Re: Rynek Turoński

16
Wzdrygnąłem się delikatnie gdy tylko poczułem czyjąś dłoń na swoim ciele, już chciałem niechybnie poinformować ów śmiałego osobnika o tym co myślę na temat tego co zrobił, kiedy okazało się iż był to Nandor, odwróciłem się do niego i głośno westchnąłem.
- Cholera nie strasz mnie... - zmierzyłem go jakby próbując się dowiedzieć co on tutaj właściwie robi, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że powodów może być tysiąc i każdy następny może być mniej poważniejszy od poprzedniego, no chyba, że miał konkretną sprawę do mnie...
Rzuciłem okiem na malowniczy obszar wskazany gestem krasnoluda wolno kiwając przy tym głową.
- Wasze miasto... Znacznie różni się od mojej wioski... - wychrypiałem i poprawiłem kaptur - Nie jest tak irytujące czy szkodliwe jak wszystko co na powierzchni... Do tego wasze towarzystwo zupełnie nie przypomina wścibskich i ciekawskich ludzi, bojaźliwych i przesądnych... - znacząco pokręciłem czaszką dając do zrozumienia jakie mam mniemanie o napotkanych przeze mnie przedstawicielach rasy ludzkiej, być może byłoby inne gdybym głównie nie spotykał mieszkańców wiosek, którzy na mój widok zaczynali odmawiać modły do każdego bóstwa po kolei czy też w błyskawicznym tempie znikali mi z pola widzenia, a jedyną oznaką ich wcześniejszej obecności były ślady stóp na śniegu i dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, przekręcania klucza w zamku, a nawet w niektórych szczególnie odludnych miejscach odgłos szurania mebli w celu zablokowania dostępu, co z tego że obok było tak proste do sforsowania okno, z resztą całe ich chaty mogły zostać zburzone mocniejszym uderzeniem, tak czy siak chciałem tylko kawałek chleba... Wziąłem głęboki oddech, powietrze złowrogo zaświszczało w moich zmrożonych płucach
- Właściwie to miałem iść właśnie do którejś z tych karczm, ale skoro mówisz, że naprawdę warto napełnić żołądki w Twoim domostwie, to uprzejmie skorzystam z propozycji, a w zamian za posiłek postawię Ci kufel jakiegoś porządnego piwa, a tak po za tym to będę miał do Ciebie jeszcze jeden malutki interes, a właściwie to proste pytanko, ale o tym porozmawiamy później jeśli nie masz nic przeciwko... Aktualnie nie mam żadnego zajęcia, więc gdy tylko wypełnisz swoje obowiązki możemy ruszać ku Twym progom, prowadź jeśli łaska... - nie miałem w zwyczaju tak dużo mówić, ale fakt iż ten jeden krasnolud okazał się różny od pozostałych to postanowiłem się delikatnie wysilić i nie odtrącić go swoim ponurym zachowaniem, tym bardziej, że proponował mi ciepły posiłek, a nawet i nocleg. Spokojnym, typowym dla siebie (chwiejnym) krokiem podążam za przewodnikiem w razie czego służąc mu pomocną dłonią np. podczas targania zakupów, po drodze zastanawiałem się jaka jest krasnoludzka kuchnia, a raczej czy po prostu jedzenie będzie mi smakowało.


(jaki jest mój stan sakiewki? :P)

Re: Rynek Turoński

17
- Piwo? Ano, na piwo tom zawsze chętny! Ino... masz ty tutejszą walutę? Nasze piękne srebrne turońskie korony?

Nie miał. Szybka inspekcja zawartości sakiewki w ogóle nie była krzepiąca - raptem dziewięć pociemniałych gryfów kerońskich, które uchowały mu się jeszcze z rodzinnej wioski, i trzynaście koron północnych, zwanych też muszelkami, uciułanych jakimś cudem podczas wędrówki po wsiach Północy. Nie było czym szastać, a wręcz wypadałoby rozejrzeć się za jakimś zarobkiem.

- Czyli nie masz? To niezbyt dobrze - Kukułka podrapał się po czole - bo nasi kupcy i karczmarze nie lubią i nie biorą obcej monety... Ale nic to! Masz szczęście, bo znam kogoś, kto cię wyratuje z tego kłopotu... No chyba że wolisz iść do Banku Turońskiego, to ten wielki budynek, o tam, ale tam cię oskubią, więc nie radzę.

