Re: Kuźnia Kazadora

31
Miecz za mieczem, topór za toporem, sztylet za sztyletem. Osełka nawet na chwilę nie przestawała się kręcić. Przez sześć dni Kazador prawie wcale nie opuszczał swojego warsztatu. Jadł w kuźni, spał na kamiennej podłodze i gotował obiady w piecu przeznaczonym do grzania metalu. Załatwiał się - jak przystało na porządnego krasnoluda - we własnym szalecie... zazwyczaj. Do swego mieszkania kowal prawie nie zaglądał. Chadzał tam tylko wtedy, gdy zabrakło mu żarcia, albo czegoś do wypicia. Był bardzo zmęczony, miał spracowane ręce i dręczące bóle pleców, spowodowane ciągłym siedzeniem na niewygodnym stołku.

W międzyczasie odwiedzał go stary Garosh, zabawiając sąsiada wielogodzinną rozmową. Ich pogawędki zazwyczaj kończyły się po dwóch butelkach rumu i czterech kuflach mocnego piwska. Któregoś razu, wieczorną porą, przybył do niego także czarnowłosy dowódca miejskich strażników. Wiecznie ponury brodacz wpadł do warsztatu i zastał gospodarza przy pracy. Nie chciał mu przeszkadzać, więc wspomniał coś o przygotowaniach do zasadzki, a potem szybko wyszedł z powrotem na ulicę. Kowal wywnioskował z jego gadaniny, że żołdakom udało się zorganizować około dwudziestu chłopa do pomocy. Mógł być wobec tego zadowolony - zebranie dziesięciu trzeźwych zbrojnych graniczy w Turonie z cudem, a do pojmania członków Młota znaleziono po dwakroć tyle chętnych!

Wszystko szło po myśli Kazadora. Ostrzenie sfatygowanego oręża, nawet bez ogarniętego pomocnika, przebiegało wcale sprawnie. Nie było mowy o tym, by brodacz zdążył ze wszystkim na czas, ale znaczną większość roboty miał już za sobą. Niektóre ostrza nie nadawały się już do użytku - spora sterta powyginanej stali leżała w kącie, tuż obok drewnianej beczki z wodą. Kazador pracował jak w transie, zahipnotyzowany wizją tego, co ma wkrótce nadejść...

Siódmy dzień nadszedł zaskakująco rychło, zwiastując początek nowego tygodnia. Sterany kowal, przepędzając całe doby w swojej kuźni, nie zauważył jak szybko minął mu ten czas. Odniósł nawet wrażenie, że ledwie wczoraj przyjął od najemników z Młota to nieszczęsne zlecenie... ledwie wczoraj chwycił w dłoń pierwszą klingę do naprawienia. Jednak od tamtego czasu słońce zdążyło już siedem razy schować się za górami, które skrywały w sobie potężne oblicze stolicy krasnoludów.

Kazador wstał bardzo wcześnie, zanim jeszcze miasto obudziło się z gnuśnego snu. Leżał na posadzce, przykryty swym przepalonym fartuchem. Dziś miał przyjąć w domu bardzo ważnych gości... najmimiecze wieczorem powinni wpaść po odbiór towaru, a strażnicy powinni niedługo potem wpaść po odbiór najmimieczy. Był naprawdę wczesny ranek. Jeśli w Turonie hodowano jakieś koguty, to żaden z nich nawet nie pomyślał o tym, żeby sobie zapiać. Dziwna cisza wisiała w powietrzu - stanowiła zapowiedź ważnych wydarzeń.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”