Kuźnia Kazadora

1
Koło posiadłości znajduje się też prywatna pracownia kowalska Kazadora, który wytwarza tam różnorodne przedmioty dla swoich klientów (w wolnym czasie również dla siebie). Do warsztatu prowadzi kamienna dróżka od furtki. Warsztat ten jest przyłączony do prawej ściany zewnętrznej posiadłości i pokryty, tak jak dom, dachówką glinianą na wzór altanki. Podłogę stanowią cztery wielkie płyty z kamienia o gładkiej powierzchni, umieszczone pod dachem. W pracowni jest w miarę schludnie, wszystko jest na swoim miejscu, a na podłodze nie widać nieczystości spowodowanych pracą, widocznie ktoś dba o to miejsce. Można zauważyć, że w środku znajduje się: palenisko przylegające do ściany domu i przebijające dach kominem, sporą dmuchawę po lewej od paleniska, bezpośrednio z nim złączoną, dwa kowadła - małe i duże, stojące na pniakach na środku kuźni, stół kamienny niewielkich rozmiarów po prawej stronie paleniska, duża beczka z wodą stojąca między kowadłem a piecem, osełka (zrobiona ze sporego kawałka skały na kształt walca, do tego mocny żelazny statyw i pedał napędzający kamień) umieszczona naprzeciwko wejścia, po lewej stronie, w kącie, wiszące dwie pary kleszczy na gwoździach przybitych do belki przy suficie oraz trzy skrzynie drewniane z tyłu pracowni, w których kowal skrywa swe narzędzia. Kiedy Kazador rozpoczyna swą pracę, warsztat staje się nieco zadymiony, wokół robi się duszno, straszny gorąc wydobywa się z paleniska. Nad wejściem do pracowni jest słup, a na nim szyld zawieszony z treścią „Pracownia Kowala Kazadora”, a pod słupem tabliczka drewniana, na której jest napisane w krasnoludzkim języku: ~ Wytwarzam rzeczy na zamówienie! Jeśli chcesz skorzystać z usług, zgłoś się do kowala Kazadora ~

Re: Kuźnia Kazadora

2
Kazador przybył tu z Garinem, z daleka widząc stojący tłumek i wóz pełen broni. Przeraził się lekko, było bowiem tego mnóstwo. Nie ustalał z Mordinem szczegółów i wyglądało na to, że faktycznie czeka go mnóstwo pracy.

Przed wozem stał rosły, jak na swoją rasę, krasnolud. Miał nieco siwych włosów na głowie i w brodzie, ale wciąż wyglądał na krzepkiego. Ogółem przy wozie stało ośmiu innych chłopa.

- Moje imię Drawid, do usług. Mordin rzekł, żeście chętni do pracy i zarobienia, tedy jesteśmy. Oto wasze zlecenie - wskazał leżącą na wozie broń. - sto pięćdziesiąt mieczy, dwieście pięćdziesiąt toporów, trzysta dwadzieścia dwa sztylety. Chcielibyśmy odebrać je za dwa dni, jeżeli wam to nie przeszkadza.

Kazador mógł jedynie spojrzeć z niedowierzaniem. Wyglądało na to, że niemal cała kompania dorzuciła coś od siebie, żeby tylko przyjrzał się temu kowal.

- Bardzo cenimy sobie jakoś, tedy prosiłbym, abyście przyłożyli się do pracy, a my dobrze zapłacimy. Jeżeli wyrobicie się w czasie.

Re: Kuźnia Kazadora

3
Wyszedłem na zewnątrz z Garinem i byłem zaskoczony wizytą takiej ekipy, ale miło zaskoczony. Gdy podszedł do mnie Drawid i powiedział ile tego jest oraz ile mam czasu to złapałem się za głowę.

- Czy wyście oszaleli?! Siedemset dwadzieścia dwa broni do zaostrzenia?! I to w dwa dni?! - wykrzyczałem na nich.

