Re: Las Vatternon

31
Wstał wreszcie i zdawkowo uśmiechnął się rozbawiony całą tą kuriozalną sytuacją. Co prawda nie był człowiekiem, który imał się czegokolwiek aby tylko coś do sakwy wpadło. Zresztą nigdy nie miał sposobności przekonać się jak to jest. Bądź co bądź nie zawadziło spróbować. W razie konieczności jakoby magiczne przedmioty (szczerze nie wierzył, iż nimi są) wymieni na zbędniejsze rzeczy. Zapewne znajdzie się niejeden naiwny i łasy na czarodziejskie ustrojstwa. Wręcz każdy jeśli o ludziach mowa.

- Tedy czym prędzej po sól - rzucił, lecz nie wybiegł. Po prostu nieśpiesznie opuścił małe lokum kierując się ku wodospadowi. Rzecz jasna pamiętając o latarni. Koboldowi, jak sam mówił, raczej się nie przyda.
Spoiler:
Co więcej, po kilku krokach od tego zapomnianego przez świat domostwa przyłapał się na tym, że nie wziął niezbędnych komponentów do jakże nietypowej czynności. Szczęściem miał przy sobie ... nóż, może zdoła go nie wyszczerbić, oraz... nieszczęsny kociołek. Nie sądził, iż tenże przyda się tak szybko. Uniwersalny zasobnik mógł w przyszłości jeszcze nie raz się przysłużyć, a jego zastosowanie raz po raz zadziwić.

Po krótkim rozeznaniu się w terenie, po równie długim podziwianiu urzekającej scenerii, jeśli nie napotkał przeszkód, zabrał się za zdrapywanie soli. Uprzednio upewnił się, że właśnie z solą ma do czynienia. Ułamanie znikomej gródki, a następnie próba używszy języka. Słone jak cholera, pomyślał. Mimo to zawsze istniała znikoma, ale jednak, możliwość pomyłki. O ile nietoperze odchody miały smak słony.

Niechybnie widok pogrążonego w tajemniczych tudzież mrocznych podziemiach rycerza, w pełni uzbrojonego, ścierającego się małym nożykiem z bryłą soli, musiał być niezwykle kuriozalny. W każdym bądź razie dla nieszczęśnika, który również miał niefart tutaj trafić.
.

Re: Las Vatternon

32
Zawalenie się wejścia było iście niefortunne, ale sprzyjający los podarował mu tunel prowadzący w głąb ciemnych jaskiń. Nie przejął się zbytnio zaistniałą sytuacją nawet huk towarzyszący lawinie wywołał u niego tylko lakoniczne westchnięcie. Był w swoim żywiole i szczerze powiedziawszy tutaj w mrokach czuł się o niebo bezpieczniej niż na zewnątrz. Dlatego spokojnie dokończył posiłek i dopiero po krótkim odpoczynku ruszył tunelem. Sprawnie i bezszelestnie penetrował sieć tuneli, którego mrok był dla niego jasnością. Nieco gadzim oczom nie umykał najmniejszy detal w czeluściach. Nie czuł się komfortowo tylko, gdy robiło się za ciasno... Zresztą nie dziwota mając na uwadze jego rozmiary. Trudno orzec, ile czasu miała pochłonąć jeszcze wędrówka jednak chłodny podmuch powietrza rozwiał wszelkie wątpliwości. Napełniony motywującym optymizmem ruszył pędem chcąc jak najszybciej opuścić ciasny tunel. Bezszelestne kroki pokonywały kolejne stopnie ku górze, gdy wnet bystre elfie oczy spostrzegły drewniane drzwi przez, które przebijały się snopy sztucznego światła. Taki widok nie zachęcał go do działania, ale nie miał innego wyjścia - droga była tylko jedna. Niczym mroczny duch zbliżył się do drzwi nasłuchując dobywających się zań odgłosów gawędy. Niewiele z niej zanotował, bo i trwała nie długo, a co więcej bardziej interesował go fakt, że drugi gawędziarz opuszczał właśnie jaskinię. Nie dał mu jednak tej sposobności... Białowłosy nie obawiał się potencjalnego wroga, a co więcej czuł się w obowiązku wymierzyć sprawiedliwości takowym bandytą, dla których była tylko jedna forma zadośćuczynienia - opuszczające rozpłatane ciało strumienie słodkiej szkarłatnej posoki. Lewa dłoń spoczęła wdzięcznie na drzwiach, które ustąpiły pchnięte zaskakująco wielką siłą. Ciężkie drewniane drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypieniem ukazując za sobą jedynie ciemność. Dopiero po chwili wyłonił się z ciemności Rúdhon, który postawił kilka lekkich i bezdźwięcznych kroków. Wbrew pozorom Jego opancerzone dłonie nie spoczęły na drzewcu czy klindze a na korpusie elfa - dokładnie prawa dłoń tam, gdzie kryło się serce.
- Atras vala... Witajcie. - Rzekł swym śpiewnym, ciepłym i zaskakująco niskim tonem głosu kłaniając się przy tym nieznacznie jak zwykło się w elfiej etykiecie. Po tym skromnym, acz eleganckim geście wyprostował się i puścił luźno swe ręce przyglądając się rezydentom jaskini zza swego hełmu. Nastąpiła niezręczna cisza...
Ostatnio zmieniony 02 cze 2014, 21:40 przez Rúdhon, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Las Vatternon

