Re: Wschodnia Ściana

91
Lorhin nie odpowiedział nic więcej. W spokoju słuchał słów Tessy, a jego zamyślone spojrzenie, bez tego zimnego, analitycznego błysku, dawało kobiecie znać, iż wszystkie słowa dotarły do kapitana i uczepiły się jego umysłu z pewnością bardziej, niż on sam by tego pragnął.
Nikt nie miał nic więcej do dodania w kwestii obrony. Każdy próbował uspokoić myśli na swój sposób, choć atmosfera była tak napięta, iż nawet spokój na twarzach elfa i Iry wydawał się być jedynie pozorny. Ta dwójka przesunęła się nieco na bok, usiadła ze skrzyżowanymi nogami i zamknęła oczy, oddychając głęboko. Warford w spokoju ostrzył miecz i noże, sprawdzając również stan swojej tarczy. Brad i Dev najpierw naśladowali go, później krążyli nerwowo po placu, czasem przyglądając się ustawionym pod budynkami ciałom i kończynom. Kobiety dyskutowały o czymś cicho, tworząc prowizoryczne bronie, sporadycznie odwracając się w stronę Tessy.
Awanturnicy usłyszeli nadciągających wrogów jeszcze zanim ich zauważyli. Z oddali wyłoniła się najpierw grupa kilkunastu jeźdźców, szaleńczo pędząca w stronę wioski. Obrońcy zajęli pozycje, ze spokojem obserwując rozszalałą bandę rozbójników. Banda darła się z całych sił, używała przekleństw, których nawet Tessa nie słyszała w swoim wymiarze, groziła śmiercią i gwałtami, a wszystko w tak wymyślny i spójny sposób, iż mogło uchodzić za poezję w ich własnym języku. Nie byli doskonale wyposażeni, ale zdecydowanie lepiej niż przeciętni rozbójnicy. Nosili grube, skórzane pancerze nabijane kolcami i ćwiekami. W dłoniach najczęściej trzymali topory, buławy i nabijane pałki, jedynie pojedyncze osobniki dzierżyły proste miecze, a kilku miało łuki. Każdy przy pasie miał dodatkowy zestaw broni. Niektórzy dzierżyli bardziej bojowe bronie, dwu- lub półtorej ręczne, kiedy inni stawiali na większą obronę zasłaniając się prostymi, lecz z pewnością wytrzymałymi tarczami. Ich pochód ciągnął się cały czas, a bitwa rozpoczęła się jeszcze zanim wszystkie pionki ustawiły się na szachownicy.
Z dłoni Iry wystrzeliła kula ognia. Poruszała się po łuku, ciągnąc długą smugę czarnego dymu. Uderzyła idealnie w pierwszego jeźdźca, który szaleńczo próbował przeciąć ją dwuręcznym toporem. Spadł z konia, dziko tarzając się po ziemi, a wierzchowiec skręcił w bok i pogalopował gdzieś w dal. W stronę czarodziejki poleciało kilka strzał, nadzwyczaj celnych, które jednak odbiły się od niewidzialnej ściany na granicy pola obrony. Warford stał całkiem z przodu, zasłaniając się tarczą gotowy był na przyjęcie pierwszej fali wrogów, którzy po przeskoczeniu murku wpadną do głębokiej dziury. Część wrogów skręciła na boki, zamierzając otoczyć wioskę i zaatakować z kilku stron na raz.
Prawdziwa rzeź miała zacząć się za kilka uderzeń serca.

Re: Wschodnia Ściana

92
Przygotowując się do starcia Tessa zaczęła od związania rozwichrzonych włosów, aby nie przeszkadzały jej podczas walki. Pojedyncze pasma wplatała w warkocza dobieranego, ścieśniając na tyle, ile mogła, by nie rozwaliło się podczas walki, a równocześnie nie ciągnęło za skórę na głowie. Króciutki, acz gruby ogonek kończył się tuż nad karkiem.
Następnie zabrała się za swoją broń. Wszystkie ostrza, które posiadała, obrzuciła kontrolującym wzrokiem, sprawdzając ich ostrość, by w razie czego naostrzyć je i zaraz zatknąć za pasek. Schowała w bezpiecznym miejscu plecak, zostawiając sobie buzdygan oraz włócznię. Obrała sobie punkt w wiosce, by nie rzucać się w oczy atakującym, posiadając równocześnie widok na pozycje jej towarzyszy. Zależało jej przede wszystkim na kontrolowaniu tego, co działo się z Irą, Lorhinem oraz Warfordem. Tego ostatniego musiała mieć szczególnie na oku, gdyż nie wątpiła, że wysuwając się na czoło ich obrony, chce wykorzystać to do dopadnięcia herszta bandy zanim ona to zrobi.
Tessa nie przygotowywała się mentalnie do bitwy, ona już nią żyła. Dusza wyrywała się, by upuścić krew wrogom. Reyes w nieznośnym oczekiwaniu krążyła po placu, zapamiętując dokładny rozkład ich sił wraz z możliwością poruszania się ich grupy pomiędzy budynkami a stworzonymi przez nią ścianami oraz murkami. Od tego zależała ich współpraca. Z nią mieli szansę zabić wszystkich bez strat. Bardzo mocno w to wierzyła.

Gdy rozpoczęło się, Tessa nawiązała kontakt z ziemią. Starała się, by był on wystarczająco silny, na całej powierzchni ich pola bitwy w wiosce. Póki co miała czuć nad nią kontrolę, nic więcej. Chciała mieć pewność, że w każdej chwili będzie gotowa zareagować w dowolnie obranym punkcie i użyć odpowiedniego czaru, ignorując etap przygotowawczy z wniknięciem w podłoże.
Chwyciła za włócznię. Sięgnęła po czar Kamiennej skóry. Wznosząc swoją niezawodną ochronę, następnie skupiła się na jednej z najsilniejszych zalet - wysokiej percepcji, umiejętności przewidywania ruchów przeciwników, wzmocnienie swoich zmysłów oraz szybkości reakcji.
Utrzymanie towarzyszy żywych do końca, pomoc w walce - to był dla niej priorytet. Sama miała zabijać tylko wtedy, gdy ją atakowano bezpośrednio bądź któryś z przeciwników napatoczył się zbyt blisko niej. Wtedy zamierzała szybkim ciosem włóczni w serce bądź gardło zakończyć ich żywot. Tessa była czujna, nie mogła pozwolić sobie, by ktoś zaszedł ją od tyłu bądź zalała ją fala wrogów. W tym drugim przypadku zamierzała czym prędzej zmienić swój posterunek, przechodząc w inny punkt wioski, by dalej kontrolować wszystko, a w razie czego zabić po drodze tych, którzy by poszli za nią.
Wspierając towarzyszy, Tessa chciała używać magii, by w razie nawału wrogów na jedną osobę bądź na dwie kobiety i parę Brada i Deva, skorzystać z nabytego już doświadczenia w walce w porcie oraz z wężami - unieruchomienie ziemią, zatrzymanie, zaczepienie, spowolnienie na tyle przeciwnika, by towarzysze uporali się z jednym, a za drugiego zabierając, wpierw pozbywając się pierwszego.Zamierzała sprawić, by ziemia wchłaniała ich stopy i pociągnęła aż do połowy łydki. Jeżeli znajdowali się za blisko, kierowała tak budulcem, by pociągnąć do tyłu, spróbować zwalić z nóg, a jeżeli nie było takiej możliwości, to ziemia wchłaniała ich głębiej jakby znajdowali się w ruchomych piaskach. Reyes wierzyła, że opóźnienie reakcji przeciwników, nawet takie spowolnienie pozwoli tak doświadczonemu wojownikowi jak Lorhin i Warford, wykorzystać to jak najlepiej.
Nawet Ira powinna na tym skorzystać nie gorzej od nich.
Jeżeli walka przybrała taki obrót, że nawet jej pomoc zdawała się na nic, a Irze bądź Lorhinowi groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo, gdzie po prostu brakowało jednej osoby, by odeprzeć wroga, bez wahania opuszcza swój posterunek, by ich wspomóc magią, włócznią bądź buzdyganem. To samo tyczyło się reszty. Tak, jak powiedziała przed walką - jeżeli ktoś będzie potrzebował jej pomocy, to otrzyma wsparcie.

