Re: Wschodnia Ściana

136
Zadowolona z sukcesu jej małego pomysłu, Tessa podzieliła się z Warfordem tobołkami. Z ich drużyny to właśnie oni zachowali najwięcej sił po bitwie w wiosce oraz najszybciej regenerowali się, więc ze spokojem mogła podzielić się tym ciężarem. Doganiając Lorhina i Irę, Wiedźma poczuła ulgę, że czarodziejka była na tyle w kondycji, że szła samodzielnie, nawet jeżeli podpierając się kosturem. Odwzajemniła jej uśmiech, kiwnąwszy głową i przekazując niewerbalnie wiadomość, że Highflame sprawiła się dobrze podczas oblężenia.
Tak samo jak Leafspark odwróciła się w stronę wioski, skąd dobiegły odgłosy nowej walki. Z pewnym żalem ruszyła dalej, zostawiając za plecami pewien etap ich podróży, który w duszy nazywała ich wspólnym egzaminem umiejętności, skłonności do współpracy oraz charakteru. Stąpając w ślad za swymi towarzyszami, Tessa miała nadzieję, że ich mała drużyna przeżyje aż do samego końca, pokazując na co stać w obliczu największego wyzwania życia. Była pewna, że razem mogą przetrwać, obawiała się jednak ciągle, że ich współpracę przerwie zdrada jednego z nich. Doświadczenie Reyes ciągle podpowiadało, że nie należy spuszczać gardy ani na chwilę. Ciągle musiała ich wszystkich obserwować...
Jednak idąc w stronę lasu obrała sobie nieco przyjemniejszą część tej czynności, ponownie przyglądając się ich fizjonomii, a zwłaszcza pośladkom.

[z/t -> Las pod górą Erial]

Wschodnia Ściana

137
POST BARDA
Spoiler:
- Nie. To jezioro jest wyjątkowe. Woda w nim ma inny kolor. Jest jak lustro. - odparł Goren, a potem pokiwał głową. - Bezkresna woda, taka której nie jesteś w stanie obejść dookoła. Nikt nie wie, co znajduje się po drugiej stronie, bo nikt nie dotarł tak daleko... albo dotarł, ale nie wrócił. Tam, skąd pochodzę, jest jej jeszcze więcej. Na Archipelagu są tylko małe skrawki lądu, które wystają nad powierzchnię. Konno mogłabyś w jeden dzień przejechać wyspę od brzegu do brzegu.
Dokończył jedzenie i oparł się wygodnie na krześle, tym samym, które uprzednio podniósł sobie z podłogi, łapiąc teraz oburącz swój kufel z piwem.
- Przemieszczamy się po morzu na statkach. Drewnianych konstrukcjach, które unoszą się na wodzie, napędzane wiatrem. Zobaczysz morze, zanim dotrzemy do miasta. Spodoba ci się - obiecał i nawet uśmiechnął się tym razem lekko.
Uśmiech zniknął, gdy zadała swoje pytanie.
- Nie wiem. Słyszałem, że tam ma otworzyć się przejście do podziemi i tamtędy mają wylać się wasze wojska. Nie wiem, na ile twoja królowa ma w planach zrównanie wszystkiego z ziemią, a na ile przejęcie miast dla swoich elfów. Nie wiem też, jak wyglądać będzie to przejście. Jeśli to ogromny portal, który pochłonie część miasta... - Goren wzruszył ramionami i zwinął mapę, a potem wstał, by schować ją do juków. - Nie wiem, co zastaniemy na miejscu.

Zebranie się z karczmy nie zajęło im wiele czasu, bo też nie zdążyli się w niej szczególnie rozgościć. Żegnani nieprzychylnym spojrzeniem gosposi, opuścili główną salę przybytku, zostawiając za sobą bałagan w pokoju. Goren skierował się do dużego budynku, przylegającego do północnej ściany lokalu, jaki nazwał stajnią. Wewnątrz czekała na nich Luna, zajmująca czysty, pełen siana boks. Na ich widok - a może tylko na widok elfa - zarżała radośnie. Niecały kwadrans później, ubrana w juki i starannie zapięte siodło, gotowa była do drogi.
Goren tak samo, jak poprzednio, pomógł Elspeth wsiąść na konia, samemu zaraz po tym zajmując miejsce za nią. Ciepło promieniujące z jego ciała tym razem było bardziej znajome, a on sam jakoś nie przejmował się szczególnie tym, by teraz utrzymywać przyzwoity dystans.
- Jedziemy, Luna - powiedział cicho do konia, wyprowadzając go z udeptanego dziedzińca przed karczmą.
Nie miał wiele do powiedzenia przez kolejne kilka godzin jazdy. Jeśli Elspeth zainteresowana była miejscami i widokami, jakie mijali, odpowiadał na jej pytania, pod warunkiem, że te odpowiedzi znał. Nie był stąd, nie każde ruiny, wioski i wypalone połacie lasu wiązały się z jakąś historią, którą mógłby jej opowiedzieć. Wyraźnie omijał skupiska ludzkie, trzymając się z dala od głównych traktów i małych miasteczek, choć elfka widziała ich kilka w oddali. Może bał się, że ktoś zwróci uwagę na nią, a może nie chciał, by znów wpadła w morderczy szał i próbowała rzucać się z włócznią na bogom ducha winne staruszki. Pozwalał Elspeth opierać się o siebie i wtulać w swoją klatkę piersiową, jeśli tego potrzebowała, by schronić się przed nieprzyjemnym, zimnym wiatrem, ciągnącym od zachodu. Otaczał ją ramionami w geście, który choć wciąż nieco niezręczny, to jednocześnie dużo bardziej był teraz naturalny.
- Koń musi odpocząć - zadecydował w pewnym momencie i uniósł wzrok na ruiny jakiejś wieży, wznoszącej się na skraju lasu, po drugiej stronie rozległej, trawiastej równiny, jaką akurat teraz jechali. - Może tam?
Obrazek

