[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

1
Obrazek


Kraina ta, niemalże dziewicza, odosobniona od wielkiego świata i cicha, od wielu lat była celem samotnych podróżników, pustelników, jak i uciekinierów, apostatów i nieakceptowalnych w społeczeństwie dziwolągów. Odgrodzona od południa gęstym lasem góra widoczna była z brzegu Szklanego Morza, a nawet z Heliar i Meriandos.
O tutejszym lesie krążyły najróżniejsze plotki. Ponoć w podziemiach czarnoksiężnicy prowadzili przerażające eksperymenty. Opowieści mówiły o potworach grasujących w zielonym buszu, a wokół góry ponoć można było odnaleźć przedziwne artefakty, grobowce i niezrozumiałe ryciny na kamieniu. Mało kto zapuszczał się w te rejony. Nietrudno było się tu zgubić. Wschodnie przedgórze było jednak najszybszą lądową drogą łączącą nadmorskie wioski i miasta Keronu.



***

Septo przybył z południa, po niecałych trzech dniach pieszej, męczącej drogi. Przeszedł las, szczęśliwie trafiając na jego przerzedzoną część i wkroczył na łyse przedpole góry Erial. Widział stąd dolinę rzeki o tej samej nazwie, jej wartki i płytki strumień. Płynęła niemal prostą wstęgą i znikała między drzewami. Po prawej zaś widniał bezkres morza Szklanego poniżej wysokiego klifu, na którego szczycie biegła nieoznaczona droga ku Heliar.
Było samo południe. Mimo iż jesień nadchodziła wielkimi krokami, dając się poznać po żółknących liściach dębów, klonów i grabów, słońce lekko skwarzyło, a pot wstępował na czoło zmęczonego podróżnika. Wschodnie przedpole góry Erial usiane było licznymi głazami oberwanymi od zbocza oraz karłowatymi krzewami, pod którymi można było uświadczyć odrobiny cienia, toteż by ulżyć sobie trudów podróży, przysiadł pod jedną ze skał choćby na chwilę, by odciążyć zmęczonym nogom i plecom, które niosły pokaźnych rozmiarów tobół.
Towarzyszka Septo oddzieliła się gdzieś w połowie drogi przez las. Jej myśli wtenczas były nie do końca zrozumiałe, choć wnioskując po fizycznych odczuciach, łucznik domyślił się, że była zwyczajnie głodna i udała się na polowanie w nieokreślone miejsce. Od tamtej pory, a dokładniej od około półtora dnia, nie miał z nią żadnego kontaktu. Nie była to jednak żadna nadzwyczajność. Bestia była dzikim stworzeniem, a wieź pomiędzy nią i Neherisem była dla niej wciąż nienaturalna i przecząca jej instynktowi, więc często oddawała się swoim wrodzonym, wiwernim praktykom.
Krótki w zamierzeniu odpoczynek przedłużał się. Droga była trudna, a ciało Septo, czy tego chciał czy nie, potrzebowało regeneracji. W pewnym momencie odpłynął, zacięcie walcząc ze snem, lecz w końcu mu ulegając. Górska cisza zbytnio koiła jego zmysły.
Obudził się, kiedy słońce chowało się już za szczytem, a powietrze robiło się chłodne i wilgotne. Czuł się za to wypoczęty i gotowy do dalszej drogi. Tą jednak utrudniać mógł nocny mrok, który postępował szybko i nieubłaganie. Zdawało się że miał jedynie dwie opcje. Iść lub rozbić obóz i przeczekać noc.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

2
Trzy dni wędrówki tyle dzieliło go od przeszłości. Moment w którym kojąca atmosfera gór go uśpiła był granicą. Septo zdał sobie sprawę że chyba przesadza z marszem. Jednak o tym zaczął myśleć gdy obudził się, wieczorem. Septo niezłe się wystraszył że już noc w końcu pamiętał że szedł i szedł a tu nagle budzi się i jest noc. Sprawiło to że uruchomił swa zdolność aby upewnić się że nic go nie obudziło choćby podświadome, odgłosem złamanej gałęzi. — Agnoscis quid suus 'sinistram — Nie zamierzał utrzymywać zdolności zbyt długo, jednak chciał uspokoić swą paranoję która w ostatnich dniach nieco zyskała na sile. W końcu kto wie czy coś go nie ściga. Albo czy jakiś potwór o których była mowa w tej okolicy akurat nie czyha za rogiem.

Kiedy upewnił się że jest bezpiecznie, nie wyłączył jeszcze zdolności, zdał sobie sprawę że potrzebuje się upewnić że ma prowiant potrzebny aby wędrować dalej, wydawało mu się że takowy posiada jednak tak w razie czego rozejrzał się za czymś do jedzenia, picia albo jakąś jaskinią. Nie był to jednak jedyny zmysł który mógł mu pomoc w tych warunkach szczególnie że powoli zaczynało się ściemniać. Dlatego też Przez chwilę również nasłuchiwał starając się usłyszeć czy kogoś lub czegoś nie ma w okolicy, jak i czy nie słyszy jakiejś wody, płynącej strumykiem czy też kapiącej w najlepsze. Kolejnym z kolei zmysłem który zdecydowanie mógł mu pomóc był węch. W końcu kto wie czy nie wyczuwał zapachu jakichś okolicznych jagód które znał i były jadalne. Gdy rozejrzał i za tym włączył swą zdolność oszczędzając siły. W jaskiniach być może znajdzie nieco wody która utknęła tam, może nie będzie najlepsza ale da się to przegotować. Choć możliwe że miał jeszcze sporo zapasu jedzenia i picia. W końcu zawsze miał nie jeden zapas wody a aż dwa. W formie dwóch manierek. Choć zaopatrzenie z Geno zdecydowanie pomogło by mu w dalszej wędrówce. Choć z drugiej strony musiał upewnić się co ma w tobołku. Może ktoś dorzucił mu nieco jedzenia albo wody. Jedno było pewne wspinaczka po górach przypominała mu stare nie za dobre czasy pobytu w wojsku. Plus był jednak taki że raczej nie ma w okolicy leśnych elfów.

