[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

1
Obrazek


Jezioro Gwiazd rozlewa swoje wody wśród łagodnych wzniesień, znacząc niebieską plamą na mapach tereny położone na północ od Meriandos. Jego krańce porośnięte są gęsto ciemnozieloną mieszaniną drzew oraz krzów. Gdzieś tam, w ścianie wysokich konarów, stoi samotnie zbita z drewnianych belek chata. Nasiąknięte leśnym poszumem dyle skrzypią głośno, kiedy mocniej wiatr zawieje i uderzy podmuchem w zalepione łojem dechy. Okna domostwa wychodzą wprost na jezioro oraz poprzedzającą je łączkę - wysoka trawa wszędzie. Za chatą rozciąga się ciemna głusza. Osłonięty słomą dach sprawdza się całkiem nieźle i wytrzymuje każdy atak deszczu czy śniegu. Z gradem też sobie jakoś radzi. Choć nocami zimno przekrada się do wnętrza chałupy, to jednak ogień palony w piecu sprawia, że można łatwo wytrzymać do rana bez uporczywego szczękania zębami. Pustelnicze życie wiedzie ten, kto w niej pomieszkuje. Do Meriandos droga trudna i wcale niekrótka, a poza miastem stoją jedynie niewielkie wioski. Śród nich mała osada Kerlyn, położona dalej na wschód. Oprócz tego - nic. Samotność i manowce.

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

2
Cicho zaskrzypiały nienasmarowane tłuszczem zawiasy. Drzwi uderzyły o ścianę i mało brakowało, a zwyczajnie wypadłyby z drewnianej ościeżnicy. Revenant stanął na progu, otrzepując podeszwy butów ze śniegu. Na ramieniu dźwigał dopiero co upolowaną sarnę, która w dalszym ciągu ociekała jeszcze krwią. On za to ociekał wodą - bo na zewnątrz trwała ulewa. Szyby w oknach trzęsły się od podmuchów wiatru. Mężczyzna wszedł do środka, pospiesznie zamykając drzwi za sobą. Ogromne masy zimnego powietrza zdążyły już wpełznąć do jego chaty, choć wcale nie były przez niego zaproszone. Szum wietrzyska stracił nieco na mocy, kiedy ciężkie wrota odcięły wnętrze domu od całej reszty świata. Wyrastająca z przemoczonej ziemi ściana drzew rzucała gęsty cień na mieszkanie Revenanta, więc nawet w słoneczną pogodę chłód panoszył się beztrosko po jego niedużej izdebce. Również teraz zimno cięło po kościach, więc bohater postanowił czym prędzej zrobić użytek ze swojego kaflowego pieca, stojącego spokojnie w ciemnym kącie.

Zwierzęca tusza wylądowała na stole. Zabrudzony blat ugiął się nieco pod jej ciężarem, ale wytrzymał jakoś i nie rozłamał się na dwoje, choć zatrzeszczał przy tym dosyć wyraźnie i niepokojąco. Martwy sierściuch z wybałuszonymi oczyma spoczął w kałuży juchy, machając bezwładnymi kopytami. Revenant przetarł łysą głowę dłonią, zbierając z niej krople deszczu, a potem podszedł do paleniska. Z jego ust ulatywała chmurka siwej pary. Przy prostokątnym kominku leżały rzucone luzem, suche szczapy drewna. Obok drzwi stał sobie jasny kredens, a w nim ułożone zostały różne szpargały - narzędzia, jakieś naczynia, trochę ciuchów oraz domowych sprzętów. W tym parę książek. Na przeciwległej ścianie wisiała szafka, a dalej - parę skromnych półek. Wypchana sianem prycza znalazła swoje miejsce niedaleko pieca. Na wezgłowiu leżał obnażony miecz dwuręczny. W chacie gołogłowego wszystko skrzypiało, a każda sztacheta na podłodze zdawała się piszczeć swoje własne słowa. Bohater jako jedyny rozumiał to dziwne jęczenie.

Krzemień sam znalazł miejsce w rękach Revenanta i wkrótce posypały się iskry.
Pora była wieczorna i pomroka zalewała już z wolna cała okolicę.
Za oknami błyszczały dalekie wody szarego Jeziora Gwiazd.
Ogień zapłonął na kawałkach porąbanego drewna.
Sarna na stole leżała w ciągłym bezruchu.
Trzeba ją będzie zaraz oporządzić.
Potem jeszcze zjeść.
Będzie smaczna.
Na pewno.

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

3
Revenant zdążył się przyzwyczaić do ciężkich warunków, chociaż za młodu było zdecydowanie lepiej. Przetrwać tylko tę zimę i poszukać sobie innego przystanku, tak się pocieszał, mimo tego, że wiedział, że pewnie znów zostanie w tej zabitej dechami chacie na kolejny rok. Czasem udawał się do wioski, aby przespać kilka nocy w gospodzie, jednak o zarobek było coraz trudniej. Co prawda myśliwym był nadzwyczajnym i nie jeden mógł pozazdrościć wieczerzy, która czekała na niego na uginającym się stole.