Wschodnia Ściana

138
POST POSTACI
Elspeth poczuła, że miała wyjątkowe szczęście, choć w nieszczęściu. Znajdując chatkę, trafiła również na najpiękniejsze jezioro w całej tej krainie. Udało jej się przerwać, a ten, którego początkowo miała zabić, teraz okazywał się towarzyszem jej podróży i jeśli dotrzyma słowa, również tym, który zwróci ją podziemiom. Bogowie stali po jej stronie.

- Chciałabym zobaczyć Archipelag. Nie. Zobaczę Archipelag. - Postanowiła i cel nie był tak odległy, jak mogło się wydawać. Po inwazji, będzie mogła podróżować po świecie. Czy dopłynie tam na statku, czy na livyatanie, nie miało znaczenia. Byleby tylko Heliar wciąż stało, a wojska czarnych elfów nadal tam stacjonowały.


Kiedy Elspeth siadła w siodle, na nowo poczuła ból mięśni w udach i nie mogła powiedzieć, że kolejny dzień na obitym siedzeniu będzie jej na rękę. Nie pozostało jej jednak nic ponad dostosowanie się do zaleceń Gorena i przemęczenie się w siodle przez kolejny dzień. Kręciła się i poprawiała, bardziej zaaferowana swoją niewygodą, aniżeli widokami, które i tak były przesłonięte blaskiem słońca. Nie pytała Gorena o wiele, choć parę razy zagadnęła, zaciekawiona naturą, ale również zabudowaniami i mieszkańcami. Nie przeszkadzał jej wybór mniejszych ścieżek, gdy mogła chwilami pozbyć się maski i odetchnąć świeżym powietrzem. Bliskość Gorena pozwalała uporać się z zimnym wiatrem.

- Wieczór? - Upewniła się, choć nie czuła jeszcze, że nadchodzi noc. - Może być tam. My też możemy odpocząć, i zjeść. - Dodała, choć pożywne śniadanie, do którego nie była nawykła, wciąż nie pozwalało odczuwać jej głodu. - Co tu było? Dlaczego jest wysokie?
Obrazek

Wschodnia Ściana

139
POST BARDA
Goren uniósł wzrok na słońce, które jeszcze nie chowało się za horyzontem, ale nie stało też już wysoko. Na tyle, na ile dało się wywnioskować z zachmurzonego nieba, nie zapowiadało się, by noc miała zapaść wcześniej, niż za dwie, może trzy godziny. Stado ptaków zerwało się do lotu z gałęzi drzew, na skraju których stała zrujnowana wieża, i odleciało na północ.
- Jeszcze nie wieczór, ale Luna musi odpocząć i nam też przyda się rozprostować nogi. Mnie też tyłek boli od siodła - przyznał, choć nie narzekał na to wcześniej. Mógł umieć jeździć konno, ale kiedy ostatnio to robił?
Zwolnił i poprowadził wierzchowca w stronę ruin. Kopyta zagłębiały się w wysokiej trawie, która sięgała ich nóg, sprawiając wrażenie, że brodzą w jasnozielonym morzu. Za ich plecami wznosiła się góra Erial, niezmiennie masywna, patrząca na nich z wysoka jak wielki, milczący strażnik. Wioski i zamieszkałe tereny zostały daleko za nimi, a miejsca, w którym się znaleźli, od lat nie dotykała ludzka ręka.
- Była wieża, ale musiała runąć. Nie wiem dlaczego, może ze starości? - Goren uniósł rękę i wskazał odłupany ukośnie kawałek ściany. Cegły skruszyły się i spadły na ziemię, tworząc rumowisko przy wejściu. - Wątpię, żeby było tam coś ciekawego, ale na pewno dobrze będzie schować się przed wiatrem za jakąś ścianą, przynajmniej na chwilę. Nieznośnie dziś wieje.
Zamilkł na chwilę, by odgarnąć włosy z twarzy i cicho dodać:
- Nie sądziłem, że zdarzy mi się zatęsknić za czymkolwiek z podziemi.
Im bliżej wieży się znajdowali, tym gorzej się prezentowała, ale przecież nie przyszli tu, by podziwiać jej architekturę. Goren przywiązał Lunę do pierwszej lepszej gałęzi, a potem zajął się próbami otworzenia drzwi do wnętrza opuszczonej budowli. Długo walczył z zamkiem, by wreszcie zorientować się, że drewno jest tak zbutwiałe, że wystarczy mocniej w nie uderzyć, by drzwi praktycznie się rozpadły.
Do ciemnego wnętrza wpadało niewiele światła, ale oni też nie potrzebowali go dużo. Na środku leżały resztki ogniska, więc najwyraźniej nie byli tu pierwszymi gośćmi. Wokół piętrzyły się stare meble, porozrzucane niedbale i połamane, a kręte schody po drugiej stronie od wejścia prowadziły na wyższe piętro. Niewątpliwie też nie wiało. Nie musieli rozpalać ognia, by od razu poczuć różnicę. Tym, co umknęło uwadze elfa, a co z łatwością dostrzegła Elspeth, był częściowo ukryty właz, prowadzący gdzieś w dół, może do jakiejś piwnicy.
Zadowolony całkiem z miejsca, jakie wybrali na chwilowy popas, Goren wyszedł, by z juków przynieść trochę prowiantu. Na chybotliwym stole położył otwarty worek z suszonymi owocami i znalezionymi wczoraj w chatce orzechami, a obok postawił butelkę wina. Ściągnął płaszcz, z zaciekawieniem zerkając w stronę schodów.
- Chcesz iść ze mną, zobaczyć co jest na górze? - zaproponował nagle.
Obrazek

