Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

1
Szyld jeszcze jakoś trzymający się nad głównym wejściem trafnie określał charakter tego, jakże zacnego przybytku. Wchodząc do środka, od razu dwie rzeczy zwracały szczególną uwagę gościa. Po pierwsze zmieszany gęsty dym wydobywający się z taką samą intensywnością z kominka jak i nabitych fajek. Drugą kwestią byli, jak można by się domyślić, posiadacze drewnianych przyrządów do palenia. Oczywiście nie było zaskoczeniem, że większość zebranych była krasnoludami, a ponad połowa siedziała, leżała lub jakimś cudem stała bez przytomności, wydobywając z siebie jedynie alkoholowe ziemi.
Serwowane jedzenie było suche, twarde, pozbawione smaku, tak, że dość często z ucztujących krasnali padało określenie: |Chujowe!. Jednak to wybitny trunek przyciągał uwagę miejscowej śmietanki. Jeden z najmocniejszych bimbrów w Turonie. Pogłoski i legendy czasem dochodzą do uszu reszty Herbian, ale zazwyczaj podchodzą do nich sceptycznie, niedowierzając w historie o krasnoludzkim kunszcie. Jednym z południowych imigrantów, którzy skuszeni opowieściami o tej właśnie karczmie, był Edward. Najpewniej przeklinał swój sceptycyzm, gdyż podpierał głowę o okrągły, drewniany stolik. Co prawda nie siedział zbyt długo, inaczej raczej leżałby nieprzytomny, ale jakoś brakło mu towarzystwa. Wyczuło to dwóch rosłych, jak na swe standardy, krasnali, podstawili sobie krzesła i chwiejnie usadzili na nich zadki.

- Co żeś taki spochmurniały? Bimber masz, żarło masz, dach nad licem też, to co żeś taki spochmurniały? Cholera, chyba się powtarzam. Gofinie weź przejmij pałę, bo jęzor będę miał zaraz związany na supeł od tego bimbru.

- A co tu jęzor strzępić? Widać od razu, że to swój chłop. Rozrywki mu braknie. Ale nie jakichś tam hazardów i innych pierdół, tylko takiej prawdziwej rozrywki. Jakieś mordobicie, ewentualnie elfobicie. Co kto lubi. Ale o rozrywkę się rozchodzi, to ci powiadam.

- To jak panie... O cholera. Się żem nie przedstawił. Jam jest Tulfi, a ten obok to Gofin. To jak znajomek ma rację czy o co innego chodzi? Może masz problem z pasożytem. - Tu spojrzał porozumiewawczo na Gofina, licząc chyba na zrozumienie. Zawiódł się. - No ten pasożyt na piczy... - Kilka sekund wyczekiwania nadal pozostawało bez odzewu. - No kurważ no, o kobietach mówię.

- Aaa ten pasożyt! Może być, może być. To jak, problem z pasożytem czy rozrywki brak?

Edward lekko ścięty bimbrem początkowo jedynie obserwował biernie jak ci dwaj się do niego dołączają rozważając jego życiowe problemy. Trunek chyba zrobił swoje, bo zdążyli wyrzucić z siebie dobrych kilka zdań, zanim udało mu się dojść do głosu.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

2
- Edward - Był lakonicznym, nieprzyjemnym w obyciu, szczerym do bólu, empatycznie wyjałowionym, ale praktycznym człowiekiem. Jego Praktyczność rzadko też pił mocne napitki, amatorem kaca, zmarnowania, a i podłego smaku w ustach nie będąc. Wino bo nim na ucztach częstowali, i piwo, bo smak tegoż napitku mu wielce pasował.

Po co to pić, jak mi nie smakuje? Po co to palić, jak się dymem dławię i za chuja też nie smakuje? Po co mam tam iść, skoro iść nie chcę?
Cały Edward.

Ze słów dał im się wypróżnić, mniej więcej starając się zrozumieć, o co tym jego nowym kompanom może chodzić, zachowując przy tym zwyczajową dla siebie minę, którą najlepiej opisują słowa "wali mnie to wszytko". I tu potwierdza się trafność słowa "wypróżnić", bo o gówno im właściwie szło. O bijatykę, o kobiety. O choroby weneryczne?...