Gmach Banku Turońskiego wznosił się majestatycznie przy jednej z pięciu odchodzących od rynku ulic. Przy schodach stały figury dwóch włochatych, przysadzistych, nieznanych Vzarowi zwierząt o trzech parach długich rogów. W okienkach złociły się witraże. Wyciosany z zielonego granitu, zdobiony ornamentalnymi, geometrycznymi płaskorzeźbami, gdzieniegdzie muśniętymi srebrem budynek robił wrażenie... Wrażenie miejsca, gdzie faktycznie zedrą z każdego ostatnie pieniądze.

- No to jaka decyzja? Aaa, zresztą! Cokolwiek wybierzesz, możemy iść tam jutro. Teraz to ja śnię tylko o tym, żeby iść do domu i odsapnąć porządnie po tej całej podróży. Fajeczkę zakurzyć. Na żonkę popatrzeć. Po drodze muszę tylko zahaczyć o chałupę mojego kumpla, zobaczyć, czy jeszcze żyw, i zaprosić na tę dzisiejszą kolację. Chodź! Chyba że pilnie potrzebujesz właśnie teraz coś kupić, bo piwo to może zaczekać... "Piwo może zaczekać", nie wierzę, żem to powiedział - wymamrotał krasnolud do siebie i pokręcił głową z niedowierzaniem.

A potem ruszył wolnym krokiem przed siebie, poklepując Vzara znów po pośladku i zamierzając skręcić w jedną z bocznych uliczek. Raz po raz pogwizdywał i machał rękami w takt nuconej piosenki. Był wyraźnie wesoły i na pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo cieszył się z powrotu do rodzinnego Turonu.

- A, no i co to za interes masz do mnie, ha? - zapytał Nandor z ożywieniem, kiedy znaleźli się już w owej bocznej uliczce, zdominowanej przez sklepiki z przyborami krawieckimi i przyprawami. - Wiesz, że "interes" to jedno z moich ulubionych słów, hehhe? Zaraz po słowach "złoto" i "piwo"!

Nandor Kukułka zarechotał tak, że wszystkie ozdoby w jego brodzie zadźwięczały jak małe dzwoneczki.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Rynek Turoński

18
Po sprawdzeniu zawartości sakiewki niezauważalnym ruchem wyciągnąłem z niej rękę, nie miałem zamiaru pokazywać gdzie trzymam swoją nikłe i tak oszczędności, wydawało mi się to lepszym rozwiązaniem niż trzymanie dłoni w jej pobliżu, wprawny złodziej zapewne i tak pozbawiłby mnie jej brzemienia, co do tego że nie byłby pewnie nazbyt zadowolony ze skoku to inna sprawa, sytuację do tego komplikował mój wzrost i wzrost krasnoludów, no ale takie miasto już sobie wybrałem i tego nie zmienię.

Na wzmiankę o wizycie w banku przez twarz przetoczył mi się cień strachu, a może niezadowolenia. Sam fakt, że musiałbym załatwiać sprawy związane z pieniędzmi wśród samych krasnoludów wydawał mi się głupim pomysłem, przecież nie bez powodu jest to rasa znana z lubowania się przepychem i każdym możliwym skarbem. Delikatnie pokręciłem głową dając Nandorowi do zrozumienia co myślę o odwiedzaniu granitowej budowli. Wesołość brodacza również udzielała się mi, częściowo. Tak czy siak nie dawałem po sobie tego poznać. Kolejne klepnięcie równało się memu kolejnemu dygnięciu, jakoś nie potrafiłem się do tego przyzwyczaić. W końcu mogłem porozmawiać ze swoim towarzyszem o tym co chodziło mi po głowie. Wziąłem głębszy oddech, a powietrze w płucach zaświszczało jakby te były przebite na wylot, a może były, tylko towarzyszący mi mróz przez parę lat zasklepił dziurę albo zniwelował ból? Znowu musiałem wysilić się bardziej niż tylko wymuszać jak najkrótszą odpowiedź, w końcu to ja byłem tą stroną w której interesie było dowiedzieć się tego co chcę i wyciągnąć jak najwięcej korzyści.
- Nie chcę być wścibski i nie pytam co robiliście na tym lodowym pustkowiu kiedy was spotkałem, ale widziałem jak Ty i reszta kompanii machacie toporkami, czy wasze umiejętności bojowe wiążą się bezpośrednio z waszą pracą? Szukam właśnie o takiego zajęcia, a Wasze piękne miasto zdawało mi się być idealnym miejscem aby taką pracę złapać... - zrobiłem krótką przerwę na ułożenie kolejnych słów w zdania, przy okazji starając się robić wrażenie kogoś kogo interesują właściwie tylko pieniądze, a nie możliwość zdobycia kolejnych umiejętności, potęgi czy może nawet artefaktu na wzór mego ostrza - Zapewne są krasnoludy które finansują wyprawy po jakiś skarb czy niezwykle cenny przedmiot albo przynajmniej oferują krocie za ich znalezienie... - przy okazji zastanawiałem się jak może wyglądać przyjmowanie takiego zlecenia. Dostanę konkrety? A może mam szukać w ciemno, jaka może być wysokość nagrody i jak trudne mogą być takie zadania, ale wszystko zapewne ma tak szeroki zakres zależny od zadania, że nawet nie było się co zastanawiać. Dlaczego milczysz? Prowadź dalej... Przekręciłem głowę w lewo, a mój wzrok powędrował na ostrze spoczywające na plecach pod połami płaszcza, mimo iż wcześniej próbowałem już wiele razy obudzić "Głos" nadaremnie, to nadal nie miałem zamiaru zaniechać kolejnych prób.