Wschodnia Ściana

140
POST POSTACI
- Mhm... - Elspeth mruknęła, nie będąc przekonaną, czy Goren się przypadkiem nie myli. Luna wydawała się być w pełni sił, choć wędrowała przez cały dzień z dwójką pasażerów na grzbiecie. Pająk mógł iść dłużej i nie pokazywał po sobie zmęczenia. - Stajemy przez ciebie, nie Lunę. - Zadrwiła delikatnie, nie przyznając, że jej pośladki i uda były również niesamowocie obolałe i chętnie dałaby im odpocząć.

Skupiła się na okolicy. Widoki zapierały jej dech w piersiach, gdy w blasku zaniżającego się słońca podziwiała górę, ruiny, łąkę i odległe lasy...

- Tyle kolorów... - Powiedziała do siebie. W podziemiu również miejscami było kolorowo, jednak gama była zupełnie inna. Tu, pod niebieskim niebem, dominowała zieleń. Kolor, przy którym była spokojniejsza i nawet zapomniała o tym, że musiała zniszczyć mieszkańców tego świata. Włócznia nawet już jej tak nie ciążyła. Czy to przez to otoczenie Goren był tak pokojowo nastawiony?

Ściągnęła maskę i potrząsnęła głową, starając się roztrzepać włosy, przez cały dzień zebrane pod kapturem. Dobrze było na nowo odetchnąć bez zakrytej twarzy.

- Ktoś to zbudował? Po co? - Zadawała naiwne pytania, przyglądając się budowli. - Jest tyle miejsca, po co budować w górę? W podziemiach też wieje, ale nie tam, gdzie byłeś. Qoralama, wiatr w tunelu. - Przypomniała, zsuwając się z Luny. Zejście z konia było łatwiejsze, niż wdrapanie się na niego. Uprzejmie poczekała, pozwalając mężczyźnie zająć się drzwiami. Sama wolała rozciągnąć się po całym dniu w jednej pozie. Uniosła ręce, pochyliła się do przodu, odgięła na boki... Lecz gimnastyka pomogła tylko odrobinę. Poążyła za Gorenem do środka wieży.

- Sprawdzimy górę i dół. - Elspeth godziła się, wskazując elfowi właz prowadzący do piwnicy. Nie było powodu, by go ukrywać.
Obrazek

