Górny poziom

1
Górny poziom Stolicy Krasnoludów obejmował tereny zaraz za Bramą. Tu znajdowały się tereny przeznaczone dla kupców. Tawerny i sklepy, gdzie średni przedstawiciel ludzkiej rasy mógł przejść, nie zahaczając głowa o próg. Znajdowała się tu także strażnica, skąd krasnoludy mogły szybko reagować na zakłócanie porządku. Na środku wielkiego placu znajdował się wysoki posąg krasnoludzkiego króla Thelkum IV o długiej brodzie z toporem i koroną. Sam posąg, choć wyglądał na bardzo stary, nie zobaczy się w nim żądnego pęknięcia, czy najmniejszego nadgryzienia przez ząb czasu. Regularnie konserwowany, by nie stracił swojego blasku. Wszelakie próby uszkodzenia wiążą się ze stanowczą reakcją strażników. Najwięcej tu można spotkać przedstawicieli domu Metalurgów i rzeźbiarzy, którzy sprzedają lub oferują swoje wyroby przyjezdnym, o ile ci zostaną wpuszczeniu. Plac był oświetlony wieloma płomieniami nad sufitem, zapewniający odpowiednią widoczność. Na niższe poziomy twierdzy prowadza tunele, które są już przystosowane dla brodatego ludu i człowiek bez schylania nimi nie przejedzie. Nie zmieści się także zwyczajny koń, a wóz z plandeką także będzie za wysoki.

-----------------------------------------
We wnętrzu twierdzy znajdowało się znacznie więcej strażników, choć sądząc po uzbrojeniu, to była zwyczajna krasnoludzka armia. Patrolowali oni teren na górnym poziomie, nie tylko plac, a także uliczki przyległe. Uzbrojeni w ciężkie kusze i topory obserwowali teren uważnie podczas marszu. Przy samej strażnicy było widać, że ci, którzy mają za zadanie utrzymać porządek, po wjeździe sprawdzają każdy wóz, który został przepuszczony. Nie kwestionowali oni prawa wjazdu, ale ewidentnie poszukiwali czegoś i kiedy tego nie znaleźli, nie zatrzymywali dłużej.

Na placu panował spory tłok, choć przedstawicieli innych ras z wyjątkiem gnomów i krasnoludów było zaskakująco mało. Większość sklepów zamknięta, a nieliczne tawerny nie wyglądały na zapełnione. Tak, jak widzieli wcześniej, sporo karawan zostało zawróconych i przepuszczali jak już jakieś pojedyncze. Rozmowy toczyły się głównie w języku krasnoludów. Jeśli jakieś stosika były otwarte to głównie te z żywnością. Może po prostu ze względu na porę, czas targowy dobiegł końca, ale spoglądając na stadninę, widać było kilka wozów ludzkich i koni. Wozy te były całkowicie puste.
- To prawie wygląda, jak przygotowanie do wojny. - Mruknęła Joverna, kiedy spoglądała na ilość żołnierzy.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

2
Najważniejsze było to, aby krasnoludy sobie sprawdziły wozy... No a potem wskazali im miejsce do którego musieli się udać. Ich architektura była dość uciążliwa dla niego, ale pod względem obronnym będzie na pewno przydatna, ponieważ na pewno żadne latające ścierwa nie będą w stanie tutaj latać, a w ciasnych miejscach to nawet większe demony po prostu nie będą w stanie się bronić, starając się przeciskać dalej. No... Na razie Tamas miał inny problem. Musiał załatwić transport z wozów. Dwie beczki piwa dla króla, a także łeb demona, którego upolowali. W drodze zamarzł i się nie psuł, ale tutaj mimo wszystko było cieplej. Lepiej żeby szybko uwinęli się z tym. Może mógł wysłać Jovernę, ale chciał załatwić sprawy samodzielnie, a więc przeszukującym strażnikom powiedział o tym dla kogo są beczki i łeb. Pewnie wezmą jakieś wozy ciągnięte przez krasnoludy i tak to przetransportują, a może jednak nie?
W każdym razie wydał polecenia oporządzenia koni , odstawienia wozów, zebraniu prywatnych rzeczy. W tym czasie liczył na to, że zjawi się ktoś kto będzie bezpośrednio od króla, bo jeśli nie... Cóż, Tamas zamierzał w takim przypadku zakwaterować ludzi po długiej podróży i wybrać się na 'poszukiwania' gońców, ale dopiero rankiem, gdyż było już późno na audiencje. Opłaty zrobi, w końcu miał fundusze na potrzeby jego grupy...
Rano będzie lepszy czas nie tylko na rozmowy, ale i przez noc będą mogli się pewnie nieco rozeznać w sytuacji. W tym przypadku liczył na kobietę.
- Jeśli masz rację to moja misja będzie prostsza, niż się obawiałem- no przynajmniej jeśli chodziło o zadanie od dowódcy...- dokończył w myślach, bo wciąż miał z tyłu łba słowa szamanki. Eh, przyszłość wydawała się dość niepewna.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