33
Kociołek pełen solnych bryłek sprawił, że na koboldziej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wymamrotał słowa podziękowania oraz kilka słów o tym, że sam bez pomocy by tam na pewno nie dosięgnął. Interes został przybity uściskiem dłoni. Za sól Niemir otrzymał od Harika obiecany długi róg oraz jajko... według słów pewnego kobolda mające właściwości magiczne.

Mieli właśnie wypić kolejkę oraz zabrać się za polewkę, aromatycznie parującą z drewnianych misek postawionych na stole, gdy nagle drzwi rozwarły się i do środka, schylając się wpół wszedł chyba najwyższy na świecie elf i przywitał się z nimi grzecznie.

Niezręczna cisza nie trwała tak długo, jak wydawało się Rúdhonowi. Nie przy rozgadanym koboldzie. Sytuacja jednak była co najmniej absurdalna. Harik nie wydawał się zaskoczony. Długą łyżką mieszał gorącą polewkę w swojej misce, jednak jego prawa ręka, jakby od niechcenia przesunęła się w stronę jednej z wielkich kieszeni.

– A ty to, urrwa, kto? – zapytał ciekawie – zapukać to nie łaska? Tylko nie mów – zwrócił się teraz do Niemira, z żartobliwym błyskiem w oku – żeś też kompana, urrwa, zgubił?

Harik spojrzał spod uniesionych, krzaczastych brwi na nowo przybyłego gościa i zsiorbał polewkę z łyżki. Następnie mlasną kilka razy z uznaniem i zapytał elfa:

– Nowy gość, jeśli tylko, urrwa, nie wróg, jest mile widziany w moim domu. Głodny?

– Powiedz mi, urrwa – zwrócił się następnie ku Niemirowi, rozbawiony całą sytuacją – jak myślisz, co zrobimy teraz z tym fantem?

Spoiler:

Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Las Vatternon

34
Nie spodziewał się wrócić tak szybko i bez przeszkód, ale jednak tak się właśnie stało. Nieco zaskoczony brakiem incydentów, wręcz ich oczekiwał, odbierał swoją jakże zasłużoną nagrodę. Co więcej został poczęstowany kubkiem upragnionego trunku. Nie sądził jednak, iż połączenie go z łykowatą polewką wyjdzie mu na dobre.

Nie zdążył uraczyć się koboldzim jadłem. Nie zdziwił się, a jego kamienna mina to poświadczała.

Owszem, elf, ba, na domiar zbrojny, w zapomnianych podziemiach nie należał do widoków codziennych. Przyczyna ów widoku prawdopodobnie była jedną z tych odwiecznych zagadek świata, których ludzie po prostu nie mieli szans wyjaśnić. On również nie zamierzał się nad tym głowić. Mimo setki domysłów nieznane i tak pozostanie nieznanym.

Odwdzięczył się pozdrowieniem, lecz wielce oszczędnym. Nie wstając, nie zmieniając nawet pozycji, uniósł jedynie dłoń w dalszym ciągu łokciem opierając się o stół. Mogło to wyglądać nieco kuriozalnie, acz nie tak jak ewentualne powstanie i skłonienie się w pas. Zresztą czasy rycerstwa skończyły się, a zwłaszcza dla niego. Po cóż więc dawać fałszywy obraz siebie?