Wschodnia Ściana

141
POST BARDA
- Być może - zgodził się Goren za jej plecami, a w jego głosie dosłyszała lekkie rozbawienie. Wytknięcie mu słabości było niespodziewane, ale, jak widać, trafione, więc nie zaprzeczał. Koń faktycznie nie wydawał się szczególnie zmęczony, nawet jeśli korzystając z okazji radośnie zaczął wcinać trawę, porastającą okolice wieży.
- Czy ja wiem? Ludzkość od zawsze lubiła piąć się ku niebu. Może w poszukiwaniu bogów? - elf wzruszył ramionami i uniósł wzrok w górę. - Tu nie wspięli się szczególnie wysoko. Ile mogła mieć ta wieża, zanim runęła? Nie sądzę, żeby kiedyś była dużo wyższa, niż obecnie.
Zanim znaleźli się wewnątrz, Elspeth dostrzegła krótki błysk na górze, tam, gdzie ściana była ułamana, jakby pojedynczy promień światła odbił się od czegoś, co tam się znajdowało. Słońce na moment wyszło zza chmur, zmuszając elfkę do zmrużenia oczu. Była już trochę przyzwyczajona do jasności dnia na powierzchni, ale nie w momencie, gdy zwrócona na zachód dostawała rozbłyskiem ciepłego blasku prosto w twarz.
- Magowie mają w zwyczaju budować sobie wysokie wieże - mówił potem Goren dalej, z zaciekawieniem tupiąc w zakurzony właz do piwnicy, jakiego nie zauważył przedtem. - W ich przypadku jest trochę inaczej, jak sądzę. Uważają się za zbyt dumnych, żeby żyć wśród pospólstwa, więc wynoszą się w odosobnione miejsca i osiedlają się w wysokich budowlach, żeby patrzeć na wszystkich z góry - prychnął. - Ale wieże są też bezpieczniejsze. Łatwiej się zamknąć przed całym światem, gdy możesz wejść tylko przez jedne drzwi, bo okna są zbyt wysoko, żeby dosięgnąć ich z ziemi.
Wyjrzał przez okno, przy którym smętnie zwisała pojedyncza, złamana okiennica.
- Niedaleko stąd są dwa miasta, w którym są Akademie Magiczne. Szkoły... dla magów - wyjaśnił, w razie gdyby Elspeth nie rozumiała. - Może ktoś miał już dość i uciekł pod Erial. Tak czy inaczej, to było dawno, wnioskując po... po wszystkim, właściwie. Chodź.
Ruszył po schodach na górę. Jego buty zostawiały ślady w kurzu i pyle, jaki zalegał na stopniach. Żeby dostać się na piętro, musieli odrzucić kilka luźnych cegieł, ale wkrótce znaleźli się wyżej - choć wejście jeszcze dalej okazało się niemożliwe, schody były zawalone. Z okien dobrze było widać rozciągającą się dookoła połać zieleni, a jeśli Elspeth się wychyliła, dostrzegła Lunę, bardzo mocno zaangażowaną we wgryzanie się w kępę trawy. Zaiste, sielski obrazek.
Na piętrze znaleźli biurko, choć wszystkie księgi i pergaminy, jakie się tu ostały, były doszczętnie zniszczone i nie dało się rozczytać nawet tytułów na grzbietach. Goren mruknął coś na temat tego, jak pasowałoby to do jego teorii mieszkającego tu maga, ale niestety wiedzę tajemną ów mag zabrał ze sobą, najpewniej do grobu. Kamienny sufit miał w jednym miejscu wyrwę, pod którą leżała kolejna sterta kamieni, przysypująca łóżko. Kto wie, czy pod nią nie znajdowały się zwłoki pechowego lokatora.
Z góry dobiegł ich niski, głuchy dźwięk, jakby coś wielkiego poruszało się i ocierało o ściany wieży. Elf zamarł i uniósł wzrok na sufit.
- Co to było? - spytał, choć Elspeth nie miała prawa tego wiedzieć.
Gdy jej wzrok padł na stertę kamieni, jaka zsypała się z góry, dostrzegła w niej dobrze znajome, podłużne, białe kształty wyschniętych kości.
Obrazek

Wschodnia Ściana

142
POST POSTACI


Elf musiał mieć dobry nastrój, stwierdziła Elspeth. Sama uśmiechnęła się delikatnie, bo nastrój Gorena się udzielał. Dzień był ładny, okolica urokliwa, czego więcej potrzebowali?

Prócz znalezienia wojsk i wybicia wszystkich w okolicy, rzecz jasna.

Elspeth poklepała bok Luny na pożegnanie nim udała się za towarzyszem. Słuchała jego wyjaśnień i musiała przyznać, że miały sens. Przeczesała włosy dłonią i ściągnęła z pleców płaszcz, rzucając go gdzieś przy drzwiach wieży. We wnętrzu nie musiała chronić się przed wiatrem.

- Bogów nie ma na niebie. - Zaprotestowała. - No gdzie mieli by być moi? W głębi ziemi? - Pytała, choć nie mieli na to odpowiedzi. Bóstwa pozostawały niewiadomą, o ile nie były demonami z krwi i kości. - Magowie... Tacy sami, wszędzie. - Westchnęła. - Mądrzy, inaczej. Jedno wejście, ale jedno wyjście. Łatwo złapać i zabić. A tam, wysoko, coś razi w oczy. - Wskazała Gorenowi, nie widząc powodu, by to ukrywać. - Te miasta? Jakie są? Gdzie są? - I czy będą stawiać opór inwazji?

Trzymała się blisko za elfem, z bliska oglądając wnętrze wieży i zebrane tam graty. Ciasne przejścia i kręte schody przypominały jej dom, przesmyki w podziemiach, niskie stropy i ściany zbyt blisko siebie. Tu jednak wszystko było inne, niezwykle, choć nie tylko nadgryzione, ale przeżute i wyplute zębami czasu.

