Dom & Kuźnia Thelina.

1
Dom Thelina jak i jego rodziny, znajdował się nieopodal rynku, przy jednej z bocznych wschodnich uliczek. Furtka i ogrodzenie to połączenie ciosanego surowego kamienia, jak i metalu zdobionego w wzory ptaków i zwierząt między przestrzeniami kamienia.
Drużka prowadząca do posiadłości również wykonana z ciosanego kamienia ułożonego w równe płyty. Same domostwo było wydrążone w skale. Dwupiętrowy budynek o białych ścianach i niebieskich okiennicach. Na parterze znajdowała się mała sień. Z niej wchodziło się na korytarz, z którego w lewo wchodziło się do przestronnej kuchni ze stołem dla domowników, królestwa pani domu. Dalej po tej samej stronie znajdowała się łazienka z toaletą. Na wprost korytarza była duża izba pełniącą zadanie pokoju dziennego. W nim na pułkach z drewna wisiały wyroby wykonane przez rodzinę Talosów z dziada pradziada, pamiątki jak i historia rodu. Na środku duży dębowy stół. Natomiast na piętrze cztery pokoje w tym jeden dla gości. Wszystkie wykonane skromnie, acz funkcjonelnie. Po dwa pokoje na każdą że stron piętra.


§Kuźnia od wieków§
Głosi napis wykonany na dębowym szyldzie przed wejściem do kuźni, leżącej na lewo od domostwa. Tylna ściana wykonana z jednego bloku kamienia, w którą wkomponowany jest duży pięć z paleniskiem. Obok jest duży miech, połączony systemem bloczków i lin, z pedałem przy wroncie paleniska, który można obsługiwać nogą co powoduje pracę miechu. Dwa kowadła małe i duże ustawione na pniakach. Koryto z wodą do hartowania. Po lewej stół. Narzędzia wiszą na ścianie z kamienia podstawowe narzędzia Kowala jaki te specjalistyczne. Dach wykonany z glinianych dachuwek przypominających gont w kolorze czarnym. Oparty na kamiennych filarach pomiędzy którymi nie ma ścian. Wszystko wygląda trochę jak altana. To królestwo Thelina jak i jego ojca. Wyrabiają przedmioty codziennego użytku jak i miecze, zbroje na zamówienie. Wszystko z dokładnością i pietyzmem, klient ma być zadowolony, lecz nie lubią jak w pracy są poganiani.

Dom & Kuźnia Thelina.

2
Jesień, Rok 90
Już od dawna nie pracowaliście wspólnie nad jednymi zleceniami. Miałeś wystarczająco doświadczenia, by przyjmować własne zamówienia i pracować samodzielnie, albo dzielić robotę z ojcem. Nie oznaczało to, że czasami nie trafiały się pojedyncze zamówienia, do których jeden kowal to stanowczo zbyt mało. Zdarzało się, że musiałeś czasem ojcu asystować przy stukaniu w kowadło. Kultywował tradycje, tak samo jak i ty. Było tak zwykle przy zamówieniu, które dochodziło z piętra krasnoludzkiej arystokracji. Robił to z troski, bo nie chciałby by, coś poszło nie tak. Tak się złożyło, że trzy dni temu twój ojciec otrzymał zlecenie na wykonanie pancerza reprezentacyjnego dla jednego z krasnoludzkich możnych i prace nad takowym trwały pełną parą, a kuźnia niemal nie była zamykana. Trudno się dziwić. Zysk z wykonania tak porządnej i drogiej zbroi, nie był mały.

Było rano. Dla ciebie Thelinie zaczynał się dzień jak każdy inny. Poprzedni, w dużej większości, jak i wcześniejsze, spędziłeś w pracy nad jednym z mniejszych zamówień, teraz pozostało ci czekać na ocenę i efekty twojej pracy, bo otóż właśnie dzisiaj wykonany przez ciebie miecz miał być odebrany. Pamiętasz doskonale, że zlecenie przyszło zupełnie z góry, na pewno z powierzchni, bo odbiorcą miał być człowiek i wedle tego jak się umówiliście, jeszcze przed wieczorem miał odebrać zamówienie. Na samą myśl się cieszyłeś. Mimo dużo większych zdolności, ty, konkurowałeś z inną kuźnią, a właściwie zakładem od wszystkiego. Ten znajdował się kilka poziomów niżej, a obsługiwana była przez wysoką elfkę, do której zazwyczaj przychodzili ludzie i inne nie krasnoludy z niższych poziomów. Miała taniej, ot cała tajemnica. Poza tym ludzie doceniali elfi kunszt i robotę, której ty, czy nawet twój ojciec, nie mogliście zapewnić. O ile była konkurencją dla ciebie, to twój ojciec był w zupełnie innej lidzie i jak to mawiali inni rzemieślnicy. "Mogłaby mu buty lizać" Kobieta na pewno była zazdrosna o to jak sobie z ojcem radzicie, a ona musi sprzedawać taniej, bo jest elfką i w dodatku kobietą. Ten konflikt trwał już od jakiegoś czasu, podejrzewałeś nawet, że te plotki na niższych poziomach, które wyraźnie urągają twojemu honorowi, twierdząc, że twój ojciec nawet nie jest twoim ojcem, bo jesteś duży jak na krasnoluda... I temu zaprzeczyć nie mogłeś, bo i w większości miejsc musiałeś się schylać. Był z ciebie kawał krasnoludzkiego chłopa, po prostu. Twoja matka krzątała się po domu, jak zawsze przygotowywała się do wyjścia na targ, oraz na jeden z okolicznych poziomów gdzie znajdowały się w miarę bezpieczne hodowle grzybów i innych podziemnych roślin, gdzie mogła dokonać zakupów, umożliwiających jej dalszą pracę. Kuźnia była wasza - ona nie pracowała w domu. Jakby się tak zastanowić to rzadko odwiedzałeś matkę w pracy, głównie za sprawą twojego umiłowania kuźni. Byłeś jednak pewny, że radzi sobie dobrze w klinice.