3
POST BARDA
Nie było żadnego poczmistrza, który przyszedłby od króla. Żaden strażnik także nie kazał im w tym kierunku jechać. Towary przeznaczone do króla jednak zostały do niego zebrane. Oczywiście dla potwierdzenia, krasnoludy sporządziły odpowiednią notatkę, by był dowód, że ktoś to zabrał. Łeb potwora został także zabezpieczony i zabrany w towarzyskie kilku strażników. Widać było po nich, że są niezadowoleni z takiego prezentu dla ich władcy. To jednak była misja dyplomatyczna i nie mogli narzekać...zbyt mocno. Wieść o tym, że przybył, zostanie przekazana przez żołnierzy do królewskich komnat. Nie musiał fatygować gońca.
- Jakby życie było tak proste. - odezwał się ktoś z jego drużyny, który usłyszał słowa Tamasa.

Zatrzymali się w gospodzie na noc, ale nie trzeba było mieć sokolego oka, by stwierdzić, że byli pilnowali. Joverna nie próbowała nawet wychodzić, a jeśli Tamas chciał ją przekonać do tego, szybko będzie wybijać mu ten pomysł z głowy. Argumentów miała pod dostatkiem. Chociażby taki, że jeśli ją złapią, cała jego misja może skończyć się niepowodzeniem, bo krasnoludy uznają, że coś kombinowała. Lepiej było zaczekać na wszystkich.

Rankiem za to nie musieli się martwić, jakie kroki zostaną podjęte. Do gospody przybył królewski posłaniec z wiadomością do Tamasa. Jeśli go nie było tak wcześnie w hali, ktoś z obsługi poszedł go wybudzić. Nie był on sam, a w otoczeniu kilku żołnierzy.

- Tamasie de Langre. Wysłanniku Orlej Straży. - Zaczął mówić poważnym tonem. - Król otrzymał informację o twym przybyciu i zgodnie ze starożytnym prawem, udzieli ci audiencji. Zapewnia, że dopełni wszelkich tradycji, które z nich wynikają. Możesz zabrać jedną osobę która będzie ci towarzyszyć na spotkanie. Wiedz jednak, że będziesz odpowiadał za czyny i słowa swego towarzysza. - To było ostrzeżenie, że król może nie tolerować pewnego zachowania. Zresztą, zapewne słowa wypowiedzenie potrzebnie. - Mam zadanie zapewnić wam bezpieczeństwo podczas transportu do królewskiej komnaty. Podarunki, które zostały zabrane wczoraj, zostały sprawdzone i dopuszczone do audiencji. - Dodał jeszcze informacje, by nie było wątpliwości, że zaginęły.
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

4
Ano proste nie było... Będąc na miejscu już w twierdzy krasnoludów zaczynał czuć presję, która naciskała mu na kręgosłup i uciskała łeb. Toż to zaraz spotka się z królem i będzie miał go przekonać do poparcia pomysłu jego dowódców. Na prawdę nie czuł się zbyt pewny przy tym zadaniu i zarazem w myślach błądziło, że jest na kapitalnym miejscu, aby to wszystko spierdolić.
Na razie jednak robił dobrą minę do złej gry, aż oczywiście nie wylądował w swojej kwaterze. Większość nocy przeleżał z zamkniętymi oczami, ale ogólne nerwy nie za bardzo opadały. Długa podróż jednak zrobiła swoje, a on zasnął niespokojnym snem.
Rano się wybudził z kogutami, chociaż takowych tu pewnie nie mieli, a także ciężko było kreślić godzinę. Był zmęczony, ale nie spodziewał się, aby czuł się lepiej po połowie przeleżanej jeszcze nocy. Przynajmniej zdecydowanie lepiej się ogrzał, niż śpiąc w namiotach rozbitych na wietrznym trakcie prowadzącym tutaj.
Jeść za bardzo nie chciał, ale wmusił w siebie coś pożywnego- chociażby owsiankę i to ciepłą. Oczywiście dał kobiecie spokój kiedy tylko zobaczył jak ich obserwują. W sumie to nic nadzwyczajnego, byli w końcu średnio pożądanymi gośćmi w twierdzy, zapewne wręcz uznawano ich obecność za pewien problem.

