Re: Wybrzeże

16
Sama nie umiała stwierdzić, dlaczego podejmowała to ryzyko. Widziała już ogień bitwy, toteż nie pierwszy raz patrzyła śmierci w oczy. Decyzję podjęła automatycznie, idąc naprzód i niewiele myśląc o tym. Często już była świadkiem poświęcania się dla innych, rzucania się w ogień by tylko utrzymać swych towarzyszy przy życiu. Fakt, że tamci byli jej całkiem obcy, zdawał się nie robić wojowniczce żadnej różnicy. Co z tego, że ich nie znała?
Przeważył w niej instynkt troski o innych. Była obrończynią. Chciała chronić, stać na straży. Zwyczajnie nie mogła zostawić bezbronnych na pastwę tych istot. Owszem, mogła zginąć w walce. Zawsze postępowała ostrożnie i robiła wszystko, by z potyczki wyjść cało. Miała jednak świadomość tego, że w jej fachu śmierć to po prostu ryzyko zawodowe. A poza tym - gdyby to ona znalazła się na ich miejscu, skrępowana i bezbronna, również by liczyła na czyjąś pomoc. Nie mogła przejść obojętnie. Nie tak zostaje się bohaterką.

Spostrzegła, że ją zauważyli. Teraz nie było już odwrotu. Kości zostały rzucone. Uważnie obserwowała swoich przeciwników. Jeden z nich został, by pilnować jeńców. Miało to zarówno swą dobrą, jak i złą stronę. Mógł on w każdej chwili przystawić któremuś z jeńców ostrze do szyi i wywierać na Ellie wpływ poprzez groźbę. Za to jednak, został on z tyłu i dlatego kobieta będzie walczyła z nim na końcu - w pojedynku, gdy już wszyscy inni zostaną zniszczeni. Było to oczywistym ułatwieniem.

Gdy ruszyli w jej stronę, wojowniczka przeszła jeszcze kilka kroków, a potem stanęła. Upewniła się, że ma wokół siebie otwartą przestrzeń, gdyż włócznią ciężko walczy się w ciasnocie. Nie bała się. No, może trochę. Nie pozwalała w każdym razie, by strach nad nią zapanował. Spokojnie czekała, aż oni do niej podejdą. Chciała, by oddalili się jak najdalej od swojego kompana, który został przy tych ludziach. Było jej na rękę walczyć z jednym przeciwnikiem mniej. To był czysto taktyczny manewr. To, że ryzykowała życiem, nie oznaczało wcale, że była głupia i nie wykorzysta każdej możliwej sposobności, by przechylić szale zwycięstwa na swoją korzyść.

Trzymała swą włócznię przed sobą, nastawioną wprost - tak, by nacierający nieprzyjaciel sam się na nią nabił gdyby nie wykonał bloku czy uniku. Gdy tylko przeciwnik pojawi się w zasięgu jej grotu, Ellie zaatakuje. Dzięki długości swej broni, to ona zada pierwszy cios. Wiedziała, jak się zachowywać. W walce będzie się ruszała, by móc korzystać z przewagi odległości jaką daje jej długi drzewiec, a także by nie dać się otoczyć. Zamierzała wściekle kąsać nieprzyjaciół. To, że jej ubiór stanowiła kupa żelastwa, nie oznaczało wcale, że Ellie była powolna. Tak powiem przywykła do noszenia ciężkiego pancerza, że potrafiła zwinnie się poruszać i zadawać szybkie, energiczne ciosy. Na razie jednak stała spokojnie i czekała. Wrogowie wyglądali mizernie. Zdawało się, że nie mieli nad nią żadnej przewagi poza liczebną. Nie mogła jednak ich nie docenić. Sprowadziłoby ją to do zguby. Zawsze mogli wysunąć jakiegoś asa z rękawa. Ona jednak postępowała rozważnie i metodycznie. Miała nadzieję nie dać się zaskoczyć.

Serce wojowniczki zaczęło bić szybciej, tak jakby paliło się do walki. Zalała ją adrenalina. I znów nadszedł czas, by rzucić się w ogień walki i zadać ból. Lubiła to uczucie, choć ciężko jej to było przyznać samej przed sobą. Wciąż stała w miejscu i czekała aż oni podejdą. Była jednak w stanie pełnej gotowości. W każdej chwili mogła wykonać ruch.