Obudziłeś się, dzisiaj wyjątkowo późno, bo była godzina dziewiąta. Kilka minut i krzątająca się po domu kobieta również wybyła, a tobie towarzyszył odgłos działającej kuźni, stukającego młotka o kowadło, czy buchającego ognia, do którego przywykłeś. Czemu było tak późno? Może to był efekt krasnoludzkiej przepalanki (a może to było tylko mocne piwo?), której wczoraj się napiłeś ze swoim przyjacielem Tymarem. Jeśli nie leżał gdzieś na ulicy pijany... To pewnie spał w domu, tak długo jak ty. Jak zamierzasz spędzić ten dzień, Thelinie?

Dom & Kuźnia Thelina.

3
Podekscytowanie z powodu wykonania w pełni samodzielnego zamówienia, dla człowieka z powieszchni było nie doopisania. Czego dowodem było oblewanie wraz z Tymarem zakończenia prac nad zamówieniem. Rzadko się zdarzało by Thelin wstawał tak puźno, zawsze skoro świt był na nogach i szedł do kuźni pracować. Ubrał się, przemył, zjadł szybkie śniadanie z domowym mięsem. Sprawdził sakwę u pasa i swój młot bojowy bez którego nię nie ruszał, miał go na plecach.
Wyszedł przed dom, po posesji niosły się dźwięki młota stukającego w kowadło. To ojciec wykonywał kolejne zlecenie, jak zwykle z pełnym poświęceniem. Talos postanowił pujść na rynek, poszukać po przydrożnych rowach gnomiego przyjaciela, który miał słabszą głowę, a wczoraj pili mocne krasnoludzkie piwo "Mocarz". Chociaż miał nadzieję, iż kompan do picia śpi u siebie w domu, a nie gdzieś w rynsztoku. Na placu słucha rozmów, straganiarzy i wita się z znajomymi. Nasłuchuje też nowych plotek na swój temat, podsyłanych przez elfkę zniższych poziomów. Pamięta by wrócić do siebie na czas, by przekazać miecz nabywcy. Teraz ma chwilę dla siebie.

Dom & Kuźnia Thelina.

4
Jesień, Rok 90
Pierwsze kilkanaście minut po przebudzeniu spędziłeś na rzeczach dość zwyczajnych, od których należało rozpocząć dzień. Ot, przygotowałeś się, napełniłeś żołądek... No, ale właśnie, czym? Przygotowanie śniadania nie zajmowało chwili, Kuchnia, zwykle miejsce, do którego nie zaglądałeś na długo, stało się twoim porannym królestwem. Ojcem nie zaprzątałeś sobie głowy, siedział w kuźni, coś robił - był wyraźnie zajęty. Przygotowałeś sobie więc posiłek, sam. Głównym jego składnikiem było mięso, nie brakowało ci też wczorajszego pieczywa, znacznie mniej przychylnie patrzyłeś na ogromne ilości marynowanych grzybów, które trzymała twoja matka w niewielkim składziku piwnicznym. Prawdziwy facet, by mieć siłę, musiał dobrze zjeść, to też jedzenia wam nie brakowało. Spędziłeś tak jakieś, może dwadzieścia minut nim oporządziłeś się i skończyłeś jeść - samo jedzenie z tego zajęło najmniej. Byłeś gotowy, by opuścić kuźnię i udać się w miasto - jeśli chciałeś. Twój ojciec akurat czymś się zajmował, z jakiegoś powodu, może właśnie z szacunku do jego pracy zupełnie go wyminąłeś, nawet się z nim nie witając. On był zbyt zajęty stukaniem w kowadło, by nawet zdać sobie sprawę z tego, że wychodzisz, bo akurat gdy przekraczałeś próg waszej posesji - ten nagrzewał fragment metalu nad paleniskiem.