Na oficjalną część po prostu chwilę się wpatrywał w posłańca, a potem przeniósł wzrok na Jovernę, która już ruszając na tą wyprawę zapewne wiedziała, iż to ona będzie towarzyszyła Tamasowi na audiencji. Dlatego ledwie skinął jej głową, a potem doczekał końca wypowiedzi. Wstał z krzesła i spojrzał na chłopaków, albo któregokolwiek z jego ludzi, bo raczej już ktoś siedział.
- Joverna idzie ze mną, wy zostańcie i postarajcie się za bardzo nie niepokoić naszych gospodarzy.
Oznajmił, a potem znów spojrzał na posłańca i kiwnął głową.
- W porządku. Możemy ruszać.
I tak nie przełknie już niczego, a odwlekanie będzie też źle przyjęte, chociażby nawet miał teraz dostać sraczki z nerwów. W jego karierze nigdy nie musiał stawać oko w oko z królem, nawet jeśli ten król miał być bardziej kupcem, niż wojownikiem. Eh, niech to szczyny niedźwiedzi...
Mimo wszystko ruszył ruszając wraz ze swoją niepożądaną świtą. I tak pewnie z Joverną nawet nie porozmawiają przy takiej obstawie.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

5
POST BARDA
- W porządku dowódco. - Odpowiedział mu Kristin, który przyglądał się temu zamieszaniu z zainteresowaniem. Oczywiście mniej więcej wiedzieli, jaki to jest ich cel, jednak ślepi nie byli i wiedzieli, że to nie wygląda wesoło. Podenerwowanie Tamasa wpływało na resztę mimowolnie. Nic nie można osiągnąć, kiedy sytuacja emocjonalnie wymykała się spod kontroli. Ta cała procesja z posłańcem, choć wykonana w zwyczajnych krasnoludzkich zwyczajach miała coś, co mogło się nie podobać. Osoby, które przybyły z misją dyplomatyczną nie powinny być ugoszczone w zwykłym zajeździe. Niedopatrzenie? Ciężko powiedzieć.

Kobieta wiedziała, co się święci i dla pewności zostawiła broń chłopakom. Był to głównie miecz i sztylety. Poprawiła na szybko włosy i podczas milczącej dość podróży, obserwowała uważnie otoczenie. Podobnie, jak mężczyzna nie miała ochoty rozmawiać z racji na ilość świadków. I co było normalne w tej sytuacji, daleko było jej do spokoju. To wciąż sprawa, która miała sporą wagę, a dziewczyna nie była w żaden sposób przyzwyczajona do takich sytuacji. To, co Tamas nie wiedział, to pierwszy raz poczuła od bardzo dawna, że ma nogi z żelaza i każdy krok wymaga od niego sporego wysiłku mentalnego. Jak rozmowa przebiegnie? Tego nikt nie mógł powiedzieć.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

6
POST BARDA
Wracając do przybytku, gdzie mieli się zatrzymać, to Joverna prowadziła, która bezbłędnie przez wszystkie poziomy, jakby tutaj właśnie mieszkanie całe życie, a przynajmniej takie wrażenie można było odnieść. Korzystała jedynie z tych samych dróg, co ich orszak i nie próbowała zboczyć. Krasnoludzka stolica była swoistym labiryntem dla osób, które tu się nie mieszkały. Wiele poziomów, do których nie każda ścieżka wiodła albo wielkie pomieszczenia ze sporą ilością odnóg. Nawet ludzkie miasta nie bywały tak skomplikowane, jak to!

Kiedy dotarli na górny poziom, gdzie była ich karczma, zobaczyli scenę, która wydawała się dziwna. Grupka krasnoludów i gnomów stała nad kimś, kto musiał ewidentnie siedzieć lub leżeć, bo nie było widać tego kogoś i wydawało się, że go popychali lub kopali. Ciężko to było ocenić. W ich języka mówili do niego, acz choć słowa nie były zrozumiałe zbytnio, to pogardliwy ton był wyraźnie. Nie wyglądało, by mieli jakąkolwiek litość dla niego. Takie traktowanie u krasnoludów musiało oznaczać, że ktoś właśnie został wyrzucony z klanu i nie przysługiwała mu ochrona. Wyrzutek nie miał lekko w krasnoludzkim świecie.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