- Pracy dla wojownika mi brakuje. - Wyjaśnił w sposób prosty i konkretny, prostackiemu odbiorcy. Nie sądził, aby mówienie o "godnej i rycerza wartej sprawie" zostało przyjęte inaczej niźli fanaberia błędnego właśnie rycerza, czy, w najlepszym wypadku, nie przedłużyłoby dyskusji, wymuszając dokonania dokładniejszego objaśnienia.

Nie spytał ich, czy zechcą się z nim napić. Nie prosił o więcej napitku. Ogólnie... nie popisał się jako gospodarz stolika. A to dlatego, że nie chciał być niczyim gospodarzem. Bo jest jaki jest, i w rozmowie, choćby nie wiadomo jak poruszającej, operuje zazwyczaj dwiema opcjami dialogowymi. Mianowicie idzie o "aha" i "mhm".

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

3
Wrażenie, które odniosło dwóch podpitych krasnali mogło być mylne, gdyż tak jak oni wylewali wręcz z siebie słowa, to Edward odpowiadał im zdawkowo. Tylko tyle ile było trzeba, żeby utrzymać konwersację. Gdy tylko uzyskali odpowiedź na swą lawinę pytań, ślepia aż im zalśniły.

- Pracy dla wojownika powiadasz ci braknie? Patrz no Gofinie jakież mamy szczęście. Otóż możemy trochę w tym pomóc, ale będzie trza ustalić kilka detali. Przedstawię ja ci sytuację na szybkości. Jeden mój dawny druh ma pewien problem, a nam brakło chętnych do pracy. Z tego co ona tam mi pisał to jakiś demon chyba go prześladuje. Biedak ma porządny warsztat jubilerski, a to równa się z godziwym wynagrodzeniem. Zbyt dużo więcej rzec nie mogę, bo i sam niewiele więcej wiem.

- Ej no, wypada Edwarda uprzedzić, że zanim byśmy robotę zaczęli to trzeba tam na miejsce dotrzeć.

- No tak. Trza będzie trochu wybyć poza bezpieczne mury Turonu. Nie wiem czy zorientowanyś w okolicznych terenach, ale cel naszej misji byłby nad jeziorem na zachód. My tylko mamy taką zasadę, że przy zleceniu ani kropli bimbru nie ma. Niby napierdalać się można spokojnie, ale jak nam jakiś skurwiały demon czy inne licho wyskoczy to lepiej skupić się na tym, niż na rzyganiu po pierdolnięciu w brzuch.

Gofin z Tulfim popatrzyli po sobie orientując się, że ich Edward znowu zasypywany jest ogromem informacji. Spojrzenia ich spoczęły na rycerzu, ale Tulfi, swoją drogą rudzielec jakich mało, nie wytrzymał i dopowiedział jeszcze tylko:

- Jeśliś dobry w wojaczce, a na takowego wyglądasz, jeśli brak trunku przez jakiś czas ci nie przykry no i jeśli na widok demona nie posrasz się w gacie to z chęcią cię zrekrutujemy. To jak?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

4
Zaskakujące. Spodziewał się najwyżej informacji, a tymczasem trafiła mu się propozycja rzekomo zyskowniej pracy. Pytanie: na ile można ufać pijackim obietnicom? Kolejne pytanie: czy to nie jest jakiś podstęp?
- Podołam. - Odparł, niepomy na rozsądek i dyktowane za jego udziałem wątpliwości. Może ufny w swe umiejętności, może kierując się regułą "kto wybrzydza, ten nie rucha", poczynił pierwszy krok ku przygodzie.
- Zatem... Co to za demon? Cóże za szkody czyni? - Wypytywał, podsuwając im resztę swego paskudnego napitku.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

5
Na widok podsuwanego trunku oczy obu jegomości zalśniły. Z jednej strony można by to interpretować jako radość, z powodu możliwości darmowego dopicia się. Z drugiej mogło to być zdziwienie, że ktoś własnowolnie wyrzeka się tak wyśmienitego bimbru. Tak czy owak, Tulfi z zadowoleniem złapał za naczynie i pociągnął porządny haust i przekazał trunek Gofinowi. Ten drugi chyba był o wiele większym miłośnikiem picia, bo zapał z jakim się przyssał przysporzył go o zalanie złej dziurki. Kaszel jaki go złapał sprawiał wrażenie, jakby ten się dusił i miał zaraz zejść do świata przodków.

