Las Nysimo

1
Jedno z nielicznych miejsc we wschodniej prowincji w Keronie, trudno dostępnych z reguły dla oręża i stóp ludzkich, z racji splątanych narośli, które wytrzymałością dorównują niemal stalowych lin. Leżący nieopodal druidzkiej wioski Lanende las Nysimo stanowi niejako barierę przed najeźdźcami Keronu, którzy do tej pory pielęgnują zawziętą nienawiść wobec elfiej rasy.


- Zatrzymajmy się tu - rzuciła krótko, rzeczowo... i adresując nie tylko do siebie swe zamiary na głos. A oprócz niej w tym lesie (i oczywiście oprócz zmarłych) był także jej szarobiały kompan - Yskele, który wraz z nią przebył setki, jeśli nie tysiące mil w ciągu ostatnich, ubiegłych lat.
Seri wiedziała, że przydałby się mu odpoczynek. Sama nie czuła zmęczenia, lecz za intuicją postanowiła zapoznać się z dobrociami, które las ten skrywał.
Nie przywiązała nigdzie uzd do drzewa. Wiedziała, że nie czmychnie z lasu bez niej. Pogłaskała Yskele po grzywie, zatopiła palce i poczochrała w troskliwym geście.
Po pewnej chwili postanowiła przejść się wzdłuż wydeptanych ścieżek. Chwilę nie minęło jak zboczyła z tych ścieżek, w poszukiwaniu za ziołami, które miała nadzieję jakieś odnaleźć. Intuicja i tym razem nie zawiodła, jak natrafiła na Ammi Veem, zioło, które zawsze stanowiło składnik mieszaniny ziół przy wytwarzaniu talizmanów zielnych. Ostatnio zapasów rytualnych ubyło, a w tym lesie być może miała okazję odnaleźć przynajmniej większość potrzebnych jej roślin.
Przykucnęła, oglądając roślinę, zaraz odsłoniła prawe kolano z jedwabnej szaty i przyklęknęła na nie. Wydobyła pordzewiały kozik z jednej z pięciu sakiewek u pasa i zaczęła wycinać potrzebne jej części zielska.
Ostatnio zmieniony 07 lip 2014, 14:29 przez Seri, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Theme I | Theme II | Soundtrack | Theme III

Re: Las Nysimo

2
Chet cierpliwie przebijał się przez krzaki, chaszcze i gęsto rosnące drzewa. Zadanie to nie było proste, lecz nie przejmował się tym. Być może w lesie tym znajdowały się jakieś wydeptane ścieżki, które ułatwiłyby podróż, jednakże Chet ich niestety nie znał. I szczerze wątpił, by było wielu ludzi, którzy o nich wiedzieli. Po tym całym burdelu, wywołanym wojną oraz późniejszymi, tajemniczymi wydarzeniami w Fenistei, Keron oraz sąsiednie kraje przeżyły prawdziwy najazd elfów. Nie był to jednak najazd z mieczem w dłoni lecz najazd z tobołkiem lub plecakiem, w którym dany osobnik niósł resztkę swego dobytku. Chet słyszał o plotkach, mówiących, że w Nysimo ukrywały się elfy i był skłonny w nie uwierzyć. Jakby nie patrzeć, było to miejsce niedostępne i dosyć rozległe, co pozwalało niewielkiej grupce ludności ukrywać się tu chociażby do końca świata. Kapitan Veeden nie wiedział, czy natrafi tu na jakikolwiek ślad elfów, ludzi czy innych inteligentnych istot, miał jednak nadzieję, że tak się stanie. W przeciwieństwie do wielu mieszkańców Keronu, Chet nie był rasistą, który, gdyby mógł, wysłałby całą elfią rasę na księżyc. Jako jeden z niewielu ludzi miał okazję z bliska przyjrzeć się tej obcej kulturze, co sprawiło, iż nie czuł żadnych uprzedzeń.
Gdy minął kolejne drzewo, jego oczom ukazała się kobieta klęcząca na ziemi. Była odwrócona do niego plecami i zdawała się zbierać coś ze ściółki leśnej. Dostrzegając wystające spomiędzy włosów charakterystyczne uszy, od razu wiedział z kim ma do czynienia.
- Witaj - powiedział po elficku - a więc to prawda, że w Nysimo kryją się elfy - dodał zdawkowo, patrząc się na dziewczynę. Był ciekaw, ilu przedstawicieli jej rasy ukrywa się w tym lesie. Takie życie wiązało się z ryzykiem, jeśli negatywne emocje względem elfów nie zaczną zanikać, wśród ludzi, to tylko kwestia czasu, aż trafi się jakaś anty-elficka drużna, która przyjdzie dokładnie przeszukać ten las. Wówczas, jeśli dadzą radę coś znaleźć (co było prawdopodobne, gdyż ci ludzie byli przeważnie bardzo uparci), poleje się krew.