7
Po niezbyt udanym wystąpieniu u króla nie był zbytnio w humorze na jakieś przepychanki. Niemniej jednak w Orlej można było nauczyć się szacunku do każdego... No prawie każdego. Czymże zawinił sobie krasnolud, żeby być tak traktowany? Wątpił, aby popełnił ogromną zbrodnie, bo w tym przypadku raczej nie uszedłby z życiem.
Tamas spojrzał na Jovernę krótko a potem westchnął pod nosem i ruszył w stronę grupki, która najwyraźniej kogoś napastowała. Nie zrozumiał nic z ich mowy i teraz właśnie przeszło mu przez myśl...
- Rozumiesz coś z tego co gadają?
Zapytał kobietę przez ramię i niezwłocznie ruszył nieco żwawszym krokiem. Nawet jeśli wyrzutek jakiś to może okazać się bardzo pomocny chociażby po to, aby za parę miedziaków pokazał gdzie i co warto robić.
Jak już podszedł to górował nad zebranymi i rzucił spojrzenie ponad nimi na istotę, którą tak pomiatali.
- To tu się dzieje?
Zapytał niby obojętnie krzyżując ręce przed sobą w geście strażnika, który zamierzał zażegnać tlący się zalążek jakiejś bójki.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

8
POST BARDA
Zapewne sam Tamas nie pamiętał, ale Joverna sama mówiła mu wcześniej, że nie widzi tego pierwszego spotkania, jako sukcesu. Wynikało to głównie z jej doświadczenia, kiedy przysłuchiwała się, jak wyglądały negocjacje pomiędzy liderami gangów, a dwa - tutaj mieli rozmowę na znacznie wyższym szczeblu. Oczywiście to nie było tak, że nie przekonałby króla do swego pomysłu, była możliwość ale ciężka i trudna do znalezienia. Joverna także zastanawiał się nad tym wszystkim. Nie znała jednak brodatego ludu na tyle, by rozumieć coś więcej. Zasłona pozostawała dla niej nie do przesunięcia. Spojrzała szybko na Tamasa, a potem na grupkę.
- Pewnie tyle, co ty. - Odparła, bo nie znała krasnoludzkiego. Joverna urodziła się w Keronie i nie widziała potrzeby uczenia się innych języków. Wszystko, co potrzebowała na tamten czas, opanowała do perfekcji. Podeszła razem z nim i obydwoje zauważyli, nad kim tamta grupa się pastwiła. Był to chyba najbardziej niechlujny krasnolud, jakiego można była zobaczyć. Broda i włosy w nieładzie, brudny i co poczuli, śmierdzący. Tym, co go "wyróżniało" to podarte szaty kapłana.
- A co cię człeku to obchodzi? Wynoś się stąd. Nie twój zakichany interes. - Odpowiedział mu butnie jeden z młodszych krasnoludów, a reszta popatrzyła na niego, również nieprzychylnie. Joverna sama skrzywiła się nieco, widząc ofiarę w takim stanie. Przypomniały jej się obrazy z dzielnicy biedoty, skąd próbowała się wyrwać bardzo dawno temu.
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

9
No to fajnie, bo sam Tamas ledwie znał kilka zwrotów.... które w lwiej części było przekleństwami w krasnoludzkim języku. Nie miało to jednak znaczenia jeśli z góry widzieli co się właściwie działo, dlatego też nie zamierzał zmienić planów i podszedł do małej grupki. Odsłonili kranoluda, którego wygląd sprawił, że Tamas na chwilę przystanął jakby się na ułamek sekundy strapił. Dobrze pamiętał słowa szamanki i dopóki znaków realnych nie było to mógł się nie przejmować jej słowami, jednak teraz nagle został postawiony przed pierwszym z omenów. Szybko jednak zrobił parę kroków do przodu i się wytrącił. Decyzję musiał podjąć szybko, ale nie wahał się ani chwili. Wyniknie z tego albo bitka, albo młodziki zrozumieją, że nie warto zadzierać z kimś kto pod skórami miał zbroję Orlej Straży.