Re: Rynek Turoński

19
- Ano widzisz, te moje, jak to ująłeś, umiejętności bojowe, nie mają dużego związku z moją codzienną robotą. Ale już sama ta wyprawa tak! - oznajmił Nandor Kukułka, wiodąc Vzara wąską uliczką. - W jaki sposób, zapytasz? A widziałeś, co miała w środku ta zapluta bestią, którą żeśmy ubili? Pewnie, że nie widziałeś, nie miałeś okazji. Nie było cię, jak chłopcy go patroszyli... Otóż parę lat temu żeśmy odkryli, że ten konkretny rodzaj demona, choć na pierwszy rzut oka brzydszy od parchatego goblina, ma, że tak powiem, bogate wnętrze! Jego bebechy porasta taka drobna, opalizująca łuska, czasem złoto-zielona, czasem szafirowa, która, jak ją tu tylko zobaczyli, zara stała się w Turonie krzykiem mody. - Oczy Nandora na samo wspomnienie zalśniły jak dwie srebrne monety. - Nagle wszyscy zachcieli ozdabiać sobie tym tarcze, karwasze, buty, o panie, nawet babskie gorsety od sukien się tym wyszywa. Mówię ci, nawet moja Huldra sobie takiego zażyczyła. Kolie się z tego robi, bransolety, pierścienie, co chcesz. Tylko utłuc takiego dziada nie jest łatwo, jak sam wiesz, tedy drogie cholerstwo i trudno o nie. A ja normalnie w złotnictwie robię. Teraz surowca dobrego sobie nawiozłem i jak przerobię, to będę żył jak król. Reszta chłopaków pewno opchnie swoją część za ciężkie pieniądze albo zostawi sobie trochę na własne potrzeby... Wracając do tematu, nie, żaden z nas nie pracuje jako etatowy poszukiwacz skarbów czy zabójca demonów. - Krasnolud zarechotał na samą myśl. - Jedni tu robią w kopalni, inni w kuźni, Grygier, jak ja, robi w jubilerstwie, a Durur w rzeźni. To dlatego tak ciągle rzuca mięsem, hehe...

Tak, teraz Vzarowi przypomniało się, jak to krasnoludy nosiły na statek jakieś ciężkie, bezkształtne pakunki, których nie spuszczały z oczu i, mimo wcześniejszej walki ramię w ramię, nie dały mu nawet tknąć, a na pytania o ich zawartość odpowiadały zawsze wymijająco... Kiedy zeszli z pokładu w Przystani, zaraz znalazły się te włochate zwierzaki podobne do małych krów, które krasnoludzcy towarzysze objuczyli do granic możliwości tymi workami z demonicznym skarbem i pognali do stolicy.

- ...no, ale o co ty właściwie pytałeś? O robotę przy machaniu toporem? Czasem jeden z drugim wyjdzie na powierzchnię, narąbać trochę drwa, ale pewno nie o to ci idzie, co? Słuchaj no, ja nie wiem, ledwośmy wrócili, muszę się sam zorientować co i jak, ale dzisiaj z wieczora na tej kolacyjce zbierze się u mnie paru obrotnych chłopów, to pogadamy, może ktoś ci znajdzie godziwą rozrywkę. Póki co nie myśl o robocie, odpręż się! Podziwiaj widoki!

Kukułka machnął ręką w zachwalającym geście, prezentując malowany szyld pasmanterii, punkt skupu zwierzęcych futer oraz czerwone drzwiczki oznaczone numerem "39", wciśnięte między dwie obłe kolumny z zielonkawego kamienia.