Re: Wybrzeże

17
Sulon czasami podpowiadał Erriz, że zmienia się atmosfera. Instynktownie wiedziała, że w powietrzu zawisło napięcie zanim jeszcze zdała sobie z tego sprawę. Nie mogła odeprzeć tego uczucia „ciszy przed burzą”, które ją ogarniało, kiedy miało rozpętać się piekło. Przynajmniej tak jej się zdawało. Chociaż może to były tylko odczucia kogoś zbyt czułego na ruchy powietrza. Sulon jeden wiedział.

Zaczęło się ściemniać. Wytężała słuch, ale kakofonia bzyczenia, cykania i szeleszczenia znacząco utrudniała sprawdzenie, czy rzeczywiście coś się szykuje. Czy burza, czy może coś innego.

Dziewczyna, niemniej jednak, spięła się. Nie wiedziała, czy słusznie, ale nie mogła pozbyć się tego paskudnego skręcania się żołądka. Znowu otarła z czoła pot i komara, który szykował się do kolacji. Nie lubiła wieczorów. Niby jeszcze widno, ale nie do końca.

Niewiele czasu minęło, nim jej przeczucie się sprawdziło. Do wieczornego koncertu dołączył jeszcze jeden dźwięk, którego nie spodziewałaby się w takim miejscu. Szczęk metalu, charakterystycznie melodyjny, łatwo było zgadnąć, że zbroi. O ile nawet w normalnym terenie jeszcze byłaby w stanie w to uwierzyć, to wiele godzin drogi od stałego lądu brzmiało to już jak omam słuchowy. Bo kto normalny w bagno szedłby w płytówce?

Myśli w głowie czarnowłosej zagłuszyły to, co działo się tuż obok niej. W pierwszym momencie nie zauważyła, że z brańcami został tylko jeden „utopiec”. Pozostałych zauważyła dopiero, gdy odwróciła się w stronę, z której przyszli. Przeklęła się w myślach, że jej umysł na chwilę odpłynął. Za szybko traciła nad sobą kontrolę, jeśli nie była skupiona.

W szarówce widziała tylko sylwetkę postaci. Widziała, jak stanęła w miejscu w pozycji bojowej, a nieumarli ruszyli bez pośpiechu w jej stronę. Jeżeli ktoś faktycznie za nimi poszedł, mogła to być ich jedyna nadzieja na wolność. Postać w zbroi nie ruszała się i tkwiła w tej samej pozycji, wrogowie zaś nieubłaganie się do niej zbliżali. Jeżeli Erriz niczego nie zrobi, zasieką przybysza. Jej serce zaczęło bić szybciej. Wydawało się jej nawet, jakby i owady nieco przycichły. Nikt nic nie mówił. Zauważyła kątem oka, jak drugi braniec też się odwrócił w tamtą stronę. Nie miał broni, ona miała tylko sztylet, a zanim go dosięgnie, ostatni pozostały „utopiec” od razu to zauważy. Musiała myśleć szybko. W zasadzie widziała tylko jedną opcję, przeglądając arsenał swoich możliwości.

Upewniając się, że na nią nie patrzy, uspokoiła się natychmiastowo. Czuła, jak bicie jej serca od razu zwalnia razem z oddechem. Zwykle sprawiająca więcej kłopotów niż pożytku, jej zmienność miała jednak swoje plusy. Skupiła swój wzrok na przybyszu i przywołała swoją magię. Była stosunkowo zmęczona, prawda, ale tą jedną umiejętność ćwiczyła praktycznie stale i nikt nawet tego nie zauważał. Była dla niej naturalna jak oddech i praktycznie pierwsza, jakiej się nauczyła.

Jeżeli „utopce” faktycznie widziały tymi rybimi oczami, a nie jakąś magiczną wizją, powinno zadziałać. Wierzyła w siebie i jeżeli zadziała, przybysz powinien mieć nie lada przewagę.

Zmieszała go z ciemnym bagiennym tłem.