Podszedł do stolika, gdzie leżał już wcześniej przygotowany nóż, chwycił zań, obrócił sarnę na grzbiet i rozciął od szyji w dół. Patroszenie nie zajęło to długo. Praktyka czyni mistrza, a tej miał już wystarczająco w swojej karierze. Zrzucił wnętrzości zwierzaka do dużej, blaszanej misy i postawił przy drzwiach w celu późniejszego wyrzucenia. Chwycił oporządzonego już zwierzaka i powiesił go w rogu izby. Przyzwyczaił się już do smrodu zwierzyny, który niemal nieustannie tu panował. Podszedł do okna i wytarł ręcę z krwi o leżący na parapecie śnieg po czym przysiadł obok powoli nagrzewającego się pieca. Czekał. Dzień jak codzień.

A może by tak zebrać się i pójść w świat?

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

4
Cienka warstwa śniegu z parapetu pochłonęła krew oblepiającą ręce Revenanta, barwiąc pogodowy puch na czerwono. Bordowe zanieczyszczenia przypominały bardziej krople wiśniowego soku niż zwierzęcą juchę. Mężczyzna poczuł nieprzyjemnie uszczypnięcie chłodu, kiedy jego dłonie weszły w kontakt z zimową pokrywą. Oprawianie sarny nie sprawiało mu żadnych problemów. Zdawało się, że wszystkie czynności wykonywał bez zastanowienia. Prawdę mówiąc, to tak właśnie było - każde cięcie miał przecież doskonale wypracowane, a każdy ruch jakby od dawna zakodowany w nieporośniętej włosem głowie. Ostrze bez oporu krajało skórę sierściucha, błyskając w świetle kominkowego ognia i bardzo szybko robota była skończona. Oporządzona tusza zawisła na haku naprzeciwko paleniska. Wnętrzności zwierzaka, umieszczone w blaszanej kadzi przy drzwiach, przywoływały roje łasych na padlinę much. Ciche bzyczenie brudnych od gówna skrzydełek pochłonęło całą chatkę, wypełniając wnętrze - od podłogi aż po sklepienie - cichym brzęczeniem natarczywych owadów. Revenant westchnął tak mocno, jak pozwalały mu na to przepełnione wieczornym powietrzem płuca. Dzień miał się już ku końcowi.

Pomarańczowe promienie słońca przeciskały się hardo przez oszklone okna, tworząc na posadzce powykręcane, jasne wzory, mieszające się od niechcenia ze światłem rzucanym przez roztańczony ogień. Bohater zabrał spod stołu taboret i rozsiadł się na nim wygodnie, zajmując miejsce tuż obok nagrzanego pieca. Zmęczenie zaczęło go opuszczać. Spracowane mięśnie - przez większość czasu będące w użyciu - nareszcie dostały moment odpoczynku. Mężczyzna oparł łokcie na kolanach, zatrzymał wzrok na koniuszkach swoich butów, a potem zmarszczył nieco czoło. Pod czerepem powstawały mu różnie takie smętki. Dorwała go osowiałość. Ciepło zarumienionych płytek prowokowało go do rozważań i snucia przyszłościowych planów. Była to dla niego przyjemna sposobność. Oderwanie się od rzeczywistości zawsze wiąże się z poprawą humoru. Nawet takie osoby jak on chcą pomarzyć od czasu do czasu. Żeby jeno niezbyt często.

Przejmująca cisza otaczała Revenanta, a on siedział w absolutnym spokoju. Wtem coś zaburzyło ten nadnaturalny porządek - harmonię bez dźwięku. Do uszu bohatera przypełzło skrzypienie śniegu. Mężczyzna usłyszał trzeszczenie mokrego puchu przed swoim domem. Ten odgłos towarzyszył mu od dawna, więc znał go doskonale i nauczył się rozpoznawać skowyt rozgniatanych płatków. Oczy gołogłowego mimochodem spoglądały oknem na zewnątrz. W rosnącej ciemności zamajaczyły dwa kształty. Jeden mniejszy od drugiego. Potem rozległo się pukanie. Słabe walenie we drzwi, które rozwiewało wszystkie wahania bohatera. Ktoś faktycznie stał pod jego chatką i czegoś oczekiwał. Pewnie czegoś odeń chciał.

Taboret zaprotestował, gdy mężczyzna podniósł się z niego i pewnie stanął na nogach.
Gwoździe w ścianach błyszczały jak dziesiątki pokrytych nalotem oczu.
Revenant obrzucił mieszkanie spojrzeniem złotych źrenic.
Jego serce uderzało teraz troszkę szybciej.
Suchość weszła na spękane usta.
Ogołocone drzewa szumiały.
Słychać czyjeś szepty.
Niechciani goście.
Stukanie.

