Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

31
Młody Florence był wielce rad z zaistniałej sytuacji. Nie wiedział jednak czy większą radość przyniosło mu uchronienie się od śmierci na stosie czy spotkanie swojego ukochanego pupila. Quill położył swoją wielką mordę na ramieniu chłopaka, a ten wpatrywał się swymi różnokolorowymi ślepiami w swojego wybawcę. Po chwili rzekł ówcześniej rozwijając rękawy swojego płaszcza w celu zakrycia demonicznej łapy:
-Uratowałeś mnie... Jednak jaki miałeś w tym cel? Zresztą... To nie ważne. Nazywam się Sael Florence i jestem ci winien przysługę Panie...
W tym momencie chłopak zapauzował swoją wypowiedź dając nieznajomemu na wyjawienie swojego imienia.
Sael dokładnie przyglądał się mężczyźnie. Z pozoru wyglądał na jakiegoś brudasa/wariata, któremu brakuje paru klepek w głowie i ciepłej łaźni, bądź chociaż kubła z wodą... Jednak jak Florence wiedział, pozory lubią mylić.

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

32
Lord popatrzył na Saela uważnie i przez parę sekund lustrował go wzrokiem. Gdy tylko mężczyzna odwrócił się w jego kierunku przypatrzył mu się na tyle dobrze by jego wiedza z książek ułożyła mu pogląd na jegomościa. Florence przerwał by pozwolić się przedstawić czarnoksiężnikowi, ale ten już był zamknięty w sobie, odcięty od świata mrucząc coraz głośniej i szybciej coś pod nosem, a konkretnie :
-Dziwna łapa, przyjaciel wilk- nietypowy, prawdopodobnie jakaś rzadka odmiana.Włosy bez wyrazu, lecz jednostka nie okazuje cech wieku starczego. Oczy...niezwykłe! Zmienność kolorów, występująca bardzo nielicznie w Keronie, a nawet w całej Herbii.
W tym momencie przerwał na chwilkę,zaczerpnął oddech i patrząc pytającym wzrokiem rzekł:
- Demon? - tu widząc zmieszanie Saela powtórzył natarczywie -Czy jesteś demonem ?
Nie czekając na odpowiedź kontynuował swój potok słów:
-Jesteś półdemonem, inaczej ci chłopi by ci nic nie mogli zrobić; chyba że... zima,mróz- to cię osłabia? No jasne!
Nagle jakby znów zaczął kontaktować ze światem. Intensywnie mrugając popatrzył się na Saela i tonem prawie przepraszającym powiedział:
-Vlair, mów mi Vlair. Nie mamy czasu do stracenia. Te wioskowe gnojki niedługo tu wrócą, a być może w najbliższych dniach wpadną tutaj Sakirowcy. Ich tak łatwo nie będzie przepędzić, a im szybciej ruszymy, tym prędzej znikną nasze ślady na śniegu. Wszystko opowiem ci po drodze.
Vlair popatrzył w las na wzgórzu, wiedział że tamtędy można szybko uciec z wioski, tylko gdzie iść dalej? Najlepiej dalej poszukiwać artefaktów, może to diabelstwo wie gdzie szukać?
-Mówisz że wisisz mi przysługę? Przydasz mi się. Pojedynczo nas wyłapią, prędzej czy później. Razem jednak możemy się im przeciwstawić. To jak, dołączysz do mnie?
Z bezczelnym wprost uśmiechem wyciągnął prawą dłoń w geście który miał przypieczętować wzajemną pomoc. Wiedział że we dwójkę staną się silni, a nawet bardzo silni.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

33
- A może potrzebujecie przewodnika - powiedział na przywitanie Zaharius, wyłaniając się zza drzew - tak się składa, że znam nieco te okolice.
Prawdą było, że znał NIECO tereny dookoła wioski, wiedział gdzie się można ukryć i takie tam, ale nie był ekspertem. Miał nadzieję, że jego wiedza wystarczy. Podszedł do nich na odległość paru kroków i oparł ręce na biodrach.
- Mnie już chyba nie lubią w tej wsi, więc tak ekipa straceńców jak wy mi nie zawadzi - spojrzał na nich pytająco - to jak będzie?
Miał do zabrania parę konia ze stajni i mógłby ruszać tu i teraz. Przynajmniej zdążył wyschnąć. Zależało mu na szybkiej odpowiedzi. Strach jest bardzo skutecznym odpędzaczem wieśniaków, ale i on miał swoje limity. Prędzej czy później zaczną wracać, a on nie miał zamiaru znów podróżować samemu. I nudno, i niebezpiecznie...