Potrzebował jednak jakiejś kryjówki. Pozostanie na noc bez żadnego planu może być zgubne w skutkach. w najgorszym wypadku wdrapie się na drzewo i jakoś przywiąże, tylko czym... Może na drzewie chociaż wilki go nie zjedzą. A jakieś sępy albo Wiwerny. Tak gdzieś na końcu tych rozmyślań zastanawiał się jak radzi sobie Wiwerna, zapewne lepiej niż on. Septo im bardziej był wykończony wędrówką tym bardziej miał pomysł aby wykorzystać Wiwernę jako środek transportu. To jednak nie będzie proste bez siodła albo chociaż liny. W końcu jeśli spadnie to będzie miał poważny problem. Z drugiej strony jak wsadzi coś na Wiwernę to ta może nieco szaleć. Wiedział że przydarzą mu się rzeczy z siodła jego konia jednak, nic nie było gdy już wrócił. Cóż wyglądało na to że będzie musiał jakoś sobie poradzić. Wyboru nie miał.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

3
Zaklęcie poszerzenia percepcji rozbudziło jeszcze przed chwilą uśpione zmysły Septo. Półmrok wieczoru rozjaśnił się, uwydatniając otaczające Neherisa kształty - rumowisko skalne, las, górę Erial i wartki, wąski strumyk. Słyszał szum płynącej wody i subtelne podmuchy wiatru muskające jego odkrytą skórę. Stał tak przez chwilę, by doszukać odgłosów, zapachu czy sylwetki zwierzęcia bądź innych nieproszonych gości, jednak nie uświadczył ani jednej żywej duszy.
Im głębiej koncentrował się na działaniu czaru, tym dalej sięgał swoimi zmysłami, odbierając więcej i więcej bodźców. Dostrzegł, że strumień urywa się przy niemal pionowej ścianie skalnej, co mogłoby sugerować znajdującą się tam jaskinię. Krótki spacer w górę doliny potwierdził jego domysły. Oczom Septo ukazała się szeroka grota, której dnem płynęła woda. Do głębi jaskini nie sięgało żadne światło i wytężony wzrok łucznika nie mógł już tam zaglądnąć.
Tobół, który Septo niósł ze sobą taki szmat drogi, zawierał prowiant na kilka dni. Podczas przeszukiwania pakunku okazało się również, że Veriana i Hex pozostawili w nim kilka niespodzianek, zakopanych na samym dnie. Pierwszą z nich była butelka białego, pięćdziesięcioletniego fenistejskiego wina, którego etykieta zaświadczała o autentyczności tegoż trunku. Było tam coś jeszcze. Dwa niepozornie przedmioty, opakowane w skórzane pokrowce. Pierwszy z nich przypominał monokl. Wykonana z nieskazitelnego szkła soczewka okraszona była pozłacaną ramką i uchwytem. Doczepiona doń notka informowała, iż przedmiot ten zwany jest Soczewką Usala, a jego przeznaczenie posiadacz odkryje wtedy, kiedy przezeń spojrzy. Drugą opakowaną w skórę rzeczą był klejnot obramowany srebrnym ornamentem. Była to brosza, którą można było przyczepić do ubrania, bądź spiąć pelerynę pod szyją. Kolejna notka informowała posiadacza o jej nadzwyczajnych właściwościach.
I choć wydawało się, że nic już Septo nie może zaskoczyć, nie był to koniec niespodzianek. Na samiuśkim dnie płóciennego wora, leżała mała, drewniana skrzyneczka wykonana z cienkiej, impregnowanej deski. W środku — kilka pachnących cynamonem ciastek i krótki liścik.

Wierzę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Bądź zdrów i pamiętaj o mnie, kochany.
Veriana Grenne


Pozostając w najwyższej czujności spotęgowanej zaklęciem, Septo odbierał kolejne bodźce z otoczenia — spadające krople wody, odbijające się echem najcichsze odgłosy szurnięć butów, wilgoć jaskini, którą niemal można było zbierać z powietrza językiem. Na ten moment zdawało się być bezpiecznie, choć być może były to tylko pozory.
Spoiler:

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

4
Septo zaczął bawić się jednak tym co ma w worku. W końcu nagle spostrzegł że jest tam pełno dziwnych obiektów. Jakieś buteleczki. Te bardziej rozpoznawane jak wino, ciekawe czy zdatne do picia, kiedyś ktoś się śmiał że wszystkie owoce Fenisteii ostały zatrute, a to chyba stamtąd. Będzie niespodzianka przy otwieraniu. Jakiś klejnot, a następnie kuferek ciastek z listem, Oj tak ciastka. Nie było opcji aby Septo nie zaczął powoli wcinać kilku ciastek. Przedmiotów było na tyle dużo, że sam zdawał sobie sprawę, iż ciężko będzie to przetestować. A na pewno nie w drodze. Jeden oberek jednak przykuł jego uwagę był to kamień chyba szlachetny który wyglądał jak soczewka. Sprawiło to że Septo postanowił go oglądać podczas drogi, w końcu co to za kamień, Broszę rozumiał, nie dość że ładna to zdawała się być zaklęta, jednak ten kamyk, znaczy soczewka. Wydawała się być nie na miejscu przez co intrygowała go. Przez chwilę nawet myślał nad wylaniem spuścizny dziedzictwa leśnych elfów do rzeki.