- To nie możliwe. Nawet gdybym robił po dwanaście godzin, co jest dla mnie niedopuszczalne to w ciągu dnia, bez przerwy nie byłbym w stanie wyrobić się w dwa dni. To nawet nie jest połowa roboty. Więc nawet pomocnik, praktykant, który byłby zdolny tak jak Ja, by mi nie pomógł na tyle bym się wyrobił z tym. To jest nie wykonalne powtarzam! - wykrzyczałem ponownie na koniec, ale się uspokoiłem po chwili i dodałem.

- Gdybym miał więcej czasu to nie byłoby problemu, ale tej roboty nawet najlepszy kowal w mieście nie jest w stanie ogarnąć. - spojrzałem na nich wszystkich czekając na ich reakcje i odpowiedź.

Re: Kuźnia Kazadora

4
Krasnoludy zaczęły rżeć bezczelnie, ale ich dowódca klepnął Kazadora w ramię.

- Dobra, żartowaliśmy, najpóźniej za tydzień musimy je mieć nazad. Zostawiamy i wierzymy, że w dobrych rękach. Zapłacimy konkretnie, złotem, względnie kamieniami, także bez obawy. Ciekawi mnie, jak tam u was z klepaniem pancerzy, co, panie Kazador? Bo i tych trochę się znajdzie, jakbyście chętni byli. Cholera, król nasz miłościwie nam panujący, żeby go szlag trafił, wojsko swe zbroi na potęgę i wszystkich najlepszych kowali w mieście opłaca, żeby dla niego pracowali. Nie wiem, czy już o tym słyszeliście, czy nie, ale to jest pieprzony skandal!

Drawid wyglądał teraz na autentycznie oburzonego. Najwidoczniej był to policzek w twarz dla wolnych kompanii najemniczych, które szykowały się do wyjścia na szlak. Kazador mógł więc się jedynie cieszyć, że ten problem bynajmniej jego nie dotyczy. A może nawet, jeśli sprawnie się uwinie, pozwoli zarobić.

Re: Kuźnia Kazadora

5
Usłyszałem śmiech krasnoludów po mojej wypowiedzi. Od razu domyśliłem się, że żartowali, bo chyba mają też własny rozum. Spoglądałem na nich każdego z osobna i potem powiedziałem do Drawida

- Tydzień? Powinienem się uwinąć. Zbroje spokojnie mogę wam też wyklepać, to umiem, co innego wytwarzać je. - uśmiechnąłem się do krasnoluda.

- Co do zapłaty kamienie szlachetne też mogą być, przydadzą mi się do wytwarzania biżuterii. - po czym spoważniałem, zastanowiłem się chwile i spytałem.

- A co tam w świecie słychać? Dawno nie byłem po za Turonem. Nasz król szykuje się na jakąś wojnę skoro tak przygotowuje Swe wojska czy to zwykła ochrona przed demonami spod wieży? - spytałem zaciekawiony Drawida z nadzieją, że odpowie mi na Me pytania.

Re: Kuźnia Kazadora

6
Drawid pokiwał w zamyśle głową.

- Dobra, dobra, dogadamy się co do formy zapłaty, o pancerzach też chłopaki słyszeli, może któryś się skusi. Tylko nie zepsujcie tego.

Faktycznie, lepiej nie było mieć na głowie całej bandy krasnoludzkich najemników. Z pewnością potrafili oni narobić kłopotów i uprzykrzyć życie.

- Co w świecie? Mówią, że koniec wojny Keronu z Fenisteą, że demony coraz gęściej z Morlis wychodzą, że Aidan Augustyński powoli umiera, a jego brat szykuje się na zajęcie tronu. Z inny, niewątpliwie prawdziwych wiadomości, to krakena widziano na Mroźnym Morzu, wywerny założył legowisko wysoko w naszych górach, czyhając na podróżnych i jakaś wieszcza wywieszczyła koniec świata. Ot, gadanie.

Uśmiechnął się kpiąco, a jego ludzie potakiwali głowami, szczerząc zęby.