- Tu właśnie mieszka mój kumpel - wyjaśnił Kukułka, przystając właśnie przed tymi niziutkimi drzwiczkami, w których Vzar z całą pewnością by się nie zmieścił. Przyjaźnie załomotał w nie pięścią.

Kolega - przysadzisty krasnal z krzaczastymi brwiami, ze szpakowatą, bardzo obfitą brodą i czołem przewiązanym skórzaną opaską - zjawił się dopiero po dłuższej chwili. W dłoni trzymał jeszcze nadgryzioną, ociekającą tłuszczem nogę kurczęcia, na widok której Vzar przy akompaniamencie grających marsza kiszek przypomniał sobie, jak dużo czasu upłynęło od jego ostatniego posiłku. Uściskali się z Kukułką, wymienili uprzejmości - bynajmniej nie zdawkowe, bo jeden wypytywał drugiego o zdrowie i kondycję całej rodziny do trzech pokoleń wstecz oraz wszystkich wspólnych znajomych. Rozmawiali o tym, jak się kręcą interesy - zakład jubilerski jednego i łaźnie termalne drugiego z nich. Komuś, kto nie był wdrożony w temat, rozmowa wydałaby się po paru chwilach raczej nużąca, ale Nandor i Olaf - bo tak miał na imię szpakowaty kolega - chyba mogliby tak bez końca. Wreszcie jednak ten pierwszy przeszedł do sedna i wystosował zaproszenie na wieczorne spotkanie:

- Przyjdź, kiedy zegar wybije godzinę dwudziestą - oznajmił na koniec, ściskając przyjaciela w geście pożegnania. - Będziemy czekać.

Godzina dwudziesta? Zegar...? Vzar usłyszał już raz o tym wynalazku od kogoś ze swojej krasnoludzkiej kompanii, ale wciąż nie bardzo sobie wyobrażał, co to za mechanizm i na jakiej zasadzie działa. Jakiś skomplikowany system klepsydr, zapewne. Połączony z tarczą i wbitymi w nią strzałami. Tak przynajmniej wywnioskował z opisu. Karzeł, który mu o tym opowiadał, wydawał się strasznie podekscytowany. Twierdził, że to wynalazek godny rozpowszechnienia, innowacyjny i przełomowy sprzęt, który wkrótce zmieni świat... Ale równie dobrze mogła to być tak naprawdę jedna z tych dziwnych, lecz w gruncie rzeczy mało przydatnych ciekawostek, które czasem budowano w Turonie i które nie miały szansy przyjąć się nigdzie indziej...

- Mały, a ty widziałeś nasz Zegar Turoński? - rzucił Kukułka, jakby zgadując jego myśli, kiedy pożegnali Olafa i ruszyli z powrotem w stronę placu. - Jak chcesz, to ci pokażę, mamy akurat po drodze! Warto zobaczyć, to nie jest byle co!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Rynek Turoński

20
Żadnych plotek na swój temat nie usłyszał. Za to przykuł uwagę dwójki rozmawiających ludzi w krasnoludzkich ubraniach. Na dyskretnym zdobywaniu informacji to wybitnie się nie znał.
- Wybaczcie. Szukałem plotek na swój temat. A jeśli Zacny pan, ma problemy z wykrztuszaniem, moja matka jest cyrulikiem, na pewno zaradzi doligliwośściom. - powiedział do chudzielca. Popatrzył na jego towarzysza ze sztyletem. - Co was sprowadza do Turonu? Może szukacie usług Kowala, albo innego rzemieślnika? Znam też znakomitego specjalistę od wyrobów drewnianych. - zwrócił się do tego ze sztyletem. Obserwował jegomościów spokojnie. Widać lubili krasnoludzką modę, lub chcieli się nie wyróżniać. Omiutł wzrokiem stragany na placu. Po chwili skupił pełną uwagę na dwójce rozmówców.

Rynek Turoński

21
Jesień, Rok 90
Wydawać by się mogło, że przechadzasz się po rynku, jak każdy inny Turoński obywatel - przecież tak właśnie było. Przyszedłeś tutaj jednak nie bez powodu, szukałeś przyjaciela... Można jednak odnieść wrażenie, że znacznie bardziej zależało ci na zasłyszeniu plotek na twój temat. Sam doskonale wiedziałeś jak ocenić tę dwójkę. Byli ludźmi, ale to wcale nie był tak rzadki widok w Turonie, może nieco częstszy na niższych poziomach miasta. Tam, gdzie mieszkali i pracowali biedniejsi oraz nie krasnoludy - w sporej większości.