Re: Las Nysimo

3
Elfie uszy drgnęły i wykręciły się o kilka stopni, łowiąc uważnie każde drgnienie powietrza sprowokowane głosem o zabarwieniu typowym dla przedstawiciela płci męskiej. Seri wstała z pół-klęczek, niechętnie odrywając dłoń od rośliny wynurzonej dźwięcznie spod mroźnego puchu, wyprostowała plecy, powoli odwracając się do znajdującego wcześniej za jej plecami mężczyzny.
Człowiek? Tutaj? Widocznie...
- Widocznie tutejsza roślinność musiała być dla ciebie łaskawa. Witaj i ty. No i najwidoczniej dostrzegły twoje dobre serce. Mają to do siebie, że druidzi nauczyli je odróżniać ludzi o szczerych intencjach od... szpiegów Keronu. Nie żebym osobiście miała coś przeciwko kerończykom, bo nie wszyscy tacy są. My nie szufladkujemy według wygórowanych uprzedzeń.
Na chwilę zawiesiła głos, stawiając wolno kroki ku ścieżce powrotnej. Mijając mężczyznę, obejrzała uważnie jego twarz, koncentrując się na oczach, które niestety przysłonięte były przez okulary.
- Jeśli chodzi o mnie - nie jestem tutejsza. Pierwszy raz też jestem w tym lesie, choć zdążyłam już zapoznać się z nim. Zastanawia mnie, co robi człowiek w jednym z elfich gajów umarłych na uchodźstwie...? - Zakończyła zdawkowym pytaniem, niby nieufnie spoglądając na mężczyznę. Gdyby był nienawistnym szpiegiem Keronu, sam absolutnie nie przebiłby się przez zarośla. Chyba że udało mu się okłamać sam las?
Obrazek

Theme I | Theme II | Soundtrack | Theme III

Re: Las Nysimo

4
Chet uśmiechnął się niewinnie, opierając się o jedno z drzew.
- Rzeczywiście, była łaskawa... - rzucił jakby od niechcenia - ale muszę przyznać, że przebywałem już w gorszych warunkach, niż te tutaj i zawsze pokonywałem problemy wynikające z trudności terenu
Człowiek stanął prosto i przeszedł się kilka kroków w lewo, po czym ponownie odwrócił się do elfki i zmierzył ją spojrzeniem spod zmarszczonego czoła.
- Czyżbyście miewali już jakieś problemy z kerończykami w tym lesie? - zapytał. Z tego co było mu wiadomo, Armia nie prowadziła już żadnych akcji wymierzonych w elfy, chociaż kto wie, co robił Wywiad. Wojna z Fenisteą już się skończyła, a przedstawiciele spiczastouchej rasy nie byłi dłużej uważani za wrogów... przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie, rany po wojnie wciąż były świeże, wielu ludzi miało za złe elfom to, że ich bliscy zginęli podczas którejś z wielu bitew, które rozgrywane były pomiędzy wojownikami obu ras. Ksenofobia, elfofobia i rasizm kwitły w najlepsze, a w wielu miastach można było znaleźć osoby jawnie nawołujących do pozbycia się fenistejczyków z królestwa ludzi. Cheta z jednej strony nie dziwiły te zachowania, podczas wojny, propaganda przedstawiała elfy jako zwykłych dzikusów, a wielu uwierzyło w te informacje. Dodatkowo cała ta Noc Spadających Gwiazd sprawiła, iż elfy rozpierzchły się na 4 strony świata, w wyniku czego w Keronie, ich ilość była zbyt duża, by mogli na to przymknąć oko antyfani tej rasy.
- Ja jestem tu po raz pierwszy - przyznał - a jeśli chodzi o to co tutaj robię, to rzecz jasna, szukam elfów - powiedział - nie jestem szpiegiem, byłem po prostu ciekaw, czy plotki mówiące o żyjących tu elfach, są prawdziwe. A jeśli są, to jak radzą sobie uchodźcy, ten las, a już w szczególności ta pora roku, która już się chyba wszystkim znudziła, nie pomagają raczej w przeżyciu - powiedział, wykonując ruch lewą dłonią, tak jakby chciał wskazać na zmarznięta ziemię. Zima w tym roku nie rozpieszczała kerończyków. Właściwie to robiła im celowo na złość, zostając na kolejną kadencję i nie pozwalając nadejść żadnej innej, przyjemniejszej porze roku.
- Możesz mi mówić Th'engsul - przedstawił się imieniem, które nadały mu elfy w czasie wojny.

