Re: Centralna część bagien

46
Nie będę słuchał tych bzdur! – krzyknął złowrogo Bel, po czym wyszarpał elfkę przed szereg. Mocno, niczym diabelskie sidła, objął jej nadgarstek i pociągnął za sobą. Szła za nim jak pies na smyczy.

Bel! – próbował wpłynąć na brata El'vehan, lecz ten ani myślał zawrócić. Zdecydowanym krokiem przemknął z Elią u boku po kamiennej posadzce i płytowych schodach. Pozostali Ir'abelas stali w złotych zbrojach , a ich nogi były jak dwa wbite w ziemię słupki. Nie ostał tylko El'vehan, prastary strażnik Sulona przemknął między zbrojnymi i czym prędzej próbował dogonić Bela z Elią.

Elfka biegnąć po kamiennych płytach zostawiła złote elfy za sobą w zupełnej jasności dnia, najwierniejsza z obrończyń lasu wkroczyła wtem na miękki omszały piaskowiec, skryty w cieniu. Zielona trawa była nań równo przycięta, usłana stokrotkami i fioletowymi konwaliami. Odmienny obraz natury, pomyślała, porównując to do wyglądu Fenistei i bagien Serathi. Obumierająca puszcza, gdzie drzewa są bezlistne, nie kwitnie tak wiele kwiatów i krzewów, a jedyne co się ostało z leśnych bogactw, to runo i podszyt obfitujący w skromne owoce. Poza tym, nad lasem unosiła się dziwna świetlista łuna – pozostałość Nocy Spadających Gwiazd. Czuła w sercu głęboki ból, jej dom umierał. Fenistea kroczyła ku zagładzie, tak jak i moczary Serathi. Poza tym urokliwym miejscem, gdzie pradawna magia nie ustępowała zepsuciu. Elia musiała uratować Fenisteę, tego była pewna, lecz teraz przyszło jej być zakładniczką Bel'a.
Obrazek
Porwał ją nad fontannę. Wyglądała dość magicznie. Woda w niej była krystalicznie czysta, lazurowa. Stale napływały strumienie z kamiennych paszczy smoków. Po powierzchni pływały purpurowe płatki kwiatów skąpane w południowym słońcu. A dookoła przyjemny cień gęstwiny drzew.

Co zamierzasz, Bel? – zawołał goniący ich El'vehan, gdy dobiegli do fontanny.

Niech prawdę nam powie hydromancja. Ona nigdy nie skłamie – wyjaśnił, po czym wepchnął z impetem dłoń elfki do sadzawki. Zrozumiała, był hydromanta – magiem wody. Dzięki zdolnościom magicznym czarodzieje ci byli w stanie spowodować obfite opady deszczu, śniegu, powodzie, zapanować nad falami czy unieść wodę w powietrze. Zmieniali ją w lód i odwrotnie. Nieliczni przepowiadali przyszłość z wody lub obserwowali w niej przeszłość i teraźniejszość.

Pokaż się! Pokaż się! – powtarzał nieustępliwy Ir'abelas.

Zaprzestań tego Bel! – prosił El'vehan, ale było już za późno.

Elia spojrzała w oczy Bel'a. Były złotozielone, a w środku ruszały się obrazy. Odruchowo obróciła głowę w kierunku tafli, lecz niczego w niej nie spostrzegła. I ponownie na Bel'a. On widział, widział wszystko.

Widział Noc Spadających Gwiazd. Śmierć elfów i ich ucieczkę. Widział groby pod drzewami zajęte przez wielkie białe gwiazdy. Widział puste drzewa, gnijący świat leśnych elfów. Widział jasną łunę nad nielicznymi drzewami. Widział jak plaga ta niesie się po Wschodnią Ścianę i Cieśninę Barwnych Wichrów, jak zajmuje Bagna Serathi. I ujrzał wtem wielkie zielone drzewo. Opadające nasiono, Osurelę i Elię. Widział jej podróż przeplataną śmiercią, cierpieniem i głodem. Widział jak swą mocą ożywiła martwe moczary, jednocząc się z żyjącą tam florą i dając im nadzieję. Widział gotowe podążyć za nią driady. W końcu ujrzał ją tutaj, pośród Ir'abelas.

Pokaż przyszłość! – dodał, a elfkę poraziła jasność bijąca z jego nienaturalnie migoczących ślepi. Przedzierając się przez strumień światła dotarła do fragmentów jego wizji, a widział walkę życia i śmierci. Widział wielkiego jelenia, który swym porożem obejmuje całą Fenisteę. Widział gigantyczne niedźwiedzie na dwóch nogach, orły o skrzydłach tak szerokich, że w ich cieniu kryły się drzewa. Widział i chodzące rośliny. Snujące pnącza, trzeszczące konary i śpiewające liście.

