Re: Kuźnia Kazadora

16
Ci strażnicy pewno szkoły nawet nie skończyli. Kogo to oni przyjmują do tej gwardii Turonskiej? Niewykształcone chłopstwo? Strażnik powinien nie tylko dobrze władać bronią, ale być i charyzmatyczny i inteligentny. Ha! Teraz już wiem czemu w ciągle Młot Turina panoszy się po mieście. W łapy na pewno też część strażników dostaje, co się dziwić. Pewnie przyjdzie po mnie kara, za działalność przeciwko nim... Lepiej bym wrócił do swojego zawodu. Chociaż po co mam to ostrzyć, skoro szykujemy zasadzkę? A niech mnie, byle by nie siedzieć bezczynnie.

Wróciłem z powrotem na krzesełko, dosunąłem się do osełki i zacząłem kontynuować ostrzenie. Nadal staram się robić to precyzyjnie, ale jednak żwawo, z pośpiechem jak gdybym nadal chciał zdążyć zaostrzyć bronie przed końcem terminu.

Moja sympatia do wszelkich wyrobów alkoholowych odzywała się od czasu do czasu, przez to odrywałem się od swojego ulubionego zajęcia i wędrowałem do domu by nalać sobie zimnego, dobrego piwa prosto z beczki z mojej piwnicy. Jednak by nie tracić czasu brałem pełen kufel ukoronowany białą, puszystą pianką do mego warsztatu i tam co i rusz popijałem tego niezwykłego napoju, napoju bogów.

Re: Kuźnia Kazadora

17
Kazador na powrót zasiadł przed osełką. Drewniany stołek ugiął się pod jego ciężarem. Toczydło poszło w ruch i kolorowe iskry spadły na brudną podłogę. Brodacz naciskał miarowo na pedał, wkładając w to odpowiednio dużo siły. Zdejmował ze sterty zdezelowane ostrza, a potem przykładał je ostrożnie do kamiennej powierzchni, raz po raz wlewając w siebie solidny łyk chłodnego piwa. Obrabiał podniszczone bronie, bez przerwy żłopiąc browar z glinianego kufla.

Kiedy strażnicy wyszli z warsztatu, kowal mógł znowu na dobre pogrążyć się w robocie. Jego zaogniona sympatia do mocnych trunków dała o sobie znać. Kazador nigdy nie stronił od alkoholu, ale tym razem chętka na coś mocniejszego była naprawdę silna. Brodacz szybko opróżnił pierwszą szklanicę, a potem drugą i trzecią, ale wciąż było mu mało. Co chwilę odkładał pracę na bok i gnał do swojej piwniczki, żeby nabrać kolejną porcję złocistego napoju. Od biegania po schodkach rozbolały go nogi.

Skończyło się na tym, że zbrzydła mum osełka, więc skupił całą swoją uwagę na napełnianiu kufla piwem. Radził sobie z tym znakomicie. Któregoś razu zszedł po dolewkę, ale został na dole przez kilka długich godzin. Był w takim stanie, że wdrapanie się po stopniach sprawiało mu zbyt wiele trudności. Poważnie wstawiony, obojętny na wszystko, postanowił uciąć sobie krótką drzemkę. Gorzkawy trunek sprawił, że jego powieki stały się ciężkie jak gdyby były ulepione z ołowiu. Krasnolud oparł się plecami o pokrytą mchem ścianę, zamknął oczy, a potem zwyczajnie zapadł w sen. Pełzające po piwnicy cienie otoczyły go ze wszystkich stron.

Na górze rozległo się czyjeś głośne wołanie.

- Kazador! Kazador, gdzieś jesteś?

Garosh stał przed kuźnią i krzyczał wniebogłosy.

.

Re: Kuźnia Kazadora

18
Ktoś mnie woła? Eee.. chyba mi się wydaje. Alkohol dawno tak mi nie strzelił do łba. Lepiej pić z kimś niż samemu, o tak, zaraz kompana znajdę! Próbowałem się podnieść, ale jakoś mi nie wychodziło... O! Znowu słyszę wołanie, chyba faktycznie ktuś mnie szuka.