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

5
Lokalizacja chaty była nikomu nieznana, przynajmniej do tej pory. Revenant chwycił za sztylet i stanął w pewnym rozkroku powoli zbliżając się w stronę drzwi, tak aby podłoga nie zdradzała zbytnio jego położenia skrzypieniem i trzaskami. Serce zaczęło mu bić mocniej. Nie, żeby się bał, to nie ten typ człowieka. Poruszał się zwinnie i ku zdziwieniu wystarczająco cicho, aby nie zdradzić, że ktoś jest w środku. Pukanie się powtórzyło. Zamarł. Był już bardzo blisko drzwi. Odór flaków jego niedoszłej kolacji wyraźnie wdawał się we znaki. Ruszył dalej. Zręcznym krokiem przedostał się za dzwi i objął pozycje, która umożliwiłaby mu swobodną eliminację jednego z nieproszonych gości ciosem w plecy, lub gardło. Ograniczył oddychanie i jakiekolwiek ruchy do tego stopnia, że wyglądem przypominał kamienny posąg. Czekał na zagranie przeciwnika...

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

6
Pierś Revenanta rosła i malała miarowo. Mężczyzna, początkowo poruszony niespodziewanym zamieszaniem, zaczął się już trochę uspokajać. Stanął pewnie na nogach po prawej stronie wciąż zamkniętych wrót, zwrócony bokiem do wejścia. W ręce ściskał mocno rękojeść obnażonego noża, która zbierała na sobie światło buzującego w piecu ognia. Czekał i nasłuchiwał. Gotował się na nadchodzącą konfrontację. Serce mimowolnie podchodziło mu w górę przełyku. Nie ważne jak często stawał do boju, to uczucie towarzyszyło mu za każdym razem. Nie zdołał się nigdy do niego przyzwyczaić. Nawet teraz uporczywie przeszkadzało mu w skoncentrowaniu się. Próbował je zignorować i z trudem podołał temu zdaniu.

Zareagował dość gwałtownie i znalazł się na progu gdy drzwi stanęły otworem. Bohater w mgnieniu oka zablokował swoim ciałem przejście, chcąc na szybko wybadać swoich domniemanych przeciwników. Ogromne musiało być jego zdziwienie, gdy przed przejściem zobaczył dwie zmarznięte osoby zamiast grupy uzbrojonych napastników. Na ten widok zawahał się. Drżące z zimna, otulone kocem lub jakąś szmatą kobiety wykorzystały to i niczym duchy przecisnęły się obok niego, wbiegając do środka pomieszczenia. Z rozpędu poleciały na podłogę i wylądowały tuż obok kominka.

Jedna z nich, wyraźnie starsza, ściągnęła z głowy zielonkawą chustę i zaczęła płaszczyć się przed Revenantem. - Daruj życie! Nie uderz! Na Sulona... - W tym czasie druga dopadła paleniska i przywarła do niego prawie całą sobą. Pewnie byłaby wlazła do środka, ale nie zmieściła się w kwadratowej dziurze. Wrzeszcząca starucha klęczała z głową przy deskach. Jej ciemne włosy osłaniały szpiczaste, zsiniałe od zimna uszy. Młodsza zaczęła nagle płakać. Mówiąc krótko - w mieszkaniu gołogłowego powstał okropny raban i nieporządek, a on stał nadal przy drzwiach. Chłodny wiatr chłostał go po twarzy, wdzierając się do domu przez uchylone wrota. Palce trzymające sztylet trochę już odrętwiały. Ostrouche kobiety patrzyły na niego ze strachem, nie podnosząc się z drewnianej posadzki. Ich szlochy oraz nieustające prośby wypełniały całą chatę. Renevant, chcąc czy nie, słuchał tych zawodzeń, ale nie mógł wiele z tego zrozumieć. Głównie dlatego, że krzykaczki konsekwentnie zagłuszały siebie nawzajem, a wyjący wicher wcale nie pomagał mężczyźnie w... czymkolwiek. Jedynie pogarszał całą tę sytuację, która i bez tego wyglądała wcale nieciekawie.

Młodsza elfka zanosiła się płaczem i miotała przy piecu, szarpiąc swoją szarą suknię.
Stara też ryczała wniebogłosy, uderzając pomarszczonym czołem o podłogę.
Wiatr zakołysał drzwiami i bardzo mocno trzasnął nimi o ścianę.
Szyby we wszystkich oknach znowu się zatrzęsły.
Spływały po nich deszczowe krople.
Nieproszeni goście w domu.
Renevant zakłopotany.
Co ma zrobić?