Powinien być już dla nich niewidzialny. I tylko dźwięk mógł wskazać, gdzie jest.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Wybrzeże

18
Po całym dniu wędrówki, Ellie w końcu miała okazję do starcia się z przeciwnikami. Co prawda okazja ta, nie była wielce jej sprzyjająca, lecz musiała korzystać z tego co miała do wyboru. Trzeba było założyć, iż przeciwników było więcej w miejscu do którego dotąd zmierzali. Nie wiadomo było też czy jakiś potężniejszy wróg nie stanąłby im na drodze. Młoda wojowniczka wykonała więc swój pierwszy ruch. Ustawiła się naprzeciw grupy i czekała na ich atak. Człekokształtni szybko zorientowali się w sytuacji i powolnym krokiem kierowali się w jej stronę. Będąc kilka metrów od niej zwolnili, tak że byli na zasięg dwóch, może trzech włóczni. Nic nie mówiąc rozdzielili się i zaczęli ją otaczać. Krok za krokiem, nie dając swej ofierze miejsca i okazji na ucieczkę czy swobodne manewry. Widocznie nie chcieli wykonywać pierwszego ataku. Może była to ich taktyka, może widząc jej ekwipunek, woleli zachować ostrożność i zyskać jak największą przewagę.
*** Ostatni z utopców, który został przy więźniach wpatrywał się w dwójkę pozostałą przy życiu. Jedynie na chwilę odwracał wzrok ku pojedynkowi, który miał się zaraz rozegrać. Jedną z takich chwil wykorzystała kobieta, która za pomocą magii wspomogła osobę, najwyraźniej chcącą ich uratować. Zaledwie moment wystarczył, by energia przelała się na wyznaczony cel. Zaklęcie musiało zadziałać, gdyż wśród otaczających wojownika człekokształtnych dało się dostrzec lekką konsternację.
*** Teraz, gdy Ellie była dostatecznie blisko swych przeciwników, mogła przyjrzeć im się dokładniej. Poszarpane ubrania, niektóre wyglądające jak z innych epok, okrywały wychudzone, szare jak pergamin ciało. W dłoniach dzierżyli starą, podrdzewiałą broń, swym wyglądem przypominającą nieco styl elfów. To co jednak najbardziej zwracało uwagę to spojrzenie, puste niczym u trupa. Lecz pomimo braku życia, oczy nadal skupiały się na wojowniczce, śledziły jej ruchy, oceniały rynsztunek, postawę.
Gdy człekokształtni byli w trakcie otaczania jej, coś się stało. Poczuła, jakby jakaś siła ją oplotła. Nie było to intensywne uczucie, a bardziej jakby instynkt jej to podpowiadał. Początkowo nie wiedziała co się dzieje, lecz po sekundzie jej wrogowie zaczęli rozglądać się również dookoła niej. Ich spojrzenie nie było wycelowane bezpośrednio w nią, zaś zachowywany dystans stał się bardziej nieregularny, jakby nie wiedzieli, gdzie podział się ich cel.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Wybrzeże

19
-Wasze ciała są martwe i gniją. Ale jakoś łazicie, stajecie do walki... Dlaczego? Kim wy do kurwy nędzy jesteście? Jebie mnie to! Odeślę was tam, skąd przybyliście! - wykrzyknęła wojowniczka w stronę przeciwników, gdy ci tylko zbliżyli się wystarczająco blisko. Nie szczędziła słów - rzuciła bowiem całe trzy zdania. No i mięsnych kawałków też w tym trochę było. Ot, cała Ellie - wulgarna gaduła.

Wtem stało się coś niezwykłego. Otoczyła ją magiczna aura. Nie znała tajników zgłębianych przez magów. Uczestniczyła jednak w wyprawie wojennej, której częścią byli również i czarodzieje. Domyśliła się więc, o co chodziło. Ktoś rzucił na nią zaklęcie. Tylko kto? Może któryś z tych jeńców? Nieważne. Przynajmniej zadziałało na jej korzyść. Nieumarli zaczęli rozglądać się dookoła. Czyżby przestali ją widzieć? A więc niewidzialność. Była zdania, że dużo bardziej pomogło by jej coś bardziej bezpośredniego, czy to ofensywnego czy defensywnego - jakaś magiczna tarcza lub czar wpływający na jej zdolności bojowe. Cóż, najwidoczniej mag, który jej pomógł, dysponował tylko właśnie niewidzialnością. Będzie musiała jak najlepiej wykorzystać to, co miała. A fakt, że nieprzyjaciele nie znali jej pozycji, był bardzo korzystny.