Re: Las Nysimo

5
Na pytanie Kerończyka przelotnie przekrzywiła głowę, podeszła do najbliższego drzewa, po czym powoli i delikatnie, jakby obawiając się naruszyć nerw drzewa, przyłożyła swoją dłoń. W ruch poszła od razu i druga, a Seri niczym opadający płatek śniegu przylgnęła do drzewa. Z wbitymi oczami w mężczyznę, lecz nieobecnym spojrzeniem, odparła:
- Zmarli szepczą o najazdach agentów kerońskiego wywiadu. Próbowali też w akcie desperacji podpalić las – w zemście za niemożliwość przebicia się przez jego zarośla. Tutejsi druidzi – oderwała prawą dłoń od pnia, odchyliła się, opuszczając rękę i spoglądając do góry z „cichym” podziwem na okazałe nagrobki zmarłychzrobili, co tylko mogli uczynić dla tego lasu, aby uodpornić go na nienawiść płynącą ze świata zewnętrznego. Wiatr niesie druidom o zawiści wielu ludzi wobec elfów, którzy chowają i pielęgnują dawne urazy, a które powinni zabrać ze sobą do grobu winne temu ludy.
Odepchnęła się delikatnie od pnia i stanęła prosto. Objęła się ramionami pod piersiami.
- Szukasz elfów, powiadasz? – Po dłuższej pauzie, jak gdyby się wahała, ponowiła. – Hmm, wierzę ci. Twoje intencje są prawdziwie szczere… i niewinne. Chociaż nie jest to dla mnie codziennym widokiem, by napotkać człowieka, który nie żywi negatywnych uczuć wobec takich jak ja. Przez lata wędrówki gdzie się nie podziałam, wszędzie panuje paranoiczna niechęć do elfów. To mnie na swój sposób bardzo krzywdzi.
Umilkła i spojrzała na nadbiegającego Yskele w jej kierunku. Kiedy koń znalazł się przy elfce, trącił chrapami jej ramię. W odpowiedzi na zaczepkę pogłaskała go po licu z lewej strony. W czasie gdy mężczyzna przedstawił się jako Th’engsul, Seri w dalszym ciągu zajęta była bardziej głaskaniem niż rozmową. Chwilowo przeniosła wzrok na nowo poznanego jegomościa i uśmiechnęła się delikatnie.
- Moje imię poznasz o czasie.
Chwilę milczała, nim na powrót powietrze nabrzmiało dźwiękiem jej głosu:
- Jak już mówiłam - nie jestem stąd, nigdy też nie byłam w Lanende, lecz tam właśnie zmierzam. Mam już to, czego potrzebowałam, aby zdobyć. Żegnaj.
Odwróciła się od mężczyzny plecami. Sięgnęła po uzda, ściągnęła je i zaczęła prowadzić konia obok siebie, kierując się na leśny trakt. Może i niezbyt miło potraktowała na pożegnanie Th’engsula, lecz w jej naturze nie było miejsca na żadne sentymentalne okazywanie uczuć.
Ostatnio zmieniony 07 lip 2014, 21:50 przez Seri, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Theme I | Theme II | Soundtrack | Theme III