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

7
Elfy? Tutaj? Zdziwienie mężczyzny było ogromne, tym bardziej, że jedynymi gośćmi jakich miewał byli wędrowcy, pytający o drogę. A, że trudno było tu zabłądzić to i tych było niewielu. Zdziwienie jednak zmieszało się ze złością. Ktoś nieproszony ot tak wpada mu do domu i usadawia się w najlepszym miejscu. Revenant silnym ruchem zamknął drzwi. Blask ognia odbijał się we ścianach, a z zewnątrz, okna wyglądały niczym latarnie przy opustoszałym gościńcu. Jęk i zawodzenie kobiet dawał się we znaki. Ostrze noża spoczęło w pochwie. Łowca przysiadł na stołku w przeciwległym narożniku izby i próbował zrozumieć coś z tego hałasu. Ukrył głowę w spracowanych dłoniach i siedział w bezruchu kilka dłuższych chwil. Skowyt stawał się nie do zniesienia. Podniósł się gwałtownie dobywając ostrza i uderzając pięścią w znajdujący się obok stół, przy którym wcześniej pracował krzyknął:
-Dość!
Kobiety zamarły, starsza jedynie cicho szlochała kiwając się w przód i w tył niczym koń na biegunach. Myśliwy zbliżał się wolnym krokiem w ich kierunku gładząc palcem po tępej stronie klingi. Wyczuł ich strach, zresztą nie było to trudne. Wiedział, że coś jest jednak nie tak. Spodziewał się magii, mimo iż wiele lat upłynęło odkąd spotkał się z nią ostatni raz. Nie miał też wielu okazji widywać elfy, nie zna ich zachowania, nie wie jak z nimi postępować. Zbliżył się na wyciągnięcie dłoni i stanął. Wpatrywał się w młodszą z nich, i pochylając się nad nią powiedział spokojnym, ale groźnym tonem:
-Czekam na wyjaśnienia...

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

8
Na komendę gospodarza obie kobiety w jednym momencie przestały wrzeszczeć i jeno ciche szmery rozlewały się teraz po chałupie. Chaos płaczów oraz głośne szlochy ustały jak na zawołanie. Starsza ostroucha powstała z kolan, stając niepewnie na pokrzywionych nogach. Poobdzierana suknia, mokra od śniegu, spływała z jej ciała aż do samej podłogi, rozkładając się na deskach. Przez dziury w materiale Revenant dostrzegł patykowate kończyny staruchy - czerwone i rozedrgane jak przy ataku padaczki. Druga elfka podniosła się z niemałym trudem i szybko doskoczyła do swojej towarzyszki, chcąc jakoś wspomóc ją w utrzymaniu równowagi. Podała starej swoje ramię, na którym tamta spoczęła, nie mogąc unieść ciężaru własnego, schorowanego ciała. Iście żałosny obraz niedołężności czy wyczerpania. Bohater przez cały ten czas siedział w kącie na drewnianym taborecie. Jego wybuch, sprowokowany pewnie wyciem niespodziewanych gości, zaprowadził odrobinę ładu w ten dziwny rozgardiasz rozpaczliwych głosów. Teraz mężczyzna ruszył się z siedzenia i zrobił parę kroków w stronę paleniska, przystając nad przestraszonymi pannami. Sztylet w jego dłoni dodawał mu dodatkowo posłuchu.

Ta młodsza dziewczyna, która wcześniej grzała się przy ogniu buchającym z pieca, podniosła ostrożnie głowę i spojrzała w górę na groźną twarz Revenanta. Jego naga czaszka błyszczała w pomarańczowym świetle. Oczy też mu błyszczały - złością i zmęczeniem. Ciemnowłosa elfka otworzyła poryte strupami opryszczki usta, ale słowa utknęły jej gdzieś w przełyku. Dopiero przy drugiej próbie wydobyła z siebie jakieś ciche zdanie. I wcale nie było to zaklęcie, choć tego właśnie spodziewał się bohater, wiedząc że ma do czynienia z elfami. - Jesteśmy... uciekamy z Fenistei - zapiszczała cienkim trelem. Mówienie sprawiało jej problem, bo męczyła się przy każdym wdechu. - Nie wypędzaj nas na mróz, panie... - dyszała ciężko. - Potrzebujemy schronienia, pomocy, my już dalej nie pójdziemy... - zakaszlała i złapała się za gardło. Stara, widząc ten napad duszności, powzięła temat i tłumaczyła dalej, a skrzeczała równie słabym głosem, co jej przedmówczyni. - Pomóż nam, błagam. Umrzemy na śniegu, umrzemy! Gwiazdy pospadały z nieba i przepędziły nas z Puszczy. Dom nam zabrały. Nie mamy dokąd się udać...

Skowyt zaczął się znowu, choć tym razem rozbrzmiewał nieco ciszej.
Błyskający nóż nie pozwalał kobietom na głośne zawodzenie.
Ciemnowłosa pociągała zakatarzonym nosem.
Stara - siwowłosa - coś tam jęczała.
Ogień w kominku strzelał cicho.
Bohater zachodził w głowę.
Miał o czym rozmyślać.
Co zrobić z tymi
nieproszonymi
gośćmi?

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

9
Gwiazdy z nieba? Puszcza? Ile jeszcze zagadek czycha na Revenanta tego dotychczas niepozornego wieczoru? Schował ostrze i odszedł ze spuszczoną głową w drugi kąt izby, po czym przysiadł znów na stołku. Te kobiety nie wyglądają jakby chciały go oszukać. Zresztą... żeby jeszcze miały z tego jakąś korzyść. Może to jest ten dzień, tak wyczekiwany, w którym całe życie ma się obrócić na pięcie i odejść w inną stronę? Lepszą stronę. Może to czas na zadośćuczynienie za dawne zbrodnie? Nie raczył nigdy innych pomocą, sam jej zresztą też nie otrzymywał. Rozmyślał tak w ciszy. Kobiety bowiem nie odzywały się słowem, wpatrzone w bohatera, czekając na jego decyzję.
- Dobrze, zostańcie, ale w zamian oczekuję wyjaśnień, dokładnych wyjaśnień co was tu sprowadza.