- Mogę jedynie mniemać - zaczął dopiero po słownym potoku Harika - że ten tu wojak również wiedźmy spotkał bądź pobłądził. Co dziwne - dodał po krótkim namyśle - nie raz powiadano, że elfy nie mają w zwyczaju błądzić.
.

Re: Las Vatternon

35
- Irae el mole dobry gospodarzu... Nie szukam zwady jestem tu tylko i wyłącznie z konieczności. Przejście po drugiej stronie tych jaskiń zawaliło się, więc... - Urwał lekko pozwalając koboldowi się domyśleć. Wodząc wzrokiem nie natknął się na nic ciekawego, toteż przestał, by nie wzbudzać podejrzeń. Powiew wiatru z zewnątrz kojąco poruszał zwisające tkaniny niczym kłosy złocistego zboża. Lewa ręka elfa wykonała gest przypominający tworzenie się fali. Była to prośba o wpuszczenie do domu, choć wątpił, by kobold potrafił zrozumieć takie gesty. Zrobił, więc kilka typowych dla siebie lekkich kroków w celu przekroczenia progu koboldziej posiadłości. Skamieniałą twarz elfa zdradzały grymasy zniesmaczenia od słuchania nadmiernie rzucanych urew. Na dodatek dziwne dywagacje, które ktoś mniej przyjazny mógłby odebrać opacznie tylko potęgowały wspomniane uczucie.
- Myślałby, kto, że w takiej jaskini spotkam bodaj bandytów, z którymi trzeba, by się rozprawić... Mule ar sindan. - Rzucił śpiewnie, ale zastanawiająco jakby zadawał pytanie. Oczy powędrowały nonszalancko ku człowiekowi, ale nie zatrzymały się nań zbyt długo. Bardziej interesował go wulgarny kobold oraz burza, której od serca życzył rychłego końca.
- Nie nadużyje twej gościny Panie... Gdy tylko przeminie burza ruszam w swoją stronę. - Słowo panie w pewnym momencie utknęło mu w gardle jak czerstwy chleb, ale należyte wychowanie nie mogło nikogo dyskryminować.

Re: Las Vatternon

36
A właź, nie stercz tak, urrwa. U mnie mile widziany każdy, kobold, człowiek, czy też... elf. – Dokończył z dowcipnym błyskiem w oku. – Skusisz się na cyrakudy? – Spytał popychając miskę w stronę Rúdhona. – No siadaj, stołków starczy, urrwa. Mówisz, wejście się zawaliło? Cholera, niedobrze, wedle twoich słów zawaliła się południowa jaskinia, czyli – dodał wyciągając w górę palec – najbliższe, dostępne stąd, urrwa, wyjście.

Przywiał cię tu powiew, co nie? ee? – Spytał Harik błyskając zębami w uśmiechu. – Nie myśl sobie jednak, że mam tu gdzieś, urrwa, inne wyjście. Przez tą jaskinię gna powietrze wpadające przez całą masę szczelin u powały. A także, urrwa, przez dziurę z której wypada wodospad. Nie myślcie sobie tylko – zastrzegł od razu – że da radę tamtędy wyjść. Ściany są zbyt śliskie, dziury zbyt wąskie. A i w łeb, urrwa, stalaktytem zebrać można, jak się zbytnio hałasu narobi. Wygląda na to, że w dupie, mości panowie, jesteście. – Dokończył chichocząc.
Co prawda jest jeszcze wyjście przez tunel, którym wlazł wojak, jednak tam czekają wiedźmy. Jaskinia, z której przybył pan elf – specjalnie mocno zaakcentował przedostatnie słowo, aby dać do zrozumienia, że zauważył śmieszną gafę Rúdhona. Nie miał mu jednak tego za złe. Poczucia humoru i dystansu do siebie Harikowi zarzucić nie można było.

No i zostają jeszcze dwie możliwości. – Powiedział po chwili zastanowienia. – Można leźć przez Grull Durm, choć... ee, urrwa... ja bym, pokazywania się tam, wolał uniknąć. No i druga opcja – powiedział podnosząc drugi palec u ręki – można się też błąkać po jaskiniach i odkryć, urrwa, inne wejście. Choć spotkać można różne... stwory.

Harik zamyślił się chwilę.

Ciągnie mnie, urrwa, znów na powierzchnię. – Westchnął cicho. – Chciałbym znów zobaczyć morze... okręty, sztormy, abordaże... Ech, urrwa, świat jest taki piękny.