- Tu! Tutejm jest! W piwniczce przy beczuni dobrego piwa. Szukam kompana do opróżniania! Ha-ha-ha! - ryknąłem śmiechem, ponieważ po mimo wysokiej nietrzeźwości udało mi się sklecić słowa, by to ładnie brzmiało. Słyszałem chwilę potem jak ktoś schodzi po schodach. Przynajmniej mnie usłyszał ktoś. Ktoś kto wydaje mi się, że mnie szukał, ale kto to może być? Hmm... Może najemnicy znowu mnie nachodzą, albo strażnicy doszli do wniosku, że nie w smak im współpraca z kimś takim jak Ja?! Kroki wydawały się coraz wyraźniejsze, a ja przecierałem oczy by dobrze zobaczyć z kim mam przyjemność.

Re: Kuźnia Kazadora

19
Garosh zszedł po schodach, rozglądając się dokoła. Zeskoczył z ostatniego stopnia i stanął na twardej ziemi. Stawiając małe kroczki próbował wypatrzeć śród mroków ślady Kazadora. Odszedł nieco w bok i prawie wpadł na kowala, który w dalszym ciągu leżał na podłodze. Kupczyk odskoczył do tyłu, kiedy gospodarz dźwignął się na nogi i zamajaczył mu przed oczami jak jakaś zjawa. Pech chciał, że roztrzaskał butem porzucony, gliniany kufel.

- O kurwa! Kazador, to ty?

Staruszek podszedł bliżej i spoglądał na niego z góry, podczas gdy brodacz w wciąż klęczał przy baryłce z piwem. Widząc, jak podchmielony mężczyzna zmaga się z nieubłaganą siłą grawitacji, zbrojmistrz schwycił go za ramię, a potem pomógł nieborakowi wstać z brudnej posadzki. Następnie zaciągnął go w stronę wyjścia i posadził na najniższym ze schodków. Sam zajął miejsce tuż obok.

- Nieźle się urządziłeś - powiedział, patrząc w jego wielkie, przykryte alkoholową zaćmą oczy.

Kazador odbąknął coś w odpowiedzi, ale kupczyk zignorował to i zaczął mówić dalej.

- Przyszedłem, żebyś wiedział, że uczciwy ze mnie krasnolud. Przyniosłem twoją zgubę. No co się tak gapisz jak cielak? - Staruszek włożył rękę za pazuchę i wyciągnął małą błyskotkę. - Ten pierścień należy do ciebie, prawda? Znalazłem go w swoim sklepie, zaraz po tym, jak wyszedłeś z niego, zostawiając mnie z całym tym bałaganem. Nie, nie gniewam się. Pewnie miałeś coś ważnego na głowie. W każdym razie, obrączka leżała przy wejściu, tedy musi być twoja. Spójrz tylko - powiedział, wyciągając metalowy przedmiot w stronę zamulonego kowala. - Strasznie tutaj ciemno. Chodźmy lepiej na górę, bo nic w nie zobaczysz!

.

Re: Kuźnia Kazadora

20
Siedząc niezbyt stabilnie na schodku chwiałem się w jedną i drugą stronę. Na chwilę mniej skupienia na równowadze i runę twarzą w podłogę. Popatrzyłem na mego gościa i dopiero wtedy do mnie dotarło, że to nie kto inny a Gorosh mnie odwiedził, a skoro już to zauważyłem to oznacza, że trzeźwieję, chodź trochę. Popatrzyłem na wyjście z piwnicy, które wydawało mi się dosyć daleko, ale nie koniecznie niemożliwe do wykonania, szczególnie jeśli Gorosh mi w tym pomoże.

- Hej, bracie! To ty Hip! Pogadajmy, pogadajmy! Dawno, żem cię nie hip widział, a radosną masz gębę, ha-ha-ha hip! Ale, ale, ale... yyy hip zapomniałem... - odbiło mi się dosyć dźwięcznym beknięciem. - A niech mnie. Nie będziem hip siedzieć tutaj brachu, zapraszam Cię na górę do salonu, a ja... a ja postaram hip dojść jakoś do siebie. Może mam jeszcze te zielska, zawsze mi pomagały, chyba. - zamyśliłem się chwilę po czym wstałem przy nie małej pomocy Gorosha i doprowadził mnie do przedpokoju.