Kobiety odetchnęły z ulgą, siedziały dalej przy piecu, pilnując go jakby nigdy więcej miały nie poczuć ciepła rozgrzanych kafli. Revenant podszedł do wiszącej zwierzyny, chwycił za jeden ze swoich wielu noży i kilkoma sprawnymi ruchami wyciął ogromny kawał mięsa. Podszeł do pieca, starsza elfka lekko się wzdrygęła. Pociął mięso w grube plasty i ułożył na ruszcie, po czym posypał mieszaniną ziół, którą regularnie zamawiał u kupców w wiosce. Sam jednak nie wiedział co się w niej znajdowało, ale smakowała wybornie.

Minęło kilka chwil, mięso było już zarumienione i chrupiące. Mężczyzna przełożył je do dużeh drewnianej miski, w której leżał już wcześniej przygotowany chleb i usiadłszy na podłodze na przeciwko kobiet, położył ową misę między nimi, pokazując im, żeby się częstowały. Sam nie zjadł zbyt dużo, był zbyt zaaferowany sytuacją, czekał na opowieść, którą miał zaraz usłyszeć.

Re: [Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

10
Ostrze zakrzywionego noża sprawnie pocięło wiszącą na haku sarnę, oddzielając pasy zaróżowionego mięsa od zniszczonych czasem gnatów. Chłodna stal rwała martwego zwierza na kawałeczki, świetnie radząc sobie nawet z pozostałościami grubawej skóry. Na ten widok przerażenie rysujące się na twarzach dwu uciekinierek wzrosło do poziomu pustego strachu. Z ogromną trwogą, trzęsąc się na ciele oraz duchu, obserwowały jak Revenant przygotowuje krwawą ucztę. Stara nawet z cicha zapiszczała, ale zaraz przestała skowyczeć, powstrzymana ręką towarzyszącej jej dziewczyny. - Mama, nie patrz... - rozedrgany głos ostrouchej skutecznie przerwał płacze zrozpaczonej kobiety - na ten moment martwota zasnuła całe pomieszczenie. Dźwięk noża ćwiartującego mięso i strzelanie żywicy ściekającej z płonącego drwa zagłuszało wszystkie inne odgłosy. Jednak po pewnym czasie nawet to przestało mieć znaczenie.

Gospodarz znalazł sobie miejsce na brudnej od błota posadzce. Zrobiona nad ogniem sarnina znalazła sobie miejsce w obszernej misce. Woń przypraw wylatywała z naczynia wraz z jęzorami szarej pary. Ogrzane i nieco mniej zestresowane elfki z niechęcią spoglądały na tak smaczne żarcie. Choć były pewno głodne - znać o tym dawały ich oczy oraz burczące brzuchy - to na początku nie poczęstowały się nawet skrawkiem jedzenia. Dopiero gdy Revenant sam skosztował parę kęsów, ostrouche nabrały nieco pewności siebie. Pochłaniały kolejne porcje pożywienia, ale widać było, że nie robią tego z przyjemnością. Konieczność i ssanie w żołądkach zmuszały je do niechętnego obgryzania spieczonego mięsa. Co jakiś czas przerywały konsumowanie, ale jedynie po to, żeby dopowiedzieć coś do swojej opowieści. Ciemnowłosa elfka zaczęła mówić jako pierwsza.

- Mamo, oni o niczym nie wiedzą? Jak to? Przecież te gwiazdy pospadały na nas zza chmur. Światła krążą nad naszym lasem, a oni nic... - słowa zatrzymały się w jej przełyku. Snucie opowieści kontynuowała starsza. - Proszę, dobry człowieku, uwierz nam. Nie opowiadamy żadnych bajek! Nasz dom, Fenistea, płonie teraz jakąś dziwną zorzą. W koszmarach widziałam takie rzeczy, ale nie miałam pojęcia, że coś takiego może się zdarzyć naprawdę. - Otarła wierzchem rękawa tłuszcz ostały na ustach. - Jakieś dziwne stwory przegnały nas z Puszczy. Wszystkie moje siostry i wszyscy bracia... Nie wiem nawet co się z nimi stało. Ja porwałam córkę z domu, zaczęłam uciekać. To było przerażające. Wszędzie te chore światła, jasne kłęby... czegoś magicznego. - Dziewczynka odezwała się ponownie, wchodząc rodzicielce w słowo. - Nie mogłyśmy tam przecież zostać. Tam nie dało się żyć. Proszę... - uderzyła w płacz. Stara znów zabrała się za wyjaśnienia. - Sulon nie chciał nas już dłużej trzymać w Fenistei. Drzewa zaczęły umierać, wszystko stało się jakieś takie odpychające. Nie ma tam dla nas miejsca. Szukamy nowego domu.