Re: Wschodnia Ściana

93
Fale wrogów uderzały brutalnie i bez wahania. Już w pierwszych minutach walki drużyna mogła się przekonać, iż wcześniejsze szacunki kobiet co do liczebności wroga okazały się mocno zaniżone lub, co gorsza, przeciwnicy sprowadzali posiłki. Z daleka pojawiało się coraz więcej jeźdźców, nie tylko z zachodu, ale również z południa i północy. Nim ktokolwiek zdążyłby policzyć do stu, rozpętał się prawdziwy chaos.
Tessa bardzo szybko zrozumiała, jak bardzo jest niezbędna w tej bitwie. Już po pierwszych kilku przeciwnikach, którzy wpadli do dołu, musiała aktywować magię ziemi by wspomóc Warforda i Irę. Wojownik radził sobie świetnie, lecz nie doskonale. Dopóki był w pełni sił, dopóty przeciwnicy padali po kilku celnych cięciach, pchnięciach lub wymyślnych technikach i sekwencjach, których Keronczyk do tej pory nie zaprezentował. Niemniej kilkoro atakujących wymsknęło się spod jego ostrza, ruszając dziko na Czarodziejkę. Ta z kolei nie zawsze była w stanie pomóc sobie błyskawiczną kulą ognia lub odepchnięciem powietrza. Jej główne siły skupione były na tworzeniu ścian magicznych barier i ścian blokujących strzały i bełty, gdyż atakujących z każdej strony strzelców przybywało. O ile Tessa, pokryta Kamienna Skórą nie musiała obawiać się pocisków takiej mocy, o tyle pozostali walczący członkowie drużyny właśnie z tego powodu coraz bardziej przechodzili do defensywy, koncentrując się na obronie i unikach. Właśnie wtedy Reyes zmuszona była używać zaklęcia blokującego ruchy wrogów, a wówczas ci zostawali błyskawicznie przebijani lub pozbawiani głów. Niestety, nawet to w końcu nie wystarczało.
Konie, które prędzej czy później wychodził z dołów, tworzyły z pola bitwy prawdziwe piekło. Nie zawsze były w stanie opuścić terenu, blokowane przez nacierających wrogów, więc biegały w kółko taranując kogo popadnie. Każdy z walczących nie raz o mało nie stracił przez to życia. O ile szaleni napastnicy nie przejmowali się stratowaniem, o tyle Ira w pewnym momencie niemal całkowicie została wyłączona ze swojej kluczowej roli ofensywnej. Jej dalekosiężne zaklęcia, pierwotnie mające likwidować łuczników, wymagały chwili silnej koncentracji, a przy biegających wierzchowcach, deszczu strzał i przebijających się wrogach okazało się to niemożliwe. Poruszanie się po polu bitwy stawało się istną katorgą, gdy ziemię zaścielały kolejne fale martwych koni i ludzi.
Czerwonowłosa unikała bezpośredniej walki na tyle, na ile było to możliwe. Coraz częściej jednak słyszała wołania o wsparcie, a udzielając go konsekwentnie traciła zasoby energii magicznej. W pewnej chwili została niespodziewanie zaatakowana przez przeciwnika, który udawał martwego. Nie była wystarczająco szybka, by zareagować, jednak nim miecz dosięgnął jej twarzy, mężczyzna został przebity przez prowizoryczną włócznię dzierżoną przez starszą kobietę. Ta nie odezwała się ani słowem, lecz wraz z córką dołączyła do bezpośredniej bitwy wspomagając Brada i Deva, którzy mieli największe problemy z utrzymaniem swojej linii.
Tessa, mimo wyśmienitej percepcji, z coraz większym trudem dzieliła uwagę między wszystko, co działo się na polu bitwy. W pewnym momencie została stratowana przez nadbiegającego wierzchowca, akurat w momencie, gdy kontrolowała ziemię by utrzymać przeciwnika z dala od Iry. Kiedy wstała natychmiast spostrzegła, jak przez wszystkie kluczowe miejsca próbuje przebić się coraz większa fala wrogów, która lada moment przedrze się przez obronę, a wówczas samą liczebnością bez problemu pokona obrońców. Doły, wcześniej stworzone przez Tessę, kosztujące sporo energii, zapychały się ciałami ludzi i koni, nie tworząc już praktycznie żadnej przeszkody. Lorhin, Warford i czwórka broniąca z innej strony, cofali się coraz bardziej wgłąb wioski, ku Irze, która wciąż nie miała okazji przejścia do ofensywy.
- Ira, zrób coś z łucznikami! - wykrzyczał Warford, kiedy chwilę wcześniej strzała minęła jego głowę o cal.
- Nie mogę, za często jestem atakowana! - odpowiedziała, odskakując przez nadbiegającym koniem.
Istotnie, deszcz strzał stawał się coraz bardziej irytujący. Większość pocisków uderzała w budynki i mur, pudłowała lub trafiała nie w tych, co miała, lecz wciąż zmuszała broniących się do coraz większego podziału uwagi. W najgorszej sytuacji wydawał się być Lorhin, który nie posiadał tarczy i mimo przepięknego i jednocześnie zabójczego stylu walki, nie dawał z siebie wszystkiego.
- Czerwona rusz dupę! - krzyczała młodsza kobieta z miejsca, gdzie obrona stojącej tym czwórki miała lada chwila paść całkowicie.
Zdarzyło się wcześniej, iż Tessa między wspomaganiem zaklęciami zabiła błyskawicznie trójkę wrogów, lecz teraz jej włócznia uderzyła o tarczę. Wróg nadszedł w momencie, gdy Reyes miała podjąć decyzję komu pomóc w następnej kolejności. Mężczyzna był rosły, a jednoczęsnie wystarczająco zwinny by ominąć czwórkę broniącej strony południowej i zaszarżować na Tessę. Nosił skórzany pancerz świetnej jakości, ostry, błyszczący miecz i porządną, dużą tarczę. Sądząc po jego postawie, ruchach i tym specyficznym, chłodnym spojrzeniu, Tessa mogła wywnioskować, iż stojący przed nią ma doświadczenie w walce z włócznikami i nie jest pierwszym, lepszym rozbójnikiem. Ze spokojem i niezachwianą postawą przyjął kilka ciosów Włóczni Czarnej Krwi, a następnie ruszył do przodu, nacierając na Tessę tarczą i przygotowując miecz do śmiertelnego pchnięcia.
Ostatnio zmieniony 16 gru 2017, 18:48 przez Gilles, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wschodnia Ściana