Szybko otrząsnął się po krótkiej chwili słabości i spojrzał bystro na gości. W jego oku pojawił się natychmiast awanturniczy błysk. – No panowie! Napimy się urrwa!Mam gdzieś jeszcze parę butelek rumu, zaraz przyniosę! – Dodał wstając ze stołka i dreptając zwinnie w stronę komody.

Więc jak będzie, urrwa – spytał grzebiąc w jednej z szafek – co postanowicie?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Las Vatternon

37
Na wieść o zawalonym wyjściu, jak to miał w zwyczaju robić w sytuacjach podobnej maści, westchnął tylko. Wymownie spojrzał na elfa. Ani chybi miał on jakiś udział w zaprzepaszczeniu szansy (dla nich obydwu) wydostania się z podziemnych labiryntów. Zapewne teraz czeka ich konfrontacja z wiedźmami, czy istotami za wiedźmy się podające, albo co gorsza raczenie się cyrakudami do końca życia. Los niegodny rycerza, czy to ludzkiego czy elfiego.

- Jak mniemam - pozwolił się wtrącić - Grull Durm, o którym co rusz wspominasz to osada pełna tobie podobnych. Wygnali cie? - Zastanowił się i doszedł do wniosku, iż albo prawi wierutne bzdury albo tak oczywistą, że aż banalną prawdę. - Bynajmniej tamci nie pożywią się nami jak "różne stwory" bądź wiedźmy. Nie widzi mi się w kotle skończyć.

I w dalszym ciągu nie ruszył ani osobliwej polewki ani kuszącego trunku. Niby dalej niezdecydowany trzymał kubek wpatrując się w chybotliwą zawartość.

- Abordaże? - prychnął rozbawiony ni to do kubka ni to do rozmówców. Usiłował wyobrazić sobie poczynania małego ludku, acz bezskutecznie.
.

Re: Las Vatternon

38
- Nelei... Jestem najedzony, ale dziękuje za gest... - Na twarzy elfa rysował się wymuszony uśmiech, który mógł kobold odebrać jako politowanie. Zabawne anegdotki, śmieszne powiedzonka i urwy nijak nie przemawiały do elfa. Uważnie wytężał słuch starając się wyciągnąć to, co najważniejsze z tego koboldziego bełkotu. Skutecznie maskował jawiące się grymasy niezadowolenia na twarzy, a dłonią z kolei masował harmonijną szczękę pogrążając się w myślach. Kątem oka spoglądał na rzezimieszka przytakując mu w niewidoczny dla niego sposób.
- Er ilae undulave... Tam, gdzie wyjście tam i ja. - Rzucił zagadkowo i z obojętnością w głosie. Szczerze był ciekaw, czy kobold rzeczywiście będzie na tyle głupi, by częstować Elfa rumem. Może po prostu nigdy nie miał styczności z prawdziwym Elfem któż to wie. Tak czy inaczej, Białowłosy nie miał w zanadrzu podejmować jakichkolwiek decyzji, póki nie usłyszy zdania Gospodarza.
- Byłbym zaszczycony gdybyś zechciał być moim tudzież naszym przewodnikiem... Drogi Gospodarzu. - Delikatnie się skłonił, a czarujący głos rozniósł się echem po jaskini.