-Moja to sprawa skoro okładacie w grupie bezbronnego. Sugeruję go zostawić, idźcie sobie na piwo, albo do swoich. W innym przypadku uznam to za zaatakowanie jednego z moich podopiecznych.
Mocny argument i na pewno Joverna nie do końca go poprze... Niemniej jednak mógł go nazwać podopiecznym, a jutro go całkowicie wypuścić, aby zajął się swoimi sprawami. Musiał jednak przekonać się czy owy krasnolud w szacie kapłana nie był tym omenem... Chociaż Tamas na prawdę nie wierzył aż w takie przypadki. Kroczył na tory przeznaczenia i w pewnym sensie poczuł się nieco bardziej pewnie kiedy droga przed nim była nieco 'jaśniejsza'.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

10
POST BARDA
Joverna popatrzyła na Tamasa z niedowierzaniem, kiedy wypowiedział takie słowa. Słyszała w swym krótkim życiu naprawdę wiele, ale żeby ktoś ryzykował swoich zdrowiem dla jakiegoś nędznika i to jeszcze z obcej rasy? Nigdy. Nie zgadzała się z tą decyzją, bo według jedynie sam jedynie wystawiał się na niebezpieczeństwo. Wątpiła, co prawda by te młodziki mogły zagrozić Tamasowi, jednak wciąż miała sporo wątpliwości. Nie odzywała się jednak, by nie podważać jego autorytetu. Wiedziała doskonale, kiedy był czas na wyrażanie swojej opinii. A to zdecydowanie nie był on.

Otoczenie wokół nich zdawało się nie przejmować wymianą "uprzejmości". Krasnoludy zajęte były swoimi sprawami, a przynajmniej tak mogło się wydawać, bo czujne oczy strażników patrzyły na sytuację, a choć nie zatrzymali się, by powstrzymać rozwój sytuacji, Tamas i Joverna mogli mieć pewność, że zainterweniują, jeśli sytuacja przybierze niezbyt przyjemny obrót spraw. I mogli być pewni stronniczości gwardzistów.

- Gówno prawda. - odpowiedział hardo młodzik, bo reszta wydawała się wahać, jakoby słowa strażnika w jakiś sposób trafiły do nich. Może nie przekonały całkowicie do tego, by zrezygnować z tego, co robili, ale stracili motywacje do tego. Można to uznać za jakiś sukces.
- Pierdolisz człowieku. Gdybyś wiedział, jakim wiarołomcą jest ten krasnolud, nie przyszedłbyś mu z pomocą. Wypierdalaj więc stąd i wracaj do swoich ludzkich zadań, a sprawy prawdziwych krasnoludów, zostawiaj im. Chyba że chcesz w mordę? - I dla podkreślenia wagi swoich słów, uderzył pięścią w otwartą swoją druga dłoń, by pokazać, że rzuca mu wyzwanie i nie cofnie się, niezależnie co on powie. Co jedynie oznaczało, że kimkolwiek był ten nieszczęśnik w swoich szatach, utracił szacunek swoich braci. Widać to było po tym, że nikt nie chciał mu pomóc.
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

11
Ah, w wielu miejscach, już na pewno w większych miastach, każdy dbał o swoje zdrowie raczej obawiając się zatruciem od funta stali pod żebra, ale Tamas całe swoje życie spędził między szczeniakami i żółtodziobami, którzy dali się złapać i wywieźć do Orlich. Wiele z nich często było ledwie opierzona, ale ujadały jak mniejsze psy widząc większe osobniki od siebie. Zresztą niektórzy bezbronni obwiesie złapani do Straży za jakiś czas wykazywali się zdolnościami w twierdzy, dlatego Tamas postrzegał każdego jako potencjalnie wartościową istotę. Czasami narażenie się nieco może skutkować wdzięcznością w przyszłości...

Tamas wiedział, że strażnicy są w pobliżu, dlatego też nie zamierzał uderzyć jako pierwszy. Jeśli jednak zostanie zaatakowany to wtedy prawnie miał pełne prawo do samoobrony- oczywiście ważne żeby nie przekroczyć owej samoobrony. Plan był taki, żeby wyperswadować młodzikowi, że gra nie jest warta tej świeczki, ale jeśli to nie pomoże to wtedy pozostanie tylko szybkie wyjaśnienie, zanim strażnicy wkroczą.
No na razie krasnoludy nie były całkowicie przekonane, a raczej jeden z nich był nieco bardziej szczekający, gotowy do konfrontacji.
- To moja sprawa czy chcę zadawać się z wiarołomcami. Podejmij rozsądną decyzję czy chcesz narazić swoją facjatę na obicie za kogoś takiego, gdyż ja odpuścić nie zamierzam.- powiedział spokojnie i opuścił ręce. Nie przyjął żadnej pozycji, ale był gotów wycofać prawą nogę i ugiąć obie nieco, aby przygotować się na ewentualnego napastnika. Plan miał prosty, gdyż młodzik na pewno zamierzałby lecieć z łapami na Tamasa, a on zamierzał wyprowadzić mu jeden celny kopniak w klatkę piersiową, która mała nie była. Mógłby też mniej honorowo kopać w jaja, aby natychmiast zakończyć walkę, ale nie chciał też być postrzegany za kogoś tak niehonorowego... No ale oczywiście to spekulacje, zależy co krasnolud zamierzał zrobić.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

12
POST BARDA
Młody krasnolud, jak to zwało się takich - nieopierzony bo i broda króciutka, ewidentnie nie był typem, który słucha ostrzeżeń innych. Przekonany o własnych możliwościach, nie wiedział, jakie zderzenie go czeka ze skałą zwaną Tamasem. Nie uprzedzajmy jednak pewnych faktów. Wszystko po kolei.