Gdy podchodził do jaskini akurat przez chwilę nie patrzył do kamienia, widział szeroką jaskinię, Ogólnie wydawało mu się tu nawet bezpiecznie, była woda, choć jaskinia wydawała się ciągnąć w głąb. Głębiej, zdecydowanie głębiej. Kusiło w pewien sposób sprawdzić co kryje się wewnątrz. I tak naprawdę szukał jakiegoś schronienia na noc. Jednak ta jaskinia była bardzo otwarta. Zbyt szeroka aby czymkolwiek ją zastawić. I zbyt głęboka aby mieć pewność że nie wylezie z niej żaden smok. Miała wodę. To zdecydowany plus. Dlatego też upewnił się który bukłak jest pusty i napełnił go tą wodą, krystalicznie czysta woda można by powiedzieć, choć i tak Septo powąchał jeszcze wodę starając się wyczuć czy pachnie jakoś podejrzanie. I planował ją chociaż przegotować albo może zaprawić alkoholem który wytruł by bakterie. Tak na wszelki wypadek. Teraz jednak powstało pytanie co robić. Zbadać jaskinię? Puść dalej skoro i tak nieco się wyspał, czy może przenocować w jaskini..

Nie na razie zwyczajnie przesortował ekwipunek, zdał sobie sprawę w końcu że i tak był poszukiwany, więc nie musiał dbać o bycie incognito. Dlatego też założył zbroję z Wiwernich łusek. Jeśli znów przyśnie, a coś spróbuje go zjeść. To może się zatruje. - Karta pułapka. A i mniej męczy noszone na sobie niż w tym worku.- Pomyślał Septo. Również zaczął się przyglądać soczewce spoglądać przez nią wydawała mu się właściwie nic nie robić. - Chyba nie pominąłem instrukcji co do tego?
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

5
Strop jaskini pokryty był cienką warstwą sadzy. W jednym z kątów przestronnej groty leżały zwęglone kawałki drewna, zimne i wilgotne, świadczące o tym, że dawno temu ktoś również wpadł na pomysł, by schronić się w tym miejscu. Wydrążona w skale jama chroniła przed wiatrem, deszczem i dawała poczucie odosobnienia, czy bezpiecznego, to była już kwestia osobista.
Woda kapiąca ze stropu i po ścianach i zbierająca się w małych kałużach była chłodna, przejrzysta, niezmącona mułem czy piaskiem, a magiczne zmysły Septo podpowiadały mu, iż była również zdatna do picia. Skorzystał więc z okazji i napełnił nią swój bukłak. Inną jakością odznaczała się woda w strumieniu. Septo wyczuł w niej zapach padliny.
Z czeluści swojego tobołka, Septo wyciągnął łuskową zbroję. Pancerz był lekki i wygodny, szybko się zapinał i nie ograniczał ruchów, nadając się idealnie do praktykowania łucznictwa. Łuska była szorstka i biła ciemną, ciemną zielenią, podobną do tej, która ubarwiała łuskę wiwerniej towarzyszki Neherisa.
Soczewka, która zainteresowała Neherisa, początkowo wydawała się być najzwyklejszym przejrzystym szkiełkiem, które jedynie ładnie wygląda. Spoglądając przezeń widział to co jego drugie oko, jednak nieznacznie przyciemnione i rozmyte. Dopiero kiedy przysiadł w jaskini i po raz kolejny przyjrzał się światu przez tę niepozorną soczewkę, zaskoczył go widok, który ukazał się po jej drugiej stronie. W nikłym świetle księżyca wpadającym przez otwór groty, zobaczył sylwetkę. Nigdy wcześniej nie widział niczego podobnego. Była półprzezroczysta, rozmazana, jakby widziana przez szklaną butelkę, bił od niej blask, który drażnił oko, ale wcale nie rozświetlał okolicy. Snuła się niby zjawa, kręciła w koło, spontanicznie zatracała swoje kształty, przechodząc w trudne do opisania bryły. Przenikała przez skałę, znikała, by pojawić się ponownie. Wtedy też Septo ujrzał po drugiej strony jaskini poczerniały szkielet człowieka. A kiedy skupił na nim swój wzrok, zjawa, która krążyła wokół, zatrzymała się, wbiła swoje eteryczne ślepia w obserwatora i w milczącej szarży przeszyła go na wylot, by zniknąć w skale za plecami łucznika. Septo mimowolnie wzdrygnął się, czując jakby sopel lodu przebił jego ciało. Był jednak cały i zdrowy. A jaskinia po drugiej strony magicznej soczewki znowu stała się pusta.
Minęła chwila, w której Neheris mógł dochodzić do tego, co tak właściwie przed sobą ujrzał. Mógł również zastanawiać się co kryje się w głębi ciemnej jaskini. Nie potrzebował długiego namysłu ani detektywistycznego podejścia, bo tajemnica stojąca za zasłoną mroku postanowiła sama się ujawnić podróżnikowi. Z czarnej toni dobiegł do Septo odgłos, który przypominać mógł stąpanie po wodzie, a raczej nierytmiczne zataczanie się. Doszły do tego dziwne stukoty, jakby obijania twardego przedmiotu o kamień. I szczęk żelastwa szurającego po powierzchni litej skały.
W powietrzu zapachniało stęchlizną. Smród rozkładu, trupi cuch ostatecznej degradacji i degeneracji, odór rozpadu i niszczenia poniósł się po przestrzeni skalnej groty. Z mroku wyłoniły się dwie sylwetki, tym razem fizyczne i realne, jak zdawało się Septo. Choć przypominały ludzi, już dawno nimi nie byli. Wychudzeni, pozbawieni części tkanek i ubrań, o pozbawionych gałek oczodołach. W kościastych dłoniach dzierżyli chłopskie narzędzia — kosę i widły. Rozwarte szczęki wydobywały ciche pomruki. Podziurawione martwicą ciało ziało niewyobrażalnym odorem, który atakował wyczulone zmysły Septo. Stanęli tak w snopie światła księżyca i zamarli w bezruchu, niby dwaj żołnierze, patrząc-niepatrząc na śmiertelnika. Jakby czegoś oczekiwali.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

6
Septo wyglądał jak by zobaczył ducha, pobladł, zdecydowanie bardzo się przeraził. Jednak szkielet który zmroził mu krew w żyłach zniknął w skale. Przed tym jednak przeleciał przez niego, a najstraszniejsze w tym wszystkim było to że Łucznik poczuł zetknięcie z istotą której samo istnienie potrafiło przerazić nie jednego. Septo macał przez chwilę siebie sprawdzając czy jest cały. Wydawało mu się jednak że to już minęło. Septo schował soczewkę. Nie chciał teraz tego bardziej sprawdzać wolał nieco ochłonąć. Zdecydowanie wyglądało mu to na robotę jakiegoś artefaktu. Ta soczewka była wyjątkowa. Czuł to na swój dziwny pokrętny sposób. Mimo to był tak zaniepokojony że zgarnął torbę na plecy w razie gdyby musiał uciekać. W końcu widział jakąś zjawę.