Re: Las Vatternon

39
– Abordaże? – prychnął rozbawiony wojak, po czym zamyślił się.
Ku ogólnemu zdziwieniu, kobold nie obraził się, jeno... nic nie mówiąc zapalił świecę i postawił ją na środku stołu. Następnie odszedł parę kroków w stronę paleniska, obrócił się raptownie, po czym zwinnie wskoczył na stół, skąd odbił się jedną nogą. Wywinął w powietrzu salto, prawie zahaczając o niski sufit, po czym wylądował zgrabnie na komodzie, jedną ręką wyrywając krótką szabelkę, z pochwy wiszącej na ścianie, drugą natomiast przytrzymając trójróg na swoim miejscu. Wykonał bronią kilka płynnych sztychów, po czym, zeskakując długim łukiem, ściął knot, nie przewracając świeczki.
Ano, urrwa, abordaże. – Powiedział Harik, po głośnym sapnięciu. – Choć dawno to było.
A ty – dodał po chwili do Rúdhona – jak nie chcesz rumu, to nie, urrwa. Choć wierz mi, znałem jednego elfa, co gorzałki się nie brzydził. A i wypić potrafił tyle, co krasnolud.
Kobold wrócił na swoje miejsce przy stole, delikatnie i z czcią opierając szabelkę o stołową nogę. Następnie chwycił drewnianą łyżkę i dokończył swoją porcję potrawki. Nic nie mówił, widać było, że głęboko się nad czymś zastanawia.
Grull Durm... – Powiedział wreszcie cicho. – Stolica koboldziego królestwa. Nieustannie dźwięczą tam młoty najlepszych naszych kowali i rzemieślników, urrwa. Dziwne, że nic o tym mieście nie słyszeliście, czasami pojawiają się u nas ludzcy, krasnoludzcy oraz... czasami elfi kupcy. Jeśli chcecie, urrwa, wiedzieć, to tak, zostałem wygnany. Posądzono mnie z zazdrości o kolaborację i sprzedaż naszych tajemnic ludziom, ale, urrwa, z braku jakichkolwiek dowodów, nie skazali mnie na śmierć, jeno banicję. Wolałbym się tam nie pokazywać, ale jeśli chcecie, mogę was tam zaprowadzić, jako Nihi Pahan, czyli, urrwa, Wskazujący Drogę. Mam tylko nadzieję, że obyczaje się nie zmieniły i Nihi Pahan nadal zapewnia jako taką nietykalność. – Dodał ponuro. – No i musielibyście udawać kupców, w co, urrwa, nikt nam zapewnie nie uwierzy, ale – powiedział wskazując ich uzbrojenie – możecie udawać najemników. Lecz wtedy, być może, przyjąć będziecie musieli przynajmniej jedno zlecenie, bo tak, urrwa, jest w miejskim kodeksie. Może być też tak – powiedział, nie starając się ukryć, że sam w to nie wierzy – że nikt nie zwróci na nas zbytniej uwagi i dostaniemy się do głównego wyjścia. Więc urrwa, znając ryzyko, co o tym sądzicie?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Las Vatternon

40
Widowisko nie zrobiło na nim większego wrażenia. Może nie był świadkiem, lecz słyszał (i czytał) o wyczynach elfich szermierzy, przy których ten pokaz był niczym szczeniackie wymachiwanie orężem ku uciesze rówieśników. Zresztą ich umiejętności aspirujące do miana legendarnych to tylko wierzchołek góry lodowej. Przeklęte elfy we wszystkim przodowały nie ustępując pola innym rasom. Najpewniej w arogancji również.

Zachowanie obecnego tu przedstawiciela "doskonałej" nacji niejako poświadczało obawy rycerza. Osobliwy wojownik aż nadto go ignorował. Zdawał się w ogóle go nie widzieć. Wręcz traktował niczym powietrze. Oczywiście mogło to wynikać ze zwykłych uprzedzeń, aczkolwiek bardziej prawdopodobne była zwykła, jawna niechęć i odraza do człowieka właśnie.

Wysłuchał opowieści, w swej niewiarygodności nieco groteskowej, oczywiście nie odzywając się. Nie zabierał również głosu po jej skończeniu. Zwyczajnie postanowił toczyć się rozmowie nadal bez jego ingerencji. Jednocześnie starał się nie wyrażać myśli i uczuć poprzez wyraz twarzy i zachowanie.

Wreszcie chwycił za łyżkę, uprzednio odłożywszy kubek, i zabrał się za koboldzią strawę. Chwila prawdy. Zwróci tajemniczy płyn w towarzystwie połowy zawartości żołądka czy zostanie mile zaskoczony smakiem o jakim w życiu nie podejrzewałby tą niepozorną polewkę?
.