Opuściłeś więc okolicę swojego domu i znalazłeś się na ulicy jednego z pięter krasnoludzkiej metropolii. Nawet niedaleko twojego zakładu, jak już wygramoliłeś się z uliczki, mogłeś zobaczyć inne domostwa i zakłady. Tak - to była dzielnica, w której mieszkali również inni krasnoludzcy rzemieślnicy. Nie wszyscy byli kowalami, znajdowało się tutaj przynajmniej kilku, którzy poświęcali swój czas jubilerce, czy innym wyrobom z dziedzin czysto technicznych - choćby z kamienia, czy nawet sprowadzanego do podziemia drewna. Na każdym kawałku ulicy widać było lampy rozświetlające najbliższą okolicę. Nie zajmowałeś się jednak innymi mieszkańcami dzielnicy. Ruszyłeś prosto na targ. Ten znajdował się blisko, bo kilka ulic dalej, które mogłeś przejść w przeciągu kilku minut, wystarczyłoby, poniosły cię tam nogi. Pierwszą rzeczą, jaką postanowiłeś zrobić, było poszukanie swojego przyjaciela, z którym sporo wypiłeś. Ruszyłeś na targ i patrzyłeś, to w lewo, to w prawo. Nigdzie go nie widziałeś, ani po drodze na targ, ani w okolicy samego targu. Rowów żadnych nie uświadczyłeś, chyba że mowa o tych, do których zrzucano nieczystości, które spływały później grawitacyjnie na najniższy poziom, na jedną, wielką kupkę śmiecia, zwaną ogromnym śmietniskiem.

Sam targ był obszernym miejscem, gdzie w środku rozstawiali się różni handlarze, ci z powierzchni, oraz ci tutejsi. Więcej bywało tutaj gości, bo sklepikarze z samego Turonu, prowadzili raczej stałe interesy, w konkretnych budowlach, na rogach targu. Był tam między innymi sklep ze skórami istot żyjących w tunelach należący do Bhelena. Sklep z różnościami prowadzony przez Vastię, no i nie mogło zabraknąć sklepu, który prowadziła rodzina Tymara. Oni byli specyficzni, nie prowadzili oddzielnie zakładu, zresztą nie musieli, bo zajmowali się wyrabianiem wytworów drewnianych, oraz ozdabianiem gotowych już przedmiotów z drewna. Interes twojego gnomiego przyjaciela nie należał jednak do najbardziej dochodowych. Wydawałoby się, że zawsze znajdzie się materiał i możliwość wystawienia na sprzedaż, nic bardziej mylnego. Drewno było tutaj drogie i zazwyczaj ograniczali się do ozdób na zamówienie, a to... Nie przynosiło tylu zysków, ilu mogło. Na samym środku, prócz osób z powierzchni, handlowali również tutejsi, którzy wystawiali swoje stragany na dziś i je zwijali, nie opłacało im się opłacać budynków czy płacić za wynajem lokali. Tutaj byli to handlarze ubraniami z krasnoludzkim splotem, niezmiernie twardym. Dodatkowo sporo handlarzy z mięsem i innego rodzaju jedzeniem. Zdarzali się nawet naciągacze, którzy handlowali podróbkami, tych przeganiała zwykle straż... Gorzej, jak taki wszedł pomiędzy ludźmi z powierzchni i tak naciągał.

Ciężko było dostrzec znajomych w tej zgrai ludzi. Pełno tych, którzy rzeczy kupowali i sprzedawali, a z handlarzami wiadomo jak było. Im częściej kupowałeś, tym bardziej lubianym klientem byłeś. Akurat był dzień targowy, to i ruchu co niemiara. Tak się rozglądałeś i miałeś jakiegoś pecha - nie wypatrzyłeś żadnego ze swoich znajomych, których mógłbyś nazwać bliższymi. Na pewno nie miałeś przyjaciół pośród innych kowali, a mogłeś winić za to poniekąd swoją własną izolację i to, że nie miałeś powodu, by ich lubić. Żaden przecież nie poczuwał się na tyle, by ci imponować. No bo kim byłeś by próbowali? W trakcie przechadzki zacząłeś podsłuchiwać jedną rozmów pomiędzy dwójką ludzi, nie krasnoludów.

– No i wtedy zacząłem się krztusić — Mówił pierwszy z nich, widziałeś, że nosił zwyczajne ubrania wykonane w krasnoludzkim stylu. Nie wyglądały na szczególnie zdobione. On sam miał czarne włosy i dosyć chudą, pociągłą twarz, cały był takich chudy i wyciągnięty. Dałbyś mu może z metr siedemdziesiąt. Był wyższy od ciebie, podczas gdy ty byłeś wyższy od innych krasnoludów - był straszliwie wysoki.
– Ta? Może powinieneś jednak iść do tej zielarki u nas. Da ci jakieś ziółka i wykrztusisz tego gluta, czy coś... — Mówił drugi, również ciemnowłosy, krótko ostrzyżony tak jak i ten pierwszy. Mniej więcej twojego wzrostu, ale nie tak barczysty jak ty. Ten z kolei miał widoczny sztylet przy skórzanym pasie, a ubrany wcale nie był inaczej od tego pierwszego. Widziałeś ich pierwszy raz na oczy.
– Wiesz co? Nie wiem, czy warto, jakoś mi lepiej się robi, samo pewnie... — Słuchałeś ich rozmowy, ale żaden był z ciebie cwaniak, to i robiłeś to oscentacyjnie na tyle, że rozmowa została przez nich przerwana, a dwie pary oczu spoczęły dosłownie na tobie.
– Chcesz czegoś? Chyba się nie znamy. — dodał niższy z osobników, patrzył na ciebie, to na młot w twojej ręce. Obserwował.