- Dobra, robota was czeka, nie zajmuje tedy dłużej. Bywajcie, wrócimy tu z pieniędzmi, liczymy na efekty.

Odwrócił się powoli i odszedł powolnym krokiem, a jego drużyna wokół niego, pozostawiając Kazadora samego z całym tym bazjelm.

Re: Kuźnia Kazadora

7
Po wysłuchaniu ciekawostek ze świata zanurzyłem się w Swoich myślach. Zaraz zauważyłem jak żegna się ze mną Drawid więc otrząsnąłem się i machałem im ręką na znak pożegnania, nawet nie wiem czy to zauważyli.

W każdym razie zostałem sam z całym arsenałem ostrzy, westchnąłem patrząc na wielką kupę żelastwa. Pomyślałem, że przyda mi się pomoc, muszę wyruszyć do centrum miasta i znaleźć kogoś odpowiedniego i tak też zrobiłem. Wróciłem do drzwi Mego domu, zamknąłem je na dwa spusty, po czym wrzuciłem kluczyk do kieszeni i wyszedłem przez bramkę. Kieruję się w stronę rynku, tam często miałem okazję spotkać praktykantów, którzy znają się na kowalstwie, a także z pewnością na szlifierstwie. Przydałby mi się taki chłopak, zarobi sobie nie co grosza uczciwie, a w dodatku podszkoli Swe umiejętności. Mijając tłumy przechodni kierowałem się w stronę rynku w Turonie.

Re: Kuźnia Kazadora

8
Kazador, po zamknięciu domu, wyszedł na główną aleję, by udać się w kierunku rynku. Mijał znajome twarze i twarze zupełnie obce, kobiece, męskie, dziecięce. Życie w Mieście Pod Górą toczyło się swoim rytmem. Owszem, ostatnio panowała tu nieco nerwowa atmosfera, ale wszak to była domena polityki, którą teraz wszyscy żyli, gdyż nikt nie wiedział, co przyniesie kolejny dzień. I sensu nie było w zastanawianiu się nad tym, gdyż wpływ kogoś takiego jak Kazador na wielką politykę i wielki świat był doprawdy znikomy.

Po dłuższym czasie, Krasnolud ujrzał przed sobą Rynek Turoński

Re: Kuźnia Kazadora

9
Brodacz przydreptał do swojej kuźni prosto z rynku. Był w kiepskim humorze, ale próbował ogarnąć w myślach wszystko to, co spotkało go od samego rana. Sporo się wydarzyło, odkąd wyszedł z domu. Początek jego kłopotom dała ta sytuacja, która miała miejsce przed jego chatą. Kazador bez namysłu przyjął wtedy propozycję Mordina, a to sprowadziło na niego masę innych problemów. Był świadkiem napaści na sklep Garosha, grożono mu, wymyślano, a on nie mógł nic z tym zrobić, aby nie narażać się na dodatkowe niebezpieczeństwo. Miał na głowie ogromne zlecenie do wykonania i nikogo do pomocy. Jego scenariusz nie rysował się kolorowo, przeważały w nim czerń i biel... ale zdecydowanie więcej było czerni.

Krasnolud wszedł do pracowni, obserwując leżącą na wozie kupę żelastwa. Tylko przez chwilę wlepiał wzrok w różnego rodzaju miecze, topory oraz koziki - wszystkie w równym stopniu zużyte - a potem, nie zwlekając już dłużej, zabrał się wreszcie do pracy. Przysiadł okrakiem na stołku ustawionym przy osełce i zaczął robić swoje. Brał ze sterty stępiałe bronie, chwytając wszystko to, co wpadło mu w łapy. Ostrzył dokładnie, fachowo, jakby robił to od urodzenia. Czasami delikatnie przykładał ostrza do wirującego toczydła, a innym razem przyciskał je mocno, z wyczuciem, nie szczędząc swoich sił. Robota paliła mu się w rękach, wrzała w nim rzemieślnicza krew. Kazador był doszczętnie pochłonięty pracą, która szła mu zresztą bardzo sprawnie. Kuźnia - to jego żywioł. W towarzystwie surowego kowadła i buchającego żywym ogniem pieca czuł się najlepiej. Przepełniała go witalna energia, niewysłowiony zapał oraz chęć tworzenia. Zabawa w demiurga potrafi przynieść wiele frajdy, to pewne.