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

34
Młodzieniec spojrzał na brudnego jegomościa i rzekł po chwilowym uspokojeniu się:
-Cóż... Niech moja rasa pozostanie dla ciebie zagadką Vlair. Nie zwykłem opowiadać o sobie tak więc musisz mi wybaczyć.
Następnie patrząc na elfa rzekł:
-Jeśli o mnie chodzi to nie ma żadnego problemu. Ważne tylko, abyś nas nie spowalniał.
Po tych słowach młodzieniec postanowił odebrać zabrany mu ekwipunek. Wzrokiem i gestem poprosił Quill'a, aby ten pomógł mu w odnalezieniu jego ekwipunku. Kiedy wilk już go zlokalizuje, młodzieniec odbiera go, a następnie powraca do swoich towarzyszy, których ponagla słowami:
-No więc! Gotowi?

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

35
Vlair mimo braku wyczerpującej odpowiedzi Saela ruszył powoli w las. Zdziwił go zapał elfa . Nie był do końca pewien swoich towarzyszy, lecz wiedział iż tak długo jak nie wyjawi swoich mroczniejszych mocy, każdy długouchy nie powinien go martwić.
" Zakon rośnie w siłę i powoli nawet okolice Oros nie są bezpieczne. Ci dwaj są ciekawymi osobnikami. Elf może podzielić się ze mną wiedzą o walce mieczami a ten demon czy kimkolwiek on jest, ten, jak mu tam? Ah! Tak, Sael. Przyda mi się. Razem odnajdizemy je. Druidzi posiadają potężne artefakty. Fenistea..."

-Dobrze, mój drogi elfie. Zaprowadzisz nas do Fenistei.

Popatrzył znów na wilka i jego pana.

-Saelu, uratowałem cię i liczę na to, że zostaniesz moim wspólnikiem. Na pewno jest coś w czym mógłbym ci pomóc.


Gdy ruszyli w drogę wypytywał towarzyszy o praktycznie wszystko, co pewien czas próbując się dowiedzieć czy nie mają zmarłych bliskich, przyjaciół lub po prostu czy nie pragną czegoś bardzo mocno.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

36
Wiatr przelatywał nad okrągłym placem, rozrzucając śnieg we wszystkie strony. Zimne podmuchy - skromne pozostałości po magicznej burzy - uderzały ostro w twarze trzech postaci, które stały obok siebie i rozmawiały, jak gdyby nigdy nic. Gdzieś z daleka niosły się wrzaski wystraszonych wieśniaków. Osadnicy biegali od domu do domu, krzycząc wniebogłosy. Nie wiadomo - zbierali się do ucieczki czy może szykowali jakiś atak na niechcianych intruzów. Jedno było pewne i niezaprzeczalne. Bohaterom czasu na pogawędki zostało niewiele, bo w każdym momencie mogła spotkać ich śmierć. Te siekiery oraz kosy, które wioskowi w pierwszym przypływie strachu rzucili bezładnie na ziemię, wyglądały na wcale ostre...

Sael był bardzo konkretny i nie okazywał swojemu wybawcy jakichś specjalnych względów. W paru zwięzłych słowach rozmówił się z odzianym w czarne szaty magiem, a potem przeszedł do rzeczy ważniejszych. Czule przywitał swego wilczura, nie mogąc nacieszyć się z powrotu futrzanego kompana. Nie było jednak miejsca na okazywanie radości. Już po chwili nakazał Quill'owi odszukać rzeczy, które chłopi odebrali mu podczas szamotaniny. Przerośnięty zwierzak odszedł w stronę zabudowań. Nie minęło pięć minut, gdy wrócił ucieszony, niosąc w pysku grubo szyty wór. Florence znalazł w nim swoje ostrza - dwa ciemne kawały hartowanej, zdobionej misternymi wzorami oraz świecidełkami stali. Na dnie sakwy leżała też mapa, na której czarnym konturem zaznaczone były niemal wszystkie ziemie kontynentu. Mężczyzna przytroczył bronie na właściwe im miejsce, podrapał czarnego zwierza za uchem i upchnął po kieszeniach resztę ekwipunku. Teraz był już gotowy do drogi.