Nim jednak pozbierał myśli dostrzegł dwójkę nieumarłych która nastraszyła go zupełnie jak zjawa wcześniej. Znów pobladł a serce dawało znak o tym że żyje. Wyglądali na chłopów, brakowało im oczu a co najdziwniejsze oczekiwali. Hasła? Jego Reakcji. A może to ten duch z wcześniej dał im znać? Może przez niego teraz tak stoją. Nic nie rozumiał. Popadając w paranoję. Nie próżnował jednak. tym razem w końcu nie spoglądał przez soczewkę a smród dawał mu znać że oni są tu naprawdę. Dlatego cały czas starając się obserwować dwójkę nowych kompanów wyglądających na gotowych do walki obmyślił bardzo szybki i prosty plan. Jeśli na niego ruszą to zacznie uciekać szybko próbując przemienić się w Sowe aby dokonać taktycznego odwrotu. Jednak na razie nie atakowali. Czekali na jego reakcję Septo dlatego wnioskował zarówno po tym że miało co gnić jak i tym że stały że są świeże być może twórca jest w okolicy więc czemu by nie spróbować się przywitać. Chyba był u jego drzwi. Jedno było pewne walka z nieumarłymi to nie jego specjalność. Powoli wyciągnął jednak monetę której sam się bał tak, w razie czego. Bał się jej działania, ale i bał się Nekromantów. Więc wydawała się ona równie przerażającą sprawą. Więc miał ją w dłoni gdyby okazało się że rzuci ją tu ostatni raz.

Więc po zastanowieniu, powiedział coś co może było dziwne. - Właściwie to jak ja kogoś wskrzesiłem to byłem w stanie widzieć jego oczami, no wy oczu nie posiadacie, uszu też, ale w jakiś sposób zapewne się poruszacie, orientujecie w terenie, ale i kontaktujecie. Co prawda moje wskrzeszenie też nie było doskonałe. Nie mogłem się jakoś pozbyć pozostałości tej plagi, tej która zbliża się do stolicy. Jak i teraz wskrzeszona prze zemnie Wiwerna lata gdzieś sobie z własną wolą, pewnie podjadając coś. Jednak wydaje mi się że.. Dobry wieczór, gospodarzu? - Raczej nie było to hasło którego oczekiwali by nieumarli ale możliwe że ktoś słucha. Znaczy ich Twórca bo skąd on by się spodziewał całej pierdzielonej armii. Wcale to że było ich tylko 2 nie sprawiało że czuł się jakoś pewniej. Nie to był Septo, paranoja była jego drogą życia. A Nieumarli czekający na coś potrafili pobudzić wyobraźnie.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

7
Umarlaki stały jak stały, w milczeniu i cierpliwie. Nawet gdy Septo przerwał ciszę swoim monologiem, chodzące trupy, o prześwitujących białych czaszkach pod przegniłą i odpadającą skórą, nie ruszyły się ani o krok. Czas płynął i zdawało się, że pozostaną tak w miejscu aż do świtu, a może i nawet dłużej, gdy nagle jeden z nich poruszył się, a po jaskini poniósł się nieprzyjemny dźwięk jego przeskakujących kości. Przesunął się w prawo, oddalając od swojego pobratymca, tworząc pomiędzy nimi szeroką przestrzeń, z której ziała czerń głębi jaskini. Wtedy Septo usłyszał kolejne odgłosy dobiegające z niepoznanej toni mroku.
N-nie chcesz tu być. Nie... chcesz... — ozwał się niski, ochrypnięty męski głos. — Od-odejdź. Odejdź! Odejaaargh! — nie wróżący niczego dobrego głos przerodził się w wycie. Wycie przeistoczyło się w bulgoczący ryk, jakiego Neheris nigdy dotąd nie słyszał.
Kiedy Septo odruchowo przymierzał się do wyjścia, zza pleców ożywieńców wyłoniła się trzecia sylwetka. Stąpał nierówno. Był pokrzywiony i zdeformowany. Twarz miał niby człowieczą, jednak tak odmienioną, że trudno było dostrzec jakiekolwiek jej rysy. Długie, bardzo długie ręce zwieńczone były równie długimi palcami zakończonymi pazurami. W jednej z dłoni trzymał drewnianą laskę, którą podpierał swoje ciało. Ciało, które pokryte było dziesiątkami niezasklepionych ran oraz ropni i wrzodów. Sączyła się z nich czarna i gęsta maź. Momentami zdawało się, że owa ciecz porusza się własnym życiem, niby ośmiornicze macki.
Za-bi... zabić — powiedział wyczerpanym od wrzasku głosem.
Towarzyszące mu dwa ożywieńce ruszyły na Septo. A za nimi ich pan, krocząc szybko acz nierówno. Na końcu jego laski błysnęło czerwone światło.
Słudzy unieśli swą broń. Postawiona na sztorc kosa i widły pędziły ku odsłoniętemu Septo. Dzieliło ich kilkanaście kroków.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