Godziny mijały, a brodacz nie odstępował od brusa nawet na krok. Był już bardzo zmęczony, raz po raz jego noga wyginała się w bolesnym skurczu - napędzanie osełki pedałem to naprawdę katorżnicze zajęcie. Do tej pory przez dłonie Kazadora przeszło 15 mieczy, 3 toporki oraz 4 krótkie, źle wyważone sztylety. Łącznie nareperował już 22 sztuki broni, a zrobił to w tak niedługim czasie! W całym Turonie nie było drugiego takiego kowala, ale jego talent pozostawał nadal ukryty. Na razie, bo kiedyś imię tego brodacza będzie na ustach wszystkich mieszczan. Inaczej być nie może.

Pod nogami krasnoluda przemknął jakiś cień, ale on był zbyt zatracony w pracy, aby to zauważyć. Niewielki szczur przebiegł przez pracownię i skrył się w szczelinie miedzy dwiema skrzyniami. Zaraz potem do kuźni wkroczył jakiś mężczyzna, a za nim weszli dwaj kolejni. Byli zbrojni. Każdy z nich miał na sobie identyczną kolczugę, w którą ktoś zmyślny powtykał strzępki czerwonego materiału. Kazador znał tych jegomości jedynie z widzenia, bo nieraz mijał ich w mieście, na ulicy lub przy wejściu do karczmy. Jeden z nich, czarnowłosy krasnolud z posępną miną, podszedł do kowala i położył mu dłoń na ramieniu.

- Ty jesteś Kazador? - Zapytał spokojnym głosem. - Musimy z tobą porozmawiać. Kurwa, zostawże na chwilę tę osełkę.
.

Re: Kuźnia Kazadora

10
Jednak ktoś ośmielił się zakłócić mój spokój i harmonię. Dokończyłem ostrzenie miecza, nie śpieszyłem się po czym odłożyłem go na stertę naostrzonych broni. Wytarłem dłonie o fartuch, spojrzałem na gości. Dobrze wiedziałem kim oni są i w jakiej sprawie tu przychodzą, Mordin też to wiedział ostrzegając i jednocześnie grożąc mi. Wyglądali dosyć groźnie, ale to chyba normalne, taka praca lecz czułem przez to do nich niechęć, niechęć do współpracy, dokładnie taką jak z najemnikami.

- Witam Panów! - uśmiechnąłem się szeroko - W jakiej sprawie przybywacie do mnie? Jeśli mam przyostrzać wam oręże to niestety, ale już mam spore zlecenie i bardzo mało czasu.

Nie bałem się gróźb Mordina, już nie, ale nie mam zamiaru nikogo wydać.

Re: Kuźnia Kazadora

11
Strażnicy - bo właśnie nimi byli dziwni goście - wzięli słowa Kazadora za niewybredny dowcip. Zareagowali stosunkowo spokojnie, trzymając nerwy na wodzy, co nie było do nich wcale podobne. W całym mieście słynęli ze swojej zapalczywości i gorącej krwi. Jeden z nich, barczysty brodacz z łysą czaszką, wyciągnął swój stalowy brzeszczot z pochwy. Zamachał nim nim na pokaz, ze świstem tnąc tnąc powietrze, a potem zrobił kilka kroków w stronę kowala. Po drodze prawie potknął się o własne nogi, ale to wcale nie wybiło go z rytmu - w dalszym ciągu zgrywał cwaniaczka.

- Przypatrz się - powiedział gburowatym głosem, ostrożnie przesuwając palcem po obnażonej klindze. - Nasze miecze nie wymagają ostrzenia.