Młody krasnolud, słysząc taką prowokację i to jeszcze od człowieka, nie mógł tego tak zostawić. Uśmiechnął się kpiąco, jakby człeczyna nie wiedział, w co się wpakował w tej chwili. Byli przecież w domu krasnoludów i to insze rasy winny podporządkować się ich zasadom, a nie na odwrót!
- Widać nikt nie nauczysz się szacunku! To nasz dom psia jego mać! Człeczyna nie będzie uczył nas, jak mamy się tu zachowywać! - Krzyknął głośno i rzucił się na niego, by mu zwyczajnie wklepać. To oczywiście przyciągnęło większą uwagę w okolicy, acz żaden z jego towarzyszy nie próbował mu pomóc. Niektórzy się bali, inni uznali, że byłoby niehonorowe rzucać się w grupie na jednego człowieka.

Atakujący krasnolud spotkał się z ciężkim butem człowieka, który kopnął go w klatkę. Nie wiadomo, czy to była jego siła, czy pęd napastnika, ale ten upadł na kolana i zaczął łapczywie brać oddech. Reszta pobiegła do niego, chcąc sprawdzić, czy wszystko było z nim dobrze. Nie tylko oni się zbliżyli, a także patrol strażników, którzy wcześniej obserwowali cale zamieszanie całkiem dyskretnie.
- Co tu się odwala? - Zabrzmiał niezadowolony głos krasnoluda spod hełmu, który groźnie łypał na całe towarzystwo. Widać po nim, że nie był zadowolony z tego, że musiał tutaj podchodzić.
- Nic... - Wypowiedział słabo młodziak, który z pomocą innych podniósł się na nogi. - Potknąłem się pechowo. - Dodał jeszcze, bo tak, jak człowiek był świadomy, że to on był tutaj na straconej pozycji.
- I tak ma tu być, na pierdolone demony. Spokój! - Zagrzmiał i ruszył dalej z patrolem. O ile ten nie zamierzał nic czynić z tym, co widział, tak młodszy krasnolud łypnął jeszcze na Tamasa ze wzrokiem, takim, że mógł być pewny, iż tej zniewagi mu nie popuści, a jak wiadomo, urazy to coś, co krasnoludy długo rozpamiętują. Nawet jeśli były z ich winy. Jeśli nie zamierzał przeszkadzać, odejdzie ze swoimi towarzyszami.

Nie widział tego, ale Joverna schowała swoje sztylety. Była gotów zrobić tu nieco większy bałagan, gdyby sprawy potoczyły się gorzej.
- Dlacze....dlaczego mi pomogłeś? - Odezwał się słaby i podpity głos krasnoluda, którego Tamas uratował. Teraz mógł zobaczyć, jak nędznie i kiepsko wyglądał. Próbował zakrywać swoja twarz przy pomocy kaptura, ale tak sporych siniaków nie potrafił całkowicie zakryć.
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

13
Cicho westchnął pod nosem, ale nawet się nie skrzywił na słowa tego kranoluda, po prostu przygotował się do tego, aby wyprowadzić kopa, który na szczęście go nie połamał, ale odczuł w nodze nadchodzącego napastnika. Cóż, poszło i tak znacznie bardziej gładko, niż mógłby się spodziewać. Młodzik wylądował na kolanach, a Tamas wykonał krok w tył i znów stanął w spokojnej pozie (opuszczone swobodnie ręce) nawet nie próbując szukać broni przy pasie, nie uznając sprawy na tyle poważnej, aby ta wymagała łapania za broń.