– Co robiłeś? Kto szuka plotek na swój temat? — Wzruszył ramionami chudzielec. Zmrużył nieznacznie oczy w chwili, którą spędził na przyglądaniu się twojej posturze, no i tej broni w ręce. Sprawiał wrażenie zaskoczonego, aczkolwiek ciężko stwierdzić czy zaskakiwał go młotek w twojej ręce, czy może to, w jakim celu tutaj przyszedłeś.

– Ta? A gdzie mogę ją odwiedzić? Może rzeczywiście coś mi poradzi — Dodał na koniec. Już starał się nie wnikać w historię plotek. Drugi - nie odzywał się, patrzył i mierzył cię uważnie wzrokiem, tak uważnie jakby szukał twojego mieszka, choć, miast rzucić się do niego również dodał trzy grosze do rozmowy.

– Czekaj, czekaj. Kuźnia od wieków, to twoje? Raczej na pewno. — Zaśmiał się lekko – To ty, to o tobie mówią, żeś w trzech czwartych człowiek. Jak na ciebie patrzę to nie dziwie się plotkom, wielki jesteś.... Ale hej, bez urazy, dalej jesteś krasnoludem, czy tak? — Zarówno jeden jak i drugi, musieli coś wiedzieć, nie było innych możliwości, udowodnili to przecież słowami.

– Jak to leciało? Pół-Thelin? Thelin trzy-czwarte? Jakoś tak mówiła — Spojrzeli się na siebie, jeden i drugi porozumiewawczo skinęli na siebie głowami, cofnęli się delikatnie. Na pewno już się denerwowałeś, nawet jeśli nie, to i tak bezpieczniej było zrobić ten krok w tył, by wyjść poza zasięg twojej wielkiej łapy. Nie mówili najmilej, lecz czy były to ich własne słowa? Kto wie, z takimi nigdy nie wiadomo.

– Nie, dzięki. Nie stać nas na was, krasnoludy. Bierzecie za dużo, a wcale lepiej nie robicie. Taka prawda. Anaruil robi dobrze, nawet krasnoludzkie. — Wskazał wtedy na swój strój. Niby krasnoludzka robota, na pierwszy rzut oka, jakby się jednak dokładniej przyjrzeć czegoś jej brakowało. Nie znałeś się jednak na szyciu, więc jedyne co byłeś w stanie stwierdzić na pierwszy rzut oka to tyle, że krasnoludzkie, aczkolwiek - na pewno nie pierwszej klasy. To mogło jednak świadczyć o tym, że zwyczajnie nie należeli do najbogatszych obywateli Turonu, albo wcale nimi nie byli.

Na koniec obydwaj kaszlnęli dość mocno.
Chudzielec
Gość ze sztyletem

Rynek Turoński

22
Thelin Thalos mocniej zacisnął dłoń wokół rękojeści młota bojowego. Cierpko się uśmiechnął na słowa mężczyzn, którzy wnosząc po jakości stroju, o ile mieszkają w Turonie, to na niższych poziomach. Do obelg przywykł, co nie znaczy, że nie są denerwujące. Bójki nie miał zamiaru wszczynać.
- Moja matka ma niedaleko klinikę, możliwe, że nawet nic za poradę i leczenie nie zapłacicie. Tak rzeczona kuźnia należy do mojego rodu. Cóż za jakość się płaci. - przemówił do dwójki ludzi, którzy lekko go już męczyli. Zaprowadził ich do matki. Wchodząc do zakładu przywitał się.
- Matko, jak mija dzień? Przyprowadziłem dwóch ludzi, ten chudszy ma problem, któremu możesz zaradzić. Proszę rzuć okiem. - powiedział czule do matki, obserwójąc dwójkę ludzi i czekając na diagnozę.

Rynek Turoński

23
Jesień, Rok 90 Rozmowa na rynku zakończyła się w chwili gdy rozpocząłeś zaciskać dłoń na rękojeści swojego młota - dawałeś ujście swojej złości. W pewien sposób dałeś wyraz swojej wyższości nad nimi za pomocą sposobu, w który się uśmiechnąłeś. Jednak cóż z tego, swoje powiedzieli - duma była urażona, ale czy przez ich słowa, te pełne jadu i kłamstw przezwiska? Choć nie wyrażane bezpośrednio przez nich, lecz za pomocą ich ust i twarzy. Wyraźnie, musieli być odważni, bo nie bali się mówić tak bezpośrednio przy tobie, albo - życie wcale nie było im miłe. Niezależnie od tego - ty nie chciałeś wszczynać bójki, to i zignorowałeś te słowa, jak i inne, gorszące kwestie tej dyskusji. Zaproponowałeś im badanie oraz i poradę. Któż wie co rzeczywiście miałeś na myśli składając tą ofertę. Możliwe, że zależało ci na poprawieniu swojego wizerunku, a może zwyczajnie chciałeś zrzucić problem ich osoby, na matkę.