Wkrótce cała trójka - a właściwie to czwórka, jeżeli liczyć mi trza ogromnego wilczura - ruszyła przez wioskę do bramy głównej. Wiele domów i skromniejszych chatek zostawili za plecami. W oszronionych oknach - tych szklanych i tych, które zaciągnięte były rybią skórą - raz po raz pojawiały się twarze, które śledziły każdy ich krok. Osadnicy przemykali między zakrętami, chowali się przy drzewach oraz za każdą możliwą osłoną. Spoglądali na nich z ukrycia. Nikt z nich nie atakował, nikt nie rzucił nawet kamieniem. Wszyscy za to byli tak upiornie cicho, że jedynie wiatr coś tam gwizdał w zimowej pustce, wypełniając ją wysokimi tonami pisków czy ćwierkań.

Zaharius nagle skręcił w jakąś uliczkę i zakomunikował towarzyszom, że musi skoczyć do karczmy po swojego konia. Nie chciał zostawić kobyły w rękach żądnych zemsty wieśniaków, którzy pewnie jeszcze następnego dnia zaszlachtowaliby ją brutalnie, a potem ze smakiem i bez wyrzutów sumienia skonsumowali. Wszyscy doskonale wiedzieli jak poważnym problemem w tej wiosce był brak jedzenia. A zdesperowani ludzie są gotowi do wielu wyrzeczeń. Potrafią - na przykład - wyrzec się wszystek moralności. Zdenerwowany pół-elf nie kazał swym kompanom czekać i posłał ich przodem. Miał ich dogonić już za wioską, co nie byłoby wcale problem, skoro miał przyjechać wierzchem. Wszyscy zgodzili się na taki układ a Lord Vlair pociągnął Saela w stronę wyjścia z osady.

Nikt nie przeszkadzał im podczas przeprawy przez szeroką ulicę. Raz tylko jakiś chłop z ujebanymi w gnoju widłami zastąpił im drogę, ale kolana szybko zaczęły mu się trząść na widok potężnego Quill'a. Facet rzucił swą broń na śnieg, uciekając gdzieś w rosnącą opodal gęstwę krzaków. I to by było na tyle. Niedługo potem dwaj mężczyźni przekroczyli drewniane płoty i wyszli poza obręb Suchot. Przed nimi ciągnęła się ścieżka, która szła między wzgórzami, aby potem wlecieć śmiało na trakt wiodący wędrowców w stronę Meriandos. Jasnym było, że podróżni mogą udać się tam, gdzie tylko zapragną.

Choć czekali na Zahariusa bardzo długo, on nie przybył na swym rumaku. Po godzinie siedzenia na mrozie Darker zawyrokował, że muszą od teraz iść sami, bez pół-elfa za przewodnika. Seal przytaknął, a potem wyjął z kieszeni swą rysowaną mapę. Teraz należało jeszcze wybrać, w którą stronę mają wyruszyć. Bez zapasów ta podróż, nieważne dokąd ich zaprowadzi, na pewno będzie bardzo trudna i wymagająca. Zanosiło się na długi spacerek...

Spoiler:

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

37
W dolinach już dawno odeszła, zbyt długa, zima, lecz im bliżej gór, tym ludziom pora roku wydawała się wcześniejsza. Wioska Suchoty, bardzo ucierpiała podczas tej przydługiej zimy. Kilka domów opustoszało całkowicie, a większość ich dawnych mieszkańców znalazło swój wieczny odpoczynek w rozpadlinie nieopodal lasu. Chyba właśnie takie wyjście od grzebania w zamarzniętej ziemi ofiar głodu i mrozu uratowało resztę mieszkańców od podobnego losu. Wataha wygłodniałych padlinożerców wywąchała łatwy łup. Wygłodniali mieszkańcy szybko zorientowali się, że stworzyli stołówkę dla groźnych wilków.

Gdy strach śmierci głodowej zagląda do oczu i myśli o tym czy przypadkiem noga najmłodszego dziecka, które leży w gorączce, nie stanie się przyszłym obiadem, ratującym resztę dziatwy i rodziców, odwlekając to co najgorsze o kolejnych kilkanaście dni, to przeciwnik jakim jest wataha wygłodniałych wilków nie wydaje się tak groźna. Ludzie chwycili za broń jaką mieli, łuki do polowań, choć przystosowane raczej na drobnicę, były chyba najbezpieczniejszym wyjściem, lecz to siekiery drwali i stare włócznie były najliczniejsze. Jeszcze przez wiele lat ludzie tam mieszkający będą wspominać tą straszną zimę i bitwę z wilkami nad zapadliną, oraz w swych bajaniach wymieniać będą imiona tych, którzy zginęli w wyniku tej nocy. Zwierzęta, normalnie pewnie by uciekły, ale one także miały od wielu tygodni problem z odnalezieniem strawy. Sześć dni później do zapomnianej przez świat wioski dotarł pierwszy handlarz.