Re: Las Vatternon

41
- Lome... - Wycedził niechętnie i klasnął ospale dwa razy dłońmi. Popisy nie przystawały Elfowi, ale nie godziło się pozostawić pokaz Gospodarza bez "owacji". Pancerna dłoń zmysłowo wędrowała po rękojeści miecza Śnieżnego Elfa a oczy błysnęły drapieżnie przeszywając kobolda.
- Roztropny plan - podanie się za najemników to trafna sugestia, choć zaskakuje mnie paranoja Twego ludu. - Bezszelestnie począł przemieszczać się po jaskini a w szczególności skłaniał się w stronę drzwi. Pragnął opuścić to miejsce niezmiernie, ale wbrew pozorom w Jego mniemaniu żadna z możliwości nie była właściwa. Fałszywy komplement, by połechtać ego małego stworzonka, które najwidoczniej usiłowało zaimponować Białowłosemu albo Rzezimieszkowi. Nie miał jednak lepszego na chwilę obecną planu, toteż nie krytykował.
- Powinniśmy ruszać... Gnuśne zwyczaje to płachta nieszczęścia dla wędrowca. - Stwierdził wdzięcznie wskazując otwartą dłonią drzwi. Uśmiechnął się kątem ust na myśl o powrocie w objęcia opiekuńczej ciemności. Przyjemny dreszczyk przebierał po jego ciele, gdy wyobrażał sobie przerażenie towarzyszy... Ich łapczywe dbanie o pochodnie, nasłuchiwanie nieprzyjaznych odgłosów i uważne stawianie kroków, które przypominało dziecięce raczkowanie - prymitywne odruchy synów światła dziennego.

Re: Las Vatternon

42
– Ech, wy, urrwa, wielkie rasy, nie potraficie cieszyć się z drobnostek. – Parsknął kobold, wcale nie obrażony, przeszywając elfa i człowieka bystrym oraz inteligentnym spojrzeniem.
Boisz się cyrakud? – Spytał, widząc Niemira toczącego wewnętrzny bój o spożycie potrawki.
– Nie ma najmniejszych obaw, są naprawdę smaczne. Smakują trochę jakby... te homorody z Mroźnego Morza.
Paranoja mojego ludu? – Tym razem w głosie Harika dało się słyszeć wcale nie ukrywaną nutkę ironii – A czymże, urrwa, nasz obyczaj różni się od elfich wymysłów? Ludzkich praw? Krasnoludzkich zasad? Lub choćby orczych, urrwa, zasad honoru? Każda rasa ma swoją etykę i dziwi mnie, urrwa, żeście zgłupieli na wieść o koboldziej, panie elfie. – Dokończył, wskakując na kredens i ściągając pochwę od szabelki.
Jak chcecie, możemy ruszać do Grull Durm, urrwa. – Powiedział, pakując jakieś rzeczy z kredensu do skórzanego plecaka.
Jeno tylko jedno sobie wyjaśnijmy, bo mnie to, urrwa, ciekawi. – Dodał, gdy skończył się pakować, wyciągając broń i wskazując na Rúdhona. – Nie dziwi cię, mości panie Niemirze, iże pan... elf, jak widać, doskonale radzi sobie w jaskiniach bez jakiegokolwiek, urrwa, światła? Że oczy mu się jarzą, jakby spędził tu całe życie? Jeśli mam was prowadzić, to muszę wam, urrwa, zaufać. – Powiedział wolno podchodząc do elfa. – Żeby zaufać, muszę was, jako tako, urrwa, znać.

– Tak więc?
Ostatnio zmieniony 10 cze 2014, 16:36 przez Kot Czeladnik [Kot], łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Las Vatternon

43
Nie bywał nad morzem, jednakże nie przypominał sobie, aby żyły w nim homorody. Homary i owszem. Już sposobił się do wytknięcia tej jakże nieistotnej omyłki, lecz zaniechał. Zaś potrawka w rzeczy samej do najgorszych nie należała. Oczywiście nie miała szans w starciu z potrawami z dworku. Mimo to jeśli miałby wybierać pomiędzy głodem, a tajemniczymi cyrakudami wybór ten byłby jasny. O ile te sam wygląd skorupiaków nie odbierze mu apetytu.

Zjadł, naturalnie nie odzywając się. Dyskusja przybierała na sile. Mogło być ciekawie.

Serdecznie podziękowawszy za posiłek siedział jakiś czas cicho upijając zdawkowo rumu. Rzecz jasna dopóty, dopóki nie został zapytany. I to nie o byle błahostkę.

- Dużo się o elfach słyszy i o przypisywanych im zdolnościach. A to w mieczu najlepsi, a to, że w magii nie mają sobie równych, a to urokliwi ponad miarę. Ich kultura stoi ponad wszystkimi, zaś oni sami doskonali niczym bogowie. Doszły mnie słuchy, że, za przeproszeniem, srać nie muszą. Oczy. Przy tych wszystkich powiastkach nie dziwą mnie ani trochę. Godny uwagi pancerz również. Ba, także maniery. Szanowny elf nie raczył się nawet przedstawić, a pozwolił już sobie oczernić cudze mu zwyczaje.
Ostatnio zmieniony 10 cze 2014, 18:17 przez Daherte, łącznie zmieniany 1 raz.
.