Co fakt, to fakt, broń była w bardzo dobrym stanie. Krasnolud mógł ocenić to swoim wprawnym, rzemieślniczym okiem. Jej właściciel musiał dbać o nią z dużym wyczuciem, raczej nie robił tego z czystego obowiązku. Zresztą, który strażnik w dzisiejszych czasach sumiennie wykonuje swoje powinności? Chyba tylko ten, który liże buty komendanta, martwiąc się o rychły awans. Ta trójka nie wyglądała na takich, niewiele mieli w sobie ze stereotypowych szyldwachów, jakich pełno łazi ostatnio po turońskich ulicach.

Łysol przestał tańczyć ze swoim mieczykiem, a po chwili schował stal z powrotem do futerału. Wtedy właśnie odezwał się ten czarny smutas, który chyba robił im za jakiegoś przywódcę, albo rzeczywiście dowodził ich skromnym oddziałem.

- Bez zbędnego pierdolenia - zaczął swoją przemowę. - Garosh, kupiec z targu, podał cię za świadka. Dwa kutasy rozbiły mu szybę w sklepowej witrynie i stary mówi, że ty widziałeś, kto mógł to zrobić. Tylko nie owijaj w bawełnę, bo to nigdy nie przynosi rezultatów. Mów bez ogródek - czy to prawda? Sprzedawca zapłacił straży za ochronę i w naszym interesie leży, żeby czuł się we własnym warsztacie, kurwa, bezpieczny. Zresztą, co ja będę ci mówił? Twoja chałupa też nie jest ognioodporna, z pewnością srasz po gaciach na myśl, że ktoś mógłby ja zniszczyć. A zapewniam cię, że jest wielu takich, co by mogli. Nie robią tego tylko ze względu na nas. Zgadza się, to nam zawdzięczasz swój spokój. Nie, nie musisz dziękować. Ale w zamian za to mógłbyś zdradzić nam, co wiesz o tej napaści na sklepik Garosha. Co, Kazador, wiesz coś?

Strażnik skończył swoją tyradę, ocierając dłonią kropelki potu z czoła. Był purpurowy na twarzy, nieźle się zagotował. Gadać to on potrafił, nie było sposobu, żeby temu zaprzeczyć. Gdy przestał mówić, wlepił wzrok w Kazadora, ze zniecierpliwieniem czekając na jego odpowiedź. Tymczasem trzeci żołdak - ten, który do tej pory nie odezwał się ani słowem - podszedł do wozu, na którym zalegała sterta nieobrobionych jeszcze ostrzy. Nigdy w życiu nie widział tylu zniszczonych, powyszczerbianych broni naraz. Zaciekawiło go to, ale na razie tylko spoglądał na pokrzywione toporki oraz miecze. Nie zadawał żadnych pytań, choć takie ryzyko wisiało w powietrzu. Kazador zauważył to i wiedział, że wyjaśnianie ewentualnych niejasności byłoby dla niego bardzo kłopotliwe. Ten trzeci strażnik nie wyglądał na mądrego, jego głupkowate oblicze było niepokojące - nigdy nie wiadomo, czego można spodziewać się po ludziach, którzy nie myślą zbyt wiele.

.

Re: Kuźnia Kazadora

12
- A no więc, widziałem dwóch typków jak uciekali z miejsca wandalizmu. Nie mam pojęcia kim byli, ale to pytanie raczej powinniście zadać panu Gorosh'owi. Powinien wiedzieć komu podpadł, komu się naraził, a kto mu groził.

Spojrzałem na strażnika lustrującego stertę żelastwa zostawionego przez najemników. Chyba nigdy tyle broni nie widział, wszak ja sam wcześniej nie miałem okazji przyjrzeć się takiej kupie oręży, nawet kiedy podróżowałem karawaną do innych miast, by sprzedać to co wykułem. W sumie, tak sobie teraz pomyślałem, że musi być ich naprawdę sporo skoro taki arsenał zostawili u mnie. Wróciłem wzrokiem z powrotem na rozmówce.