Teraz miejscowość powoli zaczyna zbierać się z kolan, poranne przymrozki, oraz wciąż
lekko przymarznięta ziemia uniemożliwiają wciąż rozpoczęcie jakichkolwiek robót na roli, a straty poniesione podczas zimę zmusiła tutejszą ludność do chwytania się wszelkich prac do których wcześniej nie byli przygotowani. Mimo to tutejsi z wielką ochotą przywitają każdą chętną parę rąk do pracy, dlatego jeśli ktokolwiek zechciałby się tam osiedlić i potrafiłby swoją osobą przynieść mieszkańcom korzyści ze swej obecności, będzie mile witany przez tubylców. Nie wiedzieli oni, że „odszczepieńcy” postanowili wykorzystać jeden z opuszczonych domów jako miejsce odpoczynku, oraz miejsce dla zaplanowania swoich przyszłych ruchów.


-Mamy szansę zarobić ładną parę grosza- oczy wszystkich zebranych spojrzały na Brana –Co prawda większość roboty wystarczy dla jednego człowieka, lecz zapłata jest interesująca- ciągnął dalej mag, ledwie dotykając swojego kawałka pieczonego udźca barana.
-Rano, do wioski, przybędzie dziewięciu ludzi, zbieranina najemników, ktoś musi nimi dowodzić- Bran zaczął wprowadzać w szczegóły zadania –grupa w większości nie powiązana ze sobą, ktoś musi ich pilnować i poprowadzić- w takich przypadkach, bez dowódcy, z dużym prawdopodobieństwem zanim dotarliby do celu, liczba członków zmniejszyłaby się o co najmniej połowę.
-W tych okolicach, na drodze prowadzącej do jednego ze szczytów znajduje się opuszczona wiele lat temu strażnica, podczas wojny podobno elfy przejęły ją na jakiś czas, nasz zleceniodawca chce księgę elfiego maga, który tam zginął.- Robota nie wydawała się z opisu specjalnie trudna, lecz po co w takim wypadku tak liczna grupa najemników

-Chyba tym razem damy się wykazać Viverianowi?- Po raz pierwszy od dłuższego czasu wypowiedział się Razor, który następnie skierował swoje pytanie już bezpośrednio do zainteresowanego. –Poweźmiesz się tego zadania, czy szukać czegoś innego?
-Jeśli wchodzisz w to, to w moich jukach znajdziesz mapę do celu, tylko przygotuj się dobrze i pamiętaj, pracodawca płaci zawsze równą sumę, a nie od głowy- Dodał jeszcze bez odpowiedzi Bran, jakby chcąc zaznaczyć, że im mniej osób przetrwa wyprawę, tym mniej osób będzie do podziału zysków.
Obrazek

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

38
Hmm.. ktoś i tak musiałby to zrobić. - odrzekł przez maskę, po czym podniósł się powoli ze starego krzesła które mocno zaskrzypiało pod jego ciężarem - Ostatecznie liczy się zarobek, nie da się zjeść wdzięczności. - dodał spojrzawszy na swoją porcję. Od pewnego czasu kompanii nie sprzyjało szczęście, wszyscy skończyli wląkąc się z miejsca na miejsce po dziurach takie jak ta wioska. Być może dzięki temu wszyscy jakoś przeżyli, ale teraz liczy się okazja. Jest spory zarobek, jest nadzieja na dodatkowy łup, są posiłki. Trzeba się przygotować, ale zlecenie zdaje się być warte zachodu. - Szkoda czasu. Ruszam - Oznajmił krótko, po czym odszedł od stołu w kierunku drzwi. Już miał nacisnąć klamkę, ale znieruchomiał. Robiąc kilka szybkich kroków z powrotem w stronę stołu, sięgnął ręką po swoją porcję mięsa - Przyda się. Udanej uczty. - dodał lekko szyderczym tonem w stronę zgromadzonych, by po chwili opuścić pomieszczenie.