– O proszę. Jak za darmo to chętnie pójdziemy — Zwrócił się jeden z nich. Nie powiedziałeś, że na pewno będzie za darmo, kto by się jednak przejmował takimi szczegółami i detalami jak "możliwe", krasnolud w końcu powiedział, rzekł jasno "za poradę i leczenie nie zapłacicie"...

Ruszyłeś zatem na inny poziom Turonu, gdzie akurat pracowała twoja matka. Oni natomiast ruszyli za tobą, bacznie obserwując to, gdzie ich prowadzisz. Owszem, za jakość należało zapłacić, co wyglądało dość zabawnie w zestawieniu, że teraz zabierałeś ich do matki, twierdząc, że może być za darmo. Czyżby krasnoludzka medycyna była aż tak zła? Może nie doceniałeś jej pracy? Cóż, to już wiesz tylko ty, bo żaden z nich nie miał ochoty wybrzydzać, bo ludzie powiadali, że darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Co myśleli rzeczywiście - wiedzieć nie mogłeś. Szliście zatem ulicami turonu w swoim towarzystwie. Nie było ono najwyższych lotów, ty - jako rasowy samotnik niezbyt wiedziałeś jak tutaj zagadywać ludzi, nawet nie próbowałeś. Oni również zajmowali się sobą, co jakiś czas spoglądając na ciebie, to gdzie idziesz, jak ich prowadzisz. Również nie wciągali cię w rozmowy. Nie traktowały o niczym szczególnym, ot - takie sobie codzienne psioczenie na rzeczywistość Turonu. To, że gdzieś cieknie, to, że na dole nic nie widać, to, że krasnoludzka arystokracja bierze co najlepsze dla siebie... Zwyczajne gadanie ludzi z gminu.

Dotarliście do kliniki... Nie był to maluczki domek zielarki. To była klinika, w której przyjmowano, a jakże - głównie krasnoludy, bo nie znajdowała się na poziomach niższych. Tym, co pierwsze rzuciło ci się w oczy to niewielki korytarz w budynku z kamienia. Kamienne ławki, wzdłuż ściany, przykryte średniej jakości materiałem, kilkoro drzwi prowadzące na jakieś sale oraz gabinety. No i rzecz jasna, coś w rodzaju recepcji, gdzie przesiadywała właśnie niewielka krasnoludzica. Miała długie blond loki, no i typowo krępą krasnoludzką posturę - od ciebie niższa dość znacząco. Siedziała i obserwowała innych, którzy czekali na swoją kolej. Zwróciła uwagę na was, jak weszliście, nie odezwała się. W samym niewielkim holu było kilka osób - ku zaskoczeniu, nie tylko twoim, ale i twoich nowych towarzyszy, których nie poznałeś jeszcze z imienia - byli to ludzie w dużej większości, ledwie kilka krasnoludów.

Twoja matka miała tutaj swój gabinet, w którym przesiadywała i pracowała.

Ktoś na holu kaszlnął.

Chudzielec
Gość ze sztyletem

Rynek Turoński

24
Thelin nieco zdziwiony powiódł wzrokiem po korytarzu, gdzie większość pacjentów stanowili ludzie. Zapewne byłby lepiej zorientowany, częściej rozmawiając z Korsulą swoją matką. Podszedł do recepcji.
- Dzień dobry. Chciałem umówić tę dwójkę ludzi, z którymi przyszedłem na wizytę do Korsuli. Płacę od razu za wizytę i ewentualne leczenie i leki. - powiedział, ostatnie zdanie mówiąc cicho, tak by nie słyszeli tego przybyli z nim ludzie. Thalos nie był pewien czy recepcjonistka, go poznała jako syn Korsuli, wolałby być anonimowy. Jeszcze, ktoś zauważy, że kowal ma czasem dobre serce.
Wcale nierobił tego z przypływu dobroci serca. Ot, co chciał pozbyć się kłopotu, jakim byli napotkani ludzie.
Przyglądał się recepcjonistce, oceniając jej wiek. Czekał na odpowiedź kobiety.
Niezależnie od decyzji przyjęcia pacjentów, wychodzi z przychodni, udając się w drogę powrotną do kuźni. Chciał przygotować miecz, na spotkanie z nabywcą.