Re: Las Nysimo

6
- To by się nawet zgadzało - pomyślał czarnowłosy, gdy elfka wspomniała coś o agentach kerońskiego wywiadu. Widocznie władze państwa nadal uważały elfy za zagrożenie, pomimo tego, iż osłabione przez wojnę i przez utracenie własnego domu, elfy, nie były już w stanie poważnie zagrozić komukolwiek. Mimo to... próba podpalenia lasu... wydawało się to Chetowi aż nieprawdopodobne. Las Nysimo był spory, spalenie całego lasu wydawało się niezwykle trudne, a jeśli dodać do tego panujące niskie temperatury oraz śnieg i lód, niemal niemożliwe. Ponadto las był potencjalnym źródłem pożywienia oraz drewna. Próba zniszczenia tego wszystkiego tylko po to, by wykurzyć stąd stado elfów, które nie stanowiły już realnego zagrożenia, była oznaką paranoi u osoby, która wydała podobny rozkaz. Chetowi nie chciało się wierzyć, by wywiad zachowywał się w podobny sposób. Może to ktoś inny odpowiedzialny był za owe próby podpalenia, a elfy po prostu się mylą? Czarnowłosy stwierdził, że gdy tylko stąd wyjdzie, postara się szepnąć kilka odpowiednich słów właściwym osobom, tak by zminimalizować szansę na to, iż podobna akcja wydarzy się w przyszłości.
- Bo to prawda, bycie elfem nie jest obecnie popularne w Keronie. To był dobry pomysł, by ukryć się w tym lesie - powiedział - z pewnością nie jest wam łatwo, ale pewnie w jakimś mieście byłoby jeszcze trudniej... Mam jednak nadzieję, że te złe uczucia wypalą się w końcu. Nic nie może trwać wiecznie, nawet nienawiść.
Brak chęci do podania własnego imienia, Chet skwitował uśmiechem. Elfy już takie były, przyzwyczaił się do tej skrytości. Niestety, owa skrytość była jednym z czynników powodujących niechęć do tej rasy. Wielu ludzi odbierało takie zachowanie jako arogancję, pyszałkowatość lub poczucie wyższości. No i koło kręciło się dalej...
Pożegnanie Seri wytrąciło go z równowagi.
- Co? - powiedział zdziwiony - Eeej! Poczekaj! - krzyknął za nią - Przecież mówiłem, że szukam elfów, skoro do nich idziesz, to oznacza, że idziemy w tym samym kierunku, po co się żegnać, skoro to jeszcze nie koniec, hmm? - zapytał się elfki, która powoli odjeżdżała na swym koniu. Chet wiedział, że odnalezienie Lanende na własną rękę może mu zająć więcej czasu niż dotarcie tam z przedstawicielką jej rasy.

Re: Las Nysimo

7
Elfka, nie zatrzymując się i nie odwracając chociażby głowy w stronę człowieka, odrzekła na wpół rozbawiona, a na poły niechętnie:
- Żarty sobie stroisz?
Kiedy zauważyła, że nie dał za wygraną i wyrównał z nią krok, westchnęła cicho i wreszcie postanowiła wstrzymać chód. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę, ściskając uzdy w jednej dłoni.
- Osadnicy mogą cię nie przyjąć, Th’engsulu. Jesteś Kerończykiem, czyż nie? Tedy nie nastawiaj się na to, że starszyzna osady pozwoli postąpić twoim stopom po elfich ziemiach… Gdyby za ciebie poświadczył elf z tych ziem, sprawa wyglądałaby inaczej. Ja się do nich nie zaliczam, Th’engsulu. – Seri ponownie westchnęła, zawracając krokami już na właściwy trakt prowadzący do Lanende. Ruchem ręki dała znać, aby Kerończyk za nią podążył.
- W najlepszym razie możemy zostać wygnani z osady, a na mnie będzie ciążyć klątwa banicji, która uniemożliwi mi wstąpienie do bractwa – kiedy wypowiadała ostatnie słowa, zwróciła tym razem głowę w stronę mężczyzny, przez co mógł dostrzec smutek i powątpiewanie w jej oczach. Jednakże w jej głosie było coś, co nie równało się tym, co kryło się w spojrzeniu czy też wypowiadanych słowach. I to wraz z gestem mogło sugerować Kerończykowi, iż otrzymał coś w rodzaju przyzwolenia na wspólne udanie się do Lanende.
- Czas pokaże.