8
Każda historia miała swojego bohatera. Tak było i w tym przypadku. Septo gdy tylko usłyszał pierwsze słowa brzmiące "odejdź", nie trzeba było powtarzać. Septo nie był komornikiem, nie trzeba było go przeganiać widłami. Ruszył z całkowitą pewnością i determinacją zupełnie tak jak zaplanował. Dokonywał taktycznego odwrotu, może nieco przyśpieszonego wizją bycia dźganym w plecy. Nie miał powodu by walczyć na jakichś nieumarłych w jakiejś zapyziałej jaskini. Miał dość problemów i bez nich. Jak ruszył? Cholernie szybko, zainspirowany więc biegł ile tylko sił w nogach, a przy tym od razu wypowiadając inkantację dość panicznie i bardzo głośno. Zupełnie jak by ktoś miał usłyszeć i mu pomóc.
-Visu ino animalis!
Nie myślał o tym co robią tu nieumarli. Miał bardziej doczesne problemy jak błyskawiczne przebieranie nogami i przygotowanie zaklęcia. Wydawało mu się że da radę, te twory były nieco pokraczne. Pewnie wolniejsze, pamiętał jak podchodziły do niego tak jakoś włócząc się, nieco powoli... Co jednak nie zmieniało faktu że ten rozumny miał jakieś ustrojstwo w ręce. A wyglądało na magiczne więc trzeba było spierdalać. Kiedy kończył inkantację dokonał zamiany w sowę. Ciężej było trafić coś małego i aby zamiast biec zacząć lecieć. No i mógł jeszcze nieco łep do tyłu odwrócić w locie. Co również jest zdecydowanie szybsze i bezpieczniejsze. Jeśli dotarł do wyjścia z jaskini niemal od razu odbił w górę lub bok tak aby wylecieć z potencjalnego zasięgu być zakrytym przez skałę w razie gdyby ta lepsza kupa zarazy zaczęła czymś strzelać. Gdyby słyszał jakieś dziwne odgłosy za plecami to zamierzał zrobić delikatna zmianę trasy, Coś co niektórzy nazwali by paniczną próbą uniknięcia strzały na ślepo. Septo słyszał jeszcze dobrze na oboje uszu to może jakoś... Kierunek ucieczki? Najbliższe miasto/wioska nie będąca Lucio. Septo trochę zwątpił w swoje możliwości na rubieżach. Można by powiedzieć że zaczął tęsknić za miejskimi intrygami... Strażników chyba w końcu łatwej zabić. A te cosie raczej też nie lubią się z strażnikami czy innymi ludźmi.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

9
Rzucona w panice inkantacja aktywowała zaklęcie. Septo w szaleńczym biegu zbliżał się do wyjścia z jaskini, a depczące mu po piętach ożywieńce nie ustępowały ani o krok, goniąc uciekiniera na swój pokraczny sposób. Byli wolniejsi od człowieka. W przeciwieństwie do ich pana, mistrza przywoływacza, który wyszedł naprzód ze swoją drewnianą laską i uniósł ją w górę. Zaklęcie polimorfii Septo wymagało czasu. Przemiana nie była rzeczą prostą ani szybką. Łucznik, targający ze sobą swój ekwipunek, zaczął tracić kształty i przeistaczać się w bryłę szarej masy. Jego nogi i ręce zatraciły całkowicie swój kształt. Oderwał się więc od ziemi kosztem utraty pędu. I kiedy lewitował tak jako nieforemna kula szarej materii, z kostura goniącej go abominacji wystrzeliła karminowa wiązka, która pchnęła przemieniającego się łucznika i całkowicie wytrąciła go z równowagi magicznej. Jego ciało natychmiast powróciło do naturalnej formy i z impetem uderzyło o ziemię. Związany tobół potoczył się ze stoku, a za nim Septo, obijając sobie ramiona i uda o twardą powierzchnię.
Wylądował u brzegu strumienia, obity i poturbowany. Widział jak z jaskini wybiegają trzy rozmazane sylwetki. Z najwyższym wysiłkiem udało mu się obrócić na bok i podeprzeć rękoma. W prawej dłoni poczuł kształt wyciągniętej przedtem monety. Tobół leżał kilkanaście kroków dalej. Pod wejściem do jaskini błysnęło znowu czerwone światło. Łuk leżał tuż obok, jednak bez nałożonej cięciwy mógł posłużyć za co najmniej pałkę do bicia. Działo się wiele na raz, a czasu na kolejną, być może ważącą o jego życiu lub śmierci decyzję, było coraz mniej.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

10
Szczęście chyba nie było po jego stronie. Cóż nie był bohaterem, ale zdecydowanie potrafił się bronić jeśli musiał. Septo podczas przemiany oberwał z czegoś co nie do końca rozumiał. Wyglądało jednak na to że najbardziej ucierpiał przez najzwyczajniejsze wybicie z lotu, choć sam ledwie co był w stanie wesprzeć się na rękach. Polimorfia zajmowała zdecydowanie za długo, szkoda że nie był jak Thom potrafiący błyskawicznie zamienić się w wiatr, dym ogień cokolwiek albo jeszcze teleportować się na dno studni w jakiś inny sposób. A tak skończył z polimorfią która ani to szybka ani bezpieczna. Sam nie był pewien czy nie powinien wylądować z nerką w ręku. Jedno było jednak pewne nastawienie Septo bardzo się zmieniło, wcześniej nic specjalnie nie miał do mieszkańców tej groty. Teraz jednak pałał wyjątkowo silną chęcią zabicia tego przerośniętego warzywa z rodziny bulw. - Jebana Bulwa. - Pomyślał. Chęć mordu była czymś co w połączeniu z adrenaliną utrzymywało go przy działaniu mimo bólu, które sprawiało że był jeszcze na nogach. No dobrana czworakach. A może to przeszywanica wraz z zbroją z łusek wiwery dobrze przyjęła ten atak.