Rozglądnąłem się po domu, wyglądał pięknie, po prostu pięknie. Po alkoholu zdajsie wszystko jest piękniejsze. Przeszedłem do salonu chwiejnym krokiem i usiadłem wygodnie na krześle, które było dużo bardziej stabilne niż schodek w piwnicy, w dodatku oparłem dłonie o kant stołu, by nie zaryć głową. Popatrzyłem na Gorosha, który usiadł na przeciwko mnie. W dłoni obracał jakimś małym przedmiotem, czy to talizman, amulet czy pierścień nie byłem w stanie sprecyzować na tę chwilę. Zapomniałem w ogóle o zielsku, które pomagało mi zazwyczaj w stanie nietrzeźwości. Kupiłem je kiedyś na targu i faktycznie coś w sobie miało, tak jak handlarz mówił.

- A więc w jakiej sprawie przyby-hip-wasz?

Re: Kuźnia Kazadora

21
Sen w piwnicy dobrze wpłynął na samopoczucie Kazadora. Stęchłe powietrze i zimno bijące od kamiennej podłogi nie przeszkodziły brodaczowi w ucięciu sobie krótkiej drzemki. Co więcej, miały na niego zbawienny wpływ. Chmielowy napój zaczął z niego powoli wyparowywać, przeto mężczyzna odzyskiwał stopniowo władzę nad swoim odrętwiałym ciałem. Gdy przyszedł Garosh, kowal musiał wytężyć wszystkie siły, aby jakoś doprowadzić się do porządku. Kazador udowodnił swój upór oraz nadnaturalną tolerancję dla dużych ilości mocnych trunków. Zachowywał się zupełnie tak, jak na narąbanego krasnoluda przystało.

Garoshowi wcale nie przeszkadzał stan, w jakim zastał gospodarza. Nie raz już widział pobratymca zalanego w trupa, a z Kazadorem znał się przecież od bardzo dawna. Często bywał w karczmie, chadzał tam niekiedy po pracy, toteż sam nie jedną butelczynę do dna wysuszył.

Mężczyźni wspięli się po schodach i wyszli z ciemnej piwniczki. Przeszli chwiejnym krokiem przez wąski korytarzyk, minęli kilkoro drzwi, a potem stanęli w przestronnym salonie. Kupiec był zmuszony do tego, by bez przerwy podtrzymywać Kazadora, który w dalszym ciągu z trudem utrzymywał pionową postawę. Po chwili obaj zajęli już miejsca na miękkich, obitych skórą siedzeniach.

Garosh rozejrzał się po mieszkaniu kowala, szukając wzrokiem miejsca, gdzie tamten mógłby schować zioła, o których wspomniał wcześniej. Gawędzenie z upitym brodaczem nie byłoby łatwe, a kupcowi zależało na tym, by choć przez moment móc z nim normalnie porozmawiać. Staruszek włożył rękę do kieszeni płaszcza, a potem wyciągnął ją i położył na niewielkim stoliku. W pomarszczonej dłoni trzymał okrągły, srebrny pierścień zwieńczony żółtym kamieniem. Na obrączce, po jej zewnętrznej stronie, widniał jakiś maciupeńki napis, wyryty w metalu ozdobnym pismem. Garosh wpatrywał się w Kazadora, oczekując chyba jakiejś reakcji.

- To twoje, co nie? - Zapytał, obracając w palcach błyskotkę. - Znalazłem ten pierścionek w swoim sklepie i myślałem, że to twoja własność. Nie jestem jakimś tam złodziejem, więc chciałem zwrócić zgubę. Chyba, że zostawił go tam ktoś inny...

Zanim brodacz zdążył odpowiedzieć, stary kupiec posłał mu jeszcze jedno pytanie.

- Gdzie chowasz te swoje magiczne ziółka na kociokwik? Zgotujemy ci jakiś napar, żebyś mógł znowu trzeźwo myśleć.

.

Re: Kuźnia Kazadora

22
Już miałem odpowiadać na pytanie, już miałem świadomość o co pyta mnie Gorosh, wtem wtrącił następne pytanie co wyprowadziło mnie z poprzedniego. Zastanowiłem się chwilę, podrapałem po brodzie, w końcu zaczęło mi coś świtać gdzie te zielska są.