94
Tessa rzuca zaklęcie Grzmot na nacierającego przeciwnika (a przynajmniej to, co udało się ukształtować w tym czasie), celując w korpus. Było bez znaczenia czy wiązka energii spleciona z żywiołem ognia uderzy w ciało, miecz, czy tarczę – miało uderzyć w niego, siłowo zmuszając do wycofania się. Przede wszystkim Reyes chciała odepchnąć go zanim dosięgnie ją jego ostrze, odruchowo przybierając pozycję obronną, gdyby działanie zostało wykonane za późno lub czar był niewystarczająco silny.
Jeżeli Grzmot odepchnął przeciwnika, ale nadal stał, Wiedźma rzuca to samo zaklęcie ponownie, tym razem obierając za cel jego nogi. Miał się przewrócić, a jeżeli siła czaru połamie mu je, będzie to na jej korzyść. Wtedy Tessa wykorzysta jej ciągły kontakt z ziemią, aby pochwycić wroga w swe szpony. Wpływając na budulec pod nim będzie próbowała go wciągnąć w głąb, unieruchomić ręce, nogi, korpus, aby nie miał szans wydostać się od razu ani w ciągu najbliższych, kluczowych chwil dla starcia. Reyes chciała wziąć go żywcem, jednak jeżeli nie będzie miała ku temu sposobności, nie będzie marnować czasu i energii – nie pozwoli mu na zaskoczenie jej, a tym samym na przeciąganie starcia. Gdyby udało się go wciągnąć za pomocą czaru na pewną głębokość budulca, jednakże widziałaby, że to na nic się nie zda, użyje czaru, by ziemia zasłoniła mu twarz, a następnie wypełniała usta, nos, uszy i oczy. Miał się udusić, podczas gdy ona podejmie inne działania, na których czasie jej zależało.
Jeżeli plan z przewróceniem mężczyzny nie wypali, Reyes zostanie zmuszona, by jeszcze raz rzucić w niego Grzmot i bronić się oraz atakować za pomocą włóczni. Wtedy nie będzie nawet myślała o obezwładnieniu - będzie próbowała go zabić jak najszybciej i najsprawniej. Dlatego pierwszym ruchem, który wykona po rzuceniu zaklęcia, będzie próba przebicia go za pomocą włóczni, wchodząc tak gwałtownie i z siłą w jego kierunku, że przeciwnik będzie miał problem z zasłonięciem się wystarczająco szybko tarczą i zareagowaniem mieczem, gdy chroniona Kamienną skórą kobieta natrze na niego, łamiąc obronę. Jeżeli byłby na tyle odsłonięty, że mogłaby przebić jego szyję, nie waha się z tym. Tak samo z zatopieniem ostrza grotu w kroczu mężczyzny. Jeżeli jednak nie byłoby ku temu okazji, stara się przebić ramię bądź przedramię ręki, w której dzierżył miecz. Eliminując go w ten sposób z atakowania, a przynajmniej nie ułatwiając mu tego, nie przerywa starcia, uderzając ostrzem tam, gdzie mogła, nawet jeżeli mogła tylko przejechać krawędzią grotu po nodze, dłoni czy innej części ciała. Dodatkowo stara się rzucać w niego wiązkami energii z ogniem, które na szybko splatała, by go odpychać, wytrącić z równowagi, szybko znaleźć dziurę w obronie i zakończyć starcie.
Bardzo zależało jej na szybkim zakończeniu, by mogła pomóc reszcie zanim zaczną padać jak muchy.
Mając już pewne doświadczenie dotyczące wojowników posługujących się tarczami, Tessa zawsze zachowuje szczególną ostrożność, by wróg w jakiejkolwiek sytuacji po prostu nie uderzył nią jej, odpychając czy miażdżąc stopy. Atakowała z drugiej strony (w sytuacji, gdy musiała już walczyć włócznią, a Grzmot był niewystarczającym zaklęciem, by zwalić skurwysyna z nóg i zabić).


Jeżeli uda się jej załatwić wroga czy to zabijając, czy to unieruchamiając, Tessa natychmiast zmienia swoją rolę i pozycję w tej walce - musi zacząć brać czynny udział. Wspomaganie towarzyszy nie wystarczy. Reyes widziała na polu bitwy trzy istotne problemy: deszcz strzał, biegające konie i coraz większy napływ wrogów, z którymi przestali sobie radzić Brad, Dev oraz dwie kobiety. Jeśli nie wyeliminują tych pierwszych dwóch, to linia obrony w tym jednym punkcie złamie się. Ira, Lorhin i Warford musieli zostać odciążeni, aby wszyscy mogli skupić się na tym ostatnim. W związku z tym Tessa pozwala, aby jej druga natura objawiła się - Czerwony Kataklizm miał w swej pełnej krasie zasiać strach, zwątpienie; pokazać wrogom wizję nadchodzącej katastrofy, śmierci tańczącej na truchłach morderców, żywiołu, któremu nie sprostają.
Wiedźma ruszyła, wysyłając wokół siebie jasny komunikat: "Spierdalać mi z drogi". Miał być on tak silny, aby dotarł do spanikowanych koni. Otrzymując emocjonalny komunikat miały zejść jej z drogi, uciekać od głównego zagrożenia we wsi. Miały pędzić w drugą stronę, na ich wrogów, przepychać się wśród nich, by pogalopować jak najdalej od nich. Tessa pozwoliła swojej magii płynąć - jej aura miała być wręcz przytłaczająca dla wrogów. Mieli się zawahać, choćby na tyle, by obrońcy wykorzystali to.
Tych, co weszli na drogę Reyes, zabijała (a przynajmniej próbowała), celując jak zawsze w te miejsce, które pozbawiały od razu życia (serce, krtań, głowa, ewentualnie w bok czy brzuch, aby wykrwawili się). Jeżeli nie, włócznia służyła także jako narzędzie do przewracania. Uderzenie pod kolano, czy na wysokości kostek, aby skosić przeciwnika i wtedy zadać śmiertelny cios.
Czerwony Kataklizm, wciąż czując ziemię pod stopami, w międzyczasie używa magii, by wzmocnić obronę czwórki kompanów. Tam, gdzie napierających wrogów było coraz więcej, miała też zasięg nawiązanego kontaktu - zamierzała wykorzystać budulec pod ich stopami, by masowo zapadli się w ziemię. Podłoże miało być jak ruchome piaski, wciągać im bardziej człowiek poruszał się. Łapać swymi mackami za stopy, wciągać jeszcze głębiej. Miało to ich masowo zatrzymać. Robiła to do etapu, w którym zyskaliby wszyscy jeszcze kilka minut, by mogła zakończyć problem z łucznikami, odciążając resztę. Robiła to instynktownie, polegając na swych wytężonych zmysłach percepcji.
Jeżeli do tej pory Tessie uda się wykonać te założenia, które nie przeszkodzą jej w dalszym działaniu, kobieta krzyknie do Iry, zaczynając splatać zaklęcie Grzmotu - tym razem potężnego pocisku, którym rzuciłaby w łuczników, rozbijając ich:
- Czy twoja bariera zatrzyma też moje zaklęcie? Nie dostaniemy rykoszetem? - Tessa zamierza być na tyle blisko kobiety, by ta usłyszała, równocześnie zbliżając się w stronę, z której nadlatywały strzały, szukając wzrokowo łuczników. Nawet jeżeli odpowie, że tak, kobieta i tak zamierzała zaatakować. W zależności jednak od odpowiedzi, skieruje pocisk w inną stronę. Jeżeli zaklęcie przejdzie przez barierę, Tessa niczym prawdziwa oszczepniczka rzuci pocisk w kształcie włóczni między łuczników, wybierając do rozpędu miejsce nieusłane trupami, aby nie poślizgnąć się. A jeśli dostaną rykoszetem, to skieruje pocisk w grupę najbliższych przeciwników, mając na względzie towarzyszy (nie chciała w nich trafić). - Ira, będę cię osłaniać. Wyeliminujemy strzelających i skupimy się na reszcie. Ale najpierw oni.

Wszystko to próbuje zrobić, o ile nie utkwi na etapie próby przetrwania z doświadczonym wojownikiem.

Re: Wschodnia Ściana

95
Stworzony naprędce Grzmot uderzył w tarczę wojownika, uszkadzając ją i odpychając oponenta delikatnie do tyłu. Ten natarł ponownie, szybciej i bardziej zaciekle, lecz widząc konstruowanie kolejnego zaklęcia, odruchowo przerwał atak i zasłonił korpus tarczą. Kolejne zaklęcia trafiło jednak w jego nogi, przewracając go. Krzycząc z bólu, próbował atakować Tessę mieczem i wstawać, co już po krótkiej chwili okazało się niemożliwe. Ziemia najpierw skrępowała go, a potem wypełniła usta i nos, zaduszając. Niemniej mężczyzna dzielnie siłował się z żywiołem, prezentując ogromną siłę, tym samym zabierając Reyes dodatkowy czas i energię.
Konie niewiele zrobiły sobie z mentalnego przekazu Tessy. Niewiadomym było, czy w ogóle go nie otrzymały czy zbyt przytłoczone sytuacją nie przejęły się zbytnio, lecz galopowały tak, jak do tej pory, stawiając broniących się w trudnej sytuacji.
Przeciwnicy okazali się większym sprytem, niż obrońcy zakładali, kiedy nagle znikąd pojawili się kolejni. Wspinali się po budynkach i stworzonych ścianach niczym pająki. Nie było ich wielu, lecz ci szarżujący szaleńcy powodowali największe zagrożenie. Jako, iż Tessa znajdowała się na tyłach, najczęściej to ona padała celem ataków. Zdecydowania przerastała ich umiejętnościami i doświadczeniem, lecz nie zawsze udało się jej zabić wroga błyskawicznie. Często musiała wykonywać kilka pchnięć, stosować podcięcia i dobijania. W powietrzu rozbrzmiały krzyki towarzyszy ostrzegających się nawzajem przed zagrożeniem z tyłu. Teraz zostali zmuszeniu do jeszcze większej czujności, jednakże magia ziemi przybyła im na ratunek. Piasek wciągał duże grupy wrogów, co znacznie pomagało obrońcom. W dodatku otwarte uliczki zatykały się od trupów i koni próbujących się wydostać, co tymczasowo zmniejszało napływ wrogów. Tessa przeszła do kolejnych działań - rozprawienia się z łucznikami.
- Nie, ale i tak ją osłabię! - wykrzyczała Ira, odpowiadając na pytanie; twarz Czarodziejki ubrudzona była ziemią, potem i krwią płynącą z rany na czole.
Tessa przygotowała Grzmot pełnej mocy. Nie znalazła idealnie czystego miejsca, ale na tyle dobre, by nie potknąć się. Wzięła rozbieg i wypuściła z dłoni jarzący się oszczep ognia i energii. Czar poszybował wprost między łuczników i trafiając wywołał niewielką eksplozję, rozsypując ziemię na wszystkie strony. Ci, którzy znajdowali się na koniach spadli, pozostali przewrócili się lub zachwiali; samo zaklęcie nie wyrządziło im poważniejszych krzywd. Ira postanowiła wykorzystać sytuację i wyrzuciła kilka kul ognia dalszego zasięgu, podpalając część łuczników. Pozostali rozbiegli się, lecz z pewnością nie mieli zamiaru przestać. Ponadto strzały nadlatywały z innych stron.
- Tessa, długo nie wytrzymam. Bariera zabiera mi zbyt dużo energii. Jeśli nie zrobimy czegoś szy....
- Tessa!
Krzyk padł ze strony czteroosobowej grupy i Czerwonowłosa mogła zauważyć, jak Brad upada z toporem wbitym prosto w czaszkę, a starsza kobieta wbija włócznię w szyję stojącego nad nim wroga. Krzyknęła młodsza, mając problem z nacierającą na nią dwójką, w dodatku dobrze uzbrojoną. Dev powoli podnosił się z ziemi, mając twarz zalaną krwią.
Tessa mogła wyczuć, że i jej nie zostało zbyt wiele mocy, zaledwie jedna piąta zasobów.