Pomarszczona kobieta chciała mówić dalej. Nie była jednak w stanie. Pieczona sarnina musiała jej zaszkodzić, bo bez ostrzeżenia złapała się za brzuch i zaczęła kaszleć. Zacharczała głośno, a potem zwymiotowała przed siebie, pokrywając przód swojej szaty oraz kawałek drewnianej posadzki brązowawą breją. Córka schorowanej staruchy odskoczyła od niej ze strachem. Revenant zareagował podobnie, nie chcąc oberwać strumieniem przetrawionego jedzenia. - Przepraszam... - wyjęczała starucha, gdy skończyła się już produkować. - Nie przywykłam do mięsa...

Obluzowana deska zaskrzypiała dosyć głośno.
Podłoga utytłana była w wymiocinach.
Córka ostrouchej stała z boku.
Gospodarz był tuż obok.
W powietrzu wisiał
okropny smród
wydalonej
sarniny.

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

11
POST BARDA
Chata wyglądała na opuszczoną od wielu, wielu lat. Gdy Elspeth na nią trafiła, skrzypiące drzwi poruszały się na wietrze, a w dachu ziała wielka dziura, którą musiały wydrzeć szalejące burze. Nie było to jednak nic, czego nie dałoby się naprawić, a znalezione przez nią schronienie było lepsze od jakiegokolwiek z tych, którymi zadowalała się od momentu utknięcia na powierzchni. Nie była to zimna i ciemna jaskinia, pozbawiona jakichkolwiek wygód, nie był to szałas w lesie, tylko pusta chatka, ze ścianami, oknami, paleniskiem i wszystkim tym, czego można było od chatki oczekiwać.
Wydawała się także wystarczająco oddalona od wszelkich zamieszkałych terenów, by Elspeth mogła czuć się w niej względnie bezpiecznie. Las, który niegdyś zapewne trzymał się na pograniczu niewielkiego ogródka, teraz otoczył domek i wciągnął go w swoją zieleń. Drzewa zaglądały więc przez okna, a krzaki i pnąca się w górę roślinność łapczywie zagarnęły budynek dla siebie - razem z jego mieszkańcami. Gdy elfka przedostała się do środka, wypłoszyła stamtąd stado ptaków, bliżej nieokreślonego gryzonia i odkryła też stare, wyschnięte zwłoki, które nawet czasy rozkładu miały już dawno za sobą. Pozbycie się suchego kościotrupa nie stanowiło problemu. Cokolwiek Elspeth postanowiła z nim zrobić, mogła wyrzucić stary siennik, przygotować sobie posłanie z czegokolwiek innego i chwilowo przejąć chatkę na własność.
Po wszystkich jej przejściach i walce o przetrwanie w dziczy, wygody tego miejsca wydawały się niezwykłym udogodnieniem. Palenisko, przy którym mogła się ogrzać i przygotować sobie jedzenie, łóżko, na które nic nie kapało i gdzie nie podgryzały jej żadne owady podczas snu, koce, nieco przeżarte przez mole ubrania, zestawy glinianych naczyń i nawet jakaś resztka suszonych owoców, do których jakimś cudem nie dorwały się żadne zwierzęta. Prowizoryczne naprawienie dachu i drzwi też nie było trudne i już po kilku dniach Elspeth mogła cieszyć się swoją własną, małą bazą wypadową.

Nie wszystko jednak było takie sielskie, jakie mogło być. Choć elfka przekonana była o bezpiecznym odosobnieniu, któregoś dnia obudził ją głos.
- Pomocy! - usłyszała. Głos był kobiecy i absolutnie zrozpaczony. - Pomocy, jest tam ktokolwiek? Bogowie, niech tam ktoś będzie...
Z zewnątrz Elspeth usłyszała stękanie, jakby kobieta po drugiej stronie ściany taszczyła coś ciężkiego, a potem zbolałe westchnięcie, gdy ta dotarła na miejsce. Nieznajoma szarpnęła za drzwi, ale te ani drgnęły, zatrzymując się na dużym, stalowym skoblu. Załomotała więc pięścią.
- Jest tam ktoś? Mam rannego! Musicie mi pomóc! Proszę!
Wąskie promienie światła wpadały do domku przez szpary w okiennicach pod dobrze już znanym elfce kątem. Musiało być popołudnie, wczesny wieczór.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

12
POST POSTACI
Elspeth
To nie było miejsce do zamieszkania. W żadnym wypadku chatka nie stawała się niczym więcej, niż chwilowym schronieniem. Choć opuszczona przez swoich pobratymców, wciąż wiedziona była przez bogów i musiała wypełnić powierzone jej zadanie zdobycia informacji, które będą użyteczne dla jej ludu. Może jeszcze nie teraz, ale wkrótce znów się spotkają i będzie musiała zdać raport ze swoich poczynań.