- Rynek Turoński - ///pisz tam w temacie
Chudzielec
Gość ze sztyletem

Dom & Kuźnia Thelina.

5
Jesień 91r. III Ery

Przez ostatni rok interes szedł niemrawo w rodzinnej kuźni Thalosów. Zapotrzebowanie na broń było rzecz jasna zawsze. Zwłaszcza na trawionych demoniczną plagą ziemiach Północy. Jednak krasnoludzia kontrofensywa którą obiecano brodaczom praktycznie od dnia w którym odparli czorty tuż spod bram samej stolicy zdawała się postępować niespiesznie. Ekwipunek i racje zebrane w przygotowaniach do wymarszu przez ostatnie lata leżały w magazynach, skrzyniach lub wisiały nad kominkami. Słowem... wykuto za dużo, za szybko i nie było na czyich łbach połamać żelastwa. Niewielu kwapiło się z zakupem kolejnego ostrza. Ale tak to bywa w biznesie. Są lata grube i lata chude. Podobne problemy targały również inne interesy. Zastrzyk pracowitości spowodowany perspektywą odbicia utraconych ziem, wiosek i fortec zderzył się z chłodnymi faktami. Krasnoludy były znane ze swojej zawiści... ale i upartości. Na tronie królestwa Turonu zasiadał zaś najpewniej najbardziej uparty brodacz z nich wszystkich.

Król Vonram znany był ze swojej ostrożności. Przesadnej wręcz zresztą. Wojna postępowała powoli z jego bezpośrednich rozkazów, wojska częściej obozowały niż maszerowały i wieści o odzyskanych włościach przychodziły tak rzadko, że mieszczanie żartowali, iż szybciej daliby radę zbudować nowe. Wojska jednak szły. Krew spływała po ośnieżonych ziemiach Północy. Nikt nie mógł zanegować, że król obronił stolicę i robił wszystko by chronić też swoich żołnierzy. Starsze i bogatsze krasnolud chwaliły jego ostrożność. Wszak kolejna porażka mogła być ostatnią. Nasilały się jednak głosy pytające jak długo obecny stan rzeczy się utrzyma. Być może trzeba było poświęceń właśnie teraz? Może należało odepchnąć czorty aż do granic sprzed inwazji? A może granic z okresów świetności królestwa? Może powinni podejść pod samo Morlis? A może w iście straceńczej ofensywie sięgnąć po samo źródło demonicznej plagi? Czy ryzyko wystawienia stolicy na kontratak było warte śmierci wszystkich czortów? Coraz więcej krasnoludów stwierdzało, że tak. Coraz więcej nie myślało nawet o utracie stolicy. Turon nie upadł i nie upadnie wszak nigdy. A niemal każdy stracił kogoś z krewnych przez czorty. Radykalizm wypełniał zakamarki stolicy gotując powoli krew w żyłach nawet u posiwiałych nestorów. Pytanie tylko na kogo ów gniew miał zostać skierowany.

***
W tych dość niewesołych realiach przyszło Thelinowi samotnie doglądać sklepu. Każdy w stolicy zdawał się być gotowy rozłupać komuś głowę toporem... ale i każdy miał topór więc nie było już prawie dla kogo kuć. Piec był zgaszony, narzędzia odłożone i pracownie wypełniała cisza. Ojciec udał się przez wielki Tunel, aż do portu stolicy po dostawę jakiegoś rzadkiego drewna z archipelagu... i Pan Lodu raczył wiedzieć kiedy dokładnie wróci zważywszy na fakt, że Tunel był sporadycznie blokowany. Czy to przez podziemna paskudztwa przeżerające się przez jego ściany, czy to do remontu konkretnej sekcji... czy to dlatego, że jakiś niedoświadczony woźnica zderzył się z drugim i zatarasowali cały przejazd. Oczywiście fakt, że Tunel ciągnął się całymi milami też był ważnym czynnikiem. Los chciał jednak by kowal miał tego dnia jakieś towarzystwo... nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie napawało ono optymizmem.

Figura która pojawiła się w kuźni była niska i barczysta. Niewątpliwie krasnolud... lub naprawdę spasiony, krępy i brodaty niziołek. Dlaczego rzemieślnik nie mógł być tego pewny? Otóż stojąca przed nim postać narzucony miała na siebie długi czarny płaszcz z kapturem. Nie wędrowny płaszcz. Po prostu płaszcz. Płaszcz jaki nosili ci, którzy próbowali być niezauważeni i nierozpoznani... kosztem wyglądania niezwykle podejrzanie i bycia zauważalnym wszędzie gdzie nie było ciemno jak w norze kreta. Czyli działał w niektórych zakamarkach Turonu. Postać podeszła dość niepewnym krokiem do kowala i spod kaptura wydobył się brzmiący dość młodo głos.