Szum, huk, ciemność.

Bel wyciągnął rękę Elii z wody. Chwytając się za głowę cofnął się w tył dwa, może trzy kroki.

Co widziałeś? – objął go silnym ramieniem El'vehan.

Zdradę za zdradę. Śmierć za śmierć. Sulon porzucił te ziemię – wybełkotał ledwo słyszalnie.

Niemożliwe – skonstatował El'vehan.

Nie kłamała – wyszeptał na ucho El'vehana, spoglądając w kierunku Elii. – To dziecię z drzewa.

Osurela? – spytał brata El'vehan.

Hmm – kiwnął potakująco Bel. – W niej upatrzyła nadzieję, a ona upatrzy nadzieję w nim i zyska jego łaskę.

To wystąpienie dzieci przeciwko ojcu, bracie.

To miłość Osureli. Nie wiesz, co trapi las.

Bel wyszarpał się z objęcia El'vehana i podszedł do Elii przy sadzawce. Przykucnął obok niej, obejmując troskliwie dłoń.

Nie możesz tutaj zostać, Fenistea cię wzywa. O świecie ruszysz dalej. Musisz odszukać wielkie orły i mądre niedźwiedzie, które zmógł głęboki sen – tłumaczył elfce. – A ty pójdziesz z nią – zwrócił się do El'vehana. – Będziesz służyć radzą i chronić. Dopilnujesz, by wykonała powierzone jej zadanie.


El'vehan nie zaprotestował.
Ostatnio zmieniony 05 sie 2020, 23:04 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Centralna część bagien

47
Wszystko działo się tak szybko, Elia nie była na to przygotowana, a nie sądziła aby jej pobratymcy mogli wyrządzić jej krzywdę, stąd poddała się Belowi, aby ten mógł zobaczyć to co ona ujrzała.
Gdy było już po wszystkim, z ciekawością przyglądała się rozmawiającym elfom. Nie podsłuchiwała ich, ale była ciekawa ich decyzji i tego jak zapatrują się na nią. Miała do wykonania misję, a to jak będą postrzegać ją inni mieszkańcy Fenistei, zadecyduje o wyniku.

Czekając na nich, masowała nadgarstek dłoni za którą szarpał ją elf, mimo wszystko wciąż była młodą elfką, piękną ale i delikatną.

Kiedy starożytne elfy w końcu zwróciły się w jej stronę, pierwszą rzeczą jaką zrobiła był uśmiech. Nie taki sztuczny czy wymuszony, ale najprawdziwszy, niemalże taki kiedy zobaczy się osobę, której nie widziało się od lat.

Elia spojrzała na El'vehana lekko zrezygnowana.

- Moja droga jest trudna i nieprzewidywalna. Zaufanie i lojalność roślinności Fenistei przepłaciłam pierwszym prawdziwym przyjacielem. Nie chcę narażać kolejnych przyjaciół.

Dziewczyna wyglądała na naprawdę zaniepokojoną tym faktem. A każdy kto był jej przyjazny, był jej przyjacielem.

Re: Centralna część bagien

48
O świecie Elia ruszyła dalej w towarzystwie starożytnego elfa.
Obrazek
Rozległe, cuchnące bagna rozpościerające się między pobliskimi rzekami, które z lotu ptaka malowały się niczym białe pasy na czarnym tle. Głęboko na terytorium moczar nie występowały żadne drzewa, poza zwilgotniałymi, trącącymi grzybem i próchnicą konarami pradawnych gospodarzy tych wschodnich ziem. Teren podmokły, gdzie rosły wyłącznie rośliny bagniste i trawy był bardzo niebezpieczny. Podczas przemarszu elfka o złotym sercu, co rusz napotykała gigantyczne osy zaopatrzone w żądło wielkości drobnego kozika bandziorów. Wijące się pod stopami larwy z ciałem podzielonym na pierścienie. Te otoczone lepkim śluzem robaki drylowały dziury w co gęstszych obszarach moczar. Nie liczyli dób, które tu spędzali, bo przetrwała mgła sprawiała, że szarówka panowała bez względu na porę dnia.

Musimy być ostrożni, ta część moczar jest bardzo niebezpieczna — rzekł nagle, po czym sam wpadł nogą w grząskie bagno. Dobrą chwilę zajęło pradawnemu elfowi wyswobodzenie się z pułapki. Elia wiedziała, że dawno nie przechadzał się po tej ziemi. Strażnicy Sulona zbyt długo skrywali się w podniebnej twierdzy, gdy świat zmieniał się dookoła. Serathi zatopiono, a Fenisteę spalono. Rasa elfów chyliła się ku upadkowi.