- W kuchni! Tak, tam żem schował, w górnym meblu. Zdajsie w glinanym słoiczku, tak! Szukaj glinianego słoiczka. Ogólnie... - chwile się zamyśliłem - to się parzy je w gorącej wodzie, ale ja nie mam czasu na takie bzdety! Muszę być trzeźwy od już! Ha-ha-ha! - zaśmiałem się, chodź sam nie widziałem w tym żartu - Zresztą... - zrobiłem taktowną pauzę - co ja się będę Tobą wysługiwał, sam to zrobię! - po czym próbowałem z całym skupieniem wstać z krzesła lecz po chwili odpuściłem wiedząc, że ta akcja może się skończyć jedynie upadkiem.

Zamyśliłem się chwilę gdy Gorosh wstawał, by wyręczyć mnie w poszukiwaniu zielska. Zatrzymałem go by mnie wysłuchał, a ten podszedł bliżej - Dzięki, dzięki za wszystko. - uśmiechnąłem się do niego, być może paskudnie z wagi na to, że byłem pod wpływem i poklepałem po plecach - Następnym razem bez Ciebie już nie piję.

Re: Kuźnia Kazadora

23
- Siedź, ja się tym zajmę - powiedział Garosh, nieśpiesznie dźwigając się z miejsca. Kazador próbował jeszcze przez chwilę utrzymać równowagę, ale rozkołysana podłoga bardzo szybko zbiła go z pionu. Opadł ciężko na krzesło, które zaskrzypiało ostrzegawczo, uderzone jego ciężarem. Podstarzały kupiec przeszedł do kuchni, zostawiając metalowy pierścień na stoliczku. Zachlany brodacz mógł mu się teraz dokładniej przyjrzeć.

Zbrojmistrz przez kilka minut przeszukiwał ustawione pod ścianą szafeczki, aż w końcu odnalazł między jakimiś pudełeczkami mały, gliniany słoik. Nie patrząc w stronę Kazadora, zawiesił garnek z wodą nad paleniskiem. Sięgnął po leżące opodal krzesiwo, a potem sypnął iskrami na ułożone w stosik szczapki drewna. Już po chwili ogień zaczął tańczyć w kominku, liżąc dno blaszanego kociołka. Garosh wyjął z pojemniczka garść pokruszonych, ciemnozielonych ziółek i włożył je do bulgoczącej wody. Czekając, aż wywar będzie gotowy do podania, wrócił na swoje siedzenie.

- No i co z tym pierścieniem? - Zapytał, widząc obrączkę leżącą w dalszym ciągu na stole. - Dużo za niego u złotnika nie dostaniesz, może kilkanaście bitek, na pewno nie więcej, dlatego nie próbuj mnie okłamać. Jeśli błyskotka nie jest twoja, to poszukam jej prawdziwego właściciela. Cholera, tyle z tym kłopotu...

.

Re: Kuźnia Kazadora

24
Popatrzyłem uważnie na pierścień. Kojarzyłem go lecz nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Jeśli byłbym trzeźwy może mój umysł, by się od razu rozjaśnił. Być może ten pierścień został wykonany przeze mnie. W końcu zrobiłem kilkadziesiąt, a może kilkaset pierścieni różnego rodzaju, ale każdy mój pierścień miał moją pieczęć, inicjał imienia, wygrawerowana duża litera "K" po wewnętrznej stronie. Pochyliłem się nieco przez stół by zbliżyć się do mego gościa.

- Gorosh, powiedz mi, bo ja nie dowidzę trochę jeszcze. Czy po wewnętrznej stronie pierścienia widzisz dużą literę "K" ładnie zdobioną? Jest to mój inicjał, zawsze dodawałem do moich wyrobów, czy to miecze, topory, młotki, amulety, pierścienie, ale zawsze dodawałem w mało widocznym miejscu, by z łatwością rozpoznawać moje dzieła. Jeśli widzisz to znaczy, że ten pierścień wyszedł z mojej kuźni. - odsunąłem się z powrotem i usiadłem wygodnie na krześle, czekając na odpowiedź Gorosha.