Domek był jednak tym, czego potrzebowała po miesiącach tułaczki. Mimo początkowego postanowienia, że zatrzyma się w nim na dwa, może trzy dni, ostatecznie została dłużej. Naprawiony igliwiem dach dawał schronienie przed wiatrem i słońcem, zaś wstawione na nowo drzwi stanowiły jakąś barierę przed światem zewnętrznym. Nie bez znaczenia było palenisko i siennik, który zdołała upleść sobie z suchych traw tuż po tym, jak wysprzątała po poprzednim lokatorze, i poprzedniego lokatora przy okazji. Najwspanialsze było jednak jezioro. Przy dobrej pogodzie odbijało wszystkie gwiazdy, powodując, że Elspeth czuła się niemal w nich zanurzona, otoczona czernią poprzetykaną jasnymi punktami gwiazd. Odzywała się w niej jakaś tęsknota, z dawna zapomniana, tak odległa, a jednocześnie tak znajoma, jakby te same odczucia dzieliła z dawna zapomnianymi przodkami. Być może nawet tymi, którzy kiedyś bez strachu oglądali słońce?

Samotność była jej na rękę, pozwalała odpocząć, zebrać myśli, zaplanować dalsze kroki. Pojawienie się kogoś innego było tak niespodziewane, jak i niechciane. Elspeth zganiła się w myślach. Niemal pewnym było, że zdradziła się przez dym z paleniska. Domek był przecież dobrze ukryty między roślinnością i niełatwo było do niego dotrzeć. Krzyk wyrwał ją ze snu. Drzemiąc, Elspeth czekała zachodu, lecz pojawienie się obcych zmusił ją do natychmiastowego podniesienia się z siennika. Nie zamierzała biec z pomocą, bo na tyle, na ile znała mieszkańców powierzchni, mogła spodziewać się co najwyżej pułapki. W pośpiechu chwyciła za maskę i naciągnęła ją na głowę, a w dłonie złapała włócznię. Długi drzewiec dawał jej przewagę odległości. I choć mogła udawać, że nie istnieje, łatwiej było pozbyć się potencjalnych wrogów.

Grotem odsunęła skobel, więc łomocząca w drzwi kobieta w końcu mogła je pchnąć. Elfka była przygotowana - w razie ataku od razu nabije przeciwnika na włócznię, zaś w każdym innym, syknie po prostu:

- Odejdźcie.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

13
POST BARDA
Gdy Elspeth podniosła się, przygotowała i otworzyła drzwi, jej oczom ukazała się oparta o framugę młoda kobieta. Dyszała ciężko od wysiłku, a jej rude włosy i ubrania mokre były od deszczu, który musiał padać chwilę wcześniej. Urocza twarz nie pasowała do skórzanego pancerza, który nieznajoma miała na sobie. Do okoliczności także. Ale kimże była elfka, żeby na podstawie wyglądu oceniać mieszkańców powierzchni?
U stóp rudowłosej, a na progu tymczasowego schronienia Elspeth, leżał mężczyzna, w gruncie rzeczy wyglądający już na martwego - ale nie mógł takim być, skoro jego towarzyszka szukała dla niego ratunku, prawda? Stanowił jeden wielki zlepek błota i zaschniętej krwi, tak, że ciężko było określić, gdzie właściwie jest ranny. Półdługie włosy prawdopodobnie miały jasny kolor, ale poza tym nie dało się wyszczególnić żadnych cech charakterystycznych jego wyglądu. Trzeba byłoby go umyć i przebrać, żeby prezentował się lepiej. No i przede wszystkim...
- Trzeba mu pomóc - upierała się nieznajoma. - Proszę. Błagam cię. Nie odsyłaj nas. Do Meriandos jest stąd za daleko, nie ma szans, żebyśmy zdążyli. Nie mamy nawet konia.
Na widok twarzy zasłoniętej maską i wycelowanej w ich stronę włóczni kobieta straciła nieco rezonu, ale musiało jej bardzo zależeć na jakiejkolwiek pomocy, skoro nie zrobiła jeszcze zwrotu w tył i nie poszła tam, skąd przyszła. Unosząc jedną rękę w pokojowym geście, drugą powoli sięgnęła do zawieszonego na plecach miecza. Zdjęła go i odłożyła na ziemię, by odkopnąć go potem od siebie. Wylądował gdzieś w krzakach; dla kobiety nie mogłoby to być bardziej obojętne, najwyraźniej.
- Nazywam się Lia. To jest Jaron Vanderbilt, syn Morga Vanderbilta - podkreśliła, jakby miało to cokolwiek elfce powiedzieć. - Zaatakowało go... zaatakowało nas coś okropnego. Potwór. Przerażający. Zabił go, osłonił mnie, ale...
Kucnęła przy rannym mężczyźnie, który jęknął cicho.
- Chcę go tylko umyć i opatrzyć. I nie zostać na noc w dziczy. Błagam. On nie może umrzeć. Nie Jaron. Niczego od ciebie nie chcemy, tylko wody i schronienia na noc. Jeśli chcesz, to ci zapłacę. Panicz Vanderbilt ci zapłaci, ile tylko chcesz.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