Re: Wschodnia Ściana

96
Tessa nie zwlekała. Musieli czym prędzej zawęzić pole ich obrony. Nie mogli w dalszym ciągu bronić się w alejkach. Obecność łuczników, których nie mogła pozbyć się ani Reyes, ani Highflame, skutecznie zaburzała ich plany. Irę należało odciążyć.
Wiedźma podjęła błyskawicznie decyzję. Używając magii ziemi, poświęciła niewielką dawkę, by pochłonąć ich plecaki, które pozostawili razem, by ich nie przeciążały. Miała ich przykryć ziemia - na tyle, by przedmioty nie spłonęły. Potem przerwała swój kontakt z ziemią, nie nadszarpując wątłych zasobów magii. W międzyczasie wydawała komendy, przesuwając się w stronę najbardziej obciążonych obrońców:
- Nie mogę dłużej wspierać nas moją magią. Ira, podpal domy za nami. Trupy w alejkach! Ludzi! Ma być ściana ognia, ma być smród i dym. Odetnij wszystkie przejścia prócz tego bronionego przez Deva i tamte dwie. Zepsujemy widoczność strzelcom. Warford, osłaniaj Irę i pilnuj linię obrony za nami. Konie mają spierdalać od ognia wprost na nich. Jeżeli trzeba, Ira, smagnij je ogniem i nakieruj! Wtedy zrezygnuj z tarczy. Albo osłoń nią tylko siebie. Zrozumieliście? Zrobicie, co trzeba?! - Ostatnie dwa zdania wykrzyczała, upewniając, że ta dwójka posłucha się jej. Jeżeli będzie problem z tym, aby Warford usłyszał polecenie, zbliży się szybko do niego, podnosząc głos i powtarzając polecenie odnoszącego się do niego.
Uderzając, siekąc, podcinając i zabijając kto nawinie się jej po drodze, przemieszcza się w stronę broniących się, wiedząc, że dzieli ich niewiele od załamania linii obrony. Uważa przy tym, by nie wywrócić się o ścierwo i nie wpaść na jednego z konii. Po drodze krzyczy do Lorhina:
- Elfie, zapraszam do tańca! Musimy przedrzeć się przez nich! Ty i ja! Wybijemy skurwysynów!
Bez względu na to, czy Leafspark wesprze ją, czy nie, Reyes wali prosto we wrogów, zamierzając wspomóc siłowo swych kompanów. Jeżeli zdąży, spróbuje osłonić wstającego z ziemi Deva, mając także na względzie walczące kobiety. Jeżeli Ira zacznie palić wszystko za ich plecami, Tessa ostrzeże ich, aby byli gotowi na jej komendę uciec w bok, zostawiając zalane wrogami przejście otwarte. Wiedźma obserwując sytuację swymi wyczulonymi zmysłami zamierzała wyczekiwać momentu, w którym przerażone ogniem konie zaszarżują na jedyne przejście, którym mogli uciec - tym, które zaciekle bronili.
Jeżeli przy tym manewrze trzeba będzie kogoś odepchnąć w bok, szybko podnieść z ziemi, bez wahania to zrobi, jak najszybciej schodząc z linii szarży zwierząt.
Jeżeli plan się powiedzie, Tessa od razu wkracza do akcji, atakując tych, co przeżyli starcie z cielskiem koni. Próbując zabijać jak najszybciej i jak najsprawniej jak wcześniej, zamierza konsekwentnie iść do przodu, wykorzystując chwilowy wyłom w ich ataku.
Jeżeli Lorhin będzie jej towarzyszyć, ta po krótkim "może trochę ci ciążyć", rzuci na niego zaklęcie Kamiennej skóry, uznając, że jeśli ma użyć magii, to ochraniając towarzysza, z którym widziała realną szansę na wycięcie w pień wrogów. Jeżeli elf nie będzie bał się strzał, to z jego kunsztem, zabije każdego po drodze. Sama w tej sytuacji zamierza dopasować się do niego, by działali tak, by nie wchodzić sobie w drogę, a przypominało to pracę grupową, nie zaś chaotyczną próbę naparcia na przeciwników. Mieli uzupełniać się.
Poznali się na tyle dobrze, że mogło to wypalić. Reyes widziała także wcześniej jak Leafspark porusza się, jak atakuje. Jej ciało samo będzie wiedziało, co robić, by ich duet stał się iście morderczy.
Jeżeli plan z Irą nie powiedzie się albo z końmi, albo z elfem, Tessa wspomaga w walce tamtą trójkę w razie potrzeby używając Grzmotu do odrzucenia wrogów, zabicia co poniektórych, kupienia czasu, by w czwórkę zebrali się do kupy i dalej bronili przejścia do wioski.

Re: Wschodnia Ściana

97
Tessa bez dłuższego wahania podjęła drastyczne środki. Zapasy drużyny zostały zabezpieczone warstwą ziemi, gdyż lada chwila miało rozpocząć się istne piekło.
Czarodziejka zrozumiała plan i przytaknęła bez zwłoki, choć pochłonięty walką Warford wymagał głośnego powtórzenia. Dwójka natychmiast zbliżyła się do siebie. Ira zebrała całe swoje sił i wysłała języki ognia w stronę otaczających ich budowli, a następnie otoczyła siebie i wojownika barierą,
mającą ratować ich przed stratowaniem. Konie nie potrzebowały dodatkowej zachęty, czym prędzej ruszyły w stronę bezpiecznego wyjścia, nawet jeżeli wtłaczali się przez nie rządni mordu ludzie.

W międzyczasie Lorhin usłyszał wezwanie towarzyszki i czym prędzej wycofał się, zręcznie omijając biegające konie i z zabójczą zręcznością odbierając życie napotkanym wrogom. Był od głowy po same stopy pokryty we krwi. Wśród czerwieni jego niebieskie oczy zdawały się błyszczeć. Mimo,
iż wciąż wykazywał się ogromną zręcznością, jego ruchy były wyraźnie bardziej ociężałe. Zmęczenie z pewnością robiło swoje, lecz Tessa mogła odnieść wrażenie, że jej towarzysz jest ranny w kilku miejscach. Nie odpowiedział nic na oryginalne zaproszenie, oszczędzał każdy oddech, który był na wagę złota.