Re: Kuźnia Kazadora

25
Staruszek podniósł pierścionek ze stołu i przymrużył badawczo oczy, wpatrując się w niego przez dłuższą chwilę. Raz po raz pociągał przy tym zakatarzonym nosem. Nie odrywał wzroku od metalowej obrączki, aż natrafił na niewielki napis wygrawerowany po jej wewnętrznej stronie. Zmarszczył brwi, próbując odczytać maluteńkie litery, ale nie podołał temu zadaniu. Runy były zbyt drobne, by ktoś w jego wieku mógł je z łatwością rozpoznać.

- Wiesz ty co? Coś tutaj faktycznie jest napisane... - powiedział do Kazadora, obracając błyskotkę w palcach.

Garosh zamrugał kilka razy, a potem wyjął z kieszeni płaszcza niewielkie szkiełko - takie, jakich używają w swych warsztatach jubilerzy oraz złotnicy. Przytknął soczewkę do oka, obserwując zza niej połyskującą powierzchnię przedmiotu i wieńczący go kamyczek. Choć doświadczenia w tej kwestii nie posiadał, to bez trudu mógł ocenić, że ów pierścionek nie jest wiele wart. Nie w Turonie, gdzie złoża szlachetnych minerałów spotyka się niemal w każdej kopani, a na niższych poziomach miasta - prawie za każdym rogiem. Kupiecka natura sprawiła, że staruszek porzucił na moment odczytywanie wyżłobionych znaków, a zamiast tego zaczął rozmyślać o tym, po ile bitek chodzą takie drobnostki na targu. Z kontemplacji wyrwała go dopiero głośna czkawka, której nagle nabawił się Kazador. Gospodarz bekał bez przerwy, oczarowany piwną magią.

- Drawid i Sandra, złączeni węzłem miłości, razem po wsze czasy... - przeczytał wreszcie drobny napis, dukając każdy wyraz z osobna. - To ślubna obrączka tego drania, Drawida! A niech mnie... Musiał ją zgubić, gdy uciekał sprzed mojego sklepu, albo kiedy wczoraj przyszedł, żeby mnie nastraszyć. Ja mu pokażę! Włożę mu ten pierścień do gardła, cholera!

Na samo wspomnienie o najemnikach w Garoshu budziły się gwałtowne emocje. On również miał z nimi poważnie na pieńku i podzielał marny los Kazadora. Starzec ochłonął i dopiero wtedy odłożył pierścień na drewniany blat. Zmarszczki pojawiły się na jego czole, gdy próbował uspokoić nerwy.

Woda w zawieszonym nad paleniskiem kociołku zaczęła się już na dobre gotować. Przeciągły syk oraz gorąca para wylatywały z rozgrzanego garnuszka. Kupczyk siedział na swoim miejscu i ani myślał zajrzeć do bulgoczącego wywaru. Pochłonęły go jakieś natrętne myśli. Kowal nadal walczył z czkawką.

.

Re: Kuźnia Kazadora

26
Mimo nietrzeźwego stanu dobrze słyszałem jak woda w garnku się zagotowała, a Garosh nawet nie kiwnął palcem, by się ruszyć. Teraz wiem, że jest bardzo podatny na ataki emocjonalne. Wystarczy go zdenerwować, a on obraża się na cały świat, no może cały Turon. Jednak ja chyba nadal nie jestem w stanie zrobić to sam.

- Garosh, czy byłbyś tak miły i zrobił mi ten napar? - na chwile zamilkłem po czym coś sobie przypomniałem - A gdzie ten twój pomocnik co miał się zgłosić do mnie, hę? Myślałem, że dogadaliśmy się. Chyba mi nie powiesz, że go wysłałeś, a on nie dotarł do mnie? - znów ucichłem lecz zostawiłem na Garoshu złowrogi wzrok, lecz po chwili spochmurniałem - Mam ci coś ważnego do powiedzenia, ale do tego muszę być trzeźwy, a po za tym... sucho mi w paszczy. Jeśli możesz zrób mi ten cholerny napar.

Re: Kuźnia Kazadora

27
- Co? Aaa, napar! Cholera, odleciałem na chwilę.