Niegdyś rosły tu piękne lasy borealne, elfko. Pośród nich, w skałach mądrzy druidzi - czciciele niedźwiedzi - wybudowali swe domostwa. Wielka powódź, która dosięgnęła tej ziemi. Czarna magia, która ją skalała... Druidzi zamknęli się w zwierzęcych formach. Zdziczeli, dlatego będziesz musiała przypomnieć im, kim byli za czasów świetności Fenisteii.

To wszystko wina tych przeklętych ludzi - kontynuował - Sprowadzili elfy na złą drogę. Sprofanowali nasze święte miejsca, poczęli wiązać się z długouchymi i wydawać na świat plugawe bękarty pozbawione łaski Sulona. Era lasu dobiegła końca, nadszedł czas ery ludzi. Ery żelaza i ognia — głosił, nie kryjąc pogardy do rasy ludzkiej. Starożytny El'vehan traktował ich jak szczury, które niosą miot w najgorszych warunkach. Zalewają świat, niszcząc dziedzictwo lepszych ras.

Ziemia pod stopami drżała. Dokładnie tak jakby ktoś głośno pod nią chrapał. El'vehan na przodzie stawiał kroki bardzo przemyślanie.

Jesteśmy blisko — szepnął ku elfce przez ramię, po czym skradając się dobiegł do szarozielonego krzewu o sercowatych liściach. Z oddali dobiegły ich głosy.

— Co to za dziwne nory, lepiej je zostawmy.

— Nie marudź, bierz pochodnię i schodź na dół. Może jest tam coś cennego
— naciskał inny głos.

El'vehan rozsunął liście na boki. Wtem Elia spostrzegła trójkę zakapturzonych mężczyzn. Odziani w skórzane zbroje, z pochodniami w rękach i długimi mieczami przy pasach. Pod nogami leżała klatka z więzioną wielką osą, które kilka dni temu widziała elfka nad rzeką. Dalej brązowe wory wypełnione po brzegi.

Łowcy skarbów — wycedził przez zaciśnięte zęby starożytny elf. — Bezbożnicy. Niczego nie szanują. Chcą sprofanować domy wielkich niedźwiedzi. Przezeń natura nigdy nie zazna spokoju. Zlikwidujmy ich nim będzie za późno.

El'vehan dobył miecza, wysunąwszy go bezszelestnie z pochwy. I chociaż mężczyźni mieli przewagę liczebną, po stronie elfów leżał efekt zaskoczenia. To i magiczne zdolności pięknej Elii...
Ostatnio zmieniony 13 sie 2020, 17:50 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Centralna część bagien

49
Podróż nie była łatwa i przyjemna, ale dzięki obecności El'vehana nie była samotna i miała z kim porozmawiać, co nie należało ostatnio do normalności. Nie miała jednak pojęcia, dlaczego zwraca się do niej "elfko" - czyżby uważał ją za kogoś gorszego? W końcu on także był elfem, takim samym jak ona. Nie chciała jednak na razie poruszać tego tematu, w końcu mieli ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Kiedy elf nawiązał do tematu ludzi i tego co zrobili z Fenisteą, młoda elfka widziała jego złość i odrzucenie do tego gatunku. Próbowała chociaż trochę zrozumieć jego gniew, jednak ona nie chciała być kimś, kto traktuje jednych lepiej, drugich gorzej.

- Każdy podejmuje własne decyzje. Nie można traktować całego gatunku ludzi z góry, uważając, że są niczym więcej a zarazą. Elfy też wielokrotnie popełniały błędy. Chcę aby Fenistea była wolną krainą, gdzie każdy szanuje ziemię i jej owoce, a także istoty żywe. Tylko ci którzy chcą jej zguby i wyrwać z niej wszystko co cenne są naszymi wrogami, ale każdemu należy dać szansę na zmianę. Fenistea się odrodzi, po to właśnie mnie posłano. Ta kraina cierpi już zbyt długo, tak jak i jej mieszkańcy. Poznali wszyscy skutki sprzeciwiania się naturze, pora aby się odrodzić.

Elia mówiła spokojnie i łagodnie, nie chciała aby jej rozmówca poczuł się urażony, a jedynie aby zrozumiał, że nie można stawiać całego gatunku pod jednym standardem.