Septo od razu aktywował monetę wykonując rzut aby następnie, ruszyć dłonią po strzałę z srebra a właściwie z srebrnym rdzeniem, zamówione po wykonaniu zadania dla Thoma jeszcze w Saran Dun. Aby wypowiadać inkantacje. Podczas gdy wzrokiem starał się znaleźć przeklętego bulwoałaka. Zaczął czarować po cichu ukrywając się, choć co on mógł. - Reperio vestri finis. - Złapał wdech aby kontynuować - Veni frigore ferrum, patientia tua dimittere - Septo nawet nie specjalnie wstawał, nie miał w końcu na to siły. Miał za to plan podstępny i dziwny. O tuż cały trik polegał na tym że gdy skończy inkantacje zamierzał rzucić strzałą w bulwę o ile go widzi. Zgadywał że i tak wyrzuci to jak lamus. A następnie zagiąć torem lotu jej aby ta przeszyła bulwołaka w brzuch. Nie musiał specjalnie umieć rzucać w końcu mógł dosłownie naprowadzać strzałę. Zamrażając go na wieki wieków amen. Było to zdecydowanie bardziej wyrafinowane i wymagające niż strzelanie promieniami z różdżki, bez nawet wypowiadania zaklęcia, od celujesz i strzelasz karmazynowym promieniem. Skłaniało to do przemyśleń że jakiś nekromanta dał głupiej kupie mięcha artefakt. Przeciwnik nie powinien mieć żadnych szans biorąc pod uwagę jego brak pancerza. Przeciwnik nie miał raczej tak głębokich rozważań przewidzieć że desperacka próba rzutu strzałą może być aż tak groźna. Tak naprawdę łuk był tylko metodą nadawania temu pociskowi szybkości. Ale ręka też jest w stanie dać trochę prędkości w szczególności że strzały poddane jednemu z zaklęć nie spowalniają.

Kolejnym wręcz potężnym ruchem w jego planie było pokonanie szkieletów które go kontrują kontrując je. Septo wiedział że szkielety były powolniejsze jakimś cudem może zdąży. Więc na nie zamierzał zastosować znów magię, Gdy te już szarżowały by na niego wówczas zamierzał zastosować czar pokrycia lodem. Na sobie. Bez większego problemu zaklęcie powinno uniemożliwić im atak swoją broną drzewcową. A może i nawet zabrać je do lodowego grobu. W końcu atakujących zaklęcie traktowało znacznie ostrzej. Więc inkantował już rezerwowo - Ut mihi frigus -

Jeśli jakimś cudem przeciwników ani słychu ani dychu, ani widzu, co mogło by być cudem. To zamierzał ruszyć z zaklętą strzałą do łuku. Założyć cięciwę i wówczas po co rzucać gdy można strzelać. W żadnym wypadku bić jak pałką łukiem. To nie był długi luk, tylko krótki refleksyjny. Równie dobrze mógł by ich okładać gałęzią. To dopiero był by wstyd.

Chyba że miał pecha i przeciwnik już strzelał w niego leżącego wówczas cóż... Jednak unik był bez sensu skoro wcześniej trafił go podczas ucieczki i pomniejszania. To teraz był jak na tacy.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

11
Moneta podskoczyła z palców Septo w powietrze, robiąc kilka szybkich obrotów. Ta krótka chwila wydawała się trwać wieki. Nabuzowane ciało i umysł podróżnika postrzegały rzeczywistość inaczej niż w zwyczajnej, codziennej sytuacji. Magiczny urk-huński ząb upadł z powrotem na dłoń Neherisa. Nie zdołał się nawet przyjrzeć, którą stronę monety los postanowił odwrócić ku górze, bowiem kiedy tylko mrugnął, przedmiot zniknął.
Kartykatura biegnąca za dwójką ożywieńców, nazwana przez Septo roboczo bulwołakiem, niespodziewanie wysuwała się na prowadzenie w pościgu swoim pokracznym biegiem. Czerwone światełko na czubku kostura rozjaśniało się z każdą chwilą. W pewnym momencie zmieniło barwę na różową, a potem na iskrząco białą, tak jasną, że najbliższe krzewy, drzewa i głazy rzuciły drugi cień. I kiedy maszkara wykonywała gest, mający się zakończyć wystrzeleniem zaklęcia, dosięgnęła ją lecąca krzywym torem, rozechwiana zaklęta strzała. Grot musnął powłokę poczwary. Nie wbił się w oślizgłą skórę, ale jakimś sposobem utkwił na jej ciele. Ciele, które z ogromną prędkością zaczęło sztywnieć i zwalniać. Po krótkiej chwili zamarło w bezruchu, niczym skalny posąg. Warstwa lodu i szronu pokryła ciało dziwadła z jaskini, a różdżka, której światło nie osłabło ani na chwilę, przymarzła do wielkiej łapy i wystrzeliła gorący świetlisty promień wysoko w nocne niebo, rozświetlając i tak już jasną, księżycową noc. Lodowa statua przewróciła się chwilę później, zatoczyła po skalnym rumowisku i łupnęła dźwięcznie z impetem o duży skalny ostaniec, rozbijając głowę poczwary, zdobiąc tym samym kamień czarną, smolistą mazią. Odłamki szklistego lodu rozsypały się po okolicy.
W tym samym czasie Septo już szykował kolejne zaklęcie mające obronić go przed atakiem szarżujących ożywieńców. Te jednak zaniechały swych zamiarów z chwilą śmierci ich większego, i zdawało się, inteligentniejszego towarzysza, a ściślej rzecz ujmując — opadły bezwładnie na ziemię i potoczyły się ze zbocza jak rzucone szmaciane lalki. Jeden wylądował tuż u stóp Septo, drugi zaś wpadł do potoku i dał się ponieść strumieniowi.
Septo wciąż zbierał siły by powstać. Kryształowa noc robiła się chłodna i nawet w grubej przeszywanicy i wiwerniej zbroi zaczynało mu to wyraźnie doskwierać. Chodzące trupy stały się na powrót leżącymi trupami, a smród bijący od ich gnijących tkanek był nie do zniesienia. Leżąc tak obolały i zniesmaczony odorem do granic możliwości, Septo usłyszał dobiegające z lasu rżenie konia. I na domiar tego, był to bardzo znajomy odgłos, niepowtarzalny i wręcz utęskniony. Z dołu strumienia nadbiegła gniada klacz. W szalonym galopie rżała, parskała i kręciła głową jakby ktoś przed chwilą kopnął ją w zad. Nie potrzebowała wskazówek, by podbiec aż pod samego łucznika. Zatrzymała się nieopodal. Była osiodłana, a do siodła przytroczone było znajome Neherisowi pakunki. Niewątpliwie była to Geno. I tylko bogowie mogli wiedzieć jakim sposobem odnalazła swojego właściciela po tylu dniach rozłąki i to w takim miejscu.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