Garosh otrząsnął się nagle z zadumy, gdy słowa Kazadora podziałały na niego jak soczysty cios wymierzony w policzek. Staruszek pokręcił trochę głową, aby odegnać od siebie niektóre, zbyt natrętne myśli. Jeszcze chwilkę zwlekał, nim wstał ze swojego miejsca i zajął się przygotowywaniem ziołowego napoju. Kazador przez cały czas siedział na swoim krześle, walcząc z narastającą sennością. Alkohol jakoś nie chciał z niego jeszcze wyparowywać. Kupiec przelał zawartość kociołka do dwóch metalowych kubków, które znalazł wcześniej w jednej z kuchennych szafek. Pozostawił oba do ostygnięcia, a sam wrócił na fotel w salonie. Słyszał pytania Kazadora, ale nie spieszył się z odpowiedzią. W końcu jednak powiedział to, co miał powiedzieć, ponaglony zamglonym spojrzeniem gospodarza.

- Mój parobczak, to znaczy... Celeb. Nie pozwoliłem mu do ciebie przyjść! Jeszcze się dziwisz? Zostawiłeś mnie samego z całym tym bajzlem. Szyba rozbita, szkło porozwalane po całym sklepie... potrzebowałem jego pomocy bardziej niż ty - w Garoshu znów pojawiła się dusza furiata. - A niech cię, brodaczu! Jak będzie trzeba, to sam ci te bronie, kurde blaszka, ponaprawiam! Ale wolałbym, żeby sukinkoty z Młota dostały za swoje!

Starzec ochłonął zaraz po wykrzyczeniu tego zdania. Zapalał się i gasł równie szybko, co pochodnia na deszczu. Gdy nerwy przestały nim szargać, ruszył do kuchni po ziołowy napar dla Kazadora. Schwycił jeden kubełek, a potem wrócił do komnaty, by postawić go na stole przed podchmielonym kowalem. Zasiadł ponownie na swoim miejscu, rzucając okiem na maleńki pierścień. Obrączka leżała tuż obok metalowego kufla. Gospodarz mógł żłopać lekarstwo, podczas gdy Garosh cierpliwie czekał na to, aż wytrzeźwieje. Rozmowa z nachlanym krasnoludem bywa ciekawa, ale nigdy nie przynosi nic dobrego.

Cóż począć, biorąc pod uwagę to, że brodacze większość czasu spędzają w stanie upojenia?

.

Re: Kuźnia Kazadora

28
Napar skutecznie oczyszcza mój organizm z alkoholu, po kilkudziesięciu sekundach już widać efekty, a przynajmniej Ja je czuję. Znacznie lepiej teraz widzę, niż wcześniej. Także zaczynam trzeźwo myśleć, senność przeminęła i chwilowo mam wstręt do kolejnego spożycia jakiegokolwiek trunku. Czuję się teraz znacznie lepiej, a nawet mógłbym robić parę następnym godzin, ale co chwila ktoś mi w tym przeszkadza... Chociaż... gdyby nie Garosh to pewnie nadal bym drzemał nietrzeźwy w mej piwnicy. Następnym razem nie piję sam, obiecuję!

- Dostaną za swoje, dostaną. O to się nie bój. Przyjdź do mnie za tydzień w południe, a pogadamy, może nawet się pośmiejemy, być może będzie z czego. - popatrzyłem na gościa tajemniczym wzrokiem, jednak nie chciałem mu zdradzać szczegółów.

Wiem dobrze, że jest zezłoszczony na tą całą bandę, tak jak Ja lecz zdaję sobie także z tego sprawę, że mogą go zacząć szantażować, a wtedy sypnąłby całą akcję Moją i straży Turonu. Zapewne byłaby jadka, a ja chyba musiałbym uciekać z miasta, by przeżyć, choć pewnie i po za Turonem mają wpływy. Musiałbym żyć w ukryciu puki Młota Turina nie zostałby rozbity.