- Kretynie ty, ileż razy mam ci powtarzać, że bimber nóg nie ma i nie spierdoli... Nie przejmuj się nim, pokasła, poprycha i odżyje. A co do demona to dużo rzec nie mogę, bo i sam niewiele wiem. Jedyne informacje jakie posiadam, to to, że jakowe bestyje przy okazji zaczęły gwałt robić i tłuką każdego kto się napatoczy. Niby to zwierzęta, ale dziwne jakieś. Dzikie, wściekłe i wyglądają jakoś tak inaczej. Dzieje się to od dobrych kilku może nawet nastu dni. - Zrobił małą pauzę, aby przechwycić od zadręczonego kaszlem Gofina trunek. Spojrzał w taflę, mruknął i z miną filozofa, wlał sobie trochę do ust. - Aaaaah, to jest dopiero talent zrobić takie cudeńko. Nie tam jakieś wina, srina czy inne sikacze z południa. No ale o demonie mieliśmy rozprawiać. Było kilku cwanych co to dostali kilka razy po mordzie w karczmie i uznali, że wielkimi wojami się od razu stali. Pozbawili tylko innych przyjemności oklepywania ich po ryju, bo więcej się u zleceniodawcy nie pojawili.

Rudzielec zaczął powoli odzyskiwać kontrolę nad płucami. Łzy spływały mu, zupełnie jakby jakieś smoczysko czy inna cholera wytłukła mu całą rodzinę razem z miastem. Otarł wierzchem dłoni oczy i policzki, a wąsiska i brodę osuszył mniej więcej rękawem.

- Może nóg nie... ma i nie spier... doli, ale ty go pijesz, więc jednak spierdala prosto do twojego brzuszyska. Skurwe... No... Ach, zacny trunek. No to co panie Edwardzie. Piszesz się?

- Jedna rzecz mnie jeszcze ciekawi. Doświadczenie w wojaczce jakie masz? Ludzi tłukłeś, bestyje jakowe czy tylko mieczem machałeś na placyku treningowym i zowiesz się rycerzem. Bo i takowych się spotykało.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

6
A jednak... Można było. I właśnie na tym wypada zakończyć, bo o gustach się nie dyskutuje, a jak już się dyskutować zaczyna, to wypada być absolutnie pewnym, że wszystkim dyskutantom jest się w stanie spuścić wpierdol.
- Zgadłeś. Jestem rycerzem. Walczyłem przeciw elfom, w wojnie o tron. Jeśli to nie wystarczy, możesz sprawdzić. - Ze zwyczajną sobie obojętnością wygłosił najdłuższą jak dotąd mowę. Nie po próżnicy, wręcz przeciwnie - rycerze często gęsto stawali się rozlaźli i zapici w czasach pokoju, i chyba tylko turnieje mogły trzymać ich w należytej formie. Pytanie: ilu na takim turnieju się zjawi?
- Mówisz, że czynią gwałty i biją, mam rację? Jak biją? Jak wyglądają ich ofiary? Jak wy walczycie, jaką broń stosujecie? - Pytał... bo to było istotne.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

7
- Jak to jak biją? - Prychnięcie aż uniosło wąsiska Gofina. - Normalnie. Jak to bestyje. Drapią, gryzą, szarpią, może chędożą. Chuj ci go wie. Jedyne co nam Fondin napisał to, że ludzi i krasnali poszarpanych znajdowali i chyba nadal znajdują. Czasem całe cielsko, czasem sama noga albo ręka, a i raz wyglądało to jakby jakiś czarownik od środka biedaka rozsadził. Flaki na ziemi, drzewach, zwisające z gałęzi. Chociaż list dostaliśmy jakieś dwa dni temu, doliczając czas na dostarczenie... Sami bogowie wiedzą czego się tam spodziewać można.

Brodacz był na tyle już pijany, że kolejność wątków mu się pomieszała przez co dopiero jak już skończył opis znalezionych ofiar, przeszedł do pierwszej odpowiedzi Edwarda. Może to moc bimbru zamąciła we łbie i poprzestawiała obwody. Ewentualnie argument zaświadczający zdolności bojowe rycerza dotarł do niego z opóźnieniem. Łatwo się domyślić, na którą część zareagował śmiechem tak gromkim, że goście tawerny z okolicznych stolików, aż zerknęli z zaciekawieniem, a z bulwiastego nochala trysnęły smarki.