Dźwięk znad głowy kazał Elspeth spiąć się i sięgnąć po miecz. Włócznia nie była dobra do walki w pomieszczeniach. Kobieta wlepiła wzrok w dziurę nad ich głowami.

- Podsadź mnie. - Rozkazała szeptem Gorenowi. Ciało przysypane stropem mogli przeszukać po wyeliminowaniu dotychczasowego mieszkańca wieży.
Obrazek

Wschodnia Ściana

143
POST BARDA
- Hm? Może resztki okien odbijają światło - zgadywał Goren, ale choć patrzył w górę tam, gdzie wskazywała Elspeth, nie dostrzegał już blasków.
Później, gdy przebili się na piętro opuszczonej wieży, elf z nieukrywanym zainteresowaniem przeglądał wszystko, co wpadło mu tu w ręce, nawet jeśli nie był w stanie wyciągnąć z tego żadnych sensownych wniosków. Momentami wyglądał, jakby zupełnie zapomniał o obecności swojej towarzyszki, zaabsorbowany znaleziskiem, czerpiąc z tego wyraźną przyjemność. Kto wie, czy sam widok zrujnowanej budowli go tu nie przyciągnął, skoro interesował się takimi rzeczami, a zmęczenie wierzchowca, czy jego samego, nie było tylko zmyślonym argumentem przemawiającym za zatrzymaniem się na chwilę. Może po prostu lubił odkrywać tajemnice opuszczonych miejsc.
Szybko jednak rzeczywistość dała o sobie znać i oderwała go od tego fascynującego zajęcia, jakim było przerzucanie rozpadających się pergaminów. Podszedł do Elspeth, sięgając po wiszący u pasa miecz i unosząc wzrok w górę, ale poza kawałkiem ściany piętro wyżej nie był w stanie dostrzec niczego, co wyjaśniałoby dziwne dźwięki.
- Coś tam siedzi? - szepnął. - Może jakieś duże ptaki. Uważaj.
Zgodnie z prośbą elfki podsadził ją, pomagając jej wspiąć się piętro wyżej. Nie było to proste; podłoga wydawała się kruszyć jak suchy chleb, gdy wojowniczka zawieszała się na niej przedramionami, ale w końcu udało się jej znaleźć stabilne miejsce i podciągnąć się na górę. Ta część wieży utrzymana była w dużo lepszym stanie, bo zarówno meble, jak i wiele małych przedmiotów wydawało się nietkniętych od lat. Tutaj też sięgał już wyłom w murze, wpuszczając do środka światło dnia i podmuchy wiatru.
Hałas się powtórzył, a po pomieszczeniu przesunął się duży cień.
- Widzisz coś? - spytał Goren. - Czekaj, wejdę do ciebie.
Usłyszała dźwięk przesuwanych mebli i doszła do wniosku, że elf musiał ustawiać sobie pod dziurą coś, po czym mógłby się wspiąć bez pomocy nikogo, kto podsadziłby go tak, jak on podsadził Elspeth. Zdążył jedynie wychylić głowę piętro wyżej, zanim to, co zamieszkiwało wieżę, dało o sobie znać.
Przez wyrwę w murze wsunęła się wielka, łuskowata, gadzia głowa, najeżona szeregiem ostrych zębisk, a jej oczy o pionowych źrenicach szybko wypatrzyły stojącą tam kobietę. Kolce na głowie i długiej szyi stworzenia rozprostowały się, gdy z jego gardła wyrwał się niski pomruk, który chwilę później przeszedł we wściekły wizg, jednocześnie z szerokim rozwarciem szczęki, która mogłaby przegryźć Elspeth na pół, gdyby tylko do niej dosięgała. Drapieżnik szarpnął się, ale wyrwa w murze była dla niego zbyt mała. Duży tułów zwierzęcia pozostawał wyżej, nie pozwalając mu zejść do swoich ofiar, więc mogło ono tylko kłapać wściekle zębami.
- Wiwerna - rzucił przestraszony Goren i wyciągnął rękę do Elspeth. - Cofnij się!
Wiwerna wrzasnęła jeszcze raz i wycofała głowę, rezygnując z prób dosięgnięcia elfki i znikając z ich pola widzenia, a do ich uszu dotarł dźwięk wielkich skrzydeł, uderzających w powietrze.
- Kurwa mać, Luna! - zaklął elf w panice. - Nie ruszaj się stąd! - polecił i zniknął, ruszając najwyraźniej na ratunek klaczy.
Obrazek

Wschodnia Ściana

144
POST BARDA
Elsepth uważała. Goren nie musiał jej przypominać o tym, co robiła całe życie, odruchowo, chociaż pozornie mogłaby czuć się bezpieczna w jego towarzystwie. Czy były to ptaki, czy cokolwiek innego, mogło jej zaszkodzić tak, jak wszystko na powierzchni. Dlatego najpierw wyjrzała, by ocenić otoczenie, a kiedy zrozumiała, iż nie zagraża jej nic oczywistego, wspięła się wyżej, walcząc z kruszącą się konstrukcją. Tu przynajmniej było więcej ciekawych eksponatów!