Rynek Turoński

25
Jesień, Rok 90
To nie był widok, który można było uznać za zupełnie naturalny. Tylu ludzi w tej jednej placówce? Tak wielu, w dodatku nie krasnoludów, a ludzi! Nie zdarzało się to często, sam Thelin na pewno nigdy czegoś takiego nie widział. Kobieta, młoda, pewnie młodsza niż ty, brakowało jej zmarszczek i bruzd na twarzy. Wyjątkowo dobrze musiała się prowadzić, siedząca w recepcji czekała do pierwszych słów wysokiego krasnoluda.
– Yyy, tak, tak, mamy trochę kolejek, ale mogę panów zapisać, jak mamy się do was zwracać? — Zerknęła najpierw na Thelina, zaraz potem na mężczyzn. Przez moment skupiła się na kolejce, później zaś na nich. Zbliżyli się do niej, do lady. – Tombin i Krelin — Mówił chudzielec, wskazując też na swojego kolegę. Krasnoludzica kiwnęła kilka razy głową i coś zaznaczyła jakimś rysikiem na jakimś materiale. Chyba księdze. Stąd nie widziałeś zbyt dobrze, wykonała dwa krótkie, jednakowe gesty a później poruszyła ręką poziomo.

Mężczyźni zdawali się być ucieszeni, sama kolejka jednak nieco ich przeraziła, z drugiej strony, darowanemu koniowi w zęby nie należało zaglądać, to i byli w tej chwili zupełnie potulni, grzeczni i po prostu się słuchali, równie tego co im mówili inni pracownicy oraz ty. Gdy ty ściszyłeś głos, kobieta, z którą rozmawiałeś, również to zrobiła, jakby papugując twoje działanie
– Dobrze, jeśli dolega im to, co wszystkim, będzie to jakieś sto koron, będę musieli też tutaj zostać i czekać na swoją kolej — Może nie przewróciłeś się na miejscu, słysząc tę kwotę, to jednak było to bardzo dużo pieniędzy. Jako kowal stać cię było na takie wydatki, lecz sam zauważyłeś, że gdybyś teraz wyciągnął swój mieszek, to pewnie wypłaciłbyś większość swoich oszczędności, a zostawianie się bez grosza przy duszy było ryzykownym ruchem, nie mniej - całkowicie bez grosza dalej byś nie był, na pewno jednak odczułbyś ten wydatek dość prędko, gdybyś podjął się jakiś większych zakupów.

Oczywiście miecz, który miałbyś przygotować do odbioru, był również warty całkiem sporo i możliwe, że nareperowałby twój budżet, lecz na pewno by go nie powiększył. Mimo że chciałeś ich zapisać do matki, to musiałeś mieć pojęcie, że nie wszystko zależy tutaj od niej i sama nie może przyjmować ludzi za przysłowiowe darmo.

Przesiadujący tutaj ludzie obserwowali cię przez moment gdy stałeś przy ladzie, patrzyli czy płacisz, czy jednak rezygnujesz, widok takich sum pieniędzy może nie był rzadki, ale na pewno każdy lubił oglądać pieniądze, tym bardziej ich spore sumy, wydawane w tak krótkim czasie. Z dobroci serca czy nie, podjęcie się takich kroków musiało świadczyć albo o naiwności, albo o przyjaznym nastawieniu do świata.

Recepcjonistka
Tombin
Krelin

Rynek Turoński

26
POST BARDA
Akcja z tego tematu

Z prowiantem na drogę, Thelin podążył w stronę rynku. Rana nogi wciąż mu przeszkadzała - po tym, jak przeszedł znaczną odległość, ból odezwał się na nowo, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Nie było to jednak nic, co powstrzymałoby krasnoluda przed dotarciem w miejsce, które zamierzał zobaczyć.

Rynek wciąż tętnił życiem porannego targu - na placyku rozstawiono mnogość straganów, z których każdy kusił co ciekawszym asortymentem: serami, mięsiwem, wyrobami z gliny, szatami na każde okazje, wszelkiego rodzaju rękodziełem i wieloma, wieloma innymi rzeczami. Na samym środku, tam, gdzie znajdowało się podwyższenie, z którego zwykle przemawiano w ważnych sprawach, trwały prace.