Broń, pancerz, mapa, miejsce spotkania, worek na ewentualne łupy, on sam.. wszystko jest na swoim miejscu. Podróż była lekko nużąca, ale jakoś udało mu się dotrzeć do celu. Przygotowania poczynione, jedynie czego brakuje to posiłki. Spóźniają się. Nie był zdziwiony, bo droga w to miejsce nie należała do łatwiejszych, choć trzeba przyznać że krajobraz był niczego sobie. Wiatr zaczął lekko dąć, gdy oparty o jeden z większych głazów w ciszy oczekiwał nadejścia ostatniej części zlecenia. Oby nie musiał czekać za długo.

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

39
Niezwykle długa zima, dała popalić nie tylko zwykłym ludziom, ale także wszelkiego rodzaju wyrzutkom. Taka w końcu ludzka natura, że zawsze trzeba kogoś obwinić, wyżyć się za swoje niepowodzenia, zazwyczaj obrywa się zaś tym, którzy się wyróżniają. Oczywiście diabelstwa nie były nigdy otaczane sympatią, szczególnie od czasów Wieży prześladowania się nasiliły. Dlatego w czasach niepokoju takie osobniki powinny szukać kryjówek w odległych wsiach, gdzie ludzi nie interesuje nic poza granicami ich osad.

Poranne powietrze owiewało Viveriana opartego o zimną skałę. Młode słońce, jeszcze nie było w stanie, odpowiednio ogrzać swoimi promieniami górskich wiosek. Skała na szczęście osłoniła mężczyznę od najsilniejszych podmuchów wiatru.

Słońce wznosiło się coraz wyżej, chłopi zaczęli wychodzić ze swych chat, większość z nich miała przy sobie narzędzia do cięcia drzewa, niedobór owiec powoduje, że gospodarka się zmienia. Wieśniacy zebrali się w grupę i ruszyli w stronę najbliższego dużego strumienia. Dopiero po dłuższej chwili Viverian dostrzegł grupkę obcych, która kręciła się wokół chat. Nie pasowali do tubylców. Pancerze, torby podróżne, większość z nich mogła uchodzić za podróżników, gdyby nie ilość broni, którą przy sobie mieli, a była ona różnorodna, od typowych obuchów, po miecze. Była to prawdopodobnie grupa najemników, ale jedna rzecz się nie zgadzała – ich liczba, miało ich być 9, a grupka ludzi wynosiła tylko 8. Dostrzegli oni Viveriana i ruszyli w jego kierunku.

-Eeeee, ty przy skale- zawołał idący na przedzie, ubrany był w ciepłą, skórzaną kurtę, a po jego postawie widać było, że był pewny siebie, nie bał się w tym miejscu niczego, zresztą, kto mógłby mu tu zaszkodzić –Tyś Bran najemnik?- Padło pytanie.

-Tfu- splunął tuż pod nogi Viveriana, gdy tylko się zbliżył na tyle, aby było czuć lekki zapach potu i końskiej skóry–może i nie jesteś Branem, ale jego kamratem odmieńcem, już tak- Z całej ośmioosobowej grupy, nie licząc mężczyzny na przedzie, wyróżniała się dwójka, prawdopodobnie braci, stojąca bardziej z tyłu, nie obserwowali ani otoczenia, ani diabelstwa, ale pozostałą piątkę, w której ku zdumieniu prawdopodobnie wszystkich znajdowała się kobieta. Widać było, że ta niska dziewczyna z krótko obciętymi włosami, trzyma się za dość postawnym, lecz młodym mężczyzną, który chyba jako jedyny z całej gromady nosił prosty pancerz kolczy, osłaniający wyłącznie pierś.
-Ważne, aby nam zapłacili za robotę- dokończył mężczyzna przy ogólnej zgodzie swoich towarzyszy.
Obrazek

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

40
- Nie. - odrzekł Viverian, wpatrując się w wesołą gromadkę przez dłuższą chwilę. Miał przeczucie że to zlecenie nie będzie warte zachodu, którego zresztą nie chciał przeoczyć. Odwróciwszy się w swoją stronę, machnął ręką na pożegnanie i odszedł. [zt.]