Re: Kuźnia Kazadora

29
Spłaszczone brwi Garosha i jego pytający wzrok zdradzały zdziwienie, jakie ogarnęło go po wypowiedzi Kazadora. Kowal był wyjątkowo tajemniczy. Jeszcze przed chwilą bełkotał pod wpływem piwska, a teraz ukrywał coś pod płaszczem niedopowiedzeń. Staruszek nie lubił sekretów, ale grzecznie przemilczał denerwujące zachowanie swojego towarzysza. Postanowił nie nalegać. Myślał nawet, że może zioła nie zaczęły jeszcze działać, przez co tamten gada jakieś głupoty. Żeby dopełnić sprawy, na sam koniec Garosh powiedział:

- Za tydzień. U ciebie. Będę na pewno. A mam przynieść gorzałkę?

Mogłoby się zdawać, biorąc pod uwagę okoliczności, że kupczyk tylko sobie żartuje... jednak on pytał całkiem poważnie. Niezależnie od odpowiedzi gospodarza, postanowił i tak zabrać ze sobą coś mocniejszego. Po prawdzie, nie wiedział, co go czeka, ale był strasznie zapalony. Chyba źle zrozumiał - albo nie zrozumiał w ogóle - co chodziło Kazadorowi po głowie. Szykowała się jatka, a on oczekiwał beztroskiej popijawy. Kto wie... jeśli wszystko pójdzie zgodzie z planem, to pewnie znajdzie się okazja do oblania. Gdy Garosh przestał marzyć o przyszłości, wrócił myślami do leżącego na stole pierścionka. Jego obecność - po tym, jak dowiedział się, do kogo należy - dręczyła go coraz bardziej i bardziej.

- Zrób z nim, co chcesz - rzekł do kowala, trącając obrączkę palcem. - Na mnie już czas, sklep zostawiłem otwarty. Celeb miał pilnować interesu, ale on jest... ach, nieważne. Do zobaczenia, sąsiedzie! Widzimy się za tydzień. Odwiedź mnie niedługo w moim warsztacie, to może będę miał dla ciebie jakaś zniżkę...

Starzec wstał z fotela i podrapał się po brodzie, szukając drzwi wyjściowych. Gdy odnalazł je w głębi korytarza, ruszył w ich kierunku. Wkrótce złapał za klamkę i wyszedł na zewnątrz. Dźwięk jego kroków jeszcze długo wisiał w powietrzu, aż wreszcie rozpłynął się w wieczornej ciszy. Kazador został sam na sam z własnymi myślami. Czekało go jeszcze mnóstwo pracy lub - jeśli zechce - zasłużony odpoczynek. Brodacz zdążył już sobie pospać, tedy nie czuł wcale senności. Dodatkowo, ziołowy napar nieco go orzeźwił i usunął z jego powiek resztki gnuśnego ciężaru. Krasnolud miał przed sobą jeszcze cały wieczór.

.

Re: Kuźnia Kazadora

30
- Dobry chłop z tego Garosha, mimo wszystko. Ehh... Czas się wziąć za robotę! - powiedziałem do siebie. Wstałem, już nie odczuwałem efektu upicia alkoholowego, może jeszcze trochę w głowie świdrowało lecz pełną sprawność odzyskałem. Popatrzyłem na stół, tam nadal leżał pierścień, Gorosh go zostawił dla mnie, ale po co? Po co mam trzymać własność tego kiepa?! A niech go szlag trafi. - pomyślałem.

Wziąłem pierścień ze stołu, obróciłem kilka razy w palcach przeglądając go z każdej strony. Po czym zabrałem także naczynia, położyłem w kuchni na blacie, a pierścień ukryłem w górnej szafce. Nie zastanawiałem się dłużej, ruszyłem wprost do mego warsztatu. Podsunąłem sobie krzesełko bliżej osełki, popatrzyłem na resztę nadal nienaostrzonych broni. Niby mniej, a jednak nie widzę różnicy. Biorę pierwsze lepsze narzędzie wojenne ze sterty i zaczynam je ostrzyć. Nadal przykładam wagę do dokładności, ale jednak czasu jest nie wiele dlatego priorytetem dla mnie jest szybkość z jaką to robię. Miecz za mieczem, topór za toporem, sztylet za sztyletem, aż zapomniałem o otaczającym mnie świecie. Poświęciłem się całą duszą zawodowi jakie wykonuje.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”