14
POST POSTACI
Elspeth
Elspeth daleko było do oceniania wyglądu mieszkanców powierzchni. Widząc młodą kobietę, nie mogła jednak nie odnieść wrażenia, że ta jest jeszcze dzieckiem, zbyt młodym, by wędrować po dziczy, co też mogło tłumaczyć stan jej towarzysza. Pancerz sugerował jednak, że ta jest kimś, kto być może potrafi walczyć. Elfka musiała być ostrożna. Nie potrzebowała kłopotów, nie teraz, gdy znalazła miejsce do odpoczynku. Zmniejszyła dystans o jeden mały krok, jednocześnie przysuwając ostry grot włóczni do piersi kobiety, tak blisko, by mogła reagować w każdej chwili. To, że nieznajoma pozbyła się miecza, o niczym nie świadczyło. Elspeth jednocześnie rzuciła też okiem na mężczyznę u ich stóp. Niewiele czasu brakowało, by dołączył do przodków.

- Jest martwy. - Oceniła stan jęczącego mężczyzny. - Nie czeka go świt. - Syknęła cicho. Jeśli Lia potrafiłaby go opatrzeć, zrobiłaby to już wcześniej. Na Elspeth nie miała co liczyć.

Zastanowiła się chwilę. Jej koń, ukradziony jakiś czas wcześniej, pasł się gdzieś niedaleko - Elspeth nie zadała sobie trudu, by o niego zadbać, zresztą, nie do końca nawet wiedziała, jak. Zwierzę samo zdawało się wiedzieć, czego mu brakowało. Złapie go, gdy będzie potrzebowała go po raz kolejny. Nie zamierzała oddawać wierzchowca dla straconej sprawy. Nie dbała też o to, kim był Vanderbilt, bogactwa nie miały dla niej znaczenia. Była jednak inna kwestia...

- Co to za potwór? - Dopytała. Nadzieja kazała jej uwierzyć, że być może była to jedna z bestii podziemii. Starała się dostrzec na rannym ślady, które dałyby odpowiedzi na jej pytania. - Gdzie? Kiedy?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

15
POST BARDA
- Nie jest! Jeszcze nie jest! - protestowała dziewczyna, walcząc z rzeczywistością. Według niej dopóki mężczyzna jeszcze dychał, dopóty istniała szansa na uratowanie go i zamierzała tej szansy szukać za wszelką cenę. Ostrze włóczni, opierające się o jej klatkę piersiową, sprawiło, że to jej na moment odebrało oddech, ale skoro Elspeth jej jeszcze nie zabiła, to znaczyło, że mogła dalej negocjować, prawda?
- Muszę go obmyć. Zrobić... jakieś opatrunki. Podrzeć ubrania, może masz jakieś ścierki? Nie chciałam zostawać z nim tam, w razie gdyby tych stworzeń było tam więcej. Nie chciałam zostawać... z resztą martwych. Proszę cię. Jeśli nie chcesz złota, to czego chcesz? Vanderbiltowie są poważaną rodziną w Meriandos. Jedną z tych najważniejszych. Mają... mają wpływy na wszystko, co dzieje się w mieście. Jaron dopilnuje, żebyś dostała wszystko, czego chcesz, jeśli ocalisz... jeśli pomożesz mi ocalić jego życie. Proszę cię. Nie możesz być tak obojętna. Nie możesz...
Ranny jęknął, więc Lia bezceremonialnie odsunęła się od włóczni, jakby był to niegroźny patyk, by pochylić się nad nim bardziej i podłożyć dłoń pod jego głowę. Jej ręce i rękawy były brudne i zakrwawione, tak samo jak ciało mężczyzny. Zacisnęła usta na moment, zanim odpowiedziała na pytanie elfki.
- Wygrzebał się spod ziemi. Wyglądał jak... jak wielki robal, taki z chitynowym pancerzem. Był większy od konia. Miał sześć odnóży i duże żuwaczki. Nigdy nie widziałam niczego takiego. Rzucił się na naszą grupę, niektórych... niektórych porozrywał, innych przyszpilił do ziemi, ja... - głos się jej złamał, a oczy zaszkliły. - Jaron mnie osłonił, zabił tego potwora i teraz... teraz...
Zarówno to, co mówiła, jak i ślady na ciele mężczyzny świadczyły o tym, że nadzieje Elspeth okazywały się prawdą. Stworzenia, które opisywała Lia, wykorzystywane były często do przekopywania niewielkich tuneli, wąskich przejść z miejsca do miejsca, które później mogły zostać wyłożone kamieniami i przemienione w porządne korytarze. Istota, jaką mroczne elfy nazywały ankhegiem, bywała agresywna i niebezpieczna, ale odpowiednio pokierowana i wyszkolona była ogromnie użyteczna. Co jeden z ankhegów robił na powierzchni? Nie wiadomo.
- Tylko jedną noc. Proszę. Jutro rano pójdę do Meriandos i wrócę po Jarona z powozem. A jeśli... jeśli to faktycznie... koniec... jego... to tym bardziej, co ci szkodzi? Pozwól mu chociaż nie umierać w błocie - poprosiła Lia rozpaczliwie. - Chociaż tyle.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”