Kilkadziesiąt minut później napotkali łowców skarbów. Dokładnie o nich mówiła niedawno, szabrują to co pozostało cennego w Fenistei i właśnie tacy nie byli tu mile widziani. Elia była świadoma tego, co może im zrobić, i to z pomocą El'vehana, jednakże jak mówiła, każdemu należy dać szansę.

- Nie, nie zabijemy ich, jeszcze nie. Każdy powinien dostać szansę na zmianę. - powiedziała cicho w ukryciu do elfa - Zostań w ukryciu, jeśli coś pójdzie nie tak, wkroczysz.

Elf wiedział kim jest Elia, ale mógł nie spodziewać się po niej takiej odwagi, w końcu jej wiek i wygląd mógł być mylący. Elfka obeszła w ukryciu grupę od drugiej strony, tak aby odwrócić ich plecami do będącego w ukryciu sprzymierzeńca, po czym wyszła z ukrycia, kilka metrów od grupy.

Poczekała aż grupa ją zauważy, po czym wolnym ruchem zdjęła kaptur z głowy, ukazując swe piękno w pełnej krasie.

- Bezcześcicie to co pozostało z Fenistei. Nawet z jej gruzów chcecie uszczypnąć zysk dla siebie. Zostawcie wszystko co stąd zabraliście, to należy do tej krainy i jej mieszkańców, odejdźcie a ujdziecie z życiem. Ta kraina kryje wiele niebezpieczeństw i istot mających żal do waszego gatunku, a oni są na moje rozkazy. Zostawcie wszystko i odejdźcie, a obiecuję, że ujdziecie cało, pod warunkiem, że nie wyniesiecie niczego z tej krainy.

Jej mowa była łagodna i czysta, a jej słowa prawdziwe. Dała ludziom wybór, teraz tylko od nich zależy jakiego dokonają. Jeśli Fenistea ma być jej poddana i powrócić do czasów świetności, musiała dać jej swoim postępowaniem przykład. Elfy, driady, druidzi, rośliny...Fenistea nie była krainą słynącą z morderców, zabijającą każdego kto postawił stopę na jej terenie.

Elfka nie była jednak nie przygotowana. Wiedziała, że na ich odmowę i atak jest taka sama szansa, jak na pozytywną reakcję, dlatego jej prawa dłoń lekko zatoczyła krąg i przygotowała na wszelki wypadek zaklęcie Ventum.

Re: Centralna część bagien

50
Co do cholery ... — odparł brodaty mężczyzna, odciągając bukłak z wodą od ust na widok wyłaniającej się z szaroburej zieleni elfki. Wzrok pozostałych zawiesił się na Elii, jakby nic innego nie istniało dookoła. Szelest rozgarnianych delikatnie gałęzi krzewu cichł, a okolicę przepełniła nerwowa cisza. Ktoś chrząknął, ktoś szurnął piętą o ziemię miażdżąc zeschnięte patyki.

Jak tylko blask górującego słońca obmył elfkę z cienia, mężczyźni dobyli mieczy. Ręce pognały na rękojeści, z lekka odsłaniając srebrne ostrza.
Ani kroku dalej, wiedźmo!

Przecież to elfka — skwitował kolejny, wskazując na spiczaste uszy Elii. — Może cię najwyżej obrzucić żołędziami — mężczyźni raptownie roześmiali się, choć żart był leciwy.

— Jaka pyskata, próbuje nam grozić, chłopaki!

— Pożałujesz tego, leśna dziwko.


Brodacz wysunął zamaszyście ostrze, aż syknęło. W ślad za nim powędrowali dwaj pozostali mężczyźni. Wtem El'vehan wyprysnął zza krzaka, przez moment prezentując się w wirujących dookoła liściach. Rzucił się ku człowiekowi, porywając miecz i obracając nim na podziw zręcznie. Skrzyżowano pierwsze ostrza.

Pozostała dwójka nie dołączyła do zwady. Z wystawioną wyprostowaną ręką z mieczem, mierzyli w Elię. Powoli, ostrożnie na ugiętych kolanach zatracali dzielący ich dystans tak, aby lada chwila móc sięgnąć kruczowłosą elfkę ostrzem. I na to nie musiała długo czekać. Odważniejszy z pary pchnął krańcem stali w jej stronę, chcąc ugodzić brzuch. Niespodziewanie elfka umknęła, cofając się w tył. Z lekka odchylona z skrytą za biodrem dłonią, toczyła zamaszyście kręgi. Nim gagatek zdobył się na kolejne uderzenie, Elia machnęła kończyną na wysokość piersi, zaś z rozwartej dłoni buchnął powiew zimnego powietrza. — Ventum! — krzyknęła donośnie, a mężczyzna wypuścił miecz z palców i przefikołkował w powietrzu.