- Mistrz Talos? Przychodzę ze zleceniem dla waszego warsztatu. Młot bojowy. Z adamantu. Możliwie najlepiej wyważony, zahartowany, najlepszy piec, węgiel, zioła, runy... cokolwiek co waszmość zna i co wzmocni ducha walki oręża. Na kiedy mistrz gotów by był twór takowy uczynić?

W słownictwie i akcencie tajemniczego jegomościa było słychać wyższe sfery... z domieszką dziwactwa. Zaś w kwestii wypowiadania się o broni... albo nie wiedział o czym mówi albo subtelnie obrażał kowala w jego własnym warsztacie sugerując, że spod jego rąk może wyjść źle wyważona broń. A może zleceniodawca sam nie wiedział czego dokładnie chce. Wszak nie sprecyzował nawet jakiego rodzaju młot pragnął. Ton głosu sugerował jednak, że jest śmiertelnie poważny i przekonany do tego co powiedział.
Spoiler:
Spoiler:

Dom & Kuźnia Thelina.

6
Od kiedy ojciec Thelina wyruszył po rzadki gatunek drewna do stolicy, mało kto odwiedzał rodzinną kuźnię. Polityka nie interesowała krasnoluda, wszak jej skutki były odczuwalne dla lokalnej gospodarki, ofensywa się przeciągała, a drobni przedsiębiorcy nie zarabiali już tak dobrze.
Czasem zaglądał do baru lubił zwilżyć usta raz na jakiś czas krasnoludzkim trunkiem. Tak mijały dni, spokojnie, żeby nie powiedzieć nudnie. Thalos nie pamiętał już kiedy ostatni raz rozpalał piec, smutny był to widok. Niegdyś pięć płonął żarem na okrągło.

Gość, który odwiedził młodego krasnoluda wyglądał na jego pobratymca, lecz tego nie był pewien. Może była to osoba z wyższych sfer, arystokracji. Jej słowa brzmiały pokrętnie.
- Po pierwsze młotów bojowych jest kilka rodzajów. Mogą być duże ciężkie z obu stron wyglądają jak młoty, też jedna strona może być ostra jak koniec kilofa. Mogą być też mniejsze. - powiedział słowem wstępu.
- Co do ducha oręża, wierzę, że bardziej jest ważny duch wojownika dzierżący dobrze wykonany oręż. Adamant jest cennym i rzadkim metalem. Zioła mogą nadać efekt jak np. zatruć broń. Runami się nie zajmuję, runy można potem na broń nałożyć. Mam trochę Adamantu, co mogłoby wzmocnić broń. Lecz takowa broń będzie i tak kosztować - dodał po chwili. - Myślę dwa tygodnie i byłby gotów. Teraz kwestia ceny i jaki rodzaj młota bojowego by panu pasował? - Spokojnie dodał, chwytając się obiema rękami za pas.

Dom & Kuźnia Thelina.

7
POST BARDA
Tajemniczy nieznajomy z początku nie odparł nawet słowem na pytania kowala. Miast tego jego dłoń powędrowała między poły płaszcza by po chwili z głośnym szelestem i brzdękiem wyciągnąć spod niego niewielką sakwę. Był to widok zgoła przyjemniejszy od noża lub kuszy... jednak jej zawartość okazała się równie jeśli nie bardziej szokująca. Na ladę wysypały się z niej bowiem dwie sztabki adamantu. I to nie takie jakie trzymali jubilerzy, kowale i metalurdzy pragnący użyć metalu w mniejszych ilościach jako wzmocnienia do zahartowanej stalowej broni. Te konkretne wyglądały jak świeżo obrobione i wywiezione z kopalni. Nie przycięte jeszcze do celów komercyjnych. Nie było na nich nawet pieczęci. Noszenie czegoś takiego w sakiewce i bez jakiejkolwiek obstawy nasuwało zdecydowanie wiele pytań. Czy jego zleceniodawca był szalony? Czy też pewien, że nikt nie byłby zdolny go okraść? Skąd w ogóle wziął prawie że surową rudę w takich ilościach? I przede wszystkim... czemu przyszedł z tym zleceniem akurat do niego? Kolejne słowa nieznajomego nie wyjaśniły żadnej z tych zagadek. Przeciwnie. Rodziły kolejne.

- Nie interesuje nas wzmocnienie broni odrobiną rudy. Admant ma stanowić większość oręża. Głownia wykonana winna być z tych konkretnych sztab z domieszką czego tylko mistrz uzna za słuszne. Rękojeść, wykończenia, sposób hartowania... to pozostawiamy w waszej gestii. Jeśli chodzi o kształt głowni... niech mistrz sam zdecyduje jaki kształt zna i potrafi wykonać najlepiej.

Następnie sięgnął ponownie pod poły płaszcza dobywając tym razem coś co wyglądało na regularny mieszek. Płótno uderzyło o kamienny blat z głośnym i miłym dla ucha dźwiękiem. Wyćwiczony latami pracy nad brzęczącym metalem słuch krasnoluda był pewien, że sakwa wypchana była srebrem. Obok zaś sakwy nieznajomy położył coś co wyglądało na pęknięty medalion.