Pozwolił, aby sprawa została wyjaśniona bez jego udziału, co najwyżej złapał wzrok strażnika, ale nic finalnie nie powiedział. Ot, mógł zobaczyć znużenie człowieka co najwyżej, a żadnej wrogości. Potem Tamas odprowadził grupę młodych kranoludów wzrokiem i oczywiście najwięcej patrzył na prowodyra, żeby nie spróbował jeszcze jakiejś głupoty jak chociażby nagłe wyciągnięcie sztyletu... Nic się jednak nie stało i wielkolud mógł spojrzeć na kranoluda w ubraniu kapłana.
-Co prawda dysponuję zaledwie szczątkową wiedzą o przebiegu tego wydarzenia... Jeśli jednak to miasto traktuje wyrzutka w taki sposób, czuję się w pewnym obowiązku, aby takiemu pomóc.- powiedział swobodnie i podszedł nieco bliżej, klękając obok nieznajomego. Nie musiał mu wspominać o duchach i losie, który to miał ich wiązać, ale mógł okazać się zwyczajnie przyjacielski wobec nieznajomego, którego jego zdaniem niesłusznie tak potraktowano- Jesteś w stanie wstać? Tutaj w pobliżu zatrzymaliśmy się z kompanami. Wykąpiesz się i zjesz, a potem opowiesz mi może nieco co właściwie się stało. Co ty na to?
Zapytał oczekując. Najwyżej mu pomoże. Nie takich śmierdzieli już widywał, zresztą czasami zółtodzioby często robiły sobie żarty przy latrynach, gdzie zwykłym przypadkiem wrzucano nieszczęśnika w mocz i kał kompanów, a umyć się mogli dopiero wieczorem, więc zapach gówna u nowicjuszy bywał dość typowy. Zresztą higiena u wielu klęczała i kreśliła znaki religijne nogami.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

Górny poziom

14
POST BARDA
Krasnolud popatrzyła na niego, jakby nie dowierzał w to, co słyszał. Człowiek okazał mu więcej współczucia niż jego pobratymcy... Choć zasłużył sobie na takie traktowanie. Nie miał siły, by walczyć, a wrodzona upartość nie pozwalała mu umrzeć. Los nie był dla niego łaskawy i widać to była w oczach tego przedstawiciela brodatej rasy. Coś złamało jego ducha i jedynie ślepiec by tego nie dostrzegał. Takie zachowanie młodzików nie mogło mu nic zrobić w jego głowie, bo ciało było już obojętne.
- Poprosiłbym cię, byś mnie zostawił, ale widzę w twoich oczach, że nie odpuścisz. - Odpowiedział słabo, bo jakoś nie dowierzał w ten cały obowiązek. Nie rozumiał i chyba nawet nie musiał. Było to mu już obojętne.
- Ostrzegłbym cię, że to kiepski pomysł zadawać się ze mną, ale raczej nie posłuchasz? - Dodał jeszcze, powoli wstając, ukazując to, jak wytrzymałe potrafi być krasnoludzkie ciało. Mogło znieść naprawdę wiele, gdzie człowiek już dawno poskładałby się kilka razy. Burczenie w brzuchu tego kapłana chyba było wystarczającą zgodą na to, by ten się nie sprzeciwiał.
- Zgoda. - Powiedział krótko, bo jak widać, istniały argumenty, które były na tyle silne, że nikt z nim nie dyskutował. W tym wypadku głód wsparty mocną dawką alkoholu.

Joverna patrzyła na to wszystko i nie wierzyła. Pierwszy raz nie trzymała się go blisko. Spojrzenie mówiło jedno: "Oszalałeś?" Nie chciała wracać do tego, przed czym uciekała, a ten krasnolud przypominał jej o tym całym sobą. Nie można było się spodziewać także empatii po zabójczyni. Jeśli tylko by mogła, odwróciłaby się od tego wszystkiego plecami...i w sumie tak zrobiła. Skierowała się do karczmy, by uprzedzić o niespodziewanym towarzyszy.

Razem z Tamasem udali się do przybytku, by załatwić dla dawnego kapłana kąpiel i jadło. Udało się to bez problemów ze strony obsługi. Jeśli Tamas nie pamiętał drugą część przepowiedni, dotyczącej tego krasnoluda, to chyba właśnie nadeszła chwila, gdzie pamięć została odświeżona. Jego drużyna nie była zadowolona i prawie jak jeden mąż (lub żona) "atakowali" go słownie, pytając, co mu odbiło, że mu pomaga komuś takiemu. Używano do rozmaitych tonów i ubierając to w różne słowa, ale sens pozostawał ten sam. Oczywiście jeszcze Joverna musiała dodać, co jedynie wzmogło dyskusję nad sensem tego.
- Zamierzamy prosić krasnoludy o pomoc, a ty zadajesz się z wyrzutkiem? Jak niby ma nam to pomóc? Prędzej zaszkodzi naszej sprawie. - Co oczywiście zostało wychwycone przez innych, którym to oczywiście się to nie podobało.
Licznik pechowych ofiar:
8