- Elfy powiadasz? Toż to pizdusie są, a nie żadni wojownicy. Jedynie skaczą po tych swoich chędożonych drzewach i strzelają w rzyć od tylca jak... no jak pizdusie. Postawić no takiego naprzeciw krasnoludzkiego paladyna, a straciłby jajca... zaraz, Tolfi, one mają w ogóle wora i pisiora?

- A co ty mnie pytasz? Zaglądam ja tym leśnym chujkom w gacie, że mam wiedzieć?

- Kij z tym. Jedno rzec trzeba, upierdliwe z nich chuje, bo inaczej Keron by się z nimi tyle nie męczył. Zresztą jeszcze się w drodze sprawdzimy, czy to między sobą czy na jakichś zbójów lub inne tałatajstwo, które może się trafi. Jeśli zaś o nas chodzi. Ja naiwaniam młotem dwuręcznym, ale śmiga mi on w łapie szybko jak wierzbowa witka. Już nie jeden łeb urwało od kręgosłupa. Tulfi z kolei woli z toporem i tarczą. Nie wiem czemu. W ogóle to pierdolnięcia nie ma... - Tulfi wyraźnie chciał już zaprotestować, no bo co jak co, nawet Gofin nie będzie mu wmawiał, że nie ma pierdolnięcia. Na szczęście jego kompan zdążył skończyć zdanie, bo mogłoby i do mordobicia dojść. - ...ale radzi sobie nie gorzej ode mnie. - Z trudem, ale Tulfi przełknął taką zniewagę... albo był już zbytnio napruty, żeby ryzykować teraz burdę.

- A uprzedzając ewentulne pytania, z demonami już się tłukliśmy, z elfami i ludźmi tyż. Ale głównie zajmowaliśmy się ochroną karawan.
Ostatnio zmieniony 05 wrz 2017, 17:10 przez Jedeus, łącznie zmieniany 2 razy.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

8
Więc albo całkiem spore, albo zawzięte. Niewiele. Oczywiście wolałby wiedzieć, z czym, choćby mniej więcej, będzie się mierzył. Trudno.

- Skoro tak mówisz. - Wzruszył ramionami. Dyskusja to przynajmniej jałowa, odgadywać jako elf by się przeciw krasnoludowi spisał, szczególnie gdy zwolenników elfów tutaj brakuje, a opozycji to już bynajmniej, bo jest w pizdu krasnoludzkiego chłopa, co przysiągłby zapewne, że własnym chujem jest w stanie drzewołaza zatłuc na śmierć.

Dobrze, dobrze... Osobiście wolał tarczę w komplecie z bronią, ale jeśli by trafiło się dwóch tarczowników, to zawierzyłby powodzenie swe długiemu młoteczkowi i robił za wsparcie. Tak to nie chciał odgadywać, bo i kompanów nie znał, ni czort nie wiedział, jak oni wojują i w jakim stopniu porywczy są.
- Piszę. - Zawyrokował wreszcie, ewentualnych toastów za współpracę unikając.
- Kiedy ruszamy? - On był gotowy nawet jutro się zbierać.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

9
Gdy tak sobie rozmawiali we trójkę, znienacka z pobliskiego stolika podszedł do nich chwiejnym krokiem jasnowłosy krasnoludzik. Wyglądał co prawda na jakieś trzydzieści lat, ale pozbawiony bujnej, długiej brody. Jedynie kilkucentymetrowy zarost zasłaniał mu dolną część twarzy. Jego chód był tak koślawy, że poza karczmą można by założyć, że młodzik po prostu tańczy. Stety, niestety nie tańczył, bo może przysporzyłby innym obecnym trochę rozrywki. Gdy już zbliżył się do stolika, próbował utrzymać się na nogach, lecz skończyło się to tak, że po prostu wyrżnął łapami o blat. Pech chciał, że butelka z bimbrem, akurat nie była przez nikogo dzierżona i pod wpływem wstrząsu, przewróciła się i spadła na podłogę. Co prawda szkło się nie stłukło, ale przynajmniej połowa chlusnęła na drewniane podłoże. Edward od razu spostrzegł nagłą zmianę zachowania swych dwóch przyszłych kompanów. Tulfi podniósłszy butelkę, wpatrywał się z żalem w kałużę, natomiast Gofin wlepiał spojrzenie w stolik. Każdy kto by go teraz obserwował domyśliłby się, że jego wkurw sięga zenitu, te najgorsze emocje buzowały w nim niczym lawa pod skorupą ziemską tuż przed eksplozją.