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

41
Był ciepły, wiosenny poranek, kiedy przez zarośnięte ścieżki, prowadzące do najbliższego skrawka cywilizacji, przedzierała się ruda elfka, imieniem Nainsi. Droga, którą sobie obrała nie należała do najłatwiejszych, ani często uczęszczanych, jednak tak to bywa, gdy podróżuje się do rzadko uczęszczanych miejsc. Elfka co i rusz potykała się o wystające z podziemi konary drzew. Także inne elementy natury nie ułatwiały jej marszu, stawiając jej naprzeciw nazbyt rozrośnięte krzaki, niskie gałęzie i pajęcze nici utkane idealnie na wysokości oczu. Na szczęście humor mógł być poprawiany przez akompaniament rannych ptaszków, śpiewających pieśni do siebie nawzajem, przelatując co chwila na tle wstającego słońca. A męczenie się z drobnymi niedogodnościami już niebawem zostało wynagrodzone, gdyż tam, gdzie las trochę przerzedł, Nainsi mogła wreszcie ujrzeć cel swojej podróży — na niewielkim wzniesieniu jawiły się pierwsze chaty wsi Suchoty na tle majestatycznych Gór Aron.
Obrazek
Jednak ta chwila nieuwagi, podczas której podziwiała ukazany jej krajobraz, mogła ją wiele kosztować. Pod swoimi nogami bowiem nie znalazła oczekiwanego mostu nad małym, ale rwącym, strumykiem. Gdyby elfka była choć odrobinę mniej ostrożna, na pewno wpadłaby te półtora metra w dół do swoistego, wyżłobionego wodą, rowu i musiałaby się wspinać z powrotem, cała mokra. Teraz jednak, gdy w porę zdała sobie sprawę z sytuacji, mogła pomyśleć nad rozwiązaniem. Dookoła była w stanie dostrzec pozostałości dawniejszego mostu — pogniłe deski po jednej, drugiej stronie ścieżki, a kilka również w dole, opłukiwanych przez strumień. Nie była w stanie określić od jak dawna to w tym stanie się znajduje, ani co spowodowało, że most się zawalił. Z jej perspektywy, deski różniły się od mijanych przez nią urwanych gałęzi tym, że jedne z nich były mokre, a drugie pokryte korą. Dobrze, że to nie jej rolą jest dociekanie, kto zawinił obecnemu stanowi tej konstrukcji i jedynym pytaniem, na które musi sobie odpowiedzieć jest "jak się dostać na drugą stronę?".

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

42
Minęło już kilka dni odkąd opuściła ostatnie miasto podróżując w kierunku podnóży Gór Aron. Droga nie należała do tych często uczęszczanych, przez co i jej stan był daleki od wymarzonego. Wystające korzenie były niebezpieczne dlatego zamiast jechać na koniu, zmuszona została prowadzić go w labiryncie konarów. Na całe szczęście na horyzoncie już było widać pierwsze zabudowania wioski Suchoty, która byłą jej obecnym celem. Jeszcze tylko pozostało przekroczyć rzekę i będzie mogła odpocząć.
W raz z kolejnym krokiem poczuła jak traci grunt pod nogami, ale zadziałał odruch i zamiast iść uparcie przed siebie, od razu cofnęła się. Dopiero wtedy zorientowała się że most, który miała przekroczyć jest zniszczony. Silny nurt wody mógł wskazywać na to że niedawno był mocne opady i woda po prostu zmyła konstrukcję, ale nie mogła być tego pewna. Miała spory problem, bo nie miała przy sobie żadnej mapy i nie wiedziała gdzie może znajdować się inny most. Gdyby nie miała konia to wystarczyłoby ściąć drzewo i po nim przejść, ale nie może pozostawić zwierzęcia. Tym bardziej że zbyt wiele kosztował jak na jej zarobki. Nie pozostało jej chyba nic innego jak cofnąć się i liczyć na to że ostatni rozjazd dróg poprowadzi ją w dobrym kierunku, ponieważ nie chciała ryzykować wypadkiem podróżując wzdłuż rzeki. Jak pomyślała, tak zrobiła i zaczęła podróżować w kierunku z którego przyszła.