- Jak panowie widzicie, mam dużo roboty, więc jeśli tyle to chciałbym wrócić do ostrzenia.

Na samą myśl, aż odechciewa się ostrzyć, tyle tego zostało... Kiedy ja to skończę?! No cóż, przede mną kilka dni ciężkiej harówy, ale mam nadzieje, że chociaż hojnie wynagrodzą ci najemnicy. A ciekaw jestem co z chłopakiem, którego miał przysłać Gorosh - myślałem - wystawił się ten dureń, ja mu jeszcze pokarzę i nawet dobrze, że rozbili mu tę szybę.

Re: Kuźnia Kazadora

13
- Musisz wiedzieć, że Garosh nie potrafi trzymać języka za zębami. - Powiedział czarnowłosy brodacz, a na jego pryszczatej twarzy rozkwitł nagle bardzo wyzywający i impertynencki uśmiech. - Kupczyk powiedział nam wszystko o twoich problemach z najemnikami. Co się tak głupio patrzysz? Wiemy o tych sukinkotach z Młota Turina. Największa, psiakrew, grupa przestępcza w okolicy nie mogłaby tak po prostu ujść naszej uwadze. Te ścierwa robią wszystko, żeby tylko zaleźć nam za skórę! Czarcie syny!

Młot Turina jest, oficjalnie, jedną z wielu funkcjonujących w Turonie organizacji zrzeszających najemników. Zbrojeniowa działalność stanowi jednak tylko przykrywkę dla jej zbrodniczych procederów. Najmimiecze z Młota ściągają haracz od wielu sprzedawców i rzemieślników, a na co dzień posługują się szantażem oraz prymitywnymi groźbami. Coś takiego ma miejsce pod samym nosem straży. Strażnicy są bezsilni, bo ostatnimi czasy wpływy Młota znacznie się rozszerzyły. Wojna między Keronem a Fenisteą dała najemnikom szansę na rozwój - ich organizacja zyskała wysoką rangę w krasnoludzkim półświatku. Władze miasta nie mogą powstrzymać rozhulanych przestępców, dlatego rozpaczliwie szukają pomocy i skrupulatnie zbierają informacje o przywódcach tej niebezpiecznej bandy.

Dowódca strażników znów niepotrzebnie wpadł w złość, toteż musiał na chwilę przerwać swoje gadanie, ażeby nieco ochłonąć. Jego zbrojni towarzysze zachowywali kamienny spokój, wymieniali się znaczącymi spojrzeniami i raz po raz spoglądali na siedzącego przy osełce Kazadora. Jeden z nich - ten łysy - ściągnął brwi, a potem przemówił tym swoim aroganckim głosem.

- Podaj nam nazwiska, tylko tego chcemy. Kilka osób, jakieś adresy, nic więcej.
.

Re: Kuźnia Kazadora

14
Patrzyłem na nich z lekkim uśmieszkiem, ponieważ ta cała sprawa wydawała mi się już groteskowa. Dobrze wiem, że Ci nędzni strażnicy próbują tylko wyłudzić ode mnie informacje, a jeśli je dostaną, mój los nie będzie ich obchodził w cale. Za to najemnicy wydawali się bardziej prawdomówni, a nawet pewnie więcej mogą niż strażnicy, którzy niby panują nad porządkiem w mieście, a nie potrafią rozbić tej watahy przestępców. Jednak pewien plan przyszedł mi do głowy.