Suko — wycedził następny, widząc jak jego kamrat zawisł w plątaninie czarnych gałęzi spękanego drzewa w oddali.

Machinalnie sieknął od boku mieczem, lecz elfka była zbyt daleko od ostrza. Podbiegł bliżej, ponownie biorąc zamach od lewej strony. Tym razem musiał dosięgnąć bebechów.
Spoiler:

Centralna część bagien

51
Elfka miała nadzieję uniknąć konfliktu, ale widać rabusie i bandyci nie należą do osób które łatwo nawrócić...szczególnie, że nie łatwo im uwierzyć, iż nie mają do czynienia ze zwykłą, bezbronną elfką. Dała im szansę, zmarnowali ją, musiała więc zrobić to czego nie chciała i z czego nie chciała zasłynąć. Miała wystarczająco dużo czasu aby rzucić zaklęcie dzięki któremu przywoła potężne i ostre pnącza, więżąc intruzów i zadając im bolesną śmierć, chociaż nie było to jej celem.
Elia wypowiedziała zaklęcie "Et beatos vos radices silvam" po czym skierowała je ku napastnikom. Chwilowo gesty jej ręki miały spowodować tylko uwięzienie rabusiów w ostrych pnączach, nie zadając im śmiertelnych ran, gdzieś podświadomie chciała im dać jeszcze jedną szansę, jednak nie była pewna czy natura nie będzie miała własnych planów.

- Dlaczego? Dlaczego nie odeszliście? Dałam wam szansę, las dał wam szansę, ale wy ją zmarnowaliście. Czy bogactwa tego lasu naprawdę są ważniejsze od życia?

Centralna część bagien

52
Kłącza wyrosły spod ziemi. Na szarej bagiennej ziemi poczęły piąć się do góry, oplatając kostki, a dalej nogi złodziei. Plątanina mięsistych pędów o jasnozielonych drobnych, postrzępionych, sercowatych liściach i bladobłękitne pąki pod nimi. Część zawirowała wokół pasa mężczyzny, który próbował przepołowić elfkę. Oplątały go niczym diabelskie sidła i w pewnym momencie tak mocno zapętliły na kiszkach, że z bólu wypuścił miecz z rąk. Ostrze huknęło z impetem na ziemię, a gdy Elia po raz drugi podniosła wzrok na maści ludzkiej osobnika, plecionka mięsistych pędów wiła się zarówno wokół szyi, jak i nadgarstków.

Dlaczego? Dlaczego nie odeszliście? Dałam wam szansę, las dał wam szansę, ale wy ją zmarnowaliście. Czy bogactwa tego lasu naprawdę są ważniejsze od życia? — krzyczała, a emocje wrzały w tym drobnym elfim ciele. Widzieli to splątani czarem, ale widział i starożytny elf. Zebrał się porywisty wiatr, chmury przykryły złotego giganta, cień spowił okolicę. Zupełnie jakby uczucia Elii, w jakiś niepojęty sposób, łączyły się z otaczającą ich naturą. Z każdym kolejnym słowem pnącza coraz mocniej przewijały się między sobą. Wrogowie tracili oddech, na skórze rąk i szyi odbite pędy pozostawiały czerwone odciski. Byli skrępowani, uwięzieni, bez szansy na oswobodzenie.

Suk-k-ka — wydukał przez zaciśnięte zęby.

Elfka nie wytrzymała. Z obłych pąków w kształcie łezki pod liśćmi wystrzeliły grube i czarne kolce. Trójkątne niczym grot strzały przebiły powłoki skórne, uwalniając potok karminowych stróżek. Mężczyźni klapali w uwięzi zębami dobre kilkanaście razy. Potem umarli, ze strasznym, niemal ludzkim westchnieniem. Pnącza puściły. Mięsiste węże z gracją zakopywały się pod ziemię, gdy ciała poległych bezwiednie runęły w dół. Leżący w krwi złodziej drgał konwulsyjnie.

Poczyniłaś dobrze — elf oparł dłoń o plecy Elii. — Natura nigdy nie zazna spokoju. Musimy jej bronić za wszelką cenę. To nasz dług wobec puszczy. Odkupmy winy niegodnych elfów. Elio, ostatnia nadziejo Fenistei.

Groty przed nimi były ciemne i zdawałoby się puste, ale tam znajdować się miały pradawni druidzi.