Minęła znaczna część czasu, odkąd zaczęli iść głównym traktem w stronę osady Lanende. Zdawało się, że las był niesamowicie szeroki, ale nawet sama Seri nie wiedziała, jak długi on może być. Zaczęła odczuwać przemożne zmęczenie. Pomimo tego postanowiła nie zatrzymywać się ani na chwilę, gdy odczuwała zniecierpliwienie zmarłych. Kerończyk, który odnalazł ją w Nysimo, z pewnością był godny zaufania niż inni ludzie, którzy mieli okazję przebijać się przez nysimskie chaszcze, na szczęście jak do tej pory – nieskutecznie; lecz nawet jego obecność ciążyła lasowi.
- Zastanawia mnie, w jakich okolicznościach nadali tobie takie miano. Musiałeś naprawdę czymś zasłużyć u moich pobratymców – gdy Seri zaczęła przemawiać, zwróciła twarz w stronę Th’engsula. Ogólnie rzecz biorąc, nie należała nigdy do towarzyskich z natury person, ale tymi słowami miała cichą nadzieję zdobyć Th’engsulowi większą przychylność zmarłych.
Obrazek

Theme I | Theme II | Soundtrack | Theme III

Re: Las Nysimo

8
Chet ruszył za elfką.
- Zdziwiłbym się, gdyby przyjęli obcego człowieka z otwartymi ramionami - odparł spokojnie, doganiając Seri i jej konia - mam nadzieję, iż zdołam ich jakoś przekonać, że nie jestem dla nich zagrożeniem, wręcz przeciwnie - dopowiedział, patrząc się prosto w oczy swojej rozmówczyni. Było nie było, mieszkał pośród przedstawicieli tej rasy jakieś dwa lata, owszem, było to zbyt mało by w pełni poznać te istoty, lecz wystarczająco dużo by poznać ich słabe punkty, sposób myślenia oraz nauczyć się z nimi rozmawiać.
- Najwyżej powiesz im, że uparłem się, żeby iść z tobą i nie mogłaś się ode mnie odczepić - nie było to w sumie dalekie od prawdy - myślę, że zechcą mnie chociaż wysłuchać, w końcu przychodzę do nich i mówię do nich ich własnym językiem... - Chet miał nadzieję, że tak będzie. Elfy nie były okrutne i były raczej na tyle ciekawskie, że człowiek, który przebił się przez las nie do przebycia i płynnie mówi po elficku, nie straci głowy przed oficjalnym przywitaniem. Pożyjemy, zobaczymy.
Trakt, którym szli wraz z Seri był o niebo wygodniejszą drogą, niż chaszcze, przez które przedzierał się wcześniej Chet. Temperatura w lesie może i nie należała do najprzyjemniejszych, ale Kerończycy powoli przyzwyczajali się do przydługiej zimy. Osada, do której zmierzali, zdawała się leżeć jeszcze głębiej lasu. Chet, jako wojskowy, był przyzwyczajony do długich marszów, więc nie narzekał na to, iż muszą iść taki kawał. Co jakiś czas zerkał na towarzyszkę, dziwił się, że elfka idzie pieszo.
- Nie chcesz wsiąść na grzbiet konia? Wyglądasz na zmęczoną - powiedział do niej Chet - a to imię ma długą historię. Wydaje mi się, że i tak będę musiał wejść w szczegóły, gdy dotrzemy do tej wioski... - zamilkł na chwilę - w każdym razie spędziłem wśród twojego ludu około 2 długie lata. Wiele się wówczas wydarzyło i jakoś tak do mnie przylgnęło to imię... - wyjaśnił, nie wchodząc w szczegóły. W wiosce, albo okaże się, że o nim słyszeli, albo nie, co wymusi potrzebę opowiedzenia całej tej historii od początku.

Re: Las Nysimo

9
Przez dłuższą chwilę mierzyła się spojrzeniem z Th`engsulem w milczeniu. Odsunęła głowę w tył z miną, jakby coś sobie uświadomiła. Po czym odwróciła się na stronę i odrzekła tylko:
- Rozumiem.
Po kilku krokach jeszcze dodała, a na licu wykwitł szelmowski uśmieszek:
- Przecież do osady idziemy razem. Chyba że wskoczysz na tył konia i obejmiesz mnie w pasie - Seri dostrzegając kątem oka zmieszanie Cheta, zaśmiała się delikatnie, nie otwierając ust.
- A tak na poważnie - podjęła po chwilowej pauzie, lecz w dalszym ciągu przemawiała jakby rozbawionym tonem. - Przybyłeś do lasu bez wierzchowca, prawda? A może gdzieś go zostawiłeś przy lesie? Tedy powinieneś się po niego udać... Albo i nie.
Byli już na końcu leśnego traktu, a w oddali widzieli zaczątek wioski uchodźczych elfów w Keronie. Kto pierwszy przybywał do osady Lanende, na pierwszy rzut oka mogło mu się wydawać, że pojęcie "osady" bądź "wioski" ograniczone tutaj jest do trzech chatek ulokowanych we wnyce górskiej na wskroś. Dlatego Seri zmarszczyła nos w zamyśleniu i mimowolnie rzuciła w eter, adresując do mężczyzny:
- W każdym bądź razie później się po niego udasz. Chodź.
Las się skończył, zaczęła się otwarta z dwóch stron przestrzeń osunięta mgłą zimy. Kiedy zaś znajdowali się coraz bliżej osady Lanende, elfka dostrzegła przejście w paśmie górskim wsparte konstrukcją czterech łuków.
Obrazek