- Dobra, dobra, panowie. Widzę żeście w gorącej wodzie kompani, a mnie coś do głowy wpadło. Mam nadzieje, że dobrze zdajecie sobie sprawę z tego, że grożono mi jeśli zdradzę cokolwiek na ich temat, a wy zapewne nie kiwniecie palcem w mojej obronie po dostaniu informacji. Dlatego też wymyśliłem plan, dosyć dobry i wymaga cierpliwości. - spojrzałem po ich twarzach, patrząc na ich reakcję, wstałem z krzesełka i podszedłem bliżej do strażników - Pewnie już się domyśliliście, że te bronie - zacząłem mówić szeptem, tak dla bezpieczeństwa - należą do Młotu Turina, a jak mówiłem, mam zlecenie od nich; tydzień, by zaostrzyć wszystkie. Cały plan polega na tym - nadal kontynuuje szeptem - by zrobić tutaj na nich zasadzkę za dokładny tydzień, za pewne przyjdzie ich tu cała gromada, w końcu to ich bronie. Co wy na to, panowie? Oczywiście, musielibyście poinformować o tym swojego dowódce, by przysłał tu więcej ludzi.

Re: Kuźnia Kazadora

15
Strażnicy nie odezwali się nawet słowem, rozważając w myślach zaskakującą propozycję Kazadora. Czarnowłosy szarpał swoją brodę, mrucząc coś pod nosem. Jego towarzysze mieli bardzo skupione miny, jak gdyby rozwiązywali właśnie jakieś skomplikowane rozrachunki. Łysemu przy skroni wyskoczyła pulsująca żyłka, która czerwoną kreską rysowała się na jego wielkim czole. Wszyscy trzej byli bardzo poruszeni, zdecydowanie nie oczekiwali tego, że kowal naprawdę zechce współpracować.

Chwile mijały, a oni nieśpiesznie dążyli do jakiejś konkluzji. Rezultat był taki, że po kilu minutach jednogłośnie uznali, jakoby pomysł Kazadora miał ręce i nogi. Długo przeciągali podjęcie ostatecznej decyzji, ale w końcu zdecydowali się działać według opracowanej przez brodacza strategii. Zrobili to tylko dlatego, że żaden z nich nie wpadł do tej pory na lepsze rozwiązanie.

Jeśli pomysł kowala miał dojść do skutku, to on musiał zostać mózgiem tej operacji - strażnicy nie wyglądali na najbystrzejszych.

- Dobra, to trzyma się kupy - powiedział wreszcie dowódca brodaczy, gdy wszystko było już w zasadzie ustalone. - Mamy cały tydzień na przygotowania, to mnóstwo czasu. Pogadam z jakimś oficerem i zbiorę tylu chłopaków, ilu zdołam. Ściągnę też kilku ziomków spoza miasta, pewnie są znudzeni przeganianiem demonów. Zresztą, bardziej potrzebujemy ich tutaj, w mieście. Jeśli akcja wypali, to zrobimy tym chłystkom z Młota prawdziwą sieczkę!

- Ha! Bez broni mogą nam naskoczyć! - Wykrzyknął ten łysy, podnosząc ze stosu jakiś nadłamany mieczyk.

Rosnący entuzjazm rozpalił twarze podnieconych żołdaków. Mogłoby się zdawać, że ci strażnicy są równie tępi, co leżące na wozie, czekające naostrzenia bronie. Nikt z nich nie podejrzewał Kazadora o spiskowanie. Żadnemu nie przeszła przez głowę myśl, że jego plan może być w istocie prostą zasadzką. Dawna niepewność, którą zawczasu obdarzyli kowala, zamieniła się teraz w niemal bezgraniczne zaufanie. Gdyby mężczyzna wydał ich najemnikom, pewnie pomarli by wszyscy z zaskoczenia.

Przyozdobione czerwienią kolczugi zachrzęściły, kiedy strażnicy przeszli z kuźni na ulicę. Będąc w progu rzucili coś na pożegnanie, mówiąc, że jeszcze tutaj wrócą. Odgłos ich kroków szybko ucichł i zatonął gdzieś w oddali. Kowal został sam na sam ze swoimi myślami. Żołdacy nareszcie dali mu spokój - przynajmniej na razie. Brodacz mógł wreszcie wrócić do pracy, albo zrobić cokolwiek innego. Nikt nad nim nie stał, nikt mu nie przeszkadzał. Nawet szczur siedział cicho między beczkami i przez cały ten czas nie pisnął ani razu.

.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”