Centralna część bagien

53
Elia widocznie nie przywykła do takiego obrotu spraw, dosłownie stała przez chwilę zamurowana po tym jak rabusie wyzionęli ducha i nawet słowa towarzysza jej nie pokrzepiły. Oczy lekko jej się zeszkliły, jednak nie wydała z siebie żadnego łkania, nie mogła, musiała być silna, wiedziała, że przyszłość postawi przed nią jeszcze wiele takich sytuacji.

- Odbieranie komuś życia nigdy nie jest dobre, może być jedynie uzasadnione, ale nigdy nie jest to dobre. - odwróciła się do niego twarzą - Fenistea potrzebuje nas, ale potrzebuje też równowagi. Powinniśmy ruszać dalej i odszukać druidów.

Elfka w ciągu ostatnich miesięcy mocno się zmieniła. Wciąż była delikatna i troskliwa, ale stała się również bardziej pewna siebie i swojego celu. Ktoś zesłał ją aby uratowała Fenisteę, jednakże wciąż jej pochodzenie było dla niej zagadką, a przyszłość jeszcze większą. Jej wygląd po długiej wizycie u driad również mocno się zmienił, teraz bardziej przypominała elfkę dla której nawet tak groźna Fenistea była sprzymierzeńcem i czuła się tu pewnie. Driady zadbały o odpowiednią stylizację jej włosów oraz nowe ubranie, bardziej adekwatne do terenu na jakim przyszło jej przebywać.

Centralna część bagien

54
Czy wilczyca, która zabija łanię, by wykarmić młode jest zła? — spytał retorycznie. — Krąg życia musi zostać zachowany. Rodzisz się i umierasz. Coś się kończy, coś się zaczyna. Nie nam oceniać, co jest dobre lub nie. Jesteśmy strażnikami puszczy, musimy ją chronić przed obcymi. To nasze jedyne zadanie — elf nie pochylił się nad żywotem człowieka. Ludzie byli dla niego plagą, która przyczyniła się do katastrofy w Fenistei. Żeby przywrócić dawny porządek musieli bronić tego, co pozostało.

Nie trwońmy czasu — rzekł raptem głosem pełnym nadziei. — Druidzi byli niegdyś strażnikami lasu. Przybyli tutaj lata temu, by przepędzić mrok, który spowił bagna. Jednak mroczna magia tego miejsca sprawiła, że zdziczeli. Przybrali formę niedźwiedzia i zapadli w głęboki sen. Musisz znaleźć sposób, by ich obudzić Elio.

Druidzi to opiekunowie świata, którzy chodzą ścieżkami natury, podążając wiedzą dzieci lasu i Sulona, lecząc i pielęgnując ten świat. Dla druida, natura to delikatna równowaga działań, w których nawet najmniejsza nierozwaga może sprowadzić huragan na spokojne niebo. Druidzi czerpią swą moc z tej dzikiej energii, używając jej by zmieniać swą postać i rozkazywać siłom natury. Dawno temu śpiący druidzi opanowywali moc jednego wybranego zwierzęcego totemu. Od zalania Serathi większość druidów, która tu przybyła, nie mogła oprzeć się działaniu złowieszczych mocy. Walka o przywrócenie równowagi bagnom stała się zbyt wyczerpująca, przeto utknęli w zwierzęcej postaci. Ażeby nie zdziczeć do końca, zaklęli się wzajemnie tak, by każdy obrońca natury zapadł w błogi sen chroniący ich przed ciemną stroną mokradeł.

Obrazek

Centralna część bagien

55
Elia rozumiała podejście elfa, ale nie do końca się z nim zgadzała. Wilczyca zabija instynktownie aby żyć i nakarmić młode, to krąg życia. Istoty rozumne nie muszą zabijać się nawzajem, o ile żadne nie zagraża drugiemu. Nie chciała jednak w tym momencie ciągnąć tematu, przed nią pozostawała sprawa obudzenia druidów, a chwilowo tylko jeden sposób przychodził jej do głowy.
Elia wyjęła jedną ze strzał którą podarowały jej driady i bez ceremoniałów wbiła ją w ziemię. Tylko przepędzenie stąd zepsucia i złych mocy mogło obudzić druidów, tak aby ich dzikość została stłumiona i nie stanowili zagrożenia - inne podejście mogłoby skutkować niepotrzebnym, dalszym rozlewem krwi.

Centralna część bagien

56
Magia rozlała się spod stóp elfki. Fala jasności obejmowała szczątki i drzewa, podczas gdy przegniłą ziemię porastał zielonkawy meszek. Tętniący czar balsamował dotąd martwe drzewa, z wolna przekształcając je w brązowych tytanów, którymi niegdyś były. Dobre duchy powracały do tego zapomnianego miejsca. Brzęczące osy, krążące szerszenie, zapracowane pszczoły - drogocenne bzyczące klejnoty puszczy wróciły na matczyne łono.