12
Udało się Septo nadal czuł ogromną adrenalinę kiedy przeciwnik padał na ziemię zamrożony po czym roztrzaskał się na kamieniu. Nie przerwało to jednak zaklęcia które wyglądało jak sygnał. Sygnał stworzony przez tą magiczną różdżkę. Bogowie mogli tylko wiedzieć czy w pełni udało mu się go wysłać. Septo wiedział że musi uciekać, wówczas usłyszał głosy które brzmiały na Geno. Tak to była jego wierna klacz.
-GENO! WRÓCIŁAŚ!!
Niemal że wykrzyczał Septo czując jak poleciały mu dwie łzy. Bogowie nad nim czuwali. To był cud nie miał co do tego wątpliwości. Septo czuł jednak że musi stąd uciekać. Obok niego leżał jednak martwy Bulwołak z roztrzaskaną głową. Septo czuł że wie co musi zrobić. Starał się wstać i jak najprędzej ruszyć do Bulwołaka aby skraść mu tą różdżkę. Tylko ten przedmiot a właściwie jego pochodzenie mogło udzielić mu odpowiedzi na wiele pytań. Był on bardzo ważny dla niego. W końcu skoro nadal ktoś nad nim czuwał znaczyło to że musiał jeszcze coś zrobić. Septo aby uwolnić różdżkę zamierzał wziąć jakiś rozsądnie wielki kamień i uderzyć w dłoń trzymającą ten ważny przedmiot. Następnie zabierając go zamierzał od razu ruszyć po torbę. Mimo tego że najchętniej wskoczył by od razu na wierną klacz. Septo pamiętał jednak jak działa jego zbroja. Musiał bardzo szybko chociaż zdjąć kawałki zbroi które mogą dotykać Geno. Gdyby zabił ją tak głupim błędem nie wybaczył by sobie. Dlatego też szybko starał się zdjąć najgroźniejsze elementy aby włożyć do worka. Jeśli udało mu się i to chciał uciekać. Wiedział że wejście do jaskini to zapewne samobójstwo. Możliwe że nawet okoliczne miasta widziały ten promień. Musiał się stąd wynosić więc przymocował worek i zamierzał odjechać.. Starał się zrobić to najszybciej jak tylko potrafił. Choć zdecydowanie nie było to proste Cały czas zmagał się on nie tylko z czasem, przerażeniem ale i osłabieniem po walce.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

13
Poturbowany Septo leżał jeszcze chwilę nim odzyskał siły, by sprowadzić się do poziomu. Mógł być już pewien przyszłych siniaków, nie mówiąc o obdarciach na dłoniach, którymi nawet nie miał czasu się przejmować. Geno dreptała w miejscu i parskała, jakby z ekscytacji jaką ją ogarniała po ponownym spotkaniu ze swoim właścicielem. Gdyby tylko mogła mówić, zapewne opowiedziałaby Neherisowi swoją historię, jakim sposobem odnalazła swojego pana i przetrwała te kilka dni. To pozostawało zagadką, zdaje się, nie do rozwiązania na ten moment.
Skute lodem zwłoki przedziwnego, człekopodobnego stwora leżały nieruchomo pod skałą. Z roztrzaskanej czaszki sączyła się czarna, śmierdząca maź, momentami wyglądająca jak żyjący, osobny organizm. Poruszała się, wiła w postaci dziwacznych macek, płynęła nawet pod górę, wbrew powszechnej siły, która zawsze ściągała wszystko do ziemi. Czarodziejska różdżka leżała obok truchła, a nie w zamarzniętej ręce denata, tak jak spodziewał się tego Septo. Lód wokół dłoni stopniał, a wielka łapa pokraki była lekko przypalona, co świadczyć musiało o wysokiej temperaturze, jaką wytworzyła laska przy wypuszczeniu zaklęcia. Teraz jednak była już chłodna i dała się ująć w ręce łucznika. Była to niewątpliwie wysokiej jakości różdżka. Wykonana z twardego drewna bez najmniejszego sęku, wypolerowana i pokryta woskiem. Na jednym z końców tkwiła mysia czaszka opleciona ciasno włóknami drewna, a w miejscach jej oczodołów siedziały dwa białe kryształki. Tuż pod czaszką znajdował się metalowy pierścień oplatający drąg, a na nim wyryte były niezrozumiałe sigile.
Bagaż który wypadł Septo podczas stoczenia się ze zbocza leżał nieopodal. Był wciąż szczelnie zamknięty, choć jego zawartość z pewnością przemieściła się i wymieszała, tworząc ogromny nieporządek. Materiał tobołka przybrudził się też nieco od błota, lecz w tym momencie było to najmniejszym problemem podróżnika.
Zorientowawszy się, że nie może dosiąść swojej klaczy w trującej zbroi, Neheris odpiął część zakrywająca jego biodra i uda oraz ramiona. Całe szczęście pancerz ten był wykonany w sposób przemyślany i nie wymagał zakładania całości. Po drobnych przeróbkach, na torsie Septo została sama kamizela wykonana z połyskującej zielonej łuski. Odłączone elementy schował do wora i przytroczył razem z resztą bagażu do siodła.
Pozostało teraz kluczowe pytanie — dokąd dalej? Na horyzoncie widniał trakt biegnący wzdłuż urwistego klifu prosto do Heliar. Septo pamiętał tę drogę jeszcze z czasów wojny. Na południu czekało Lucio Lar, inne nadmorskie miasteczka, a po odbiciu na zachód — wielkie Meriandos. Na północy zaś, zaledwie dwa lub trzy dni jazdy konno stąd, leżało Heliar, gdzie wedle wieści, które obeszły calutki świat, doszło przed laty do przerażającej katastrofy.