- Stare rzeczy. - Skomentowała, odpowiadając na pytanie towarzysza.

Nie patrzyła za siebie, gdy elf ustawiał konstrukcję do wspięcia się wyżej. Wzrokiem już przesuwała po skarbach wieży. Może dlatego przegapiła potwora...

Wielki gadzi łeb wyrwał z jej ust okrzyk zaskoczenia. Oskoczyła odruchowo, uciekając z zasięgu kłów, powstrzymując narastającą panikę. Nigdy dotąd nie mierzyła się z tego typu smoczymi potworami. Powierzchniowcy byli dotąd największymi potworami, jakie spotkała.

- Odsuń się! - Krzyknęła niemal w tym samym momencie, co Goren. Przynajmniej poznała nazwę stworzenia, choć ta i tak niewiele jej powiedziała. Poddani Ajvy z pewnością byliby bardziej zainteresowani bestią. - ...poczekaj!

Nie zamierzała słuchać Gorena, bo jeśli ten wybiegnie na zewnątrz i da się pożreć, będzie miała tylko mgliste pojęcie o tym, gdzie ruszać! Bez konia również będzie jej trudno. Musiała ratować tak Gorena, jak i Lunę! Rzuciła się z powrotem na dół, korzystając z meblowych podpórek elfa i łapiąc włócznię, zbiegła na dół, by w wejściu do wieży ocenić otoczenie. Jeśli wiwerna gotowa była atakować Gorena lub Lunę, Elspeth gotowa była ich bronić.
Obrazek

Wschodnia Ściana

145
POST BARDA
Droga na dół wydawała się nagle dwa razy dłuższa, niż wtedy, gdy Elspeth wchodziła po schodach na górę. Zbiegała po schodkach, ale wciąż musiała być ostrożna, by nie potknąć się o coś, albo nie poślizgnąć na luźnym kamieniu i nie wylądować nieprzytomną u podstawy wieży. Słyszała znad głowy powolne uderzenia skrzydeł wiwerny, która wznosiła się ku niebu, a gdy wreszcie wypadła na zewnątrz, dostrzegła jej wielkie ciało, wyraźnie odcinające się od jasnego nieba.
Zwierzę było duże, choć nie był to smok. Mogło mieć koło sześciu metrów długości i niecałe dwa w kłębie. Poza skrzydłami miało tylko dwie inne kończyny i ogon, zakończony ostrym kolcem. Zawisło w powietrzu, wpatrując się w nich ze złością i głodem w swoich gadzich oczach, a z jego krtani wyrwał się kolejny mrożący krew w żyłach wizg.
Goren nawet nie patrzył na wiwernę, skupiony na rozpaczliwej próbie szybkiego odwiązania przestraszonej Luny od gałęzi. Gdy tylko mu się udało, klepnął konia z całej siły w zad, a wierzchowiec zarżał, przerażony i rzucił się galopem w kierunku lasu, do którego granicy mieli stosunkowo blisko. Na tyle blisko, że istniała realna szansa, by zdążył uciec przed śmiercią z przestworzy. Zwabiony teoretycznie łatwą zdobyczą potwór rzucił się w pogoń, pikując za zwierzęciem niczym włócznia rzucona z nieba. Mogli tylko bezradnie obserwować, jak odległość się zmniejsza, aż w końcu drapieżnik dopada do brzegu lasu... i odwraca się, bez swojej zdobyczy. Luna uciekła, a wiwerna wrzasnęła znów wściekle, obudzona przez nieproszonych gości i głodna.
Krok za krokiem, ruszyła w ich stronę na swoich szponiastych łapach, najpierw powoli, a potem coraz szybciej, zezując raz na jedno, raz na drugie z nich. Jak się jednak okazało, to Goren sobie u niej nagrabił, bo to on uwolnił konia, który miał być jej kolacją. Rzuciła się na niego, przypierając go do muru wieży, a jej ostry ogon wbił się kilka razy w ścianę, krusząc kamień zdecydowanie zbyt blisko głowy elfa, któremu póki co jakimś cudem udawało się tego unikać.
Obrazek

Wschodnia Ściana

146
POST POSTACI
W głowie Elspeth krążyło tysiące myśli - a jeśli nie zdąży? Co się stanie, jeśli wiwerna porwie Lunę albo Gorena, albo oboje? O siebie się nie martwiła, naiwnie wierząc, że uda jej się uniknąć ataku potwora. Nie wiedziała, jak, ale z pewnością jakoś.

Starała się nie spaść, ale przeskakiwanie po parę stopni na raz było jedynym sposobem, jeśli miała zdążyć. Kiedy wypadła na zewnątrz i dostrzegła potwora na niebie, zaklęła po swojemu. Nie sądziła, że niby-smok będzie tak wielki, nie myślała, że bestia rzuci się w stronę konia.