Theme I | Theme II | Soundtrack | Theme III

Re: Las Nysimo

10
- Z prawdziwą przyjemnością - odpowiedział Chet, słysząc propozycję elfi by pojechać razem z nią na koniu, posyłając jej przy tym najbardziej ironiczny uśmiech na jaki mógł się w tej chwili zdobyć. Nie no, elfka była piękna i urocza, kto by nie chciał objąć jej w pół i przytulić, ale Chet wątpił, by wjazd do wioski elfów w podobnej konfiguracji wzbudziłby zaufanie w jej mieszkańcach. A to na tym zaufaniu im najbardziej zależało.
- Do samego lasu dojechałem konno - zaczął - jednakże stwierdziłem, że wchodzenie z koniem w ten bór nie byłoby najlepszym pomysłem - kontynuował - dlatego też postanowiłem zostawić go u zaprzyjaźnionego karczmarza. On się nim zaopiekuje do czasu aż wrócę - wytłumaczył.
Chet nie obawiał się długich, pieszych spacerów, toteż nie miał oporów, by zostawić swojego wierzchowca. Będąc samemu, nie musiał martwić się znajdywaniem pożywienia i wody dla konia. Do tego, mógł poruszać się o wiele ciszej, co mogło się przydać. Fakt, brak konia oznaczał dłuższą podróż, ale póki co, konia miała elfka i jeśli zaszłaby jakaś nagła, niespodziewana potrzeba, pewnie by się jednak zgodziła, by usiadł za nią i objął ją w pasie. Miał jednak nadzieję, że ich przygoda będzie uboga w podobne naglące wypadki, chociaż możliwość przytulenia się do elfki w zamian za odrobinę stresu związanego z ryzykowną sytuacją wydawało się całkiem uczciwą wymianą. Chet przestał jednak o tym myśleć, zszedł myślami na ziemię, gdyż w oddali zaczęły majaczyć kształty, które po chwili przybrały postać domostw. Jak na ową tajemniczą elficką wioskę, dla zniszczenia której ludzie byli gotowi puścić z dymem cały las, wydawała się mała i nieważna. Mężczyzna czuł się nawet lekko zawiedziony jej skromnym wyglądem. Było nie było, w końcu jednak doszli do celu swej wyprawy i to powinno być najważniejsze. Teraz pozostało tylko przekonać miejscowych, że nie mają złych zamiarów.

Re: Las Nysimo

11
Wietrzny, gwieździsty, wieczorny mrok. Szum ginącego wiatru w koronach drzew. Statyczny krajobraz został zaburzony przez ciemny kontur powoli sunący wzdłuż lasu, by po kilku chwilach zniknąć w jego czeluści. Dmący wiatr nie mógł dostać się wgłąb gęstwin dzięki czemu miejsce było o wiele spokojniejsze, a zmęczona trudem podróży postać mogła znaleźć tu odpoczynek i tymczasowe schronienie. Zdejmując pakunek z ekwipunkiem, zakapturzony mężczyzna położył przedmioty na pokrytej roślinnością ziemi, po czym usiadł, rozglądając się wokół. Naturalnie, o tej porze nie było widać wiele. Ognisko mogło być dobrym pomysłem, gdyby nie przesadna ostrożność gościa. Lepiej nie zostać teraz wykrytym. Normalny człowiek nie trudziłby się by zabrnąć w takie niewygodne i nieprzyjazne miejsce gdyby nie znał sekretu skrywającego się w tym lesie. Malutka, odosobniona druidzka osada i nadchodzące wydarzenia dobrze pasowały do wieczornej pogody. Póki co trzeba było czekać, gdyż nie wszyscy się jeszcze zjawili. Wymiana informacji może okazać się konieczna. Jednak teraz.. cisza i odpoczynek. Czuwanie, nasłuchiwanie.