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

14
Udało mu się spakować było chyba dobrze, mógł już uciekać jednak jeszcze coś co nie dało by mu spać po nocach. Było to nic innego jak te mackowate maziowate czarne coś próbujące gdzieś wrócić. Septo pamiętał jak Bulwołak chciał go zabić. Choć na początku zdawał się nawet rozmawiać. Z jakiegoś powodu myślał że to mackowate coś jest najgorsze. Łucznik był jednak po części magiem, sprawiało to że nie mógł przejść obojętnie obok tego czegoś. Oznaczało to jedno trzeba było się tego pozbyć albo zneutralizować. Właściwie to nagle zdał sobie sprawę że to może być ciężkie. Myślał o tym jak o jakiejś cieczy winie czy wodzie zazwyczaj takie były w tym stanie przez temperaturę, w końcu bimber się destylowało. I tak nagle zdał sobie sprawę że może temu zrobić coś więcej niż tylko spróbować zabić. Postanowił naciągnąć łuk aby później załadować srebrną strzałę. Którą chciał zakląć bardzo wzmocnionym zaklęciem zamrożenia.
-Veni frigore ferrum, patientia tua dimittere.
Septo wiedział w końcu że zamrożenie zabijało życie, ale nawet i wiadro czy butelkę potrafiło załatwić jeśli była w niej ciecz. Bardziej skomplikowane procesy zazwyczaj umierały od zimna. Takie jak np fermentacja. Nie był alchemikiem jednak rodzinny biznes zobowiązywał. To jednak nie był koniec. Nim strzelił do tej zmory. Na szybko poszukał fiolki po miksturze Regeneracji. Tej która przywracała siły magiczne. Możliwe że w tym wytrwa jakiś czas, w końcu zapewne to też musi jakoś się odżywiać. A to magiczne. Więc pokrętnym tokiem myślenia to idealny dom aby to przechować jeśli przetrwa zamrożenie. Zazwyczaj nie wywala fiołek zawsze się przydają ze względu na szczelność i to że da się w nich coś ugotować. Choć tą było by to bardzo upierdliwe. Co dalej? Jeśli znalazł zamierzał odedrzeć kawałek ubrania, konkretniej koszuli spod spodu. Zamrozić strzałą wycelowaną nieco bliżej krawędzi. Wziąć jakiś patyk ułamać nim kawałek macki z tej strony do której miał bliżej do krawędzi którą zamroził, na końcu lekkim uderzeniem. Wziąć przez materiał i zakorkować jak najmocniej jeśli na pewno jest w stanie zamrożonym czyli stałym w stu procentach. Myślicie że to koniec zemsty łucznika? Nie resztę tego maziowatego cosia zamierzał wepchnąć patykiem do strumienia. Możliwe że popłynie do Lucio a później do morza. Nie wiedział w końcu czy to potrafi pływać. Jednak słona woda potrafiła wykończyć nie jednego. Kawałek materiału którym to coś dotknął wyrzucił również do wody po lekkim wytarciu butelki coby pozbyć się ewentualnych kropelek tego czegoś gdyby zaczęło się roztapiać. To coś zdawało się wracać do czegoś lub kogoś niż próbować go zabić. Mimo to Septo czujny był. Więc pewnie będzie uważał czy coś się nie wyczynia. Jeśli jakoś się uda to raczej wiał by do Meriandos.
Obrazek

[Wschodnie Wybrzeże] Podnóże Góry Erial

15
Czarna maź wydawała się być żywym tworem, lecz po bliższych oględzinach w rzeczywistości nie miała w sobie nic z istoty śmiertelnej. Był to twór czysto magiczny, a co więcej, bardzo mroczny. Wyszkolone w saran-duńskiej akademii zmysły Septo wyczuwały złowrogą aurę emitowaną przez ten przedziwny twór. Potraktowanie go lodowym zaklęciem natychmiast pokryło maź srebrzystym nalotem. Pobrany niewielki kawałek zmieścił się do pustej fiolki po miksturze regeneracyjnej. Reszta czarnej niby-cieczy, jaką udało się zagarnąć patykiem, trafiła do rzeki i popłynęła z nurtem w stronę morza.
Spakowany i gotowy do drogi, Septo dosiadł konia i ruszył w stronę Meriandos. Dobrze wiedział, że nie może z powrotem pokazać się w Lucio Lar, jednak droga prowadziła właśnie tamtędy. Jedyną możliwą trasą była więc podróż po bezdrożach na wyżynie. Kryształowy blask Zarula przyświetlał łucznikowi okolicę. Czekała go długa droga przez nierówne, usypane kamiennym rumoszem zbocze. Tylko tutaj mógł zachować orientację w terenie, którą z pewnością by zatracił poniżej, w gęstwinie leśnej doliny.

***
Gdy zaczynało już widnieć, lecz jeszcze przed wzejściem słońca ponad wschodnim horyzontem, dosłyszał przerażające dźwięki dobiegające gdzieś jakby spod ziemi. Prędko okazało się, że w pobliżu znajdowała się bardzo stroma skarpa, a tuż za nią i poniżej rzadki odcinek erialskiego lasu. W dole, między drzewami, pośród porannej mlecznej mgły, Septo ujrzał widok niczym z najgorszych koszmarów. Setki, tysiące ciał. Wijące się niczym węże po wydeptanej ziemi, bądź maszerujące w tę i we w tę, bez konkretnego celu. Niektóre wydawały niepokojące odgłosy, podobne do jęków cierpienia. Lecz nie byli to już ludzie, ani elfy, ani żadne inne żyjące stworzenia. Swąd śmierci unosił się wysoko do góry i drażnił nozdrza Neherisa. Pośród chodzących trupów stali Oni, przerośnięci, zdeformowani, opływający czarną mazią z otwartych ran, dzierżący kostury najróżniejszej maści. Panowie Śmierci.
Nikt nie spojrzał w górę, w stronę samotnego podróżnika. Septo na swej wiernej klaczy przemknął niespostrzeżenie. Widok jaki uświadczył z pewnością zapamięta na długo. I zapamięta również fakt, jakże blisko było stamtąd do Meriandos.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”