- Dwieście pięćdziesiąt koron. Winno starczyć na zaliczkę? Drugie tyle przyniesie mój znajomy za dwa tygodnie. Poznacie go po medalionie. Będzie miał drugą połówkę. Chyba że...

Tu głos nieznajomego nabrał typowej krasnoludzkiej handlowej intonacji, która często zakradała się do gardeł nawet najbardziej szanowanych i dostojnych brodaczy gdy interes zaczynał nabierać barw. Wszak rozkosz składania ofert, targowania się i krytykowania była jedną z tych bez których życie byłoby niezwykle miałkie pod kamiennymi stropami podziemnych miast.

- Chyba, że ufacie swemu kowalskiemu kunsztowi dość by skończyć swe dzieło w jeden tydzień. Wtedy możemy zaoferować dwa razy tyle w ramach kolejnej zapłaty.

Zostało mu rzucone wyzwanie. I to nie byle jakie. Thelin nie był nawet pewien czy miał w obecnej chwili w warsztacie dość opału by móc po prostu... zacząć kuć taką ilość adamantu. Rękojeść do takiej broni nie mogła też być wykonana z byle sosny no i wypadałoby by całość jakoś się prezentowała. Wszak mogło to być jego największe dzieło tej dekady. Może i życia... aczkolwiek wizja ta była akurat dość depresyjna. Tak czy inaczej nie było to zlecenie które można było potraktować lekko. Nie żeby pierwsza oferta nie była przyzwoita. Wszak najdroższy element potrzebny do wykonania zlecenia został mu już podany na tacy... ale więcej koron to więcej koron. Nieznajomy pogładził się po brodzie i rzucił do namyślającego się kowala.

- To jak będzie? Tydzień? Czy dwa?
Spoiler:

Dom & Kuźnia Thelina.

8
Kowal w myślach już układał sposób w jaki wykona oręż, na spokojnie składał elementy całej układanki. Dźwięk sakiewek uderzających o blat był nader przyjemny. Serce mocniej mu zabiło na widok sztab Adamantu, i to jeszcze w takiej ilości. Sam posiadał zapas wielkości jednej sztaby i to na specjalne okazje. Rękojeść miał gdzieś trochę materiału z dębowego drewna, ale tylko tyle by mu wystarczyło na jeden raz.

- Propozycja brzmi jak wyzwanie. Adamant jest bardzo wymagający w obróbce, ale przy odpowiednich metodach można zniwelować tę niedogodność. A zatem niech będzie tydzień. - powiedział na namyśle i analizie.

- Czy mogę tylko wiedzieć dla kogo mam zaszczyt wykuć tak wspaniałą broń. - zapytał swojego klienta. Wyciągnął pergamin z rysunkiem gotowego młota bojowego jaki miał zamiar wykonać.
Spoiler:


Miał trochę węgla, które idealnie nadaje się do obróbki tego metalu, dając wysoką temperaturę. Miał narzędzia pokryte warstwą Adamantu, wyciągał je tylko na specjalne okazje. Pomimo tego i tak do tego zlecenia podchodzi poważnie. Czekał tylko na potwierdzenie projektu przez swojego klienta. Chciał jak najszybciej zabrać się do pracy nad tym zleceniem.

Dom & Kuźnia Thelina.

9
POST BARDA
Nieznajomy zdawał się być zadowolony z obrotu sprawy. Oglądając pergamin kiwał z ukontentowaniem głową i był gotowy wyciągnąć nawet dłoń do krasnoluda w celu przypieczętowania zlecenia potrząśnięciem dłoni... jednak zatrzymał się w połowie gestu. Ostatnie pytanie kowala ostudziło zauważalnie jego nastawienie i spokojny jak dotąd głos zasępił odrobinę nerwowy i poirytowany ton. Zniknął też wcześniejszy majestat słownictwa jego rozmówcy. Czy był on sfabrykowany? Czy też obecny jego ton głosu był fasadą mającą zmusić kowala do zaakceptowania kolejnych wymogów zlecenia? Jakkolwiek nie było słowa które padały z ust zakapturzonego jegomościa poczynały malować zlecenie jako zdecydowanie bardziej skomplikowane niżby krasnal przypuszczał.

- Zależy nam na całkowitej dyskrecji. Żadnych imion, pseudonimów czy kodów. Nie ważne kto by się pytał nikt nie odwiedził dziś twojego warsztatu. Nie masz w kuźni dwóch sztabek adamantu. Ostatnie czego chcemy to by plotka o nich rozeszła się po okolicy i ktoś próbował je wykraść... prawda? I żadnych papierów. A jeśli informacja o pochodzeniu młota wycieknie przed jego wykonaniem zerwiemy z wami współpracę. Jasna sprawa?

Nie dość, że zlecenie nie miało być nijak udokumentowane, miało być również zachowane w najściślejszym sekrecie. A ukrycie obróbki dwóch sztab adamentu w otwartym warsztacie otoczonym przez bandę plotkarskich krasnoludzkich sąsiadów nie należało do zadań ani łatwych ani przyjemnych. No i oczywiście... odpowiedź nieznajomego niosła kolejne pytania.
Spoiler:

Dom & Kuźnia Thelina.