Ziemia zadrżała, a spod niej rozległ się niedźwiedzi ryk.

Od zarania dziejów druidzi strzegli natury. Chronili ją przed ludźmi, orkami i czarną magią. Kiedy ludzkie zepsucie dotknęło leśnych elfów... Jeśli elfy popełniły jakiś grzech, to z pewnością był to grzech pychy. Często gdy elf myśli, że ma wszystko pod kontrolą, całość zaczyna się walić jak domek z kart. Widmo nieuzasadnionej pychy zwróciło elfy przeciwko naturze. Poprzestali szanować swój dom, karczowali go niczym orkowie wyżynający matecznik na południu. W swej pyszności zapomnieli o tym skąd pochodzą i komu to zawdzięczają. Zawiedziony ojciec odwraca się od swych dzieci, by te przegnane tułały się po świecie bez domu. Dziś leśne elfy stoją na skraju zagłady. Niedobitki żyją w Nowym Hollar lub zajmują dolne miasta ludzi, gdzie, jak oni, tarzają się w brudzie i smrodzie tawern. A jednak natura przypomina o sobie. Zesłana przez tajemniczą panią, strącona z drzewa, Elia jednoczy leśne stworzenia, by po raz ostatni zawalczyły o utracony dom.

Kto przerywa nasz sen? — odbiły się echem w grocie słowa elfa. Podparty drewnianym kosturem stawiał powolne acz pewne kroki coraz bardziej zmniejszając dzielący go i elfkę dystans. Miał spiczaste uszy, jasne blond włosy. Fizjonomią nie odbiegał od przeciętnego elfa. Ale gdy podszedł dostatecznie blisko, Elia spostrzegła jego mętne i zaspane oczy. Przepełniała je potężna magia. Pazury u rąk były długie i twarde, jak u niedźwiedzia. Szata okrywająca ciało dawno za sobą miała lata świetności. Mruknął głośno, ruchem pokrytego ziemią podbródka wskazał na elfkę, żądając natychmiast odpowiedzi. Niecierpliwił się, nie wiedział, dlaczego on i jego bracia druidzi zostali wezwani.
Spoiler:

Centralna część bagien

57
Elia miała już do czynienia z driadami, potworami, gwiazdami i starożytnymi elfami, druidzi nie stanowili więc dla niej niespodzianki. Elfka ukłoniła się z szacunkiem, w końcu to ona była gościem, po czym uśmiechnęła się i przedstawiła.

- Jestem Elia, elfka zesłana przez Osurelę, aby przywrócić Fenistei dawną świetność. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, mówię prawdę i jestem świadoma ciężaru jaki na mnie spoczywa. Jest ze mną jeden ze starożytnych elfów, El'vehan, to od nich teraz przybywam. Mam także poparcie leśnych driad i roślinności tej krainy, jednakże to wciąż za mało, cała Fenistea musi się zjednoczyć aby odzyskać to co utracone. - Elia kontynuowała swoją historię, o tym gdzie była i jaka jest jej misja. - Przywróciłam temu kawałkowi lasu życie i czystość, abyście mogli porzucić swe dzikie rządze i pomóc nam odzyskać naszą wspólną krainę, nasz dom.

Elfka nie wiedziała jaka będzie jego odpowiedź, jednakże wiedziała, że to kolejny krok bliżej, do powrotu wielkości Fenistei, do powrotu leśnych elfów do domu i jego odbudowy

Centralna część bagien

58
Niedźwiedzi druid sięgnął Elii wzrokiem, jakoby nie była to elfką, lecz śpiąca kobrą. Przyglądał jej się uważnie, niepewnie wręcz. Po ostatnich słowach zmarszczył znacznie czoło, nakreślając na nim serię fałd i wybrzuszeń.

To prawda — wtrącił starożytny elf, nim druid doszedł do słowa. Wyjaśnienie zdawało się nie klarować całokształtu katastrofy, która spotkała mieszkańców Fenistei. Elia streściła fragment, w dodatku nieudolnie. Pominięto ważną kwestię Nocy Spadających Gwiazd i nieziemskich istot, które ów czas przemierzają wypaczone lasy dzikiej puszczy.

— Sulon odwrócił się od elfów. Ceną za pyszność i wyniszczającą las kolaborację z przeklętymi ludźmi było wygnanie.

Gdzie są teraz elfy? — spytał przerażony druid, a kąciki warg z lekka osunęły się ku bródce.

