POST BARDA
Młody krasnolud, jak to zwało się takich - nieopierzony bo i broda króciutka, ewidentnie nie był typem, który słucha ostrzeżeń innych. Przekonany o własnych możliwościach, nie wiedział, jakie zderzenie go czeka ze skałą zwaną Tamasem. Nie uprzedzajmy jednak pewnych faktów. Wszystko po kolei.
Młody krasnolud, słysząc taką prowokację i to jeszcze od człowieka, nie mógł tego tak zostawić. Uśmiechnął się kpiąco, jakby człeczyna nie wiedział, w co się wpakował w tej chwili. Byli przecież w domu krasnoludów i to insze rasy winny podporządkować się ich zasadom, a nie na odwrót!
- Widać nikt nie nauczysz się szacunku! To nasz dom psia jego mać! Człeczyna nie będzie uczył nas, jak mamy się tu zachowywać! - Krzyknął głośno i rzucił się na niego, by mu zwyczajnie wklepać. To oczywiście przyciągnęło większą uwagę w okolicy, acz żaden z jego towarzyszy nie próbował mu pomóc. Niektórzy się bali, inni uznali, że byłoby niehonorowe rzucać się w grupie na jednego człowieka.
Atakujący krasnolud spotkał się z ciężkim butem człowieka, który kopnął go w klatkę. Nie wiadomo, czy to była jego siła, czy pęd napastnika, ale ten upadł na kolana i zaczął łapczywie brać oddech. Reszta pobiegła do niego, chcąc sprawdzić, czy wszystko było z nim dobrze. Nie tylko oni się zbliżyli, a także patrol strażników, którzy wcześniej obserwowali cale zamieszanie całkiem dyskretnie.
- Co tu się odwala? - Zabrzmiał niezadowolony głos krasnoluda spod hełmu, który groźnie łypał na całe towarzystwo. Widać po nim, że nie był zadowolony z tego, że musiał tutaj podchodzić.
- Nic... - Wypowiedział słabo młodziak, który z pomocą innych podniósł się na nogi.
- Potknąłem się pechowo. - Dodał jeszcze, bo tak, jak człowiek był świadomy, że to on był tutaj na straconej pozycji.
- I tak ma tu być, na pierdolone demony. Spokój! - Zagrzmiał i ruszył dalej z patrolem. O ile ten nie zamierzał nic czynić z tym, co widział, tak młodszy krasnolud łypnął jeszcze na Tamasa ze wzrokiem, takim, że mógł być pewny, iż tej zniewagi mu nie popuści, a jak wiadomo, urazy to coś, co krasnoludy długo rozpamiętują. Nawet jeśli były z ich winy. Jeśli nie zamierzał przeszkadzać, odejdzie ze swoimi towarzyszami.
Nie widział tego, ale Joverna schowała swoje sztylety. Była gotów zrobić tu nieco większy bałagan, gdyby sprawy potoczyły się gorzej.
- Dlacze....dlaczego mi pomogłeś? - Odezwał się słaby i podpity głos krasnoluda, którego Tamas uratował. Teraz mógł zobaczyć, jak nędznie i kiepsko wyglądał. Próbował zakrywać swoja twarz przy pomocy kaptura, ale tak sporych siniaków nie potrafił całkowicie zakryć.