10
Słowa jego rozmówcy bardzo zmartwiły krasnoluda. Zawsze ojciec mu powtarzał, żeby wszystkie zlecenia były jasne i udokumentowane i nie warto jest wchodzić w szemrane układy i interesy. Sam miał raz przykład takiego interesu lata temu i w efekcie więcej stracił niż zyskał. A jeszcze kwestia tajności zlecenia, przy tych warunkach, którymi dysponował nie mógł ich w pełni zagwarantować.
Popatrzył na wyciągniętą dłoń zleceniodawcy, która zamarła, znieruchomiała w pewnym momencie.

Thelin zadumał się, oferta zysku była kusząca, ale miał swoje zasady. Musiał odmówić zyskowi, którego tak potrzebował.

- W warunkach jakich pracuję i dzięki wścibskim sąsiadom, nie mogę zapewnić pełnej tajności projektu. Niestety na ten fakt muszę odmówić. - powiedział, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przesunął dwa mieszki spowrotem w kierunku zleceniodawcy.

Dom & Kuźnia Thelina.

11
POST BARDA
Nieznajomy odchylił się nieznacznie do tyłu jak gdyby nie mogąc znieść sprzeciwu kowala. Jego dłoń powędrowała w dół dość ostentacyjnie znikając w połach płaszcza. Transakcja byłą zerwana. Tyle było jasne... i było to też dziwne. Rozmówca się nawet nie targował, nie proponował żadnego kompromisu... stał tylko bezdźwięcznie patrząc na kowala. I młody Talos "czuł" to spojrzenie bardziej niż je widział. Oddech zakapturzonej osoby przybierał na sile. Miast jednak rąbnąć pięścią w blat, chwycić sakwy lub splunąć mu w twarz jego niedoszły zleceniodawca jął... mamrotać. Nie była to zdecydowanie typowa taktyka targowania się bo miast oferowania dodatkowego grosiwa lub przekleństw z ust jegomościa padały wysoce nietypowe wiązki słów.

- Nieszczęsny głupcze. Mogłeś być częścią czegoś większego. Sługą zmian. Apostołem Córki... żal mi ciebie... ale...

Tutaj dłoń nieznajomego zdała się wreszcie sięgnąć po mieszki leżące na kamiennym blacie. W panującym pod ladą półmroku przynajmniej tak to wyglądało. Jednak ponownie kowalskie ucho okazało się istnym boskim darem. Zwróciło bowiem uwagę krasnoluda na dziwny mechaniczny szczęk podobny do tego wydawanego przez wszelkiego rodzaju dźwignie i korby. Spuszczenie zaś swej zarośniętej twarzy w okolice uda nieznajomego ukazało krasnoludowi niewielki bełt leżący w ledwo co wysuniętej spod płaszcza kuszy... skierowany już w jego osobę. W momencie zaś gdy stal grotu jęła odbijać płomyki pochodni i świec do uszu Thelina dobiegła reszta wypowiedzi tajemniczego ex-zleceniodawcy.

- ... ale teraz za dużo wiesz.

Kowal nie miał dużo czasu na reakcje. Ani narzędzi. Między nim a nieznajomym był tylko blat, narzędzia kowalskie i kowadło znajdowało się po stronie po której obecnie nieznajomy. W zasięgu dłoni brodacza było tylko to co leżało na blacie i kupa papierów i pergaminów trzymana pod nim. Chyba, że planował ryzykowne przeskoczenie przez stół i szarżę w stronę swojego kowalskiego młota. Pytanie brzmiało... jak szybkim i dobrym strzelcem był jego napastnik.
Spoiler:

Dom & Kuźnia Thelina.

12
Krasnolud miał swoje zasady, więc postąpił tak a nie inaczej. Zachowanie i wypowiedzi niedoszłego zleceniodawcy, wyglądały na słowa szaleńca, sekciarza czy innego szarlatana. Dźwięk prawdopodobnie ładowanej kuszy bardzo nie spodobał się Thelinowi. W takich chwilach było mało czasu na reakcję. Rzucił się do blatu z sakiewką z monetami by nią mocno cisnąć w twarz napastnika. Następnie przeskakując przez stół, wymierzył mocny cios w głowę zakapturzonej postaci. Miał nadzieję, że da to czas by dopaść do młota kowalskiego i okładać nim napastnika mocnymi uderzeniami.

Dom & Kuźnia Thelina.