Zrobiła kilka kroków do przodu - powolnych i najcichszych, jak tylko potrafiła. Tak na wypadek, gdyby pamiętali ostatnią pozycję, w której ją zobaczyli. Nieznaczne przesunięcie się było najlepszą rzeczą, jaka jej wpadła do głowy po tym, jak zniknęła im z oczu. Ellie nie wiedziała nic o skradaniu się. Była jednak bardzo wprawiona w noszeniu ciężkiego pancerza. Okuta w stal czuła się jak ryba w wodzie. Wierzyła więc, że zdoła się nieco przemieścić tak, by jej kroki nie zostały usłyszane.

Uważnie przypatrzyła się przeciwnikom. Skupiła się przede wszystkim na ich pozycji względem niej oraz siebie nawzajem. Baczyła również na dystans. Czekała na właściwy moment do ataku. Milczała i pozostawała w całkowitej ciszy, przykładając wielką uwagę też do tego, by pozostać w bezruchu. Niech tylko któryś z tych umarlaków znajdzie się wystarczająco blisko, by mogła przypuścić nagły, szybki, zdecydowany atak. Wciąż czekała na tą chwilę. Gdy sytuacja będzie jej sprzyjała, Ellie zaatakuje swoją włócznią. Oby udało jej się właściwie wykorzystać element zaskoczenia. Cios będzie potężny i dotkliwy. Wojowniczka nie wykona zwykłego pchnięcia, jak by zrobił ktoś nie mający zbytniego doświadczenia z bronią drzewcową. Ona wyprowadzi bardziej wyrafinowane uderzenie. Będzie to bowiem cięcie od boku, poprzedzone szybkim zamachem. W ten sposób grot włóczni - który ze względu na swój podłużny kształt nadaje się również i do takich ataków - potnie ciało wroga. Kobieta użyje swej broni tak, jakby to po prostu było ostrze miecza osadzone na długim kiju. Cóż, w praktyce włócznia tym właśnie była. Ellie wywnioskowała, że taki cios spowoduje najwięcej szkód zimnemu, martwemu, poruszającemu się tylko dzięki demonicznym mocom, truchle. Ciężko się bowiem spodziewać, żeby przebicie organów truposza zrobiło na nim duże wrażenie. Pocięcie jego zgniłego mięcha będzie z pewnością lepsze.

Po tym cięciu wykona następne, a potem i jeszcze jedno. Jak już wykorzysta zaskoczenie, będzie musiała iść za ciosem. Na szczęście potrafiła szybko atakować. Mimo młodego wieku, była doświadczoną wojowniczką. Jej broń była zaś do takiego stylu walki idealnie przystosowana. Wierzyła, że zdoła wyrządzić sporą krzywdę nieumarłemu.

Wiedziała też, co zrobi w następnej kolejności. Przyjmie znów postawę obronną, by ponownie rozejrzeć się w sytuacji. Zrobi kilka kroków w odpowiednim kierunku, aby nie dać się otoczyć. Dowie się też jednej, kluczowej rzeczy. Czy zaatakowanie przeciwnika rozproszy jej niewidzialność, czy też nie? Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać.

Re: Wybrzeże

20
Czar rzucony na Ellie dawał wyjątkową przewagę w walce, którą miała za chwilę stoczyć. Bliski dystans dawał jej możliwość przypatrzenia się przeciwnikom, zaś scalenie jej postaci z otoczeniem zapewniało dużą szansę na zaskoczenie. Jednak w momencie, gdy ożywieńcy stracili ją ze swoich trupich ślepi, zatrzymali się. Ich wyblakłe źrenice przeczesywały teren przed sobą. Ten, który wydawał się być na czele grupy, warknął coś niezrozumiałego po czym reszta zaczęła się rozchodzić na boki w celu otoczenia swej ofiary. Mijały sekundy, a pozycja młodej wojowniczki stawała się coraz mniej korzystna. Musiała zadziałać szybko, jeśli chciała uniknąć kompletnego osaczenia. Co prawda chodzące trupy nadal jej nie widziały, ale nie wiadomo było jak długo efekt się będzie utrzymywał.
Spoiler:
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bagna Serathi”