Górny poziom

15
Prawda była taka, że Tamas nie był zbyt wielkim altruistą, gdyż przeważnie zdawał sobie sprawę, że zdecydowana większość tych, którzy tak kończyli, zwyczajnie na to zasługiwała. Nie płakałby nad losem gwałciciela kobiet, jakichś wiarołomców, morderców dla własnej korzyści... No ale nie wydawało mu się to przypadkiem, że właśnie tak przewidziała to szamanka. Wątpił, aby to miało być jakimś figlem wobec niego, bo i dlaczego kobieta miałaby zrujnować mu raptem kilka opinii w bractwie? To nie miało sensu, a jednak przepowiednia się sprawdzała... na razie. Miał wątpliwości nadal, ale wolał zrobić coś w krok nieco jaśniejszej drogi, niż wrócić do karczmy i gdybać o tym co mogą zrobić dalej, nie mając bladego pojęcia o tym co faktycznie zrobić mogą.
Na pierwsze zruszył ramionami, na drugie już się wypowiedział...
- Moja babcia zawsze mówiła, że innym trzeba pomagać, bo jak sami będziemy potrzebowali pomocy, to ona do nas zawsze przypłynie. Może z innego portu, ale przypłynie.- nie żeby dobrze pamiętał słowa babki, ale coś na poczekaniu wymyślił, aby też nie brzmiało zbyt płytko. Lepiej tak, niż przyznanie się do pewnej wiary w przeznaczenie.
A i owszem, argumenty mogły być różne, ale ktoś w nędzy raczej przyjmie odrobinę pomocy, nawet jeśli miała się skończyć na tym, że krasnolud zje, umyje się, pogada, napije się i zniknie nie pozostawiając po sobie nic więcej. Nie miało to znaczenia, gdyż Tamas też nie oczekiwał natychmiastowych zmian w wytyczonym kursie ku jakiemuś rozwojowi wypadków. Żaba nie zamieni się w księcia- jak to bywało w bajkach dla szczyli, a on zdecydowanie nie był księżniczką i nie zamierzał całować nikogo, a już szczególnie krasnoludów.

Wielkolud nie patrzył na Jovernę więc i się zbytnio nie przejął tym jak oddaliła się od niego kiedy szedł z tym, któremu raczył pomóc.

Smrodliwy krasnolud poszedł się myć, a Tamas niewzruszony zamówił piwo i sobie popijał słuchając zaczepnych odzywek zdziwionej kompanii. Wtedy się nawet lekko uśmiechał na to ich wspólne ujadanie, bo szczerze mówiąc nieco go to bawiło.
- Nie wiedziałem, że mogę tak sprawnie połączyć całą drużynę. Śpiewacie równo jak w chórze... Wiecie... kiedy ktoś inny upada nisko, niektórzy nie mogą się oprzeć pokusie, by wdepnąć go w ziemie i przydusić butem, zamiast pomóc mu się chociaż na chwilę podnieść. To podłe, lecz taka w dużej mierze jest nasza ludzka natura, tak myślę... Kosztuje to parę miedziaków i to jeszcze nie waszych własnych, a i wasze nogi śmierdziały jak on przed kąpielą po tej podróży. Nie dramatyzujcie, panowie.
Rzucił reszcie spokojnie i nieco zbywając machnięciem ręki. Przecież nie zrekrutował tego wyrzutka, a zachowywali się zupełnie jakby tak właśnie uczynił.
Na Jovernę nieco przymrużył oczy i na nieogolonej twarzy pojawił się lekki grymas.
-Nie jestem głupcem wędrującym w czasie ani bogiem zahartowanym przez milenia. Nie jestem oszustem czy złodziejem w czarnej pelerynie ani włóczęgą. Mam sumienie i szczątki altruizmu. Potrafię rozróżnić dobro od zła, czynić czasem lepsze, czasem gorsze rzeczy... Wiem, co robię, szczególnie jeśli cena tego jest niezbyt wygórowana. Jeśli nie podzielasz mojego zdania i plujesz na moje wybory, będziesz miała pełne prawo ocenić moje poczynania i opowiedzieć Valenciusowi jak postępowałem kiedy już wrócimy do twierdzy. Oto odpowiedź dla ciebie. Zrób z tym, co zechcesz.
Nie podniósł głosu, ale był nieco chłodniejszy tym razem. Wszystko miało swoje granice, nawet rozbawienie z tego jak wszyscy podważali tak niewielką rzecz... Szczególnie, że to mógł być dopiero początek problemu z tym krasnoludem.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”