13
Pierwsza część desperackiego planu kowala poszła jak po maśle. Sakiewka z głośnym łupnięciem uderzyła w brodę napastnika zmuszając go do zatoczenia się w tył w towarzystwie przekleństw i trzymania się wolną dłonią za twarz. Wykorzystując ową krasnolud próbował wskoczyć na blat... i tu odrobinę przeliczył swoje atletyczne możliwości. Zwłaszcza w swoim kowalskim fartuchu. Zahaczywszy nogą o kontur przewalił się przez kamienny stół i z głuchym łupnięciem wylądował bokiem na podłodze po jego drugiej stronie. Co prawda jego przeciwnik był w dalece gorszym od neigo stanie lecz chwila, którą Thelin poświęcił na podniesienie się z posadzki i wymierzenie kolejnego ciosu była dostatecznie długa by nieznajomy odzyskał odrobinę równowagi. Dość by próbować zablokować cios kowala. To z kolei nie udało się gdyż rozsierdzona pięść gospodarza odtrąciła wyciągnięte na oślep ramię niedoszłego zleceniodawcy i z niemalże pełną siłą łupnęła nieznajomego w czerep. Zakapturzona postać zwaliła się na ziemię z głuchym stęknięciem.

Następnie Thelin rzucił się po swoje narzędzia kowalskie. Te leżały wiernie tam gdzie je ostatnio zostawił. Gotowe do dalszej pracy. Lecz nie po to teraz po nie sięgał. Tym razem posłużyć miały do wymierzenia sprawiedliwości w jego warsztacie. Jednak w momencie w którym zaciskał dłonie na rękojeści młota jego warsztat na krótką chwilę wypełnił piskliwy dźwięk... a chwilę później jego udo wypełnił piekący ból zaś noga podwinęła się pod nim zmuszając go do wsparcia się na kowadle. W pogoni za porządną bronią i bitewnym szale nie pomyślał o pewnej kluczowej sprawie. Przeciwnik miał w posiadaniu broń dystansową której nie pofatygował się nawet próbować mu zabrać. Odwróciwszy się w stronę blatu młodszy z Talosów ujrzał wpół leżącą figurę ładującą do kuszy kolejny pocisk. Z widocznej części twarzy lała się krew, kaptur był wyraźnie wgnieciony zaś niezdalne ruchy napastnika przerywane były przekleństwami i jękami bólu. Nie trzeba było kończyć uniwersytetu by wywnioskować, że bełt trafił w udo a nie głowę czy pierś krasnoluda głównie dla tego, że spuścił przeciwnikowi ostrego łupnia. Teraz zaś był prawie całkowicie zdany na jego łaskę kowala... chyba że zdoła włożyć któryś z tych bełtów i nakręcić kuszę zanim brodacz do niego doczłapie. A noga bolała go jak cholera.
Spoiler:

Dom & Kuźnia Thelina.

14
A zatem tak to wygląda, w spokojnej do tej pory kuźni, zagościł harmider. Doszło do tego, że musiał się zmagać z jakimś niedoszłym klientem, który to ma nierówno pod sufitem. Z wziętym młotkiem w ręku, kuśtykał w kierunku, nieznajomego by wybić mu kuszę z rąk. Następnie ogłuszyć, nie miał zamiaru robić nic więcej, chyba, że go do tego zmusi.
Thelin jest kowalem, a nie wojownikiem, co prawda lubi czasem rozrywkę w karczmie, lecz woli spokojniejsze zajęcia niż walka. Na razie musiał uważać by nie stracić swojego życia.
- Nie obchodzi mnie kim jesteście i co robicie. Transakcja nie wypaliła, więc nie ma co pamiętać. -wymówił wściekle ogłuszając przeciwnika.

Dom & Kuźnia Thelina.

15
Ból nasilał się z każdym krokiem poczynionym w stronę napastnika. Kowal kroczył jednak dalej na skrzydłach gniewu i krasnoludzkiej wytrzymałości. Na podłogę upadał bełt po bełcie gdy właściciel kuszy pojękując próbował umieścić choć jeden w swoim narzędziu zbrodni. Nie miał jednak na to czasu. Uderzona kowalskim młotem kusza poleciała w kierunku ściany z głośnym trzaskiem i chrupnięciem łamanych palców. Ryk pełen bólu krzyk wypełnił warsztat... lecz jął szybko zamierać pod nawałnicą uderzeń skierowanych w głowę. Bowiem ku zdumieniu i nawet pewnemu przerażeniu Thelina napastnik nie zwalił się na ziemię po jednym ciosie. Po iluś łupnięciach kaptur opadł ukazując zmasakrowaną krasnoludzie oblicze niedoszłego zleceniodawcy. Nos był złamany, zęby leżały w większości na podłodze... ale dalej reagował na otoczenie. W pewnym momencie chwycił nawet poły szaty krasnoluda lub próbował sięgnąć po nóż. Jednak połamane palce i pozostałe obrażenia ewentualnie sprawiły, że zwalił się na podłogę wijąc się niczym larwa w kałuży własnej krwi. Nim jednak Thelin mógł podjąć decyzje co począć z tym osobnikiem warsztat wypełnił nowy odgłos. Łomot do drzwi. Po chwili zaś zawtórował mu gromki głos.

- W imieniu Praojca otwierać! Co tam się dzieje!?

Nareszcie ktoś zainteresował się odgłosami walki dobiegającymi z kuźni. Dobrą tego stroną był fakt, że krasnolud nie musiał sam iść zgłaszać zajścia... złą był fakt, że stał w obecnej chwil nad obitym do granic przytomności krasnoludem z młotem w dłoni... i ubabrany jego i swoją krwią.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”