- J-j-j-ja sł-ły-szaaa-łem jakoście g-g-gadali i ch-chcę z-z-z wami. - Wypowiedź wyjątkowo ciężko wydobyta, padła z ust krasnoludzika w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednich okolicznościach. - N-na-nazywam s-si-się...

- W rzyci mam jak się do stu chujów nazywasz! - Ryk Gofina poniósł się po całej sali karczmy, a był on tak donośny i złowrogi, że reszta pijących w jednej chwili zamilkła i skupiła uwagę na centrum zajścia. Nikt nic nie mówił, nie dało się słyszeć chrapania śpiących, bekania upitych czy chichotów tych lekko podpitych. Można było odnieść wrażenie, że nawet ogień w kominku przygasł trochę, żeby nie zwracać na siebie uwagi trzaskami płomieni. - Masz na boskie jaja Turoniona szczęście, że jestem w towarzystwie zacnego rycerza, bo bym ci z miejsca pierdolnął. Wypindalaj do nory z której wypełzłeś i najlepiej tam zostań! Masz moje trzy oddechy albo rąbnę ci pieczęć na ryju.

- A-a... - Zdaje się, że zamierzone słowo, które próbował młodzik wypowiedzieć to "ale". Zanim jednak zdołał choćby zamknąć usta w kolejnej próbie wysłowienia się, Gofin migiem wstał, złapał go za fraki i przyfasolił mu z dyńki tak, że młody odleciał o dobre dwa metry do tyłu. Jak już wylądował na sąsiednim stoliku, który co oczywiste, rozsypał się, to razem z meblem legł na deskach, na dobre.

- O co tam pytałeś? - spytał Tolfi dla lekkiego rozluźnienia atmosfery.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

10
Uuuu... aż dało się wyczuć rwącą się na strzępy krasnoludzką duszę.

Edward, absolutnie tragedią nieporuszony, w milczeniu oczekiwał, aż przyszli kompani w mieczu rozwiążą swoje problemy, i będą mogli kontynuować prowadzenie niezbędnych dla współpracy ustaleń. To jest: żałość będąca wypadkową bimbru i podłogi spłynęła po nim jak po kaczce.

Nie wszystko szło zgodnie z planem, który zakładał stosowanie daleko posuniętej ignorancji wobec pijackich kłótni. Niestety, doszło do rękoczynu, czy czołoczynu, w wyniku którego ucierpiały, co najgorsze, zawartość sąsiedniego stołu, i co zdecydowanie mniej istotne, zapity krasnolud w młodym wieku.

- Kiedy ruszamy? - Przypomniał, pomny już na agresję odciągniętych od szyjki butelczyny krasnoludów, i odwrócił się, aby mieć wgląd na sytuację przy zaatakowanym pociskiem podłoga-czoło-podłoga stoliku.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

11
Grobowa cisza, która jeszcze przed chwilą nawiedzała karczmę, zaczęła stopniowo się usuwać, aż w końcu nastał standardowy, tawerniany gwar. Każdy zajął się swoją rozmową, swoim kuflem lub wszelkimi innymi zajęciami jakie mogłyby odbywać się w takim miejscu. Jedynie młodzik jak padł, tak i leżał nieruchomo, choć ducha nie wyzionął, bo klatka piersiowa delikatnie mu się unosiła i opadała. Szczęśliwie chyba dla Gofin i Tulfiego, gdyż ostatnie czego by sobie teraz życzyli to wylądować za kratami za morderstwo.

- Pewnikiem jak tylko słońce wstanie jutro. Teraz bramy na noc zamknięte, to i ciężko byłoby się wydostać. No i nocą mniej bezpiecznie podróżować. - Rudy krasnal zamyślił się, wlepiając spojrzenie zamglonych oczu w blat, po czym znów skupił uwagę na Edwardzie i dodał jeszcze - Ahh, no i my ciut wyczeźwieć musim. Lepiej, żeby kac nas złapał tuż przed wyruszeniem, niż na trakcie.