Tessie udało się na czas dopiec do trójki broniącej przejścia. Kobiety i Dev mieli ogromne problemy z nacierającymi wrogami, więc pomoc Czerwonowłosej uratowała ich życia. Kilku przeciwników nie sprostało śmiercionośnej włóczni. Budowle z tyłu zaczęły płonąc, więc Tessa i pozostała trójka na czas zeszli z linii szarży. Na całe szczęście, przeciwnicy zauważyli to i również odskoczyli na boki - oczywiście ci, którzy zdążyli i nie zakopali się w stosie ciał.
Kiedy wierzchowce wydostały się ze śmiertelnej pułapki, Tessa i Lorhin natychmiast przeszli do akcji. Błyskawicznie dopadli tych wrogów, którzy jeszcze się nie podnieśli, a następnie po trupach przeszli przez wyrwę między budynkami i wyszli na otwarte pole, zamierzając osobiście pokonać resztę przeciwników. Wielu leżało rannych, stratowanych i okaleczonych. Krzyczeli z bólu, trzymając się za przetrącone członki. Ci, którzy uniknęli straszliwego losu, ruszyli gotowi na dwójkę obrońców.
Tessa stała z lewej, Lorhin zaś z prawej. Elf postanowił zając się idącymi na niego wrogami, wyjść im naprzeciw. Robił to z ogromnym skupieniem, w ciszy.

Na kobietę planowało natrzeć trzech wrogów, idących blisko siebie. Pierwszy trzymał miecz i krótki topór, drugi miecz i tarczę, a trzeci długi miecz. Znajdowali się około pięć metrów od niej. W dodatku mogła spostrzec, iż z tyłu, około dziesięć metrów dalej, dwóch łuczników przygotowuje się do ataku.
Nikt nie przychodził im z pomocą. Kobiety i Dev byli ranni i zbyt zmęczeni, by wstać z ziemi. Ira, podtrzymywana przez Warforda, była półprzytomna, nie będąc w stanie iść samej. Ponadto Tessa wyczuwała gwałtownie topniejące pokłady własnej mocy magicznej - podtrzymywana od początku walki Kamienna Skóra robiła swoje.

Re: Wschodnia Ściana

98
Gdy stanęli na otwartym polu, Tessa doznała uczucia deja vu. Przebłysk wspomnienia z nocy, gdy straciła Garena, nakazał jej większą ostrożność.
Skupiając uwagę na wrogach, Reyes wiedziała jedno: nie mogła używać magii do niczego innego niż dalsze podtrzymywanie Kamiennej Skóry. Musiała jak najdłużej ją utrzymać i jak najszybciej pozbyć się strzelców. Wiedziała też, że nie przedrze się przez mur trójki zbirów zanim łucznicy wypuszczą strzały. Należało działać szybko i zdecydowanie, i nie w pojedynkę.
- Zaczekaj - powiedziała stanowczo, zerkając na elfa, który zamierzał natrzeć na wrogów po jego stronie. - Lorhin, najpierw ci z mojej strony. Sama nie dam rady. Musimy przebić się przez nich i jak najszybciej zajebać łuczników. Żeby cię nie trafili, trzymaj się za mną. Albo znajdź tarczę i zasłoń się nią. Moja Kamienna Skóra jeszcze trochę wytrzyma. Potem nie wiem, czy nie padnę. Załatwię ich, musisz mi tylko pomóc.
Tessa zaczeka tylko chwilę, aby podjął decyzję. Jeżeli tylko kiwnie głową, Reyes ruszy do ataku. Najpierw chwyci za jeden z noży, który miała za paskiem i zaczynając bieg wśród stratowanych ludzi (uważając, by nie przewrócić się ani żeby żaden nie chwycił jej za nogę, przewracając - w takiej sytuacji kopie oponenta, aby jak najszybciej oswobodzić się), szykuje się do rzucenia silnego i celnego ciosu w mężczyznę po zewnętrznej stronie z toporem i mieczem. Odległość nie mogła być za mała ani za duża. Nie zwlekała także. Ruszając na wrogów, nie biegła wprost na nich, zamierzała minąć ich po łuku, przy okazji usuwając z blokującej trójki jednego z nich. Tessa rzuca nożem, celując w głowę. Jeżeli miał na sobie hełm albo inną osłonę, celuje w gardło bądź jeżeli warunki nie będą sprzyjać, to w ramię, które nie osłoni tarcza, mając świadomość, że wrogowi z takim arsenałem będzie niemożliwe obronić się skutecznie, nie odsłaniając drugiego rozbójnika.
Jeżeli Lorhin będzie podążał za nią, będzie miał dogodny moment, aby dobić albo po prostu zabić mężczyznę z toporem bądź zaatakować już tego z tarczą, korzystając z pewnego elementu zaskoczenia i znajdując się po jego boku.
Jeżeli Tessa minie tamtych wojowników, nie traci więcej czasu i w biegu zamierza oddać kolejny rzut, lecz tym razem włócznią w tego z łuczników, który jako pierwszy miał szansę wystrzelić w nich strzałę. Nadając swej broni siły i szybkość, biegnąc, oddaje rzut, celując w korpus. Następnie chwyta buzdygan, którego jeszcze nie miała okazji wykorzystać i z impetem naciera na drugiego z łuczników, unosząc nad głową broń i zamierzając uderzyć z góry, prosto z łeb. W razie potrzeby, gdyby wywiązała się dłuższa walka, wykonuje uniki, jednocześnie wiedząc, że nie ma wiele czasu, brutalnie atakuje, zamierzając w razie czego rozpieprzyć go buzdyganem, aż zostanie z niego papka, uderzając tam, gdzie odsłoni się.
Jeżeli uda się ich zabić, czym prędzej chwyta swoją włócznię, wyciąga z ziemi albo z ciała wroga, a następnie rusza biegiem z powrotem do Lorhina, zamierzając go wesprzeć w walce.

Jeżeli Lorhin pomimo słów Tessy postanowił sam rozprawić się z ludźmi po jego stronie, to Reyes jest zmuszona atakować tych po swojej, ze względu na łuczników. Wtedy robi dokładnie to samo, z tym, że stara się jeszcze bardziej szybko zajść ich z boku, wyminąć w biegu, nacierając na wrogów z tyłu.

Jeżeli plan Tessy z wyeliminowaniem jednego z trójki za pomocą rzutu nożem nie wypali, a elf też nie ma szans go usunąć, Tessa wypuszcza z dłoni ładunek mocy, który ma za zadanie odepchnąć tę trójkę i zachwiać ich obroną, uważając, aby zostało cokolwiek na jej szarżę na łuczników (Kamienną skórę). Następnie wykonuje to, co wcześniej zamierzała.

W żadnym wypadku Tessa nie odpuszcza, będąc zdeterminowaną i skupioną na tym, aby dopiąć swego. Nawet jeżeli pierwsze strzały będą wycelowane w nią i kilka trafi w jej kamienną obronę. Wiedząc, że jej magiczne siły kończą się, stara się siłą woli przedłużyć tę ochronę jak najdłużej, gdyż od tego zależało, czy przeżyją.