- Uciekaj! - Wrzasnęła czy to do Luny, czy do Gorena. Sama już nie wiedziała. To, co było dla niej pewne, to fakt, iż trzymała w dłoniach swoją włócznię, a bestia miała wkrótce umrzeć. To nie była równa walka, ale Elspeth odmawiała przegranej. Zaszła za daleko, by stracić teraz wszystko, łącznie z życiem.

Kiedy wiwerna odwróciła się w ich stronę, pozwalając Lunie uciec między drzewa, Elspeth wiedziała, że nadeszła ich kolej na starcie ze żmijem. Nie wiedziała jednak, jak szybkie potrafi być monstrum. Rzuciło się na Gorena nim zdołali zareagować i Elspeth poczuła w głębi siebie narastającą wściekłość, która skutecznie wypierała strach. Jeśli ktoś miał zabić tego elfa, to będzie to ona sama. Ona zadecyduje, kiedy Goren umrze. Nie był już niewolnikiem, ale póki nie dotrą do Heliar, należał do niej.

Wykorzystując fakt, że wiwerna zajęła się Gorenem, Elspeth ruszyła z atakiem. Nie myślała, działała instynktownie. Z krzykiem na ustach rozpędziła się, trzymając włócznię tak mocno, jak tylko potrafiła. Celem było wciśnięcie ostrza między żebra wiwerny, przebicie płuca, przy odrobinie błogosławieństwa od bogów również dosięgnięcie serca. Pozostało tylko mieć nadzieję, że wiwerna nie odwinie się ogonem lub w ostatniej chwili nie zmieni swojego celu. Przewaga długości drzewca była przydatna, ale na ile mogła jej zaufać? Czy skóra bestii mogła zostać przebita byle ostrzem włóczni?
Obrazek

Wschodnia Ściana

147
POST BARDA
Skupiona na Gorenie wiwerna nie zauważyła nadciągającej od boku elfiej wojowniczki, albo po prostu nierozsądnie uznała ją za zbyt małe zagrożenie, by poświęcać mu więcej uwagi. Jej nowa ofiara sprawnie unikała ciosów, choć jeden rozciął mu lekko policzek, trafiając zdecydowanie zbyt blisko. Elf chciał dobyć miecza, ale nie miał czasu, nie miał jak, ze wzrokiem skupionym na ostrym ogonie, unoszącym się w powietrzu jak zahipnotyzowany wąż.
Dlatego też włócznia Elspeth z łatwością wbiła się w bok cielska potwora, tuż pod skrzydłem, jakiego czubkiem podpierał się on o ziemię. Miejsce, które teoretycznie mogło zawierać utrzymujące go przy życiu serce, najwyraźniej go jednak nie zawierało, bo powietrze znów przeciął wściekły ryk wielkiego gada, a on sam tylko obrócił się w miejscu, szukając natrętnego wroga. Gdy dostrzegł Elspeth, machnął skrzydłem, a jasnobrązowa, pokryta łuskami błona uderzyła w elfkę i posłała ją szybującym lotem na ziemię. Wojowniczka przejechała plecami po miękkiej ziemi, zostawiając po sobie długą wyrwę w wysokiej trawie. Pokryta ciemnoczerwoną krwią włócznia wciąż tkwiła w jej rękach, zbyt zdeterminowanych, by ją wypuścić.
Zanim zdążyła się podnieść, usłyszała dźwięk skrzydeł, uderzających w powietrze, przy akompaniamencie głośnych protestów Gorena, wznoszących się ku niebu razem z wiwerną. Kiedy elfka skupiła wzrok na tym, co się działo, dostrzegła elfa złapanego przez wielką paszczę za nogę, wiszącego do góry nogami i miotającego się wściekle, równie przerażonego, co wściekłego i klnącego jak szewc. Wizja bycia upuszczonym z takiej wysokości nie uśmiechała się chyba nikomu.
Ale potwór nie taki miał plan. Zawrócił w powietrzu i powoli osiadł na szczycie swojej wieży, razem z elfem znikając przed spojrzeniem Elspeth za fragmentem ułamanego muru.
Obrazek

Wschodnia Ściana

148
POST POSTACI
Goren był w niebezpieczeństwie i choć przez głowę Elspeth przemknęła myśl, że mogłaby go tu zostawić, dogonić konia i uciec, kierując się jego wskazówkami, by dotrzeć od Heliar, coś nie pozwalało jej pozostawić elfa na pewną śmierć. Może miała na niego inne spojrzenie przez poprzednią noc, może miała nadzieję, że Goren jeszcze zdecyduje się zostać i służyć Mrocznym Elfom i ich sprawie... A może po prostu czuła, że to rzecz, którą powinna zrobić.

