głęboko i przeciągała jak linę razem z ich ekwipunkiem.
Jeżeli nie byłaby w stanie zlokalizować miejsca schowania ich rzeczy, będzie zmuszona użyć także Powiedz mi, co kryjesz, aby przy małym promieniu poszukiwań, sprecyzować bardziej, gdzie dokładnie powinna sięgać, używając Dziecka ziemi.
Reyes uważa przy tym, aby żaden maruder nie zaskoczył jej nagłym atakiem.

Re: Wschodnia Ściana

135
Drużyna nie dyskutowała już więcej. Mężczyźni skinęli głowami i bez wahania przystąpili do działania. Ustalenia nie były potrzebny - Warford poszedł z Tessą, a Lorhin budził Irę. Żaden wróg nie pojawił się w pobliżu, przynajmniej na razie, co nie osłabiło czujności Keronczyka, który z niechęcią schował miecz.
Tessa z ogromną dokładnością zlokalizowała miejsce, gdzie znajdowały się ich rzeczy. Zasięgnęła pokładów energii magicznej i nawiązała kontakt z ziemią. Żywioł odpowiedział i już po kilku chwilach obok Reyes pojawił się ziemny bąbel, z którego wysunęły się wszystkie tobołki. Warford, choć wciąż czujny, przyglądał się zdarzeniu z lekką konsternacją, a nawet zmieszaniem, w dodatku wykonał krok do tyłu i odruchowo położył miecz na gardzie miecza. Zza muru wciąż dobiegały odgłosy, które przybierały na sile. Coraz więcej ludzkich hien i sępów zjawiało się na polu bitwy, więcej prędzej czy później rozgorzały walki o resztki. Pojawiły się pierwsze krzyki, a następnie brzęk żelaza, tępych uderzeń oraz wrzaski kobiet, których z pewnością nie spotkało nic przyjemnego. Nikt nie sprawdził, czy za murem za wioską coś się znajduje, więc póki co towarzysze byli bezpieczni.
Kiedy Tessa i Warford zebrali rzeczy, ruszyli w stronę Iry i Lorhina. Ostatnia dwójka poruszała się powoli, lecz pewnie. Czarodziejka szła sama, podpierając się kosturem i wyraźnie nie zamierzała pozwolić sobie być wspomaganą przez Kapitana. Nie odwracali się za siebie, niemniej z pewnością ich zmysły pracowały na najwyższych obrotach. Krok Highflame, choć niezbyt szybki, sugerował odzyskanie wystarczającej ilości sił, by niejeden pechowy napastnik usmażył się w kilka sekund.
Cała czwórka połączyła się w końcu. Ira posłała towarzyszce słaby uśmiech. Pewnym było, że maska brudu zakrywa wyblakłą twarz. Ogień w oczach Absolwentki Uniwersytetu Oros płonął słabo, niemniej wyraźnie. Leafspark chciał chyba coś powiedzieć, lecz w jednej chwili odwrócił się za siebie, tak samo jak reszta. Z wioski dobiegało coraz więcej wrzasków, przeszywających martwą ciszę. Na gruzach starej bitwy rozegrała się nowa. Świeże ciała przykrywały rozkładające się już, wykrwawione i spalone. W tej chwili można by zastanowić się, jak wiele warstw trupów zaścieli otoczoną ziemnym murem niewielką wioskę o nieznanej nazwie.
Drużyna miała przed sobą las, z którym znajdowała się już prosta droga do celu ich podróży.

Wróć do „Wschodnia prowincja”