Re: Wschodnia Ściana

99
Lorhin kiwnął głową i zaprzestał powolnego kroczenia w stronę przeciwników. Wyglądając na pochłoniętego bitwą w niespotykanym dotąd stopniu, zachował tyle świadomości, by zostać ocuconym przez stanowcze słowa Tessy i plan, który jak na nią wydawał się nad wyraz racjonalny. A Lorhin uwielbiał racjonalność, dlatego nie uznawszy tej bitwy za przegraną, zaniechał próby samobójczej potyczki i dołączył do towarzyszki, kryjąc się za nią jak za tarczą (mimo, iż blisko leżała prawdziwa, nie wydawał się nią zainteresowany). Dostrzegał ogromne niebezpieczeństwo płynące ze strony łuczników. Jednakże, jego niedoszli przeciwnicy uznając pójście do Tessy za ucieczkę, poczuli się pewniejsi i przyspieszyli kroku.
Tessa wyciągnęła nóż i rzuciła go prosto w pierwszego przeciwnika. Niestety, broń nie trafiła ostrzem, lecz rękojeścią i to jedynie w brodę. Kobieta próbowała odepchnąć wrogów ładunkiem mocy, niemniej z jej dłoni nie wystrzeliło nic, a ona sama poczuła nieduży ubytek mocy. Trafiony zatrzymał się, pomasował lekko obolałe miejsce i uśmiechnął się paskudnie, a pozostała dwójka zarechotała. Poczuli się pewniej i śmielej, bez pośpiechu zaczęli kroczyć w stronę Tessy, która akurat ich wyminęła, by zająć się łucznikami. Nie przejmowali się swoimi towarzyszami, którzy zaraz mieli skonfrontować się z Płomienną Włócznią.
Reyes w biegu, stąpając ostrożnie, wyrzuciła swoją drogocenną włócznię. Niestety, to również spudłowało. Broń wbiła się tuż obok łucznika, który wypuścił strzałę. Pocisk trafił Tessę tuż nad prawą pierś. Strzała przebiła Kamienną Skórę, lecz nie spowodowała poważniejszych obrażeń, po czym odpadła, pozostawiając jedynie irytująco krwawiącą i bolącą ranę. Drugi łucznik również wystrzelił i trafił w udo, z takim samym skutkiem. Oboje byli niebywale zaskoczeni, gdy ich strzały nie wyrządziły większych szkód. Nim przezwyciężyli szok i spróbowali wyjąć krótkie miecze, było już zbyt późno. Lorhin niespodziewanie wyminął Tessę i zwinnym cięciem katany dekapitował pierwszego łucznika, a Czerwonowłosa z buzdyganem w dłoni dopadła kolejnego. Ten zaczął się gwałtownie cofać, w pewnym momencie upadając, próbował zasłaniać się łukiem, jednak ostatecznie potężny cios buzdyganem rozbił jego głowę. Odłamki czaszki i kawałki mózgu rozprysły się na boki, parę strzępów tkanki zatrzymało się na pięknej twarzy Tessy. Reyes zostawiła zmasakrowanego wroga i ponownie chwyciła za swoją włócznię.
Trójka przeciwników już nie szła tak pewnie, ale kierowani morderczymi intencjami wciąż planowali rozprawić się z Tessą i Lorhinem, znajdując się zaledwie kilka metrów od nich. Elf nie wyglądał dobrze. Ubrudzony krwią od góry do dołu, sapał ze zmęczenia, wciąż jednak stanowczo trzymając katanę, czerwonym ostrzem skierowanym w stronę wrogów. Reyes również mogła odczuć coraz większe zmęczenie - jej mobilna rola w czasie walki, będąc pokrytą Kamienna Skórą i częste używanie magii, w końcu zaczynały dawać się we znaki mimo dużej wytrzymałości kobiety.
Atakująca trójka zaczęła rozpraszać się na boki, planując otoczyć dwójkę towarzyszy. Od strony Lorhina zamierzał zaatakować ten z mieczem i toporem, środkiem szedł przeciwnik z tarczą, a na Tessę szykował się bandyta z długim mieczem. Wszyscy w pełni sił, gotowi do morderczej walki i z pewnością nagrody, jaka czeka ich, gdy tylko przyniosą na tacy głowę z czerwonymi włosami.
Wcześniejsza trójka, z początku mająca walczyć z Lorhinem, zaprzestała pościgu i zainteresowała się przejściem do wioski. Wewnątrz znajdowali się ranni i całkowicie opadli z sił Warford, Ira i pozostała trójka.

Spoiler:
Ostatnio zmieniony 10 lut 2018, 17:56 przez Gilles, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wschodnia Ściana

100
Tessa ani trochę nie przejęła się tym, że nie udał się manewr z rzutem nożem oraz ten z włócznią. Główny zamiar został spełniony - zręcznie i szybko pozbyli się łuczników, choć zostało to okupione dwoma ranami od strzał. Na szczęście Kamienna Skóra wytrzymała na tyle, by mogła dalej walczyć.
Starła z twarzy krwawą miazgę, obserwując sytuację.
Najlepiej byłoby zabić z osobna tamtą dwójkę po boku i wtedy natrzeć na rozbójnika z tarczą z dwóch stron. Tak zrobiłaby, gdyby nie ich zmęczenie. Reyes może by poradziła sobie z szermierzem, jednak Leafspark wyraźnie znajdował się na granicy wytrzymałości. Mogła więc zrobić tylko jedno.
- Lorhin, robimy dalej to samo. Trzymamy się razem i atakujemy. Żadnych samotnych pojedynków. Spróbuję ich wszystkich ci wystawić. Wiesz, co robić. Musimy być szybcy, reszta zaraz wejdzie do wioski - powiedziała na tyle ściszonym tonem głosu, by tylko elf ją usłyszał.
Zerknęła kątem oka, czy elf ją zrozumiał. Jeżeli nie, Tessa podejmie się roli zabezpieczającej go, czyli trzyma się blisko niego, blokując i parując ataki, a gdy nadarzy się okazja, zaatakować włócznią (celuje w odsłonięte miejsca).
Jeżeli Lorhin zamierzał w dalszym ciągu współpracować z nią, ruszy w pierwszej kolejności na mężczyznę z mieczem. Z całej trójki miał najlżejszą broń, a więc najprawdopodobniej mógł z nich wszystkich reagować najszybciej. Reyes nie zamierzała pozwolić się otoczyć, więc zaatakowała pierwsza (a przynajmniej tak planowała) podbiegając do niego i z impetem wyprowadzając kopniak w podbrzusze (w momencie gdy wróg będzie chciał wyprowadzić cios, zamachnąwszy się), którego siła powinna zgiąć go w pół. Wtedy wbije w niego ostrze grotu, celując w pierś. A jak odległość będzie zbyt mała, to wyszarpnie drugi ząbkowany nóż i wbije go z góry w szyję.
Jeżeli nie będzie miała szans wyprowadzić kopnięcia, aby przy okazji nie nadziać się na miecz, spróbuje zwykłego, prostego ciosu włócznią, który wyprowadzony z takim impetem, w odpowiedniej odległości i dobrą techniką, powinna dosięgnąć celu. Celowałaby wtedy w odsłonięty bark, by zaraz wyszarpnąć grot, kontynuując walkę. Być może elf skorzystałby z tej okazji, powtarzając akcję z dekapitacją.
W zależności, kto pierwszy z pozostałej dwójki dopadnie do nich, atakuje go, nie tracąc czasu. Walkę z mężczyzną posiadającym tarczę zamierzała rozegrać sprytem - wykonując uniki i blokując ataki, uważając, by równocześnie nie złamać włóczni, zamierzała przy pierwszej nadarzającej się okazji ciąć go w uda, aby zaraz potem wbić ostrze grotu w jego stopę. Wyszarpując włócznię, wyprowadzi kopnięcie, celując bokiem buta tuż nad kolano - chciała złamać mu nogę. Jeżeli nie widzi na to szansy, wycofuje się z włócznią w dłoniach i nie rezygnuje z ataków, które w dalszym ciągu były wycelowane w jego nogi. Tessa liczyła, że w tym wypadku Lorhin wykorzysta szansę i wykończy skurwysyna.
Gdy przyjdzie jej zmierzyć się z trzecim zbójnikiem, Reyes skupia się bardziej na unikach, mając świadomość, że miecz albo topór mogą ją bardzo szybko dosięgnąć, ale także, że walcząc dwoma tak odmiennymi typami broni, wróg nie będzie w stanie wykorzystać ich pełnego potencjału. Nie dało się być jednocześnie wyśmienitym szermierzem i barbarzyńcą z toporem. Albo rybka, albo pipka. Tessa zamierzała go podciąć włócznią na wysokości kolan, aby ten po prostu przewrócił się na plecy. Następnie wbiłaby włócznię w jego ciało na wysokości korpusu - od biedy wybierając nieosłonięte krocze, a w najlepszym wypadku uderzając wyżej, prosto w gardło.

Tessa podczas walki polega w dużej mierze na Lorhinie. Przyjmując na siebie rolę osoby atakującej i wypracowującej momenty na zadanie zabójczego ciosu, zamierzała wystawić wrogów każdego z osobna dla towarzysza, jeżeli oczywiście sama wcześniej nie będzie miała okazji do szybkiego zakończenia sprawy. Dba o to, by wrogie ataki nie dosięgnęły Leafsparka. Jeżeli ten by padł podczas walki, to w każdej sytuacji stara się go ratować i trzymać resztę z daleka od niego, by towarzysz miał jeszcze szansę wstać albo po prostu przeżyć.