Re: Las Vatternon

44
Westchnął lakonicznie zatrzymując się w drodze do drzwi. Często się zastanawiał dlaczego inne rasy nie potrafią zrozumieć elfickiej mądrości... Może naprawdę są wyższą rasą? Obrócił się niechętnie i spojrzał na Kobolda.
- Gnuśny to zwyczaj dla wędrowca, gdyż opychanie się ciężką strawą może powodować skurcze przy wysiłku w tym przypadku naszej podróży i potencjalnej walki Gospodarzu. A randir uithren, ar ullume - niewiele jest stolic, które sprawiają tyle trudności prostym przejezdnym. - Odparł śpiewnie bez emocji w głosie. Pozwolił się oswoić gorącokrwistym z tymi myślami, po czym kontynuował.
- Imiona są różne i małostkowe... Wy również się nie przedstawiliście a, skoro Gospodarz nie uznał tego za koniecznie to i ja, tym bardziej tego nie powinienem robić. - Przemawiał zimno i z przekonaniem, bo wiedział, że to już są braki w etykiecie, na które nie chciał zawczasu zwracać uwagi. Ciekawiła go jedna rzecz... Czy to małe stworzenie czytało w myślach. Kobold zbliżył się i wyglądało to iście komicznie, gdy ktoś tak maleńki rzucał pozbawione taktu oskarżenia wobec kogoś tak majestatycznego i wysokiego. Białowłosy musiał sprawnie gimnastykować głową, by móc z takiej odległości przeszyć kobolda wzrokiem.
- Znać? Nelei, tym bardziej, że o sobie również nie pisnęliście praktycznie słowem. Mimo to zaufałem Tobie jako Gospodarzowi i powierzyłem swoje życie... Któż wie tak naprawdę, gdzie mnie powiedziesz. - Ręce rozłożył na boki na znak swych czystych zamiarów i ufności wobec kobolda. Może po prostu wiedział, że i tak nie byliby mu wstanie sprostać w walce, czy sprycie? Wewnętrznie był naprawdę znużony i rozważał samotną podróż, która skończy się prędzej niż ta patetyczna szarada.
- Niedługo zaczniemy się starzeć, więc może warto odłożyć przekąsy na bok i zająć się czymś pożytecznym? - Zapytał oczywiście retorycznie, bo dla niego oczywistym było, że ta czcza rozmowa donikąd nie prowadzi.

Re: Las Vatternon

45
– Czemuż elfy zawsze sprawiają tyle, urrwa, problemów? – prychnął kobold, zadzierając wysoko głowę, by widzieć twarz rozmówcy. – U siebie jestem, więc na cóż mam się tłumaczyć, kimże jestem? A i w gościa interesie jest, by imię swe, w dobrej wierze, urrwa, objawić. Poza tym, panie kolego, żeście na nasze pytanie nie odpowiedzieli. Elfia retoryka kobolda nie oczaruje. Jak więc to, panie gościu, z oczami, urrwa, jest, hę?
I jeśli tak bardzo rażą cię koboldzie zwyczaje. A co się dzieje w ludzkich, czy elfickich miastach? Czy kupcy nie muszą wystawić tam towarów swych na sprzedaż, czy tego chcą, czy nie? Jak to się mówi...
– Udał, że się zastanawia. – Jest potrzeba, jest i prawo. Tak samo, urrwa, u koboldów. Tyle, że w Grull Durm bardziej najemników potrzeba, niźli kupców.
A potrawki przecie
– powiedział, zbierając puste miski – ci siłą nie wpycham. Szanuję, urrwa twoją decyzję. A i jedzenia zostanie mi na później.
– Moja oferta nadal jest aktualna. – dodał, zerkając w stronę Niemira, który bardziej przypadł do koboldziego serca. – Jednak jako przewodnik, nie chcę, urrwa, trwać w niepewności o swoje plecy.



Sytuacja stawała się nieco napięta. Widać było, że Harik nie ma zamiaru odpuścić Rúdhonowi. Słynne koboldzie cechy – upór i ciekawość, przejawiały się w nim w całej swej okazałości.
Jego plecak stał przy drzwiach, gotowy do drogi. Szabelka stała oparta o framugę. Widać było, że rwał się ku nowej przygodzie. Wszystko jednak zależało od tego, na co zdecydują się wędrowcy.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”