Nie czekając na reakcję człowieka, obaj unieśli się z krzeseł i lekko chwiejnym krokiem skierowali ku wyjściu. Będąc już przy drzwiach zerknęli znowu na swego przyszłego towarzysza.
Chyba spodziewali się, że podąży za nimi, bo rzucili mu minę typu "na co czekasz?"


- Nie mów tylko, że zatrzymałeś się w tej mordowni na nocleg?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

12
Mhm... Czyli obyło się bez rozruchów. Świetnie, we wznieconym tumulcie krasnoludzki przeciwnik miałby za czystą pozycję do wyprowadzania podbródkowych na jego jajca.

Znakomicie. Wstał, poprawił pas, sprawdził czy mieszek jest pod koszulą i ruszył za kompanami. Oczywiście, że nie zatrzyma się w takim przybytku chamstwa i prostactwa - a przynajmniej póki sytuacja finansowa pozwala mu wybrać lepiej. Niemniej, z tymi dwoma też nie zamierzał nigdzie iść; sam wynajął sobie kwaterę i tam trzymał też swój dobytek, i tam czuł się nocą bezpieczny.
- O świcie zatem. Przy bramie. O którą bramę mam pytać? - Kwestia do wyjaśnienia, żeby potem krasnoluda w polu nie szukać.

W przybytku, gdzie gościł, rozmówił się z karczmarzem i zapłacił mu za przetrzymanie zbędnych rzeczy, domagając się przy tym jakiegoś pokwitowania. Zaręczył też, iż gdy powróci, dopłaci coś więcej przy odbiorze. Zaś gdyby przez dwa tygodnie go nie było, rzeczy przechodzą na własność gospodarza.

Rankiem przyodział się w zbroję; powziął ze sobą miecz jednoręczny, długi miecz, tarczę okrągłą, wekierę, spisę oraz mizerykordię. W ekwipażu skład wchodziły szarpie, hubka oraz krzesiwo, kilka mało znaczących dupereli pomocnych przy obozowaniu (choć liczył na przydrożne karczmy i gościnę po wsiach), koc, suchy prowiant, bukłak piwa... i takie tam z gotówką włącznie.
Nim skończył przygotowania, pchnął chłopaka karczmarza w roli gońca do stajni, aby jego rumaka przygotowali do drogi - i opłacił go, wdzięczny za przysługę.

Koń, ekwipaż... to chyba trza do bramy iść.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

13
Na pytanie Edwarda obaj ziomkowie spojrzeli po sobie zdziwieni. Spodziewali się chyba, że ich nowy kompan jest już obeznany w terenie Turonu, a może nawet i okolic. Mogło być to jeszcze zaćmienie umysłu, spowodowane alkoholem. Tak czy siak brodacze, gdy zdali sobie sprawę, że mają do czynienia z niestałym bywalcem, poczuli się w obowiązku do wyjaśnienia.

- No żesz, no ja rozumiem, nie wiedzieć gdzie najlepszy burdel albo siedziba kupców Fartunowów, ale przecie przez bramę musiałeś przejeżdżać, jakeś do miasta wjeżdżał. Na południu ona, ta co zaczyna drogę idącą na wschód. Tam też, w tym kierunku, będziem zmierzać. - Gofinowi wyraźnie się humor poprawił. Najwyraźniej rozbawiło go pytanie rycerza. - Gdybyś jednak miał mieć jakieśkolwiek problemy z dotarciem, pytaj po prostu o główną bramę. Niech cię tylko spojrzenia podobne do naszych nie zniechęcą, bo każdego krasnoluda zadziwiłbyś tym pytaniem.