Reyes stara się jak najdłużej utrzymać Kamienną Skórę, nie zważając na to, czy jej poniesione rany otworzą się głębiej - nie miała wyboru jak walczyć, więc tylko zaciskała zęby. Liczy nie tylko na Lorhina i czar ochronny, lecz także na swoje doświadczenie, wytrzymałość, silną wolę oraz umiejętność przewidywania nadchodzących ciosów. Zamierzała wykorzystać wszystko swoje najmocniejsze strony, by wyjść z tego wszystkiego zwycięską ręką.

Kolejność z jaką przyjdzie jej walczyć nie robi różnicy w jej planach, co do sposobu ubicia każdego z osobna. Taktyka zmieni się dopiero wówczas, gdy tamtej trójce uda się ich otoczyć, do czego nie zamierzała dopuścić, wiedząc, że w tak małej liczbie będzie im to trudno zrobić. Pół-elfka tak prowadzi walkę, aby wyszło na jej, w razie czego przesuwając się ciągle w bok i mając ich wszystkich tuż przed sobą. Jeżeli jednak ten scenariusz spełni się, Wiedźma nie będzie miała wyboru, jak przyjąć taktykę pilnowania sobie wzajemnie pleców, mając nadzieję, że jedno drugie uchroni od wbicia ostrza od tyłu.

Jeżeli uda się tamtą trójkę zabić, Tessa rusza na kolejną trójkę, która wcześniej zainteresowała się wejściem do wioski.

Re: Wschodnia Ściana

101
Lorhin kiwnął głową, dając znać, iż zgadza się na plan Tessy. Trzymana katana delikatnie drgała, co nie było widoczne na pierwszy rzut oka, tak samo jak nogi elfa. Jego postawa solidna tylko z pozoru, w rzeczywistości był w gorszym stanie niż się zdawało, choć niemożliwym było dokładnie określić ile pozostało mu sił i jak poważne są jego rany. Nie było również czasu przejmować się tym, gdyż walka rozgorzała, zainicjowana atakiem Tessy.
Czerwonowłosa błyskawicznie ruszyła na przeciwnika. Odległość nie była zbyt duża i tylko to sprawiło, iż wróg chybił ciosem, wykonanym ze zbyt dużego zamachu, sekundę po tym jak otrzymał potężnego kopniaka w podbrzusze. Spiął się cały, mięśnie odmówiły posłuszeństwa, zgarbiony nie zdążył nawet upaść na ziemię, gdy ząbkowane ostrze wbiło mu się w gardło. Zabójczyni schowała broń i natychmiast przeszła do obrony, gdyż dopadł do niej przeciwnik z tarczą.
Wróg okazał się zręczniejszy, niż można by przypuszczać. Uniki i blokowania były głównymi rzeczami, na których Tessa mogła się skupić. Jej próby ciosy w uda i stopy spełzał na niczym, ze względu na solidną obronę trzymaną nisko oraz całkowicie wykorzystywany potencjał tarczy i miecza w połączeniu z trzymaniem przeciwniczki blisko. Atakował szybko i celnie, nie biorąc ogromnych zamachów, nie zostawiając zbyt długo otwartych luk, nie próbując zabić jej jednym ciosem. Uparcie parł do przodu, blokował cios, spychał mieczem włócznię i próbować dosięgnąć Tessę w jakąkolwiek część ciała. Ta z kolei zwiększała dystans, by móc jak najlepiej korzystać z własnej broni. W ten właśnie sposób oddalali się od walki, którą toczył Lorhin i barbarzyńca z mieczem. Zza barku swojego przeciwnika Tessa obserwowała, jak jej towarzysz z trudem próbuje się bronić. Lorhin, który jest w stanie błyskawicznie zabić nawet najlepszych wojaków, praktycznie nie wykonywał ciosów. Z trudem unikał miecza i topora, większość ataków blokując kataną w coraz mniej zgrabny sposób. Nieprzewidywalny styl rozbójnika, dzika, siła i zaciętość jego ciosów okazały się przytłaczające dla rannego i zmęczonego Leafsparka.
Jednak Tessa póki co miała własny problem. Jej styl walki całkowicie zawodził, ponadto to ona męczyła się szybciej. Przeciwnik nie przypominał typowego rozbójnika, gwałciciela i mordercę, a prędzej młodego mężczyznę o dość delikatnych rysach, widocznie kilka lat młodszego od niej. Z pewnością jednak doświadczonego w używaniu tarczy i walce z włócznikami.

Re: Wschodnia Ściana

102
Zmuszona do zmiany pozycji, Tessa nie wpadała w panikę. Czujne, uważne spojrzenie wychwyciło dramatyczną sytuację Lorhina. To była kwestia kilku najbliższych chwil zanim przeciwnik skróci go o głowę i zarąbie ciało toporem.
Zwróciła się do mężczyzny, z którym w dalszym ciągu walczyła. Pilnując się, by ten w dalszym ciągu jej nie dosięgnął, wykonuje uniki i ataki, tam gdzie miała szansę wyrządzić krzywdę, nie skupiając się już na samych nogach - ta taktyka bardziej ją męczyła niż przynosiła jakiekolwiek efekty. Wiedźma, skąpana we krwi wrogów, nieoczekiwanie zaśmiała się. Krótko, gardłowo, pewnie. Miało to skupić uwagę przeciwnika na to, co zaraz zamierzała mu zaproponować. Patrzyła jak zawsze prosto w oczy, próbując złapać z nim kontakt.
- To było sprytne, jednak koniec tej zabawy. Dam ci wybór, bo zarówno ty, jak i ja wiesz, że nawet jeśli wybijecie moich towarzyszy, nie pokonacie mnie. Podobają mi się twoje umiejętności. Przydałbyś mi się żywy. Będziesz miał szansę przeżyć tę walkę jako jedyny ze swoich. Dołącz do mnie i zdradź swoich. To niepowtarzalna oferta.
Tessa nie dekoncentrowała się. Próbowała przesunąć się w bok, tak by być bliżej rannego towarzysza. Chciała jak najszybciej tam się przemieścić, być tuż obok. Nie lekceważyła jednak swojego przeciwnika, choć jej postawa emanowała pewnością siebie, duchową siłą, gotowością na wszystko. Reyes była niezmordowana i przeciwnik mógł dostrzec tę niebezpieczną kombinację Czerwonego Kataklizmu, którym się stała po wydarzeniach w Tuk'Kok.
Kobieta nie czeka długo na odpowiedź. Daje mu zaledwie chwilę na podjęcie błyskawicznej decyzji, w międzyczasie inkantując cicho zaklęcie Dziecka ziemi, próbując połączyć się z ziemią pod stopami przeciwnika elfa. Ograniczając pole jak najbardziej mogła, by zużyć niewielką ilość mocy magicznej, chciała znienacka unieruchomić stopy mężczyzny, zatrzymać go na sekundę w miejscu, by Lorhin mógł wykorzystać resztkę swoich sił na zaatakowanie i zakończenie tego. Cały czas obawiała się, że nie zdąży mu pomóc tak samo jak to było z Garenem. Niestety więcej Tessa nie mogła dać, kiedy miała przed sobą drugiego przeciwnika.
Jeżeli zgodzi się na jej propozycję, powie mu krótko: "Zabij tych, co poszli w stronę wejścia". Sama popędzi w stronę Lorhina, uważając przy tym, aby nie dać okazji nowo nabytemu sojusznikowi. Bez sensu byłoby oberwać, będąc bokiem albo odwrócona plecami. Reyes spróbuje z impetem zaatakować włócznią wariata z toporem i mieczem, wybierając pozycję za jego plecami albo z boku, atakując prosto w pierś, z zaskoczenia. Jeżeli zdarzyłoby się, że przy tym scenariuszu elfowi udaje się z jej małą pomocą wcześniej zabić człowieka, Tessa krzyczy mu, by został i zajął się swoimi ranami, ruszając (prawdopodobnie) razem z nowym sojusznikiem na pozostałą trójkę. Ruszy biegiem, wiedząc, że niewiele czasu jej pozostało. Zaatakowałaby wrogów od tyłu. Jeżeli ona zabiła przeciwnika elfa, tak samo każe mu zostać i czym prędzej rusza do wejścia do wioski.
Jeżeli mężczyzna nie zgodzi się (wyśmiewając ją, mówiąc wprost lub wymownie milcząc), Tessa na szybko rzuca w niego zaklęcie Grzmotu, mając nadzieję, że próba wypali i pocisk odepchnie go, i przy okazji podpali. Będąc w niewielkiej odległości, nie będzie miała innego wyboru, jak celować prosto w pierś, najprawdopodobniej osłanianą tarczą. Atak mógłby wytrącić go z równowagi, a charakterystyczny odgłos ogłuszyć. Jeżeli to się powiedzie, Tessa natychmiast atakuje włócznią, celując w możliwe odsłonięte miejsca, aby chociażby zadrasnąć bronią.

