– Nie będę słuchał tych bzdur! – krzyknął złowrogo Bel, po czym wyszarpał elfkę przed szereg. Mocno, niczym diabelskie sidła, objął jej nadgarstek i pociągnął za sobą. Szła za nim jak pies na smyczy.
– Bel! – próbował wpłynąć na brata El'vehan, lecz ten ani myślał zawrócić. Zdecydowanym krokiem przemknął z Elią u boku po kamiennej posadzce i płytowych schodach. Pozostali Ir'abelas stali w złotych zbrojach , a ich nogi były jak dwa wbite w ziemię słupki. Nie ostał tylko El'vehan, prastary strażnik Sulona przemknął między zbrojnymi i czym prędzej próbował dogonić Bela z Elią.
Elfka biegnąć po kamiennych płytach zostawiła złote elfy za sobą w zupełnej jasności dnia, najwierniejsza z obrończyń lasu wkroczyła wtem na miękki omszały piaskowiec, skryty w cieniu. Zielona trawa była nań równo przycięta, usłana stokrotkami i fioletowymi konwaliami. Odmienny obraz natury, pomyślała, porównując to do wyglądu Fenistei i bagien Serathi. Obumierająca puszcza, gdzie drzewa są bezlistne, nie kwitnie tak wiele kwiatów i krzewów, a jedyne co się ostało z leśnych bogactw, to runo i podszyt obfitujący w skromne owoce. Poza tym, nad lasem unosiła się dziwna świetlista łuna – pozostałość Nocy Spadających Gwiazd. Czuła w sercu głęboki ból, jej dom umierał. Fenistea kroczyła ku zagładzie, tak jak i moczary Serathi. Poza tym urokliwym miejscem, gdzie pradawna magia nie ustępowała zepsuciu. Elia musiała uratować Fenisteę, tego była pewna, lecz teraz przyszło jej być zakładniczką Bel'a.
Porwał ją nad fontannę. Wyglądała dość magicznie. Woda w niej była krystalicznie czysta, lazurowa. Stale napływały strumienie z kamiennych paszczy smoków. Po powierzchni pływały purpurowe płatki kwiatów skąpane w południowym słońcu. A dookoła przyjemny cień gęstwiny drzew.
– Co zamierzasz, Bel? – zawołał goniący ich El'vehan, gdy dobiegli do fontanny.
– Niech prawdę nam powie hydromancja. Ona nigdy nie skłamie – wyjaśnił, po czym wepchnął z impetem dłoń elfki do sadzawki. Zrozumiała, był hydromanta – magiem wody. Dzięki zdolnościom magicznym czarodzieje ci byli w stanie spowodować obfite opady deszczu, śniegu, powodzie, zapanować nad falami czy unieść wodę w powietrze. Zmieniali ją w lód i odwrotnie. Nieliczni przepowiadali przyszłość z wody lub obserwowali w niej przeszłość i teraźniejszość.
– Pokaż się! Pokaż się! – powtarzał nieustępliwy Ir'abelas.
– Zaprzestań tego Bel! – prosił El'vehan, ale było już za późno.
Elia spojrzała w oczy Bel'a. Były złotozielone, a w środku ruszały się obrazy. Odruchowo obróciła głowę w kierunku tafli, lecz niczego w niej nie spostrzegła. I ponownie na Bel'a. On widział, widział wszystko.
Widział Noc Spadających Gwiazd. Śmierć elfów i ich ucieczkę. Widział groby pod drzewami zajęte przez wielkie białe gwiazdy. Widział puste drzewa, gnijący świat leśnych elfów. Widział jasną łunę nad nielicznymi drzewami. Widział jak plaga ta niesie się po Wschodnią Ścianę i Cieśninę Barwnych Wichrów, jak zajmuje Bagna Serathi. I ujrzał wtem wielkie zielone drzewo. Opadające nasiono, Osurelę i Elię. Widział jej podróż przeplataną śmiercią, cierpieniem i głodem. Widział jak swą mocą ożywiła martwe moczary, jednocząc się z żyjącą tam florą i dając im nadzieję. Widział gotowe podążyć za nią driady. W końcu ujrzał ją tutaj, pośród Ir'abelas.
– Pokaż przyszłość! – dodał, a elfkę poraziła jasność bijąca z jego nienaturalnie migoczących ślepi. Przedzierając się przez strumień światła dotarła do fragmentów jego wizji, a widział walkę życia i śmierci. Widział wielkiego jelenia, który swym porożem obejmuje całą Fenisteę. Widział gigantyczne niedźwiedzie na dwóch nogach, orły o skrzydłach tak szerokich, że w ich cieniu kryły się drzewa. Widział i chodzące rośliny. Snujące pnącza, trzeszczące konary i śpiewające liście.
Szum, huk, ciemność.
Bel wyciągnął rękę Elii z wody. Chwytając się za głowę cofnął się w tył dwa, może trzy kroki.
– Co widziałeś? – objął go silnym ramieniem El'vehan.
– Zdradę za zdradę. Śmierć za śmierć. Sulon porzucił te ziemię – wybełkotał ledwo słyszalnie.
– Niemożliwe – skonstatował El'vehan.
– Nie kłamała – wyszeptał na ucho El'vehana, spoglądając w kierunku Elii. – To dziecię z drzewa.
– Osurela? – spytał brata El'vehan.
– Hmm – kiwnął potakująco Bel. – W niej upatrzyła nadzieję, a ona upatrzy nadzieję w nim i zyska jego łaskę.
– To wystąpienie dzieci przeciwko ojcu, bracie.
– To miłość Osureli. Nie wiesz, co trapi las.
Bel wyszarpał się z objęcia El'vehana i podszedł do Elii przy sadzawce. Przykucnął obok niej, obejmując troskliwie dłoń.
– Nie możesz tutaj zostać, Fenistea cię wzywa. O świecie ruszysz dalej. Musisz odszukać wielkie orły i mądre niedźwiedzie, które zmógł głęboki sen – tłumaczył elfce. – A ty pójdziesz z nią – zwrócił się do El'vehana. – Będziesz służyć radzą i chronić. Dopilnujesz, by wykonała powierzone jej zadanie.
El'vehan nie zaprotestował.
Re: Centralna część bagien
46
Ostatnio zmieniony 05 sie 2020, 23:04 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.