Tulfi uznał, iż sprawa na dziś jest załatwiona, gdyż nie czekając na resztę, pchnął drzwi i wsiąkł w nocny mrok. Gofin sekundę lub dwie spoglądał jeszcze na swego nowego kompana do wojaczki, po czym ruszył za swym pobratymcem. Zaprawdę ciekawy był to duet, sprawiający wrażenie jakby idealnie byli dopasowani. Zarówno charakter był u nich odmienny, lecz nie kolidujący ze sobą, lecz i styl walki zapowiadał ich jako zgranych wojowników. Jeśli zaś, o Edwarda chodziło, to jedyne co mu zostało, to udać się na spoczynek, aby nie zmuszać dwóch krasnoludów do czekania pod bramą w razie gdyby zaspał.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

14
Dzisiejszy ranek powitał mieszkańców Turonu ulewnym deszczem. Oczywiście miasto zbudowane było pod ziemią, więc krasnoludy (z rzadka inni) tu mieszkający mieliby cały ten kapiący z nieba ściek w dość głębokim poważaniu, jednak przy takiej ulewie robiło się niesamowicie głośno, co przyprawiało krasnoludy o ból głowy. Kiedy więc Vykr obudził się leżąc na blacie zafajdanego stołu w "Opadniętym Wężu", powody do bólu głowy miał dwa: ulewny deszcz nad nim oraz choroba dnia wczorajszego. Był to jednak dzień, w którym miał opuścić krasnoludzką stolicę w poszukiwaniu... no właśnie, czego? Wielu brodatych mieszkańców Turonu nie widziało nic dobrego w wyjeździe Vykra, część uważała że kowal ich zdradza. Fakt jednak faktem pozostawał, że karawana która niedawno przybyła tu z Białego Fortu dzisiaj wracała, a on wczoraj przy szklance bimbru (no dobra, na jednej się nie skończyło...) umówił się z kupcem Adolfem, że uda się wraz z nimi. I na Turoniona, co z tego że nie wiedział tak naprawdę co miałby robić w tej fortecy? Liczy się sama podróż! Te góry, świeże powietrze, strumyki, przełęcze, puszcze, a na koniec wielki, legendarny zamek... ahh, toż to dla tak wrażliwego artysty jak Vykr iście rajska rzeczywistość!

Kiedy zaczął o tym wszystkim myśleć, głowa zaczęła boleć go jeszcze bardziej. Otwierając oczy zorientował się, że jedyną przytomną osobą w całej tej spelunie jest karczmarka: grube babsko z cyckami wielkości orkowego bicepsa, w sukni z dość sporym dekoltem odsłaniającym wszystkie krosty w tych okolicach. Wszyscy inni leżeli nawaleni w cztery dupy po wszystkich kątach tego jakże zacnego przybytku. Adolfa już tu nie było, musiał wyjść kiedy... no właśnie, jaka jest ostatnia rzecz jaką Vykr pamięta z poprzedniej nocy? Ahh, może lepiej teraz o tym nie myśleć, bo łeb zdrowo napierdala i bez tego. Lepiej się jeszcze przespać. Albo się czegoś napić...
Ostatnio zmieniony 03 lis 2018, 14:02 przez Theodoros, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Karczma "Pod Opadniętym Wężem"

15
Tak, w obecnej sytuacji najlepszym pomysłem było skropienie bólu głowy paroma kroplami napoju bogów. Cudem w kubku przed nim znajdowało się jeszcze trochę bimbru, więc wołanie karczmarki okazało się zbyteczne. Wlał więc w siebie resztki bimbru zmieszane z jego własną śliną i począł powoli myśleć nad szczegółami dnia poprzedniego. Pamiętał imię Kupca, Adolf, było to już pewne osiągnięcie. Obudził się przed wszystkimi pozostałymi, godzina była więc albo bardzo późna, albo bardzo wczesna.

- Cholera - Zaklną siarczyście, ponieważ zdał sobie sprawę, że przez 40 lat życia nie zauważył braku okien w knajpie.

W takiej sytuacja uznał, że najlepszym wyjściem będzie wytoczenie się z podłej speluny. Zadziwiony swoją sprawnością Vykr wyszedł się na świeże powietrze uznając z niemałą dumą, że jest ranek, o czym świadczyło "poranne" oświetlenie tuneli, więc prawdopodobnie nie zaspał i zdąży jeszcze przyłączyć się do karawany. Jego samozadowolenie wzrosło jeszcze bardziej kiedy zauważył, że nic nie zgubił, a kiesa jest jedynie odrobinę lżejsza niżeli była wczoraj. Mimo, że to Turonu prowadziło parę traktów to karawana najpewniej wyjdzie Tunelem. To właśnie w tamtym kierunku postanowił skierować się Vykr licząc na to, że wszystko pójdzie gładko...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”