Boki piedestiału przyozdobiono kwiatami - białymi i czerwonymi. Żadne z nich nie wyglądały, jakby mogły zostać wyhodowane w podziemiach Turonu. Również błękitne wstęgi przeplatały się między kwieciem niczym węże, uświetniając kompozycję. Na samym podwyższeniu stał starszy krasnolud z pergaminem w dłoniach, mrucząc coś pod nosem, zapewne czytając z kartki. Dwoje młodych uwijało się z tyłu, rozstawiając ławy i budując mównicę z luźnych desek.
Obrazek

Rynek Turoński

27
Thelin chwilę przyglądał się straganom z różnościami. Noga znów dała o sobie znać, mimo to szedł przed siebie, starając się nie kuleć. Gdy dotarł pod budowana mównicę i podest na dzisiejsze przedstawienie. Wszystko oglądał z oddalenia, w spokoju i ciszy. Kwiaty wyglądały na takie co nie są hodowane w Turoniem, musiały pochodzić z powierzchni.

Na podeście dostrzegł starszego krasnoluda, który zapewne ćwiczył przemówienie wcześniej napisane na pergaminie. Minął podest i mównicę, nie oglądając się już na przygotowania. Udał się w stronę swojej Kuźni, mijając ja i idąc przed siebie, kontemplując to co widział.

Rynek Turoński

28
POST BARDA
Thelinowi nie pozwolono odejść od mównicy.

- Hej, ty! - Zawołał starszy krasnolud, podnosząc oczy znad kartki. - Tak, ty! Do ciebie mówię! - Niegrzecznie wskazał młodszego palcem. Prócz Thelina, nie mógł wskazywać nikogo innego. - Nie jesteś ty przypadkiem synem starego kowala? Wiem, coście zrobili!

Mężczyzna odłożył kartkę i potoczył się po podeście. Jego otyłość sprawiała, że krótkie nóżki były jeszcze mniej wydajne. Dwoje młodych, którzy mu towarzyszyli, byli jednak w pełni sił, zaraz też stanęli za przywódcą, by w razie problemów wesprzeć choćby siłą fizyczną.

- Odmawianie bogom! Też mi coś! - Warczał brodacz. - Pożałujecie, obaj!
Obrazek

Rynek Turoński

29
Thelin już miał ruszyć w swoją stronę, gdy z mównicy przemówił w jego kierunku stary Krasnolud. Młody podszedł bliżej podestu, zatrzymując się pięć metrów przed nim. Obstawa młodych Krasnoludów nie odstępowała swojego lidera na krok.
-Chcecie rozmawiać, to omówimy wszystko w spokojniejszym miejscu. - powiedział mocnym spokojnym głosem.
- Na atak na moją osobę i mienie odpowiedziałem obrona. Wierzę, że Wy umiecie też załatwiać sprawy w inny spokojniejszy sposób, niż zrobił to jeden z waszych. - dodał po chwili.

Czujnie obserwował reakcje grubego i jego młodych ochroniarzy. Nie miał zamiaru wdawać się w żadne, głębsze utarczki niż słowne, na razie. Całe to stowarzyszenie, sekta, nie wydawała się być dobrą. Atakowała wszystkich, którzy nie myślą i nie robią tego czego Ci od nich oczekują.

Kątem oka spróbował dostrzec czy na rynku są jacyś Strażnicy porządku, i czy obserwują ten mały incydent.

Rynek Turoński

30
POST BARDA
Thelin nie widział, by stary był do niego nastawiony w jakikolwiek wrogi sposób, również młodzi zostali przy przywódcy, nie okazywali jednak agresji, a raczej obawę.

- Wujaszku... - Odezwał się jeden, starając się położyć dłoń na ramieniu starego, chcąc uspokoić jego najwyraźniej gorący temperament.

- Cisza! - Warknął niemiło stary, uciszając towarzysza, gdy ten nawet jeszcze nie zaczął mówić. Machnął ręką, jakby odganiał muchę. - Będziemy rozmawiać tu i teraz. - Zarządził. - To, co zrobił nasz brat, zostanie osądzone przez wysokich kapłanów. Ale twoja odmowa również powinna być potępiona, ot co! - Warczał stary krasnolud. - Nie jest zbyt późno, żebyś odkupił się w oczach naszych i oczach naszych Pań! Dołącz do naszej wyprawy, Thelin, z adamantową bronią! Córki cię do tego wzywają!

Strażnicy byli obecni na rynku, nie wydawali się jednak zainteresowani wymianą zdań.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”