Przepędzone na wieczną tułaczkę, druidzie. Dla elfów nie ma już nadziei — kontynuował, widząc gasnący w oczach druida blask — Przypieczętowały swój los. Teraz my musimy uchronić to, co pozostało. Przywrócić Fenistei dawną świetność. Przegonić gwiazdy z nieba zesłane przez Sulona. Pozwolić leśnym istotom ponownie zasiedlić ich dom.

Druid przeżegnał się starym elfickim gestem, po czym drżącą ręką zerwał liść z zwisającej nad jego głową gałązki.

Ale to wystąpienie przeciwko Sulonowi — skonstatował chłodno.

Sulon dawno porzucił elfy, nas i Fenisteę. — El'vehan rozumiał, że zostali sami, że są to dni sądu i liczyć mogą tylko na siebie nawzajem. Wiedział, że los całej wschodniej kniei spoczywa w ich rękach.

Kto nas wesprze w walce o puszczę? Pod czyim patronatem odzyskamy utracone? — spytał El'vehana, a potem oboje zwrócili spojrzenie ku Elii.

Niedźwiedzi druid
Spoiler:

Centralna część bagien

59
Elia nie spieszyła się z odpowiedzią, gdyż nie spodziewała się pytania o patrona. Kiedyś udzieliła już takiej odpowiedzi, jednakże teraz, po wielu miesiącach wędrówki i spotkań, spotkań które dodały jej wiedzy, wiedziała, że myliła się. To nie mógł być Sulon, bardziej niż logiczne, w końcu to on zesłał przekleństwo na tę krainę. Czas który spędziła z drogimi jej driadami, uświadomił jej kto tak naprawdę mógłby objąć patronat nad elfami i Fenisteą.

- Loliusz. Wierzę, że to on obejmie nad nami patronat. Wierzę, że nie bez powodu przemierzam te lasy, na powrót łącząc ich mieszkańców w jedno.

Elia była pewna swojego zdania, i tak też wyglądała jej odpowiedź. Druidzi musieli otrzymać szczerzą i pełną pewności odpowiedź, aby mogli uwierzyć w jej słowa.

Centralna część bagien

60
Niedźwiedzi druid nie miał wątpliwości. Wystarczyło zajrzeć w te ciemne oczęta, by wiedzieć, że coś w niej jest. Wysokie czoło, regularne łuki brwiowe, ładny rozstaw oczu. Cienkie skrzydełka nosa. Długie palce. Rzadki pigment włosów. Ewidentna krew praelfów.

Sądzę, że to...

Ni stąd ni zowąd wiatr zawył wściekle, falując porastającą niedźwiedzie groty zielenią. Zaszumiały korony drzew, rozganiając zamieszkujące je ptactwo. Chmara ptaków o mniej regularnym kształcie przemknęła nad elfami. Nie przestawało wiać. Chmury przetaczały się przez krąg między drzewami, na chwilę rozjaśniając siedlisko druidów. Zdawało się, że puchate obłoczki odleciały na zachód, gdy rozfalowany cień zalał okolicę. Wszyscy spojrzeli w niebo.

Majestatyczny orzeł przeciął dopływ światła, a szum jego skrzydeł ogarnął okolicę bardziej niż wyjący wiatr. Za nim mknęły kolejne o piórach tak kolorowych jak tęcza po burzy. Nie sposób było śledzić wzrokiem ich lotu, były niedoścignione, piękne i budziły podziw. Pierwszy o grzywie prawie lwiej zanurkował w dół. Były to niezwykłe czary. Szpony zmieniły się w parę nóg okrytą szarą suknią, zaś kolosalne skrzydła przy ziemi wyglądały jak grot strzały, z której wyrasta osnuta złotem głowa, a spod niej leje się potok zieleni na kształt peleryny.

Że to akt przeciwko stwórcy — odparła urokliwa elfka, krocząc z dłońmi złożonymi jak do modlitwy w kierunku zgromadzenia.

Pani Marishka — zgiął się nisko niedźwiedzi opiekun lasu. Widok druidki wielkich orłów raptownie zmienił rozkład sił.

Dobry uczynek nie unieważnia złych, ani zły dobrych. Za każdy należy się oddzielna odpłata. — skonstatowała słowa elfki dotyczące jednoczenia leśnych istot. — Nie przeceniaj swych sił, elfko. Wy panowie pamiętajcie — podniosła głos — patroni to w najlepszym razie niepewni sprzymierzeńcy.

Elfowie spuścili łby. Nikt z nich nie ośmielił się przeciwstawić czcigodnej Marishce.

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bagna Serathi”