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

43
Nie będąc w stanie wymyślić sposobu na przejście przez rwący strumień, Nainsi zawróciła. Mijała te same nierówności, co przed chwilą, więc potykała się jakby mniej. Klacz, którą ciągnęła za sobą, prychała niezadowolona, że przedzierały się przez te całe busze na darmo, jednak, mimo tego, posłusznie podążała za wodzącą ręką elfki, ufając zapewne, że ta dobrze wie, co robi. Nie minęło wiele czasu, zanim dotarły do rozgałęzienia dróg. Oczywiście mijały już wcześniej to miejsce, choć łatwe było do przeoczenia, lub wytarcia z pamięci. Oto bowiem od głównej ścieżki w stronę Suchot odbijała inna, jeszcze węższa, jeszcze mniej pozorna, dróżka prowadząca trochę na prawo względem niej i skierowana w dół. Klacz zdała się pokręcić głową, wręcz teatralnie, na widok tego zejścia. Odnoga, przed którą stały, może faktycznie nie była najprzyjemniejszym miejscem dla konia, lecz nie była też przeszkodą nie do przejścia. Na nieszczęście dla klaczy, to nie od niej decydował kierunek podróży, który obiorą. Ostateczna decyzja należała do Nainsi.

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

44
I znowu. Powoli, krok za krokiem, uważając na wystające konary drzew. Niby nic dziwnego, w końcu to pewnie jedno z większych zadupi w tym kraju, ale bez przesady. Mógłby jakiś obecny władca tych ziem zarządzić że wszystkie drogi mają być przyjazne podróżującym. Dla pieszego, czy chociażby Nainsi to może nie jest bardzo wielki problem, ale wóz pewnie szybciej by sobie ośkę złamał niż dojechał do Wioski Suchoty. Wracając jednak do jej podróży to powoli brnęła przed siebie, chociaż może za siebie ponieważ wracała skąd przyszła. W końcu jednak natrafiła na rozgałęzienie dróg o którym wspominała. Dróżka ta była wąska i kierowała się w dół. To po prostu prośba o to aby sobie coś skręcić, ale mówi się trudno. Innej drogi nie ma, a jakoś trzeba się dostać.
-Cicho mi Płotka. Idziemy. - Odezwała się do konia i poklepała ją po chrapach. Trzymając konia za uzdę ruszyła w dół, tak jak kierowała dróżka.

Re: Wioska Suchoty [podnóże Gór Aron]

45
Nowo obrana ścieżka miała wszystkie bolączki poprzedniej, tylko w zdwojonej formie. Złośliwe krzewy, wystające konary i te przeklęte pajęczyny. Na domiar złego ciągnęła się ona znacznie dłużej niż droga w kierunku Suchot, więc klacz Nainsi miała powody się irytować. Po przejściu miej więcej takiego samego dystansu, jak ten od rozwidlenia drug do zawalonego mostu, ścieżka skręcała w prawo i od tego miejsca prowadziła jeszcze drugie tyle.

Na lewo od ścieżki Nainsi słyszała nasilające się odgłosy bieżącej wody, jednakże nie była w stanie jej dostrzec przez gęstą ścianę zieleni, stojącą niemalże tuż przy niej przez całą wędrówkę. Dopiero po pół godziny marszu wszem obecne listowie rozrzedziło się, a elfce ukazała się szersza sceneria. To, co zobaczyła, to rząd ulepionych kopców, stworzonych zapewne do wypalania węgla, obok stał mały, drewniany magazyn na drewno i średniej wielkości chata z zadbaną strzechą. Za tymi konstrukcjami Nainsi wreszcie miała szansę zobaczyć źródło szumiących dźwięków, jakie wciąż słyszała — płynęła tamtędy rzeka. Niezbyt szeroka, w miarę wartka. Były powody przypuszczać, że strumień, nad którym zbudowany był most do Suchot, przerodził się właśnie w ową rzekę. Byli też tam ludzie. Przy stole na przeciw chaty trzech młodzików zajadało właśnie resztę swojej kaszy, podczas gdy starszy, brodaty mężczyzna w czerwonym kubraku właśnie wychodził z magazynu ze sporą ilością dech trzymanych na ramieniu. To on pierwszy zwrócił uwagę na nowo przybyłą. Zrzucił swój ładunek w pobliżu jednego z kopców i podszedł w stronę elfki.

Hę? Czego? — wydawał się bardzo zdziwiony jej obecnością — Nie kojarzę cię z mordy. Wyngla o tej porze? — w tym momencie, z oddali, dostrzeli elfkę młodzieńcy przy stole. Jeden z nich bezpardonowo zagwizdał na jej widok, szybko wylizał resztki tego, co miał w misce i podniósł się z ławki, kierując się w stronę niecodziennego gościa. Pozostała dwójka po chwili poszła w jego kroki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”