Elspeth nie miała wiele czasu na zastanawianie się, co właściwie jest powodem jej zachowania, bo wiwerna postanowiła działać. Jedno smagnięcie skrzydłem wystarczyło, by elfka została posłana na ziemię po krótkim locie. Impet, z jakim uderzyła w ziemię, został jedynie lekko zamortyzowany trawą i mokrą nawierzchnią, po której sunęła, wytracając prędkość. Uderzenie wyrwało jej dech z piersi, przez co była za wolna, by zaatakować po raz kolejny od razu. Nim zdołała zebrać się i ruszyć na bestię, ta już zerwała się ku niebu.. i porwała ze sobą Gorena.

Nie tylko elf klął, bo i z ust Elspeth wyrwało się kilka paskudnych przekleństw skierowanych ku potworowi. Zerwała się z trawy tak szybko, jak mogła, i pędem puściła się z powrotem w stronę wieży.

- Wytrzymaj! - Wrzasnęła do Gorena, choć była niemal pewna, że ten jej nie słyszał.

Po schodach, przeskakując nad przeszkodami, następnie wyżej, wspinając się po stercie rupieci, którą stworzył Goren. Musiała być ostrożna, ale priorytetem było wyciągnięcie stamtąd elfa. Gotowa była wyjrzeć przez dziurę, by ocenić, jak miała się sytuacja, a następnie ruszyć na wiwernę, dając Gorenowi chwilę na ucieczkę. Jeśli zaś z Gorena nie było już co zbierać, chciała po prostu zabić bestię, celując w szyję.
Obrazek

Wschodnia Ściana

149
POST BARDA
Elspeth mogła tylko bezradnie obserwować, jak Goren, zabierany przez wiwernę, znika za ułamanym skrawkiem muru wieży. Owszem, mogła skorzystać z okazji i uciec, znaleźć konia i uciec, licząc na to, że na podstawie mapy wyrysowanej przez elfa sama trafi do miasta, ale zamiast tego postanowiła go ratować. Droga do zrujnowanej budowli wydawała się strasznie długa, a schody na piętro nadzwyczaj wysokie. Minęła resztki ogniska, minęła obsypane cegły, a potem wspięła się po piramidzie z mebli i znalazła się w miejscu, w którym było jej dane ujrzeć jaszczura po raz pierwszy. Stamtąd droga po wyłomie w murze prowadziła na samą górę i choć było to ryzykowne, bo z prawej strony ziała dziura, prowadząca na zewnątrz, elfce udało się wejść na najwyższy poziom wieży, w którym potwór urządził sobie swoje leże.
Na samym środku, pod otwartym niebem, znajdowało się dziwne, metalowe urządzenie, wyglądające nieco jak gigantyczna luneta, wycelowana w niebo. Ustawione było na potężnym stelażu, wewnątrz którego w tej chwili krył się Goren, wciśnięty pomiędzy pręty i tylko dzięki temu unikający kolejnych ataków wiwerny. Miał rozdartą, zakrwawiona nogawkę, ale wciąż stał, więc chyba nie oberwał aż tak mocno. Stworzenie miotało się dookoła niego, rozrzucając wyschnięte kości i resztki ubrań zeżartych przez nie nieszczęśników. Próbowało gryźć, ale nie było w stanie przedostać się do środka stelażu, w którym schował się elf. Ogon też tam nie dosięgał, kolec tłukł więc tylko o metal zaciekle.
Ani wiwerna, ani elf nie dostrzegli pojawienia się Elspeth. Mogła działać z całkowitego zaskoczenia.
Obrazek

Wschodnia Ściana

150
POST POSTACI
Elspeth
Dotarła w czas! Zziajana drogą po schodach, obolała przez uderzenie w ziemię, Elspeth starała się nie zwracać uwagi na przeciwności. Była tutaj, z bronią w ręku, a Goren wciąż żył. Metalowy stelaż czegoś, co kiedyś służyło zamieszkującemu wieżę magowi, stanowił klatkę, która skutecznie go ochroniła przed atakami wiwerny. Cóż, elf musiał być przynajmniej przyzwyczajony do klatek.

Spostrzegła, że stworzenie nie dostrzegło jej pojawienia się na szczycie. Czy to ciche kroki, ciemne ubranie, wtapiające się w otoczenie czy po prostu zaabsorbowanie uciekającym posiłkiem, Elspeth nie wiedziała, ale też nie miało to większego znaczenia. Elspeth miała jedną szansę i zamierzała ją wykorzystać. Nie było czasu na manewrowanie i ryzykowanie tym, że stworzenie ją zauważy. Nie zamierzała się wahać, nie tym razem. Wiedziała już, że pancerz można przebić ostrzem włóczni i skoro gruba skóra na bokach poddała się ostrzu, to ta na łbie, która musiała być cieńsza, nie będzie barierą. Czaszka wiwerny nie mogła być zbyt masywna, skoro zwierzę latało. Należało zaatakować, przyjmując wszystkie te założenia.

Elfka wybiła się ze swojej pozycji. Trzymając włócznię oburącz, tak, by była pewna i stabilna w jej uchwycie, zamierzała pchnąć ją raz, a dobrze - prosto przez łeb wiwerny.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”