Re: Las Nysimo

12
Jako pierwsza zjawiła się Isoxethe, diabelski rodzynek kompanii. Podobnie jak reszta, odziana była w czarny skórzany strój i długi poszarpany płaszcz z obszernym kapturem, z tą różnicą że nie używała masek, przez co jej oblicze o trupiej cerze czasem było widoczne nawet w ciemności. Viverian nie był zdziwiony, mimo faktu że nie znała szczegółów zadania, to miała jako pierwsza wyruszyć na zwiady. Pozostało czekać na przywódcę, był nim niejaki Bran. Witając się skinieniem głową, zaczęła cicho - Wiatr tak szybko nie ustąpi. Zerwie się burza, będzie ciężej wrócić. Ale nikt niczego nie podejrzewa, cała wioska śpi. - Viverian nie czekając chwili, odrzekł - Jakoś sobie poradzimy. Takie zadanie to rzadkość, tak mało ich ostatnio mamy. Wszędzie zdrajcy i oszuści. - Gdy mówił dało się usłyszeć z oddali odgłos przechodzącego zwierzęcia, prawdopodobnie dzikiego konia. Kobieta zmarszczyła brwi - To prawda. Skrytobójstwa.. zastraszenia.. rozlew krwi... - zaczęła, ale mężczyzna pokręcił głową - Dziś będzie inaczej. Zlecenie pochodzi od wygnanego maga. Bran otrzymał jakiś.. artefakt. - Kobieta od razu zareagowała - Czyżby? - Viverian kontynuował - Wszystko co mamy zrobić to uaktywnić go w środku wioski. Nie znamy efektu ale... - diablica przerwała mu, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas zaniepokojenia i irytacji. - Nie podoba mi się to. Ufanie magom, zwłaszcza wygnanym jest ryzykowne. Jeśli to zdrajca, możemy podzielić los wioski. Jakikolwiek los ją czeka. - Mężczyzna wiedział że nie lubiła magii ani ludzi z nią związanych, więc szybko wyjaśnił. - Nie do końca. Mag jest starym znajomym Brana. Zapewnia że jest zaufany. Dostaniemy też na czas misji towarzysza i kilka magicznych drobiaz.. - został uciszony gestem ręki. - Chyba idzie szef - odrzekła.

W istocie dało się słyszeć łamanie gałęzi, a potem powoli narastający odgłos ciężkie kroków stawianych po runie leśnym. Nie minęło kilka chwil gdy z wnętrza chaszczy wyłonił się Bran, masywne i pokryte czarną sierścią wielkiej postury diabelstwo. Miał więcej z demona niż człowieka. Choć facjatę miał tak samo ludzką, to posiadał grube kręcone rogi i kopyta zamiast ludzkich nóg. Jego skórzany pancerz w wielu miejscach pokryty był dodatkowymi stalowymi elementami, a swoimi wielkimi łapskami zdejmował właśnie dużą czarną torbę z pleców. - Trochę ci zeszło. Gdzie gość? - Zapytała Isoxethe. Bran kładąc wielki pakunek na ziemi odpowiedział - Demon został z tyłu. Będzie nam zawadzał. - W przeciwieństwie do reszty kompanii jego ton głosu brzmiał prawdziwie diabelnie. - W czym problem? - Zapytał Viverian, szybko usłyszawszy komentarz Iso - Lepiej dla nas. - Bran siadając koło torby rzucił cicho - Zbyt tępy. Dałem mu kuszę do zabawy. - Mężczyzna się zdziwił - Naładowaną? to chyba nie skończy się do.. - Nie dokończył. Cała trójka usłyszała w oddali demoniczny skowyt bólu, po którym nastąpiła cisza. Obaj z Iso podnieśli brwi i spojrzeli po sobie gdy Bran dokończył - Na to wygląda. - Mimo iż mieli być dyskretni, wszyscy ryknęli gromkim piekielnym śmiechem, a ich echo przetoczyło się po pobliskich terenach lasu. Choć czekało ich teraz sporo pracy, to Viverian wiedział że zdarzenie będzie warte zapamiętania i wspominania przy wielkich gildijnych popijawach z innymi przywódcami.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”