Re: Wschodnia Ściana

103
Odpowiedź przeciwnika była jednoznaczna. Wymowne milczenie i delikatny uśmiech od razu dały znać, iż propozycja Tessy nie została nawet rozważona. Co więcej, młody mężczyzna natarł na przeciwniczkę jeszcze bardziej, zmuszając ją do obrony i wydłużając czas, którego potrzebowała na rzucenie zaklęć. Pierwsze z nich, "Dziecko Ziemi", sprawiło, iż ziemia oplątała nogi przeciwnika Lorhina, dając temu czas i sposobność na atak. Elf natychmiast zrozumiał co się stało i resztkami sił przypuścił serię ciosów na bandytę. Niestety, w tym stanie jego ataki zostały sparowane i chwilę później miecz i topór ponownie przecinały powietrze, próbując trafić kapitana.
Reyes, nieprzerwanie blokując lub unikając ostrza własnego przeciwnika, ponownie zebrała magiczną energię. Grzmot wystrzelił z jej dłoni, wycelowany w pierś oponenta. Rozbójnik zasłonił się tarczą, lecz strzała z energii przebiła się przez barierę z drewna i żelaza, uderzając prosto w klatkę piersiową. Trafiony poleciał do tyłu, krzycząc. Próbował wstać, lecz ból musiał być zbyt silny. Na jego klatce piersiowej znajdowało się czarne koło, z którego unosił się dym. Smród spalonego ciała szybko doszedł do nozdrzy zebranych. Leżący nie puścić miecza, wciąż próbując zamachnąć się na Tessę, jednakże nic to nie dało. Czarny grot wbił się w jego serce.
Czerwonowłosa natychmiast podbiegła na pomoc swojemu towarzyszowi. Elf akurat upadł, a katanę wytrącono mu z rąk. Czekał na śmiertelny cios, zadany jednocześnie toporem i mieczem, gdy nagle przez klatkę piersiową triumfalnie górującego nad nim mężczyzny przeszła czarna włócznia. Bandyta przechylił się i upadł bez życia. Lorhin oddychał ciężko, zbyt zmęczony by coś powiedzieć, lecz jego ubrudzone krwią usta z pewnością wygięły się w uśmiech.

Re: Wschodnia Ściana

104
Tessa dopadła do leżącego i zmęczonego Lorhina. Wciąż w bojowym nastroju, wiedząc, że czasu ma coraz mniej na dotarcie do trzech zbójników w przejściu do wioski, nie zadawała pytań. Elf wyglądał na tak wycieńczonego, że zapewne i tak by jej nie odpowiedział. Bezceremonialnie odchyliła poły płaszcza kapitana, szukając ran na wysokości piersi i brzucha, nie dbając o delikatność. Wymacała nawet (a przynajmniej próbowała), czy towarzysz nie oberwał w plecy. Na okrzyki protestów nie reagowała, chyba że odczuwał widoczny ból. Wtedy ostatecznie spyta, gdzie jest ranny, by zaraz ocenić, jak bardzo jest to poważne.
Jeżeli rzeczywiście Leafspark oberwał, obficie krwawiąc, Tessa nie namyślając się, sięga do leżącego obok trupa i ostrzem miecza, który ma pod ręką (czy to trupa, czy to elfa), rozdziera spory kawał spodni, by zaraz przyłożyć do rany towarzysza. W razie czego, gdyby jego stan wymagał zatamowania krwotoku z kilku miejsc, szybko i pewnie rozdziera materiał na wystarczającą liczbę pasów, by ten mógł szybko opatrzyć się. Wtedy nie zwlekając już więcej, pobiegnie w stronę wejście do wioski z włócznią w ręku.
Jeżeli elfowi nic nie jest, a jedynie cierpi na przeraźliwe zmęczenie, Reyes także biegnie w stronę powrotną do wioski.
Nie pozwala ani przez chwilę na chwilę ulgi. W niepewności co do losów reszty ich niepokornej drużyny, odczuwała tylko napięcie. Biegnie, uważając, by nie poślizgnąć się na krwi wrogów, jeżeli trzeba, to nawet przeskakując nad ich ciałami. Adrenalina napędzała ją, nie poddawała się zmęczeniu. Musiała jak najszybciej dopaść wrogów. Czuła, że jeśli zaraz nie stanie pomiędzy nimi a towarzyszami, to zastanie ich martwych. Serce podeszło jej do gardła, myślami będąc w najczarniejszycm scenariuszu.
Tessa, gdy tylko zobaczy wrogów, zaatakuje, mając nadzieję, że będą stać do niej plecami. Będzie walczyć włócznią, wykorzystując element zaskoczenia, próbując zabić ich wszystkich zanim odwrócą się i zdołają bronić się przed jej ciosami.

Re: Wschodnia Ściana

105
Elf nawet nie protestował podczas oględzin ciała. Łapczywie wtłaczał powietrze do swoich płuc, nie przejmując się niczym. Siedział, podpierając się rękoma, twarzą zwróconą w stronę nieba. Oczy miał zamknięte. Wyglądał, jakby cierpiał nie tylko z powodu skrajnego wyczerpania. Tessa, badając ciało towarzysza, nie natknęła się na żadne większe obrażenia, jedynie mniejsze rany cięte, jednakże ich ilość z pewnością dokuczała Elfowi. Sama wciąż posiadała dwie rany, które nie przestawały krwawić, choć nie groziła jej jeszcze śmierć przez wykrwawienie i wystarczyłoby kilka chwil spokoju, by niewielkie rany zaczęły się zaklepywać. Skorzystałyby na tym palące z wysiłku płuca, a być może nawet znajdujące się na bardzo niskim poziomie zasoby energii magicznej kobiety. Reyes jednak nie zamierzała odpoczywać. Sprawnymi ruchami podarła spodnie na pasy, pomagając opatrzyć rany wracającemu do rzeczywistości Leafsparkowi.
- Naprawdę... nic mi nie jest... - mówił między głębokimi wdechami. - Idź... zaraz do ciebie dojdę...
Reyes nie potrzebowała zachęty i czym prędzej pobiegła w stronę zabudowań. Pełna niepewności, wbiegła po trupach przy wejściu i zastała dość interesujący widok. Po lewej stronie, kilka metrów od niej, leżała na brzuchu Ira, nie ruszając się. Blisko niej klęczał zakrwawiony Warford, próbując wstać, podpierając się o miecz, lecz jego stan był identyczny jak ten Lorhina. Po prawej stronie odgrywało się główne przedstawienie. Dwie kobieta klęczały, mając przy gardłach miecze trzymane przez wrogów, którzy weszli wcześniej. Trzeci z nich leżał w pobliżu, martwy. Blisko niego znajdował się Dev, oparty o kupkę ciał, z piersi którego wystawała rękojeść topora.
- Stój, dziwko! Rusz się, a poderżniemy im gardło! Rzuć włócznię i inne bronie w naszą stronę! Nie próbuj magii, bo szmaty stracą głowy, a ty będziesz kolejna! - powiedział pierwszy mężczyzna, krwawiący z głowy.
- Odsuń się od wyjścia! Kurwy nam nie potrzebne, oddamy je i pójdziemy w swoją stronę. Pies cię jebał! - dodał drugi, mający świeżo poparzoną część twarzy.
- Błagam, weźcie mnie, ale zostawcie moją córkę! - błagała starsza kobieta.
Trzymający ją mężczyzna przycisnął miecz do szyi klęczącej jeszcze bardziej, aż zaczęła płynąć strużka krwi.
- Matko! - wykrzyczała młodsza kobieta, a wtedy bandyta chwycił ją za włosy i szarpnął porządnie, wyrywając solidną garść. Krzyknęła, z bólu wykrzywiając twarz.

Wróć do „Wschodnia prowincja”